Powered By Blogger

poniedziałek, 31 października 2022

Niewyjaśniona tajemnica

 


Vladimir Liška

 

W ślad za dotychczasowymi publikacjami w „Sfinksie” o rozwoju ruchu badań UFO w Związku Radzieckim, dziś krótkie omówienie tej problematyki pióra Vladimira Liški – przewodniczącego Czechosłowackiej Asocjacji Astro-Archeologicznej (ČsAAA), zamieszczone na łamach dziennika „Report” z 1990 roku.

 

W latach totalitarnego stalinowskiego reżimu UFO były tematem zakazanym i przez radzieckich propagandystów traktowane były jako antyimperialistyczny straszak. Tak działo się niemal w całej dekadzie lat 50.; informacje o UFO jakie docierały do organów MON czy MSW ZSRR były utajniane, ponieważ uważano je za ideologicznie sprzeczne.

W latach 60. obserwowano UFO w Kazachstanie. 16.VIII.1960 roku ośmioosobowa grupa leningradzkich geofizyków, obozująca z tamtejszych górach, zaobserwowała około godziny 21-ej jasny, pomarańczowy dysk lecący z ogromną prędkością nad szczytami gór. Dr Sochwanow opowiadał potem, że średnica obiektu była o połowę większa od średnicy Księżyca w pełni. Obiekt leciał zygzakując. Informacje tamtejszych mieszkańców wskazują, że obiekty tego rodzaju obserwowane tam były od wielu lat, ale nikt z władz nie zwracał na to uwagi.

Podobną obserwację odnotowała trójka astronomów z Obserwatorium Astronomicznego w Ogrze (Łotwa). Dnia 26.VI.1965 roku, astronomowie widzieli bardzo jasne dyski i kule; dyski miały średnicą 120 m (…) Dopiero w 1967 roku dr Feliks Zigiel uzyskał pozwolenie na stworzenie amatorskiego koła badaczy UFO – było to wtedy, gdy w USA kończono dwudziestoletni Project Blue Book! (…)

- Właśnie dokonywaliśmy pomiarów grubości lodów do celów strategicznych w okolicach Grenlandii – opowiada o swym spotkaniu z UFO w roku 1956, nestor radzieckich nawigatorów polarnych gen. pil. Walentin Akkuratow i po wynurzeniu się samolotu z obłoków naraz ujrzeliśmy (przy pięknej pogodzie) Nieznany Obiekt Latający – NLO. NOL leciał kursem równoległym do naszego po naszej lewej stronie. UFO (NLO) miał kształt soczewki z pulsującymi krawędziami. Początkowo sądziliśmy, że to jakiś samolot amerykański i ponownie wskoczyliśmy w chmury, po prostu po to, aby mieć przewagę w przypadku starcia. Po czterech minutach lotu pasmo chmur się skończyło, a po naszej lewej stronie był ten sam obiekt. Nie widzieliśmy żadnych skrzydeł czy stateczników. Zmieniliśmy więc, kierunek lotu, by zbliżyć się do NOL-a. Nie było to możliwe, gdyż obiekt powtarzał wszystkie nasze manewry! Po 15 minutach takiej zabawy w kotka i myszkę, UFO „wystrzelił” naraz do przodu i szybko znikło w błękicie nieba. Jego prędkość była niesamowita.

Czym były te kolorowe obiekty, które obserwowano nad Związkiem Radzieckim? Co stworzyło tandem z samolotem radzieckiego zwiadu lodowego?

Istnieje jedyna hipoteza wyjaśniająca wszystkie zjawiska tego rodzaju. Zakłada ona, że UFO to pojazdy należące do jakiejś pozaziemskiej cywilizacji – twierdzi dr Feliks Zigiel (…) i dodaje – Mamy dobrze udokumentowane i wiarygodne obserwacje NOL-i z każdego zakątka ZSRR. Trudno jest uwierzyć w to, że są to jedynie zjawiska optyczne. Człowiek może się mylić, ale nie radar czy kamera fotograficzna.

Podobne przekonania żywi dr W. Kuprewicz – ongiś przewodniczący AN Białoruskiej SRR.  (…)

Ilustracją powyższego stanowiska może być przygoda mjr pil. Bajdukowa, który w kwietniu 1966 roku, lecąc nad Odessą zaobserwował na pokładowym radarze swego samolotu NOL-a. UFO został zlokalizowany także przez trzy naziemne stacje radiolokacyjne; obiekt leciał na wysokości od 4800 do 17.600 m nad ziemią.

Ale nie tylko UFO są zagadką. Co można np. powiedzieć o odkryciu 716 kamiennych dysków w paśmie górskim Bajan Kara Uły na pograniczu radziecko-chińskim?

Serie artykułów i opracowań dr. Zigela opublikowana w 1967 roku, pozwoliła w końcu na stworzenie Wszechzwiązkowego Instytutu Kosmonautycznego – nieoficjalnej grupy badaczy, w skład której wchodzili sławni wojskowi i naukowcy Związku Radzieckiego; jej istnienie oznajmiono w TV i … i na tym się wszystko skończyło. Jednakże fala UFO z 1967 roku wywołała w ZSRR znaczne poruszenie. W marcu 1968 roku, AN ZSRR ogłosiła wszem i wobec iż: badania UFO są nienaukowe, ponieważ UFO nie obserwował żaden naukowiec, wojskowy czy kosmonauta… nie pomogła nawet interwencja samego Josifa Szkłowskiego, który sam dwukrotnie obserwował UFO. Radzieckie badania tego fenomenu zostały zamrożone na 20 długich lat, po krótkim i obiecującym intermezzo lat 1967 i 1968.

Obecnie w dobie „głasnosti” badania problematyki UFO powracają w pole widzenia naukowców. Być może będzie to pewnym przyczynkiem do rychłego wyjaśnienia tajemnic tego fenomenu. Możliwe jest to do osiągnięcia dzięki szeroko pojętej międzynarodowej współpracy, która jest warunkiem koniecznym i wystarczającym do rozpracowania tej największej zagadki XX wieku.

 

Moje 3 grosze

 

Niestety. Po pewnym drugim détente lat 90. i dwutysięcznych nastąpił ponowny zwrot w polityce Rosji i cofnięcie się o całe dekady do czasów najgorszego stalinowskiego samodzierżawia i wojny na Ukrainie. Wątpię, czy w czasie totalnego zamknięcia się na resztę świata i totalitarny zamordyzm w Rosji będzie ktoś miał czas na takie badania? Poważnie w to wątpię. Rosja znów stanie się biednym, zacofanym krajem ludzi ogłupionych antyzachodnią propagandą – w tym zapewne także antyufologiczną. Obawiam się, że czeka nas kolejne dwudziestolecie zamrożenia tego rodzaju badań i międzynarodowej współpracy z uczonymi z tego nieszczęsnego kraju.

 

Źródło – „Sfinks” nr 3/1991, ss. 19 i 30.

Przekład z czeskiego - ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz   

sobota, 29 października 2022

Potwór z Exmoor

 

Panthera pardus - czy to ona jest potworem z Exmoor?

Sprawa potwora z Exmoor stanowi kolejną zagadkę kryptozoologii i stanowi news z cyklu „Puma na wolności”, „Znów widziano Megalodona” czy „Chupachabra morduje”, etc. etc. Jak dotąd nie złapano żadnej z tych UMA[1] i zagadka – w tym potwora z Exmoor – jest nadal nierozwiązana. Słowacki dziennik „EX PRESS” w numerze 21 z dn. 26.V.1990 roku donosił na ten temat:

 

Już w trakcie pierwszych oględzin martwej owcy, angielski farmer Mike Williams uświadomił sobie, że padła ona ofiarą napaści niezwykłego stwora. Owca miała rozdarty kark, odgryzione lewe ucho, a to co z niej zostało przypominało resztki rozdeptanego motyla. Poza tym drapieżnik wyssał z niej wszystką krew.

- Zawołałem ojca i innych farmerów. Nikt przedtem nie widział, by ktoś zabijał owce w ten sposób – powiedział Mike Williams reporterowi z agencji Reuters. Tajemniczy napastnik rozerwał owcę tak szybko, że zwierzę nawet nie zdawało sobie sprawy z napaści.

Ta ofiara jednak nie była pierwszą. W Exmoor, rzadko odwiedzanym regionie zachodniej Anglii, leżącym 320 km na zachód od Londynu, od 1983 roku wydarzyło się ponad 100 tego rodzaju przypadków. Istnieje tutaj kilkanaście gospodarstw farmerskich oddalonych znacznie jedno od drugiego.

Pierwsza fala tych wydarzeń panikę. Ani myśliwym, ani wypróbowanym tropicielom, ba! – nawet jednostkom piechoty morskiej, które przeczesywały teren o powierzchni 670 km kw. – nie udało się natrafić na „potwora z Exmoor”. Mieszkaniec – Nigel Breely, który niedawno napisał książkę „Nocny łowca” wspomina:

- …Nikt z nas nie wiedział, jak się mamy do tego zabrać. Jeden zabrał ze sobą siatkę na motyle, inny – znany specjalista od chwytania dzikich psów – zabrał ze sobą potężny połeć mięsa…

Wszyscy mieszkańcy Exmoor przypomnieli sobie psa Baskerville’ów i doszli do wniosku, że mają do czynienia z anormalnie wielkim psem, który zadomowił się w ich krainie. Jednakże pozostawione przezeń ślady, sposób atakowania ofiary z góry i groźny ryk, który słyszeli Breerly’owie i ich towarzysze nasunęły im przypuszczenie, że mają do czynienia z pumą.

- Słyszałem ten ryk dwa razy – mówi Mike Williams, który mieszka w tych stronach od końca lat 50. – od którego włosy stają dęba na głowie ze strachu. To słyszeli także inni farmerzy – a niektórzy twierdzą, że widzieli go i nawet szli po jego tropach.

Jeden z nich - Roy Brummer, kierownik szkółki strzeleckiej zobaczył pewnego ranka, jak niedaleko jego domu niezwykły stwór zeskoczył ze skarpy na drogę i skrył się w gęstwinie.

- Był wielkie jak wschodnioeuropejski owczarek, tyle że miał cienkie nogi, wydawało mi się, że jest silny i zwrotny. Umaszczenie miał żółtobrązowe, ale w mroku to było trudno ustalić – powiedział Brummer.[2]

Według jego rozeznania była to puma. Strefa występowania tych drapieżników rozciąga się od NW Kanady aż do Ameryki Południowej. I chociaż pumy nie występują w Wielkiej Brytanii, Breely twierdzi, że jakaś puma uciekła z prywatnego rezerwatu i od paru lat tuła się po kraju.[3]

Oczywiście istnieją przeciwstawne hipotezy. Dug Richardson – główny specjalista ds. kotowatych w londyńskim ZOO – podchodzi sceptycznie do relacji świadków. Twierdzi, że pumy ryczą bardziej specyficznie, podobnie jak lisy i koty domowe. Poza tym nie stwierdzono przypadku, aby pumy wysysały krew ze swych ofiar. Drapieżniki z rodziny kotowatych w czasie chodzenia nie wysuwają pazurów, natomiast „exmoorski potwór” w czasie chodu wysuwa je, co widać po jego śladach…

 

Źródło – „Sfinks” nr 2/1991, s. 32.

Przekład ze słowackiego - ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz

 

 



[1] Unknown Mysterious Animal – nieznane tajemnicze zwierzę, kryptyda.

[2] Opis potwora jest nader podobny do opisu afrykańskiego UMA zwanego przez Somalijczyków „mngwa” lub „nunda” (por. Bernard Huevelmans - „Na tropie nieznanych zwierząt”).

[3] Temat „pumy na wolności” jest w lokalnej prasie brytyjskiej wymienny z tematem „Nessie na wolności” – zwłaszcza w sezonie ogórkowym!

piątek, 28 października 2022

Trzy postacie… jak gaz…

 


Elżbieta Boroń vel Bronisław Rzepecki

 

W 1989 roku rozwiązał się worek z doniesieniami na temat UFO, pochodzącymi z terenu Związku Radzieckiego. Relacje nie ograniczały się jedynie do obserwacji „dziwnych świateł na niebie”, czy też metalicznych obiektów obserwowanych w dzień. Dużą grupę doniesień stanowiły relacje, w których świadkowie wspominali o lądujących obiektach i pojawiających się w ich pobliżu dziwnych istotach. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyż relacje tego typu napływają z całego świata. Wydaje się jednak, że po ponad 40 latach milczenia na temat NOL-i – temat ten był zakazany, gdyż oficjalnie władze uznały, że UFO są wymysłem i nie istnieją – ufolodzy radzieccy „przesadzili” w swej euforii, zaliczając do wydarzeń ufologicznych również relacje, które prawdopodobnie z UFO niewiele miały wspólnego – przynajmniej tak mnie się wydaje. Nie jestem specjalistą w tych dziedzinach, dlatego też osąd pozostawiam fachowcom i Czytelnikom, chciałbym jednak przytoczyć trzy relacje, które szczególnie mnie „uderzyły”. Zaliczono je jako obserwacje i kontakt z NOL-ami – czy jednak zasługują na taką klasyfikację? Osądźcie sami…

 

Lata 80-te, CE3, Perm

 

- Pewnego razu – opowiada W. Piankow psychiatra z Permu – poproszono mnie o pomoc jednej dziwnej chorej. Kobieta – stróż garaży samochodowych – doznała zaniku pamięci. Zbadałem ją przy świadkach. Okazała się być całkowicie zdrowym człowiekiem, ale błagała aby nie pytać ją o to, co zdarzyło się z nią pewnego razu w pracy, ponieważ każda próba przypomnienia sobie czegokolwiek wywoływała u niej straszliwy ból głowy.

Chcąc poznać przyczyny tego dziwnego zachowania kobiety, Piankow za zgodą pacjentki wprowadził ją w trans hipnotyczny. A oto historia, którą usłyszał:

- Stałam z psem u wejścia do garażu, kiedy o godzinie 01:00 YEKT nagle zauważyłam w górze czerwone światło. I wówczas ktoś zaczął ze mną rozmawiać. Zaśmiałam się z początku i powiedziałam – „Proszę wejść do garażu.” Ale potem przestraszyłam się. Pies zachowywał się bardzo dziwnie, chwycił mnie za rękaw i zaczął ciągnąć do garażu. Stanęłam u wejścia… Znowu ktoś do mnie powiedział, a pytania od razu usłyszałam w moim umyśle… Nagle pojawili się Oni – trzy postacie, miały oczy, postacie były przeźroczyste jak gaz ale widoczne. Pamiętam także, że Ich zapytałam:

- Nie jesteście ludźmi?

– Tak, nie jesteśmy ludźmi, ale przyszliśmy do ciebie – usłyszałam w odpowiedzi.

Potem zaczęła się silna wibracja, wszystko zatrzęsło się, z głowy spadła mi futrzana czapka. Pomyślałam, że zaczynam chorować, albo wariuję…

W tym momencie straciłam przytomność. Ocknęłam się po kilku godzinach w innym budynku po drugiej stronie drogi. Pomyślałam, czy to sen?   

Chociaż trudno w to uwierzyć jest oczywiste, że tej nocy, w garażu zdarzyło się coś niecodziennego. Ale czy musiało to być spotkanie z UFO?...

Nieznana jest data powyższego incydentu, chociaż pewne dane wskazują na to, że zdarzył się on w II połowie lat 80-tych. Dokładniejsze dane posiadamy natomiast na temat drugiego przypadku, które chciałbym przytoczyć.

 

26.VI.1986 r., Lesozawodsk, CE0

 

Dnia 26.VI.1986 roku, około godziny 12:00 VLAT w mieście Lesozawodsk k./ Władywostoku wybuchła panika – po jego ulicach chodziła dziwna „istota”. A oto co powiedziała E.W. Bołdyrewa:

- Moja córka Oksana wraz z koleżanką O. Chomicz wyszły z cyrku i ujrzały dziwnego „człowieka”. Szedł on, a raczej „płynął” środkiem drogi lekko dotykając nogami ziemi. Wydawał on przy tym dziwny dźwięk – podobny do skrzypienia z popiskiwaniem. Dziewczęta stanęły jak sparaliżowane nie mogąc ruszyć się z miejsca. Istota przybliżyła się, podniosła rękę i przeciągnęła dłonią po swych szaro-srebrzystych włosach po czym powoli opuszczając rękę ruszyła dalej. Na ziemi pozostały ślady koloru srebrzystego, które powoli znikały. Gdy Istota była blisko, dało się zauważyć jakieś świecenie pochodzące od niej, dziewczynki odczuły także gorąco, a Oksanę zaczęła boleć głowa. Gdy Istota wyminęła dziewczęta, odzyskały one zdolność ruchu i pobiegły do autobusu. Gdy z niego wysiadły, ponownie ujrzały tą samą (lub taką samą) Istotę. Szła ona w dalszym ciągu środkiem drogi, obracając głowę w prawo i lewo, jakby się rozglądając. Nagle na drodze pojawił się samochód prowadzony przez młodego mężczyznę. Kierowca ujrzał Istotę i przyhamował, ale stało się coś nieprzewidzianego. Istota zrobiła kilka kroków w jego kierunku i samochód przejechał przez nią. Wystraszony kierowca zatrzymał samochód po 15 metrach. Zarówno on (szczególnie jego włosy) jak i samochód pokryci byli srebrzystym kolorem. W tym czasie znikły nogi Istoty, przemieszczała się jednak ona dalej i dopiero na moście zniknęła cała sylwetka. Ślady Istoty były widoczne jeszcze kilka minut potem i one zniknęły.

Tyle pani Bołdyrewa. Zaznaczyć tu należy iż dziewczynki nie były jedynymi świadkami obecności Istoty, widziały ją setki mieszkańców Lesozawodska.

 

24.XII.1988 r., Dalniegorsk, CE0/DD

 

To wydarzenie jest tak dziwne, że za bardzo nie wiadomo, jak je zaklasyfikować – miały tam bowiem dwa incydenty, które mogły mieć związek ze sobą, ale nie musiały. A oto, do czego tam doszło:

 

I ostatnia relacja pochodząca również z terenu Przymorskiego Kraju, tym razem z Dalniegorska. Głównym świadkiem zdarzenia w tym przypadku była pani K. (dane zastrzeżone), która mieszkała wraz z mężem i dwojgiem dzieci w dwupokojowym mieszkaniu na parterze pięciokondygnacyjnego bloku. Oto co powiedziała ona W. Dwużylnemu z Dalniegorskiej Grupy Badań Zjawisk Anomalnych:

- W dniu 24.XII.1988 roku po godzinie 18:00 VLAT wysłałam swoje dzieci, Piotrka (11 lat) i Anię (12 lat) do Uniwersamu. Gdzieś za 30 minut rozległ się dzwonek w korytarzu. Otworzyłam drzwi i do przedpokoju weszły moje dzieci, ale dziwnie ubrane – w kombinezony koloru srebrzystego, a na głowach miały coś w rodzaju przeźroczystych hełmów. O tym, że były to moje dzieci nie wątpiłam – ich twarze, wzrost i kolor włosów i oczu nie pozostawiały żadnych złudzeń. Milcząc stały i patrzyły na mnie przez cały czas nie powiedziały ani słowa i nie wydały żadnego dźwięku. Zaczęłam ich rugać – dlaczego tak długo byli w sklepie i nic nie kupili? I co to za przebieranka? Dzieci w milczeniu, nie zwracając na mnie uwagi, przeszły obok do pokoju. Ja za nimi. Podeszły do ściany po prawej i zaczęły coś robić, jak gdyby fotografować – słychać było pstrykanie i ukazywały się błyski, jakby światło lampy błyskowej. Tak pstrykając i błyskając obeszły cały pokój i stanęły przy drzwiach do przedpokoju. Podeszłam do nich bliżej i znów zaczęłam krzyczeć – dlaczego denerwujecie matkę!? Chwyciłam rurę od odkurzacza (który stał obok, bo właśnie robiłam sprzątanie) i zamachnęłam się na nie, chcąc je uderzyć. Nie pamiętam, czy je uderzyłam, gdyż nagle znalazłam się na podłodze. Szybko stanęłam – głowa silnie mnie bolała, a na czole pojawił się ogromny guz. Zaczęłam krzyczeć – matkę bijecie???

Stały milcząc i patrzyły na mnie tak jakoś dziwnie, ze złością, niedobrze. Poczułam, że coś jest nie tak, i że to nie są moje dzieci. W tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi i poszłam otworzyć – na progu stały moje dzieci z zakupami i ubrane normalnie. Patrzyłam na nie niczego nie rozumiejąc, a potem powiedziałam im, że w pokoju są takie same dzieci jak i one. Moje dzieci rozbierając się patrzyły na „tamte” dzieci a one patrzyły na moje. Potem „tamte” dzieci się jednocześnie odwróciły, poszły wzdłuż ściany w stronę okna i znikły, jakby się rozpłynęły.

 

Najszybciej z wrażenia ochłonęła Ania. Podeszła do telewizora i włączyła go, gdyż właśnie miał być nadawany ciekawy program. Na ekranie kolorowego telewizora Sławutycz pojawiło się jasne, statyczne odbicie – obraz matki stojącej z odkurzaczem. Patrzyła na ten obraz przez około 5 sekund, a następnie zawołała matkę:

- Patrz mamo, pokazują cię w telewizji!

W tym czasie pani K. szła do telewizora, obraz zaczął zanikać. Ania nic nie pojmując wyłączyła i zaraz włączyła telewizor – tym razem na ekranie widniał kolorowy obraz programu centralnej TV.

 

Analiza wszystkich okoliczności tego zdarzenia była prowadzona osobiście przez W. Dwużylnego, przy czym przed rozmową z naocznymi świadkami, zasięgnął on informacji u sąsiadów rodziny K., współpracowników i nauczycieli Ani i Piotrka. Wszystkie opinie były bardzo pozytywne, poza tym ustalono, że nikt z rodziny K. nie leczył się u psychiatry i nie zwracał się do takowego o pomoc.

Zdaniem Dwużylnego zdarzenie to trzeba odczytać jako przekaz (materializacja) duplikatów dzieci pani K. przez NOL-a znajdującego się w rejonie wieży pobliskiej stacji TV. (Istnieją świadkowie, którzy o godzinie 18:40 obserwowali potężny, dyskoidalny obiekt wiszący nad stacją TV.) Czarno-biały obraz  (odbicie) na ekranie telewizora był spowodowany silnym promieniowaniem elektromagnetycznym o długości fali ok. 21 cm (częstotliwość 1420 MHz), działający na luminofor kineskopu. Luminofor „zapamiętał” obraz, a włączenie telewizora uwidoczniło go. Źródło promieniowania - „pseudodzieci” przekazało to, co widać było w pokoju do obiektu-bazy.

Wydarzenie z 24 grudnia pozostawiło nie tylko trwały ślad w pamięci pani K. i jej dzieci, ale zostało również „utrwalone” przez meble w pokoju. W. Dwużylnyj prowadząc rejestrację opowieści pani K. na magnetofonie odkrył, że regał jest źródłem obcego promieniowania, co także utrwaliło się na taśmie magnetofonowej.

Czy obecność tajemniczego obiektu nad pobliską wieżą telewizyjną o godzinie 18:40 można bezspornie łączyć z wydarzeniami, które miały miejsce ok. 10 minut wcześniej (pani K. nie jest pewna godziny zdarzenia i podaje czas godzina 18:30 w przybliżeniu) w mieszkaniu pani K.? Nie jestem o tym w pełni przekonany. Jako „dowód pośredni” niech posłuży incydent, który miał miejsce w Anglii, podczas którego nie ma mowy o żadnym obiekcie NOL.

Dwóch oficerów policji śledziło dziwny – według nich – samochód marki Jaguar. Zablokowawszy mu drogę ucieczki, jeden z oficerów wyszedł ze swego samochodu podążając w kierunku Jaguara, ale w chwili gdy chciał zastukać w szybę prosząc kierowcę o okazanie dokumentów, samochód rozpłynął się w powietrzu…

 

Źródło – „Sfinks” nr 2/1991, ss. 28-29  

czwartek, 27 października 2022

Kolejna obserwacja Syreny z Florydy

 


Albert Rosales

 

Lokalizacja: Kilka mil od wybrzeży Florydy, Ocean Atlantycki

Data: 1988 rok

Czas: popołudnie

 

Zawodowy nurek Robert Froster nurkował samotnie w poszukiwaniu tajemniczych podmorskich formacji, kiedy naraz zauważył jakiś ruch w wodzie. Kiedy skierował tam wzrok, zauważył niejasną, ciemną sylwetkę zmierzającą ku niemu. Wszędzie wokół niego woda zaczęła się dziko wirować, a chmury osadu oślepiały. Gdy stworzenie rzuciło się w jego stronę, wydawało się, że raczej faluje niż ślizga się. Kiedy szybko poruszająca się postać zbliżyła się do niego na odległość 20 metrów, zauważył w niej coś dziwnego. Wyrostki przypominające ramiona zdawały się wyciągać w jego stronę, a końce każdego ramienia wydawały się być ostrymi szponami. Następnie ujrzał stworzenie w pełnym polu widzenia. Zobaczył parę niewątpliwych piersi, długie falujące włosy, gładką skórę i łuskowaty ogon od pasa w dół. Wyglądało na to, że to pół kobieta, pół ryba. Froster powiedział:

- Nigdy wcześniej nie widziałem tak wiele nienawiści w oczach żadnego człowieka lub zwierzęcia.

Zanim stworzenie mogło go dosięgnąć, Froster wystrzelił w kierunku powierzchni i był w stanie przeskoczyć przez burtę swojego statku w bezpieczne miejsce. Nigdy więcej nie zobaczył stworzenia.

 

Dodatek HC # 2861

Źródło: E. Randall Floyd, „Wielkie Tajemnice Południa” Typ: E

Komentarz: Wydaje mi się, że szaraki z Oriona nie są jedynymi nieprzyjaznymi humanoidami.

 

Moje 3 grosze

 

Powyższy wypadek pokazuje tylko, jak mało wiemy o Wszechoceanie naszej planety, a właściwie jak mało wie o nim nasza nauka. Jest bowiem całkiem możliwe, że Wszechocean, albo niektóre jego akweny, są zamieszkałe przez ludzkie istoty, które przystosowały się, lub które przystosowano do życia w wodzie.

Ciekawa jest wzmianka o nienawistnym spojrzeniu tej Syreny. Niektórzy się temu dziwią, ale ja nie. Za co One/Oni mają nas kochać? Z skażony radioaktywnie Pacyfik? A może za to, że z Wszechoceanu zrobiliśmy totalny ściek? Za miliony ton plastyków, które zatruwają oceaniczne środowisko? Za dwie wojny światowe z użyciem okrętów podwodnych i broni masowej zagłady? Za wraki naszych statków, które zrzucamy im na głowy? Za to nas na pewno nie kochają, a teraz pewnie obawiają się, że wymordujemy Je w Ich ostatnich ostojach… Nie zapominajmy, że wody wokół Florydy są jednym wielkim poligonem morskim US Navy!

Osobiście wierzę w istnienie Wodnych Ludzi i w to, że tworzą Oni jakąś cywilizację we Wszechoceanie. Jest ona odmienna od naszej i nie używa maszyn. Nie musi. To warunkowane jest przez środowisko, w którym się znajduje. Być może kiedyś nawiążemy z Nimi kontakt, ale będzie to bardzo trudne i czasochłonne. Tym niemniej jestem optymistą i mam nadzieję, że mimo wszystko to się uda.

 

Przełożył i opracował - ©R.K.F. Sas-Leśniakiewicz

piątek, 21 października 2022

Klątwa litery „I”?

 

Krajobraz po huraganie IAN...

Dlaczego nazwy huraganów rozpoczynających się tą samogłoską są najczęściej wyrzucane z listy nazewnictwa?

Eksperci podkreślają, że najważniejszą rolę w tej kwestii odgrywa czas.

Co takiego jest w nazwach zaczynających się na literę „I”, że sygnalizują zbliżający się potencjalnie niebezpieczny huragan? Jak wyjaśniają meteorolodzy, wyczucie czasu.

 

IAN uderzył w Florydę jako jeden z najpotężniejszych huraganów, jakie kiedykolwiek nawiedziły Stany Zjednoczone. IRMA zdewastowała Karaiby, osiągając potworną siłę piątej kategorii. Z kolei IGOR przyniósł ogromne zniszczenia na półwyspie Avalon w kanadyjskiej prowincji Nowa Fundlandia.

Historia jest usiana szczątkami niszczycielskich huraganów w Basenie Atlantyku. Jeśli jednak przebadasz historię burz tropikalnych, zaczniesz zauważasz pewien trend: wiele tych najgroźniejszych i najtragiczniejszych w skutkach nosi nazwy rozpoczynające się na literę „I”.

W rzeczywistości huragan IAN z 2022 roku będzie prawdopodobnie 14. huraganem „I”, który przejdzie na wieczny odpoczynek, dodając kolejną skazę do litery, która rozpoczyna nazwę huraganu „na emeryturze” częściej niż jakakolwiek inna w alfabecie.

Co takiego jest w burzach z literą „I” w nazwie, że stają się one wyraźnie bardziej zabójcze niż ich inne alfabetyczne odpowiedniki? Czy istnieje klątwa burzy numeru 9? Czy to po prostu tylko zbieg okoliczności?

Spojrzenie na ten ciekawy wzór powinniśmy zacząć od krótkiego przypomnienia nadawania nazw huraganom.

 

Burze tropikalne czy huragany na Oceanie Atlantyckim są nazywane na podstawie sześciu list składających się z 21 nazw każda (są ułożone alfabetycznie). Jedna lista jest używana co roku, więc lista imion z 2022 roku była ostatnio wykorzystywana w 2016 roku i będzie ponownie używana podczas sezonu huraganowego w 2028 roku.

Używamy tylko 21 z 26 liter alfabetu, ponieważ trudno jest znaleźć wystarczająco dużo wspólnych nazw zaczynających się na litery: Q, U, X, Y i Z. Znalezienie wielu nazw dla huraganów staje się ważne, kiedy mamy do czynienia ze szczególnie niszczycielskim huraganem. Jeśli huragan spowoduje wiele ofiar śmiertelnych bądź wyrządzi poważne straty gospodarcze, synoptycy wycofają tę nazwę i nigdy więcej jej nie użyją z powodu wrażliwości i szacunku.

Kiedy obecny system nazewnictwa zaczął obowiązywać – tj. od połowy lat 50-tych ubiegłego wieku – meteorolodzy ze Światowej Organizacji Meteorologicznej wycofała już 94 nazwy burz i huraganów. „I” jest najczęściej wycofywaną literą – aż 13 imion rozpoczynających się tą samogłoską musiało zostać usuniętych z list. Są to: IDA (2021), IOTA (2020); IRMA (2017); INGRID (2013); IRENE (2011); IGOR (2010); IKE (2008); IVAN (2004); ISABEL (2003); ISIDORE (2002); IRIS (2001); INEZ (1966); oraz IONE (1955).

 

Możemy być pewno, że IAN z 2022 roku dołączy do tej listy po rozległych zniszczeniach, jakie pod koniec września wyrządził a Kubie oraz w Stanach Zjednoczonych.

Wyjaśnienie tego naprawdę dziwnego wzoru tragicznych burz sprowadza się do czasu. Oficjalny sezon huraganów na Atlantyku rozpoczyna się 1 czerwca i trwa do 30 listopada, a jego szczyt przypada na drugi tydzień września. Historycznie rzecz biorąc, na początku lata obserwujemy jedynie garstkę burz, po czym następuje wzrost aktywności aż do szczytu sezonu.

W normalnym roku na początku sezonu widzimy już kilka słabszych burz, które wykorzystują pierwsze litery alfabetu w układach, zazwyczaj pojawiających się i znikających bez większego rozgłosu.

 

Ten trend sprawia, że najsilniejsze burze w sezonie przypadają na środek listy nazw, a litera „I” pojawia się najczęściej w szczycie sezonu, kiedy najpotężniejsze huragany tworzą się nad tropikami.

To nie znaczy, że nie ma żadnych fuksów związanych z nazewnictwem tych wysoce destrukcyjnych burz na literę „I”.

Huragan IAN mógł w rzeczywistości otrzymać nazwę HERMINE.

23 września 2022 roku, kiedy słońce chyliło się ku zachodowi, w basenie Atlantyku pojawiły się dwa systemy wirujące na obu końcach oceanu. Obie depresje tropikalne były na skraju przekształcenia się w burze tropikalne – była to tylko kwestia tego, która z nich zrobi to pierwsza.

Układ w pobliżu wybrzeża Afryki wygrał wyścig, stając się burzą tropikalną HERMINE o godzinie 17:00. Druga depresja rozwijająca się na Karaibach została przekształcona w tropikalną burzę IAN zaledwie sześć godzin później.

HERMINE rozproszyła się nad otwartym oceanem po dwóch dniach.

 

Źródło: The Weather Network

Opracowała: Marzena Rabczewska 

poniedziałek, 10 października 2022

„Cessna” i sabotaż Nord Streamów?

 


Sabotaż na gazociągach ma nowe kształty. Czy ma on związek z katastrofą Cessny, która spadła do Bałtyku w okolicach Łotwy?

Sabotaż na Nord Stream poprzedziła śmierć jednego ze znanych aktorów. Sabotaż w wersji Nord Stream nabiera nowych konturów. Przyjrzyj się uważnie dwóm zdjęciom.

Po lewej tor lotu samolotu Cessna, który 4 września br. rozbił się na Bałtyku w pobliżu miasta Windawa. 

Po prawej stronie widać linie rurociągów Nord Stream 1 i 2, osobno oznaczona jest wyspa Bornholm, na której dokonano sabotażu.

Sabotaż na Nord Stream poprzedziła śmierć jednego ze znanych aktorów. Sabotaż w wersji Nord Stream nabiera nowych konturów. Przyjrzyj się uważnie dwóm zdjęciom.

Po lewej tor lotu samolotu Cessna, który 4 września br. rozbił się na Bałtyku w pobliżu miasta Windawa.

Po prawej stronie widać linie rurociągów Nord Stream 1 i 2, osobno oznaczona jest wyspa Bornholm, na której dokonano sabotażu.

Nie ma problemu, aby linia rurociągu i trasa ostatniego lotu Cessny pasowały do ​​najdrobniejszego szczegółu.

Ale na co warto zwrócić uwagę.

Na pokładzie rozbitej Cessny znajdował się Peter Griesemann, dyrektor i właściciel firmy GRIESEMANN GROUP, która zajmowała się serwisem Nordstream.

Cessna zmierzała do Kolonii w Niemczech. Jednak przed nim nagle zmieniła kierunek. Zamiast do Kolonii nad Renem, Cessna bez zgłoszenia zmiany planu lotu skierowała się nad Morze Bałtyckie. Poderwano samoloty NATO. Najpierw wystartowały niemieckie i duńskie myśliwce przechwytujące. Oficjalnym powodem katastrofy samolotu, który spadł u wybrzeży Łotwy jest nagły spadek ciśnienia w kabinie.

Mam poważne wątpliwości, że Griesemann zmarł w wyniku katastrofy samolotu. Jak już powiedziałem w audycji „Wieczór z Władimirem Sołowjowem”, sabotaż to wielka operacja techniczna, która nie zostałaby niezauważona przez służby firmy. A czy niektórzy pracownicy brali również udział w przygotowaniu sabotażu (jedna z wersji)? Załóżmy, że Grisemann, jako właściciel firmy, uczestniczył w przygotowaniu lub dowiedział się o czymś, co wzbudziło jego szczególne zainteresowanie. Przypuszczalnie jego lot nie był tylko przypadkową podróżą z rodziną. Dlaczego jego trasa wiodła dokładnie nad miejscem wybuchów i dlaczego odciął wszelką komunikację z ziemią? Czy to dlatego, że chciał coś zobaczyć, nie będąc widzianym z ziemi?

Ale potem natychmiast stał się niebezpiecznym świadkiem. Przypominam, że samolotowi Griesemanna, startując z Niemiec, towarzyszyły myśliwce wojskowe.

Czy jego śmierć była w jakiś sposób związana z sabotażem?

Nie wiem, ale chyba wszystkie te „zbiegi okoliczności” nie są przypadkowe….

 

Moje 3 grosze

 

OK., w takim razie komu w Niemczech zależało na zniszczeniu Nord Streamów? Kto za tym stał? Oczywiście wielki biznes, ale kto?

Po drugie – na tym wszystkim stracili Niemcy. Jeżeli mamy się trzymać wersji o wpływie USA na te wydarzenia, to być może Amerykanie chcieli zmusić Niemców do dywersyfikacji dostaw gazu ziemnego z Rosji na USA. Takie coś oczywiście też jest możliwe, a w biznesie nie ma głupich sentymentów. Uważam zatem, że taka rzecz jest możliwa i wykonalna.

 

Od Czytelników

 

Nie mam zdania na temat wpisu o Cessnie i eksplozji. Od siebie rzucę tylko tyle, że dzisiejszy świat, zwłaszcza ten na wyższych sferach jest tak przesiąknięty pieniędzmi, wpływami, a przez to zainteresowaniem służb różnych krajów, że ewentualności o sabotażu, wojnie handlowej między rzekomymi aliantami wykluczyć nie można. Zresztą w biznesie i pieniądzach nie ma brata nie ma swata ni alianta, a Nord Stream był bardzo na rękę zarówno Niemcom jak i Rosji. (M.K.)

Jeszcze jedna chyba dość istotna informacja. Jajka niespodzianki są/będą pękały nie wyłącznie w Morzu Bałtyckim. W symbolu zobaczyłam "Plac Bałtycki". Chodzi więc raczej o rejon Morza Bałtyckiego - również tereny lądowe. Tak to rozumiem ale pewności nie mam. Czas pokaże. Pozdrawiam. (Agnieszka)

Ta sprawa przypomina mi katastrofy małych samolotów dyspozycyjnych powstałych wskutek rozszczelnienia się ich kadłubów na dużych wysokościach 8-17 km, gdzie już nie ma czym oddychać, bo tlenu jest bardzo mało. Inną rzeczą jest to, czy myśliwce NATO celowo nie rozszczelniły tej Cessny, by zabić pasażerów? Oto jest pytanie! To wszystko na milę cuchnie intrygą z rurociągami w środku! (Daniel Laskowski)


Źródło - https://cz24.news/sabotaz-na-potrubi-ziskava-nove-obrysy-souvisi-havarie-cessny-ktera-se-zritila-do-baltskeho-more-se-sabotazi-nord-streamu/

Przekład z czeskiego - ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz

niedziela, 9 października 2022

Podsumowanie wrześniowej pogody

 


Stanisław Bednarz

 

Dziś pracowity wieczór podsumowuje wrześniową pogodę. Zawsze wrzesień był dla mnie najpiękniejszym miesiącem roku jakby przedłużeniem lata, miesiącem kolorów, owoców, zbiorów, a tu masz...

Stwierdzę że miesiąc ten był wybitnie chłodny i deszczowy. Dlaczego bo gdy nad Wyspami Brytyjskimi jest wielki wyż, a nad krajami Bałtyckimi niże to następują spływy powietrza arktycznego i tak było cały wrzesień. W sytuacji odwrotnej tj. niż nad wyspami brytyjskimi i wyż nad centralną i wschodnią Europą jest Babie Lato. Jest jak jest jeno grzyby cieszą. 

Temperatura raz przekroczyła 20 stopni  było to 8 września  gdy na chwile przed burza osiągnęła 28 stopni był to jednodniowy powiew lata… A zdarzały się wrześnie jak w 1975, czy w 2015, gdy temperatura znacznie przekraczała 30 stopni.  Ten wrzesień będzie ubiegał się o najchłodniejszy w XXI wieku.  Ostatni chłodny  wrzesień  był w 2013 r., kiedy to okazał się chłodniejszy od normy o -1,17ºC (a ta norma dla całej Polski to +13,8) i obok września z 2001 roku był  do tej pory najchłodniejszym w XXI wieku. Ale poczekajmy na dokładne i ogólnopolskie pomiary.

Biorąc pod uwagę okres przed rokiem 2000, to wrzesień bywał naprawdę zimny. W powojennej historii Polski najzimniejszy wrzesień odnotowano w roku 1996, kiedy ujemna anomalia wynosiła -2.90ºC, a do tego powódź jeszcze  była.  Jednak przyglądając się okresowi sprzed II wojny światowej, najzimniejszym wrześniem okazał się ten z roku 1912, kiedy ujemne odchylenie wyniosło -4,37ºC, co czyni go najchłodniejszym w historii od końca XVIII w. I tego rekordu na pewno nie pobijemy.







Ten wrzesień był tez mokry ale żadnych wezbrań nie było gdyż od połowy miesiąca padało niemal codziennie ale nie ekstremalnie. Napadało do tej godziny czyli 30 września 21  aż 118,6 mm przy średniej dla września okolic Jordanowa około 70 mm. Najbardziej zasobny do tej pory w XXI wieku  w opady był wrzesień w 2001 r. (ze średnią sumą 112,6 mm), najmniej – w 1969 r. (zaledwie 16,8 mm). Ale  nie pobijemy września 1996 gdy spadło około 170 mm i była powódź na dopływach karpackich. Do tego w obecnym wrześniu mięliśmy w Tatrach prawdziwą zimę. Zima tam zagościła 19 września i praktycznie trwa do dzisiaj. W pewnym dniu a było to 24 września było 46 cm śniegu,  i do tego 21 września w rejonie Stroleśnego   na Słowacji zeszła lawina z ofiarami  (małżeństwo Goprowiec i żona geolog) dziś go jest jeszcze 17 cm. W porównaniu do epizodów śniegowych ubiegłych lat to prawdziwa zima. No i taki był ten wrzesień.  Z powodu bezustannego zachmurzenia, o dziwo, był tylko jeden przymrozek 24 września -1,5°C. No i tak było…

piątek, 7 października 2022

Zstąpiła z niebios ognista żmija…

 


Oleg Borisow

 

30 czerwca 1908 roku o godzinie 07:11.17 KRAT na Syberii w dorzeczu rzeki Podkamienna Tunguska będącej dopływem rzeki Jenisiej, miała miejsce niezwykła katastrofa. Jak twierdzą naoczni świadkowie (którzy znajdowali się w odległości setek kilometrów od miejsca wydarzenia): Nagle na niebie ukazało się przeraźliwie jaskrawe ciało niebieskie, która w ciągu bardzo krótkiego czasu przebiegło ogromny obszar nieba z północnego-wschodu ku zachodowi, po czym jakby eksplodowało po zetknięciu się z Ziemią. Detonację podobno słychać było w promieniu 1200 km. Falę sejsmiczną, która dwukrotnie obiegła naszą planetę, zarejestrowały wszystkie stacje sejsmiczne na naszym globie.

Naukowcy zainteresowali się miejscem upadku Meteorytu Tunguskiego dopiero po Rewolucji Październikowej. Pierwsza wyprawa naukowa wyruszyła na Syberię w 1927 roku. Grupa naukowców pod kierownictwem Leonida Kulika nie znalazła najmniejszego śladu, które świadczyłyby o tym, że na Ziemię spadł olbrzymi meteoryt. Wówczas powstała śmiała hipoteza, że nad Ziemią rozbił się statek kosmiczny należący do pozaziemskiej cywilizacji. Późniejsze ekspedycje i badania naukowe nie potwierdziły tej teorii.

A może rozwiązania tej zagadki należy szukać nie na Ziemi ale w Kosmosie? Takie właśnie pytanie zadał niedawno członek AN ZSRR Gieorgij Pietrow występując w Domu Uczonego w Moskwie na wieczorku zorganizowanym dla uczczenia pamięci Jurija Gagarina. Piękna legenda starożytnych Greków o Faetonie opisuje m.in. przerażające zjawisko, które ongiś miało miejsce na Kaukazie. W kronikach z tego okresu czytamy: Płonęło niebo, kipiało morze, palił się las… W starej ruskiej kronice o księciu Wsiewołodzie podaje się, że podczas jego polowania pod Wyszogradem …zstąpiła z nieba ognista żmija i swym grzmotem wielkim doprowadziła wszystkich do śmiertelnego przerażenia.

Czym naprawdę były owe zauważone na niebie „ogniste żmije”? aby wyjaśnić powstanie takiego zjawiska, najbardziej odpowiednie będzie właśnie zjawisko tunguskie. Obecnie wiemy tylko jedno: Tunguskiego Meteorytu nigdy nie było, jako że meteorytem nazywamy ciało kosmiczne, które dotarło do powierzchni naszej Ziemi. Tymczasem w rejonie wybuchu, wskutek którego zostały powyrywane (i połamane) drzewa na 2000 km², do dziś dnia nie znaleziono ani jednego odłamka, nawet wielkości paznokcia. Ogromny rozżarzony bolid, który zbliżał się do Ziemi, na wysokości ok. 6 km wybuchł ze strasznym łoskotem, a następnie… wyparował. Hipoteza, że w 1908 roku nad Centralną Syberią nastąpiła katastrofa statku kosmicznego nieznanej cywilizacji (którego paliwem – zdaniem niektórych – była antymateria) obaliły wyniki badań naukowych. Bardzo nęcąco wygląda inne wyjaśnienie – mianowicie takie, że nad tajgą nastąpił wybuch jądrowy. Oceniając skutki wybuchu stwierdzono, że energia, która się wydzieliła, odpowiadała wybuchowi bomby wodorowej (H) o mocy 20 Mt. Jednak analizy gleby w tym rejonie, przeprowadzone przez zespół naukowców pod kierownictwem prof. Awgusty Dawriuchinej z Instytutu Chemii i Geochemii Analitycznej AN ZSRR obaliły także i to stwierdzenia.

Tak to mogło wyglądać... 

W jaki sposób ciało o masie miliona ton mogło zostać całkowicie zatrzymane przez atmosferę? Mając tak olbrzymią masę, meteoroid musiałby dolecieć do powierzchni Ziemi i wyżłobić w niej ogromny krater.

Obecnie coraz częściej mówi się o tym, że na swej drodze na orbicie wokół Słońca, Ziemia napotkała jądro niewielkiej komety. Jądro to weszło w atmosferę. Wg. obliczeń G. Pietrowa z szybkością 30-40 km/s, przy czym cała energia kinetyczna tego ciała przekształciła się w falę uderzeniową i cieplną (termiczną). Korzystając z zasad balistyki udało się stwierdzić, że tak masywne ciało mogło całkowicie wyhamować w atmosferze wyłącznie w przypadku, jeśli miało niezwykle małą gęstość rzędu setnych do tysięcznych części g/cm³. Tak więc wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z zagadkowym fenomenem kosmicznym.

- Najprawdopodobniej – twierdzi G. Pietrow rzekomy Meteoryt Tunguski był wyjątkowo kruchą grudą śniegu, składającą się z ażurowych kryształków lodowych. Jednakże według współczesnych wyobrażeń w skład jądra komety oprócz lodu, powinny wchodzić także „kropelki” pyłu kosmicznego, w tym także cząsteczki trudno topliwych substancji. Jeśli udałoby się odkryć w rejonie wybuchu te substancje, wówczas hipoteza o jądrze komety zostałaby potwierdzona.

I oto zupełnie niedawno ukazało się oświadczenie naukowców z Akademii Nauk Ukraińskiej SRR uznane za sensacyjne. Ekspedycja badaczy ukraińskich postanowiła dokładnie zbadać maleńkie kuleczki krzemowe, które niejednokrotnie znajdowane były przez kolejne ekspedycje naukowe. W kuleczkach pochodzących z warstw z 1908 roku udało się odnaleźć wzbogacony węgiel aktywny 14C.

Czy jest to rezultat oddziaływania promieni kosmicznych, gdy meteoryt „wędrował” jeszcze w Kosmosie? Być może, chociaż niewykluczone jest także ziemskie pochodzenie takiego węgla.

Jednak inne twarde cząstki naprawdę zbulwersowały naukowców. Analiza rentgenograficzna wykazała w nich obecność trzech rodzajów grafitu. Przy powiększeniu tych cząstek 19.000 x odkryto złącza diamentowo-grafitowe. Specjaliści doskonale wiedzą, że takie złącza charakteryzujące się takim właśnie składem chemicznym, związane są z substancjami pochodzenia meteorytowego.

Członkowie ukraińskiej ekspedycji stwierdzili ponadto, że w rejonie wybuchu, ok. 150 mln lat temu był prawdopodobnie czynny wulkan. Być może znalezione złącza diamentowo-grafitowe są produktem jego wybuchu.[1] 

Być może następne lata już nie przyniosą badaczom Tunguskiego Meteorytu żadnych rewelacji. Jak więc można rozwiązać zagadkę tego „czegoś”, co dotarło do nas z Kosmosu 72 lata temu?

Gieorgij Pietrow proponuje zorganizowanie kosmicznej ekspedycji w celu ostatecznego wyjaśnienia tego fascynującego zjawiska. Proponuje on, aby w określonym czasie wysłać na spotkanie ze zbliżającą się do Słońca kometą sondę kosmiczną. Obliczenia (wykonane wraz z Mikołajem Krupienką) wykazały, że w czasie od 1984 do 1990 roku można zorganizować wiele takich „spotkań” z kometami z rodziny Jowisza przy użyciu posiadanych już rakiet. Ot chociażby z kometą Tempel-2.[2]

Jakie możliwości daje taki lot? Przede wszystkim można by pierwszy raz wykonać zdjęcia jądra komety i tym samym dowiedzieć się czegoś więcej na temat jego rozmiarów. Zagadkę tą można rozwiązać przy pomocy zainstalowanego na sondzie radiolokatora. Niezależnie od tego wysyłane przezeń impulsy radiowe (na falach o czterech częstotliwościach) mogłyby także po raz pierwszy zmierzyć gęstość ciała centralnego. Warto dodać, że badanie można by przeprowadzić za pomocą anteny typu KRT-10 (o średnicy 10-metrowej), która została z powodzeniem wypróbowana przez W. Lachowa i W. Riumina na pokładzie stacji orbitalnej Salut-6. (APN)

 

Źródło – „Dunajec” nr 13 z 29.III.1981 r.  



[2] Czyli kometą 10P/Tempel. Do roku 2022 faktycznie miało miejsce kilka lotów sond kosmicznych do komet, w tym także do 9P/Tempel, 103P/Hartley, 81P/Wild.