Kilka lat temu, na jednej ze
stron internetowych przeczytałem artykuł, którego autor porównał zamach w
Gibraltarze do „zamachu” w Smoleńsku i w jego wywodzie prezydent Kaczyński stał
się kolejnym wcieleniem gen. Sikorskiego. Artykuł jak artykuł – czytałem
lepsze. Nawet go nie komentuję, bo szkoda mi na to czasu. Sprawa katastrofy smoleńskiej zainteresowała
mnie o tyle, o ile PiS za wszelką cenę usiłuje udowodnić to, czego się
udowodnić nie da: prezydent Kaczyński zginął w zamachu, który zaplanował i
przeprowadził wywiad rosyjski przy pomocy Tuska i PO oraz kogoś tam jeszcze,
przy pomocy bomb w parówkach, bomby termobarycznej, rozpylonego helu -
osobiście rozpyliłbym gaz ziemny – metan, tańszy i skuteczniejszy – i to byłaby
autentyczna bomba próżniowa! Ciekawe, że żaden ze „specjalistów” i „ekspertów”
nie wziął tego pod uwagę! Ale wszystko przed nami – jakby co, to jest mój
patent! Tymczasem znów podniósł się rwetes:
Michał Kamiński odniósł się w Sejmie
(---) Polityk Europejskich Demokratów nawiązał także do katastrofy smoleńskiej.
– Co zrobiliście z pamięcią o tej tragedii, że
dzisiaj tak wielu ludzi się z tego śmieje, tak wielu ludzi szydzi z tego? Co
wyście zrobili? – mówił z sejmowej trybuny poseł Michał Kamiński. Członek koła
Europejskich Demokratów stwierdził, iż „nie przypomina sobie, żeby jakakolwiek
inna tragedia czy jakiekolwiek inne wydarzenie w tysiącletniej historii
polskiego narodu miało swoje miesięcznice”. – Bo ta historia jest tak długa, że
codziennie miesięcznica by wypadała – dodał.
– Myślałem, że dla was fakt, że dla tak wielu ludzi
to jest cyrk, to, co robicie wokół strasznej tragedii 10 kwietnia 2010 roku
będzie dla was źródłem refleksji, co zrobiliście z pamięcią ofiar. To powinno
być źródłem refleksji, a nie próbą zamykania ust opozycji – podkreślił polityk
podczas debaty na temat ustawy o zgromadzeniach publicznych. W opinii
Kamińskiego, „środowisko Prawo i Sprawiedliwości nawiązuje w ten sposób do
najgorszych wzorców polskiej tradycji”. – To przed wojną wojewodowie mieli
prawo ingerowania w wolności obywatelskie. To też nie są najlepsze wzorce II
RP, do której nawiązujecie. Wypada się cieszyć, że Bereza Kartuska nie jest już
w granicach Rzeczpospolitej, bo obawiam się, że duża część z nas by się tam
mogła znaleźć – ocenił członek koła Europejskich Demokratów. (Źródło - http://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/polska/%e2%80%9eco-zrobili%c5%9bcie-z-pami%c4%99ci%c4%85-o-katastrofie-smole%c5%84skiej-%c5%bce-dzisiaj-tak-wielu-ludzi-si%c4%99-z-tego-%c5%9bmieje%e2%80%9d/ar-AAl1PuB?li=BBr5MK7&ocid=SK216DHP)
No cóż – niewątpliwie ma
rację. Ten cyrk trwa już tak długo, że tylko śmieszy. Szkoda tylko, że znów
obiektem okrutnych żartów są Polacy. Wszyscy Polacy!
Żarty na bok. Zamach to być
nie mógł, bo jego przeprowadzenie byłoby bardzo trudne, że powiem iż praktycznie
niemożliwe. Każdy zamach to łańcuch zdarzeń, które mają doprowadzić do
katastrofy. Wystarczyło, że tylko jedno ogniwo zawiodło i wtedy cała
konstrukcja bierze w łeb. To matematyczny pewnik, a z cyframi się nie
dyskutuje… W przypadku smoleńskim, to było równanie z tak wielką ilością
niewiadomych, że po prostu nie do rozwiązania… Każdy, kto rozwiązywał takie
układy równań zdaje sobie z tego sprawę. Tylko że w szkole były niewiadome x, y, z… - tutaj są ludzie i technika. I
trochę więcej niewiadomych, niż te przysłowiowe x, y i z… Wystarczył
jeden element, który zawiódł i cały plan brał w łeb.
Przypomina mi się tutaj zamach
na Johna F. Kennedy’ego. Osobiście
jestem zdania, że Kennedy został zastrzelony przez jednego zamachowca – Lee Harvey Oswalda, ale zamachowców
było więcej. Na to wskazują zeznania świadków. Choć to wygląda
nieprawdopodobnie, to istnieje możliwość, że splotły się tutaj dwa a może nawet
trzy niezależne od siebie grupy zamachowców – dwa albo trzy zamachy, z których
jeden doszedł do skutku. Niemożliwe? A jednak tak, wystarczy spojrzeć na listę
potencjalnych zamachowców, by to zrozumieć. Tylko głupi nie skorzystałby z
okazji, jakim był przejazd JFK otwartymi ulicami Dallas, a odstrzelono go w
miejscu, które było optymalne do tego celu. Nieprawda? OK., w takim razie
dlaczego materiały ze śledztwa w tej sprawie są wciąż niejawne, a raport
komisji Warrena ma poważne braki i
niewyjaśnione luki…?
Podobnie jest w przypadku
zbrodni na gen. Sikorskim. O tym jak
bardzo podła była to zbrodnia świadczy fakt, że materiały na jej temat
utajniono na dalsze 50 lat! I przez to staje się oczywiste, że była to zbrodnia
popełniona przez Brytyjczyków lub Polaków na zlecenie Wielkiej Trójki. Bo tylko
Stalin, Churchill i Roosvelt
byli jej beneficjentami, a wśród Polaków zdrajców nie brakowało. Może nie
dokładnie w tej kolejności, ale to właśnie oni i nikt inny. I wszyscy wpisują
się w zasadę cui bono…
Czy coś takiego miało miejsce
w przypadku „zamachu” w Smoleńsku? Oczywiście samolot lecący we mgle, na
niewielkiej wysokości i z prędkością około 200 km/h mógłby być zestrzelony
zwykłym kierowanym pociskiem rakietowy plot., jak np. rosyjska Strieła
czy amerykański Stinger, tylko że… Tylko że nikt nie widział ani momentu
odpalenia, ani momentu przelotu oraz trafienia w cel. Bomba termobaryczna to
czysta sci-fi. Jej eksplozja jest
porównywalna z eksplozją małej atomówki i samolot rozleciałby się na atomy.
Wraz z zawartością, więc takie i inne bajeczki o bombach są tylko bajeczkami,
podobnie jak inne opowieści i helu i eksplodujących parówkach.
Ale jest jeszcze jedna
możliwość, skrzętnie pomijana przez „badaczy” tej katastrofy. Otóż sprowadza
się ona do tego, że był to zamach, którego dokonał ktoś, kto miał możliwość
skierowania samolotu na trajektorię kolizyjną z ziemią. Ktoś, kto trzymał
wolant, albo ktoś, kto miał wpływ na tego, który siedział za sterami samolotu.
Niemożliwe? Ależ jak
najbardziej możliwe! Pomyślmy: wieża ostrzega, że lądowanie jest niewykonalne; Jak
40 ledwie był w stanie siąść na pasie; w kokpicie prezydenckiego Tu-154M
cała automatyka ostrzega: TERRAIN AHEAD
i PULL UP! – a mimo tego lądowanie
jest kontynuowane. Wbrew wszystkiemu, wbrew wszystkim alarmom, wbrew rozumowi,
wbrew instynktowi samozachowawczemu nawet! Zamach to nie tylko działanie, to
także zaniechanie. W tym przypadku doszło tutaj do zaniechania… Dlaczego?
To oczywiste – pasażer nr 1 za
wszelką cenę chciał dolecieć do Katynia na swój wiec przedwyborczy. Oddanie
czci zamordowanym oficerom to był jedynie pretekst.
Ale jest jeszcze jeden aspekt
sprawy. Ktoś załadował do jednego samolotu całą „elitę” narodu. No właśnie – w
normalnym kraju nigdy by do tego nie doszło, bo nikt normalny nie zgromadza w
jednym miejscu wszystkich decydentów kraju. To już raz przerobiliśmy w
Mierosławcu, fatalnego dnia 23.I.2008 roku, kiedy to uległ katastrofie samolot CASA
C-295M, numer taktyczny 019. Zginęło wtedy 20 osób, w tym
wielu specjalistów i dowódców. Niepowetowana strata dla polskiego Lotnictwa
Wojskowego.
Poza tym w kokpicie był gen. Błasik i szef protokołu Kazana. Obu ich tam nie powinno być!
Przeszkadzali tylko pilotom samą swoją obecnością. Znam życie i wiem, jakim obciążeniem
dla kogoś jest stojący mu za plecami przełożony, który – choć milczy – widzi i
słyszy, co się dzieje i mówi w kokpicie, a potem może wyciągnąć konsekwencje!...
I nie ma tu znaczenia czy byli pijani czy nie. Presja psychologiczna wywierana
przez przełożonego na podwładnych może doprowadzić do wielu istotnych błędów.
No i doprowadziła… Gdyby to byli cywilni piloci, to Błasik i Kazana zostaliby
natychmiast i bezpardonowo wyproszeni z kokpitu! Rzecz w tym, że wojskowy pilot
nie mógł tak po prostu wyprosić z kokpitu
generała… - szczególnie ze miał w pamięci incydent w Gruzji.
Tak czy inaczej, ktoś za to
wszystko powinien odpowiedzieć. Zgodnie z regułami śledztwa ten, który wypełnia
dyspozycję zasady is id fecit cui bono,
cui prodest – zrobił to ten, kto miał z tego korzyść, scelus is fecit cui prodest. A zatem należałoby poszukać tego
„ktosia”.
Oczywiście prezydentem potem z
automatu został Komorowski, który
był marszałkiem Sejmu. Ale czy na pewno on odniósł z tego największą korzyść? Kto
mógłby odnieść z tego jeszcze większą korzyść?
Jak pokazują dalsze fakty, największą
korzyść odniosła grupa „jastrzębi”, której marzeniem jest kolejna wojna w
Europie. Dodam od razu – wojna z Rosją. A która partia ma ich najwięcej? –
wiadomo. Dla nich wszystko jest absolutnie jasne: to była nie katastrofa
lotnicza, ale mord polityczny największego prezydenta wszech czasów, który z
bożą pomocą walczył z komunizmem i rosyjskim imperializmem – jak przedstawiają
to jego hagiografowie – i z tego względu stanowił śmiertelne zagrożenie dla
Rosji! Zatem Rosjanie zamordowali go przy pomocy Polaków mu wrogich, i tak
dalej i tym podobnie. I za to został pochowany na Wawelu wśród wielkich
Polaków. Jednym słowem: bełkot wariata w malignie.
A jak było naprawdę, to piszą
komentatorzy na Onet.pl:
~j56 : Władza nie trwa wiecznie i jak pokazuje
historia każdy dyktator kończy marnie. Kaczyński leczy swoje fobie za śmierć
brata, któremu rozkazał lądować w Smoleńsku mimo fatalnych warunków. To na jego
rozkaz po rozmowie telefonicznej Lech podjął decyzję o lądowaniu a Błasik ją
wykonał. Teraz dręczy go sumienie i urządza co miesiąc szopkę przed pałacem
prezydenckim, myśląc że tym odkupi winy. Najsmutniejsze w tym jest to że tak wielu
tzw. "prawdziwych polaków" mu wierzy. Ta jego nienawiść do wszystkich
i wszystkiego co nie jest po jego myśli tragicznie odbija się na państwie i
narodzi polskim. Następna władza musi rozliczyć wszystkich pisowskich działaczy
którzy szkodzą państwu. Zaczynając od miernego prezydenta Dudy, premier
Broszki, super prokuratora Ziobro marszałków Sejmu i Senatu Piotrowicza i
naczelnika Jarosława. Nowa władza musi przeprowadzić dekaczyzację depisację
Polski, Naczelnika Jarosława postawić przed sądem za podżeganie do nienawiści i
działaniu na szkodę Polski Macierewicza za rozmontowanie polskiej armii
rozwalenie polskiego wywiadu i kontrwywiadu i działalność szpiegowską dla
obcego wywiadu ( Rosji ). Partię PiS jako partię nienawiści zdelegalizować a
członkom PiS-u zakazać pełnienia funkcji w samorządach spółkach skarbu państwa
i firmach prywatnych na okres min 20 lat. Władza ta też musi rozliczyć
hierarchów polskiego kościoła za głoszenie nienawiści i rozkradanie państwa
polskiego Zdelegalizować imperium Rydzyka i skonfiskować jego majątek za
działanie na szkodę narodu i państwa i działalność na rzecz wywiadu Rosji. Na
taką partię zagłosuje i wielu rozsądnych Polaków też zagłosuje. Polsce trzeba
przywrócić normalność i szacunek. (Onet.pl)
~elka : jak to dobrze że już jestem stara! wcale
tego nie żałuję, żałuję tylko, że jak chciałam wyjechać za granicę to mąż się
nie zgodził, że tak mało mu do życia potrzeba, nie pomyślał o przyszłości
naszych dzieci wnuków, Dobrze chociaż że córka wyjechała z dziećmi i radzi
sobie doskonale a tu by zginęła a my ciągle mielibyśmy ją i dzieci na
utrzymaniu a tam jest szczęśliwa i dzieci też, chociaż tęsknią i my tez.
Synowie zostali i my ciągle jesteśmy przez nich absorbowani do opieki nad
wnukami nie mamy własnego życia i jesteśmy tym zmęczeni a oni że muszą pracować
a my przy nich wegetujemy, i takie jest nasze życie na stare lata, za młodu
umęczeni szarą codziennością i gonitwą za czymkolwiek po sklepach i staniem w
kolejkach a na stare lata zamiast godziwej emerytury to opieka nad wnukami. Nie
dziwcie się, że się cieszę że jestem stara!
To co się dzieje w kaczystanie jest
przerażające i niedługo jako 11 przykazanie będzie obowiązywała zasada-dajcie
człowieka ,a my znajdziemy paragraf na niego. Przez ostatnie 25 lat nigdy nie
było wylewanych tylu pomyj na przeciwników politycznych i nie zniszczono tylu
autorytetów i symboli polskiej demokracji ,co teraz przez ostatni rok.
Dodajmy do tego reformę szkolnictwa ,która tak naprawdę ma za zadanie wprowadzić do szkół nową ideologię i już niedługo nasze dzieci dowiedzą się np., że twórcą Solidarności i niepodległej Polski był niejaki kaczyński. A sięgając głębiej do historii dzieci dowiedzą się ,że nie było Piasta Kołodzieja tylko był pista kołodziej itd ,itp
Jak to jest możliwe,żeby tylu ludzi wierzyło i ufało temu zakompleksiałemu karłowi z Żoliborza, który doprowadza Polskę na skraj przepaści.
Dodajmy do tego reformę szkolnictwa ,która tak naprawdę ma za zadanie wprowadzić do szkół nową ideologię i już niedługo nasze dzieci dowiedzą się np., że twórcą Solidarności i niepodległej Polski był niejaki kaczyński. A sięgając głębiej do historii dzieci dowiedzą się ,że nie było Piasta Kołodzieja tylko był pista kołodziej itd ,itp
Jak to jest możliwe,żeby tylu ludzi wierzyło i ufało temu zakompleksiałemu karłowi z Żoliborza, który doprowadza Polskę na skraj przepaści.
Takie są krytyczne komentarze na temat tej władzy i
tych rządzących. I na zakończenie tego tematu jeszcze jeden głos rozsądku na
temat katastrofy, którego jest tak mało w tym narodzie! Oto i on:
Zbigniew
Parafianowicz:
Jak głęboko
tkwi w nas tupolewizm...
[KOMENTARZ]
Brazylijskie Embraery 175 w biało-czerwonych barwach miały zastąpić po 10
kwietnia 2010 r. niewydolny i opisany za pomocą niejasnych procedur system
transportu VIP-ów Tupolewami i wysłużonymi Jakami. Do niedawna wierzyłem, że on
działa. Po hekatombie smoleńskiej chciałem w to wierzyć. Do ubiegłego
poniedziałku, gdy na własne oczy przekonałem się, jak głęboko tkwi w nas
tupolewizm.
Doktryna, w myśl której można podjąć nawet najbardziej absurdalną próbę
załatwienia sprawy wagi państwowej bez przewidzenia potencjalnie tragicznych
konsekwencji. Lewą ręką przez prawe ucho. Na zasadzie "jakoś to
będzie". Choroba, która - jako jedna z przyczyn - doprowadziła do śmierci
96 najważniejszych osób w państwie na lotnisku Siewiernyj, dała znów o sobie
znać w ubiegłym tygodniu. Podczas powrotu szefowej polskiego rządu Beaty Szydło z Londynu. Tym razem za
sprawą determinacji kapitana odpowiedzialnego za rejs i brytyjskiej obsługi
naziemnej się udało.
Londyn. Ulica Portland Place w handlowej dzielnicy Marylebone. Ambasada RP.
Godziny wczesnowieczorne. Dziennikarze, którzy towarzyszyli premier Szydło
podczas brytyjsko-polskich konsultacji rządowych, wsiadają do busa, który
zawiezie ich na oddalone o 50 km lotnisko w Luton. Słyszałem o dwóch wersjach
powrotu do kraju. Pierwsza zakłada, że reporterzy odlecą wojskową CASĄ,
tą samą, którą tuż przed południem przylecieli do Londynu. Druga: będzie to
rządowy Embraer 175. Lot tym pierwszym trwa około czterech godzin,
drugi jest krótszy o półtorej godziny. W terminalu okazuje się, że wygrał
wariant numer dwa.
Odprawa. Zajmujemy miejsca na pokładzie. Po kilku minutach wchodzą
przedstawiciele rządu. Szybko na jaw wychodzi prosta prawda: dwóch samolotów
nie da się zapakować do jednego. Brakuje miejsc. Kilka osób stoi.
Zaczynają się nerwowe negocjacje: kto leci, kto zostaje na CASĘ,
która wystartuje za sześć godzin. Pozbycie się nadbagażu w postaci osób
stojących nie rozwiązuje problemu. Po krótkiej analizie okazuje się, że samolot
nadal jest źle wyważony (większość siedzi z tyłu, z przodu jest salonka z
mniejszą liczbą osób). Trzeba zwolnić jeszcze dwa tylne rzędy. W sumie osiem
miejsc.
Jeden z ministrów korporacyjnym tonem namawia swoich współpracowników:
Basiu, Wiesiu, Czesiu, Krzysiu (imiona zmienione), wysiądźcie. W odpowiedzi
słyszy: Ale szefie, tylu godzin czekać nie dam rady. Mam problemy z
kręgosłupem. W sumie kobieta musiałaby pozostać na lotnisku jeszcze 6 godzin i
cztery godziny spędzić na pokładzie CASY.
Stewardesy, zamiast przeprowadzić standardowe procedury bezpieczeństwa, nie
ze swojej woli stają się stroną absurdalnej debaty. Michał Karnowski,
publicysta tygodnika „wSieci”, nie wytrzymuje i ustępuje miejsca urzędniczce,
która ma problemy z kręgosłupem. To jednak za mało, by wyważyć samolot.
Polowanie na zbędne kilogramy trwa w najlepsze. Obsługa naziemna w Luton staje
się coraz bardziej nerwowa. Nie zgodzi się na wylot źle wyważonego samolotu.
Na pokładzie zbyt ciężkiej maszyny mają się znaleźć: szefowa rządu Beata
Szydło, wicepremier Mateusz Morawiecki,
szef MON Antoni Macierewicz, szef
MSZ Witold Waszczykowski, szef MSW Mariusz Błaszczak i jeden z
najważniejszych oficerów w polskiej armii generał Marek Tomaszycki (VIP-ów jest zresztą znacznie więcej).
Przedstawiciele najważniejszych resortów siłowych, premier i jej pierwszy
zastępca w źle wyważonym samolocie, który ma zaraz wylecieć. Nie wierzę, że to
wszystko dzieje się naprawdę.
Nie wierzy też kapitan Embraera. Zirytowany wychodzi z
kabiny i informuje, że nie poleci, dopóki problem nie zostanie rozwiązany. Nie
ma jednak osoby, która mogłaby to zrobić. Ktoś podjął decyzję o połączeniu
dwóch transportów w jeden, nikt jednak nie chce podjąć decyzji o ich
rozłączeniu. Panuje przekonanie, że na pewno da się to wszystko jakoś ogarnąć.
W końcu, po kilkudziesięciu minutach negocjacji, samolot opuszcza grupa
ochotników i tych, którzy zostali nakłonieni do wyjścia przez swoich szefów.
Jeden z dziennikarzy relacjonuje ministrowi Waszczykowskiemu, o co chodzi w
zamieszaniu. Pada określenie: to tupolewizm. Z niemal godzinnym opóźnieniem
samolot, w końcu prawidłowo wyważony, odlatuje do Polski. Brytyjska obsługa
naziemna oddycha z ulgą.
Właściwie nic się nie stało, wszystko skończyło się dobrze. Zostaje jednak
kilka kluczowych pytań:
1. Dlaczego na
pokładzie tego samolotu znaleźli się jednocześnie: premier, wicepremier,
szefowie MSZ, MON, MSW i dowódca operacyjny sił zbrojnych?
2. Kto podjął
decyzję o połączeniu pokładów?
3. Jak obliczył,
że dwa samoloty można zmieścić w jednym?
4. Dlaczego nie
było nikogo, kto mógłby jedną decyzją to wszystko odwrócić?
5. Dlaczego pasażerowie
najważniejszego w tym dniu samolotu państwa polskiego nie mieli przypisanych
miejsc, numerowanych, jak w rejsowym samolocie? (Oznaczone miejsca mają nawet
afgańskie linie Kam Air, którymi w
przeszłości podróżowałem).
6. Jak doszło do
rozpisania listy pasażerów? I czy osoba ją rozpisująca znała zasady wyważenia
rządowego Embraera?
7. Dlaczego
pilota sprowokowano do zainterweniowania w tej absurdalnej sprawie? (Choć może
to i lepiej, bo wykazał się rozsądkiem, za który powinien dostać państwowe odznaczenie).
8. Na jakiej
zasadzie wyproszono z maszyny osoby pracujące dla rządu, które Embraerem
przyleciały do Londynu?
Na koniec jeszcze jedno. Pani premier, czterdziestomilionowy naród nie
zasługuje na to, by jego liderzy podróżowali w takich warunkach. Sam do dziś
nie przepracowałem traumy 10 kwietnia. Jednego jednak jestem pewien: po raz
drugi nie byłbym w stanie wyjaśnić swoim synom, dlaczego przez Warszawę,
zadrzewioną ulicą Żwirki i Wigury, która kojarzy im się z wylotami na wakacje,
suną dziesiątki trumien zawinięte w biało-czerwone flagi.
I jeszcze jeden tekst:
PO o rządowym
locie: wracają błędy ze Smoleńska.
"Co
teraz powie Macierewicz?"
- Złamano wszelkie zasady bezpieczeństwa, instrukcję Head. Mogło dojść do kolejnej katastrofy - alarmują politycy PO,
którzy komentują kulisy lotu rządowej delegacji z Londynu. Sprawę opisał dziś
"Dziennik Gazeta Prawna".
W ubiegły poniedziałek premier Beata
Szydło wraz z kilkoma członkami rządu i delegacją dziennikarzy poleciała do
Londynu. Problemy zaczęły się przy powrotnym locie. Początkowo delegacja miała
wracać dwoma samolotami. Ostatecznie okazało się, że musi zmieścić się w Embraerze.
Dla wielu zabrakło miejsca. Rozpoczęło sie gorączkowe kompletowanie listy
pasażerów. Zaprotestował pilot, który zagroził odmową wykonania lotu. Jego
kulisy opisał dziś Zbigniew
Parafianowicz, dziennikarz "Dziennika Gazety Prawnej".
Kierwiński:
Skandaliczne łamanie procedur
Relacja oburzyła polityków Platformy, którzy na zwołanej rano konferencji
nie przebierali w słowach. - Wraca to wszystko, co było jedną z głównych
przyczyn katastrofy w Smoleńsku. Nieprzestrzeganie procedur, bałagan, chaos,
brak podejmowania decyzji albo podejmowanie decyzji nie wiadomo przez kogo -
wyliczał Marcin Kierwiński. Jak
dodał kolejny raz okazuje się, że PiS łamie procedury bezpieczeństwa.
- Tym razem te najważniejsze: Złamano instrukcję HEAD, premier i wicepremier nie mogą lecieć w jednym samolocie -
stwierdził Kierwiński. I dodał: - Niech Antoni
Macierewicz, tropiciel wszelkich spisków wytropi, kto jest odpowiedzialny
za ten spisek.
Skandaliczne jest według niego to, że na 24 godziny przez lotem nie było
gotowej listy pasażerów. Dopiero w Londynie na pokładzie samolotu wybierano
osoby, które razem z premier Szydło mają wrócić do Warszawy.
"Sprawę
powinna wyjaśnić komisja"
Według Jana Grabca gdyby nie to, że obsługa lotniska i pilot nie zgodzili
się na lot, mielibyśmy do czynienia z narażeniem bezpieczeństwa.- Ten incydent
powinna wyjaśnić Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Zbyt dużo
jest tych przypadków naruszania norm bezpieczeństwa - dodał Jan Grabiec.
Przypomniał, że do dziś nie zostały wyjaśnione okoliczności wypadku
prezydenckiej limuzyny ze stycznia.
No cóż, mnie to też nie dziwi. Uważam, że taki właśnie
bałagan był prawdziwą przyczyną „zamachu” w Smoleńsku i winien odpowiedzieć zań
ten, kto do takowego dopuścił.
I tylko on.