Powered By Blogger

czwartek, 29 listopada 2018

Pechowa mumia: artefakt, który doprowadził do zatonięcia „Titanica”




Stefan Andrews


Wydaje się, że istnieje wiele nawiedzonych artefaktów, które odkryto i usunięto z ich grobów starożytnego Egiptu, a także istnieje wiele mitów i legend o zatonięciu RMS Titanic i być może niektóre z nich są ze sobą powiązane – w tym ta o mumii, która zatopiła statek marzeń.

Oczywiście mumia sama nie zatopiła Titanica. Manifesty, listy ładunkowe i konosamenty celne nic nie mówią o jakiejkolwiek mumii na pokładzie statku, a także żaden z ocalonych nie mówił, że dzielił miejsce w szalupie ratunkowej z mumią. Pechowa Mumia jest powszechnie znana i znajduje się w posiadaniu British Museum, i bez wątpienia pozostawała bezpieczna w magazynach muzealnych w czasie pierwszej i ostatniej zarazem podróży Titanica przez Atlantyk. Ale dlaczego jej historia była tak szeroko rozpowszechnioną?

Pechowa Mumia została przywieziona z Egiptu do Wielkiej Brytanii w czasie ostatniej dekady XIX wieku. Dziwny artefakt, który jest tylko drewniano-gipsową mumią na desce (najprawdopodobniej z wewnętrznej pokrywy trumny) i nie zawiera żadnej mumii, jest pokryty inskrypcjami hieroglificznymi, które sugerują, że jej właścicielem ongi była wysoka kapłanka boga Amona Ra. Od czasu jej odkrycia w latach 80. XIX wieku, artefakt jest otulony całunem tajemnicy.
- Widać na nim wyobrażoną twarz kobiety o dziwnej piękności, ale i o zimnej złośliwości wyrazu twarzy.  – napisały o niej ówczesne gazety.

Historie o nawiedzeniu nabrały tempa, gdy tylko artefakt został zakupiony przez amatorskiego archeologa Thomasa Douglasa Murraya. Zdobył ją, w całkiem dobrym stanie, po zawarciu transakcji w Egipcie. Kilka dni później, gdy Murray strzelał do kaczek w pewnym miejscu w Dolnym Nilu, tuż przed wyruszeniem w powrotną podróż do Europy, doznał wypadku z bronią, kończąc na zranionym ramieniu. Zanim udało mu się zastosować odpowiednie leczenie, stan jego ręki znacznie się pogorszył i stracił ją do amputacji. Stąd stał się pierwszą „ofiarą” mumii.

Inni członkowie ekspedycji Murraya do Egiptu prawdopodobnie nie uniknęli nieszczęścia. Jak stwierdza Montague Summers, po przeprowadzeniu dogłębnych badań na temat czarownic, wampirów i magii na początku XX wieku:
- Dwoje służących, którzy zajmowali się sprawą mumii, być może bez wystarczającego szacunku, oboje zmarli w ciągu dwunastu miesięcy, podczas gdy znacznie szybszy los wyprzedził trzecią, która zrobiła z niej jakieś niewybredne dowcipy.

Według wszystkich opowieści, nieszczęście nastąpiło prawie u każdego, kto wszedł w kontakt z tablicą mumii od momentu jej przybycia do Europy. Tak jest w przypadku pani Warwick Hunt. Otrzymała artefakt jako prezent i od momentu, gdy cenny przedmiot znalazł schronienie pod jej dachem, pani Hunt przeszła przez poważne straty finansowe. Ostatecznie stała się tą osobą, która przekazała mumię do British Museum.


Wszystkie plotki otaczające mumię skłoniły dziennikarzy, takich jak Bertram Fletcher Robinson, do zbadania natury artefaktu. Czy rzeczywiście był on przeklęty? Robinson miał podobno zweryfikować niektóre z wydarzeń, ale tak się stało, że zanim udało mu się sfinalizować jakiś fragment podsumowujący jego wysiłki dochodzeniowe, nagle zmarł.

Do sprawy tej włączyli się sławni ludzie, między innymi Sir Arthur Conan Doyle, który zastanawiał się, jak dziwna była śmierć Robinsona. Być może słynny pisarz nie chciał przegapić dobrej powieści kryminalnej, ale nie straciłby chwili, by wypowiedzieć się na temat śmierci Robinsona. Okazało się, że „spowodowały to egipskie” żywiołaki „strzegące kobiecej mumii, ponieważ pan Robinson zaczął śledzić efekty wrogości mumii.”

Doyle rzekomo ostrzegał także Robinsona przed mumią, ale dziennikarz i tak kontynuował swoją pracę. Pisarz zauważył dalej, że: „Bezpośrednią przyczyną śmierci był dur brzuszny (salmonella), ale w ten sposób mogą działać żywiołaki strzegące mumii.”   

Kiedy Robinson przeprowadził swoje dochodzenie, artefakt znajdował się już w British Museum, czyli tam, gdzie jest do tej pory, i gdzie było to kilka lat później, po śmierci Robinsona, kiedy Titanic zatonął. Nie jest do końca jasne, w jaki sposób opowieści rozniosły się wokół sprawy na pokładzie oceanicznego liniowca, ale niektóre relacje wskazują na nazwiska Murraya i jego przyjaciela, słynnego dziennikarza Williama Steada, który, niestety, stracił życie w katastrofie Titanica.

Podobnie jak wielu innych ludzi w końcu XIX wieku i na początku XX wieku, Murray zainteresował się zjawiskami paranormalnymi. W pewnym momencie usłyszał opowieść opowiedzianą o kobiecie w Anglii, która także miała przywiezioną z Egiptu mumię. Po tym jak kobieta pokazała mumię w jednym z jej pokoi, następnego dnia, wszystko co było łamliwe w tym pokoju zostało roztrzaskane na kawałki. To działo się w innych zakątkach domu, bez względu na to, gdzie kobieta przeniosła mumię.

Historia zwróciła jego uwagę na sprawę mumii, którą przywiózł z Egiptu, spoczywającej teraz wśród muzealnych zbiorów. Wraz ze swoim przyjacielem dziennikarskim, Steadem, poszli oni sprawdzić, w którym miejscu była ona eksponowana w muzeum.

Stead został również przypisany do pojawienia się niektórych z pierwszych wiadomości o klątwie mumii. Po przeanalizowaniu artefaktu „poczuli, że wyraz twarzy na okładce jest wyrazem żywej duszy w udręce”. Podobno para ta chciała wykonać seans, aby usunąć „udrękę i niedolę z oczu postaci z trumny”. Ale taka oferta została odrzucona przez urzędników muzeum. Tymczasem gazety wciąż wydawały więcej historii na temat mumii.

W 1912 roku Stead znalazł się na pokładzie Titanica jako pasażer pierwszej klasy. Wyruszył w tę podróż ze względu na udział w kongresie w Carneggie Hall. Został tam zaproszony osobiście przez prezydenta Tafta. Jego dziennikarstwo śledcze było tak dobrze znane, że nawet w tym samym roku był kandydatem do Pokojowej Nagrody Nobla. Mógł to zrobić, ale mu się nie udało. Ostatnio widziano go po przeczytaniu książki w palarni w pierwszej klasie Titanica.

Po jego śmierci pojawiło się zeznanie jednego z tych, którzy przeżyli, mówiąc, że Stead opowiedział o sprawie klątwy mumii na pokładzie Titanica w czasie poprzedzającym tragedię. Następnie pojawiły się pewne sugestie, że ​​British Museum rzekomo chciało usunąć taki niefortunny przedmiot z jego zbiorów. Fałszywe wieści twierdziły również, że muzeum zorganizowało sprzedaż skrzyni z mumiami w muzeum w Ameryce, dlatego ta właśnie mumia podobno znalazła się na pokładzie nieszczęsnego statku. Przypuszczalnie był to również powód, dla którego Titanic uderzył w górę lodową i rozbił się na dwie części.

Jednak prawda jest bardzo prosta. Trumna arcykapłanki nigdy nie opuściła Muzeum Brytyjskiego, ale była wspaniałą historią kryminalną, a niektórzy dziennikarze najwyraźniej przeszli długą drogę.



Moje 3 grosze


Czy była to klątwa mumii? Sprawa klątwy, która dosięgła RMS Titanic pamiętnej nocy 14/15.IV.1912 roku zainteresowała mnie od czasu, kiedy jeszcze w latach 60-tych ubiegłego stulecia jako nastolatek obejrzałem film „Titanic” w reżyserii Jeana Negulesco z 1953 roku. Potem przeglądając w dziadkowej bibliotece roczniki przedwojennego miesięcznika „Naokoło świata” (to było coś w rodzaju czasopisma kulturalno-literackiego skrzyżowanego z digestem prasy światowej lat 20-tych i 30-tych, wydawanym jako dodatek do „Tygodnika Ilustrowanego”) natknąłem się w jednym z numerów na osobliwe opowiadanie noszące tytuł „Zemsta mumii”.

Nie pamiętam już numeru tego czasopisma i autora, który je napisał, wszak upłynęło od tego czasu ponad pół wieku (!!!), ale pamiętam, że było tam o tym, że jakiś archeolog znalazł mumię kapłanki Amona Ra. Mumia ta rzucała klątwę na każdego, kto zakłócił jej spokój. I faktycznie – ci, którzy się z nią spotkali ginęli – jak to się mówi – nie swoją śmiercią. Przypominało to dość dokładnie klątwę mumii faraona Tutenhamona, dlatego początkowo sądziłem, że chodzi o nią. Ale nie – chodziło właśnie o żeńską mumię kapłanki Amona Ra. Wedle autora tego opowiadania mumia wyglądała całkiem zwyczajnie, ale charakterystycznym dla niej był „dziwnie złośliwy uśmiech” – pełen złośliwej pogardy i szyderstwa. Mumia ściągała na tych, którzy się z nią zetknęli rozmaite nieszczęścia, które wyglądały jak zdarzenia naturalne, ale zawsze ze skutkiem jakim było śmiertelne zejście. Oczywiście przedwczesne. W końcu postanowiono wyprawić ją do USA na pokładzie najnowszego statku White Star Line – RMS Titanic


Patrząc na twarz mumii – pokazaną w „Pearson’s Magazine” z 1909 roku – nie dostrzegam w niej żadnej złośliwości, a raczej gorycz, sceptycyzm i zwątpienie, które czai się gdzieś w ugięciu warg i wielkich, ciemnych oczach… Jakby chciała nam powiedzieć vanitas vanitatum et omnia vanitas est. Czyżby pod koniec życia zwątpiła w to, czemu swe życie oddała? Teraz możemy sobie tylko zgadywać.

Ale wróćmy do faktów. Oczywiście efekt zaokrętowania mumii był wiadomy – superstatek otarł się o górę lodową i w dwóch kawałkach poszedł na dno, gdzie spoczywa do dzisiaj pod czterokilometrową warstwą wody. Czy mumia wraz z nim? Jeżeli tak, to zapewne już od dawna rozłożyła się w oceanicznej głębi wraz z ciałami ofiar tej katastrofy i klątwa została zneutralizowana siłami Natury. Ale jeżeli została zabrana na pokład RMS Carpathia to dlaczego nie dosięgła tego statku lub innego, który ją wyratował?

Tak już à propos starożytnej klątwy, to wydaje się jednak, że nieszczęsne fatum dosięgło także sister-ship Titanica – HMHS Britannic ex RMS Giantic, który także zatonął w niezbyt jasnych okolicznościach w dniu 21.XI.1916 roku. Statek ten najprawdopodobniej wszedł na minę postawioną przez kajzerowskiego U-boota SM U-73, albo uległ niemieckiemu sabotażyście na Morzu Egejskim – zdania co do tego są podzielone. Dziś wrak spoczywa nieopodal wyspy Keos na głębokości 133 m. Tragedia ta została sfilmowana w 2000 roku przez Briana Trencharda-Smitha, który w rolach głównych obsadził m.in. Edwarda Attertona, Amandę Ryan, Jacqueline Bisset, Bena Danielsa, Johna Rhysa-Daviesa i Bruce’a Payne’a.

To, że Titanic był przeklętym być może wynikało z pychy i buty jego konstruktorów oraz niefrasobliwości jego właściciela. Statek miał dość fatalny horoskop, o czym swego czasu pisała Zoša Klinkorova w swym artykule pt. „Nawet gwiazdy nie sprzyjały Titanicowi”. Poza tym statek nie został ochrzczony. Chrzest morski polegający na polaniu jego dziobu szampanem, winem lub morską wodą w jego przypadku się nie odbył… I to mogło być główną przyczyną katastrofy, nie mówiąc już o tym, że na statku nie było lornetek, oficerowie wachtowi zlekceważyli ostrzeżenia o górach lodowych, radiotelegrafiści nadawali depesze od możnych pasażerów I klasy, właścicielowi zamarzyła się Błękitna Wstęga Atlantyku i kazał dać FULL AHEAD, dzięki czemu mający masę 46.000 ton statek został rozpędzony do prędkości 22 kts/40,74 km/h, a niektórzy autorzy twierdzą że nawet do 26 kts! – podczas kiedy droga hamowania tej rozpędzonej masy w czasie prób morskich wynosiła ponad 770 m. Kiedy wachtowi na bocianim gnieździe zauważyli górę lodową, to znajdowała się ona w odległości tylko pół kilometra od statku…

Tak więc widzimy, że przeciwko ludziom sprzysięgły się żywioły i technika stwarzając piekielną maszynę egzekucyjną, która w końcu dała bolesną nauczkę ludziom. Pycha i próżność zostały ukarane, jak w opowiadaniu Morgana Robertsona, napisanym na kilka lat przed tragedią Titanica.

Czy była to zemsta mumii? Trudno powiedzieć. Jako racjonalista mówię zdecydowanie – nie. Titanica zgubił ciąg zaniedbań i wydarzeń, których synergiczne działanie MUSIAŁO doprowadzić do katastrofy. Działały tu tylko i wyłącznie siły oparte o prawa fizyki i logiki. Natomiast klątwy i inne tego rodzaju rzeczy pozostają w umysłach ludzi i mogą mieć moc sprawczą. Ale to już jest kwestia psychiki ludzkiej. Jeżeli ktoś chce wierzyć, to w nie wierzy i ta wiara będzie miała moc sprawczą. I tak na to należałoby spojrzeć…        


Źródło – „The Wintage News” - https://www.thevintagenews.com/2017/12/16/the-unlucky-mummy-2/ Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz

niedziela, 25 listopada 2018

Dziwne światła na niebie w Kanadzie




Marek Hadrbolec


Co to ostatnio działo się na niebie nad kanadyjską Wyspą Księcia Edwarda (N 46°30’ – W 63°26’, 35 m n.p.m.)? Tego nie wie nawet sam obserwator dziwnych zjawisk Jim Bruce, który zwraca uwagę na dziwne zjawiska na niebie, a który zwrócił uwagę na dziwne odgłosy w niebie i prawdopodobnie nikt inny nie zwrócił się do niego.

Do incydentu, który przykuł jego uwagę, doszło w dniu 30 października, wieczorem. Kiedy stał przed swoim domem, ujrzał w oddali na niebie szybko przemieszczający się obiekt. Początkowo sądził, że widzi po prostu lecący samolot. Zmienił swe zdanie, kiedy światło stanęło w miejscu i zawisło nieruchomo w powietrzu. Następnie obiekt poruszał się ponownie z dużą prędkością, aby zatrzymać się znowu.

Jego ruch nie miał żadnego logicznego sensu. Podobnie obiekt poruszał się jeszcze kilka razy, a potem nagle odleciał i zniknął z pola widzenia.
- Zniknęło szybciej niż wszystko, co kiedykolwiek widziałem - powiedział Jim Bruce.

Dzień później Jim przybył do pobliskiego miasta, ponieważ nie był jedynym, który widział dziwne światła na nocnym niebie. I, według innych obserwatorów, nie pierwszy raz taki obiekt pojawił się na tej samej stronie.

Kilka osób zdecydowało się skontaktować z kanadyjskimi liniami lotniczymi i siłami lotniczymi, ale nie otrzymały jeszcze satysfakcjonującej odpowiedzi. A dziwne widowisko na niebie wciąż pozostaje tajemnicą.


Moje 3 grosze


Podobne zjawisko zaobserwowano nad Kalifornią i sfilmowano w dniu 23.XII.2017 roku o godzinie 17:57 PST/01:57 GMT/02:57 CET – oczywiście u nas była już Wigilia Bożego Narodzenia... - a oto seria kadrów z tego ujęcia filmowego:






Także i w tym przypadku widzimy jakiś obiekt, który ciągnie za sobą welon gazów i od którego oddziela się jakiś świetlisty punkt. Jest to najprawdopodobniej jakiś statek kosmiczny, od którego oddzielił się I stopień rakiety, a który potem wpadł w atmosferę i spłonął. Niestety, tego już filmik nie pokazuje, a szkoda, bo byłoby to łatwiejsze do wyjaśnienia… - ale wygląda bardzo efektownie.






Podejrzewam, że za obserwacją NL nad Wyspą Księcia Edwarda stoi to samo zjawisko, ale pewności nie mam. Podobne zjawiska widziano nad Rosją, Norwegią, Australią i Ch.R.L., a więc tam, gdzie maja miejsce eksperymenty z rakietami kosmicznymi czy międzykontynentalnymi pociskami rakietowymi. 

A tak nawiasem, to zdjęcia z Kanady bardzo przypominają zdjęcia z Kalifornii - czyżby chodziło o TO SAMO zjawisko czy o UFO-hoax? 

No i okazuje się, że jest to start rakiety "Falcon 9" -  https://noizz.pl/nauka-i-technologia/rakieta-spacex-w-kalifornii-nagrana-w-timelapse/8gxgd41?placement=WidgetSeeAlsoExtended&position=6...     


Przekład z czeskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz

Dziwne światła nad Mt. St. Helens: czy to UFO?




Filip Appl


Mt. St. Helens – Góra św. Heleny jest majestatycznym stratowulkanem znajdującym się na północy USA, w stanie Washington.  Niedawno pewna mieszkanka z pobliża tej góry oznajmiła, że nagrała aż 15 dziwnych barwnych świateł.


Obserwowała je nieopodal jej domu przez dwie noce pod rząd – zawsze światła spływały do jednej świetlistej kuli, która potem się rozpadała czy było to jakieś pozaziemskie UFO?



Przekład z czeskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz

sobota, 24 listopada 2018

Jeszcze o zagadkowym ‘Oumuamua




Zdeněk Urban


Planetka? Jądro komety? Statek kosmiczny Obcych?


Mniej więcej po roku od odkrycia międzygwiezdnego obiektu oznaczonego jako 1I/2017 U1 ‘Oumuamua znów powraca on w centrum uwagi szerokiej publiczności i naukowców. Kilku uczonych od nowa zanalizowało jego unikalne właściwości i przedstawiło możliwe wyjaśnienia, nawet dość egzotyczne.

Na ten temat istnieją co najmniej trzy studia europejskich i amerykańskich uczonych. Na portalu AAS Nova zebrała ich główne punkty astronomka i edytorka Susanna Kohler. Ale najpierw przypomnijmy podstawowe fakty.


O czym właściwie mówimy?


Wydarzenie to rozpoczęło się w październiku 2017 roku. Teleskop obserwatorium Halekala na wyspie Maui, HI, zaobserwował ciało niebieskie, które się oddalało od Słońca. W peryhelium wynoszącym ¼ AU znajdowało się ono jeszcze w pierwszej dekadzie września. Na pierwszy rzut oka nie wyglądało to na nic innego, tylko asteroid. Ekstrapolacyjna rekonstrukcja jego trajektorii wykazała jednak, że pochodzi ono z innej gwiazdy.

Takie ciało niebieskie poznaliśmy po raz pierwszy. Chociaż teoretycy na ich temat dyskutowali od dawna, to najwięcej w związku z kometami. Do formalnego oznaczenia nowo odkrytych ciał niebieskich doszedł wyróżnik „I” co jest skrótem od słowa interstellarmiędzygwiezdny. Ciało to otrzymało oznaczenie 1I/2017, a na cześć miejsca odkrycia nazwano je ‘Oumuamua co znaczy po hawajsku posłaniec z dalekiej przeszłości.


Dziwny kształt, dziwny ruch


Obserwowane szybkozmienne wyraźne zmiany jasności ‘Oumuamuy wskazywały na rotację ciała i jego niecodzienny kształt. Wyglądało na to, jakby koziołkował po drodze. Początkowo sądzono, że stosunek długości do szerokości obiektu ma się tak, jak 10 : 1 – aktualnie mówi się o 5 : 1. Długość szacowana jest na 100 m, zaś szerokość na 10 m, zaś wysokość też na 10 m. Ciało to jest być może silnie spłaszczone.

Z jego czerwonawego koloru i ciemnej powierzchni wynika skład z skał, metali, z domieszkami związków organicznych i ciemnego lodu. To by świadczyło o planetoidzie. Jednakże obserwowany ruch tego obiektu nie dało się wytłumaczyć w oparciu o prawa mechaniki niebieskiej i siłę grawitacji. Oddalając się od słońca obiekt przyspieszał, a jego przyspieszenie zależało od odległości od Słońca.
  

Na rysunku widzimy trasę przelotu obiektu 1I/2017 U1 ‘Oumuamua przez wnętrze Układu Słonecznego. Biały punkt na linii trajektorii wskazuje nam, gdzie znajdował się ‘Oumuamua znajdował się w dniu jego odkrycia – dnia 19.X.2017 roku. (Źródło - ESO)



Czyżby kometa?


To wskazywałoby na efekt odrzutu, spowodowany przez kierunkowy wyrzut gazów z ogrzanych zamarzniętych pokładów gazów na powierzchni obiektu promieniami Słońca w czasie przelotu przez peryhelium. W takim przypadku po prostu mielibyśmy do czynienia z jądrem komety.

No, ale okazuje się, że rzecz jest bardziej złożona. Roman Rafikov z Uniwersytetu Cambridge (UK) i Instytutu Badań Zaawansowanych w Princeton, NJ, (USA) wskazał na to, że w przypadku ‘Oumuamua nie zaobserwowano żadnego ulotu gazów, żadnej komy (gazowej otoczki jądra) czy pyłowego i/lub gazowego warkocza (ogona). Gdyby nie były widoczne, to przyspieszyłyby jego rotację. W takim przypadku obiekt by się rozpadł pod wpływem siły odśrodkowej jeszcze podczas przelotu przez Układ Słoneczny.



Skąd to się wzięło?


Wsteczna ekstrapolacja trajektorii ‘Oumuamuy nie przyniosła sukcesu. Nie dało się powiedzieć, skąd do nas to ciało niebieskie przyleciało. Jego trajektoria nie była zbieżna z miejscem położenia jakiejkolwiek znanej bliskiej gwiazdy. Pomogło tu prawie wspomniane podwyższenie prędkości obiektu.[1]

Wcześniejsze ekstrapolacje brały pod uwagę jedynie wpływy grawitacyjne. Biorąc pod uwagę przyspieszenie niezwiązane z grawitacją wraz z danymi na temat 7 milionów gwiazd z satelity Gaia DR2 w oparciu o pomiary tego europejskiego satelity, zostały uzyskane pierwsze obiecujące wskazówki w tym względzie.


Dziesiątki gwiezdnych domów


Coryn Bailer-Jones z Instytutu Maxa Plancka w niemieckim Heidelbergu z kolegami wyznaczył 4 bliskie gwiazdy, które należałoby wziąć pod uwagę. Najbardziej prawdopodobnym jest czerwony karzeł HIP 3757[2], obok którego ten obiekt przeleciał przed około 1 mln lat i gwiazda typu słonecznego HD 292249[3], koło której przeleciał ok. 3,8 mln lat temu.

Jest to słuszne jednak tylko wtedy, gdy ‘Oumuamua porusza się ruchem jednostajnym. To wcale nie musi być prawda. Ekipa Coryna Bailera-Jonesa skonstatowała, że przez każde milion lat ‘Oumuamua zetknie się grawitacyjnie z aż 20 gwiazdami i brązowymi karłami – są to ciała niebieskie o rozmiarach pomiędzy gwiezdnymi karłami a olbrzymimi planetami wielkości Jowisza – w czasie przelotu od nich w odległości 3,26 ly.


A teraz trochę sci-fi


Abraham Loeb z Harvardsko-Smithsoniańskiego Instytutu Astrofizyki w Cambridge, MA, (USA) jest specjalistą od niekonwencjonalnych hipotez. Nie zawahał się także w przypadku ‘Oumuamua. Wraz z kolegą Shmuelem Bialym oznajmił: zaobserwowane przyspieszenie lotu tego ciała niebieskiego da się wyjaśnić, bowiem chodzi o obiekt typu „żaglowca słonecznego”.



A zatem idzie o ciało, które napędza ciśnienie promieniowania. ‘Oumuamua może mieć jeszcze bardziej ekstremalny kształt, niż ten już tu wspomniany. Konkretniej: byłby niezwykle cienki. Przy odpowiednio szerokiej płaszczyźnie światło słoneczne wpływałoby nań tak, że zwiększałoby jego prędkość. Wedle autorów tej hipotezy, takie wielkie ale cienkie ciało mogłoby wytrzymać lot międzygwiezdny.

Dwójka badaczy przy tym nie twierdzi, że jest to słoneczny żaglowiec należący do Kosmitów. Twory tego rodzaju powstają naturalnie w materii międzygwiezdnej. Jednakże nie wykluczają sztucznego pochodzenia tego obiektu. Być może chodzi tu o jakiś techniczny złom błądzący w przestrzeni kosmicznej.


…i ponownie do rzeczywistości


‘Oumuamua pozostaje zagadką i nią już pozostanie. Podczas jego przelotu przez Układ Słoneczny nie udało się uzyskać dostatecznie wyraźny obraz tego obiektu. A dokładniej, nie dogonilibyśmy tego, bowiem nie jesteśmy w stanie tego dokonać, bo nie mamy czym. Powróci z powrotem do gwiazd.

Chociaż cały przypadek dość dokładnie przypomina powieść Arthura C. Clarke’a pt. „Spotkanie z Ramą” (1973), to krytyczne spojrzenie każe nam pozostać przy Ziemi. Bez innych dowodów trzeba trwać przy tym założeniu, że chodziło o naturalne ciało niebieskie, z jakim się jeszcze nie spotkaliśmy. Chociaż do końca tego nie wiemy.



Kosmiczne memento


Jednak cała rzecz stanowi poważne memento. W marcu 1989 roku, przeleciała asteroida 4581 Asclepios przez punkt, który Ziemia zajmowała tylko 6 godzin wcześniej. Możliwy impakt uwolniłby energię równą eksplozji 600 Mt TNT. I co najgorsze, odkryliśmy tą asteroidę dopiero dziewięć dni po jej przejściu przez perigeum! Mogła nam po prostu nieoczekiwanie spaść na głowy!

‘Oumuamua, podobnie odkryty (nawet ponad miesiąc) po przejściu przez wnętrze Układu Słonecznego, przypomina nam, że do końca nie możemy wiedzieć, co dzieje się w naszym szerokim kosmicznym domu. I mniej możemy skutecznie na niego wpływać. To jest poza naszą kontrolą.

Przy tak słabym stanie naszej kosmicznej technicznej infrastruktury, zawinionym przez nieszczęsne zahamowanie jej rozwoju, jesteśmy przez cały czas wydani na pastwę kosmicznego losu. Bez względu czy będzie to jakieś naturalne ciało niebieskie na kolizyjnym kursie z Ziemią czy statek kosmiczny Pozaziemian lecących do nas z nieznanymi zamiarami.

Studium Romana Rafikova opublikowano w naukowym czasopiśmie „The Astrophysical Journal Letters”. Ekipa Coryna Bailera-Jonesa opublikowała swe badania w innym czasopiśmie naukowym „The Astronomical Journal”, zaś spółka Shmuel Bialy & Abraham Loeb zdeponowali swe studium w internetowym archiwum ArXiv, i zostanie ono opublikowane w „The Astropysical Journal Letters”. 
                    

Komentarze z KKK


Znamy niektóre parametry lotu tego ciała i bardzo mglisty (dosłownie) jego obraz. Lot zupełnie nietypowy, jak twierdzą autorytety - i to daje dużo do myślenia. Spekulacje na temat wyglądu są tylko spekulacjami, i sugerowanie się artystyczną wizją tego ciała - a tak coraz częściej jest - coraz bardziej zamazywać będzie to zjawisko i tworzyć kolejne nowe fantastyczne teorie, których już nikt nie rozplącze. Tak jest z fenomenem tunguskim. (Avicenna)


OK., ale w "żaglowiec słoneczny" czy "kometarny odrzut" nie uwierzę... 😊😏 (Daniel Laskowski)  

Raczej na pewno tak nie jest. My spekulujemy, mając w głowie znane nam technologie i zjawiska, a przecież mogą w grę wchodzić zupełnie inne "cuda". (Avicenna) 

"... Chociaż cały przypadek dość dokładnie przypomina powieść Arthura C. Clarkea pt. „Spotkanie z Ramą” (1973), to krytyczne spojrzenie każe nam pozostać przy Ziemi. ..." Muszę sobie odświeżyć pamięć i książkę jeszcze raz przeczytać 😀 (Jaroslav Novotny)                                                

Przekład ze słowackiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz




[1] Wstępne szacunki wskazywały, że obiekt ten przyleciał do nas z gwiazdozbioru Lutni i odleciał w kierunku Pegaza.
[2] Chodzi tu o gwiazdę HIP 3575, która znajduje się w konstelacji Tukana, w odległości aż 11.648,69 ly, o typie widmowym M1III (czerwony olbrzym). Jednakże znajduje się za daleko, by lecieć do nas 1 mln lat i najprawdopodobniej chodzi tu inną gwiazdę - o HIP 3757, która znajduje się w konstelacji Wieloryba, w odległości tylko 77,53 ly i jest to czerwony karzeł o typie widmowym M2,5V.
[3] Znajduje się w konstelacji Jednorożca, w odległości 135,2 ly. Jest to gwiazda typu widmowego G5Ve czyli jest ciemniejsza i chłodniejsza od naszego Słońca, które ma typ widmowy G2V.