wtorek, 26 maja 2015

POWRÓT METANOGODZILLI (8)



Pacyfik, godz. 23:50 JST


Trzej mężczyźni podnieśli się na swych fotelach.
- Do zrzutu minus dwadzieścia sekund – usłyszeli głos pilota.
Siedzący pośrodku von Altscher pochylił się tak, jakby chciał włożyć głowę pomiędzy kolana. W rzeczywistości wyjął z cholewy prawego buta nieduży rewolwer. Odwiódł kurek i prostując się strzelił pilotowi w tył głowy. Jeszcze nie przebrzmiał huk wystrzału, kiedy odwrócił się i strzelił w pierś Winklerowi. Potem odwrócił się ku Brenneckemu.
- Co ty… - wykrzyknął tamten z oczami rozszerzonymi ze zdumienia – czy ty… 
- …a ja tak… - odpowiedział i strzelił po raz trzeci.
Łatwo poszło – pomyślał.

Samolot leciał prowadzony przez autopilota. Jego jedyny pasażer znajdował się z trzema trupami i bombą wodorową na wysokości ponad stu kilometrów. Von Altscher zastanawiał się, co robić. Mógł sprowadzić samolot na ziemię czy wodować na oceanie, ale nie był pewien, czy dałby radę go sprowadzić. Mógł zawrócić, ale już nie miał do czego. Spojrzał na zegarek. Naraz z dylematu wyrwał go buczący brzęczyk. Spojrzał na tablicę rozdzielczą i zmartwiał. Na ekraniku płonął czerwienią napis:


JESTEŚ NAMIERZANY RADIOLOKACYJNIE


Zrozumiał, że samolot został oświetlony wiązką z radiolokatora i że czasu ma niewiele. Jak na ćwiczeniach włożył na głowę hełm i otworzył zawory buli z powietrzem. Szybko sprawdził szczelność skafandra i podniósł kopułkę włącznika katapulty. Nacisnął go i z potężnym hukiem wpadł w ryczącą ciemność. Czerń nocy otoczyła go ze wszystkich stron…


Kioto, Sztab JXFSD, godz. 23:51 JST


- Generale, brak odpowiedzi – porucznik Masako Kao zameldowała to głosem, w którym wyczuwało się napięcie.
- Generale! Od głównego obiektu oderwał się jakiś mniejszy obiekt! – rozległ się głos chorążego Davida Izumi, który patrzył na ekran radiolokatora.
- Bomba? – generał zapytał spokojnie – czy…
- Nie, to nie bomba, to chyba pilot…
- Katapultował się? – generał podniósł głos.
- Na to wygląda. Tylko dlaczego?
- I tak trzeba to zestrzelić – zdecydował – pułkowniku Kawata?
- System gotów do akcji – odparł tamten.
- Odpalać – generał wydał rozkaz zdecydowanym tonem.
Kawata nacisnął jarzący się rubinowo przycisk odpalania, który zgasł. Gdzieś na wschodnim wybrzeżu Japonii została wystrzelona antyrakieta, która szybko nabierając wysokości mknęła ku swemu celowi…


Pacyfik, godz. 00:05 JST


Leciał koziołkując w ryczącej ciemności. Przymocowany do fotela czuł straszliwe uderzenia powietrza, którego tutaj, na wysokości stu kilometrów nad Ziemią prawie nie było, ale prędkość z jaką leciał zagęszczała je. To fotel chronił go przed natychmiastową śmiercią. Jeszcze trochę, i nad głową powinien pojawić się mały spadochron, który ustawi go we właściwej pozycji. I rzeczywiście, nagłe szarpnięcie postawiło go brutalnie nogami w dół.
Żeby tylko spadochron główny się otworzył – pomyślał. – No i fotel odpadł we właściwym czasie.
W przypadku wodowania pociągnąłby go natychmiast na dno… - chociaż tego nie był pewny, bo opracowano fotele, które zamieniały się w małą dinghy w przypadku wodowania. Planując ucieczkę nie wziął tego pod uwagę.

Naraz wysoko nad nim zauważył dwa lecące ku sobie światła. Pierwsze z nich i większe było światłem płomieni z dysz silnika rakietowego jego samolotu, zaś drugie…
Nie dokończył myśli, bowiem światełka połączyły się na moment i jego oczy poraził przeraźliwy błysk białego światła. Ognista kula pęczniała na niebie świecąc wszystkimi barwami tęczy…
- Mein Gott! To wybuch atomowy! – przemknęło mu przez głowę.
Znajdował się kilkadziesiąt kilometrów od punktu zerowego eksplozji, skafander i fotel powinny ochronić go przed promieniowaniem, ale czy ochronią przed falą uderzeniową, tego nie był pewien. Poczuł potężne uderzenie powietrza, ale nie takie silne jakiego się spodziewał. Odetchnął z ulgą. Byle tylko Japończycy nie zestrzelili go jako bombę.


Kamaishi, 12.III.2012, godz. 00:05 JST


Jaskrawy błysk przeciął ciemność nocy wydobywając na moment otoczenie i zalewając je upiornym, ciężkim białym blaskiem.
- O jasny gwint! – wykrzyknęła Janta po polsku wskazując na niebo nad oceanem – look up!
Spojrzeliśmy we wskazanym kierunku. Jaskrawa kula powoli rozprężała się na niebie powoli ciemniejąc.
Odruchowo zacząłem liczyć, by dowiedzieć się, w jakiej odległości doszło do wybuchu atomowego.
Bo to był wybuch atomowy, co do tego nie miałem najmniejszych wątpliwości…
- To chyba pozdrowienia z Twierdzy Andyjskiej – mruknął major.

Staliśmy kilka minut obserwując rozprężający się w jonosferze świecący obłok brudnobiałych dymów. Wkrótce na ocean spadnie radioaktywny deszcz – pomyślałem.
- Wiecie, co mnie dziwi? – odezwał się major Wazami.
- Co? – zapytaliśmy unisono.
- To, że te skubańce strzelały nie tyle do pani, ile do delfina -  powiedział w zamyśleniu – czemu przeszkadzał im delfin…?
- Pewnie Janta stała na linii ognia i pociski poleciały w jego kierunku tylko dlatego, że nie trafiły w nią – odparłem.
- Pewnie tak było – mruknęła bez przekonania.
To było dla majora Wazamiego i ludzi z JXFSD. W rzeczywistości był to komunikat dla mnie, że ktoś mógł się domyśleć kim NAPRAWDĘ jest Janta i jaką rolę w tej sprawie pełnią delfiny. No i wydał zlecenie zlikwidowania Janty i delfinów, które koło niej się kręciły. Omal się im to udało…
- Może ktoś wziął delfina za płetwonurka? – Wazami spojrzał na Jantę z zainteresowaniem – delfin ma podobne rozmiary, i…
- Możliwe – wzruszyłem ramionami, ale w moim mózgu zapaliło mi się drugie czerwone światełko.

Wazami był żołnierzem z JXFSD, formacji przeznaczonej do walki ze wszelkimi zagrożeniami, które nie wpisywały się w północnokoreańskie rakiety i chińskie megatonówki. Ale za to Szaraki, Godzilla, UFO, gadające delfiny i Wodni Ludzie – tak. Trzeba było się pilnować. Wymieniłem błyskawiczne spojrzenia z Jantą. Zrozumieliśmy się bez słów.  Oboje nie mieliśmy ochoty odpowiadać na masę głupich pytań. Na dodatek Janta nie miała żadnych dokumentów.


- Cholera… - pomyślałem – jeszcze ten problem.

CDN.