wtorek, 20 października 2015

Rycerze Świątyni: zamienili miecze na Słowo

Dokument z Chinon


Anton Szandorow


Wikingowie nie walczyli w rogatych hełmach, a nosili je tylko w rytualnych celach albo jako ozdobę. W prawdziwej bitwie rogaty hełm był niepraktycznym, bo rogi nie pozwalały mieczowi przeciwnika na rykoszet.

Nowa historia niemieckich Templariuszy – czy też oficjalnie – Braci Najwyższego Rycerskiego Zakonu Świątyni Salomona – zaczęła się wtedy, kiedy 18.III.1314 roku na stos wstąpił Jacques de Molay, 23. i ostatni Wielki Mistrz zakonu Templariuszy.

Ukazaną tutaj data przyjęto uważać za ostateczny dzień pogromu Zakonu Templariuszy, zainicjowanego na rozkaz francuskiego króla Filipa IV Pięknego i papieża Klemensa V.

W zasadzie tak to właśnie było, za wyjątkiem niemieckiego odgałęzienia Zakonu – do którego w okolicach współczesnego Berlina, w miasteczku z charakterystyczną nazwą Tempelhof (dosł.: dziedziniec świątyni) – na wiosnę 1314 roku przybyli ścigani bracia z innych krajów. No i tu właśnie zaczynają się tajemnice. Np. dlaczego w XIV wieku, francusko-papieski karny oddział wysłany w celu wymordowania niebezpiecznych wichrzycieli został doszczętnie rozbity przez niemieckie chrześcijańskie rycerstwo i wstąpił do Templariuszy „heretyków”? Tak i wszystkie następne stulecia są pełne zagadek. W tym artykule spróbujemy się jakoś zorientować w tych wydarzeniach, o których dokumentalne świadectwa znajdują się w archiwach współczesnego Niemieckiego Zakonu Templariuszy (OSMITH) znajdującego się w kolońskiej rezydencji Bractwa.


Przygody „Pergaminu z Chinon”


W 2001 roku, do historycznego obrotu został wprowadzony sensacyjny dokument, do tego czasu, od momentu zamordowania Jacquesa de Molaya, uważany za utracony. Mowa o tzw. Pergaminie/Dokumencie z Chinon  - manuskrypcie z tajnego archiwum Watykanu, który świadczył o tym, że materiały dowodowe na procesie Templariuszy były sfabrykowane na rozkaz i z woli francuskiego króla Filipa IV Pięknego.

Wspomniany dokument pośmiertnie rehabilituje Templariuszy, oskarżonych niewinnie przez króla i jego urzędników (Nogareta i Marigny’ego – przyp. tłum.), którzy połakomili się przede wszystkim na skarby Rycerzy Świątyni. Dokument ten rozwiewa wszelkie mity o rzekomym świętokradztwie i herezji – a dostępny ma być dla wszystkich, którzy byliby nim zainteresowani. Prawda – w chwili, gdy piszę te słowa, za zezwoleniem Watykanu jest on opublikowany w nakładzie… 799 egzemplarzy, z których każdy kosztuje… 5900 €!

Tak czy owak, nowa historia niemieckiego odgałęzienia Zakonu Templariuszy zaczyna się właśnie od „Dokumentu z Chinon”. W przeddzień spalenia na stosie Jacquesa de Molay, braciom niemieckim udało się przejąć ten dokument świadczący o tym, że specjalna papieska komisja zdjęła z nich odium herezji i tajnie przewieźć go na ziemie niemieckie. A dokładniej w okolice dzisiejszego Berlina i Brandenburga, gdzie jeszcze od 1234 roku istniała komandoria Templariuszy założona przez rycerzy Tegema i Germanusa. To znaczy, że niemieccy Templariusze wraz z uciekinierami z innych krajów osiedlili się w Tempelhof mając w rękach sensacyjny, rzeczowy dowód na to, że w imię interesów króla Francji zainteresowanego skarbami Templariuszy – Zakon został podle i fałszywie oskarżony o świętokradztwo, satanizm i herezję.

Rycerze Świątyni w akcji


Ostatni śmiertelny bój


Dlaczego Bractwo nie opublikowało treści tego dokumentu? Odpowiedź jest prosta: nie było w te lata żadnych środków masowego przekazu ani nie było możliwości technicznych, póki wielki Jan Gutenberg nie wynalazł techniki druku w 1450 roku.

(To znaczy druk był, bo odbijano na kartach całe tablice tekstu, które ryto w drewnie. Gutenberg zastosował ruchome, metalowe czcionki, z których składało się tekst i odbijało w konkretnej ilości egzemplarzy. Było to mniej czasochłonne, pracochłonne i w sumie najtańsze rozwiązanie – uwaga tłum.)

Ale z drugiej strony, niemieccy posiadacze „Dokumentu z Chinon” (który zwrócili Watykanowi w 1845 roku na ręce papieża Grzegorza XVI) zrobili wszystko, co w tym momencie byli w stanie zrobić. Mało tego, że niemieckie władze – świeckie i duchowne – były obznajomione z treścią dokumentu, bowiem wysyłano całe grupy gońców, którzy roznosili wieść o niewinności Templariuszy do Hiszpanii, Portugalii, Szkocji i na Cypr.

(A także na Wschód do Królestwa Węgier, gdzie Templariusze mieli swe komandorie za przyzwoleniem królów węgierskich, na terytorium dzisiejszych Węgier, Rumunii, Słowacji i Czech, co udowadnia m.in. dr Miloš Jesenský w swych pracach, które udostępniam na stronie WWW.hyboriana.blogspot.com – uwaga tłum.)

I oto jeszcze jedna tajemnica historii, która na naszych oczach przestaje być taką, jaka znamy; i mamy odpowiedź na pytanie: dlaczego Templariusze byli osądzeni tylko we Francji, a nie w innych krajach.

W rezultacie: wielki oddział karny wysłany na ziemie niemieckie przez Filipa IV niezadługo do jego śmierci – w dniu 29.XI.1314 roku – dosłownie, jak uważają mistycy wskutek przekleństwa rzuconego nań przez Jacquesa de Molay – został rozgromiony przez niemieckich Templariuszy-heretyków i dołączonych do nich braci z dwóch innych zakonów doskonale wiedzących, że wspierają oni „nieprawowiernych”.

Był to „ostatni śmiertelny bój” Templariuszy z francuskim królem-wiarołomcą. W następnych latach francuskim „bojownikom z herezją” nie udało się walczyć z Zakonem. Ich zamęczyły problemy z ich mocodawcami, którym – z całkowitą zgodnością z klątwą Templariusza – rychło przyszło pożegnać się z tym światem. Przekleństwo jeżeli nie zadziałało do siódmego pokolenia, to dawało się we znaki przez dziesięciolecia.

(Zob. Maurice Druon – „Królowie przeklęci” t. I – VII – cykl powieściowy ukazujący dzieje Francji od panowania Filipa IV Pięknego do Jana II Dobrego. Doskonała lektura, chociaż postacie są nieco przejaskrawione… - uwaga tłum.)

Król Filip IV Piękny pali Templariuszy na stosie


Prawda o Rycerzach Świątyni i francuskie „bajki”


Czy kiedykolwiek zdarzyło się wam – drodzy Czytelnicy – słyszeć opowieści, zgodnie z którymi Templariusze – teraz Masoni – i to jeszcze, jak lubią dodawać „znawcy”, należący do szkockiej obediencji czy szkockiego rytu. Czy wiecie, że żeby zostać Templariuszem należy przejść na katolicyzm czy protestantyzm? A tak w ogóle, to co to znaczy dzisiaj zostać Templariuszem? Jak wiadomo, Zakon został zniszczony jeszcze w XIV wieku…

Te wszystkie brednie – tak, brednie! – mają swe francuskie korzenie. Tak więc do XVIII wieku wykształciła się niewidoczna opozycja wśród Templariuszy, którzy znaleźli schronienie na niemieckich ziemiach z francuskiego terytorium, (w mniejszym stopniu Watykanu). Stąd właśnie te francuskie korzenie „wiarygodnych” pogłosek o Rycerzach Świątyni.

A oto proste fakty odrzucające mity o „rozgromionych już to Masonach, już to heretykach, którzy odeszli od katolicyzmu”. W 1825 roku „rozgromieni” Templariusze – najwidoczniej zmartwychpowstali z popiołów stosów na których ich spalono, jak mityczny Feniks – oficjalnie dystansowali się od Masonów. Dokument potwierdzający ten fakt, w którym napisano o tym, że „dwóm panom służyć nie wolno” do dziś dniach znajduje się w archiwum Bractwa w Kolonii. W dniu 11.II.1841 roku, Templariusze podjęli w Paryżu ważną decyzję zainicjowaną w Wielkim Klasztorze Niemiec. Decyzje o tym, że Templariuszem może stać się każdy chrześcijanin – protestant, katolik czy prawosławny, bez wyjątku. W 1845 roku, papież rzymski Grzegorz XVI finalnie uniewinnił Zakon – wprawdzie bez powołania się na nieprzyjemny dla Kościoła rzymsko-katolickiego „Dokument z Chinon”  - i zaprosił Templariuszy do przejścia na stronę Watykanu. Jednakże niemiecka gałąź Zakonu nie zgodziła się – nie pasowało im to, że miłość do Boga została podzielona pomiędzy katolików, protestantów i prawosławnych. I za potwierdzenie i błogosławieństwo Grzegorza XVI za szczególne męstwo duchowe, przedstawiciel Wielkiego Klasztoru Niemiec zwrócił Watykanowi „Dokument z Chinon”.

Warto dodać, że już w XX wieku istniała niezależność niemieckich Templariuszy od władz świeckich, ale także od kościelnych… - niezależność Braci Świątyni wynikała z ich dewizy ze słów jednego z psalmów: Non nobis Domine, non nobis, sed nomini Tuo da gloriam! - co oznacza: Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę. (Ps 115,1) … i wysyłała ich na śmiertelną służbę. To ta niezależność przywiodła Templariuszy do realnej zguby – masowego wymordowania Braci Świątyni, ale także do zmiany samego Zakonu i jego principiów. No i na zamianę niemieckim Templariuszom, naśladowcom Jacquesa de Molay, przybyli „nowi bracia”.

Komandoria Templariuszy w Portugalii - zamek w Tomar


Nowi Templariusze spod znaku swastyki


Z biegiem wieków, które przebiegły od powstania Zakonu Templariuszy na niemieckiej ziemi, Templariusze zmieniali stopniowo „siłę miecza na siłę Słowa”. Zasada ta pozostała podstawową dla Zakonu także w dniu dzisiejszym – można powiedzieć – wracające z powrotem nawet po zwycięstwie nad hitleryzmem. A wtedy, na początkach XX wieku, słowo Templariusze zwołujący do światowego bractwa ludzi niezależnie od wyznawanej religii, koloru skóry (rewolucja jak na owe czasy!), współczujący ludziom, sprzeciwiający się wszelkim kanonom globalnych sił militaryzmu, już zaplanowanej I Wojnie Światowej, a potem II Wojnie…

Niestety, dzieki nie przeciwstawieniu się idei nazizmu, w ojczyźnie Führera – w Austrii – powstał Zakon Nowych Templariuszy – Ordo Novi Templi – pod przewodnictwem Jörga Lanza von Liebenfelsa vel Josepha Adolfa Lanza. Szczególnie nienawistne, antyhumanistyczne, rasowe idee Nowych Templariuszy i ich przeora były całkowicie sprzeczne duchowi Zakonu Braci Świątyni, ale zostały ochoczo przyjęte przez założycieli „czarnego zakonu” SS w czasie dojścia Adolfa Hitlera do władzy, stanowiły one podstawę światopoglądu „czarnego rycerstwa” pod patronatem SS-Reichsführera Heinricha Himmlera.  Oczywiście ten „Bolivar nie mógł znieść dwóch” i dlatego zakonników wiernych naukom Chrystusa masowo wywożono do obozów koncentracyjnych i zgładzono. A jak już powiedziano, fantazyjne „templarstwo” Lanza – Himmlera – Hitlera miało status jedynego, oficjalnego tego rodzaju tworu w Trzeciej Rzeszy.

Tylko po zwycięstwie nad hitleryzmem, niewielu ocalałych z obozów śmierci prawdziwi Templariusze odtworzyli niemieckie Bractwo w dzisiejszym kształcie. Pomoc uciekinierom i ofiarom powodzi, pomoc humanitarna dla Rosji w smutnej dekadzie lat 90., pomoc głodującym całkiem niedawno Bułgarom i Rumunom, rozpowszechnianie idei humanizmu – w tym także „duchowej wojny z podżegaczami wojennymi”. Takie są teraźniejsze misje niemieckich Templariuszy, nie mających niczego wspólnego z „czarnym rycerstwem” SS czy z bohaterami powieści Dana Browna (oraz Umberto Eco – przyp. tłum.)


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 15/2015, ss. 10-11
Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©