Powered By Blogger

poniedziałek, 28 stycznia 2019

UFO nad Naprawą


Widok miejsca obserwacji

Ta obserwacja miała miejsce nad tą Naprawą, którą rozsławił swego czasu Jalu Kurek piszący o szalejącej tam grypie-hiszpance (H1N1) we wczesnym międzywojniu. A powiadomił mnie o niej mieszkający w Jordanowie Pan Kazimierz K., który zasłyszał ją od mieszkańców Naprawy.

Rzecz miała miejsce w dniu 16.I.2019 roku, nad ranem. A oto metryczka tego incydentu:

TYP INCYDENTU: NL
MIEJSCE: Naprawa, N 49°40′34″ - E 019°52′50″, 588 m n.p.m.
DATA: 16.I.2019 r.
CZAS: ok. 04:00 CET/03:00 GMT
CZAS TRWANIA: kilka minut
ILOŚĆ OBIEKTÓW: 1
ŚWIADKOWIE: 1
ZDJĘCIA: nie zrobiono
PRAWDOPODOBNE WYJAŚNIENIE: brak.

Warunki pogodowe były następujące:

TEMPERATURA POWIETRZA: +1,7°C
WILGOTNOŚĆ POWIETRZA: wysoka
WIATR: z NW, umiarkowany
CIŚNIENIE ATMOSFERYCZNE: 1006 hPa
ZACHMURZENIE: duże
WIDZIALNOŚĆ: dobra
OPIS ZDARZENIA:
Świadkiem była 84-letnia kobieta zamieszkała na NE skraju wsi w domu z otwartym widokiem na północ. Tego dnia wstała ok. godziny 04:00 i spojrzała w okno wychodzące w kierunku północnym. Ku swemu zdumieniu zauważyła wiszący nad północnym horyzontem świecący jasno białym światłem obłok. Obłok ten nie przemieszczał się tkwiąc nieruchomo. Wydawało się jej, że obłok unosi się nad sąsiednią wsią Łętownią lub Tokarnią.


 Widok w kierunku Łętowni

Widok w kierunku Tokarni

W pewnym momencie – jak twierdzi świadek – w całym domu zaświeciły się wszystkie żarówki, a po chwili zgasły, gdyż nie było prądu. Świadek skojarzyła sobie te dwa fakty: pojawienie się świecącego obłoku i dziwne zachowanie się prądu.

Istnieje możliwość, że świadek widziała po prostu skumulowane ze sobą łuny świateł miejskich Myślenic i Krakowa, ale w takim przypadku łuna taka ma kolor pomarańczowy, tymczasem świadek twierdzi, że obłok emitował białe światło.

Panorama w kierunku północnym z miejsca dokonania obserwacji

Inną możliwością jest zaobserwowanie przez nią zorzy polarnej, aliści nie mieliśmy żadnych doniesień o pojawieniu się takowej. W takim przypadku światło miałoby różne kolory – od zieleni po czerwień. To raczej nie mogło być żadne zjawisko tego rodzaju.


Od Czytelnika:

Witam!
Od razu przechodzę do rzeczy 1/ z Panem Kaziem uzgodniliśmy. że w tym dniu miała awarię sieć energetyczna, mogło mieć miejsce (trzeba pogadać z elektrykami co w Jordanowie siedzą) i dać efekty włączenia i wyłączenia żarówek, zwłaszcza tych ledowych i energooszczędnych, 2/ wiek osoby, 3/ budujemy Zakopiankę, nieraz widziałem ciekawe efekty na chmurach ze zwykłych halogenowych reflektorów  - w nocy i nad ranem na chmurach ciekawie wyglądają, co ciekawe dają białą poświatę. Sam w pewnym momencie obserwowałem w rejonie granicy Naprawy i Łętowni światła, niestety po gruntownych wywiadach i rozmowach okazało się że to był dron którym były  chłopak mojej córki bawił się po nocy. Jest zagwozdka ale wg wyjaśniona będzie szybko. Lubię czytać Pana posty, sam interesuję się takimi sprawami.

Pozdrawiam Sławek Łopata

Dziękuję za głos w sprawie. Pozdrawiam! - R. Leśniakiewicz

niedziela, 27 stycznia 2019

Znów UFO nad Gdynią



Piszą do mnie na FB pp. Sławomir i Lucyna D.-S. z Gdyni:

Dzisiaj (24.I.2019 r.) po 18. godz na wschodzie zauważyłem błysk linii jakby przeleciało bardzo szybko z zachodu na wschód. Obserwowałem niebo w stronę wschodu zauważyłem jasny błysk po chwili był następny błysk jaśniejszy w tym samym miejscu. Po chwili zauważyłem z południa na północ leciał jasny punkt - mógł być to satelita.


Oczywiście, mógł to być i satelita. Niestety ostatnio nie ma dobrych warunków do obserwacji nieba i niestety nie mam żadnych doniesień na temat obserwacji NL z czwartku, 24 bm. ok. godz. 18:00 CET.
Czy ktoś to jeszcze widział?

czwartek, 24 stycznia 2019

Zdjęcia UFO nad Słowacją




Napisał do mnie inż. Miroslav Karlik z Trnavy.

Cześć,
- przesyłam Ci dwie fotki, które zrobił Pan Roman V. w dniu 22.12.2018 roku, o g. 17:00 na drodze w okolicy Ružindola k./Trnavy.

A oto i one:


Następne fotki, to zdjęcia dwóch obiektów zaobserwowanych przy tzw. Komecie Bożonarodzeniowej – 46P/Wirtanen wykonane przez astronoma-amatora w dniu 12.12.2018 r. o g. 19:55.21 oraz w dniu 24.12.2018 r. o g. 19:23.53:




A to zdjęcia UFO wykonane nad jeziorem Sanec w lecie 2017 roku:



Poza tym inż. Karlik napisał mi, że ostatnimi czasy na Słowacji zdarza się wiele obserwacji UFO na słowacko-polskim pograniczu w okolicy wsi Lechnica k./Czerwonego Klasztoru zdarza się wiele obserwacji UFO. Jak dotąd, nie mam zgłoszeń o takowych po stronie polskiej, ale nie jest powiedziane, że ich tam nie było.

Zwracam się zatem do Czytelników z apelem i prośbą o informacje w tej sprawie! Ponoć po słowackiej stronie obserwacji NOL-i jest pełno, więc i po naszej stronie też powinny być widziane.  

poniedziałek, 21 stycznia 2019

Zagadka Slavkovskiego Szczytu


Widok na Slavkovsky Stit

Jedną z najciekawszych tatrzańskich zagadek wszechczasów jest wydarzenie, które rozegrało się w południe dnia 6.VIII.1662 roku w dzisiejszych słowackich Tatrach Wysokich. Jak pisze dr Jacek Kolbuszewski w swej książce:

Dzień 6 sierpnia 1662 roku na długo pozostał w pamięci mieszkańców północnej części Słowacji. Tego bowiem dnia ziemia nagle zadrżała – trzęsienie było tak silne, że nie tylko zarysowały się ściany domów w Lewoczy, Kieżmarku i Spiskiej Nowej Wsi, ale nawet zapadały się (zasobne w szlachetne trunki!) piwnice. Ci zaś, których oczy w momencie trzęsienia zwrócone były w stronę Tatr, mogli na własne oczy dostrzec, jak wali się w gruzy cały wierzchołek Sławkowskiego Szczytu, jak skalna lawina miażdży lasy, jak nad górami tworzy się wielka, czarna chmura. Obdarzeni zaś największą spostrzegawczością widzieli sprawcę całego incydentu – ogromnego smoka, lecącego wysoko nad Tatrami. Wydarzenie to upamiętnił Gaszpar Hain, kronikarz miasta Lewoczy, człowiek opanowany i rozsądny, imponujący dociekliwością umysłu. Oto bowiem ustalił on bezbłędnie, że smok wybrał sobie na leże tak zwany Hochwald czyli okolice dzisiejszej wsi Štrba. Tam jednakże – niestety – nie ma już żadnych po owym smoku śladów, chcąc się zatem dowiedzieć czegoś o jego wyglądzie, znowu zawierzyć musimy dawnym podaniom. (…)

Ale mimo istnienia tak skutecznych metod, pozwalających na zmniejszanie pogłowia smoków, jeszcze sto lat temu górale twierdzili, że „smok zawsze przynajmniej jeden w Tatrach być musi”![1]

Tyle prof. Kolbuszewski. W Wikipedii sprawę tajemnicy Sławkowskiego Szczytu ujęto tak:

W przeszłości Sławkowski Szczyt był uważany za najwyższy szczyt w Tatrach. Twierdzono też, że szczyt miał rozpaść się 6 (lub 9) sierpnia 1662 na skutek gigantycznego obrywu spowodowanego długotrwałymi opadami i być może lokalnym trzęsieniem ziemi, przez co wierzchołek straciłby ok. 300 m. Śladem obrywów skalnych miały być rumowiska na stokach góry. Hipoteza ta nie została jednak potwierdzona przez badania naukowe.

W kronikach już 1664 r. (25 lipca – taką datę przyjęto na znajdującej się na szczycie tablicy pamiątkowej 350-lecia zdobycia szczytu – lub 16 lipca) odnotowano pierwsze wejście na szczyt Georga Buchholtza z towarzyszami i przewodnikami, do których należeli Martinus Jani, Martinus Veisser i nieznany przewodnik. Kilku innych towarzyszy nie dotarło wówczas do szczytu. Było to pierwsze zdobycie tatrzańskiego wierzchołka, wymienione wraz z jego nazwą w pisanych źródłach. Opis znalazł się dopiero po 100 latach w tekście „Besteigung der Schlagendorfer Spitze” (1774). Drugie potwierdzone wejście należy do Stanisława Staszica (12 sierpnia 1805 r.). Zimą jako pierwszy na szczycie był Eduard Blásy z przewodnikiem J. Gellhofem 15 stycznia 1873 r.
Nazwa szczytu pochodzi od spiskiej wsi Wielki Sławków. Szlak turystyczny na szczyt wybudował w latach 1901–1908, w znacznej części własnym kosztem, Maximilian Weisz. Wykonana przy tej trasie platforma widokowa na krawędzi Sławkowskiego Grzebienia nazywana jest „Maksymilianką”. Panorama widokowa ze Sławkowskiego Szczytu jest bogata, szczególnie dobrze prezentuje się stąd Dolina Staroleśna i jej otoczenie, widoczne są stąd niemal wszystkie (liczne) Staroleśne Stawy. Bogata jest też flora w piętrze turniowym.[2]


Dla nas najważniejszy jest pierwszy akapit. Chodzi o to, że szczyt Sławkowskiego rozleciał się w skalne bałwany wskutek jakiegoś kataklizmu. Idąc tym śladem postawiłem hipotezę, że chodziło tutaj o jakieś zjawisko kosmiczne – spadek meteorytu lecącego mniej więcej z kierunku NE na SW. Rzeczony meteoroid trafił w szczyt Sławkoskiego Szczytu rujnując go i zmniejszając o jakieś 200-300 m do aktualnej wysokości 2452 m n.p.m. Gdyby nie ten tajemniczy wypadek – Sławkowski Szczyt wznosiłby się dzisiaj na jakieś 2700 m i byłby de facto najwyższym szczytem Tatr Wysokich, przypominam bowiem, że Gerlach mierzy jedynie 2655 m n.p.m.!

Czy mógł to być meteoroid? Mógł. Jak to wyglądało mogliśmy widzieć w dniu 15.II.2013 roku nad Czelabińskiem w Rosji. Energia jego wybuchu w atmosferze wynosiła 0,5 Mt TNT. Na szczęście eksplodował on na wysokości 29.700 m n.p.m., dzięki czemu miasto i jego mieszkańcy wyszli niemal bez szwanku, jeżeli nie liczyć rozbitych szyb i zranionych ich odłamkami ludzi… Meteoryt lecąc zostawił na niebie dwie smugi dymu, które wyglądały niezwykle spektakularnie.

Jeżeli idzie o Sławkowski Szczyt, to mogło być coś podobnego. Niestety, jego szczątków nie znaleziono, a przecież nie mogły ulec anihilacji. Nie znaleziono także śladów impaktu: kwarcu szokowego, śladów wysokiej temperatury na skałach, itd. itp. Nawet gdyby to był jakiś megakriometeoryt, to pozostawiłby ślady wtopionego w lód pyłu kosmicznego, a tych też nie znaleziono, ale czy ich szukano? Tego niestety nie wiem.

Niezwykle ciekawą hipotezę postawił polski fotografik Lesław Obłój na stronach swego bloga, który polecam. Stawia on tam hipotezę, że w dniu 6 lub 9 sierpnia 1662 roku na Spiszu doszło do potężnej powodzi opadowej. Wskutek ogromnego opadu deszczu doszło do osunięcia się szczytu Sławkoskiego Szczytu i w rezultacie doszło do wszystkich opisywanych przez kronikarzy zjawisk. Pisze on, że:

W opracowaniu Wiesława Siarzewskiego (naukowca z TPN - geomorfologa, taternika i speleologa) „Śmiertelny oddech smoka” Tatry 3/2005 pojawiają się rozbieżności co do daty i godziny trzęsienia ziemi. Różne są daty w zależności od cytowanego źródła. Trzęsienie ziemi miało by nastąpić o 11 wieczorem i to nie 6 sierpnia a 9 sierpnia. (Czy to tylko błąd piśmienniczy wynikający z symetrii 6 i 9, czy coś więcej ?) Autor podaje ją za „Historią szkoły Pijarów prowincji polskiej od roku 1642 do roku 1686”. Co ciekawe wspomniana „Historia szkoły Pijarów ...” potwierdza zawalenie się Sławkowskiego Szczytu w wyniku wspomnianego trzęsienia ziemi. Ponoć było na to świadectwo naocznych świadków. Nic mi o tych świadkach nie wiadomo. Ale kroniki klasztorne ze swej natury powinny być wiarygodnym źródłem informacji. Słynna Szkoła Pijarów mieściła się w Podolińcu, to w linii prostej nieco poniżej 30 km od Sławkowskiego Szczytu, ale w stosunku do wspomnianej góry kąt widzenia z Podolińca jest niekorzystny. A na pewno inny niż z Lewoczy. Więc jeśli rozpatrujemy to w kontekście zawalenia się wierzchołka góry raczej powinno chodzić o sam wierzchołek i to w ujęciu spektakularnym. Dlatego iż było by to obserwowane i z Lewoczy i z Podolińca. Nie jest jednak powiedziane iż obserwacji dokonywano z Podolińca, więc znów nie można z całą pewnością wywodzić stąd daleko idących wniosków. Wspomniana kronika sugeruje także możliwą inną przyczynę zawalenia się szczytu. Mianowicie powódź - katastrofę o niespotykanej skali. Wątek powodzi potwierdza także Kronika Miasta Lewoczy, a ściślej niemal współczesne wydanie, czy może raczej jej opracowanie dokonane przez Jeromosa Bala: J. Baremos, J. Forster, A. Kauffmann, „Löcsei krönikäja” (Kronika Miasta Lewoczy), Levoca 1910-1913. Pozwolę sobie przytoczyć tłumaczenie z powyższego oryginału dokonane przez Wiesława Siarzewskiego zamieszczone we wspomnianym powyżej artykule „Śmiertelny oddech smoka”:

„5 sierpnia pomiędzy godziną 12 a pierwszą w południe, przyszła gwałtowna burza w czasie której zwalił się aż do podstawy narożnik wieży kościelnej. [...] Później przyszedł deszcz ulewny i woda zalała wszystko, co nie wydarzyło się jeszcze za ludzkiej pamięci (6 sierpnia w nocy). W innych miejscowościach i w okolicy miasta znikły nie tylko ogrody z drzewami, folwarki i domki garbarskie, ale także ogrody warzywne i pola orne, tak że nie można było rozeznać, gdzie się przed powodzią znajdowały. Strat w okolicach miasta (nie mówiąc o Kiezmarku i innych miejscowościach), nie dałoby się wyrównać kwotą kilku tysięcy florenów. I co najważniejsze, że w Górach Śnieżnych [Wysokich Tatrach] było tak wielkie trzęsienie ziemi, że olbrzymia skała lub raczej góra stoczyła się i upadla, rozbijając się otworzyła nowe wielkie jezioro wypełnione wodą.

W powyższym opisie nie ma podanej ani daty ani godziny trzęsienia ziemi. Zastanawia tylko zbieżność godziny zawalenia się wieży kościelnej (w powyższym tekście) z godziną zawalenia się Sławkowskiego Szczytu u Jesenský’ego. Trudno określić czy jest to nieporozumienie czy przypadek, albo też dopowiedzenie wynikające z przeprowadzonego rozumowania, które wcale nie musi być poprawne i prowadzić do wniosków zgodnych z rzeczywistością. Może to sugerować też iż albo Jesenský (współautor „Tajemnicy Księżycowej Jaskini”) studiował inną kopię Kroniki Lewoczy albo w odmienny sposób przetłumaczył niemieckojęzyczny tekst Baremosa, Forstera, Kauffmanna. Nie znajduję tu również wzmianki o Sławkowskim Szczycie, co wyraźnie podkreślił Kolbuszewski („Skarby Króla Gregoriusa”) jak i wspomniana powyżej „Historia szkoły pijarów ...”. Nie wiem czy w tekście studiowanym przez W. Siarzewskiego brak takiej informacji w ogóle czy tylko brak jej w ustępie który został przytoczony (to z całą pewnością). Rozważając jednak praktycznie, cóż mogłaby Hajna obchodzić jakaś góra w Tatrach ledwo widoczna z Lewoczy skoro za oknem rozgrywał się kataklizm, naznaczony wieloma setkami ofiar w ludziach i tysiącami florenów w dobytku. Takie humanitarne podejście nie powinno dziwić. Bowiem i tak biorąc pod uwagę siłę kataklizmu i ogrom zniszczeń, zaś nade wszystko wielość dramatów ludzkich było co opisywać! Gdyby zamiast tego kronikarz rozpisywał się o dalekiej górze zamiast o swoich sąsiadach mógłby być posądzony o znieczulicę i małostkowość. Należy pamiętać także iż inny wtedy był stosunek ludzi do przyrody a gór w szczególności, a sam Hain raczej nie był szczególnym znawcą ani miłośnikiem Tatr. Podał więc chyba dodatkową sensacyjną informację podkreślającą siłę żywiołu, który miał moc zniszczyć nawet Góry Śnieżne. 



I dalej autor dochodzi do interesującego wniosku, iż:


Moim zdaniem z przytoczonych opisów można wyekstrahować następujące hipotetyczne przyczyny zawalenia się szczytu: osuwisko gruntu, trzęsienie ziemi, upadek, tudzież eksplozję jakiegoś obiektu kosmicznego – takiego jak np. nad Syberią znanego pod nazwą meteorytu Tunguskiego. Możliwa jest także kompilacja przyczyn. Na przyczynę kosmiczną górskiej katastrofy którą się tu zajmuję mógłby wskazywać wątek czarnej chmury i smoka. Z drugiej strony trzęsienie ziemi mogło by być spowodowane falą uderzeniową powstałą w wyniku wspomnianej eksplozji, czy także osunięcia się ziemi. Możliwe więc że opisywane wstrząsy były skutkiem zawalenia się góry nie zaś przyczyną. Upadkom meteorytów bardzo często towarzyszą spektakularne efekty wizualne – stąd nie dziwi wyobrażenie smoka, gdyby dodano ognistego smoka też by nie było powodów do zdziwienia. Cała literatura traktująca o tym zjawisku jest pełna tego typu opisów, np. w książce „Tajemnice kamieni z nieba” Marek Żbik podaje wiele obrazów katastrof kosmicznych rozgrywających się nad głowami ziemian, które można z powodzeniem wziąć za pojawienie się smoka. Południowe godziny zdarzenia mogą trochę komplikować sprawę. Bo w jasnym świetle dnia takiego ”smoka” za pewne trudniej dostrzec. Z drugiej strony mógł być pochmurny dzień albo impaktowi, czy wybuchowi towarzyszyły bardzo jasne efekty świetlne. Kolbuszewski pisze iż smoka mogli dostrzec obdarzeni największą spostrzegawczością to dobrze się wpisuje w cały kontekst i niejako uwiarygodnia całą sprawę. Jeśli jednak wszystko to działo się w ulewnym deszczu gdzie nie widać było raczej szczytu sprawa wydaje się mniej wiarygodna. Przy czym deszcz mógł ustać – wtedy widoczność mogła się poprawić. Jeśli zaś jak podaje „Historia szkoły pijarów ...” zawalenie nastąpiło w nocy wówczas smok – meteor mógł być widoczny w całej okazałości. Wariantów może być więcej, trzeba podkreślić iż opisy którymi dysponuję nie pozwalają na jednoznaczne określenie warunków obserwacji w chwili zdarzenia. Trzeba ponadto wiedzieć iż w XVII wieku nie zdawano sobie spawy z natury zjawiska jakim jest upadek meteorytu. Owszem obserwowano takie fenomeny ale interpretowano je jako zjawisko meteorologiczne, nie zaś kosmiczne. Ba cóż pisać o XVII wieku. Osobiście znam przekaz dotyczący upadku meteorytu z początku XX wieku, w jednej z podrzeszowskich wsi. Świadek który notabene pokazywał odkopany przez siebie ów meteoryt, nazywał go po prostu piorunem.[3]


Cóż, oczywiście jako że od opisywanego wydarzenia upłynęło już  357 lat, nie mamy szans na ustalenie jego przebiegu. Widzimy tylko efekty jego działania, na podstawie których możemy stawiać mniej czy bardziej udane teorie i hipotezy. W zasadzie zgadzam się z autorem, jednakowoż wysuwam pewne obiekcje, a mianowicie:

·        Trzęsienie ziemi – trudno przyjąć, że miałoby ono miejsce na tak ograniczonym obszarze Tatr Wysokich, że jego główna siła uderzyła tylko w Sławkowski Szczyt, a pozostałe były nietknięte. W przeszłości zdarzały się tutaj silne trzęsienia ziemi związane z Pienińskim Pasem Skałkowym, ale także i z epizodami tektonicznymi w Austrii, i innych krajach[4];
·        Osuwisko poopadowe – rzecz jest możliwa, ale musiałyby znaleźć się ślady wielkiej powodzi w tym rejonie Tatr. Niestety, zostały one zapewne zatarte przez czas i czynniki atmosferyczne. Jesteśmy w tym przypadku skazani na nieprecyzyjne opisy kronikarskie;
·        Superburza i związane z nią tornado plus uderzenia piorunów. Wedle opisów widziano nad Tatrami chmurę, która przesłaniała ich widok. Ale dlaczego uszkodzony został tylko Sławkowski Szczyt? Oto jest pytanie - chyba dlatego, że był najwyższym na tym terenie;
·        Hipoteza impaktowa – w zasadzie możliwa, bo wskazują na nią opisy tajemniczego smoka jakoby widzianego w czasie i po całym incydencie. Być może był to meteoryt lub kriometeoryt (meteoryt zbudowany z lodu) i …
·        …UFO-katastrofa. Podaję to tylko dla porządku, bo wykluczyć się tego na 100% nie da. Może nie było to UFO, jakie znamy, ale jakaś pozostałość z Atomowej Wojny Bogów-Astronautów rozegranej na Ziemi i w kosmosie kilkanaście tysięcy lat temu, o czym wspominają religie całego świata. Pisałem już o tym w jednym z apendyksów opracowania „Projekt Tatry”.[5]  


Tak czy inaczej, rozwiązania tej zagadki nie ma do dziś dnia i obawiam się, że póki nie wykona się dokładnych badań pod kątem potwierdzenia bądź zanegowania tychże hipotez, to nigdy nie dowiemy się prawdy…  

Zdjęcia - Wikipedia  

sobota, 19 stycznia 2019

Dinozaury w Gorcach?




Ostatnio wpadła mi w ręce książka niemieckiego kryptozoologa dr Karla Shukera pt. „Czy prehistoryczne zwierzęta przetrwały?” t. 1, w której natknąłem się na rozdział pod intrygującym tytułem „Neodinozaury (lub współczesne smoki) w Polsce?” Autor pisze w nim, że neodinozaury – czyli dinozaury, które przeżyły Armagedon na granicy Kredy i Paleogenu i podlegały dalszym przemianom ewolucyjnym – jakoby znajdowały się także w Polsce, o czym powiadomili go dwaj czescy kryptozoologowie: Miroslav Fišmeister i Arnošt Vasiček. Ten ostatni słyszał o tych intrygujących stworzeniach w 1996 roku, kiedy kręcił dokumentalny film w rejonie Niedzicy, gdzie znajduje się słynny Zamek Dunajec z duchem straszącej tam Białej Damy – inkaskiej księżniczki Uminy Berzeviczy.

Pisze on tak:

 Jedno z najnowszych doniesień o obecności nieznanych stworzeń pochodzi z Polski. W okolicach Nowosadów, między Beskidem a Gorcami stado dziwnych napastników od niepamiętnych czasów męczyło miejscowych pasterzy. Stworzenia były mniej więcej wielkości człowieka, wyglądały jak jaszczurki i poruszały się na dwóch nogach. Zwykle, choć bardzo rzadko widywano je w lasach na wzgórzach, gdzie znajdują się liczne jaskinie. Polowały na pozostawione bez opieki bydło lub owce na niewielkich, mało strzeżonych odległych pastwiskach. Z łatwością zabijały wilki, które były jednymi z najbardziej groźnych zwierząt na tych terenach. Pewien ksiądz z Rabki miał futro wielkiego wilka, który wraz z towarzyszką nie chciał porzucić swojej zdobyczy – bezpańskiego baranka. Para wilków miała przebite gardła – bez wątpienia przyszło im stawić czoła silniejszemu przeciwnikowi.

Tylko jeden człowiek został zaatakowany przez te tajemnicze stworzenia. Pewien pasterz chciał obronić swoje stado, lecz został powalony na ziemię i strasznie pogryziony przez jedno z nich. Istnienie tych nieznanych zwierząt potwierdzają zapisy z lokalnego klasztoru, a w kronikach wiejskich zarejestrowano zeznania naocznych świadków. Wygląda na to, że z biegiem lat stado stawało się coraz mniej liczne, aż pozostały tylko samotne okazy.

Ostatni raz widziano stwora w 1897 roku.

Pod koniec lat 20. XX wieku informacje dotyczące „smoków” z Rabki zbierał znany badacz Mieczysław Wojcieszyn. Niektórzy świadkowie próbowali narysować te stworzenia. Byli prostymi góralami. Nikt z nich nie czytał książek, nawet gazet, nie wspominając nawet o ich znajomości paleontologii. Mimo to wszyscy stworzyli podobne obrazy zwierząt, które wyglądały jak mięsożerne dinozaury. Ich przetrwanie do czasów współczesnych, jeśli uznamy, że raporty te są prawdziwe, umożliwiły szczególne warunki mikroklimatyczne tego obszaru. Mówiono, że stwory żyły w jaskiniach i jamach wykopanych w pobliżu gorących źródeł. Udało im się przetrwać ciężkie zimy prawdopodobnie w ten sam sposób, co innym zwierzętom – przez hibernację. Spotykano je tylko od wiosny do jesieni, a ich śladów nigdy nie widziano na śniegu.[1]

Tyle raport Arnošta Vasička z jego książki „Tajemná Minulost” (Wyd. Baronet, Praga 1998). Niestety jej autor nie podaje żadnych dokładniejszych danych odnośnie dziwnych kryptyd jakoby zamieszkujących Gorce.










Pomiędzy Gorcami a Beskidem Wyspowym nie występuje miejscowość o nazwie Nowosady. Podobnie jak pomiędzy Gorcami a Beskidem Sądeckim i Gorcami a Pasmem Beskidu Orawsko-Podhalańskiego. Nowosady w Polsce są, ale na Białostocczyźnie. Albo autor podał złą nazwę, albo jest to nazwa miejscowości, której już nie ma… - bowiem tak też się zdarza, jak np. w przypadku tajemniczej wsi Yzdar znanej z poszukiwań Księżycowej Jaskini.


Analiza tekstu wskazuje na to, że owe kryptydy żyły w północnej części Gorców i to w okolicach Rabki Zdroju. Coś mogło być na rzeczy, bowiem pracując w tamecznych lasach słyszałem od pracujących tam leśników i robotników leśnych o „złym” grasującym jakoby w lasach na wschód od Rabki – a zatem w okolicach wsi Olszówka, Poręba, Niedźwiedź, Podobin, Konina i Lubomierz. Niestety, wtedy nie zwróciłem na to uwagi, a szkoda…


W literaturze znalazłem jedynie wzmiankę, w jednej z powieści dla młodzieży napisanej przez Martę Tomaszewską, której bohater napotyka na słynnego Tatzelwurm w okolicach Trybszu – miejscowości położonej w Kotlinie Nowotarskiej pomiędzy Gorczańskim a Pienińskim Parkiem Narodowym. To by się zgadzało z tym, co dr Shuker napisał o działalności Vasička – a co za tym idzie należałoby poszukać tych istot na Spiszu i w południowych rejonach GPN i/albo w północno-zachodniej części PPN. Ciekawy jestem, czy podobne opowieści krążą na obszarze słowackiego Spiszu.









Spróbowałem poszukać informacji na temat Mieczysława Wojcieszyna. Niestety – w Internecie znalazłem wzmiankę, która niczego nie mówi o tym badaczu ponad to, co pisał Vasiček.[2] W innych źródłach internetowych powielana jest ta wzmianka. Wprawdzie ktoś chciał dotrzeć doń lub jego potomków, ale mu się to chyba nie udało.









I jeszcze dygresja – jak podaje dr Jacek Kolbuszewski w swej książce „Skarby króla Grigoriusa” – najstarsi tatrzańscy górale do dziś dnia twierdzą, że „w Tatrach choć jeden smok być musi”. Nie zapominajmy, że do XIX wieku Tatry były taką terra nondum cognita, o której bardzo mało wiedziano.[3] A jak twierdzi dr Miloš Jesenský także i współcześnie widziano tam jakieś dziwne stwory rodem z parku jurajskiego, ergo coś tam takiego może być. Pewności co do tego nie ma. 
    



Tak czy inaczej mamy zagadkę do rozwiązania…   



[1] K. Shuker – „Czy prehistoryczne zwierzęta przetrwały?” t. 1, Wyd. Amber, Warszawa 2018, op. cit. – ss. 106-108.
[3] Zob. J. Kolbuszewski – „Skarby króla Gregoriusa”, Wyd. Śląsk, Katowice 1972.