Powered By Blogger

niedziela, 31 sierpnia 2025

CE0 w stanie Nowy Jork

 


Albert Rosales

 

Lokalizacja: Okolice Cooperstown, NY

Data: wiosna 1990

Godzina: późne popołudnie

Opis incydentu:

Główny świadek, Dee, i jego dziewczyna postanowili wybrać się na spacer po okolicy. Podczas odpoczynku w pobliżu dużego wychodni skalnej, z jednego z zakamarków dobiegł ich „buczący” dźwięk. Jego dziewczyna wstała i ruszyła w kierunku źródła dźwięku. Chociaż było późne popołudnie i znajdowali się w gęstym zagajniku, było wystarczająco dużo światła, by zajrzeć do wnętrza skał. Gdy podeszła bliżej, powiedziała, że ​​dźwięk dochodzi z wnętrza jednego z dużych głazów. Dee zaczął iść w jej kierunku i w kierunku głazu, aby samemu nasłuchiwać. Stali tam przez około 5 minut, gdy zauważyli, że głaz zdawał się „migotać” jak woda. Szybko się cofnęli, gdy migotanie narastało i zmieniało się w zielonkawy odcień. Nagle z migoczącego portalu wyłoniły się dwie małe istoty. Istoty szły w ich kierunku, gdy próbowali się odsunąć, ale byli sparaliżowani i nie mogli mówić. Te istoty miały około metra wzrostu i zielone ubrania, które wyglądały jak kombinezony. Twarze i rysy ciała przypominały ludzkie, ale Dee uważała je za bardziej ludzkie dzieci, ale z pewnymi cechami dorosłych. Miały też długie blond włosy i bardzo ciemne, duże, okrągłe oczy. Ich dłonie miały cztery wyraźne palce i były bardzo szorstkie. Wzięły każdego ze świadków za rękę i zaczęły ciągnąć ich w kierunku skały. Oboje szybko odzyskali zdolność poruszania się i wyrwali się z ich uścisku. Zbiegając ze wzgórza, słyszeli, jak biegną za nimi. Po minucie lub dwóch pościgu Dee poczuł uderzenie w plecy i zdał sobie sprawę, że jedna z istot rzuciła w niego kamieniem. Zatrzymał się i obejrzał, ale istoty zniknęły, choć z oddali słyszał głosy, które brzmiały, jakby było ich więcej, a dźwięki stawały się coraz głośniejsze. Oboje drżeli, gdy wrócili do domu. Zgodzili się nikomu nie mówić o incydencie, choć Dee uważa, że ​​mógł o tym wspomnieć przyjacielowi (lata po tym, jak się rozstali), ponieważ w okolicznych lasach krążyły plotki o małych ludzikach. Nigdy więcej nie spotkał tych istot, ale czuł, że wiedzą, gdzie mieszka. Pewnego ranka znalazł na stole piknikowym na patio małą stertę kamieni, a obok niej mały, błotnisty odcisk dłoni czterech palców.

Niedawno się wyprowadził, ale ona wciąż ma wrażenie, że wiedzą, gdzie jest. W zeszłym tygodniu wychodził do pracy i szedł do jej samochodu. Zauważył na przedniej szybie czerwonawy odcisk dłoni czterech palców. Przyjrzał się bliżej i zdał sobie sprawę, że odcisk dłoni był krwawy. (?) Tego wieczoru, siedząc w swoim biurze w domu, usłyszała głosy na zewnątrz. Wyjrzała przez okno i dostrzegła coś, co pomknęło w krzaki obok. On nadal obserwował, ale niczego więcej nie zauważył.

Dodatek HC

Źródło: http://naturalplane.blogspot.com/2010/01  to obecnie blogspot Phantoms and Monsters  

Typ: E

Komentarze: Uważam, że ten typ bytu ma naturę międzywymiarową i posiada zdolności paranormalne.

 

Moje 3 grosze

 

A może są to wysłannicy z Agharty czy innego podziemnego Pellucidaru, którzy opanowali sztukę przenikania przez ciała stałe? To jest równie możliwe jak osiągnięcia Ufiastych… W końcu oni mieli na to 61.000 lat.

sobota, 30 sierpnia 2025

CE3 z latającym EBE w Hiszpanii

 


Albert Rosales

 

Lokalizacja: Ladrillar, Cáceres, Hiszpania

Data: 27.II.1907

Godzina: noc

Opis incydentu:

Złowrogo wyglądająca istota „ubrana w obcisłe, ciemne ubranie, o małym ciele i nieproporcjonalnie dużej głowie” wkroczyła do Ladrillar. Nie chodziła, unosiła się tuż nad ziemią, a towarzyszyły jej dwie latające kule, które świeciły intensywnym, jasnym światłem. Każdy, kto widział lub słyszał stworzenie, jak przemieszczało się po zakurzonych wiejskich drogach, wpatrywał się w nie, najpierw zdumiony, a potem przerażony, uciekając z drogi lub chowając się w domach, by odpędzić tajemnicze zagrożenie. 9-letnia Serafina Bejarano Rubio relacjonowała, że ​​istota pojawiała się przez trzy kolejne dni. Nadlatywała; niezbyt wysoko, a za nią podążały dwa potężne, okrągłe światła. Prawie nigdy nie wydawała dźwięku, ale czasami krzyczała. Kiedy krzyczała, była głośna i przerażająca, przypominając coś w rodzaju „uuuua, uuuua”. Był ubrany całkowicie na czarno i w pewnym momencie unosiła się nad drzewami w pobliżu cmentarza. Pewnego dnia grupa przestraszonych sąsiadów obserwowała z drzwi kościoła, jak jedna z kul świetlnych przeleciała nad grupą dzieci. Pięcioletnia dziewczynka wśród nich w niewytłumaczalny sposób straciła wówczas przytomność i upadła na ziemię. Według dokumentów, dziecko, Maria Encarnacion Martin, zachorowało i zmarło kilka dni później, pomimo prób ratowania. Przyczyna śmierci została uznana za nieznaną.

Dodatek HC

Źródło: Iker Jimenez & Chris Aubeck, „Powrót do Magonii”

Typ: E czy C?

 

I jeszcze na ten temat:

Lokalizacja: Ladrillar, Cáceres, Hiszpania

Data: 28.II.1907 r.

Godzina: nieznana

Dzień po śmierci młodej Marii Martin, ubrany na czarno „goblin” został ponownie zauważony w okolicy. Opisuje się go jako osobę o wzroście 1 metra. Miejscowy ksiądz, Isaac Gutierrez, podobno widział istotę i zgłosił to biskupowi Corii, przekazując list, który zawierał podpisy większości świadków.

Dodatek do HC

Opracował - ©R.K.Fr. Sas - Leśniakiewicz


piątek, 29 sierpnia 2025

TOWARZYSZE CZARODZIEJE

  


Są filmy, do których chętnie wracam. Jednym z nich jest u nas niemal zapomniana i pamiętana chyba tylko przez miłośników science-fiction radziecka komedia pt. „Czarodzieje” z okresu końcowego Breżniewa, a dokładniej z 1982 roku, w reżyserii Konstantina Bromberga i jego ekipy z Odesskiej Kinematografii. A szkoda, boż radziecka szkoła komedii w niczym nie ustępuje najlepszej produkcji światowego kina, ale ten film jest filmem szczególnym, a to ze względu na osoby autorów scenariusza – braci Arkadego i Borysa Strugackich.

Scenariusz filmu nawiązuje do ich powieści „Poniedziałek zaczyna się w sobotę”, ale jego akcja toczy się w Kitieżgradzie – tajemniczym mieście, które dla Rosjan jest tym, czym dla nas Vineta, Atlantyda czy Avalon – a w którym znajduje się NUINU – Naukowego Uniwersalnego Instytutu Nietypowych Usług, który z kolei jest głównym kooperantem Instytutu Badań Czarów i Magii – sołowieckiego INBADCZAM-u. Głównymi bohaterami jest para zakochanych: ona – Alena (Aleksandra Jakowlewa) jest pracownikiem naukowym NUINU, czyli po prostu wiedźmą, on – Iwan (Aleksander Abdułow) pracuje w Moskiewskiej Eksperymentalnej Fabryce Instrumentów Muzycznych. I wszystko byłoby OK., gdyby nie to, że w pięknej Alenie kocha się do szaleństwa się demoniczny administrator Instytutu – Sataniejew (Walentin Gaft), który namawia do rzucenia czaru na Alenę dyrektorkę Instytutu – potężnego (dzięki nowoczesnej czarodziejskiej pałeczce w kształcie grubego ołówka) czarownicę Szmachanską (Jekaterina Wasiliewa), dzięki czemu Alena zapomina o Iwanie i skłania się ku niemu... Z kolei we wszechpotężnej dyrektorce kocha się pracownik naukowy Instytutu niejaki Kiwrin (Walerij Zołotuchin), który też ma swój udział w intrydze. Sytuacja się komplikuje, kiedy przyjeżdża komisja z Moskwy w celu zatwierdzenia magicznej pałeczki do masowej produkcji, a po Instytucie pałęta się tajemniczy Gość z Południa (Siemen Farada), który tam wszedł w celu jej zakupu i nie potrafi wyjść...  Zmianę zachowania pięknej Aleny dostrzegają przyjaciele i interweniują. Magistrowie magii Kowrow (Jemmanuił Witorgan) i Bril (Michaił Swietin) ściągają w alarmowym reżimie Iwana z Moskwy i wtajemniczają go w intrygę Sataniejewa. Oczywiście wszystko kończy się happy endem i... oficjalnym wystąpieniem publicznym kota, który tymczasem nauczył się mówić w ramach eksperymentu magotechnicznego. A wszystko to staje się w szczególnie magiczną dla Rosjan noc noworoczną. I co najciekawsze – nie ma tam ani słowa o przewodniej roli partii!

Oczywiście śmiejemy się, bo w radzieckich realiach coś takiego, jak Kitieżgrad, instytuty zajmujące się magią, muzea czarów i magii – w których znajdowały się miecze-samosiecze, homunkulusy, stoliczek-nakryj się i inne gadżety znane młodszemu pokoleniu z filmów i książek o Harrym Potterze i Sabrinie Spellman – wyglądały tak, jak Mozart w klubie rock’n’rolla. Ale nie zapominajmy, że scenariusz pisali mistrzowie, tytani-koryfeusze radzieckiej fantastyki naukowej, których wielkość polegała nie tyle na śmiałości wizji – jak w fantastyce zachodniej – ale na miażdżącej krytyce radzieckiej rzeczywistości z lat breżniewowskiej stagnacji. Książki braci Strugackich były chyba najbardziej zjadliwymi paszkwilami na Związek Radziecki i komunizm, jakie napisano w ZSRR. A cała ich magia (i perfidia) polegała na tym, że nie było cenzury, która mogłaby się do nich przyczepić, bo wszystko było napisane pomiędzy wierszami!

Wiecie jeszcze dlaczego tak bardzo podoba mi się ten film? Dlatego, bo nie ma w nim chamstwa, mordobicia, przemocy i strzelaniny, które zdominowały komedie Zachodu. Ten film przypomina mi czasy wielkości i sławy Izaaka Dunajewskiego – wszak jest to komedia muzyczna z piosenkami skomponowanymi przez Jewgienija Kryłatowa do słów Leonida Dierbieniewa. Poza tym autorzy scenariusza – w przeciwieństwie do Joan Rowling – twierdzą, że każdy człowiek może stać się magiem, bowiem magia – to tylko naturalne możliwości człowieka, które można rozwinąć tak, że wyglądają na nadprzyrodzone dla laików i ignorantów – i niech wszyscy odejdą szczęśliwi! To właśnie dlatego tak bardzo lubię ten film i polecam go tym, którym przejadła się ziejąca z ekranów miałka hollywoodzka szmira i pospolite polskie chamstwo.

"Nieznany Świat" 2005

czwartek, 28 sierpnia 2025

CE5/CE-III-F w Północnej Dakocie

 


Albert Rosales

 

Lokalizacja: Okolice Buffalo, ND

Data: 26.VIII.1975

Godzina: 04:00 CDT

Opis incydentu:

Pani Sandra Larson, jej córka Jackie (15) i przyjaciel Larry Mahoney jadąc do Bismarck autostradą I-94 tuż po 4 rano, świadkowie usłyszeli potężny huk i zobaczyli 8-10 świecących obiektów lecących pod kątem do ziemi. Jeden obiekt był większy od pozostałych, wszystkie świeciły na pomarańczowo i otaczał je dym. Gdy obiekty znajdowały się około 50 jardów (ok. 45 m) od nich i 20 stóp (ok. 6 m) nad ziemią, zatrzymały się, a kilka odleciało, ale w tym momencie Sandy poczuła dziwne uczucie w głowie, jakby zaczął się upływ czasu. Pod hipnozą przypomniała sobie, że samochód zatrzymał się sam, a potem zaczęły się zawroty głowy. UFO, wielkości domu i unoszące się kilka stóp nad ziemią, pociągnęło samochód do przodu, a ona wpłynęła do środka statku. Jackie spędziła cały czas na zewnątrz statku, stojąc w polu, przytrzymywana przez jakąś siłę.

Sandy przypomniała sobie następnie, że leżała przywiązana do stołu wewnątrz statku, podczas gdy Larry był przywiązany do pionowego stołu, a Jackie nie było widać. Nad nią stała istota przypominająca mumię, z twarzą owiniętą bandażami i błyszczącymi, nieruchomymi oczami. Istota ta miała około 180 cm wzrostu, miała mechaniczne ramiona i zdawała się świecić.

Chociaż dokładna sekwencja zdarzeń pozostawała niejasna, pamiętała, że ​​istota ją rozebrała, natarła płynem przypominającym alkohol, który sprawił, że poczuła zimno, i prześwietliła jej brzuch. Istota zaświeciła jej latarką w oczy, a następnie odwróciła się, by obsługiwać panel sterowania. Włożył jej do nosa narzędzie, takie jak mały nóż lub wacik, powodując ból w środku, i zdawał się otwierać jej głowę, wyjmować mózg i umieszczać go obok niej, choć tak naprawdę nie widziała go poza głową. Operacji towarzyszyło odrętwienie. Przez większość niewoli odczuwała zawroty głowy i mdłości, a także wrażenie, że jej głowa zaraz eksploduje. Często zamykała oczy na pokładzie i podejrzewała, że ​​przeorganizowali jej mózg tak, że straciła pełną kontrolę.

Telepatycznie istota zapewniła ją, że wkrótce będzie mogła wyjechać, obiecała wrócić i kazała jej zapomnieć. Po około pół godzinie podróży ona i Larry wrócili do samochodu. Znalazła się z powrotem w samochodzie, podobnie jak Jackie, a kiedy ruszyli ponownie, wszelkie wspomnienia porwania zniknęły.

Świadoma pamięć powróciła, gdy podróżni zobaczyli odlatujące światła i na chwilę zamarli. Jackie siedziała teraz na tylnym siedzeniu, choć chwilę wcześniej siedziała z przodu. Nikt nie zgłosił lądowania obiektu, choć znajdował się on na ruchliwej autostradzie. Pasażerowie kampera potwierdzili, że widzieli światła, podobnie jak grupa studentów na stacji benzynowej w Tower City, gdzie świadkowie również zauważyli, że była godzina 05:23. Sandy skontaktował się z badaczami UFO po obejrzeniu inscenizacji sprawy Hilla 20 października, ale Larry odmówił udziału w śledztwie. Po porwaniu Sandy nie cierpiała już na zapalenie zatok, a operacja nie przyniosła rezultatu.

„Humcat 1975-28”

Źródło: Jerome Clark i dr Leo Sprinkle

Przekład z angielskiego: ©R.K.Fr. Sas - Leśniakiewicz

środa, 27 sierpnia 2025

CE3 w Meksyku

 


Albert Rosales

 

Lokalizacja: Zula, Ocotlan, Meksyk

Data: 1955

Godzina: dzień

Opis incydentu:

Kilku młodych świadków zgłosiło spotkanie dziwnego małego człowieczka podczas zabawy na podwórku. Twierdzili, że istota miała ludzkie rysy i nosiła dopasowany kostium, który zakrywał całe jej ciało z wyjątkiem twarzy. Pierwszą osobą, która zobaczyła małego człowieczka, był 6-letni chłopiec. Początkowo pomyślał, że to lalka i próbował dotknąć humanoida, ale kiedy podszedł do postaci, ten się cofnął. To zaniepokoiło chłopca, który pobiegł do domu i opowiedział matce, co zobaczył. Matka mu nie uwierzyła, ale chłopiec nalegał i wyciągnął ją na zewnątrz. Gdy była już na zewnątrz, prawie wpadła na dziwnego humanoida i zauważyła, że ​​ma duże, wyłupiaste oczy bez powiek, które przypominały jej muchę. Przerażona, natychmiast zemdlała. Słysząc zamieszanie na zewnątrz, inni członkowie rodziny wybiegli, aby zobaczyć, co się stało. Oprzytomniawszy, kobieta zauważyła, że ​​humanoid wszedł na pokład swego rodzaju unoszącej się platformy, którą najwyraźniej kontrolował za pomocą pedałów i poziomego panelu instrumentów na szczycie. Obiekt zdawał się poruszać krótkimi seriami lub skokami i przeskakiwał przez pobliskie ogrodzenie, a następnie wzbijał się w powietrze i wpadał na duży, unoszący się w powietrzu metalowy obiekt w kształcie dysku, który z dużą prędkością znikał z pola widzenia.

Dodatek HC

Źródło: Luis Ramirez Reyes, „Contacto: Mexico”

Typ: B

Tłumaczenie z hiszpańskiego: Albert S. Rosales

Przekład z angielskiego - ©R.K.Fr. Sas - Leśniakiewicz

wtorek, 26 sierpnia 2025

UFO kontra dzieci

Po dłuższej przerwie spowodowanej prezentacją książki dr. Milosza Jesensky'ego powracam do tematyki obserwacji UFO zarejestrowanych przez Alberta Rosalesa a poczynionych wszakże przez dzieci i młodzież. Dlaczego? - a dlatego, że kontakty Obcych z naszym najmłodszym pokoleniem ma za zadanie przygotować nas do otwartego Kontaktu, który być może nastąpi niebawem, o ile sami sobie nie wyrządzimy jakiejś krzywdy np. powodując katastrofę jądrową czy ekologiczną.    

piątek, 22 sierpnia 2025

Tajemniczy las w Hoia Baciu, Rumunia

 


Lenka Nová

 

Las, który połyka cię żywcem: ludzie, czas i sygnał znikają w Hoia Baciu

 

W samym sercu rumuńskich lasów znajduje się miejsce, gdzie zegarki się zatrzymują, a ludzie tracą pamięć. Hoia Baciu przeraża nawet tych, którzy nie wierzą w duchy.

Mówi się, że coś dziwnego dzieje się, gdy po raz pierwszy wchodzi się do lasu Hoia Baciu. Krajobraz zamyka się w swoim własnym świecie – cichy, dziwnie statyczny, niekomunikatywny. Odwiedzający opisują, że zmienia się tu poczucie czasu, zanika orientacja, a sygnał komórkowy nagle całkowicie zanika. Kompasy zawodzą, a urządzenia przestają działać.

Mieszkańcy i naukowcy są zgodni, że to jedno z najdziwniejszych miejsc w Europie Wschodniej – nie tylko ze względu na mroczną historię i legendy, ale także ze względu na dziwne zjawiska, które wielokrotnie tu odnotowano. Niektórzy z tych, którzy tu postawili stopę, nigdy nie wrócili. A ci, którzy wrócili, przywieźli ze sobą historie przeczące zdrowej logice – o niewidzialnych siłach, nagłych lękach, kulach światła, a nawet urazach bez śladu.

Hoia-Baciu (rum. Pădurea Hoia-Baciu) to gęsto zalesiony obszar w środkowej Rumunii. Położony na zachód od Klużu (Cluj Napoca), jest oficjalnie uznawany za obszar rekreacyjny i turystyczny. We współczesnych subkulturach i protonaukach las ten znany jest przede wszystkim jako „gorący punkt” rzekomych zjawisk paranormalnych.

Las Hoia Baciu w Rumunii cieszy się reputacją wśród łowców duchów, naukowców i mediów jako jedno z najbardziej paranormalnych miejsc w Europie. Czeski zespół badawczy, który udał się na miejsce w ramach ekspedycji, opisał wiele niezwykłych zdarzeń, które miały miejsce podczas badań. Podczas nocnego pomiaru temperatury na skraju lasu nastąpiła nagła awaria techniczna. Kamera przestała nagrywać, czujniki przestały reagować. Po wielokrotnym wejściu do środka lasu jeden z członków zespołu nagle poczuł mdłości, miał trudności z oddychaniem i ból głowy. Inny członek zespołu poczuł ucisk na karku, jakby ktoś go dusił. Jednak nigdzie indziej nikogo nie było. Kiedy zespół opuścił tzw. „pustą polanę” – okrągły obszar pośrodku lasu, gdzie nie rosną żadne drzewa – większość objawów zniknęła w ciągu kilku minut. Podczas wyprawy zarejestrowano ponad dwadzieścia awarii sprzętu technicznego bez żadnej fizycznej przyczyny. Nagrania audio zawierały dziwne zakłócenia i hałasy, których nie było w otoczeniu. Niektóre zdjęcia były całkowicie puste, mimo że wykrywały wyraźny cel. Jeden z członków zespołu stwierdził, że czuł… Jakby ktoś go obserwował, mimo że byli sami w lesie. Tętno uczestników było nieregularne przez cały czas trwania badań. Na obrazie termicznym pojawiły się zimne sylwetki o nieznanym pochodzeniu. Ostatniego wieczoru badań jedno z urządzeń samoczynnie się uruchomiło. Następnego dnia zespół opuścił teren wcześniej niż planowano. Powodem była narastająca nerwowość, zmęczenie i poczucie zagrożenia. Raport z wyprawy zawiera zalecenia, aby nie przebywać samotnie na terenie i pozostać tam maksymalnie kilka godzin. „Nie można wykluczyć zjawisk paranormalnych. Wręcz przeciwnie – należy się ich spodziewać” – czytamy we wstępie do tematu na stronie internetowej paranormaltym.cz.

 

A co jeśli to nie duchy? Las Hoia Baciu może być anomalią, której jeszcze nie rozumiemy

 

Większość artykułów o Hoia Baciu koncentruje się na tajemniczych kulach światła, krzykach dochodzących z ciemności lub zagubionych wędrowcach. Ale gdy zagłębimy się głębiej, zaczynają wyłaniać się inne teorie – mniej przerażające, ale tym bardziej niepokojące. Niektórzy badacze wskazują, że las znajduje się na linii uskoku geologicznego, gdzie mogą występować wyładowania piezoelektryczne – naturalne zjawisko występujące pod wpływem nacisku na struktury krystaliczne w skałach. Wyładowania te mogą następnie wpływać na ludzki układ nerwowy, powodując zawroty głowy, halucynacje lub zaburzenia percepcji czasu. Być może więc to, co interpretujemy jako duchy, jest w rzeczywistości ekstremalną anomalią naturalną, która wymaga głębszych badań naukowych.

Równie tajemnicza jest „pusta polana” położona w środku lasu, gdzie od dawna nie rosła żadna roślinność. Gleba tutaj nie jest toksyczna, ale testy wykazują niską aktywność biologiczną i dziwnie zmienne pole elektromagnetyczne. Niektóre hipotezy głoszą, że polana mogła powstać w wyniku podziemnego wycieku gazu lub nieznanego oddziaływania geomagnetycznego. Tak czy inaczej, fakt, że nie rośnie tu nawet trawa, mimo że próbki gleby nie wykazują typowego skażenia, jest naukowo niewytłumaczalny. To obszar, który przeczy konwencjonalnej ekologii, jakby pochodził z innego świata.

Co ciekawe, Hoia Baciu przyciąga głównie osoby wrażliwe, opisujące doświadczenia znacząco odbiegające od typowych zjawisk psychologicznych. Twierdzą one, że las nie tylko je „obserwuje”, ale także wchodzi z nimi w interakcję – często bardzo emocjonalną. Niektórzy czują, że „coś” przekazuje im informacje, inni opowiadają o przebłyskach przeszłości pojawiających się przed ich oczami. Nie są to jednorazowe krzyki sensatorów – doświadczenia te są spójne, udokumentowane w dziesiątkach świadectw, często osób, które wcześniej zupełnie nie interesowały się zjawiskami paranormalnymi.

Las Hoia Baciu nosi również ślady lokalnego „zakrzywienia czasu”. Kilku turystów zgłosiło, że ich zegarki przestały chodzić w pewnym miejscu lub że mieli wrażenie, że spędzili w lesie zaledwie kilka minut, mimo że obiektywnie minęło kilka godzin. Naukowcy badający te przypadki nie znaleźli żadnych oznak manipulacji technologicznej ani amnezji psychogennej. Jest jednak coś, co wpływa na nasze postrzeganie rzeczywistości – coś, czego nie możemy zmierzyć konwencjonalnymi instrumentami. I być może dlatego ten las wydaje się niebezpieczny: nie dlatego, że jest „zły”, ale dlatego, że podważa same podstawy naszego pojmowania czasu i przestrzeni.

Możliwe, że Hoia Baciu to coś więcej niż nawiedzony las – to zwierciadło ludzkiego lęku przed nieznanym. Miejsce, które nie mieści się w naszych narzuconych kategoriach i dlatego nas przeraża.

Może nie ma tu żadnych duchów ani demonów. Może to po prostu anomalia na planecie, która działa inaczej niż reszta świata. Ale właśnie dlatego zasługuje na uwagę – nie jako sensacja, ale jako wyzwanie dla nauki. Jeśli przestaniemy się go bać i zaczniemy go naprawdę badać, może nam dać odpowiedzi nie tylko na temat siebie, ale także na temat nas samych.

 

Kiedy rzeczywistość się załamuje: Świadectwa, których nie można zignorować

 

Pomimo prób racjonalnego wyjaśnienia, zdarzają się przypadki, których nie sposób pojąć. Osoby, które odwiedziły Hoia Baciu, często opisują zjawiska, które nie mają logicznego wytłumaczenia. Niektórzy twierdzą, że wyszli z lasu z opóźnieniem czasowym – przez kilka godzin nie wiedzieli, gdzie byli i nie pamiętali tego czasu. Inni wyszli z zadrapaniami, siniakami lub nieokreślonymi bólami, których nie mogli powiązać z żadnym urazem. Niepokojące jest to, że podobne relacje powtarzają się wielokrotnie, nawet przez osoby, które się nie znają. Częstotliwość występowania tych doświadczeń już dawno przekroczyła granicę zbieżności.

Las Hoia Baciu w pobliżu rumuńskiego miasta Kluż ma reputację najbardziej nawiedzonego miejsca w Europie. Nie chodzi tu tylko o tajemniczy wygląd drzew o dziwnych kształtach, ale przede wszystkim o tajemnicze zjawiska, które regularnie występują w lesie. Ludzie często odczuwają silny niepokój, słyszą głosy, które nie należą do nikogo, lub obserwują wiszące w powietrzu kule światła. Odwiedzający zgłaszają zaniki pamięci i utratę orientacji. Niektórzy twierdzą nawet, że na chwilę przenieśli się do innego czasu. W 1968 roku biolog Alexandru Sift rzekomo sfotografował tu nieznany obiekt latający. Jego zdjęcia stały się przedmiotem badań, ale nigdy nie zostały w pełni wyjaśnione. W kolejnych latach w tym rejonie pojawili się zagraniczni badacze i zarejestrowali podobne zjawiska. Często dochodzi tu do awarii instrumentów, zakłóceń sygnału lub awarii technologii. Odwiedzający zgłaszają, że ich zegarki w niektórych częściach lasu zatrzymywały się lub tracili poczucie czasu. Znane są przypadki, gdy ludzie gubili się i pojawiali się dopiero po kilku godzinach w innym miejscu niż tam, gdzie byli ostatnio widziani. Niektórzy wracali z obrażeniami, nie pamiętając, jak do tego doszło. Pojawiają się również doniesienia o postaciach bez cienia. lub nagłe wahania temperatury. Las sprawia wrażenie, jakby miał własną świadomość. Wielu mieszkańców go unika i woli o nim nie mówić. Mimo to turyści przyjeżdżają tu z całego świata. Miejsce to przyciąga miłośników tajemnic, osoby wrażliwe i zwykłych poszukiwaczy przygód. I prawie każdy zabiera stąd historię, której wolałby nie doświadczyć. „Las Hoia Baciu to nie tylko las – to granica między znanym a nieznanym” – donosi portal frekvenci1.cz, który również poruszał ten temat w przeszłości.

 

Niewidzialna granica między światami: Hoia Baciu jako miejsce, gdzie rzeczywistość traci kształt

 

Podejścia naukowe zawodzą tam, gdzie ludzka percepcja zaczyna się rozpadać. Las Hoia Baciu jest wyjątkowy nie tylko ze względu na liczbę dziwnych zjawisk, ale przede wszystkim ze względu na silny wpływ, jaki wywiera na samo ludzkie doświadczenie. Nie są to złudzenia optyczne ani podprogowe lęki – zdarzenia są tu rejestrowane w ciele fizycznym, zmieniając ciśnienie, puls i świadomość. Przedmioty się zmieniają, technologia zawodzi, pamięć zawodzi. Niektórzy badacze twierdzą, że Hoia Baciu może być jednym z niewielu miejsc na planecie, gdzie różne warstwy rzeczywistości nakładają się na siebie – a człowiek dosłownie znajduje się „pomiędzy światami”, gdzie czas i przestrzeń nie funkcjonują zgodnie z normalnymi prawami.

Ta teoria ma swoich przeciwników, ale także zwolenników wśród poważnych badaczy, którzy wielokrotnie odwiedzali las. Niepokojące jest nie tylko występowanie niewytłumaczalnych zjawisk, ale także ich spójność. Kiedy to samo dzieje się z ludźmi różnych narodowości, z różnymi oczekiwaniami i sprzętem, nie można tego odrzucić jako sugestii lub zbiegu okoliczności. To właśnie odróżnia Hoia Baciu od zwykłych „nawiedzonych miejsc”. Ten las nie jest jedynie tłem dla ludzkiej wyobraźni – komunikuje się z nami, i to językiem, którego jeszcze nie potrafimy odczytać.

Hoia Baciu to miejsce, które nie przyciąga uwagi wysokością drzew ani malowniczością krajobrazu. To raczej ciężar, który osiada na piersi, zanim jeszcze wejdzie się do lasu. Drzewa są tu powykręcane w nieregularne kształty, jakby sama natura reagowała na coś, co tu nie pasuje. Miejscowi od pokoleń unikają tego obszaru, nie ze strachu przed niedźwiedziami, ale z powodu uczucia, którego nie potrafią nazwać. Las zamyka się w nocy – słychać to w kółko. Urządzenia tutaj nie działają prawidłowo. Kompasy obracają się w absurdalnych kierunkach, sygnał komórkowy zanika, światło zachowuje się tu inaczej. Niektóre aparaty rejestrują białe sylwetki, inne całkowicie zawodzą. Ludzie tutaj opisują dziwne odczucia – jakby coś ich obserwowało. Nie strach, ale obecność. Niewidzialna, ale wszechobecna. Niektórzy czują mdłości, inni tracą poczucie czasu. Pewna kobieta powiedziała, że ​​spóźniła się dwie godziny i nie miała pojęcia, gdzie jest. Inni obserwowali dziwne mgły, które zachowywały się chaotycznie i spowijały całą polanę mgłą. Kwestia sekund. Zarejestrowano zjawiska świetlne między drzewami – świetliste kule, które poruszają się inteligentnie, jakby obserwowały. Pewien mężczyzna, który odwiedził to miejsce trzy razy, twierdził, że za każdym razem las wyglądał inaczej – nie z powodu pogody, ale jakby zmieniał swoją strukturę. W 1977 roku grupa pasterzy zaginęła w tym miejscu i pojawiła się dopiero dwadzieścia godzin później, całkowicie zdezorientowana i bez pamięci. Lekarze nie byli w stanie wyjaśnić ich stanu. Inny incydent dotyczył dziecka, które rzekomo zaginęło na pięć lat i powróciło niezmienione. Miejscowi twierdzą, że te historie nie są legendami – że opowiada się je nie po to, by nie zostały zapomniane, ale dlatego, że wszyscy je znają. W środku lasu znajduje się polana, na której nic nie rośnie. Żadnych drzew, żadnych owadów, żadnych ptaków. Wygląda to jak spalona ziemia, ale gleba jest czysta. Botanicy nie potrafią tego wyjaśnić. Badacze zjawisk paranormalnych uważają to miejsce za epicentrum zjawisk. Niektórzy mówią o portalu, inni o naturalnej anomalii. Jedno jest jednak pewne – ktokolwiek wejdzie do Hoia Baciu, nie… „Pozostaw to samo. Nawet jeśli nic mu się nie stanie, las coś po sobie zostawi. Ciszę, która boli. Światło, które nie oświetla. I pytania, na które nie ma odpowiedzi” – pisze Jeff Belanger w swojej książce [The World’s Most Haunted Places: From the Secret Files of Ghostvillage.com], New Page Books, 2004. (Uwaga redakcji: tekst cytatu został przetłumaczony i przepisany przez redakcję).

 

Hoia Baciu nie może pozostać bez śladu: las, który jest wpisany w ciało i umysł

 

Możemy próbować odejść, zapomnieć, wytłumaczyć, ale las Hoia Baciu zawsze zabiera ze sobą coś z nas. Niektórzy odwiedzający twierdzą, że wracają odmienieni – rzekomo cichsi, bardziej wycofani, zaabsorbowani sobą. Inni w ogóle nie mówią o swoich doświadczeniach, jakby nie wiedzieli nawet, jak je sformułować. A jednak czujesz je, opowiadając im o lesie – oczy, które się oddalają, palce, które drżą, zdania, które urywają się w połowie myśli. Hoia Baciu nie pozostawia blizn, które zdiagnozowałby lekarz. Ale pozostawia ślad – głęboko pod skórą, w tej ciszy, do której nie docierają zwykłe, codzienne myśli. To nie strach pozostaje. To obecność czegoś, czego nie da się nazwać. I to właśnie przeraża najbardziej. Według niektórych ekspertów Hoia Baciu powinno zostać objęte ochroną – nie jako pomnik przyrody, ale jako zjawisko multidyscyplinarne, gdzie zderzają się ze sobą biologia, geologia, psychologia i coś, czego jeszcze nie znamy. Zawodzą tu nie tylko klasyczne instrumenty pomiarowe, ale także nasza zdolność rozpoznawania rzeczywistości. I być może właśnie to sprawia, że ​​Hoia Baciu jest miejscem, które należy postrzegać inaczej. Nie jako atrakcję, nie jako zagrożenie, ale jako wyzwanie jako zmianę perspektywy patrzenia na samą rzeczywistość.

Hoia Baciu to miejsce niosące ze sobą szczególne napięcie. To nie miejsce, które wita. To miejsce, które cię obserwuje. Drzewa, które skręcają się w dziwaczne spirale, jakby reagując na niewidzialny nacisk, wydają się żywymi istotami. Według miejscowych dzieją się tu rzeczy, o których nie mówi się głośno – i nie dlatego, że są legendami, ale dlatego, że są prawdziwe. Ludzie, którzy przebywają w lesie przez długi czas, opisują stany podobne do dysocjacji – utratę percepcji czasu, miejsca i ciała. Niektóre świadectwa mówią o ludziach, którzy czuli się, jakby ktoś nimi kierował. Inni słyszeli dziwne głosy szepczące ich imiona. Zwierzęta reagują tu w niewytłumaczalny sposób – psy odmawiają wstępu do niektórych sekcji, ptaki unikają lasu nawet w sezonie lęgowym. Botanicy odkryli rośliny z niewielkimi odchyleniami genetycznymi, które normalnie nie występują w tym regionie. W niektórych przypadkach kierunek wzrostu uległ zmianie, jakby same rośliny „unikały” czegoś w przestrzeni. Badacze zjawisk paranormalnych odnotowali wiele anomalii: niewidzialne dotknięcia, nagłe zmiany temperatury, wahania w napięciu elektrycznym, rozmytym materiale filmowym. Jednym z najczęstszych zjawisk jest tzw. utrata czasu – ludzie zgłaszają, że spędzili w lesie znacznie mniej czasu, niż pokazują zapisy, lub odwrotnie, że stracili całe godziny, nie wiedząc, gdzie się znajdują. Zdarzały się również przypadki, gdy ludzie znajdowali się w innym miejscu niż to, w którym byli ostatnio widziani. Jeden z badaczy opisał doświadczenie, kiedy czuł, że otacza go niewidzialna bańka – słyszał stłumione dźwięki, światło załamywało się inaczej, a jego kroki brzmiały głucho. Inni naukowcy opisywali nagłe zaburzenia koncentracji, stany dezorientacji i poczucie obcej obecności. To nie tylko strach. To głębokie zaburzenie orientacji w rzeczywistości. Niektórzy psychologowie uważają, że Hoia Baciu działa jak lustro – zmusza mózg do innego postrzegania siebie w przestrzeni. I dlatego reakcje są tak intensywne. To nie atak. To przemieszczenie. Coś tutaj wpływa na ludzki układ nerwowy w sposób, który nie jest powszechny. Patrząc na polanę, na której nic nie rośnie, nie czujesz się pusty – czujesz, że ktoś lub coś patrzy w twoją stronę. To jest Hoia. Baciu. Nie miejsce, lecz świadomość. Nie tajemnica, lecz pytanie zadane bezpośrednio tobie – pisze Dennis William Hauck w krótkim cytacie w swojej książce [Haunted Places: The National Directory], Penguin Books, 2002. (Uwaga redakcji: tekst cytatu został przetłumaczony i przepisany przez redakcję).

 

Las, który może nie chce nas przestraszyć – po prostu po cichu o czymś przypomina

 

Hoia Baciu to nie plan filmowy grozy. Nie jest ani atrakcją turystyczną, ani zmaterializowaną legendą. To miejsce, które budzi w ludziach coś, co współczesny świat dawno przemilczał – zdolność do innego postrzegania świata. Być może przeraża nas nie dlatego, że chce nas skrzywdzić, ale dlatego, że pokazuje nam, jak mało wiemy o rzeczywistości. Burzy pewniki, które zbudowaliśmy wokół naukowych koncepcji, racjonalności i logiki. I właśnie dlatego jest niebezpieczny – nie dla ciała, ale dla umysłu. Zmusza nas do przyznania, że ​​świat może nie być tylko tym, co da się zmierzyć.

Może nie chodzi o to, co kryje Hoia Baciu. Może chodzi o to, co w nas odblokowuje. I to jest dar, który przeraża. Bo tak naprawdę nie chcemy usłyszeć wszystkich odpowiedzi. I to właśnie las, gdzie sygnał, czas i orientacja giną, może nam cicho przypominać, że wciąż istnieją miejsca, nad którymi nie mamy kontroli – ale gdzie możemy nauczyć się ponownie słuchać z pokorą. Nie po to, by wyjaśniać. Nie po to, by rozumieć. Po prostu, by zaakceptować, że nie wszystko, co prawdziwe, musi być od razu zrozumiane.

 


Moje 3 grosze

 

Autorka nieco przesadziła – takich lasów jak ten w Hoia Baciu jest więcej – nawet w naszym kraju. Może nie są one tak spektakularnie dziwne, jak ten w Rumunii, ale też zachodzą w nich dziwne rzeczy, które nijak nie mają wytłumaczenia w naszej Rzeczywistości.

Jednakowoż byłem i jestem zdania, że te wszystkie dziwne zdarzenia mają swe wytłumaczenia i nie trzeba ich demonizować – po prostu mamy do czynienia ze zjawiskami całkowicie niezbadanymi lub słabo zbadanymi przez naukę. Zjawiska określane jako zjawiska ψ – psi są realną rzeczywistością, a to, że my je postrzegamy jak postrzegamy wynika z niedoskonałości ludzkiego mózgu. I to wszystko. Nie ma co ich demonizować – trzeba je po prostu badać i wyjaśniać. Ale nade wszystko należy obalić otaczające je tabu, bez tego ani rusz. Pisałem już o tym wielokrotnie, więc nie będę się tu powtarzał.

Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy jak bardzo skomplikowaną i niezwykłą strukturą są zbiorowiska roślinne naszej planety. I jak się okazuje jak słabo zbadaną! No cóż – do lasu podchodzimy utylitarnie biorąc z niego wszystko co tylko się da i nawet nie usiłujemy się z nim pogodzić i rozumieć. Stąd te wszystkie zdumienia i przerażenie, kiedy stajemny w obliczu zjawisk, które w nim zachodzą. Musimy się pojednać z lasem i nauczyć się go rozumieć. To bowiem jest warunek sine qua non naszego przetrwania i bytowania na Ziemi.  

 

Źródło: https://udalostiextra.cz/zahady/les-ktery-vas-pohlti-zaziva-v-hoia-baciu-mizi-lide-cas-i-signal/50264/?fbclid=IwY2xjawMS3q5leHRuA2FlbQIxMQABHipyUrupJ1XiTchLqxVXLkE67OD8IE_h6Vr1T6eodKFfhz_bBSwuBroyrz2-_aem_rtkwVWLZr2AvW5kaFQQWtg

czwartek, 21 sierpnia 2025

Kolejna zagadka komety 3I/ATLAS



A oto informacja, która pojawiła się na FB, a która dotyczy nowoodkrytego obiektu pozaukładowego 3I/ATLAS:

Naukowcy zaskoczeni – międzygwiezdny obiekt 3I/ATLAS świeci własnym światłem?
Astronomowie badający trzeci w historii międzygwiezdny obiekt 3I/ATLAS są zaskoczeni nietypowym zjawiskiem – zamiast odbijać światło Słońca jak kometa, obiekt zdaje się emitować własną poświatę.
Zdjęcie z teleskopu Hubble’a z 21 lipca ukazało jasną strefę po jednej stronie obiektu, skierowanej ku Słońcu. To nie była wiązka przypominająca reflektor ani równomierny blask, lecz skupiona, asymetryczna poświata.
Dotychczasowa teoria zakładała, że 3I/ATLAS to gigantyczna kometa długości ok. 20 km, która najbliżej Ziemi znajdzie się 17 grudnia 2025 r. Jednak obserwowane zachowanie światła nie odpowiada typowym kometom.
Astrofizyk z Harvardu Avi Loeb zasugerował, że obiekt może być czymś więcej niż naturalnym ciałem – możliwe, że posiada własne źródło energii, zdolne generować światło widoczne z milionów kilometrów.
Choć naukowcy dopuszczają naturalne wyjaśnienia (np. nietypowe uwalnianie pyłu pod wpływem Słońca), hipoteza sztucznego pochodzenia 3I/ATLAS ponownie podsyca debatę podobną do tej sprzed kilku lat przy okazji obiektu ‘Oumuamua.
Ostateczne rozstrzygnięcie wymaga dalszych badań spektroskopowych i obserwacji, które będą prowadzone podczas grudniowego zbliżenia.

Jeżeli to prawda, to mamy do czynienia albo ze zjawiskiem naturalnym o nieznanym pochodzeniu albo z przejawem działalności istot rozumnych. Co do tego nie ma dyskusji. Zobaczymy więc, co się stanie 17 grudnia w czasie apogeum 3I/ATLAS. Obawiam się, że będzie to wiele hałasu o nic…

Źródło: Harvard / Hubble Space Telescope

środa, 20 sierpnia 2025

Czarne gwiazdy

 


Na ten tekst natknąłem się przypadkowo na FB. Nie znam autora, ale zapewne nie miałby nic przeciwko jego upowszechnieniu, skoro go tam umieścił. A oto i on:

 

Badania naukowe

 

Wyobraźcie sobie gwiazdę, która gaśnie tak wolno, że potrzebuje więcej czasu niż obecny wiek Wszechświata!

Czarne karły to kosmiczne relikty, które teoretycznie powstaną z białych karłów po niewyobrażalnie długim czasie stygnięcia. Obecnie żaden czarny karzeł jeszcze nie istnieje, bo Wszechświat jest za młody, ale fizycy już wiedzą, co będzie się z nimi działo.

 

Streszczenie

 

Post przedstawia fascynującą podróż przez biliony lat ewolucji czarnych karłów - od momentu ich powstania z białych karłów, przez kolejne etapy stygnięcia i krystalizacji wnętrza, aż po hipotetyczny rozpad protonów. Opisuje procesy wewnętrzne i zewnętrzne zachodzące w tych egzotycznych obiektach, podając czasy trwania poszczególnych faz ewolucji oraz zmiany składu chemicznego i struktury wewnętrznej.

Narodziny czarnego karła (10^15 lat od powstania białego karła) Biały karzeł staje się czarnym karłem, gdy jego temperatura powierzchniowa spadnie poniżej około 3000 Kelwinów (K) i przestaje świecić w zakresie widzialnym. To zajmuje kwadrylion lat! W tym momencie obiekt składa się głównie z węgla i tlenu w formie supergęstej materii zdegenerowanej. Gęstość wynosi około milion gramów na centymetr sześcienny. Wnętrze stanowi kryształowa sieć jonów węgla i tlenu zanurzona w morzu zdegenerowanych elektronów.

 

Faza krystalizacji kompletnej (10^15 - 10^16 lat)

 

 

Przez kolejne 9 kwadrylionów lat czarny karzeł powoli krystalizuje od środka na zewnątrz. Proces ten uwalnia ciepło utajone, spowalniając stygnięcie. Kryształy węgla układają się w strukturę podobną do diamentu, ale o gęstości milion razy większej. Zewnętrzna warstwa pozostaje jeszcze częściowo płynna, ale stopniowo zamienia się w stały kryształ. Temperatura powierzchni spada do około 1000 K.

 

Era głębokiego chłodu (10^16 - 10^20 lat)

 

Przez następne dziesiątki trylionów lat czarny karzeł staje się lodowatą kulą materii zdegenerowanej. Temperatura powierzchni spada poniżej 100 K czyli -173°C. Wnętrze to teraz jednolity kryształ węglowy z domieszkami cięższych pierwiastków. Kwantowe fluktuacje elektronów zdegenerowanych generują minimalne ilości ciepła, utrzymując temperaturę kilku Kelwinów. Obiekt praktycznie nie emituje żadnego promieniowania elektromagnetycznego.

 

Epoka tunelowania kwantowego (10^24 - 10^34 lat)

 

W tej niewyobrażalnie długiej fazie zachodzą powolne reakcje fuzji poprzez tunelowanie kwantowe. Jądra węgla bardzo rzadko łączą się, tworząc cięższe pierwiastki. Proces ten generuje śladowe ilości energii, podtrzymując temperaturę rzędu ułamków Kelvina. Po około 10^100 latach cały węgiel przekształca się w żelazo-56, najbardziej stabilny izotop. Czarny karzeł staje się gigantyczną kulą żelaza – vide gwiazda żelazna u prof. Jefriemowa z „Mgławicy Andromedy”.

 

Stadium żelaznej kuli (10^34 - 10^36 lat)

 

Czarny karzeł jest teraz zimną kulą żelaza o temperaturze bliskiej zera absolutnego - -273°C. Jedynym źródłem energii pozostaje rozpad kwantowy cząstek i promieniowanie Hawkinga od mikroskopijnych czarnych dziur, które mogły powstać w jego wnętrzu. Struktura krystaliczna żelaza pozostaje stabilna przez niepojęte okresy czasu.

 

Rozpad poprzez piknonuklearne reakcje (10^35 - 10^37 lat)

 

Ekstremalnie rzadkie reakcje piknonuklearne (piko [p] 10^-6) powoli przekształcają żelazo w nikiel-62, a następnie w jeszcze cięższe pierwiastki. Proces ten trwa tak długo, że liczby opisujące czas stają się abstrakcyjne. Temperatura utrzymuje się na poziomie nanokelwinów dzięki energii z rozpadu cząstek.

 

Finał: Rozpad protonów (po 10^32 - 10^40 lat)

 

Jeśli protony rzeczywiście się rozpadają (co nie jest pewne), czarny karzeł zacznie powoli parować. Protony rozpadają się na pozytony i piony, uwalniając energię. Proces ten zajmie około 10^40 lat. Elektrony anihilują z pozytonami, produkując fotony (kwanty gamma - γ). Ostatecznie czarny karzeł całkowicie wyparuje, pozostawiając po sobie tylko promieniowanie i cząstki elementarne rozproszone w przestrzeni.

 

Procesy zewnętrzne podczas całej ewolucji

 

Przez cały czas ewolucji czarny karzeł oddziałuje grawitacyjnie z otoczeniem, może przechwytywać materię międzygwiazdową i ciemną materię. Zderzenia z innymi obiektami są ekstremalnie rzadkie, ale w skali czasowej bilionów lat mogą prowadzić do powstania supernowych typu Ia nawet z zimnych czarnych karłów. Pole magnetyczne stopniowo zanika, osiągając wartości niemierzalne po około 10^20 latach.

 

Niesamowita perspektywa czasowa

 

Ewolucja czarnych karłów to historia rozciągnięta na czas tak długi, że obecny wiek Wszechświata (14 miliardów lat) to zaledwie mgnienie oka w porównaniu. Te obiekty będą świadkami śmierci cieplnej Wszechświata, ery dominacji czarnych dziur i ostatecznego rozpadu całej materii.

Czy zdajecie sobie sprawę, że obserwując białe karły dzisiaj, patrzymy na przyszłe czarne karły, które przetrwają dłużej niż cokolwiek innego we Wszechświecie? Podzielcie się swoimi przemyśleniami w komentarzach!

Jeśli uważasz że ten post jest ciekawy to prześlij go dalej i zaobserwuj po więcej wartościowych treści.

Post ma charakter informacyjno-edukacyjny i nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej ani reklamy produktu czy usługi.

 

Moje 3 grosze

 

A jednak nie byłbym tego taki pewny. Pierwsza rzecz, ta cała ciemna materia w Kosmosie może być właśnie materią czarnych karłów – klasy widmowej TT i wcale nie musi pochodzić z „naszego” Wszechświata, a być pozostałością po wszechświatach przed nami albo z wszechświatów, które skończyły swe istnienie rozpływając się w Multiversum.

Po drugie – dalszy ciąg ewolucji czarnych karłów mógłby wyglądać tak, że w warunkach niewiarygodnie wysokiego ciśnienia i upakowania materii mogłoby dojść do syntezy pierwiastków o Z < 200. I zdaje się mamy dowód na ich istnienie, a znajduje się on w Układzie Słonecznym – a mianowicie jest to supergęsta asteroida 33 Polihymnia, która może takowe zawierać. Jej gęstość jest większa od najgęstszego pierwiastka nam znanego – osmu i wynosi 75 g/cm³ - przypominam, że gęstość osmu to 22,5 - 22,6 g/cm³. Zob. https://wszechocean.blogspot.com/2024/01/sekret-33-polihymnii.html. Ale żeby się całkowicie do tego przekonać, należałoby wysłać tam sondę badawczą… Musiałaby ona przelecieć odległość 2,87 AU (430,5 mln km) w jedną stronę. Wyprawa na całe lata, ale to by się opłacało, gdyby faktycznie znajdowały się tam jeszcze nieznane pierwiastki chemiczne o Z 150. I już to samo jest niezwykle ciekawe.

Nie mówiąc już o tym, że byłaby to bryła materii pochodząca spoza naszego Wszechświata i licząca sobie ponad 10^100 lat. Takie odkrycie pchnęłoby do przodu naszą kosmologię i kosmogonię.