niedziela, 18 października 2015

Kosmiczne okręty na orbicie



Oleg Fajg


Nie tak dawno „Newsweek” opublikował zdjęcie „broni promienistej Terra-M”. Według informacji wydawnictwa, zamontowawszy ten „wojskowy laser napowietrznego bazowania” na samolocie Ił-76 Rosja może przeciwdziałać wszelkim satelitom szpiegowskim.

Istnieją także radzieckie/rosyjskie projekty powietrzno-kosmicznego kosmoplanu. I tak jeden z kierowników prac nad zaprojektowaniem MTKK BuranG. E. Łozino-Łoznickij przedłożył do rozpatrzenia system wielokrotnego użytku, którego pierwszym stopniem będzie samolot-nosiciel Mrija. Będzie on mieć za zadanie dostarczyć na wysokość podorbitalną drugi stopień – orbitalny samolot z podwieszonym zbiornikiem paliwa – ten ostatni będzie jedynym jednorazowym elementem całego systemu transportowego. Według obliczeń, orbitalny samolot może wywozić na niskie orbity wokółziemskie – LEO do 7 ton ładunku w wariancie pilotowanym. W wariancie bezpilotowym – 8 ton.

A.  I. Szmygin – „SDI oczami rosyjskiego pułkownika”


Projekt Sokół-Eszelon


30 lat temu, na jednym z sekretnych podmoskiewskich poligonów wystartowały w powietrze dwa modele samolotów Ił-76 wyposażone w wojskowe lasery – laserową broń radiacyjną - LBR. W ten sposób zapoczątkowano realizacyjny etap Projektu Sokół-Eszelon. Z danych z prac konstrukcyjno-doświadczalnych wynikało, że uczeni i inżynierowie radzieccy przedsięwzięli stworzenie przeciwwagi prac amerykańskich  nad całą grupą LBR zdolnych do niszczenia rakiet.

Po rozpadzie ZSRR rozwijanie Projektu Sokół-Eszelon zostało przerwane, zaś osprzętowanie zakonserwowano. Jednakże dzisiaj cały szereg zachodnich mediów uparcie twierdzi, że rosyjscy wojskowi wznowili wydzielone kierunki radzieckiego projektu laserowego, przy czym są to nowe optyczne generatory kwantowe wielkiej mocy z podstawowym przeznaczeniem do walki z obiektami orbitalnymi.

Ostatnia praca Taganrogskiego Kompleksu Awiacyjnego im. G. M. Beriewa – A-60 przypomina eksperymentalne amerykańskie laserowe działo zamontowane na pokładzie samolotu Boeing-747. Obydwa samoloty mają masywne wzmocnienia części dziobowej, a na górnej części kadłuba znajdują się kopułki kryjące dodatkowe wyposażenie – zob. YT - https://www.youtube.com/watch?v=pKdA5SkItww. Ale i na tym podobieństwo się kończy, bowiem Amerykanie mieli swój laser we wzmocnionej części dziobowej, zaś A-60 ma w swej górnej części rufowej. Ta właśnie właściwość pozwala A-60 na rażenie celów orbitalnych.



Ciekawie wygląda logo A-60. Na nim widzimy sokoła niszczącego statek kosmiczny lecący ponad Biegunem Północnym w kierunku Rosji.


Strzelanie do okien


Mimo tego, zbudowanie efektywnej obrony przeciwrakietowej z użyciem laserów o wielkiej mocy wcale nie jest takie proste. To w swoim czasie dokładnie zrozumiał Ronald Reagan z jego „gwiezdnymi wojnami”. Nie jest łatwo w określonym czasie wejść w wąskie „okna”, przez które przelatują flotylle wrogich międzykontynentalnych balistycznych pocisków rakietowo-jądrowych czyli ICBM oraz pocisków balistycznych wystrzeliwanych z okrętów podwodnych czyli SLBM. Reaganowska SDI czyli Inicjatywa Obrony Strategicznej zakładała, że orbitalne aparaty będą razić potężne wiązki promieniowania gamma - γ i rentgenowskie - X o potwornej mocy, a także potoki szybkich neutronów. Podstawą scenariuszy SDI była multispektralna obrona antyrakietowa czyli obrona przeciwbalistyczna – OPB. Zgodnie z tymi planami, ocalałe z pogromu w „oknach” ICBM powinny zniszczyć lasery i wiązkowe generatory drugiej linii obrony. Zakładano, że moc wszystkich tych naziemnych, stacjonarnych i mobilnych stanowisk ogniowych będzie pięciokrotnie przewyższała swą mocą i celnością mocą rażenia konwencjonalne systemy rakietowe klasy ziemia-powietrze i ziemia – przestrzeń kosmiczna.

I tak, współczesna kosmiczna OPB włącza pierwszą linię obrony od „systemu strefowej obrony”, który składa się z kilku szeregów wojskowych kosmicznych stacji LBR latających na różnych orbitach. Orbitalne promienniki powinny zdążyć zniszczyć wrogie ICBM i SLBM nad miejscem ich startu, w punktach ich największej podatności na zniszczenie. Następnie następuje atak lotniczych grup (to właśnie odróżnia go od pierwotnego planu „naziemnego” SDI) z laserami na pokładach. A zakańczają działania OPB rozliczne rakietowe systemy ziemia-powietrze, ziemia-przestrzeń kosmiczna. Uważa się za optymalne, jeżeli każdy pas „kosmicznej obrony” zniszczy nie mniej niż 90% ocalałych rakiet przeciwnika.

Dla SDI kamieniem, o który się potknięto, stały się potężne glasery – czyli lasery na promieniowanie γ i X. Problem polega na tym, że ładowanie systemów laserowych tych urządzeń opierało się na wybuchach jądrowych. Tylko w ten sposób można było spowodować, że glaser był w stanie wyemitować na tyle intensywny strumień energii, który byłby w stanie przemienić lecące w odległości tysięcy kilometrów ICBM w obłoki plazmy.


Druga linia obrony


Druga linia kosmicznej OPB w postaci systemu dokładnej obrony jest przeznaczona do likwidacji ICBM, które przedarły się przez pierwszą linię obrony – system obrony strefowej. W pewnej chwili, w czasie SDI, wydawało się, że drugą rubież obrony można będzie utworzyć z naziemnych laserów o wielkiej mocy. Ich działanie mogłyby uzupełnić satelity-zwierciadła odbijające, ogniskujące i przekazujące dalej wiązki energii świetlnej. Akcja ta także miałaby się odbyć w przestrzeni kosmicznej.

Radiofizycy i inżynierowie-elektronicy od razu poddali krytyce ten schemat drugiego eszelonu kosmicznego OPB. Wyjaśniono, że różnorakie warunki atmosferyczne jak np. turbulencje, mogłyby zmniejszyć do minimum „strzały z naziemnych dział laserowych”. Tak powstała idea powstania latających laserów, które mogłyby latać nad frontami burzowymi oraz huraganami, tajfunami, itp.
Tym niemniej, już zaczęta realizacja „misji SDI” wywołała fale krytyki po obu stronach Atlantyku. Przede wszystkim krytykowano niedostateczne przygotowanie naukowej strony projektu. Przede wszystkim wytknięto autorom SDI, że kolosalne rzeki energii elektrycznej do ładowania laserów i generatorów cząstek szybkich dostarczy… „synteza termojądrowa”. Należy wyjaśnić, że problem uzyskania kontrolowanej syntezy termojądrowej nadal jest w lesie.

Poza tym do dziś dnia panuje przekonanie, że optyczne generatory kwantowe emitujące jedynie silne impulsy mogłyby pracować zaledwie kilka minut w warunkach współczesnego, szybkozmiennego pola walki. Do tego uzyskanie „dział laserowych” wymagałoby rozwinięcia wielu gałęzi wiedzy takich jak kwantowa optyka, nieliniowa spektrografia i innych.

Następny problem z SDI polegał na skonstruowaniu superkomputerów o ogromnej mocy obliczeniowej o oprogramowania do nich. Faktycznie mowa była o skonstruowaniu gigantycznej sztucznej inteligencji, która byłaby w stanie podejmować optymalne decyzje w najkrótszym czasie, razić tysiące celów. Mówi się, że podobne idee natchnęły hollywoodzkiego reżysera Jamesa Camerona do nakręcenia serii filmów „Terminator”, gdzie rządzi wojskowy superkomputer SKYNET. Dokładnie według scenariusza uderzenia prewencyjnego SDI, ten elektroniczny potwór prowokuje jądrową katastrofę i likwiduje ludzi, którzy ją przeżyli…


Zabezpieczenie inżynieryjno-techniczne


Kiedy pracujący nad podstawami SDI przeszli od globalnych problemów naukowych do zabezpieczenia inżynieryjno-technicznego kosmicznej OPB, to czekały na nich kolejne trudności. Przede wszystkim należało zbudować konceptualny schemat rozmieszczenia i złożonej pracy wielkiej ilości sensorów zapewniających rozpoznawanie, przechwyt i automatyczne prowadzenie celów. Z jednej strony trzeba było rozmieścić cała flotę laserowych orbitalnych platform, satelitów i okrętów, a z drugiej zabezpieczyć je przed atakiem orbitalnych myśliwców przechwytujących nieprzyjaciela. A o tym, że podobne aparaty istnieją naprawdę doskonale wiedziały CIA, Pentagon i NATO.

Poza prowadzeniem „orbitalnych potyczek” pomiędzy „kosmicznymi myśliwcami” oraz ochroną i obroną podstawowych laserowych stacji bojowych z pierwszego eszelonu, pozostało jeszcze zadania kontrolowania Teatru Działań Wojennych – TDW – w tym przypadku wszelkich obiektów kosmicznych znajdujących się na orbitach wokółziemskich. Wszelkie opracowane informacje należałoby przeprowadzać w reżimie czasu realnego, co wymaga nie tylko kolosalnych komputerów o ogromnej mocy obliczeniowej, ale i innowacyjnych metod ich programowania.

Mówi się, że niepoprawny optymista, zaciekły antykomunista i wielki zwolennik rozwijania SDI prof. Edward Teller był zdumiony słabościami „kosmicznej floty” z jej gigantycznymi laserami i akceleratorami cząstek. Dla zniszczenia całej armady orbitalnej rubieży kosmicznej OPB wystarczyłoby jedynie 5-6 1-megatonowych ładunków! Według dalszego, najbardziej optymalnego scenariusza, przez drugą i trzecią rubież obrony mogłoby przelecieć 30-40% ICBM przeciwnika. Tak czy inaczej, wszystko to zakończyłoby się straszliwą katastrofą i dla wymordowania narodu nawet nie potrzeba by było „zimy jądrowej”.

[We wrześniu 1996 roku, w czasie II Międzynarodowej Konferencji Ufologicznej, znany amerykański ufolog węgierskiego pochodzenia płk dr Kolomán von Keviczky przedstawił własną koncepcję użycia systemów SDI nie tyle do walki z radzieckimi ICBM, ale z … UFO! Według niego SDI jest wymierzone nie tyle w ZSRR i kraje Układu Warszawskiego, ile do walki z UFO w przypadku inwazji Ufiastych na Ziemię. Osobiście uważam, że SDI było już wtedy technologiczną mrzonką i użycie ich przeciwko UFO – pobożnym życzeniem ze względu na dysproporcję poziomu rozwoju technologicznego Ludzkości i Obcych. Po prostu SDI byłaby zbyt mało wyrafinowana technologicznie do działań przeciwko UFO, które biją nas o kilka klas – uwaga tłum.] 


Uderzenie w Challengera


Przepadek koncepcji SDI pozostawiają dzisiejszą administrację Pentagonu w sytuacji, w której musi się ona dokładnie przyglądać na wszystkie kraje, które rozwijają swe wojskowe systemy aerokosmiczne. Dokładnie tak była przyjęty system A-60:

…przeznaczony do przekazywania energii świetlnej na dalekie obiekty w celu przeciwdziałania optoelektronicznym środkom technicznym nieprzyjaciela…

- jak to pisał wojskowy obserwator z gazety „The Washington Post”.

…skonstruowany przez nich „laserowy samolot” jest w stanie oślepić amerykańskie satelity szpiegowskie.

Idea ta jest o wiele starszą od konceptualnego planu SDI już nie raz była stosowana. I tak w 1984 roku, unikalny kompleks laserowy Granit-Terra wyposażony w lasery, masery i magnetrony oddał kilka „wystrzałów” do promu Challenger, kiedy tenże szpiegował nad terytorium ZSRR. Historia ta do dziś dnia jest ukryta pod wszelkimi gryfami tajności. Jednakże ów ekspert z „The Washington Post” twierdzi, że po przeciekających do prasy relacjach, na tym promie kosmicznym padła cała główna elektronika, zaś załoga odczuła jakieś dziwne objawy chorobowe…

Czy użyto jeszcze kiedyś broni promienistej po 1984 roku – tego nie wiadomo. Tak czy inaczej, w połowie lat 80., obserwowanie z oddali terytorium ZSRR z kosmosu praktycznie skończyło się i zaczęło się ponownie po rozpadzie Związku Radzieckiego.

W roku 2006, Chińczycy dwukrotnie ostrzelali laserami amerykańskie satelity i unieszkodliwili trzech amerykańskich kosmicznych obserwatorów. Ciekawe, że po tym démarche nad terytorium Chin także znacznie zmniejszyła się ilość „elektronicznych oczu”.

Uwagi z KKK

Co do MTTK Buran z innego listu - projekt dwustopniowego startu i wyniesienia na orbitę był najlepszym pomysłem w NASA, dopóki zapewne ktoś nie wziął w łapę i nie postawiono na Saturna V, który jest i droższy, i mniej skuteczny, i bardziej skomplikowany. Ponadto w rakiecie dużym problemem, i to delikatnie mówiąc: ignorowanym problemem, były uszczelki międzymodułowe, które w warunkach niskiej temperatury traciły szczelność i plastyczność, co spowodowało śmierć cywilów podczas ich pierwszego cywilno-propagandowego lotu. Startowano w niesprzyjających warunkach... sam Wernher się by w grobie przewracał, gdyby wówczas już nie żył. Ano właśnie... czy może być tak, że ten projekt został przez niego wysforowany jako najlepiej zaprojektowany z najdłuższą historią rozwoju, poza poziom 5? Wyniesienie dwuetapowe było lepsze, lecz pewnie cofnięto je z fazy rozwojowej i stanęło najwyżej na 4 (etap 10 to użycie prototypu). Buran z kolei to praktycznie kopia amerykańskich wahadłowców, a skoro nie było tam, w Rosji, von Brauna, to w końcu sięgnięto po rozum do głowy i skierowano się do ongiś najlepszej wersji - lotu dwuetapowego Mrija. (Smok Ogniotrwały)


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka”, nr 15/2015, ss. 4-5
Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©