środa, 25 lutego 2015

Zaginiony samolot malezyjski (22 A)



Kaczyńskiego zabili sami Amerykanie: Operacja „Czerwona Róża”

Kilka dni temu znalazłem w Internecie na Facebooku poniższy tekst, który jest głosem w dyskusji na temat katastrofy z dnia 10.IV.2010 roku, w której zginęło wielu polskich osób ze świecznika, w tym para prezydencka – Lech i Maria Kaczyńscy. A oto ten tekst:

Poniższe tłumaczenie ukazało się już na kilku blogach i stronach. Zamieszczam je u siebie, ponieważ dyskusja na temat zamachu smoleńskiego jest nadal gorąca (i tak być powinno), wszelkie komisje, a także niezależni „badacze” dokładają tylko oliwy do ognia zaciemniając obraz sprawy nowymi „faktami” i teoriami.
Można mieć szereg zastrzeżeń do poniższego tekstu, jak to, że nie tłumaczy tak istotnych faktów, jak całkowitego rozerwania kadłuba samolotu. Nie odpowiada też na pytanie czy na pokładzie były wszystkie osoby, które miały rzekomo lecieć z Prezydentem. Jeszcze raz podkreślam, że nie wierzę by po katastrofie Casa kilka lat temu (która sądzę, że też był zamachem) polscy oficerowie wsiedli na pokład samolotu razem z Prezydentem i tak wieloma osobami pełniącymi w państwie najwyższe pozycje.
Na wiele pytań nikt nie usiłuje nawet dać odpowiedzi. Jednym z nich jest ustalenie kto wręczał czerwoną różę równo miesiąc przed zamachem smoleńskim. Zajście nazwane „zamachem z różą” jest bardzo podejrzane, szczególnie że różę Kaczyńskiemu wręczał osobnik w jarmułce, tak jakby chciał zamanifestować swoją żydowską przynależność. Symbolika w tym wypadku wydaje się bardzo podejrzana.
Czy ktoś wrócił do tematu angielskojęzycznego osobnika, który rzekomo przebywał w wieży kontrolnej? Co się stało ze światłami na lotnisku, że po katastrofie je tak starannie wymieniano? Tych pytań są setki.
Zmyłka z GPS-em mogła być jednym z elementów zamachu – akcje służb specjalnych różnią się tym od amatorszczyzny, że są tak przemyślane by były udane w 100 procentach. Pamiętajmy, że USA nie rządzą już Amerykanie – zarówno rząd, jak i wszystkie agencje rządowe, służba zdrowia, wojsko, edukacja itd. są w rękach bolszewików – tych samych ludzi, którzy wymordowali dziesiątki milionów chrześcijan w Rosji i innych krajach.
Rosyjskie służby wyjaśniły, w jaki sposób został zabity L. Kaczyński. Katastrofa prezydenckiego Tu-154M wynikła wskutek złośliwego przeorientowania satelitarnego systemu, produkcji amerykańskiej, zainstalowanego na pokładzie samolotu. Wskutek tego pilot w złych warunkach pogodowych nie zdążył na czas zareagować i wyciągnąć samolotu ze spadania. (…)
Przy oględzinach miejsca upadku, specjalistów najbardziej zadziwiło, dlaczego samolot odchylił się od ścieżki nalotu aż o 500 metrów i znalazł się tylko 5 metrów nad ziemią, zamiast 60 według ekspertów, Amerykanie lokalnie zmienili poziom ziemi w systemie GPS samolotu. Nikt, oprócz specsłużb USA, nie jest w stanie lokalnie zmienić współrzędnych GPS.
Taka możliwość została wymyślona dla wykorzystania w okresie wojny. Na przykład w okresie napaści Gruzji na Południową Osetię w roku 2008 rosyjscy artylerzyści zderzyli się z problemem przesunięcia w ogólnodostępnym sygnale GPS. Amerykanie przesunęli w tej strefie współrzędne o 300 metrów. W rezultacie rosyjscy artylerzyści nie mogli posługiwać się ogólnie dostępnym systemem GPS. Ta teza się potwierdziła, gdy po stronie gruzińskiej zostały przejęte rządowe Hummery z zapasowymi dyskami do wprowadzenia do urządzeń GPS na ich pokładzie.


Moje 3 grosze


Czy coś takiego jest możliwe? Najpierw po przeczytaniu tego tekstu wzruszyłem ramionami – ot, jeszcze jedna teoryjka wylęgła w jakiejś głowie niedowarzonej, kolejny przypał chciałby mieć swoje wielkie 5 minut w historii i wymyślił teoryjkę, która wkrótce i tak trafi do lamusa, jako niedorzeczna. Tak już nawiasem, hipoteza o manipulowaniu wskazaniami GPS pojawiła się w śledztwie na samym początku i… szybko znikła wyparta przez wrzaski „genetycznych” polskich „patriotów” i „teorie” różnych „specjalistów” m.in. z USA, sprowadzonych przez Antoniego Macierewicza.

Pogląd ten zmieniłem wtedy, kiedy przypomniały mi się wydarzenia z września 2010 roku, kiedy to bawiłem na urlopie w Międzyzdrojach. Przez tydzień jeździliśmy tam i sam zwiedzając wszystko, co się dało zwiedzać i oglądając wszystko, co się dało oglądać. Typowa wycieczka turystyczno-krajoznawcza, którą zrealizowaliśmy w 90% mimo dość paskudnej, wietrznej i deszczowej pogody. Ale co to ma wspólnego z katastrofą rządowej „tutki”?

Otóż ma. Podróżując po wyspach posługiwałem się pokładową nawigacją GPS, którą miałem zamontowaną w samochodzie. Pewnego dnia zauważyłem, że – UWAGA! – wskazania GPS nie pokrywają się z tym, co miałem w terenie. Różnica sięgała nawet 100-250 m! Wtedy tłumaczyłem to konfiguracją terenu i możliwością zalegania pod ziemią większej ilości meteorytowego żelaza… Sprawę opisałem na stronie - http://wszechocean.blogspot.com/2012/08/podroz-uczona-do-polskiej-atlantydy-1.html i dalsze.

Drugi przypadek miałem niedawno na Słowacji. Jechałem właśnie z Dolnego Kubina do Trsteny. Przejeżdżając obok templariuszowskiego zamku w Oravskim Podzamku ze zdumieniem zauważyłem, że mój nawigator GPS „zwariował” i podaje jakieś dziwne wskazania wysokości n.p.m. i przez 2-3 minuty miałem jakieś dziwne odczyty różniące się nawet o 100 m. Zwaliłem to na karb aktywności słonecznej, jakiejś burzy magnetycznej albo zakłócenia odbioru sygnałów z satelitów, i zapomniałem o tym. Aż do wczoraj.

Czy to coś ma wspólnego z katastrofą polskiego samolotu? Nie wiem czy tak było, ale jeżeli tak, to mieć mogło. Wskazania wysokości n.p.m. GPS nie mają znaczenia w przypadku samochodu, który porusza się na dwuwymiarowej płaszczyźnie, ale mają kolosalne znaczenie w przypadku samolotu poruszającego się w trójwymiarowej przestrzeni! Taki zamach mógłby być zrealizowany i byłby nadzwyczaj skuteczny – cel zostałby zniszczony.

Spójrzmy jeszcze na okoliczności tej katastrofy: ograniczona widoczność - mgła nad lotniskiem. Idealna pogoda własnie do takiej operacji dezorientujacej pilotów, którzy do końca wierzyli przyrządom nie zwracajac uwagi na wszelkie alarmy - to rozpaczliwe PULL UP! PULL UP!... 

Tylko pozostało odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: cui bono, cui prodest? Komu zależało na zabiciu polskiego prezydenta i towarzyszących mu osób? Osobiście jestem przekonany, że jeżeli to był zamach, to jego celem była nie tyle para prezydencka czy towarzyszący jej notable, ile wszyscy Polacy, których ta zbrodnia jeszcze bardziej podzieliła. I o to właśnie chodziło, by Polacy skakali sobie do oczu, podczas gdy sprawcy zamachu stali z boku i wyciągali z niego kolejne korzyści. Pod tym względem technika manipulacji ludzkimi umysłami przypomina mi operacje tego typu prowadzone przez CIA w bananowych republikach, do poziomu których Polska doszlusowała po 1989 roku.

Myślę, że jest to także wyjaśnienie tego, co stało się z malezyjskim samolotem, który tajemniczo zaginął gdzieś nad którymś z oceanów w dniu 8.III.2014 roku. Teraz wydaje się to wyjaśnione – skoro można wprowadzać błędne dane do konkretnych odbiorników GPS, to ktoś mógł zmylić załogę lotu MH370 oraz QZ-8501 i wyprowadzić maszynę z ludźmi diabli wiedzą, dokąd, w warunkach złej widoczności: noc, burza, mgła... A jeszcze jak na pokładzie znajdował się sabotażysta… Jednym słowem – ta hipoteza wiele wyjaśnia.