Powered By Blogger

poniedziałek, 28 lutego 2022

Sygnały z Kosmosu

Lokalizacja tajemniczego magnetara na mapie Galaktyki


Ashley Strickland, CNN

 

(CNN) nieznany obiekt kosmiczny oznaczony GLEAM-X J162759.5-523504.3 wypromieniowuje sygnały radiowe co każde 18 minut, wciąż pozostaje tajemniczy.

Podczas mapowania fal radiowych we wszechświecie astronomowie natknęli się na obiekt niebieski uwalniający gigantyczne wybuchy energii – i nie przypomina to niczego, co kiedykolwiek widzieli.

Wirujący obiekt kosmiczny, zauważony w marcu 2018 roku, wysyłał promieniowanie trzy razy na godzinę. W tych momentach stał się najjaśniejszym źródłem fal radiowych widocznych z Ziemi, zachowując się jak niebiańska latarnia morska odległa o 4 kly/1,2 kpc.

Astronomowie uważają, że może to być pozostałość po zapadnięciu się gwiazdy, albo gęsta gwiazda neutronowa, albo martwy biały karzeł, z silnym polem magnetycznym (magnetar?) – albo może to być coś zupełnie innego. 

Ten obraz przedstawia Drogę Mleczną widzianą z Ziemi, a ikona gwiazdy oznacza lokalizację nieznanego obiektu. Badania nad odkryciem opublikowano w środę w czasopiśmie „Nature”.

- Ten obiekt pojawiał się i znikał w ciągu kilku godzin podczas naszych obserwacji – powiedziała w oświadczeniu główna autorka badania Natasha Hurley-Walker, astrofizyk z wydziału Curtin University w Międzynarodowym Centrum Badań Radioastronomicznych. - To było zupełnie nieoczekiwane. Było to trochę straszne dla astronoma, ponieważ na niebie nie ma nic takiego, co by to robiło. I jest naprawdę całkiem blisko nas – około 4000 lat świetlnych stąd.

Ponad tysiąc kosmicznych eksplozji związanych z tajemniczym, powtarzającym się szybkim rozbłyskiem radiowym

Doktorant Uniwersytetu Curtin, Tyrone O’Doherty, dokonał niezwykłego odkrycia, używając teleskopu Murchison Widefield Array na odludziu Zachodniej Australii.

- To ekscytujące, że źródło, które zidentyfikowałem w zeszłym roku, okazało się tak osobliwym obiektem – powiedział O'Doherty w oświadczeniu. - Szerokie pole widzenia i ekstremalna czułość MWA są idealne do badania całego nieba i wykrywania nieoczekiwanych sytuacji.

 

Możliwa rekonstrukcja wyglądu i działania tego obiektu

Co pozostaje po śmierci masywnych gwiazd?

 

Rozbłyskujące obiekty przestrzenne, które wydają się włączać i wyłączać, są nazywane stanami przejściowymi.

Ten obraz pokazuje nowe spojrzenie na Drogę Mleczną z tablicy Murchison Widefield Array, z najniższymi częstotliwościami na czerwono, średnimi częstotliwościami na zielono i najwyższymi częstotliwościami na niebiesko. Ikona gwiazdki pokazuje pozycję tajemniczego, powtarzającego się transjentu.

- Podczas badania stanów nieustalonych obserwujemy śmierć masywnej gwiazdy lub aktywność jej pozostałości - powiedziała współautorka badań Gemma Anderson, astrofizyk z ICRAR-Curtin, w swym oświadczeniu. - Powolne stany przejściowe – jak supernowe – mogą pojawiać się w ciągu kilku dni i znikać po kilku miesiącach. Szybkie stany przejściowe – jak rodzaj gwiazdy neutronowej zwanej pulsarem – włączają się i wyłączają w ciągu milisekund lub sekund.

Ten nowy, niesamowicie jasny obiekt włączał się jednak tylko na około minutę co 18 minut. Naukowcy powiedzieli, że ich obserwacje mogą pasować do definicji magnetara o bardzo długim okresie. Magnetary zwykle migoczą co sekundę, ale ten obiekt trwa dłużej.

Jest to wyobrażenie artysty na temat tego, jak obiekt mógłby wyglądać, gdyby był magnetarem lub niewiarygodnie magnetyczną gwiazdą neutronową.

- Jest to rodzaj wolno obracającej się gwiazdy neutronowej, której istnienie teoretycznie przewiduje się – powiedział Hurley-Walker. - Ale nikt nie spodziewał się bezpośredniego wykrycia takiego, ponieważ nie spodziewaliśmy się, że będzie tak jasny. W jakiś sposób przekształca energię magnetyczną w fale radiowe o wiele skuteczniej niż wszystko, co widzieliśmy wcześniej. To typ powoli obracającej się gwiazdy neutronowej, których istnienie przewidziano teoretycznie – powiedziała Hurley-Walker – ale nikt nie spodziewał się wykrycia takiej wprost, bowiem nikt nie spodziewał się, że mogą być tak jasne. Jakoś następuje konwersja energii magnetycznej w fale radiowe o wiele bardziej efektywne niż wszystko to, co wiedzieliśmy wcześniej.

Badacze kontynuują obserwacje obiektu w celu czy włącza się on z powrotem, a w międzyczasie poszukują dowodów na istnienie podobnych obiektów.

Więcej obserwacji powie astronomom, czy było to rzadkie jednorazowe zdarzenie, czy też ogromna nowa populacja, której nigdy wcześniej nie zauważyliśmy – powiedziała Hurley-Walker.   

 

Moje 3 grosze

 

Osobiście uważam, że nie są to jakieś sygnały od obcej cywilizacji. Nie niosą żadnych informacji poza prostym stwierdzeniem – Istniejemy! A to jest trochę za mało…

Natomiast jestem przekonany, że Inne Istoty, które opanowały żeglugę kosmiczną po Galaktyce mają doskonały punkt orientacyjny, według którego się potrafią odnaleźć w przestrzeni i ustalić swe miejsce. Coś takiego à la Południk Zerowy na Ziemi! Tylko jak Oni to zrobili? Oto jest pytanie!

 

Źródło - https://edition.cnn.com/2022/01/26/world/unusual-space-object-transient-scn/index.html?fbclid=IwAR2r_iI3ZBRUxrujZP5olNzGpedi4Iu4nglNZ1vn2OZ9F-5EbButt4aW8HQ

Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Sas-Leśniakiewicz


niedziela, 27 lutego 2022

Dowiedziono istnienia panspermii

 


Iva Jelínková (SAVPJ)

 

W 2015 roku po świecie krążył niepozorny raport, który niespodziewanie popadł w zapomnienie bez należytej uwagi opinii publicznej. Badania przeprowadzone na Wydziale Biologii i Biotechnologii Uniwersytetu w Sheffield wykazały, że elementy biologiczne nie tylko mogą, ale także przemieszczają się w przestrzeni kosmicznej, najprawdopodobniej stając się nosicielami przyszłego życia. To dowód na kosmiczne pochodzenie biologicznych mikrometeorytów w stratosferze naszej planety.

Balon ze specjalnie przystosowanym próbnikiem do przechwytywania próbek ze stratosfery był wielokrotnie wypuszczany w stratosferę, w szczególności na wysokość od 23 do 27 km nad powierzchnią Ziemi. Został zmodyfikowany, aby wyeliminować pobieranie próbek pochodzących z Ziemi, a tym samym przechwytywać tylko próbki pochodzące z kosmosu.

Zebrane jednostki biologiczne (BE) mają niezwykłą morfologię i generalnie nie są reprezentatywne dla znanych organizmów lądowych. Analiza składu chemicznego (EDX) szerokiego zakresu BE pokazuje, że wszystkie BE zawierają tylko węgiel (C) i tlen (O), a nie cząstki nieorganiczne utworzone przez pierwiastki takie jak krzem (Si), wapń (Ca) i żelazo (Fe). Od początku naukowcy wierzyli, że to nie cząstki wejdą do stratosfery z Ziemi, ale że cząstki pochodzą z kosmosu. Istnieje jednak możliwość, że miały one prehistoryczne pochodzenie i powróciły na Ziemię po podróży kosmicznej. Z wyjątkiem pojedynczego fragmentu okrzemek, są to niezwykłe BE, których nie można zidentyfikować. BE są często kojarzone z kraterami uderzeniowymi spowodowanymi przez nieorganiczny pył kosmiczny z kosmosu. Niektóre BE również stworzyły kratery uderzeniowe do pobierania próbek węgla, co ponownie sugeruje, że przybywają na Ziemię z kosmosu. BE lub materia nieorganiczna, na której się znajdują, przekracza 5 µm (mikronów), co jest granicą wielkości, powyżej której cząstki z troposfery nie mogą zostać przetransportowane do stratosfery. Warto również zauważyć, że zebrano głównie pył stratosferyczny pochodzenia pozaziemskiego, więc jest mało prawdopodobne, aby zebrany BE pochodził z Ziemi.

Poniżej znajdują się zdjęcia niektórych z bardziej znanych próbek BE. We wszystkich przypadkach wyświetlane próbki przekraczają 5 µm i większość z nich jest skanowana za pomocą analizy EDX. Urządzenie do pobierania próbek pozyskało je podczas łącznie trzech lat balonowania w stratosferę (Wielka Brytania - Cheshire, West Yorkshire i Derbyshire w latach 2013-2015).

We wszystkich przypadkach próbki zostały zwrócone na Ziemię nieuszkodzone i całkowicie nienaruszone. Próbnik wraz z mechanizmem szuflady, który może być automatycznie otwierany i zamykany na wybranej wysokości, posiada również kamerę wideo, dzięki której otwarcie i zamknięcie szuflady na próbki może być wyświetlane, potwierdzane i rejestrowane. Urządzenie do pobierania próbek było chronione przed wypadaniem cząstek z samego balonu pokrywą. Przed uruchomieniem wnętrze szuflady zostało dokładnie oczyszczone, przedmuchane powietrzem i na koniec przemyte alkoholem. Skaningowy mikroskop elektronowy umieszczono wewnątrz szuflady, górną powierzchnią skierowaną na zewnątrz, tak że po otwarciu szuflady wszelkie cząstki w stratosferze, z którą się związały, można było później usunąć do badania pod skaningowym mikroskopem elektronowym. Warstwa ochronna na powierzchni została usunięta tuż przed uruchomieniem, aby zapobiec zanieczyszczeniu cząstkami biologicznymi. Po pobraniu aparat został przetransportowany do laboratorium i otwarty w warunkach uniemożliwiających narażenie na pył zanieczyszczający, a próbki w podobny sposób przeniesiono pod osłoną do skanera E/M.

Wcześniej wykonywano osobny lot kontrolny do stratosfery, gdy szuflada nie była otwierana, ale przestrzegano wszystkich innych procedur pobierania próbek. Nie znaleziono ciał stałych (za pomocą SEM), co wskazuje, że wylot pozostał szczelny i nie był wystawiony na działanie cząstek na poziomie gruntu lub w jego pobliżu na żadnej wysokości do stratosfery. Wyniki te pokazują również, że skrupulatne procedury stosowane w celu zapobiegania skażeniu na poziomie gruntu okazały się skuteczne i do takiego zanieczyszczenia nie doszło.

Jedna z najciekawszych BE (potocznie nazywana „cząsteczkami smoka”), którą wyizolowaliśmy ze stratosfery. Oczywiste jest, że zdjęcie nie pokazuje żadnej znanej ziemskiej struktury biologicznej.

Struktura przypominająca kolbę (która zapadła się podczas obróbki SEM) jest pokazana na rycinie 6 z wyraźną szyjką i czymś, co przypomina rzęski otaczające ujście szyjki macicy.










 Rysunek 7 przedstawia fragment okrzemki, który został wyizolowany w odległości 25-27 km od Ziemi. Ten obraz wywołał największą krytykę, że ten fragment okrzemek musiał zostać sprowadzony do stratosfery z Ziemi przez jakiś nieznany mechanizm, który jest w stanie przenosić do stratosfery cząstki większe niż 5 µm. Odpowiedzią na tę krytykę jest - jeśli taki mechanizm istnieje, dlaczego nie ma ziaren pyłku, zarodników grzybów lub cząstek trawy (lub innego łatwego do zidentyfikowania przykładu z Ziemi?)

Ryc. 8 przedstawia kulę, z której śluzowaty materiał wycieka po uderzeniu spowodowanym przez kulę uderzającą w pokrytą węglem część do pobierania próbek. Materiał śluzowy składa się tylko z C i O (węgla i tlenu), podobnie jak materiał włóknisty pod powierzchnią kuli. Powierzchnia kuli wykonana jest z tytanu (Ti) z niewielką domieszką wanadu (V). Naukowcy doszli do wniosku, że kula jest bogata w tytan i pokryta włóknami biologicznymi oraz zawiera śluzowaty materiał biologiczny. Ta liczba jest kluczowa, ponieważ wyraźnie pokazuje, że kula musi dotrzeć do stratosfery z dużą prędkością, z jaką zderzyła się z materiałem próbki, więc musiała wylecieć z kosmosu (w przeciwieństwie do „leniwie” poruszających się cząstek unoszonych z Ziemi dowód kosmicznego pochodzenia).

Jednostka biologiczna pokazana na ryc. 9 składa się tylko z C i O. Jest to złożona struktura biologiczna z wyraźnymi „spiralnymi” zarodnikami. Ta BE jest szczególnie ważna, ponieważ uderzenie spowodowało jej ekspozycję (straciło opakowanie, najprawdopodobniej zostało zamknięte w cząsteczce lodu).

Rycina 10 przedstawia niezwykłą, przypominającą pajęczynę jednostkę biologiczną wyizolowaną na wysokości między 23-25 ​​km (potocznie nazywaną cząstką duch). Powierzchnia pajęczyny jest wyraźnie pomarszczona, jakby wcześniej była poszerzona, co sugeruje że struktura ta jest zapadnięta podobnie do balonu, który mógł być wcześniej napompowany cieczą lub gazem, spekuluje się, że taki „balon” mógł być przymocowany do innej części ciała i funkcjonować jako urządzenie unoszące się na wodzie.

Biologiczna jednostka w kształcie dzwonu pokazana na rycinie 11 jest trudna do interpretacji.

Rysunek 12 przedstawia gwiazdową BE, która wydaje się składać z liści połączonych ze sobą komórek, przy czym liście mają średnicę zmniejszającą się w kierunku najwyższego punktu. Niektóre komórki w najwyższym punkcie są połączone jakby mostkami światłowodowymi. Stwierdzono, że ten BE zawiera niewielkie ilości sodu (Na). Jednak naukowcom nie udało się stworzyć podobnej struktury.

Wyniki wszystkich trzech udanych lotów próbkowania stratosfery wykazały, że w stratosferze występują niezwykłe BE. Z wyjątkiem fragmentu okrzemki znalezionego w pierwszym pobraniu, żadna z tych BE nie jest wyraźnie reprezentatywna dla znanego siedliska lądowego.

Na podstawie powyższego naukowcy są przekonani, że te biologiczne byty nie są przenoszone z Ziemi do stratosfery, ale przybywają na Ziemię z kosmosu.

Jednym z kluczowych ustaleń, które wspierają ten pogląd, jest brak pozostałości pyłku lub trawy na odcinkach pobierania próbek. Pyłki i szczątki trawy pokrywały poza tym całą zewnętrzną część pudełka do pobierania próbek (patrz rysunek 2 poniżej), ale żadnego nie znaleziono wewnątrz nienaruszonego pudełka po powrocie na ziemię na spadochronie.

Jednak według obecnych naukowców cząstki większe niż 5 µm nie mogą przejść przez tropopauzę do stratosfery.

Wreszcie naukowcy są przekonani, że dowody wskazują na rosnącą liczbę jednostek biologicznych izolowanych ze stratosfery, z których część została tutaj opisana, pochodzi z kosmosu, prawdopodobnie z komet.

 

Moje 3 grosze

 

A zatem nihil novi sub sole. Hipoteza Svante Arrheniusa znalazła swe potwierdzenie, a i wierzenia w to, że komety przynoszą zarazę – także! Zresztą to było wiadome od zawsze. Kometa na niebie wróżyła nieszczęścia, że wspomnę tylko to, co ongi pisał prof. Kacper Stanisław Ciekanowski w swym traktacie:

Kometa iest wapor, zimny y suchy, tłusty y lipki, mocą Gwiazd z Ziemię wyciągniony poza Sphaerę Ognia, tamże zapalony y bieg swoy wkoło Ziemię odprawuiący wraz z trzecią Powietrza Krainą. […] 

Osiem złośliwych efektów kometa przynosi, 

a to Wiatr, niepłodność, narody cne powietrzem kosi 

Powódź, wojny, ziemi straszne się trzęsienie 

Śmierć wodzów i bogatych, królestw w proch zniesienie. 

Za czym trzeba dobroci boskiej z nieba żebrać 

By raczyła gwiazd złości tu od nas odebrać. 

A przepuścić na karki krnąbrne otomańskie 

Na meczety, hardość i błędy pogańskie. […]

Osobliwie troiakiego rodzaju zwykł był się rodzić Kometa: to iest z Ogonem, kiedy materya exhallacyi wyciągnie się na długo y spuści się na dół, kiedy exhallacya w pośrzodku iest gęstsza, a w cirkumferencyei subtelnieysza. […]

Kometa znaczy śmierć Monarchów, Królów y Wodzów […] Kometa znaczy Powietrze znaczy Woynę. Komety wywieraią złość na Podmiesięczne rzeczy.

(Kasper Stanisław Ciekanowski - „Abryz Komety z astronomiczney y astrologiczney uwagi pod meridianem krakowskim od dnia 29 Grudnia roku 1680 aże do pierwszych dni Lutego 1681 wyrachowany”, Kraków 1682)

To „powietrze”to morowe powietrze czyli epi- i pandemie rozmaitych chorób zakaźnych. Dlaczego uważamy że nasi przodkowie byli głupsi od nas? Wszak prof. Ciekanowski opisał związek pojawiania się komet z różnymi nieszczęściami na Ziemi. Nie mogli wiedzieć o tym, że komety mogą być prawdziwymi siewcami życia w Układzie Słonecznym, bo nie mieli pojęcia o mikrobiologii. Ale słusznie zauważyli, że taki związek istnieje. Komety są siewcami życia ale i śmierci. Podejrzewam, że słynna pandemia grypy „hiszpanki” H1N1 z lat 1918-1919 ma być może związek z przelotem słynnej komety P1/Halley w 1910 roku, ale niekoniecznie. Być może inna kometa przelatująca przez Układ Słoneczny jest winna tej pandemii… Niestety I Wojna Światowa przeszkodziła obserwacjom astronomicznym przez pięć lat i trudno jest wskazać „winnego”.

Tak czy inaczej – panspermia jest faktem i musimy pogodzić się z myślą, że niektóre z plag w rodzaju grypy, lassy, eboli i innych infekcji wirusowych nie powstały na naszej planecie, ale spadły na nią z Kosmosu. A co będzie, jak w okolice Ziemi przypałęta się kometa spoza Układu Słonecznego i posieje swoimi mikrobami? Wszak znamy co najmniej dwa przypadki przelotu przez Układ Słoneczny kometopodobnych ciał niebieskich: 1I/’Oumuamua oraz 2I/Borisov. Co przyniosły nam one spoza Układu?  - tego dowiemy się za parę lat…

A nie zapominajmy, że istnieje również teoria o panspermii kierowanej, za którą stoją jakieś Obce Istoty, których powołaniem jest rozsiewanie życia wszędzie tam, gdzie jest ono możliwe i znajduje warunki do przetrwania i rozwoju. W jej świetle Kosmos wprost kipi życiem. I wcale to nie jest takie fajne, jak się nam to wydaje. Będziemy musieli nauczyć się leczyć i wytwarzać szczepionki przeciwko różnym plagom z Kosmosu, a to wcale nie będzie takie proste…  

 

Źródła:

·        https://www.researchgate.net/publication/274956493_Biological_Entities_Isolated_from_Two_Stratosphere_Launches-Continued_Evidence_for_a_Space_Origin

·        https://www.savpj.com/news/existence-panspermii-prokazana/?fbclid=IwAR2OsPv0FYxL2TzSlWh2o7LxOedEDfMnySmHFRSDiKeYfabV7gor9vjYCbM

Przekład z czeskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz

sobota, 26 lutego 2022

Twój czas jeszcze nie nadszedł…

 


Irina Komarowa

 

W 1992 roku mój półroczny syn Gosza zachorował na grypę. Pogotowie zawiozło nas do szpitala na zakaźny. Leżeliśmy w oddzielnym boksie żeby nie zarazić innych dzieci. Pod wieczór, kiedy lekarze już szli do domów, kobiety mogły wyjść na korytarz i tam sobie porozmawiać. W sąsiednim boksie leżała Lena z czteroletnim synkiem. To od niej usłyszałam tą historię, którą wam teraz opowiem.

 

Księga mądrości

 

Mam problemy z sercem. Lekarze zabronili mi rodzenia, ale jaka to rodzina bez dzieci? No i zaryzykowałam.

Po wprowadzeniu narkozy w czasie porodu ja wszystko słyszałam, chociaż nie mogłam się poruszyć. Słyszę jak lekarz mówił:

- Patrzcie jaki chłopczyk.

A ja myślę – „Jak fajnie, zawsze chciałam mieć syna”.

I naraz ktoś krzyknął:

- U niej stanęła akcja serca!

- U kogo – zdziwiłam się – jestem, sama na porodówce.

Naraz znalazłam się na wielkiej, kwiecistej polanie. Leżę i nie mogę się ruszyć. A na polanie stoi ogromna księga na której napisano „Księga Mądrości”. Księga się otwiera, a wiatr zaczyna kartkować jej strony, a ja usiłuję cokolwiek przeczytać. Myślę: „Boże daj mi przeczytać i nabrać mądrości. Jestem taka głupia.”

 

Śmierć kliniczna

 

Naraz wszystko znikło, a ja znalazłam się w porodówce. Z jednej strony stołu stoi człowiek w białym ubraniu, z drugiej w czerni. I kiedy człowiek w bieli coś mówi (nie byłam w stanie zrozumieć, co mówił) dziecko ze mnie wyszło. Kiedy tylko zamilkł, zaczął mówić człowiek w czerni i dziecko znów znajduje się we mnie. Trwało to dość długo.

- Zdecydujcie się szybciej, rodzę już czy nie?

Nagle otworzyły się drzwi i wszedł lekarz w białym chałacie. Za jego plecami widać było ciemne niebo usiane gwiazdami.

- Jeszcze twój czas nie nadszedł – powiedział on.

Ocknęłam się. Wokół mnie uwijał się personel medyczny. Powiedziano mi, że przez kilka minut byłam w stanie śmierci klinicznej…

 

Źródło – „Niewydumannyje Istorii”, nr 39/2021, s. 35

Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz  

piątek, 25 lutego 2022

Góry przerażenia

 


Anatolij Nikołajew

 

W drugiej połowie lat 60-tych, wraz z przyjacielem pojechałem z Krasnojarska, gdzie uczyłem się w szkole wyższej do obozu alpinistycznego „Tałgar” w Kazachstanie. Byli tam ludzie z całego kraju: z Leningradu, Ałma Aty, Omska, i innych miast. Mnie przydzielili do „do liny” z dziewczyną z Moskwy. Miała na imię Gala.

 

Spadający kamień

 

No i rzecz szła swoim torem: wiązaliśmy węzły, łaziliśmy po skałach, wieczorami śpiewaliśmy pieśni przy ognisku… Potem przygotowywaliśmy się do wspinaczki.

Nasze kierownictwo zdecydowało się na nie tracenie czasu na doświadczonych „oznakowanych” (to tacy, którzy mają odznakę „Alpinista ZSRR”) i dlatego podzielili nas na trzy oddziały (33 osoby) chociaż zazwyczaj tak się nie robi.

Rozciągnęliśmy się długim łańcuszkiem powoli wspinaliśmy się długim kuluarem (szeroki żleb w stoku góry) coraz to wyżej. Kiedy wysokość była już dostateczna, drogę przegrodził nam skalny występ. Pierwszy poszedł na niego instruktor Kola. On szybko wszedł na występ i znikł za nim.

Naraz zza występu wyleciał ogromny kamień o średnicy około metra (w języku alpinistów takie nazywa się „walizkami” albo „kuframi”) i poleciał na nas.

- Padnij! – krzyknął drugi instruktor (który nosił przydomek Wielbłąd) i padł plackiem za kamienną płytą.

 

Cudem nie trafił

 

Padliśmy tam, gdzie kto stał. Przeleciawszy w powietrzu jakieś 30 m kamień spadł na płytę koło Wielbłąda, odbił się kilka razy i cudem nie trafił nikogo poleciał w dół do żlebu.

Wielbłąd się podniósł – po jego twarzy ciekła krew. Potrząsając czekanem zawołał:

- Kola, ja ciebie zaraz stąd zrzucę!

Zza skały wyskoczył Kola.

- Ja go nie zrzuciłem, to on sam!

Potem nadeszli pozostali uczestnicy w lekkim szoku. Ruszyliśmy dalej. Tylko ja i moja towarzyszka od liny Gala staliśmy na miejscu, a właściwie Gala leżała bez ruchu. Była sparaliżowana strachem.

- Gala wstawaj! – powiedziałem.

- Zaraz – odpowiedziała Gala, ale wstać nie mogła.

- Gala wstawaj! Widzisz, wszyscy już poszli. Tylko my tu zostaliśmy! – rzekłem stanowczo.

- Zaraz, zaraz… - powtarzała ona, ale wciąż leżała.

- Wstawaj! – wrzasnąłem i podniosłem czekan.

Strach poskutkował. Lamentując i pochlipując Gala podniosła się i poszliśmy za resztą grupy.

 

Bez szczególnych przygód

 

A na przodzie czekała nas droga do skalnego grzebienia. W jednym miejscu czekało nas przejście około 10 m po przewieszonej ścianie trzymając się za krawędź rękami. Gala wciąż była przestraszona. Nie było co na nią liczyć. Poszła przodem, a ja ją asekurowałem.

Kiedy poszedłem ja, to mogłem liczyć tylko na siebie. Pamiętam, jak przez rękawiczki czułem ostry jak nóż skalny grzebień. Raki chrobotały po skalnej ścianie. W dole płynęły obłoki. Wreszcie pokonaliśmy przewieszkę. Dalej już bez przygód osiągnęliśmy szczyt.

Kiedy wróciliśmy do obozowiska było wiele szumu i gadaniny. Gala była bardzo oburzona.

- Jak można było – mówiła ona – podnieść czekan na dziewczynę!

 

Moje 3 grosze

 

No cóż, Gala oburzała się zupełnie niesłusznie. Pozostając sparaliżowana strachem wystawiała na niebezpieczeństwo obstrzału kamieniami nie tylko siebie, ale i swego towarzysza. Autor miał rację, że w tak brutalny sposób nakłonił ją do działania. W takich skrajnych przypadkach należy poruszyć kogoś do działania nawet kopniakami – inaczej wszystkim śmierć jest pisana…

A tak jeszcze à propos gór strachu, to każde góry mają swe szczególne miejsca, w których człowieka ogarnia irracjonalny lęk nawet na pozornie łatwej i prostej drodze. I wtedy jest bardzo łatwo o nieszczęście, bo człowiek ogarnięty lękiem przestaje logicznie myśleć i ulega panice – a ta jak wiadomo – szybko prowadzi do wypadku. Wraz z dr. Milošem Jesenským ostatnio napisaliśmy książkę pt. „Hory smrti” o takich właśnie przypadkach w górach, gdzie m.in. przeanalizowaliśmy tego rodzaju wypadki. Od czego to zależy? Przede wszystkim od kondycji psychicznej i fizycznej człowieka, a także od warunków meteorologicznych. Im więcej stresorów, tym łatwiej o błąd. Tu akurat Ameryki nie odkryliśmy, bo to jest oczywiste. Rzecz w tym, że dotyka to ludzi w różnym wieku, w różnej kondycji psychofizycznej i to takich, których coś takiego nie powinno się imać – a jednak się ima. Ginęli młodzi, zahartowani i wysportowani ludzie, zaś staruszkowie wychodzili z tego obronną ręką. Pisałem o tym w moim „Projekcie Tatry”, gdzie kieruję Czytelnika.

 

Źródło – „Niewydumannyje istorii” nr 39/2021, s. 30

Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz  

czwartek, 24 lutego 2022

No i się zaczęło...

 


Pierwsza wojna - pal ją sześć, to już tyle lat

Druga wojna - winnych wciąż do dzisiaj szuka świat

A tej trzeciej, co chce, przerwać nasze dni

winien będziesz ty, winien będziesz ty...

(Bułat Okudżawa) 




środa, 23 lutego 2022

Zadzwonić do rodziny

 


Nadzieżda M. Kiriłłowa

 

Pewnego razu – a rzecz miała miejsce wiele lat temu – wyszłam z domu za swoimi sprawami. N ulicy podeszła do mnie jakaś dziwna staruszka w czarnym ubraniu.

 

Szybkie odejście

 

Ona wyciągnęła swój stareńki, prymitywny telefon komórkowy i karteczkę z numerem. Powiedziała, że niedowidzi już i poprosiła, by m wybrała numer do jej krewnych. Wystukałam na klawiaturze numer napisany na kartce, przyłożyłam aparat do ucha, poczekałem na sygnał i oddałem jej słuchawkę. Staruszka wzięła telefon, podziękowała mnie i szybko znikła z widoku. Bardzo się temu zdziwiłam, ale poszłam swoją drogą.

Po roku historia się powtórzyła. Ta sama staruszka znów podeszła do mnie, poprosiła o wybranie numeru do jej krewnych, dała mi swój stareńki telefon i karteczkę z numerem. Zadzwoniłam, nie doczekawszy się odpowiedzi oddałam słuchawkę babci. A ona znów szybko odeszła.

W następnym roku znowu spotkałam koło domu tą samą staruszkę. Ale tym razem postanowiłam porozmawiać z jej krewnymi. Ale nie doczekałam się ich odpowiedzi, a staruszka zabrała mi telefon, podziękowała i pospiesznie się oddaliła.

 

Jeden czas, jedno miejsce

 

I od tego czasu, każdego roku spotykałam się z nią  i spotkania te zawsze przebiegały według jednego scenariusza. Sądzę, że ta staruszka była jakimś widmem, które pojawia się w tym samym miejscu i tym samym czasie. Zawsze wygląda tak samo, podchodzi do mnie zawsze z tymi samymi słowami. Odzież na niej jest zawsze ciemna, a telefon bardzo prosty, z czarno-białym ekranikiem. Kobieta bardzo szybko się oddala, kiedy jej prośba zostaje spełniona.

Być może dawno temu tej staruszce na tym miejscu przydarzyło się nieszczęście i z jakiejś przyczyny nie mogła się dodzwonić do krewnych? A teraz pojawia się w każdym roku i usiłuje się dodzwonić do rodziny przy pomocy przechodniów?

 

Moje 3 grosze

 

Rzeczywiście – historia niezwykła. Szkoda tylko, że jej autorka nie wpadła na pomysł pójścia za tajemniczą babcią, by zobaczyć, dokąd się uda? Poza tym mogła spróbować zapamiętać ten numer telefonu a potem sprawdzić, do kogo należał. No i czy numer za każdym razem był ten sam, czy inny?

A może lepiej nie, bo mógł to być zwiastun śmierci, ale z drugiej strony dlaczego przyczepił się właśnie do niej? Szkoda, że autorka nie drążyła sprawy – może dowiedziałaby się czegoś nowego i ciekawszego?

 

Źródło – „Niewydumannyje Istorii”, nr 39/2021, s. 25

Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz  

wtorek, 22 lutego 2022

Wejdą - nie wejdą?

 

Dyslokacja amerykańskich baz wojskowych na świecie

 Słuchając radia czy oglądając TV mimowolnie przypominają mi się wczesne lata 80-te ubiegłego wieku, kiedy to z rosnącym niesmakiem i niepokojem śledziliśmy rozwój sytuacji w kraju i z lękiem zadawaliśmy sobie pytanie: „Wejdą? Nie wejdą?” O ile pamiętam, to Pietrzak śpiewał o Tadeuszu, Zosi i czerwonych mrówkach. Wtedy chodziło o to, czy w przypadku jeszcze większego rozbuchania ambicji przywódców „Solidarności”, komuś na Kremlu to wszystko się znudzi i po prostu wyda rozkaz „poszli na Polszu - urrraaa!”

A miało co iść na Polskę – w naszym kraju działały 62 bazy w których rozlokowano Północną Grupę Wojsk Radzieckich w Polsce w składzie (1990):

·        Dowództwo i sztab PGW (Legnica)

·        6 Dywizja Zmechanizowana (Borne Sulinowo)

·        20 Dywizja Pancerna (Świętoszów)

·        510 Szkolny Pułk Czołgów (Strachów)

·        114 Brygada Rakiet Operacyjno-Taktycznych (Legnica)

·        140 Brygada Rakiet Przeciwlotniczych (Trzebień)

·        Dowództwo i sztab 4 Armii Lotniczej Rezerwy Naczelnego Dowództwa (Legnica)

·        239 Baranowicka Dywizja Lotnictwa Myśliwskiego (Kluczewo k. Stargardu)

·        149 Dywizja Lotnictwa Bombowego (Szprotawa)

·        132 Dywizja Lotnictwa Bombowego (Czerniachowsk – ZSRR, od 12 października 1989 w składzie Wojsk Lotniczych Sił Zbrojnych ZSRR)

·        19 Pułk Łączności (Legnica).

A do tego jeszcze składy amunicji i bomb, w tym głowic jądrowych o różnej mocy. Ile tego było, tego nie wie nikt – nawet zdrajca Kukliński. Dokładniejsze dane Czytelnik znajdzie w Wikipedii - https://pl.wikipedia.org/wiki/Garnizony_Armii_Radzieckiej_na_terytorium_Polski. To było w Polsce, a na jej granicach czaiły się armie Armii Radzieckiej i sojusznicze, które czekały tylko na rozkaz – jak prawie 200.000 żołnierzy rosyjskich na granicach z Ukrainą.

Jedno jest pewne – wejście wojsk Armii Radzieckiej, NVA NRD i CS Armady skończyłoby się bezsensowną masakrą. To rozumiał każdy, którego nie oczadziła histeryczna propaganda solidarnościowa, NB która cały czas straszyła ludzi tym, że jednak „wejdą”. Wystarczy poczytać wydawane wtedy przez „Solidarność” pisma stałe i ulotne. Ale to już historia – przynajmniej tak się wydawało.

Pamiętam, jak w 1993 roku wojska radzieckie opuszczały Polskę – któryś z dowódców rzekł: „My tu jeszcze wrócimy”. To samo słyszałem później od ex-żołnierzy radzieckich, którzy przyjeżdżali do Polski na handelek. Oczywiście wiadomo było, że prowadzą rozpoznanie, ale rządzącej koalicji UW-AWS ani było w głowie tym się zajmować. Podobnie jak ponadnarodową mafią, która w Polsce zagnieździła się na dobre.

Teraz sytuacja jest podobna, wojska rosyjskie stoją wokół ukraińskich granic. Armia okupacyjna weszła na Białoruś i jak na razie szykuje się do skoku na Ukrainę. Polska może być zaatakowana z kierunku wschodniego – z Białorusi i Ukrainy, oraz z północy – z Obwodu Kaliningradzkiego i Bałtyku. Potem zaatakowane będą republiki bałtyckie i Słowacja, Czechy, Węgry, Bułgaria i Rumunia. Putin będzie zjadał Europę listek po listku, jak teraz zjadł Donbas i Ługańsk. Jak Hitler w latach 30-tych. OK., i tyle to mądrości objawionej  w Langley głosi nasza prawicowa propaganda.


Bazy wojskowe NATO otaczają Rosję - i czy to Rosjanie chcą wojny?

A jaka jest rzeczywistość? Otóż USA i NATO, a także nowopowstała reaktywacja paktu ANZUS - AUKUS, pakt SEATO i CENTO – a wszystkie były wymierzone w ZSRR – otaczają terytorium Rosji siecią baz wojskowych, lotnisk, baz rakietowych i morskich – a jest ich ponad 160, co widać na mapkach. Do 1991 roku było to w celu powstrzymywania komunizmu i ekspansji wpływów ZSRR na świecie. Po rozpadzie ZSRR pakty te nie przestały istnieć, a wręcz odwrotnie – nadal ich celem była i jest Rosja. Rosja i jej zasoby surowcowe, a przede wszystkim gaz i ropa. I o to tu chodzi. A jak można je osiągnąć? – tylko poprzez wojnę z Rosją, bo Rosja ich dobrowolnie nie odda – zresztą z jakiej racji?

I tego właśnie pragną jastrzębie znad Potomaku. Do tego właśnie były potrzebne „kolorowe” przewroty i rewolucje na Bliskim Wschodzie i innych punktach świata. To było oczyszczanie przedpola. A polem tej wojny – III Światowej – będzie przede wszystkim Polska i Europa Środkowa – zob. mapka. To na nią w pierwszej kolejności polecą rosyjskie i amerykańskie bomby i rakiety! Bo to przez Polskę biegną szlaki komunikacyjne ze Wschodu na Zachód i vice-versa. Tak było, jest i będzie.

W Polsce znajdują się teraz 101. i 82. DPD USA obie wsławione rejteradami z Kabulu. Czy będą się bić z Rosjanami? Nie, one mają tylko zabezpieczyć ewakuację obywateli USA z Polski do domu. Być może pomogą uciec naszym rządzącym z płonącego kraju – też by mnie to nie zdziwiło. Wszak mamy w tym doświadczenie. Obawiam się, że podobnie będą działać Brytyjczycy. Tyle odnośnie naszych „sojuszników”.


Tak wygląda scenariusz wojny atomowej w Polsce w przypadki III Wojny Światowej. W każdym przypadku Polska jest celem atomowego ataku prewencyjnego, który ma za zadanie powstrzymanie marszu i przewozu wojsk ze Wschodu i Zachodu. 

Wynikiem tej wojny, w której będzie użyta taktyczna broń jądrowa – a być może także biologiczna i chemiczna – będzie całkowita eksterminacja narodów Europy Środkowej – w tym Polaków, z którymi żaden z wielkich nie będzie się chciał liczyć, bo i z jakiej racji? Tylu głupot, które popełniono od 1989 roku, Polacy nie popełnili nigdy w swej historii! I pretensje o ten Holokaust możemy mieć tylko i wyłącznie do chciwych, pazernych pseudointelektualnych i quasi-świątobliwych durni, którzy sprawują u nas władzę,  władzę – którą ogłupiony przez nich naród dał im do ręki – w zamian za 500+, 13-tki, 14-tki i inne ochłapy z jaśniepańskich stołów. I za to otępienie, za ten marazm i bezmyślność przyjdzie nam bardzo drogo zapłacić. Życiem i zdrowiem milionów naszych rodaków. Ale nic to – przyjdą „migranci” i zorganizują sobie w Polsce ichni Kalifat Środkowoeuropejski, a niektóre nasze idiotki będą przeszczęśliwe!

O ile rzecz jasna, przeżyją to atomowe piekło zdetonowanych głowic bojowych i rozwalonych elektrowni jądrowych, o którym już pisałem ongi.   

Cudów nie będzie. Idzie wojna – straszna wojna, która uderzy przede wszystkim w cywilów. Wojna, która uderzy w całą strukturę Polski i która zniszczy nasz majątek narodowy. I najgorsze jest to, że wątpię, czy pozostaniemy po niej jako naród, który będzie mógł odbudować Polskę…

 

Od Czytelników

 

Pal diabli, że masz fobie na tle PiS, a w tym poglądzie Platforma pojawia się niczym złote ptaki. Sam wiesz, że ani ci nie są tak źli, jak ich oceniasz, ani ci drudzy nie są kryształowi, jak chcesz ich widzieć.

Jedno Ci przyznaję - jeśli rozpęta się piekło, to na terenie Polski i nie tak wiele z niej zostanie.

Z drugiej strony - to moja opinia - pan car Putin nie jest głupi i straszyć będzie do czasu, gdy nie wyczuje, że Zachód ma pełne pory. Amerykanie pojmą, że nic nie ugrają, a Chińscy przyjaciele zmarszczą brwi, że taka rozpierducha emocjonalna nie służy ich gospodarce. W sumie - rozejdzie się po kościach, być może zdarzy się zamach stanu na Ukrainie, a przyjaciele z USA nadal nam będą obiecywać F35, rakiety i czołgi, bo to interes dla ich firm. (Marek Rudnicki)

Bardzo dobry tekst, daj na FB. (Avicenna)


poniedziałek, 21 lutego 2022

Przepowiednia ducha

 


Łarisa Stierliediewa

 

Po ukończeniu studiów mnie i moją przyjaciółkę Lidę wysłano do pracy do Kemerowskiego Obwodu. Mnie pozostawili w Nowokuźniecku, a ją wysłano do górniczego miasteczka Osinniki. Ale za to otrzymała tam kawalerkę. A ja mieszkałam w bursie i praktycznie w każdy weekend jeździłam do niej. Z Nowokuźniecka do Osinnikowa jest blisko – jakieś pół godziny jazdy pociągiem.

 

Ty szybko wyjedziesz!

 

Pewnego razu, kiedy po raz kolejny odwiedziłam przyjaciółkę, ona zaproponowała mi pogadać „na spodku”, co w tym czasie było bardzo modne. Lida miała już coś w rodzaju tablicy Ouija, na której znajdowały się cyfry i litery.

Wezwałyśmy ducha. Chciałam wiedzieć, kiedy dostanę mieszkanie i na koniec kiedy wyjadę z bursy.

- Ty szybko stąd wyjedziesz!

Na tą chwilę nie zamierzałam nigdzie wyjeżdżać z Nowokuźniecka, ale duch podał nazwę miasta, do którego pojadę. Do tego moja przyjaciółka wiedzieć nie mogła, nie mówiłam też o tym nikomu znajomemu.

- A co ja tam będę robić? –zadałam duchowi następne pytanie.

I duch odpowiedział:

- Będziesz jeździła tu i tam…

Wydawało mi się, że to jest jakaś bzdura.

 


Pietia, ale nie ten

 

Lida zadała konkretniejsze pytanie:

- A co teraz robi Pietia?

Ona pytała o swoją wielką miłość z czasów studenckich. Duch dał nieoczekiwaną odpowiedź:

- On zmarł…

Lida zaczęła wypytywać: gdzie i jak on umarł, itd. itp., ale duch odpowiadał nieprecyzyjnie myląc litery. Na koniec mnie to wszystko znudziło i powiedziałam, że trzeba z tym skończyć.

Ale najdziwniejsze było to, że duch powiedział prawdę. Pietia rzeczywiście zmarł ale nie ten, którego kochała Lida, a w rzeczywistości mój kolega z grupy Pietia Awramienko. On pracował w Omsku. Koło Nowego Roku jego ciało znaleziono pod jednym z mostów. Czy sam rzucił się z wysokości czy ktoś mu w tym pomógł – pozostaje niewiadomym.

A ja wkrótce wyjechałam z Nowokuźniecka do Kurganu. I każdego roku dwa, trzy razy jeździłam do Baszkirii, gdzie mieszkała moja mama. No i jeździłam tam i sam… I już nigdy nie wywoływałam duchów.

 

Źródło – „Niewydumannyje Istorii” nr 39/2021, s. 25

Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz