czwartek, 7 kwietnia 2016

Zmiany w morzu: katastrofa ekologiczna, której nikt nie dostrzega…





Richard Schiffman


Ta historia jest częścią akcji Climate in Our Hands i współpracy pomiędzy portalem „Truthout” a magazynem „YES!”

W dniu 21.IX.2014 roku, w czasie największego i najbardziej znanego marszu protestacyjnego w sprawie klimatu w historii, tysiące protestujących skupiły uwagę społeczności na miasto Nowy Jork i na wolno nadciągający wrak pociągu globalnego ocieplenia. Ale kiedy Amerykanie zaczynają powoli rozumieć, że nasza industrialna cywilizacja destabilizuje klimat Ziemi, to zaledwie kilku z nich wie o innej katastrofie, która właśnie się dzieje: kryzysie we Wszechoceanie.

Eksperci ostrzegają, że aktualnie stajemy w obliczu epizodu wymierania we Wszechoceanie, które może rywalizować z Wielkim Wymieraniem w czasach Permu,  250 MA temu, kiedy to 95% gatunków morskich wymarło z powodu synergicznego działania ocieplenia, zakwaszenia, utraty tlenu w środowisku – czyli to wszystko, co ma miejsce w dniu dzisiejszym. 

W czasie ostatniego półwiecza, Wszechocean zmienił się z najbardziej produktywnego biologicznie środowiska planety na najbardziej zagrożony i najbardziej wręcz krytycznie niebezpieczny. Takie są właśnie wnioski wysunięte we wczesnoletnim (2015 r.) raporcie Global Ocean Commission – prywatną organizację zrzeszającą naukowców morskich, dyplomatów i biznesmenów, którzy maja wpływ na politykę rządu.

Raport ten zawiera ponury katalog szkód w środowisku. Komercyjne odławianie ryb powoduje przełowienie gatunków i pustoszenie łowisk na całym świecie, a które to łowiska są o krok od zapaści, rafy koralowe obumierają wskutek zakwaszenia wód oceanicznych – i najprawdopodobniej zginą w czasie półwiecza, zaśmiecone i zanieczyszczone strefy rozszerzają się na Bałtyku i Zatoce Meksykańskiej, co spowodowane jest przez używanie nawozów sztucznych zawierających NPK, a robionych z pochodnych ropy naftowej; nie biodegradujące się plastykowe śmieci – wszystko od mikrocząstek plastykowych do toreb i worków z plastyków i sieci połowowych – powoduje zadławienie wielu tarlisk i miejsc dorastania narybku; zaś zwiększająca się ilość odwiertów za gazem i ropą na głębokich wodach rozprzestrzenia zanieczyszczenia i stwarza możliwość takich katastrof jak katastrofa platformy wiertniczej Deepwater Horizon, która wpompowała 4,2 mln baryłek ropy do Zatoki Meksykańskiej w czasie 5-miesięcznego okresu w 2010 roku.

Jednak przedstawiając te niepokojące tendencje nie udało się wywołać oburzenia opinii publicznej. To może być kwestia w rodzaju „co z oczu, to z serca”.

Climate in Our Hands: Inside Ideas and Actions of the Movement.

- Gdyby ryby były drzewami, i widzielibyśmy ich wycinkę, to bylibyśmy przerażeni mówi renomowany oceanograf Carl Safina w wywiadzie dla „Truthout”. Ale Wszechocean jest niewidoczny, i dla większości ludzi stanowi obcy świat. Jest bardzo trudne dla wielu z nas, którzy widzą oceaniczne życie, kiedy kończy się ono na naszych obiadowych talerzach, zrozumieć to, że je niszczymy – powiedział Safina.

- Tym niemniej, ten świat pod falami jest istotny dla naszego przeżycia – jak twierdzi Sylvia Earle była dyrektorka naukowa NOAA. – Ocean jest żywym bulionem, w którym występuje większa bioróżnorodność, niż na lądzie – mówi ona dla „Truthout”. – Poza tym większość naszego tlenu jest tam wytwarzana, zaś węgiel jest zabierany z atmosfery. Za każdy oddech, który wciągamy z atmosfery, powinniśmy dziękować Wszechoceanowi.

- Tryliony mikroskopijnych oceanicznych roślinek zwane fitoplanktonem wytwarza sezonowo od 50 do 85% tlenu do ziemskiej atmosfery - o wiele więcej, niż są to w stanie wytworzyć wszystkie lasy na Ziemi. Nikt nie wie tego, czy fitoplankton zaadaptuje się do wciąż cieplejących oceanów. Ale jedno ze studiów opublikowane w Wielkiej Brytanii w ubiegłym roku sugeruje, że zmiany temperatury i składu chemicznego wód oceanicznych może te organizmy zrobić mniej produktywnymi. Plankton usuwa węgiel z atmosfery czasie procesu zwanego fotosyntezą. Mniej planktonu oznacza mniej tlenu i więcej gazu szklarniowego – dwutlenku węgla – CO2 - w atmosferze, co spowoduje znaczące zmiany klimatycznewedług autorów tego studium.[1]

Równie paskudna jest perspektywa – jak niektórzy uczeni spekulują – że wskutek zmian temperatury wód Wszechoceanu mogą stopić zamrożona formę metanu zwaną „klatratami”, które są zgromadzone pod półkami kontynentalnymi naszej planety. Metan – CH4 – jest gazem cieplarnianym 20-krotnie bardziej kumulującym ciepło niż dwutlenek węgla. Jeżeli te zamrożone rezerwy gazu dostana się do atmosfery, to będzie „koniec gry” dla klimatu takiego, jaki jest nam znany.
- Wszechocean ma wpływ na klimat i pogodę – powiedziała Earle. – Jest to planetarny system podtrzymujący życie, który powinniśmy chronić… Po prostu musimy opiekować się tą maszynerią, która jest naturalnym systemem, od której zależy nasze życie.



Ale jak dotąd jest bardzo słaba wola polityczna do rozwiązania trudnych problemów, które prowadzą do śmierci tysięcy gatunków istot żywych w morzach dookoła nas. Global Ocean Commission donosi, że „bezzębne” traktaty międzynarodowe mające na celu ochronę oceanów były za słabe, by ochronić je.

W swym emailu do „Truthout”, były minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii – David Miliband – współprzewodniczący tej komisji napisał dosadnie, że otwarte morza są… w fatalnym stanie… poza jurysdykcją jakiegokolwiek rządu, których rządzenie i polityka nie są efektywne i anarchia rządzi nad falami. Milliband akcentuje to, że otwarte oceany poza granicami państwowymi wymagają tego, by objęło je wreszcie prawo międzynarodowe. Jak na razie, globalne traktaty są nie wiążące i są rutynowo naruszane przez narodowe i komercyjne przedsięwzięcia.

Jednym ze sposobów wyjaśnienia tego, to się dzieje, to ciągłe nadmierne połowy na pełnym morzu przez ogromne, zaawansowane technologicznie statki, głównie z krajów takich jak Francja, Hiszpania, Dania, Japonia i Korea Południowa (Stany Zjednoczone są rzeczywiście stosunkowo niewielkim graczem z niższymi połowami rocznymi znacznie mniejszymi, niż w wielu krajach). Te pływające fabryki często używają bardzo destrukcyjnych metod, takich jak trałowanie dna, to jest praktyka przeciągania ciężkich sieci po dnie oceanu, w procesie której można zniszczyć dawne kolonie koralowców głębinowych i innych wrażliwych fragmentów ekosystemów.

Innymi kwestionowanymi praktykami – w tym łowienie poza sezonem, użycie cyjanków (do zatruwania wody) i podwodne wybuchy, które głuszą, oszołamiają lub zabijają życie w morzu na ogromnych obszarach morskich. Niewymiarowo wielkie sieci i długie wędki morskie łowią tysiące ptaków morskich, żółwi, ssaków morskich oraz inne ryby (zwane przyłowem) każdego dnia – cytując panią Earle – Jest jak użycie buldożera do łapania ptaków. Po prostu przy okazji niszczy się drzewa i całą resztę…



Rezultaty są katastrofalne. W 1950 roku, mniej niż 1% gatunków ryb było przełowionych i bliskich wyginięcia. Dziś ta ilość podskoczyła do 87% - jak twierdzi raport Global Ocean Commission. Nie tylko jest tak, ze zbyt wiele statków chce złapać parę ryb, ale to przełowienie jest powiązane w wielu przypadkach z subsydiowanie przez rządy paliw kopalnych, a które zrobiły z rybołówstwa flagowy przemysł tych krajów.

Jak na ironię zakrawa fakt, że kiedy produktywność komercjalnego rybołówstwa nie była większa, a statki potrzebowały pójść dalej w morze, by złapać trochę ryb, ilość statków eksploatujących Wszechocean nie była wyższa. Kiedy zamożne kraje wydaja dziesiątki milionów dolarów w celu podwyższenia jakości swego narodowego przemysłu rybnego, rybołówstwo przybrzeżne staje się uboższe, podobnie jak ludność zamieszkała na wybrzeżach i żyjąca z morza, jak to zauważyłem w czasie mej podróży na Barbados. Oni nawet nie mają szans konkurować z ogromnymi komercjalnymi flotami, które łowią na i poza ich terytorialnymi wodami.

Ten problem dotyczy nie tylko Barbados, ale całych Karaibów, i powoduje szybkie obumieranie raf koralowych. Zamiast kwitnących raf, jakie były tam jeszcze parę lat temu, widzimy tylko ich białe widma, szkielety pokryte śluzem. Wchłaniany przez powierzchnię morza cieplarniany gaz - dwutlenek węgla, w połączeniu z wodą tworzy kwas węglowy – H2CO3 – który zmienia pH morskiej wody, stwarzając określone trudności dla polipów koralowych i innych produkujących muszle organizmów morskich w wytwarzaniu swych domków.

Kiedy korale umierają (Earle twierdzi, że połowa ziemskich raf jest martwa albo umiera), to ryby i inne organizmy, które bytują pomiędzy nimi także umiera. A przecież rafy koralowe są pierwszą linia obrony przed falami sztormowymi i innymi destrukcyjnymi falami. Bez tych naturalnych barier, zniszczenia erozyjne wywołane przez huragany i sztormy na terenach przybrzeżnych i wybrzeży wymkną się spoza wszelkiej kontroli.

Fizyczne zmiany antropogeniczne światowych linii brzegowych stwarzają kolejne zagrożenie. Takie lęgowiska produktywne biologicznie jak bagna namorzynowe, ruchome piaski i słone bagna SA usuwane na wielu obszarach w celu stworzenia warunków do budownictwa brzegowego; wyspy barierowe są niszczone do budowania kanałów, zaś słodkowodne strumienie, gdzie odbywają się tarła ryb są blokowane przez tamy.

W swej elokwentnej książce „Running Silver” biolog morski John Waldman pisze, że strumieniach na Wschodnim Wybrzeżu, gdzie nasi przodkowie mogli łowić łososie, jesiotry i inne ryby w czasie ich wiosennych migracji – dzisiaj mamy zaledwie 2% tego, co było wtedy. W pewnych przypadkach, one w ogóle całkowicie znikły. Takie zimnolubne ryby jak łososie czy dorsze porzucają swe tradycyjne tarliska i przemieszczają się w stronę biegunów, gdzie wody są chłodniejsze. 


Wśród wzrastającego napływu złych wiadomości, znajdują się jakieś iskierki nadziei. Carl Safina powiedział dla „Truthout”, że populacja amerykańskich ryb przybrzeżnych była spadkowa aż do około 1998 roku, kiedy Ustawa o Zrównoważonym Rybołówstwie weszła w życie [który to akt określa surowe kwoty połowowe]. Widzieliśmy restaurację gatunków przybrzeżnych, które są w całości zarządzane przez prawo Stanów Zjednoczonych i politykę, w tym samym czasie, gdy doszło do kontynuacji spadku dużych gatunków morskich, takich jak rekin, tuńczyk i wielu ryb makreloszowatych w wodach międzynarodowych.

Zmiana – jak widzi to Safina – polega na tym, ze prawo wreszcie zaczyna obowiązywać w amerykańskich przedsiębiorstwach rybnych na pełnym morzu, które dotąd nazywano „Dzikim Zachodem w erze kosmicznej”. Potrzeba nam czegoś w rodzaju Sił Pokojowych ONZ na wodach Wszechoceanu – mówi on – by przerwać nielegalne połowy i egzekwować ściśle przepisy o ochronie środowiska.  

Jako model takich działań, Safina wskazuje na regionalne, międzynarodowe rady rybackie (takie jakie istnieją pomiędzy USA a Kanadą) i tego rodzaju międzynarodowa kooperacja będzie się rozszerzała na inne kraje, to będzie realna szansa na uratowanie zagrożonych wyginięciem gatunków, które aktualnie odławia się do oporu. Safina także mówi, że powinno się zatrzymać połowy na krytycznych akwenach w celu dania im możliwości powrotu do stanu normalnego.

Prezydent Obama właśnie to miał na myśli, kiedy ogłosił w czerwcu stworzenie największego morskiego sanktuarium na Ziemi – strefę bez połowów i wierceń podmorskich obejmującej 782.000 mil kwadratowych otwartego oceanu, otaczającego małe niezamieszkałe terytorium USA na Południowym Pacyfiku. Małe pacyficzne społeczności takie jak narody Wysp Cooka i Kiribati odpowiedziały na ten apel zakazując połowów na swych wodach terytorialnych.

Sylvia Earle powiedziała dla „Truthout”, że są to duże kroki w dobrym kierunku
- Mamy tu dobrą wiadomość: miejsca w których ryby są chronione, gdzie ich nie zabijamy, jeżeli podejdziemy do nich elastycznie, to one powrócą do swej dawnej zasobności. Tak właśnie dzieje się na Florida Keys, tak się to dzieje na chronionych wodach Chile, w Meksyku, gdzie znów pojawiają się panterki, lucjany czerwone i rekiny.

 Pomimo tego, dopóki nie walczy się ze zmianami klimatu i zanieczyszczeniami, i nie szuka drogi do ustanowienia sprawiedliwości i odpowiedzialności na pełnym morzu, perspektywy największego ekosystemu na świecie pozostają ponure. 


Opinie z KKK


To nie może, a jest to prawda. Znam doniesienia o tym, oraz o innych rzeczach, i to od lat. Niewiele się zmienia. W dodatku przemysł rekinowy oraz wydobywczy śródlądowy niszczą gospodarkę i wodną, i mikroekonomiczna terenów pod swoim wpływem. Wody rzek są zapierwiastkowane i trujące dla mieszkańców, morscy Cyganie muszą coraz dalej i z większym wysiłkiem wypływać na połowy, które utrzymują ich całe klany, nadbrzeżne, nawodne miasta, które w niejednym przypadku umierają lub umarły. Te działania powodują śmierć i jest to przestępstwo, za które obecnie nie ma jak i kogo pociągnąć do odpowiedzialności. Przy okazji trzeba powiedzieć, że połowy sieciowe to jedno z największych zeł przemysłu rybołówczego - ilość gatunków odławianych przy okazji przewyższa ilość gatunków docelowych, a przy okazji uważa się je za śmieci, i traktuje odnośnie. Ofiarami padają gatunki na wymarciu, jak niektóre rekiny, żółwie, ryby, rozgwiazdy, i inne, nawet delfiny, i nikt nie przejmuje się faktem, iż te sieci duszą więcej stworzeń, i to z głębin niby bezpiecznych dla wrażliwych stworzeń, niż ktokolwiek o tym wie, poza samymi rybakami.
Notabene, tak się zastanawiam, czy wcześniejsze wielkie wymierania też, choć raz, nie były spowodowane podobną ludzką bądź inno-gatunkową głupotą albo ignorancją, kiedy jeszcze dojrzewały do spełnienia warunku sapiens. Albo inaczej - czy jakaś cywilizacja w przyszłości nie będzie nie-wiedzieć o powodach obecnego wielkiego wymierania. (Smok Ogniotrwały)

*

Przerażające jest to, że tak niewiele się robi w tym zakresie. To, co widziałem na morzach świata wzbudza we mnie przerażenie i poczucie totalnej bezsilności. Prośba do Roberta – daj jakiś materiał o zaplastykowieniu Wszechoceanu. To jest dopiero problem, z którym się nikt nawet nie próbował zmierzyć, a wszelkie akcydentalne akcje są kropla w morzu. Przypomina mi się opowiadanie „Ratujmy Kosmos” Stanisława Lema. To już zrobiliśmy z naszą planetą i najbliższym otoczeniem – kłania się doskonały film „Grawitacja” w reżyserii Alfonso Cuaróna, który stanowi ponure memento… (Daniel Laskowski)

*

Jak sił starczy, to wrzucę dwa przekłady artykułów na ten temat, zaraz po cyklu o piramidach. (Robert K. Leśniakiewicz)



Przekład z j. angielskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©            


[1] Podobną sytuację plastycznie opisał Clive Cussler w powieści sensacyjnej pt. „Sahara” (1992) oraz Frank Schätzig w techno-thrillerze pt. „Odwet oceanu” (2004).