Powered By Blogger

sobota, 10 grudnia 2016

Zamach smoleński: pomijana wersja?




Kilka lat temu, na jednej ze stron internetowych przeczytałem artykuł, którego autor porównał zamach w Gibraltarze do „zamachu” w Smoleńsku i w jego wywodzie prezydent Kaczyński stał się kolejnym wcieleniem gen. Sikorskiego. Artykuł jak artykuł – czytałem lepsze. Nawet go nie komentuję, bo szkoda mi na to czasu.  Sprawa katastrofy smoleńskiej zainteresowała mnie o tyle, o ile PiS za wszelką cenę usiłuje udowodnić to, czego się udowodnić nie da: prezydent Kaczyński zginął w zamachu, który zaplanował i przeprowadził wywiad rosyjski przy pomocy Tuska i PO oraz kogoś tam jeszcze, przy pomocy bomb w parówkach, bomby termobarycznej, rozpylonego helu - osobiście rozpyliłbym gaz ziemny – metan, tańszy i skuteczniejszy – i to byłaby autentyczna bomba próżniowa! Ciekawe, że żaden ze „specjalistów” i „ekspertów” nie wziął tego pod uwagę! Ale wszystko przed nami – jakby co, to jest mój patent! Tymczasem znów podniósł się rwetes:

Michał Kamiński odniósł się w Sejmie (---) Polityk Europejskich Demokratów nawiązał także do katastrofy smoleńskiej.
– Co zrobiliście z pamięcią o tej tragedii, że dzisiaj tak wielu ludzi się z tego śmieje, tak wielu ludzi szydzi z tego? Co wyście zrobili? – mówił z sejmowej trybuny poseł Michał Kamiński. Członek koła Europejskich Demokratów stwierdził, iż „nie przypomina sobie, żeby jakakolwiek inna tragedia czy jakiekolwiek inne wydarzenie w tysiącletniej historii polskiego narodu miało swoje miesięcznice”. – Bo ta historia jest tak długa, że codziennie miesięcznica by wypadała – dodał.
– Myślałem, że dla was fakt, że dla tak wielu ludzi to jest cyrk, to, co robicie wokół strasznej tragedii 10 kwietnia 2010 roku będzie dla was źródłem refleksji, co zrobiliście z pamięcią ofiar. To powinno być źródłem refleksji, a nie próbą zamykania ust opozycji – podkreślił polityk podczas debaty na temat ustawy o zgromadzeniach publicznych. W opinii Kamińskiego, „środowisko Prawo i Sprawiedliwości nawiązuje w ten sposób do najgorszych wzorców polskiej tradycji”. – To przed wojną wojewodowie mieli prawo ingerowania w wolności obywatelskie. To też nie są najlepsze wzorce II RP, do której nawiązujecie. Wypada się cieszyć, że Bereza Kartuska nie jest już w granicach Rzeczpospolitej, bo obawiam się, że duża część z nas by się tam mogła znaleźć – ocenił członek koła Europejskich Demokratów. (Źródło - http://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/polska/%e2%80%9eco-zrobili%c5%9bcie-z-pami%c4%99ci%c4%85-o-katastrofie-smole%c5%84skiej-%c5%bce-dzisiaj-tak-wielu-ludzi-si%c4%99-z-tego-%c5%9bmieje%e2%80%9d/ar-AAl1PuB?li=BBr5MK7&ocid=SK216DHP)


No cóż – niewątpliwie ma rację. Ten cyrk trwa już tak długo, że tylko śmieszy. Szkoda tylko, że znów obiektem okrutnych żartów są Polacy. Wszyscy Polacy!


Żarty na bok. Zamach to być nie mógł, bo jego przeprowadzenie byłoby bardzo trudne, że powiem iż praktycznie niemożliwe. Każdy zamach to łańcuch zdarzeń, które mają doprowadzić do katastrofy. Wystarczyło, że tylko jedno ogniwo zawiodło i wtedy cała konstrukcja bierze w łeb. To matematyczny pewnik, a z cyframi się nie dyskutuje… W przypadku smoleńskim, to było równanie z tak wielką ilością niewiadomych, że po prostu nie do rozwiązania… Każdy, kto rozwiązywał takie układy równań zdaje sobie z tego sprawę. Tylko że w szkole były niewiadome x, y, z… - tutaj są ludzie i technika. I trochę więcej niewiadomych, niż te przysłowiowe x, y i z… Wystarczył jeden element, który zawiódł i cały plan brał w łeb. 

Przypomina mi się tutaj zamach na Johna F. Kennedy’ego. Osobiście jestem zdania, że Kennedy został zastrzelony przez jednego zamachowca – Lee Harvey Oswalda, ale zamachowców było więcej. Na to wskazują zeznania świadków. Choć to wygląda nieprawdopodobnie, to istnieje możliwość, że splotły się tutaj dwa a może nawet trzy niezależne od siebie grupy zamachowców – dwa albo trzy zamachy, z których jeden doszedł do skutku. Niemożliwe? A jednak tak, wystarczy spojrzeć na listę potencjalnych zamachowców, by to zrozumieć. Tylko głupi nie skorzystałby z okazji, jakim był przejazd JFK otwartymi ulicami Dallas, a odstrzelono go w miejscu, które było optymalne do tego celu. Nieprawda? OK., w takim razie dlaczego materiały ze śledztwa w tej sprawie są wciąż niejawne, a raport komisji Warrena ma poważne braki i niewyjaśnione luki…?

Podobnie jest w przypadku zbrodni na gen. Sikorskim. O tym jak bardzo podła była to zbrodnia świadczy fakt, że materiały na jej temat utajniono na dalsze 50 lat! I przez to staje się oczywiste, że była to zbrodnia popełniona przez Brytyjczyków lub Polaków na zlecenie Wielkiej Trójki. Bo tylko Stalin, Churchill i Roosvelt byli jej beneficjentami, a wśród Polaków zdrajców nie brakowało. Może nie dokładnie w tej kolejności, ale to właśnie oni i nikt inny. I wszyscy wpisują się w zasadę cui bono

Czy coś takiego miało miejsce w przypadku „zamachu” w Smoleńsku? Oczywiście samolot lecący we mgle, na niewielkiej wysokości i z prędkością około 200 km/h mógłby być zestrzelony zwykłym kierowanym pociskiem rakietowy plot., jak np. rosyjska Strieła czy amerykański Stinger, tylko że… Tylko że nikt nie widział ani momentu odpalenia, ani momentu przelotu oraz trafienia w cel. Bomba termobaryczna to czysta sci-fi. Jej eksplozja jest porównywalna z eksplozją małej atomówki i samolot rozleciałby się na atomy. Wraz z zawartością, więc takie i inne bajeczki o bombach są tylko bajeczkami, podobnie jak inne opowieści i helu i eksplodujących parówkach.   
   
Ale jest jeszcze jedna możliwość, skrzętnie pomijana przez „badaczy” tej katastrofy. Otóż sprowadza się ona do tego, że był to zamach, którego dokonał ktoś, kto miał możliwość skierowania samolotu na trajektorię kolizyjną z ziemią. Ktoś, kto trzymał wolant, albo ktoś, kto miał wpływ na tego, który siedział za sterami samolotu. 

Niemożliwe? Ależ jak najbardziej możliwe! Pomyślmy: wieża ostrzega, że lądowanie jest niewykonalne; Jak 40 ledwie był w stanie siąść na pasie; w kokpicie prezydenckiego Tu-154M cała automatyka ostrzega: TERRAIN AHEAD i PULL UP! – a mimo tego lądowanie jest kontynuowane. Wbrew wszystkiemu, wbrew wszystkim alarmom, wbrew rozumowi, wbrew instynktowi samozachowawczemu nawet! Zamach to nie tylko działanie, to także zaniechanie. W tym przypadku doszło tutaj do zaniechania…  Dlaczego?

To oczywiste – pasażer nr 1 za wszelką cenę chciał dolecieć do Katynia na swój wiec przedwyborczy. Oddanie czci zamordowanym oficerom to był jedynie pretekst. 

Ale jest jeszcze jeden aspekt sprawy. Ktoś załadował do jednego samolotu całą „elitę” narodu. No właśnie – w normalnym kraju nigdy by do tego nie doszło, bo nikt normalny nie zgromadza w jednym miejscu wszystkich decydentów kraju. To już raz przerobiliśmy w Mierosławcu, fatalnego dnia 23.I.2008 roku, kiedy to uległ katastrofie samolot CASA C-295M, numer taktyczny 019. Zginęło wtedy 20 osób, w tym wielu specjalistów i dowódców. Niepowetowana strata dla polskiego Lotnictwa Wojskowego. 

Poza tym w kokpicie był gen. Błasik i szef protokołu Kazana. Obu ich tam nie powinno być! Przeszkadzali tylko pilotom samą swoją obecnością. Znam życie i wiem, jakim obciążeniem dla kogoś jest stojący mu za plecami przełożony, który – choć milczy – widzi i słyszy, co się dzieje i mówi w kokpicie, a potem może wyciągnąć konsekwencje!... I nie ma tu znaczenia czy byli pijani czy nie. Presja psychologiczna wywierana przez przełożonego na podwładnych może doprowadzić do wielu istotnych błędów. No i doprowadziła… Gdyby to byli cywilni piloci, to Błasik i Kazana zostaliby natychmiast i bezpardonowo wyproszeni z kokpitu! Rzecz w tym, że wojskowy pilot nie mógł tak po prostu wyprosić z kokpitu generała… - szczególnie ze miał w pamięci incydent w Gruzji.   

Tak czy inaczej, ktoś za to wszystko powinien odpowiedzieć. Zgodnie z regułami śledztwa ten, który wypełnia dyspozycję zasady is id fecit cui bono, cui prodest – zrobił to ten, kto miał z tego korzyść, scelus is fecit cui prodest. A zatem należałoby poszukać tego „ktosia”. 

Oczywiście prezydentem potem z automatu został Komorowski, który był marszałkiem Sejmu. Ale czy na pewno on odniósł z tego największą korzyść? Kto mógłby odnieść z tego jeszcze większą korzyść? 

Jak pokazują dalsze fakty, największą korzyść odniosła grupa „jastrzębi”, której marzeniem jest kolejna wojna w Europie. Dodam od razu – wojna z Rosją. A która partia ma ich najwięcej? – wiadomo. Dla nich wszystko jest absolutnie jasne: to była nie katastrofa lotnicza, ale mord polityczny największego prezydenta wszech czasów, który z bożą pomocą walczył z komunizmem i rosyjskim imperializmem – jak przedstawiają to jego hagiografowie – i z tego względu stanowił śmiertelne zagrożenie dla Rosji! Zatem Rosjanie zamordowali go przy pomocy Polaków mu wrogich, i tak dalej i tym podobnie. I za to został pochowany na Wawelu wśród wielkich Polaków. Jednym słowem: bełkot wariata w malignie. 

A jak było naprawdę, to piszą komentatorzy na Onet.pl:

~j56 : Władza nie trwa wiecznie i jak pokazuje historia każdy dyktator kończy marnie. Kaczyński leczy swoje fobie za śmierć brata, któremu rozkazał lądować w Smoleńsku mimo fatalnych warunków. To na jego rozkaz po rozmowie telefonicznej Lech podjął decyzję o lądowaniu a Błasik ją wykonał. Teraz dręczy go sumienie i urządza co miesiąc szopkę przed pałacem prezydenckim, myśląc że tym odkupi winy. Najsmutniejsze w tym jest to że tak wielu tzw. "prawdziwych polaków" mu wierzy. Ta jego nienawiść do wszystkich i wszystkiego co nie jest po jego myśli tragicznie odbija się na państwie i narodzi polskim. Następna władza musi rozliczyć wszystkich pisowskich działaczy którzy szkodzą państwu. Zaczynając od miernego prezydenta Dudy, premier Broszki, super prokuratora Ziobro marszałków Sejmu i Senatu Piotrowicza i naczelnika Jarosława. Nowa władza musi przeprowadzić dekaczyzację depisację Polski, Naczelnika Jarosława postawić przed sądem za podżeganie do nienawiści i działaniu na szkodę Polski Macierewicza za rozmontowanie polskiej armii rozwalenie polskiego wywiadu i kontrwywiadu i działalność szpiegowską dla obcego wywiadu ( Rosji ). Partię PiS jako partię nienawiści zdelegalizować a członkom PiS-u zakazać pełnienia funkcji w samorządach spółkach skarbu państwa i firmach prywatnych na okres min 20 lat. Władza ta też musi rozliczyć hierarchów polskiego kościoła za głoszenie nienawiści i rozkradanie państwa polskiego Zdelegalizować imperium Rydzyka i skonfiskować jego majątek za działanie na szkodę narodu i państwa i działalność na rzecz wywiadu Rosji. Na taką partię zagłosuje i wielu rozsądnych Polaków też zagłosuje. Polsce trzeba przywrócić normalność i szacunek. (Onet.pl)

~elka : jak to dobrze że już jestem stara! wcale tego nie żałuję, żałuję tylko, że jak chciałam wyjechać za granicę to mąż się nie zgodził, że tak mało mu do życia potrzeba, nie pomyślał o przyszłości naszych dzieci wnuków, Dobrze chociaż że córka wyjechała z dziećmi i radzi sobie doskonale a tu by zginęła a my ciągle mielibyśmy ją i dzieci na utrzymaniu a tam jest szczęśliwa i dzieci też, chociaż tęsknią i my tez. Synowie zostali i my ciągle jesteśmy przez nich absorbowani do opieki nad wnukami nie mamy własnego życia i jesteśmy tym zmęczeni a oni że muszą pracować a my przy nich wegetujemy, i takie jest nasze życie na stare lata, za młodu umęczeni szarą codziennością i gonitwą za czymkolwiek po sklepach i staniem w kolejkach a na stare lata zamiast godziwej emerytury to opieka nad wnukami. Nie dziwcie się, że się cieszę że jestem stara!

~wilk66 : To co się dzieje w kaczystanie jest przerażające i niedługo jako 11 przykazanie będzie obowiązywała zasada-dajcie człowieka ,a my znajdziemy paragraf na niego. Przez ostatnie 25 lat nigdy nie było wylewanych tylu pomyj na przeciwników politycznych i nie zniszczono tylu autorytetów i symboli polskiej demokracji ,co teraz przez ostatni rok.
Dodajmy do tego reformę szkolnictwa ,która tak naprawdę ma za zadanie wprowadzić do szkół nową ideologię i już niedługo nasze dzieci dowiedzą się np., że twórcą Solidarności i niepodległej Polski był niejaki kaczyński. A sięgając głębiej do historii dzieci dowiedzą się ,że nie było Piasta Kołodzieja tylko był pista kołodziej itd ,itp
Jak to jest możliwe,żeby tylu ludzi wierzyło i ufało temu zakompleksiałemu karłowi z Żoliborza, który doprowadza Polskę na skraj przepaści.

Takie są krytyczne komentarze na temat tej władzy i tych rządzących. I na zakończenie tego tematu jeszcze jeden głos rozsądku na temat katastrofy, którego jest tak mało w tym narodzie! Oto i on:


Zbigniew Parafianowicz:
Jak głęboko tkwi w nas tupolewizm...
[KOMENTARZ]

Brazylijskie Embraery 175 w biało-czerwonych barwach miały zastąpić po 10 kwietnia 2010 r. niewydolny i opisany za pomocą niejasnych procedur system transportu VIP-ów Tupolewami i wysłużonymi Jakami. Do niedawna wierzyłem, że on działa. Po hekatombie smoleńskiej chciałem w to wierzyć. Do ubiegłego poniedziałku, gdy na własne oczy przekonałem się, jak głęboko tkwi w nas tupolewizm.

Doktryna, w myśl której można podjąć nawet najbardziej absurdalną próbę załatwienia sprawy wagi państwowej bez przewidzenia potencjalnie tragicznych konsekwencji. Lewą ręką przez prawe ucho. Na zasadzie "jakoś to będzie". Choroba, która - jako jedna z przyczyn - doprowadziła do śmierci 96 najważniejszych osób w państwie na lotnisku Siewiernyj, dała znów o sobie znać w ubiegłym tygodniu. Podczas powrotu szefowej polskiego rządu Beaty Szydło z Londynu. Tym razem za sprawą determinacji kapitana odpowiedzialnego za rejs i brytyjskiej obsługi naziemnej się udało.

Londyn. Ulica Portland Place w handlowej dzielnicy Marylebone. Ambasada RP. Godziny wczesnowieczorne. Dziennikarze, którzy towarzyszyli premier Szydło podczas brytyjsko-polskich konsultacji rządowych, wsiadają do busa, który zawiezie ich na oddalone o 50 km lotnisko w Luton. Słyszałem o dwóch wersjach powrotu do kraju. Pierwsza zakłada, że reporterzy odlecą wojskową CASĄ, tą samą, którą tuż przed południem przylecieli do Londynu. Druga: będzie to rządowy Embraer 175. Lot tym pierwszym trwa około czterech godzin, drugi jest krótszy o półtorej godziny. W terminalu okazuje się, że wygrał wariant numer dwa.

Odprawa. Zajmujemy miejsca na pokładzie. Po kilku minutach wchodzą przedstawiciele rządu. Szybko na jaw wychodzi prosta prawda: dwóch samolotów nie da się zapakować do jednego. Brakuje miejsc. Kilka osób stoi.

Zaczynają się nerwowe negocjacje: kto leci, kto zostaje na CASĘ, która wystartuje za sześć godzin. Pozbycie się nadbagażu w postaci osób stojących nie rozwiązuje problemu. Po krótkiej analizie okazuje się, że samolot nadal jest źle wyważony (większość siedzi z tyłu, z przodu jest salonka z mniejszą liczbą osób). Trzeba zwolnić jeszcze dwa tylne rzędy. W sumie osiem miejsc.

Jeden z ministrów korporacyjnym tonem namawia swoich współpracowników: Basiu, Wiesiu, Czesiu, Krzysiu (imiona zmienione), wysiądźcie. W odpowiedzi słyszy: Ale szefie, tylu godzin czekać nie dam rady. Mam problemy z kręgosłupem. W sumie kobieta musiałaby pozostać na lotnisku jeszcze 6 godzin i cztery godziny spędzić na pokładzie CASY.

Stewardesy, zamiast przeprowadzić standardowe procedury bezpieczeństwa, nie ze swojej woli stają się stroną absurdalnej debaty. Michał Karnowski, publicysta tygodnika „wSieci”, nie wytrzymuje i ustępuje miejsca urzędniczce, która ma problemy z kręgosłupem. To jednak za mało, by wyważyć samolot. Polowanie na zbędne kilogramy trwa w najlepsze. Obsługa naziemna w Luton staje się coraz bardziej nerwowa. Nie zgodzi się na wylot źle wyważonego samolotu.

Na pokładzie zbyt ciężkiej maszyny mają się znaleźć: szefowa rządu Beata Szydło, wicepremier Mateusz Morawiecki, szef MON Antoni Macierewicz, szef MSZ Witold Waszczykowski, szef MSW Mariusz Błaszczak i jeden z najważniejszych oficerów w polskiej armii generał Marek Tomaszycki (VIP-ów jest zresztą znacznie więcej). Przedstawiciele najważniejszych resortów siłowych, premier i jej pierwszy zastępca w źle wyważonym samolocie, który ma zaraz wylecieć. Nie wierzę, że to wszystko dzieje się naprawdę.

Nie wierzy też kapitan Embraera. Zirytowany wychodzi z kabiny i informuje, że nie poleci, dopóki problem nie zostanie rozwiązany. Nie ma jednak osoby, która mogłaby to zrobić. Ktoś podjął decyzję o połączeniu dwóch transportów w jeden, nikt jednak nie chce podjąć decyzji o ich rozłączeniu. Panuje przekonanie, że na pewno da się to wszystko jakoś ogarnąć.

W końcu, po kilkudziesięciu minutach negocjacji, samolot opuszcza grupa ochotników i tych, którzy zostali nakłonieni do wyjścia przez swoich szefów. Jeden z dziennikarzy relacjonuje ministrowi Waszczykowskiemu, o co chodzi w zamieszaniu. Pada określenie: to tupolewizm. Z niemal godzinnym opóźnieniem samolot, w końcu prawidłowo wyważony, odlatuje do Polski. Brytyjska obsługa naziemna oddycha z ulgą.

Właściwie nic się nie stało, wszystko skończyło się dobrze. Zostaje jednak kilka kluczowych pytań:

1.      Dlaczego na pokładzie tego samolotu znaleźli się jednocześnie: premier, wicepremier, szefowie MSZ, MON, MSW i dowódca operacyjny sił zbrojnych?
2.     Kto podjął decyzję o połączeniu pokładów?
3.     Jak obliczył, że dwa samoloty można zmieścić w jednym?
4.     Dlaczego nie było nikogo, kto mógłby jedną decyzją to wszystko odwrócić?
5.      Dlaczego pasażerowie najważniejszego w tym dniu samolotu państwa polskiego nie mieli przypisanych miejsc, numerowanych, jak w rejsowym samolocie? (Oznaczone miejsca mają nawet afgańskie linie Kam Air, którymi w przeszłości podróżowałem).
6.     Jak doszło do rozpisania listy pasażerów? I czy osoba ją rozpisująca znała zasady wyważenia rządowego Embraera?
7.      Dlaczego pilota sprowokowano do zainterweniowania w tej absurdalnej sprawie? (Choć może to i lepiej, bo wykazał się rozsądkiem, za który powinien dostać państwowe odznaczenie).
8.     Na jakiej zasadzie wyproszono z maszyny osoby pracujące dla rządu, które Embraerem przyleciały do Londynu?

Na koniec jeszcze jedno. Pani premier, czterdziestomilionowy naród nie zasługuje na to, by jego liderzy podróżowali w takich warunkach. Sam do dziś nie przepracowałem traumy 10 kwietnia. Jednego jednak jestem pewien: po raz drugi nie byłbym w stanie wyjaśnić swoim synom, dlaczego przez Warszawę, zadrzewioną ulicą Żwirki i Wigury, która kojarzy im się z wylotami na wakacje, suną dziesiątki trumien zawinięte w biało-czerwone flagi.




I jeszcze jeden tekst:


PO o rządowym locie: wracają błędy ze Smoleńska.
"Co teraz powie Macierewicz?"


- Złamano wszelkie zasady bezpieczeństwa, instrukcję Head. Mogło dojść do kolejnej katastrofy - alarmują politycy PO, którzy komentują kulisy lotu rządowej delegacji z Londynu. Sprawę opisał dziś "Dziennik Gazeta Prawna".

W ubiegły poniedziałek premier Beata Szydło wraz z kilkoma członkami rządu i delegacją dziennikarzy poleciała do Londynu. Problemy zaczęły się przy powrotnym locie. Początkowo delegacja miała wracać dwoma samolotami. Ostatecznie okazało się, że musi zmieścić się w Embraerze. Dla wielu zabrakło miejsca. Rozpoczęło sie gorączkowe kompletowanie listy pasażerów. Zaprotestował pilot, który zagroził odmową wykonania lotu. Jego kulisy opisał dziś Zbigniew Parafianowicz, dziennikarz "Dziennika Gazety Prawnej".

Kierwiński: Skandaliczne łamanie procedur

Relacja oburzyła polityków Platformy, którzy na zwołanej rano konferencji nie przebierali w słowach. - Wraca to wszystko, co było jedną z głównych przyczyn katastrofy w Smoleńsku. Nieprzestrzeganie procedur, bałagan, chaos, brak podejmowania decyzji albo podejmowanie decyzji nie wiadomo przez kogo - wyliczał Marcin Kierwiński. Jak dodał kolejny raz okazuje się, że PiS łamie procedury bezpieczeństwa.
- Tym razem te najważniejsze: Złamano instrukcję HEAD, premier i wicepremier nie mogą lecieć w jednym samolocie - stwierdził Kierwiński. I dodał: - Niech Antoni Macierewicz, tropiciel wszelkich spisków wytropi, kto jest odpowiedzialny za ten spisek.

Skandaliczne jest według niego to, że na 24 godziny przez lotem nie było gotowej listy pasażerów. Dopiero w Londynie na pokładzie samolotu wybierano osoby, które razem z premier Szydło mają wrócić do Warszawy.  

"Sprawę powinna wyjaśnić komisja"

Według Jana Grabca gdyby nie to, że obsługa lotniska i pilot nie zgodzili się na lot, mielibyśmy do czynienia z narażeniem bezpieczeństwa.- Ten incydent powinna wyjaśnić Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Zbyt dużo jest tych przypadków naruszania norm bezpieczeństwa - dodał Jan Grabiec. Przypomniał, że do dziś nie zostały wyjaśnione okoliczności wypadku prezydenckiej limuzyny ze stycznia.


No cóż, mnie to też nie dziwi. Uważam, że taki właśnie bałagan był prawdziwą przyczyną „zamachu” w Smoleńsku i winien odpowiedzieć zań ten, kto do takowego dopuścił.

I tylko on.