A teraz odgłosy prasy z terenu. Poniższy materiał prezentuję dzięki uprzejmości Redakcji portalu Sięmyśli.info.ke, której w tym miejscu dziękuję za zezwolenie do udostępnienia szerszej publiczności. A oto ten materiał:
Niektórzy z sygnatariuszy apeli
o odwołanie rzezi dzików, czemu przeciwni są nie tylko polscy naukowcy i
ochroniarze przyrody, ale też leśnicy – mieli potem problemy z pocztą
e-mailową, o ile ich skrzynka znajduje się na Onecie. Zamiast potwierdzenia faktu
wysyłki jakiejś wiadomości, na ekranach komputerów pojawiała się powyższa,
czerwona (co należy kojarzyć z dużym stopniem niebezpieczeństwa) plakietka.
Znaczyła tyle, co „Wiemy, że myślisz wbrew decyzjom rządu. Uważaj, następnym
razem możemy być mniej mili”.
Jak słychać, Komisja Europejska
jest pomysłem odstrzału tysięcy zwierząt zachwycona:
Ponieważ Onet to portal ledwie
polskojęzyczny (ledwie, bo kaleczy polszczyznę w sposób ubliżający tak
fachowości dziennikarskiej jak samemu językowi), w rzeczywistości niemiecki,
można ze sporym prawdopodobieństwem domniemywać, iż zamówienie na mięso i skóry
dzików przyszło nie zza Wielkiej Wody, a z któregoś państwa UE. Kiedy bowiem
nikt o zdrowych zmysłach nie rozumie uporu urzędników „ochrony” środowiska w
Warszawie w kwestii odstrzału dzików, niechże pomyśli o starej, aktualnej
prawdzie: „Skoro nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze”. Dziki nie
odwiedzają swych świńskich krewniaków w chlewniach. Wirusy pomoru afrykańskiego
roznoszą ludzie (teraz będą to myśliwi) oraz puszczane samopas wiejskie psy i
koty.
Łamigłówka się układa. Dziki
kładzione są również. Pokotem.[1]
Redakcja www.siemysli.info.ke
***
Ale to jeszcze nie wszystko w
temacie dzików. Portal Lublin.112 zamieścił ciekawą informację na temat dzika,
który dziwnym sposobem znalazł się na drzewie! Padła hipoteza, że dziki
zarażone ASF-em są zrzucane z samolotów czy helikopterów na terytorium Polski,
by wywołać epidemię wśród polskiej trzody chlewnej.[2]
Nieprawdopodobne? – a jednak nie. Proszę sobie przypomnieć wiadomości z
Przysposobienia Obronnego na temat prowadzenia dywersji biologicznej. To jest
właśnie jedna z metod. Straż Graniczna niejednokrotnie meldowała o dzikich –
nomen-omen – przelotach obcych maszyn przez granicę na Wschodzie, więc to wcale
nie jest takie nieprawdopodobne, jak się wydaje. O ile dobrze pamiętam, to
nawet jeden An-2 rozchrzanił się w latach 90-tych przy granicy z Litwą…
A więc dlaczego nie? Talibów w
Klewkach ponoć nie było, więzień CIA w Szymanach też miało nie być, a były…
Ktoś ma interes w tym, by mieszać w polskim kotle i non-stop od przeszło 30 lat
gra na polskiej głupocie – jak widać nader skutecznie! Lepiej pomyśleć nad tym,
komu zależy na zniszczeniu polskich lasów i kto przyklasnął głupim decyzjom polskiego
rządu w temacie walki z dzikami. No kto? No ten kraj, do którego wyeksportujemy
polską dziczyznę… - zgodnie ze starorzymską zasadą – is id fecit cui bono, cui prodest.