piątek, 22 maja 2015

POWRÓT METANOGODZILLI (4)



Kamaishi, godz. 20:30 JST


Pan Sasaki dotrzymał słowa. W wieczornym serwisie informacyjnym NHK zobaczyłem swoją gębę i zdubbingowany wywiad ze mną.
- Jesteś teraz sławny na całą Japonię – powiedziała Janta siadając obok mnie z czarką herbaty w dłoniach – zaraz pęknę z dumy…
- A to oznacza kłopoty, jak się domyślasz – odpowiedziałem – to oglądali także via NHK-English na Okinawie, Hawajach, Ameryce Łacińskiej, w Europie, no i oczywiście w Stanach. No i nasi fąfle z Twierdzy Andyjskiej też.
- Czy wystarczą ci te dwie dziewczyny do ochrony? – zapytała z niepokojem – to będą wyszkoleni mordercy, nie to, co ci amatorzy z Kostaryki.
Pociągnąłem łyk aromatycznego napoju ze swej czarki.
- Nie, ale w każdej chwili może nadejść wsparcie. Mówiąc między nami, to cały personel tego hotelu pracuje w lub dla JXFSD. Przyjrzyj się im, to wszystko młodzi, wysportowani ludzie… Tutaj nie ma nikogo w średnim wieku.
- Yhmmm… - mruknęła – zauważyłam.

Podniosła się i weszła do łazienki. Po kilku minutach wróciła z niej odziana w białe majteczki i różowy top na ramiączkach.
- Jak wyglądam? – zapytała kokieteryjnie.
- Jak zawsze, to znaczy seksownie – odparłem przyglądając się jej uważnie.
Parsknęła śmiechem i uklękła obok mnie.
- Zdejmuj to – powiedziała zdzierając ze mnie sweter – nie po to przepłynęłam taki kawał świata, by teraz toczyć z tobą intelektualne pogaduszki.
- Wiesz, co mnie bawi? – zapytała patrząc na mnie, jak zdejmowałem z siebie ubranie. – To, że mam spać ubrana, a przecież większość życia spędzam nago…
- No tak, ale w wodzie raczej trudno się pływa w ubraniu? – odparłem.
- Raczej trudno… - rzekła i oboje roześmialiśmy się. 
Zrzuciłem z siebie ubranie i zostałem tylko w spodenkach. I dobrze się stało, bo po chwili usłyszałem delikatne pukanie.
- Otwarte – powiedziałem.
W rozsuwanych drzwiach stanęła Yuka. Miała na sobie granatowy szlafroczek. Cicho wsunęła się do środka.
- Przepraszam – powiedziała – widzę, że jestem nie w porę?
- Bynajmniej – odparłem – poznaj moją żonę. Janto, to jest Yuka, Yuka to jest Janta.
Janta podniosła się i podeszła do niej. Była wyższa o Yuki co najmniej głowę. Podały sobie ręce.
- O co chodzi, Yuka-san? – zapytałem.
- Mam dla was propozycję – odrzekła nieco bezceremonialnie i bezczelnie – a mianowicie, macie może ochotę na masaż nuru?
Janta posłała mi pytające spojrzenie.
- To taki seksowny masaż całego ciała w specjalnym żelu wygładzającym skórę – wyjaśniłem.
- Wiem, co to jest – odparła – ale czy ty masz na to ochotę?
- Jak ty tak, to ja też – odpowiedziałem. – Ale we czworo?
- We troje – odrzekła Yuka – Sima będzie nas pilnować.
- No to idziemy z tobą – rzekła Janta.

Podniosłem się z posłania i nałożyłem na siebie koszulkę. Obie kobiety wyszły, więc podążyłem za nimi. Perspektywa masażu nuru nakręciła mnie, szczególnie że byłem ciekawy tej apetycznej Japoneczki…


Kamaishi, 10/11.III.2012 r. – noc


Leżeliśmy obok siebie znowu w naszym pokoju. Miękka ciemność otuliła nas bezpiecznym kokonem. Za oknem skrzyła się gwiazdami marcowa noc. 
- Powiedz mi wreszcie, co tutaj robisz. Bo chyba nie po to przepłynęłaś Pacyfik by się ze mną kochać? Co się dzieje?
Westchnęła.
- No wiesz? – szepnęła – a ja miałam nadzieję, że się ucieszysz…
- Cieszę się – odparłem – nawet nie wiesz jak bardzo. Ale jest jeszcze jeden powód, nieprawdaż?
Obróciła się do mnie.
- Jest – westchnęła – i dlatego przybyłam cię prosić o pomoc…
- A w czym konkretnie? – zapytałem.

Usiadła na posłaniu eksponując swe nieduże ale pełne piersi Syreny.
- Po wielkim tsunami, które było spowodowane tak jak słusznie przypuszczasz, nałożeniem się fal powstrząsowej i poeksplozyjnej – zaczęła – objęliśmy ten rejon dokładną obserwacją.
- Kto objął? Morski Lud?
- Tak. O także niebezpieczeństwo dla nas i części naszych instalacji na dnie Wszechoceanu. I podobnie jak ty doszliśmy do wniosku, że ktoś mógł indukować wybuch klatratów metanowych. Na przykład detonując mały ładunek nuklearny. Niestety, nie byliśmy tego w stanie stwierdzić, bo nie mieliśmy takich możliwości.
- No nie! Naprawdę?
- Oczywiście – Janta usiadła po turecku i wbiła we mnie swe jarzące się w ciemnościach na zielono oczy – nie mogliśmy nawet wpłynąć do Rowu, bo trwało tam przemieszczanie się prądów zawiesinowych i żaden nasz statek nie był w stanie tam wpłynąć. To te klatraty spowodowały ich powstanie.
- Ale mogliście zrobić pomiary… - zacząłem.
- Nie, nie mogliśmy, bo do oceanu wlała się ogromna ilość skażonej trytem i innymi paskudztwami wody z Fukushimy. Nawiasem mówiąc co za matoł zlokalizował tak elektrownię jądrową!? Jakby prosił się o katastrofę!
- Ciiii… – szepnąłem kładąc jej palec na usta – tu nie ma podsłuchów, ale za ścianą, sama rozumiesz. Ściany mają uszy – dodałem po rosyjsku.
Westchnęła i wstała po to, by przynieść butelkę wody mineralnej. Otworzyła, wzięła dwa łyki i kontynuowała swą opowieść.

- Przez długi czas nie mogliśmy dojść do tego, co tam się naprawdę stało. nasi ludzie w JAM zbierali informacje z waszych stacji sejsmicznych i dzięki temu też doszliśmy wreszcie do wniosku, że ktoś wykorzystał trzęsienie ziemi jako wyzwalacz do wybuchu pokładu wodzianu metanowego i co za tym idzie, stworzył nowe zagrożenie dla środowiska. A jak sam rozumiesz, o zjawisko można wykorzystać jako broń masowego rażenia, która działa w dwojaki sposób: raz jako niszczycielskie tsunami, dwa jako generator efektu szklarniowego. No i dwa tygodnie temu zaobserwowaliśmy, że ktoś wrzuca do Rowu pojemniki z czymś, co udało się nam zidentyfikować jako radioaktywne „pastylki” paliwowe…
- Pręty paliwowe – poprawiłem ją bezwiednie.
- …pręty paliwowe – dokończyła. – Nasze dochodzenie wykazały, że są to zużyte pręty paliwowe i gruz z elektrowni jądrowej w Fukushimie… Niemal sto osiemdziesiąt pojemników, każdy o masie około pięciu ton.
- To niemożliwe! – tym razem o ja wykrzyknąłem. – Przecież TEPCO nie byłoby aż tak nierozważne, żeby wyrzucać to gorące świństwo do Pacyfiku!...
- A jednak – odparła Janta – to są właśnie odpady z Fukushimy. Tego jesteśmy pewni. Na pojemnikach jest logo TEPCO. Poważka!
Tym razem usiadłem i ja.
- Jesteś tego pewna?
- Na bank.
- Aha, i jeszcze jedno – dodała – na miejscu, gdzie do Rowu zrzucane są te pojemniki widzieliśmy kilka razy dużą łódź.
- Łódź? – zapytałem zdumiony – jaką łódź?
- Pięćdziesięciostopowa, dwuredanowa, z potężnym silnikiem, dwuśrubowa, cholernie szybka. Jakiś sportowy, rasowany model. Wyciąga co najmniej pięćdziesiąt węzłów bez problemów.
- Bandera?
- Właśnie że bez bandery i jakichkolwiek oznaczeń. Piraci.

- No tak – pomyślałem – nie wywieszenie bandery na statku w myśl przepisów IMO jest traktowane jak piractwo. Nie, to po prostu jest piractwem.
- I to oni zrzucali te pojemniki? – zapytałem.
Skinęła głową.
- Ciekawe. Ale myślę, że to nie była robota TEPCO. Idę o zakład, że TEPCO zleciło komuś utylizację czy likwidację tego barachła, a ten ktoś wziął za to kasę i zutylizował to wszystko topiąc to paskudztwo w Rowie Japońskim. TEPCO jest w świetle jupiterów i kamer – nie odważyliby się na coś takiego…
- Aha, i jeszcze jedno. Jest bardzo ciekawie zbudowana, niemal same ostre kąty…
- Stealth – przemknęło mi przez głowę.
- … i jest pomalowana ciemnoszarą farbą.
- Typowa konstrukcja stealth – powiedziałem na głos. – Niewidzialna dla radaru.
- No to jak ją znajdziemy? – moja Syrena spojrzała na mnie z nadzieją w oczach.
- Łatwiej, niż ci się wydaje – odrzekłem. – Złapiemy ich na… słuch.
- Sonarem?
- Sonarem, wszak mówiłaś, że ma potężny silnik, a także dwie śruby?
- N-no tak – przyznała z pewnym ociąganiem.
- No to super. Ona musi robić bardzo dużo hałasu, więc łatwo ją namierzycie powyżej termokliny.
Zastanowiła się na moment.
- No, masz rację… - przyznała.
- No widzisz, a teraz chodź spać, bo już późno…

Obudziłem się nad ranem, kiedy niebo już bladło. Spod podłogi niósł się głuchy pomruk, szyby w oknach podzwaniały w jego takt. Gdzieś pod oceanem trwało trzęsienie ziemi.


Kamaishi, 11.III.2012, 09:00 JST


Nie chciało się nam wstawać, ale musieliśmy się zabrać za wykonanie naszych zadań. Przede wszystkim musieliśmy uprzedzić Wodnych Ludzi i przekazać im sposób postępowania. Byłem ciekawy, jak Janta przekaże im tą wiadomość. I dowiedziałem się!

Poszliśmy po śniadaniu na falochron, gdzie Janta rozejrzała się po spokojnych wodach zatoki.
- Patrz i ucz się – rzekła i wydała z siebie dźwięk o częstotliwości tak wysokiej, że prawie niesłyszalny.
- To ultradźwięk? – zapytałem.
Skinęła głową.
Naraz ciemne wody drgnęły i pojawiła się w nich charakterystyczna płetwa. Butlonos!

Faktycznie, był o delfin, który podpłynął do kamiennego falochronu i wystawił głowę w odległości kilku metrów od nas. Zaćwierkał. Janta odćwierkała, a następnie wydała z siebie kilka serii bardzo wysokich pisków. Delfin skinął głową i wykonał błyskawiczny zwrot machając na pożegnanie ogonem, tak jak czyniła to Janta...
- No – odetchnęła z ulgą – mamy to z głowy. Będziemy musieli przyjść tutaj za siedem i pół godziny – dodała patrząc na mój zegarek. – Jak widzisz delfiny, to nasi posłańcy, foki to nasze pieski…
Trudno się było z tym nie zgodzić.
- Co robimy? – zapytałem.
- Spróbujemy się czegoś dowiedzieć o TEPCO i ich podejrzanych konszachtach – powiedziałem. – W Internecie niczego na ten temat nie będzie, ale damy cynk naszym przyjaciołom z JXFSD. Oni już to pchną do przodu.

I faktycznie. Nasze ochroniarki zainteresowały się opowieścią Janty, którą podałem im tak, by nie zdradzać pierwotnego źródła informacji. Zresztą one nawet o to nie pytały, w lot zorientowały się jak ważną poszlakę udało się im złapać. Powiadomiono przede wszystkim JCG[1] i morskie jednostki JSDF[2], uruchomiono wszystkie możliwości obserwacji morza w okolicy Rowu. Trzeba było działać bardzo szybko i jednocześnie bardzo ostrożnie. Tymczasem w Tokio rozkręcano błyskawiczne śledztwo w sprawie przekazania przez TEPCO do utylizacji materiały radioaktywne i promieniujący gruz z Fukushimy.





[1] Straż Przybrzeżna.
[2] Japońskie Siły Samoobrony.