Powered By Blogger

sobota, 23 listopada 2024

Prezentacja naszej nowej książki

 


W dniu wczorajszym (22.XI) w Sali Widowiskowej jordanowskiego MOK miała miejsce prezentacja najnowszej książki trzech autorów: Stanisława Bednarza, dr. Miloša Jesenský’ego i Roberta Leśniakiewicza pt. „Pociągi widma i widma w pociągach”.



Autorzy wraz z moderatorem dyskusji panem Zbigniewem Godyniem

Książkę tą napisaliśmy mając w pamięci niesamowitą prozę polskiego – niesłusznie zapomnianego autora Stefana Grabińskiego, którego ongi nazywano polskim Edgarem Allanem Poë czy Howardem P. Lovecraftem, a to ze względu na wyjątkowo mroczny klimat jego opowiadań i powieści grozy. Szczególnie opowiadania z tomu „Demon ruchu” tchną grozą, a ich akcja toczy się na kolei. I właśnie do tego nawiązuje nasza książka, z tym że przedstawiamy tam już to historie autentyczne, już to legendy miejskie z widmami, duchami, upiorami, wilkołakami, UFO oraz Kosmitami w roli głównej.  


Okładki wydań amerykańskich

Publiczność dopisała pomimo paskudnej, zimowej pogody. Dyskusja była ciekawa i wszyscy znakomicie się bawili. Przy okazji dowiedzieliśmy się o jeszcze innych przypadkach spotkań z istotami z tej i nie z tej Ziemi… Może zamieścimy je w drugim wydaniu? Nadmieniam, że ta książka miała dwa wydania w USA, które ukazały się nakładem wydawnictwa Royal Hawaiian Press na Hawajach, a poza tym wywołała pewien rezonans u naszych południowych sąsiadów, którzy też zainteresowali się jej tematyką…  

czwartek, 21 listopada 2024

Dialogi o Tribeczu – cd.

 


František Kovár

 

A oto następne opowieści o dziwnych wydarzeniach na Trybeczu:

Historia 29. - Wybraliśmy się na wycieczkę do zamku w Oponicach. Źle zaplanowaliśmy to czasowo i dotarliśmy do zamku po ciemku. Zaczęliśmy wracać prawie w ciemności. W drodze powrotnej co jakiś czas słychać było nieprzyjemne szczekanie z innej strony (jelenie nie miały wtedy rui). Przez całą drogę towarzyszyło nam nieprzyjemne uczucie. Im dalej, tym bliżej, w końcu pobiegliśmy, dotarliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu.

Historia 30. - Często jeżdżę na rowerze w Tribeczu. Podczas jednej z takich wypraw zatrzymałem się na grani, żeby odpocząć. Kiedy odpoczywałem, uświadomiłem sobie, że panuje kompletna cisza. Nagle usłyszałem wyraźny gwizdek, który się powtarzał, nigdzie nie widziałem nikogo. Wsiadłem na rower i kontynuowałem podróż. Na kolejnym przystanku nie miałem już dobrego przeczucia i wolałem wsiąść na rower i kontynuować podróż do Zlatna. Nigdy wcześniej ani później nie przeżyłem czegoś takiego.

Historia 31. - Jestem myśliwym, pewnej styczniowej nocy siedziałam na zasiadce. Tej nocy zdałam sobie sprawę, że nigdy nie doświadczyłam takiej ciszy w lesie. Przez cały czas nie słyszałam żadnego dźwięku. Jednocześnie każdy mój ruch, nawet oddech, wydawał się odbijać echem daleko i szeroko.

[Taka nienaturalna cisza jest odnotowywana przez świadków Bliskich Spotkań z UFO i innych ψ-fenomenów. O przypadkach w Polsce pisałem uprzednio.]

 

Opinie i polemiki:

 

·        Przednie brednie o górach! Tribeč to góra jak każda inna w każdych górach ludzie przez lata gubią się gubią a nawet „tajemniczo znikają”, są proste wyjaśnienia, bo to można wpaść w szczelinę w ziemi, do jaskini, dostać zawału i później być zjedzonym przez zwierzęta, zgubić się zimą i zamarznąć itp., a o tych dźwiękach i złych uczuciach to tylko ludzka wyobraźnia i fantazja. Chodzę w góry Tribeč od ponad 50 lat i czegoś takiego jeszcze nie doświadczyłem, to są bajki jak duchy i czarownice (Miroslav Zuzula)

·        Ja też mogę napisać, że pisze pan przednie brednie. Co cię powstrzymuje, i spróbuj to poprzeć czymś, czego nie powiedziała żadna pani, albo sci-fi à la „Szczelina” i tym podobne plotki jak smoki w zamkach, bo takie plotki zawsze krążą w górach, lasach itp., a ponieważ pochodzę z Topoľčian, a Tribeč przeszedłem wystarczająco dużo razy przez ponad 50 lat, od kiedy tam jeżdżę o każdej porze roku. Nie czytałem i nie widziałem „Szczeliny”. Niektórzy ludzie mają zdolności, których inni nie mają. Potem drugi mówi, że to niemożliwe, bo nie ma takich umiejętności. Więc wymienię tutaj coś na próżno. Skończyłem z tym już dawno, bo to do niczego nie prowadzi. Są duchy, są dusze po śmierci, są też czarownice... I są też inne istoty. A to, że od lat chodzisz po Tribeczu i niczego nie doświadczyłeś, jest zupełnie normalne, ale myślę, że miliony ludzi już tam były. Ale byli też tacy, którzy coś przeżyli i przez takich jak Ty nie lubią rozmawiać o tym publicznie, żeby nie zostać wyśmianym. (František Kovár)

·        Tak à propos szczelin, to w książce „Projekt Tatry” (Kraków 2002) pisałem o dziwnych wydarzeniach w masywie Czerwonych Wierchów w polskich Tatrach Zachodnich, gdzie przedstawiłem hipotezę inż. Jerzego Łataka o istnieniu wąskich i głębokich szczelin w wapiennych masywach tych gór. Człowiek wpadając do nich nie ma żadnych szans na wyjście w pojedynkę, bo ściany takiej „mikrojaskini” są śliskie i przewieszone, zaś wołanie o pomoc, sygnał radiowy CB czy GSM idzie jedynie Panu Bogu w okno… (Robert Leśniakiewicz)

·        Mówi się o różnych pęknięciach, zapadliskach, starych kopalniach, ale brakuje dowodów, wspomniałem już, że mówi się też o Tribeczu, ale nie mogłem znaleźć nikogo, kto coś takiego znalazł, zrobił zdjęcie, lub opisał to. Jeśli ktoś znalazł coś takiego, to raczej ludzka ciekawość to zbadać, a może nawet opublikować zdjęcie lub film. (František Kovár)

·        Owszem. Jest także trzecia możliwość – ten, kto znalazł taką pułapkę już nie miał możliwości o niej powiedzieć innym, bo nie mógł się z niej wydostać i w niej zmarł. Dlatego też nic o nich nie wiadomo. Oczywiście wszystkie trzy możliwości zostaną potwierdzone bądź zanegowane, gdy znajdziemy takie „mikrojaskinie” ze zwłokami w środku…  (Robert Leśniakiewicz)

·        Z moich opowieści o Tribeczu wynika, że ​​większość z nich szła znakowanymi szlakami, gdy coś im się przydarzyło, i że nie tylko biegali po lesie. (František Kovár)

 


Wracając do kwestii istnienia „mikrojaskiń Łataka”, to chodziłem po stokach Czerwonych Wierchów i okolicy, na „mikrojaskinie Łataka” się nie natknąłem, ale to wcale nie znaczy, że ich nie ma. Fakt jest faktem, w rejonie Czerwonych Wiechów zaginęło w niewyjaśniony sposób kilkanaście osób, których zwłok nie odnaleziono do dziś dnia.

Moja pierwsza zwiadowcza wyprawa na stok Małołączniaka miała miejsce w październiku 1988 roku. Wyszedłem z Kuźnic do Doliny Kondratowej, potem na Kondratową Przełęcz i dalej na Kopę Kondracką (2008 m n.p.m.) zielonym szlakiem a następnie wzdłuż granicy czerwonym szlakiem na Małołączniaka (2096 m). Po krótkim popasie na szczycie Małołączniaka schodziłem w doliny niebieskim szlakiem via Kobylarz podziwiając białe zerwy Krzesanicy i Ciemniaka. Wtedy też po raz pierwszy zobaczyłem na własne oczy cud Natury, jakim jest głazowisko Wantule.  To było niesamowite – na brązowym tle zeschłych liści widać było białe głazy jak rodzynki w cieście. Ogromne rodzynki – niektóre o objętości kilkunastu metrów sześciennych i masie setek ton. Z map i przewodników wiedziałem, że teren jest usiany jaskiniami – w samym masywie Czerwonych Wierchów jest ich ponad sto… Niestety, musiałem uciekać, bo mimo cudownej pogody słońce zniżało się nad górami i od wschodu nadchodziła noc. Kiedy znalazłem się na Przysłopie Miętusim było zupełnie ciemno. Świecąc latarką dotarłem do Drogi pod Reglami a nią do Kuźnic, gdzie wtedy mieszkałem.

Druga wyprawa na Czerwone Wierchy miała miejsce w maju następnego roku. Wtedy też wybrałem się na Kopę Kondracką, Małołączniaka i dalej na Krzesanicę (2122 m) i Ciemniaka (2096 m). Tym razem schodziłem za czerwonym szlakiem do Doliny Kościeliskiej. I znów, w pobliżu oznakowanej drogi nie znalazłem niczego podejrzanego, co wcale nie oznacza, że czegoś niebezpiecznego tam nie było. Kopuły szczytowe Czerwonych Wierchów są od północy podcięte i opadają stromymi klifami w doliny. Wystarczy zabłądzić w śnieżycy czy mgle i nieszczęście gotowe… A jest gdzie polecieć, bowiem ściany te mają 300 i więcej metrów wysokości. Poza tym ściany te są podziurawione jaskiniami, do których dojście wymaga sprzętu alpinistycznego i umiejętności.

Trzeci wypad w tamten rejon Tatr Zachodnich był w czerwcu 1992 roku. Tym razem wybrałem się do Wantul, tego fascynującego miejsca u podnóża masywu Krzesanicy. Wtedy już wiedziałem o możliwości istnienia takich skalnych pułapek i spodziewałem się znaleźć takowe. Poszedłem zatem niebieskim szlakiem na Małołączniaka, ale pod Kobylarzem (1430) skręciłem w prawo, na zachód i zacząłem schodzić do Miętusiej. Na mapie wyglądało to całkiem przyjemnie – odległość jakieś 800 m, w swej naiwności liczyłem, że przejdę ją w jakieś piętnaście minut. W rzeczywistości schodziłem prawie dwie godziny!  Droga była koszmarna: w wysokich na 1-1,5 m trawach chroniły się powalone, zmurszałe pnie smreków, śliskie wapienne bloki i kamienie. Po kwadransie byłem mokry od potu i rosy. Trzeba było uważać, by nie skręcić czy połamać kończyn lub rozbić głowę w razie wywrotki… Mokry i zziajany wreszcie znalazłem się na dnie doliny. Teraz już wiedziałem, czym grozi zejście ze szlaku i odniesienie poważniejszej kontuzji. Dla kogoś nieobytego z górami to była śmierć – długa i bolesna.

Zszedłem na południowy skraj Wyżnej Miętusiej Równi, gdzie zdjąłem i wykręciłem koszulkę i szorty, obmyłem rany i skaleczenia poharatanych rąk i nóg. Potem grzałem się w czerwcowym słońcu i po jakiejś godzinie wróciłem do siebie. Na szczęście ciuchy mi wyschły w ostrym słońcu i mogłem je włożyć. Rozglądałem się po otaczającym mnie krajobrazie. Od południa widok zamykały mi białe, wapienne zerwy Krzesanicy i Małołączniaka, od zachodu – turnia Dziurawego, z której 12.000 lat temu obsunęły się do Miętusiej skalne bałwany tworząc uroczysko Wantule (wanta = głaz). Zrobiłem serię zdjęć na kolorowym filmie slajdowym – niestety wyszły prześwietlone i nieostre. Później doszedłem, że robiłem te foty nie wziąwszy poprawki na wysokość i bez filtra UV…

Po południu wróciłem do Kościeliskiej pewien, że większość ofiar Czerwonych Wierchów mogła zapałętać się tam, gdzie ja i po prostu paść bez sił, co na mrozie i w zawiei równało się śmierci. Reszty dokonały drapieżniki, które zjadły rozczłonkowane przez siebie zwłoki, a niejadalny ekwipunek po prostu rozwłóczyły. Chciałbym zobaczyć tego, który by ruszył na ich poszukiwanie. Użyłby tam jak pies w studni – nomen-omen. Ale oczywiście to było tylko takie prowizoryczne, robocze wyjaśnienie, bo prawda mogła być zupełnie całkiem inna…  

[To] góry znacznie wyższe niż Tribeč, czy Kremnické vrchy w mojej okolicy. Jak już pisałem, w tych wyższych górach istnieje większe prawdopodobieństwo, że w sposób naturalny się „zgubię” lub coś się komuś przytrafi, niż w niskich górach Tribeča. (František Kovár)

Oczywiście racja, ale… Ale nie zapominajmy, że takie przypadki być może – nie mam na to dowodów – zdarzają się także wszędzie tam, gdzie zachodzą zjawiska krasowe związane z erozją chemiczną skał węglanowych – głównie wapieni. Wszak wiadomo, że nawet największa jaskinia krasowa ma swój początek od małej szczeliny… Dlatego też należałoby poszukać ukrytych szczelin i studni pod cienką warstwą darni czy ścioły leśnej. Oczywiście nie wiem, jaka jest budowa geologiczna skał na Trybeczu. Myślę, że to też byłoby warte zbadania, bo szczeliny natury tektonicznej występują także w skałach piaskowcowych – jak ma to miejsce u nas w Beskidzie Małym, na Babiej Górze czy Beskidzie Sądeckim, NB gdzie poszukiwaliśmy Księżycowej Jaskini czy inaczej Jaskini Półksiężyca.  (Robert Leśniakiewicz)  

Tribeč składa się głównie z kwarcu. (František Kovár)

No to zmienia postać rzeczy! Te zjawiska mogą mieć związek z elektrycznością telluryczną, której źródłem jest kwarc i efekt piezoelektryczny. (Robert Leśniakiewicz)

Jeśli dodać, że pod rzeką Tríbeča podobno znajduje się podziemna jaskinia ze słoną morską wodą, może to również stwarzać różne „tajemnice”. (František Kovár)

Zapewne tak. Zbiornik słonej wody + skały zawierające kwarc to daje nam wiele możliwości występowania ψ-zjawisk działających na ludzkie mózgi i aparaturę elektroniczną.  (Robert Leśniakiewicz)

 

CDN.

środa, 20 listopada 2024

CE0/CE-III-E z Reptiloidami w Brazylii

 


Albert Rosales

 

Lokalizacja: Urubici, Santa Catarina, Brazylia

Data: lipiec 2016

Czas: 01:00 ACT

Główny świadek, Doña Neuza i jej rodzina przeprowadzili się z Florianopolis, aby zamieszkać w tym górzystym regionie. Uwielbiała gwiaździste niebo i spędzała noce na podwórku z mężem, obserwując niebo. Pewnej nocy, około 1 w nocy, Neuza ubrana w zimowe ubrania, owinęła się kocem i poszła na podwórko, aby obserwować niebo, które według niej było czyste i pełne gwiazd. Po około 15 minutach nastąpiła przerwa w dostawie prądu zarówno w jej domu, jak i innych domach w regionie. W zimnej nocy gwiaździste niebo było doskonale widoczne, ale według Neuzy poczuła dreszcze w całym ciele, strach i obecność kogoś, kto ją obserwował.

Kiedy spojrzała w stronę domu, zobaczyła dwie istoty stojące na betonowej płycie przed domem i patrzące na nią. Od razu pomyślała, że ​​to jej mąż i syn, ale przerażona skierowała latarkę na postacie, a to, co zobaczyła, przeraziło ją i sparaliżowało. Światło latarki oświetliło dwie dwunożne istoty w postaci jaszczurek. Wydawali się być ludźmi takimi jak my, mieli dwie nogi, dwie ręce, ciało i głowę, ale kształtem przypominali jaszczurkę (lub gada). Powiedziała, że ​​miała wrażenie, jakby czas się zatrzymał, a wokół niej panowała martwa cisza. Następnie istoty przesunęły się w stronę frontu domu i zniknęły.

Wkrótce po przywróceniu prądu w regionie udało jej się wstać i powoli wejść do domu, a kiedy dotarła do kuchni, przestraszyła się ponownie, gdy spojrzała na zegar i zorientowała się, że jest już 5 rano. Nie pamiętała, jak długo tak długo przebywała na podwórku, bo kiedy wychodziła z domu, była dopiero pierwsza w nocy, a miała wrażenie, że przebywała na zewnątrz zaledwie przez krótki czas. Niestety, jej mąż i syn nie uwierzyli w jej wersję i wkrótce rodzina nie chciała rozmawiać o zdarzeniu.

Dodatek HC

Źródło: https://gpusc.com/2022/03/19/reptilianos-mito-ou-realidade/

Typ: E czy G?

Przekład z angielskiego - ©R.K.Fr. Sas - Leśniakiewicz

 

wtorek, 19 listopada 2024

CE3/CE-III-A z kosmicznym samochodem?

 


Albert Rosales

 

Lokalizacja: w pobliżu miasta Gotemba, prefektura Shizuoka, Japonia

Data: czerwiec 1979 r.

Godzina: 03:00 JST

Opis incydentu:

Świadkowie, pan M. w wieku 41 lat i jego przyjaciel, pan S., w wieku 67 lat, jechali na wyprawę wędkarską do Numazu, skorzystali ze skrótu i ​​byli na drodze prowadzącej na południe do drogi 138. Gdy wjechali na ten łącznik, z tyłu nadjechał samochód. Reflektory tego pojazdu odbiły się w lusterku wstecznym. Samochód ten, jadący najwyraźniej z dużą prędkością, wkrótce dogonił samochód pana S. i najwyraźniej go wyprzedził. Jednak ponieważ droga ta jest dość wąska, nie było to łatwe. Pan M. cierpliwie trzymał kierownicę i czekał. Jednak szybko zbliżający się samochód zjechał na lewą stronę drogi, co zaskoczyło M., ponieważ po tej stronie nie było innych dróg, poza drzewami i krzakami. Samochód o białawym kolorze jechał równolegle do M. przez kilka sekund, po czym M. zobaczył dwóch pasażerów w pojeździe, obaj mężczyźni, ubrani na czarno. Co jeszcze dziwniejsze, ten dziwny „samochód” zaczął wspinać się po zboczach zbliżającej się góry, płynnie przedzierając się przez drzewa z włączonymi światłami. Pan M. i jego przyjaciel mogli zobaczyć białawy wydech wydobywający się z tyłu tego pseudosamochodu. Następnie samochód przyspieszył, uniósł się nad górę i zniknął, pozostawiając w powietrzu część białego wydechu. Pan M. dodał, że samochód przypominał białego sedana Nissan 510. Później M. i jego przyjaciel Pan S. zobaczyli błyszczące, świetliste ciało wielkości około ćwiartki pełni księżyca unoszące się na wysokości około jednej szóstej wysokości góry Fuji. Świeciło intensywnie pomarańczowym kolorem i wydawało się, że faluje.

Dodatek HC

Źródło: „UFO Contactee” (nr 99, zima 1987), Shimizu Minami, Japonia

Typ GAP: A?

 

Moje 3 grosze

 

Incydent ten przypomina mi zdarzenie opisane przez Brada Steigera, a które miało miejsce w USA w latach 70. Pod pewien dom podjechał policyjny radiowóz patrolowy, który – jak się później okazało – wcale nie był samochodem tylko latającym spodkiem.

Innym przypadkiem była obserwacja tajemniczego samochodu marki Żuk, który całkowicie bezgłośnie przemieszczał się pomiędzy Wysoką a Jordanowem. I co więcej – zostały przezeń porwane dwie osoby, które po prostu znikły, kiedy ten Żuk je mijał…

I jeszcze na zakończenie, to kto jechał/leciał tym pojazdem? Z opisu wynikałoby, że Ludzie w Czerni – MiB. Tylko kolor samochodu był nie ten, bowiem MiB-owie zawsze jeździli czarnym autem. No ale to było w USA, a być może w Japonii obowiązują ich inne przepisy?   

 

Opracował - ©R.K.Fr. Sas – Leśniakiewicz  

poniedziałek, 18 listopada 2024

Sześć szokujących CE4

 


 

Preston Dennett

 

Zostało to nazwane ostatecznym spotkaniem z UFO, najbliższym ze wszystkich spotkań: doświadczeniem z UFO na pokładzie. Istnieją tysiące dobrze udokumentowanych przypadków, a niektórzy badacze uważają, że mogą ich być miliony. Te przypadki bezpośredniego kontaktu z istotami pozaziemskimi obejmują rozległe interakcje i zawierają więcej informacji o istotach pozaziemskich niż jakikolwiek inny rodzaj spotkania. Oto sześć szokujących przypadków z całego świata: z Australii, Kanady, Francji i trzy ze Stanów Zjednoczonych. Zjawisko UFO to o wiele więcej niż tylko proste obserwacje niewyjaśnionych świateł na niebie. Chodzi o spotkanie ludzi z innych światów.

·        BYŁEM W UFO. W 1972 roku Steve (24 lata) przebywał w domku na odludziu w Cariboo w Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie. Pewnego letniego dnia wyszedł na zewnątrz i ze zdumieniem zobaczył dwa srebrne dyski latające na wysokości czubków drzew kilkaset stóp dalej. W jakiś sposób wiedział, że wylądują i że musi się z nimi spotkać. Poprosił swoją dziewczynę, aby do niego dołączyła, ale ona dziwnie odmówiła. Steve poszedł sam i natknął się na dwa statki, wylądowały na ziemi. Jeden miał otwarte drzwi i rampę prowadzącą na ziemię. Zaciekawiony Steve podszedł i wszedł do środka. W środku zobaczył dwóch niskich humanoidalnych ludzi z szarą, pomarszczoną skórą, ubranych w białe fartuchy lekarskie. Przestraszony, chciał uciec, gdy jeden z nich powiedział telepatycznie w idealnym angielskim: „Wszystko w porządku, wejdź”. Tak rozpoczęło się obszerne doświadczenie na pokładzie, które Steve miał zachować w tajemnicy przez większość swojego życia.

·        CE4 W TARBORO. James Howard (15 lat) i jego przyjaciel Brian Hollis (14 lat) od kilku tygodni widzieli dziwne światła w pobliżu swoich domów w Tarboro w Karolinie Północnej. Następnie, w nocy 12 listopada 1976 roku, zobaczyli metalowy, dyskowaty statek z kolorowymi światłami lądujący w pobliskim lesie. Idąc zbadać sprawę, przestraszyli się, gdy pojawiła się świecąca, ubrana na biało postać humanoidalna. Gdy dotarli do domu, minęła ponad godzina. James zaczął mieć koszmary, że jest na pokładzie. Później, pod wpływem hipnozy, przypomniał sobie, że zarówno on, jak i Brian zostali wciągnięci do statku, rozdzieleni i poddani badaniom lekarskim.

·        YURANI. Była ciepła noc w lipcu 1981 roku, kiedy Robert (lat 16) grał we frisbee ze swoim psem przed swoim domem w Seattle w stanie Waszyngton. Nagle nadciągnęły chmury i Robert zobaczył kolorowe światła nad głową. Robert nie mógł się ruszyć, gdy ciepły strumień światła wciągnął go do statku. Przypomniał sobie, że zobaczył istotę o kocich oczach, a następnego ranka obudził się w łóżku. Lata później przypomniał sobie długie doświadczenie na pokładzie, gdzie spotkał hybrydę człowieka i szarego, która przedstawiła się jako Yurani. Powiedziała mu, że ma ponad 200 lat i zaczęła przekazywać wiele informacji o tym, dlaczego kosmici odwiedzają Ziemię. W pewnym momencie Robert został zabrany na ich rodzinną planetę.

·        SIEDEM GODZIN NA POKŁADZIE OBCEGO STATKU KOSMICZNEGO. Eduardo Pons Prades był znanym pisarzem politycznym w Hiszpanii, gdy w nocy 31 sierpnia 1981 roku jego życie zmieniło się na zawsze. Jechał przez Pireneje we Francji, gdy dziwnie się zgubił, a jego samochód tajemniczo zatrzymał się. Idąc wąską wiejską drogą, natknął się na duży statek, który wylądował na polu. Drzwi się otworzyły i donośny głos przemówił do niego telepatycznie: „Nie bój się. Proszę podejść… Podejdź do naszego statku. Chcemy z tobą porozmawiać”. Nie mogąc się oprzeć, Eduardo wszedł na pokład i został powitany przez grupę pięknych ludzi wyglądających jak ludzie w białych kombinezonach. Powiedzieli mu, że skontaktowali się z nim ze względu na jego wiedzę na temat przemocy wobec ludzi i że musi przekazać światu wiadomość.

·        JESTEŚMY TWOIMI PRZYJACIÓŁMI. Pewnej nocy w marcu 1982 roku anonimowa kobieta prowadząca samochód w pobliżu Springfield w stanie Missouri zauważyła dziwne światło na wysokości czubków drzew przed swoim samochodem. W tym momencie wydawało się, że straciła kontrolę nad kierownicą i miała wrażenie, że jej samochód unosi się w powietrzu. Następną rzeczą, jaką wiedziała, było to, że zaparkowała obok ogromnego statku, który wylądował na polu. Została wciągnięta na pokład i powitana przez sześć wysokich, silnych, wyglądających jak ludzie postaci z niebieskimi oczami i blond włosami. Zaczęli ją badać i powiedzieli, że badają rozmnażanie się ludzi. Wyjaśnili, że są jej przyjaciółmi i zobaczą ją ponownie.

·        CZEGO CHCESZ OD NAS? Pewnej nocy w 1986 roku trzej młodzi mężczyźni obozowali na pustkowiu poza Kalgoorlie w Australii Zachodniej, gdy usłyszeli dziwny hałas nad głową. Spojrzawszy w górę, zobaczyli zbliżające się i opadające jasne światło, które okazało się być srebrnym statkiem w kształcie dysku. Dwie małe istoty pojawiły się pod spodem i podeszły do ​​mężczyzn, którzy teraz nie mogli się ruszyć. Wszyscy trzej mężczyźni zostali wciągnięci do statku i poddani dziwnemu badaniu z udziałem świateł. Obcy byli przyjaźni i uśmiechnięci, gdy świadkowie byli oprowadzani po statku i wkrótce zobaczyli coś, co pozostawiło ich bez słowa ze zdumienia.

Sześć szokujących spotkań z UFO na pokładzie, każde z nich dostarczające głębokiego wglądu w naturę i pochodzenie istot pozaziemskich, każde z nich dostarczające odpowiedzi na temat planu ET na naszej planecie. Nie jesteśmy sami!

Zob. także: https://youtu.be/EN9sFHclJeI

Opracował - ©R.K.Fr. Sas - Leśniakiewicz