Powered By Blogger

środa, 13 sierpnia 2025

Miloš Jesenský - BOGOWIE ATOMOWYCH WOJEN (24)

 

W SPRAWIE CHRONOLOGII

 

Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem cykl „Atomowa wojna bogów” drukowany ostatnio w „Kamenie”. Jednakże nie zgadzam się, że owe wojny atomowe czy jądrowe miały miejsce w zamierzchłej przeszłości, tak gdzieś pomiędzy 100.000 a 50.000 lat temu. Zgodnie z hipotezą artykułów A. Mory, były one prowadzone przez „bogów” przeciwko ludziom, bądź między ludźmi reprezentującymi wysoki poziom cywilizacji. Według autora cyklu, największe pustynie świata były terenem wybuchów nuklearnych, przez co są dziś wysterylizowane. Z tym punktem się zgadzam, ale trudno dopuścić, aby Precywilizacje istniały tylko na tych terenach, aby nie było ich jakichś śladów (technicznych) w innych punktach kuli ziemskiej i aby dosłownie nic z nich nie pozostało. I to nie tylko tzw. „dóbr materialnych”, ale i śladów eksploatacji minerałów, kopalń, odwiertów, itp.

Moim zdaniem nigdy na Ziemi nie istniała cywilizacja ludzka porównywalna poziomem techniki z naszą lub ją przewyższająca. Prawdopodobnym natomiast jest to, że w zamierzchłych czasach na Ziemi ingerowali „obcy” – spoza naszej planety. Możliwe jest również, że w pewnym okresie na Ziemi wylądowała z Kosmosu druga niezależna rasa Kosmitów, w rezultacie czego były wojny między nimi. W tej wojnie czy wojnach nie liczono się z życiem ziemskim, ani z ludźmi jako istotami rozumnymi, gdyż poziom ludzi był nieskończenie niższy, niż „bogów”.

Ze wstydem muszę przyznać, że do dziś dnia nie znam pełnego tekstu „Mahabharaty” i „Ramayany”. Wydaje mi się jednak, że w pierwszym odcinku cyklu A. Mory istnieje pewna nieścisłość. Mianowicie podano tam starożytny opis, jak Rama ze swą małżonką Sitą lecieli ze Sri Lanki[1] do Indii. Czy jest absolutnie pewne, że wymieniono w tym opisie Sri Lanka, a nie samo Lanka? To wielka różnica, bowiem Sri Lanka jest pojęciem geograficznym, starożytną nazwą wyspy Cejlon (Ceylon), która oderwała się od kontynentu Indii[2] pomiędzy 3000 a 2700 r. p.n.e. Natomiast Lanka, to nazwa zaginionego kontynentu, leżącego pomiędzy Madagaskarem a Indiami. Kontynent ten uległ zagładzie właśnie pomiędzy 3000 a 2700 rokiem p.n.e. i wówczas południowy cypel Półwyspu Indyjskiego utworzył wyspę Sri Lanka.

Może kogoś zaskoczy fakt, że dysponuję precyzyjnymi obserwacjami astronomicznymi z okresu wojny opisanej w „Mahabharacie” i „Ramayanie”. Dane te zawarte są w książeczce (przedruk dokonany w Madrasie w 1976 roku) napisanej w języku Karnataka, mam natomiast jej tłumaczenie w rękopisie angielskim, dokonane przez Hindusa zamieszkującego w stanie Karnataka – dr Sunder Seshu. Posiadam też „Kalendarz Wedycki” z okresu powyżej 7000 lat p.n.e. wraz z komentarzem w języku angielskim, dokonanym przez dr Sampath Ivenigara z Instytutu Chronologii Indii w Madras. Nadmieniam, iż są to przedruki wydane w znikomym nakładzie 500 egz., tak że są to jedyne egzemplarze w Polsce.

Otóż dane astronomiczne określające precyzyjnie propozycje niektórych gwiazd i konstelacji na niebie w okresie „Mahabharaty” i „Ramayany” – przy konfrontacji ich z astronomicznym „Kalendarzem Wedyckim” – pozwoliły uczonym z Instytutu Chronologii Indii rozpracować w czasie następujące wydarzenia:

 

a.    lądowanie Hanumathy w Lanka – 4401 rok p.n.e.

b.   koronacja Ramy na króla – 4400 rok p.n.e.

c.    spisanie (opracowanie) „Ramayany” – 4378 rok p.n.e.

d.   odlot (wniebowstąpienie) Ramy – 4377 rok p.n.e.

e.   początek wojny opisanej w „Mahabharacie” – 13 października 3667 roku p.n.e.

f.    dokładną lokalizację zaginionego kontynentu Lanka,

g.    dokładną lokalizację starożytnego miasta Ayodhya,

h.   dokładną lokalizację stolicy zaginionego kontynentu Lanka Nagar.

 

Przyznać trzeba, że dane te, oparte na autentycznych dokumentach sprzed ponad 5000 lat – „Kalendarz Wedycki” i ok. 4700 lat – „Vymanika Shastra” – zakrawają na rewelację.

W tym kontekście, nie sposób zgodzić się z tym poglądem, że „wojny atomowe” były tak dawne, jak to sugeruje A. Mora; raczej działy się w czasach już całkiem historycznych. Ciekawe, iż pewne dane biblijne oraz pewne wzmianki u Homera jak gdyby potwierdzają ów okres wojny, wymieniony w „Mahabharacie”. Np. Homer wspomina w „Iliadzie”, iż bogowie często udawali się na południe, na krańce ziemi do ciemnoskórych Etiopów.

Biorąc pod uwagę, iż około 5000 lat temu Północny Biegun Magnetyczny leżał dalej na południowy zachód, niż obecnie, trzeba przyjąć kilkunastostopniową poprawkę do kierunków geograficznych ówczesnych (w stronę odwrotną do ruchu wskazówek zegara) to jest ówczesny kierunek południowy pokrywa się z obecnym, lecz z odchyleniem na wschód. A taki kierunek lotu widzie prosto do krainy Lanka.

 

Kazimierz Bzowski

 

---oooOooo---

 

 

Przyznaję, że nie znam materiałów źródłowych, o których wspomina pan Kazimierz Bzowski. Z opisu sądząc, są one rzeczywiście rewelacyjne: wyjaśniają i uściślają szereg zagadnień z „wojną bogów” związanych.

Zawarte w liście dane nie stoją moim zdaniem, w sprzeczności z przedstawioną przeze mnie wizją rozwoju wypadków. Nawet wizja K. Bzowskiego nie jest sprzeczna z moją.

Unikam odwoływania się do wpływu Kosmitów, nie chcę bowiem mnożyć bytów bez istotnej potrzeby – z jednej strony; a z drugiej – stoję wobec konieczności wyjaśnienia sobie przynajmniej nie budzących na ogół wątpliwości faktu krzyżowania się bogów z ludźmi, co przecież wymaga zgodności genetycznej i dodatkowo: przekazy wskazują na to, że bogowie czerpali sporo – nazwijmy to – przyjemności, nie można też przyjąć, że były to wyłącznie zabiegi sztuczne, probówkowe i laboratoryjne.

Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem z listu, że przynajmniej jedna z wojen atomowych miała miejsce w czasach historycznych. Były jednak wojny wcześniejsze, do których „dogrzebać” można się w starych przekazach, a także znaleźć – jak sądzę – ślady materialne. Dlatego także mój serial powinien być zatytułowany w liczbie mnogiej: „Atomowe wojny bogów”.

 

Aleksander Mora

 

W DWADZIEŚCIA TRZY LATA PÓŹNIEJ.

 

Kiedy pamiętnego lata 1980 roku jeden z moich kolegów pożyczył mi wycinki w „Kameny” z „Atomową wojną bogów”, to przeczytałem ją jednym tchem w ciągu czerwcowego popołudnia wylegując się na świnoujskiej plaży. Początkowo rzecz potraktowałem lekko – ot, jeszcze jedna fantazja na temat rezultatów atomowej wojny. Był rok 1980 – jako tutaj rzekłem – i problematyka wojny nuklearnej pomiędzy ZSRR i NATO oraz USA była jak najbardziej na czasie. Przez świat tryumfalnie szła teoria Alwarezów o impaktowej przyczynie wymarcia wielkich dinozaurów. W Polsce wrzało. Tworzyła się ta pierwsza, najautentyczniejsza „Solidarność” – jeszcze ta uczciwa i nie zawłaszczona przez polityczne męty. Zastanawialiśmy się wszyscy: wejdą – nie wejdą... Na włosku wisiała III Wojna Światowa i jej możliwe następstwa – wielkie wymieranie i atomowa epoka lodowa spowodowana „zimą jądrową”. I naraz w tym pomieszaniu umysłów pojawia się „Atomowa wojna bogów”. Czy Aleksander Mora przekazał nam swoiste memento i zarazem ostrzeżenie, że historia powtarza się tyle razy, ile tylko może???... Tak myślałem wtedy. I zdjął mnie lęk o los naszej cywilizacji... Że teraz to my przeżyjemy to, co oni – nasi praprzodkowie 12-, 50-, 1000 tysięcy lat temu! I znowu upadek cywilizacji i ponowne budowanie wszystkiego od zera...

Potem zeszło wszystko na plan dalszy, a po 1989 zaczęliśmy poważnie myśleć o ufologii nie jako amatorskiej zabawie, ale o poważnej nauce interdyscyplinarnej. Skończyła się zabawa i zaczęły schody. Na początku roku 2003, redaktor naczelny „Świata UFO” Bronisław Rzepecki zaproponował mi przepisanie „na dysk” peceta opracowania Aleksandra Mory. Zgodziłem się z tym większą przyjemnością, że byłem świeżo po opracowaniu przekładu znakomitej książki mego słowackiego przyjaciela dr Miloša Jesenský’ego pt. „Bogowie atomowych wojen” (Ústi nad Labem 1998), którą to pracę wykonałem posługując się pseudonimem Witold Baranowicz.

To już było inne czytanie. To była praca nad tekstem, który mimo 23 lat, które upłynęły od jego publikacji, niczego nie stracił na swej aktualności, zważywszy narastające napięcie w świecie spowodowane postawą Iraku i Korei Północnej, których liderzy grożą wolnemu światu bronią masowej zagłady! Koło historii wykonało pełny obrót. I znów, jak w 1980 roku – świat stoi na krawędzi konfrontacji i grozi mu to, o czym pisał Aleksander Mora... Dodałem trochę przypisów, które uaktualniają tekst i rzucają więcej światła na niektóre aspekty tego zagadnienia. Szczególnie poszła do przodu genetyka i kosmonautyka, której zdobycze tylko potwierdzają tezy Autora, a nie zaprzeczają, jakby to chcieli różnego rodzaju z Bożej łaski krytycy i uczeni, którzy się niczego nie nauczyli, a stanowią zakały uniwersytetów i innych instytutów naukowych.                 

Jak bardzo blisko prawdy był Autor pisząc swe opracowanie?

Bardzo blisko. Być może myli się w detalach, ale przecież przewodnia myśl jest dobra i tłumaczy wiele – jak nie wszystkie – anomalia zaobserwowane dzisiaj i dziwne artefakty, które znaleziono do dziś dnia... Jestem pewien, że ma on całkowitą rację – atomowe wojny bogów miały miejsce daleko przed tym, jak po raz pierwszy wyzwolono energię atomu na Jordana de Muerte rankiem 17 lipca 1945 roku. Swój pogląd wyłożyłem w książce pt. „Projekt Tatry” (Kraków 2002).

Długo czekałem na tą chwilę. Całe 23 lata, ale było warto znowu przeczytać tą pracę i znowu zdumieć się jej aktualnością i akuratnością.

I jej ponadczasowym przesłaniem.

Autor przytacza dowody na istnienie szczątków Pracywilizacji w różnych częściach świata. Ja starałem się odpowiedzieć na to, czy w Polsce znajdują się ich ślady i ślady tego (tych) konfliktu(ów). Oczywiście! One są i to tak jasne i wyraźne, tylko że my – przyzwyczajeni do nich – nie potrafimy spojrzeć na nie właściwie! Tak samo, jak ślady po istnieniu Supercywilizacji. Tylko trzeba rozejrzeć się dookoła, pokonać uprzedzenia i przesądy naukowe, ideologiczne i religijne, a nade wszystko – zacząć myśleć samodzielnie, nie pod dyktando. Wtedy naraz zaczniesz  dostrzegać to, o czym pisze Aleksander Mora w swej pracy, którą właśnie Czytelniku przeczytałeś...

 

R.K.Fr. Sas - Leśniakiewicz

 

Jordanów, dn. 2003-02-01

 



[1] Poprawnie powinno być Śri Lanka – uwaga R.K.L.

[2] Właściwie powinno być „subkontynentu Indii” – uwaga R.K.L.