wtorek, 22 grudnia 2015

Szczęśliwe zakończenie

Szczęśliwe zakończenie lotu w nurtach Hudson River w N.Y.


Płaton Wiktorow


Amerykanka Joan Murray skakała ze spadochronem, ale ten się nie otworzył, i ona spadła z wysokości 4400 m na mrowisko i przeżyła. Lekarze twierdzą, że pomogły jej ukąszenia mrówek, które wyzwoliły wyrzut adrenaliny do krwioobiegu.

W historii transportu powietrznego jest wiele wydarzeń, kiedy to katastrofa lotnicza dzięki wyszkoleniu i szybkiemu refleksowi pilotów albo szczęśliwym zbiegiem okoliczności, obeszła się bez ofiar w ludziach. Nie każda niestandardowa sytuacja w powietrzu kończy się tragedią. Ponadto – zazwyczaj załoga daje sobie z nią radę, i nawet przy poważnych problemach technicznych istnieją duże szanse na szczęśliwe lądowanie. Przypomnę tutaj kilka większych katastrof lotniczych, które skończyły się cudownym ocaleniem.


Lądowanie Tu-124 na Newie


To wydarzenie lotnicze miało miejsce w dniu 21.VIII.1963 roku w Leningradzie (dziś Sankt Petersburg). Pasażerski liniowiec kompanii Aerofłot leciał w rejsie z Tallina do Moskwy. Samolot wyleciał z portu lotniczego Tallin - Julemistie (dzisiaj Lennart Meri – TLL w kodzie ICAO) o godzinie 08:55 EEST i poleciał w stronę portu lotniczego Moskwa – Wnukowo (VKO). W czasie wznoszenia się, członkowie załogi odkryli, że przednia część osłony kadłuba zaklinowała się w pozycji połowicznego otwarcia. Port lotniczy w Tallinie już skrył się za mgłami i dyspozytorzy zdecydowali posłać samolot na lotnisko Szossiejnaja w Leningradzie (od 1973 roku zmieniono jego nazwę na Pułkowo – LED – przyp. aut.) Wszystkie służby ratownicze portu lotniczego w Leningradzie postawiono w stan gotowości.

O godzinie 11:00 samolot zaczął oblatywać miasto na wysokości 500 m, w celu zrzucenia paliwa i tym samym zmniejszenia możliwości wybuchu pożaru w czasie lądowania. Tymczasem załoga poprzez dziurę wybitą w kadłubie samolotu usiłowała przy pomocy drążka opuścić osłonę.

O godzinie 12:10 na ósmym okrążeniu naraz wysiadł lewy silnik. Załoga otrzymała zezwolenie na przelot ponad miastem, jednak wkrótce padł także i drugi silnik. Samolot zaczął lecieć ślizgiem z wysokości pół kilometra. Załoga zdecydowała się na siadanie na powierzchni Newy. Dowódca samolotu Wiktor Mostowoj przekazał dowodzenie kopilotowi Wasylowi Czeczeniewowi, który wcześniej służył w lotnictwie morskim i miał doświadczenie w lądowaniu na wodzie. Samolot się zniżał, przeleciał zaledwie 4 m nad mostem Aleksandra Newskiego i wodował w rejonie Finlandzkiego mostu kolejowego. Czeczeniew przed wodowaniem przytomnie podciągnął dziób maszyny w górę i tym sposobem nie pozwolił na zanurzenie się jej pod wodę.

Samolot Tu-124 w barwach Aerofłotu na płycie lotniska w Sztokholmie-Arlanda

Wszystkich 45 pasażerów i 7 załogantów uratowano. Szybko przybyły holownik zaczepił hol o skrzydło maszyny i podciągnął samolot do brzegu Newy, gdzie pasażerowie i załoga została ewakuowana.

Następnego dnia pod samolotem nadmuchano pontony i odholowano go na bezpieczne miejsce. potem samolot spisano na straty. Za męstwo i szybkie działanie dowódca W. Mostowoj otrzymał od Aerofłotu dwupokojowe mieszkanie, zaś kapitana holownika J. Porszina wyróżniono pochwałą i zegarkiem.

Wodowanie Tu-124 na Newie jest jednym z sześciu wodowań pasażerskich liniowców, w których nikomu niczego złego się nie stało.


Dżakarcki incydent


W dniu 24.VI.1982 roku, stratoliner Boeing 747 Jumbo Jet z kompanii British Airways z 248 pasażerami i 15 załogantami na pokładzie leciał rejsowo z Londynu – Heathrow (LHR) do Auckland (AKL), Nowa Zelandia, na wysokości 11.000 m wpadł w obłok popiołu wulkanicznego, wyrzuconego przez erupcje wulkanu Galunggung na wyspie Jawa. W rezultacie tego w samolocie przestały pracować wszystkie cztery silniki. Ale na szczęście rozsądne działanie załogi, którą dowodził 41-letni Eric Muddy, samolot udało się posadzić na lotnisku w Dżakarcie i to bez żadnych ofiar w ludziach.

W czasie incydentu kapitan wyjaśnił pasażerom, co się dzieje, które to wyjaśnienie weszło na trwale do historii lotnictwa cywilnego. […]

Tymczasem II pilotowi i inżynierowi pokładowemu udało się uruchomić czwarty silnik, potem trzeci i w końcu dwa pozostałe. Ale na podejściu do lądowania okazało się, że wulkaniczne szkliwo zupełnie zmatowiło przednie szyby kabiny pilotów. I tym razem załoga pomyślnie wyszła z sytuacji: kapitan obserwował wysokość, a kopilot pilnował odległości od pasa.

Po wylądowaniu okazało się, że silniki były pokryte warstwą popiołu wulkanicznego. Incydent doprowadził do tego, że informacje o wybuchach wulkanów stały się obowiązkowymi dla naziemnych służb lotnisk i portów lotniczych.

[Mieliśmy tego przykład w 2010 roku, kiedy to wskutek obłoku pyłu wulkanicznego z islandzkiego wulkanu Eyjafjallajökull ruch lotniczy nad Europą został zamrożony na okres dwóch tygodni, co spowodowało miliardowe straty kompanii lotniczych – uwaga tłum.]

Szybowiec z Gimli


Szybowiec z Gimli


Tak właśnie zaczęto nazywać jeden z samolotów Boeing-767 z towarzystwa lotniczego Air Canada po incydencie, który miał miejsce w dniu 23.VII.1983 roku. Samolot leciał z Montrealu (YHU) do Edmonton (YEG) z międzylądowaniem w Ottawie. W czasie lotu na wysokości 12.000 m okazało się, że informacje pokładowego komputera na temat ilości paliwa są oparte o niewłaściwe dane. Incydent ten wydarzył się akurat wtedy, kiedy Kanada przechodziła na metryczny system miar. Pracownicy naziemnych służb w Ottawie przeliczyli kilogramy na funty i w rezultacie w zbiorniki samolotu zamiast potrzebnych 20 ton nafty wlano poniżej 5 ton. W rezultacie czego paliwo po prostu się skończyło i silniki umilkły. Ich wyłączenie spowodowało, że zabrakło elektryczności i padły wszystkie przyrządy poza rezerwowymi, które czerpały energię z pokładowego akumulatora. Na szczęście kapitan Bob Pearson wcześniej latał na szybowcach i znał tajniki takiego pilotażu. Kiedy załoga zorientowała się, że nie dolecą do Winnipeg, II pilot Quintall zaproponował lądowanie w bazie RCAF w Gimli, AB, w której wcześniej służył. Wprawdzie Quintall nie wiedział, że baza była już nieczynna, a jej pasy startowe zostały zamienione na tory wyścigowe poprzedzielane barierami ochronnymi. Tego dnia na trasie miały miejsce zawody lokalnego klubu samochodowego. Pearsonowi jednak udało się posadzić samolot w odległości 30 metrów od widzów. Na statku powietrznym wybuchł pożar, który ugasili automobiliści i ich fani przy pomocy gaśnic samochodowych.

[Właśnie dlatego, samolot ten nazwano potem Gimli GliderSzybowiec z Gimli – przyp. tłum.]

W ciągu dwóch dni samolot został wyremontowany i zatankowany, a potem odleciał z Gimli, zaś jego eksploatacja trwała do 2008 roku.


Awaryjne wodowanie na Hudson River


Ten incydent miał miejsce w dniu 15.I.2009 roku. Samolot Airbus-A320 z kompanii lotniczej US Airways wystartował z Nowego Jorku (LGA) do Seattle (BFI) i zaliczył awaryjne wodowanie w rzece Hudson w Nowym Jorku. Wszyscy ludzie na pokładzie, w sumie 155 osób przeżyło, choć niektórzy odnieśli poważne obrażenia ciała.

Samolot wzniósł się na ok. 1000 m, poczym jego kapitan Cheslie Sallenberger nadał sygnał MAYDAY z powodu zderzenia się samolotu ze stadem gęsi, w rezultacie czego oba silniki przestały pracować.

Pilotom udało się skierować samolot nad Hudson River, ominąć Most George’a Waszyngtona i posadzić statek powietrzny vis-à-vis 48 Ulicy na Manhattanie. Od momentu startu nie minęło trzech minut.

Po szczęśliwym wodowaniu samolot został na powierzchni wody i pasażerowie opuścili go przez dwa wyjścia awaryjne na skrzydła, skąd zabrały ich kutry i łodzie.

Po zbadaniu incydentu, samolot przewieziono do Karolińskiego Muzeum Lotnictwa w mieście Charlotte, NC.

[Na marginesie tego incydentu chciałbym przypomnieć wyczyn polskiego lotnika – kapitana Tadeusza Wrony, który w dniu 1.XI.2011 roku posadził bezpiecznie na lotnisku Warszawa – Okęcie samolot Boeing 767-300 ER oznaczony SP-LPC z lotu LO-016 z Newarku - Liberty (EWR) do Warszawy (WAW). Samolot lądował na brzuchu (bez wysuniętego podwozia). Ocalało 231 osób. Samolot ten został później sprzedany na części – uwaga tłum.]


Wymuszone lądowanie w tajdze


Takie lądowanie w dniu 7.IX.2010 roku musiała wykonać załoga sam0lotu Tu-154. Na wysokości 10.000 m w samolocie lecącego z miasta Udacznyj, Jakucja, do Moskwy, naraz padły przyrządy elektryczne i nawigacja, co spowodowało niemożność dolecenia do portu lotniczego przeznaczenia czy lotniska zapasowego. Załoga przeprowadziła awaryjne lądowanie wizualnie – na najbliższym lotnisku w Iżma, Republika Komi, na nieprzystosowanym do przyjmowania tak dużych samolotów, na pasie pozbawionym oświetlenia i naprowadzania.

Według oświadczenia pilotów, odnaleźli oni porzucony pas, kiedy zniżyli się do pułapu 3000 m wypatrując dogodnego miejsca do lądowania. Nawigacja nie działała, a w charakterze sztucznego horyzontu załoganci użyli… szklanki z wodą.

Przed lądowaniem pasażerów przeprowadzono w przednią część samolotu. Po lądowaniu samolot w czasie dobiegu wyjechał poza pas i wjechał w leśny młodnik. Wszystkich 9 załogantów i 72 pasażerów (w tym kobieta w ciąży) ewakuowano z samolotu przy pomocy awaryjnych pneumatycznych zjeżdżalni.

W dniu 8.X.2010 roku, prezydent FR Dimitrij Miedwiediew podpisał dekret o przyznaniu obu pilotom: kapitanowi Nowosiełowowi i II pilotowi Łamanowowi, tytułu Bohatera Rosji. Pozostali członkowie załogi zostali odznaczeni Orderami za Męstwo.


Niewiarygodne zderzenie w powietrzu


Incydent miał miejsce w listopadzie 2013 roku, kiedy to nad stanem Wisconsin zderzyły się dwa niewielkie samoloty. Na szczęście znajdowali się w nich nie pasażerowie, ale wyczynowi spadochroniarze.

Pierwszy samolot już nabrał wysokości i skoczkowie przygotowali się do skoku, kiedy w maszynę uderzył drugi samolot. Wskutek zderzenia w pierwszym samolocie odłamało się skrzydło, ale wszystkim 9 skoczkom udało się otworzyć spadochrony i szczęśliwie wylądować, zaś pilotowi udało się wyskoczyć z płonącej maszyny.

Pilotowi drugiej maszyny udało się posadzić samolot na pasie startowym.
Jednemu ze skoczków udało się sfilmować cały incydent przy pomocy kamery wideo.

Można tylko powiedzieć, że w ekstremalnej sytuacji załoga nierzadko daje sobie z nią radę. Pasażerom zaś należy przypomnieć, że w warunkach współczesnej techniki, prawdopodobieństwo katastrofy lotniczej jest niezwykle małe (o wiele mniejsze niż awarii samochodowej), co pozwala przełamać aerofobię i być zadowolonym z podróży.


Komentarz z KKK


Muszę dodać, że podobne, jak i dokładnie te same katastrofy, są bardzo atrakcyjnie przedstawione w Katastrofach w Przestworzach, serialu dokumentalno-historycznym emitowanym przez kanał NatGeo.

Co do CE III z Ziemią z prędkością około dwustu kilometrów na godzinę... było kilka przypadków osób, które po rekonwalescencji, i zapewne w ramach rehabilitacji psycho-fizycznej, dokonali udanego skoku 'po'. Pamiętam opis przypadku, w którym osoba trafiła na na tyle miękki grunt, że odbiła się od niego niczym piłka plażowa na wysokość około pięciu metrów. Amnezja pourazowa, połamane kości, czaszka i kręgosłup, lecz życie zachowane, a same wrażenia - 'niepowtarzalne'. Tymczasem upadając głową na kamień możemy stracić życie podczas zwykłego spaceru... (Smok Ogniotrwały)


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 23/2015, ss. 8-9

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©