Powered By Blogger

wtorek, 31 lipca 2018

Podziemny kompleks na Północnym Kaukazie



Nieopodal wsi Zajukowo w Kabardino-Bałkarii odkryto dawny podziemny kompleks, który był najprawdopodobniej częścią ogromnego miasta.

Na początku miejscowi chłopcy natknęli się na niewielki, o średnicy 0,5 m otwór w skale. Na szczęście mieli na tyle rozumu, że nie wleźli tam, ale zawołali dorosłych. Pierwszym dorosłym, na którego się natknęli, okazał się być speleolog-amator. Ten zaś po wejściu do otworu stwierdził, że może to być wejście do jakiegoś większego systemu jaskiniowego. Przybyli na miejsce specjaliści rychło potwierdzili to jego przypuszczenie. Jaskinia okazała się dziełem rąk ludzkich i wyglądała jak zbudowana z ogromnych bloków skalnych, odwrócona piramida z otworami nieznanego przeznaczenia na skrajach. Badania podziemnego kompleksu trwają.



Źródło – „Tajny XX wieka” nr 18/2018, s. 17
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz 

Z korespondencji:

 Szanowny Panie:

We wpisie z dn. 31 lipca 2018 podaje Pan informację na temat podziemnego kompleksu ukrytego na Północnym Kaukazie. Pierwszą odpowiedzią, jaka mi się nasuwa, jest War. W mitologii perskiej jest to podziemne schronienie wybudowane wczasach protohistorycznych przez Jimę Chszaetę (Dżemszyda) na polecenie Ahuramazdy w krainie Arianem Waedżo (Iranwedż). Według niektórych starszych pism ludzie chronili się przez trzy srogie zimy w podziemnym Warze.

Z poważaniem,
Jakub A. Krzewicki (冬島)

poniedziałek, 30 lipca 2018

Dlaczego zginął Gagarin?


Mjr pil. kosmonauta Jurij Gagarin

Od czasu śmierci pierwszego człowieka, który znalazł się w Kosmosie, upłynęło już dużo czasu. Ale okoliczności i detale jego śmierci do dziś dnia są otoczone tajemnicą.

Nie tak dawno, kosmonauta gen. Aleksiej Leonow otrzymał dostęp do tajnych materiałów komisji, która badała okoliczności śmierci pierwszego kosmonauty naszej planety. Przypominamy, że Jurij Gagarin zginął w dniu 27.III.1968 roku, w okolicach wsi Nowosiełowo, Kirżaczkiego Rejonu w Obwodzie Władimirskim, w rezultacie katastrofy lotniczej. Wniosek końcowy komisji był taki:

W rezultacie zmiany warunków atmosferycznych w czasie lotu, załoga wykonała ostry manewr i pikując niemal pionowo wyszła z warstwy obłoków. Samolot uderzył w ziemię. Bez względu na próby lotników wyciągnięcia jej z lotu pionowego i przejścia na lot horyzontalny. Cała załoga zginęła.

Wszystkie zebrane przez komisję dokumenty, a było tego 29 tomów, zostały utajnione.

A oto tajemnica przestała być tajemnicą. „Zmianą warunków atmosferycznych” okazał się myśliwiec Su-15, który wystartował z podmoskiewskiego lotniska Żukowskij i bezprawnie znajdował się w powietrzu w czasie treningowego lotu samolotu pilotowanego przez Jurija Gagarina. Pilot tego samolotu wykonał nieostrożny manewr, który doprowadził do wejścia w martwy korkociąg samolot pierwszego kosmonauty.

Źródło – „Tajny XX wieka” nr 18/2018, s. 16
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz

niedziela, 29 lipca 2018

Podróż uczona szlakiem naszych ziomków


Logo wyprawy

29.VII.2018 roku, o 5 rano wyruszyła „wyprawa uczona” fiatem 126p - maluchem do Słowenii i Włoch śladami Piekła Alp – Frontu Włoskiego I Wojny Światowej w składzie Stanisław Bednarz i Wacław Bednarz. Pisze kierownik wyprawy na FB:

W dniu 23.V.1915 roku Włochy dołączyły do koalicji państw Ententy. Włosi jako pierwsi uderzyli w rejonie rzeki Isonzo (Socza) odnosząc porażkę. W 1916 roku jako pierwsi uderzyli Austriacy - bitwa pod Asiago. Tymczasem Włosi uderzali w dolinie Isonzo, doprowadzając do kolejnych 11 bitew w okolicy. Tym razem odnieśli większe sukcesy i zdobyli miasto Gorica. Austriacy nie byli w stanie kontratakować. Z tego impasu wyciągnęła ich dopiero armia niemiecka. Siły niemiecko-austriackie uderzyły na Włochów 24.X.1917 roku rozpoczynając bitwę pod Caporetto (Kobarid) używając difosgenu – było to kolejne użycie tej BMR na frontach I Wojny Światowej! Ofensywa się powiodła, a Włosi odrzuceni aż w okolice Wenecji, ale na front włoski docierały już siły brytyjskie i francuskie w liczbie 12 dywizji. Włosi stoczyli zwycięską bitwę nad Piawą. 3 listopada poddało się 300.000 żołnierzy austro-węgierskich.

 Trasa wyprawy - tam (u góry) i z powrotem (na dole)

W walkach na froncie włoskim w latach 1915–1918 brało udział wielu Polaków. Walczyli w bardzo trudnych warunkach w górach, wśród szczytów Alp Julijskich i Dolomitów. Walczyła 12 DP, dowodzonej przez gen. Stanisława Puchalskiego, W skład jej wchodziły m.in. pułki piechoty o numerach: 20. (sądecki), 56. (wadowicki) i 100. (cieszyński), a więc galicyjskie, duży odsetek stanowili Polacy. Szlify oficerskie na froncie włoskim zdobywał późniejszy gen. Stanisław Maczek. Przełożeni skierowali go do służby w elitarnym 2. Pułku Tyrolskich Strzelców Cesarskich.
Zginęli tam też Jordanowianie.

·        Józef Mentel z Malejowej żołnierz 57 pp poległ pod szczytem Madoni w Alpach Julijskich, 30.VIII.1917 roku;
·        Władysław Mentel z Malejowej zmarł od ran w szpitalu w Innscbrucku na skutek ran na froncie włoskim, 5.XI.1918 roku;
·        Wawrzyniec Leśniakiewicz z Jordanowa zmarł od ran na froncie włoskim w szpitalu w Trieście, 21.X.1918 roku.
·        Stanisław Sułkowski z Jordanowa żołnierz 56 pp. poległ 7.VII.1916 roku pod Bekją nad Adriatykiem.
·        Jan Zaremba z Jordanowa ranny w bitwie pod Piawą zmarł od ran 28.VI.1918 roku w szpitalu w Trieście.





Tyle Stanisław Bednarz. Towarzystwo Miłośników Ziemi Jordanowskiej chce uczcić pamięć o tych już zapomnianych żołnierzach, Polakach i naszych ziomkach walczących w zaborczych armiach, odpowiednią tablicą pamiątkową. Uważamy, że się to Im należy choćby dlatego, że zginęli na obcej ziemi tak daleko od domu!





Miałem przyjemność pożegnać ich w ten niedzielny, pogodny ranek z mgłami kładącymi się nad łąkami i świecącym na zachodzie romantycznym Księżycem. Robimy zdjęcia na pożegnanie i tyle ich widziałem. Życzmy im powodzenia i szczęścia w podróży no i czekamy na relację z tej wyprawy!

sobota, 28 lipca 2018

Zaćmienie i klapa stulecia



No i mamy z głowy księżycowe zaćmienie stulecia. Miało być cudowne i spektakularne widowisko, a wyszło jak zawsze – czyli wielka, spektakularna klapa… A wszystko z winy pogody!




Od późnego popołudnia nad południowym widnokręgiem zalegała pokaźna ławica chmur, w której od czasu do czasu pojawiały się „okna”. O godzinie 20-tej, na 20 minut przed wzejściem Księżyca ławica ta nieco się zmniejszyła – na tyle, by można było o godzinie 20:42 zrobić zdjęcie już zaćmionego Srebrnego Globu. Niestety – ławica ta cały czas utrzymywała się i zgęstniała dopiero można było zobaczyć Księżyc około godziny 23-ej, ale na domiar złego pojawiła się mgła, która zalegała aż do rana.



To, co nie udało się nam, powiodło się Kasi i Przemkowi z Pietrzykowic, którzy wykonali zdjęcie czerwonego Księżyca o godzinie 22:43, kiedy cień Ziemi już schodził z jego tarczy. No cóż, nie nam pozostało nic innego, jak zaczekać do 2123 roku…   

piątek, 27 lipca 2018

Farmacja w starożytnym Egipcie


Stawianie diagnozy w starożytnym Egipcie

Dr Miloš Jesenský

Już w swoim eposie „Odyseja“ nazywa Homer starożytny Egipt krainą, w: której żyznej ziemi rośnie wiele ziół – jednych leczniczych, innych zgubnych i gdzie każdy lekarz bogactwem swej wiedzy przewyższa innych ludzi. Rzymski polihistor Pliniusz zaś dodaje, że jest tam więcej lekarzy, niż w którejkolwiek innej krainie. Mieszkańcy krainy nad Nilem szanowali zdrowie, i nie były im obce współczesne trendy zdrowego stylu życia, kiedy mówili: Większość z tego, co zjemy jest zbędne. Żyjemy właściwie dzięki ¼ tego, co spożywamy, z pozostałych ¾ żyją lekarze. Ze skutkami takiego podejścia zaznajamia nas „ojciec historii“ Herodot, kiedy w swej „Historii“ napisał: Po Libijczykach, Egipcjanie są najzdrowszym narodem świata.


Leki w Krainie Piramid


Pod pojęciem leków egipscy „pecheret“ rozumieli wszystkie przyprawy i mikstury, które przygotowywali lekarze – pisze czeski egiptolog Břetislav Vachala - upłynął długi czas, zanim odkryto lecznicze właściwości wielu roślin i tak powstały konkretne leki. Ze starożytnego Egiptu znamy około 900 przepisów na leki na różne choroby.

Poza tym  staroegipskich grobowcach egiptologowie do dziś dnia odkrywają całe skrzynki z lekami, a nas z asortymentem ówczesnych środków farmaceutycznych zapoznają zachowane lekarskie dokumenty, m.in. nazwane od nazwisk swych odkrywców, papirusy Ebersa, HearstaBrugscha. Pierwsze dwa pochodzą z ok. 1600 r. p.n.e., zaś trzeci jest młodszy o trzy stulecia.

Dowiadujemy się z nich, że egipski lekarz był sobie sam aptekarzem, bowiem sam sobie przygotowywał leki z całego szerokiego spektrum naturalnych surowców. Niemiecki egiptolog Hermann Grapow (1885-1967) analizował je wedle ich pochodzenia i odkrył, że pochodzą one od co najmniej 70 gatunków zwierząt: 20 ssaków, 20 ptaków, 10 ryb, 10 płazów, 5 gatunków owadów i kilku innych niezidentyfikowanych organizmów; 25 gatunków roślin i 20 składników mineralnych.

Do najbardziej i naczęściej używanych roślin zaliczały się: aloes, anyż, cebula, żożoba, czosnek, jałowiec, arbuz kolokwinta, lotos, mak, mięta, morska cebula (urginia, oszloch), mirra, por, limonka, palma, siano, rycyna, szafran czy tamaryszek. Były one suszone, prasowane, przecierane, proszkowane, gotowane lub pozyskiwano z nich olejki. Używano je albo pojedynczo, albo w kombinacjach z innymi środkami leczniczymi i środkami wspomagającymi.

Z papirusów też można wyczytać, że do najczęściej używanych środków mineralnych należały związki żelaza (Fe), arsenu (As), rtęci (Hg), ołowiu (Pb) i cynku (Zn). Do tego musimy dodać chlorek i węglan sodu (NaCl i NaHCO3), siarczek antymonu (Sb2S3) i octan miedziowy (Cu(CH3COOH2)). Węgiel do leczenia problemów z trawieniem zapisywało się w postaci sadzy, która „się osadziła na ścianach“ albo jako proszek zrobiony z węgla drzewnego i zagęszczonego żywicą.

Czynne związki chemiczne staroegipskiej farmacji nie zostały do dziś dnia dostatecznie udokumentowane, ale są one w zdecydowanej większości używane do dziś dnia.

Przykładem może tu służyć znany nam dobrze olej rycynowy, który uzyskuje się z tłoczenia rycynusu zwyczajnego (Ricinum communis), a zatem z rośliny, którą Egipcjanie znają pod nazwą „dgm“. Zacytujmy passus z Papirusu Ebersa: Środek na wypróżnienia i złagodzenie boleści brzucha chorego: niech chory zżuje owoce rośliny dgm i popije to piwem, aby z niego wyszło wszystko, co ma w sobie. Olej rycynowy nie używano jedynie jako laxativum, ale jako środek do wytwarzania gojących maści na rany i stanów zapalnych skóry, a także jako środek na porost włosów. Dzisiaj już wiemy, że olej rycynowy wstrzymuje namnażanie się bakterii i wirusów, więc nie ma się co dziwić, że w Krainie Faraonów używano go do leczenia ropnych chorób skóry (staroegipskie słowo „wehed“): Olejem, który sie przygotowuje z owoców „dgm“ są smarowani ci, którzy cierpią na chorobę „wehed“.

Innym ciekawym przykładem skuteczności staroegipskiej farmacji jest używanie przeciwpasożytniczego wyciągu z granatu właściwego (Punica granatum) przeciwko wewnętrznym pasożytom takim jak glisty, owsiki czy tasiemce, a także leczy zranienia wewnętrznej strony jelit. W korze granatowca wykryto cztery czynne związki chemiczne na bazie alkaloidów, wśród których pochodna piperydyny (pelletieryna) jest najbardziej efektywna przeciwko tasiemcom. Antocyjany zawarte w owocach swoim działaniem spowalniają starzenie się i działają prewencyjnie przeciwko zachorowaniom onkologicznym.
W Papirusie Ebersa znajdziemy recepty na taki oto laksatyw: Krowie mleko, owoc sykomory i miód zmieszaj w stosunku 1 : 1 : 1. Rozpuść, doprowadź do wrzenia i używaj przez trzy dni. Albo: Świeże daktyle, morską sól i niedokwaszone piwo zmieszaj w stosunku 1 : 1 : 1. Daj do miski, dodaj owoc imbiru (gegn) zagotuj i wlej do kociołka, chory niech używa leku ciepłego jak palec.

W tej recepcie czynnikiem roboczym jest użyty owoc sykomory (Ficus sycomora) jako naturalny i morskiej wody jako osmotycznego filtru.

Poza ustnie podawanymi laksatywami często używano często czopki, czego przykładem jest diagnoza „bolesnego palenia w odbycie“, na które lekarstwem miały być czopki sporządzone z tłuszczu, utwardzonego proszku z fasoli, mirry, benzoesu i antymonu. Nie są wyjątkiem czopki zrobione z wełny czy bawełny i nasączone zwierzęcą żółcią, które używano jako środki przeczyszczające.                          
Leki inne niż siarczan miedzi były używane do usuwania czynników chorobotwórczych, w szczególności używano sfermentowanego miodu z morską cebulą (Scilla maritima), który były stosowany zewnętrznie w leczeniu ran, siniaków i oparzeń.

Podawanie leku choremu

Recepty pisane hieroglifami

Zazwyczaj recepty zaczynają się od frazy        w stylu: Zrób to i tamto... a potem występuje lista ingrediencji, sposób wyrobu i wskazania jak tego uzywać. Ich zasięg – jak to pokazuje Papirus Ebersa – jest bardzo szeroki i zmienny, od zaledwie jednozdaniowej porady, np. Co robić przeciwko oparzeniom - przyłóż na nie miedź, aż po kompleksowe porady w których figuruje aż 37 różnych wskazówek.

Niektóre receptury zawierają dwa przepisy, np. Jeden lek na pierwszy dzień, a drugi na następne cztery dni. Interesującym jest to, że pewne choroby nie mogły być leczone dłużej niż 5 dni.
Kto by o tym nie wspomniał we współczesnej chemioterapii? – pyta niemiecki historyk Kurt Pollak, do którego książki „Medycyna dawnych cywilizacji“ będziemy sie tu jeszcze odwoływać.

Wiele medykamentów jest w tych receptach wyliczone dokładnie, także kiedy miary i wagi nie były ujednolicone. Jako jednostkę miary używano „ro“ o objętości dzisiejszej łyżeczki do herbaty. A to udowadnia także dokładność ówczesnego sporządzania leków, na którą zwrócił uwagę w swej książce „Historia rozwoju lekarskiego stanu i lekarskiej wiedzy“ już w XIX wieku niemiecki historyk medycyny Johann Hermann Baas (1838-1909) pisząc: To, że starożytni Egipcjanie byli wynalazcami farmacji jest widocznym już z tego, że leki sporządzali oni według miar i wag.

Do sporządzania leków używali oni odpowiedniego oprzyrządowania, a to: moździerze z tłuczkami, ręczne młynki, proste urządzenia filtrujące, strugaczki, sitka, tygielki do wytopu, wagi z jedną lub dwoma szalkami. Leki przechowywano w specjalnych pojemnikach z wypalonej gliny lub szkła, były one oznakowane napisami i trzymano je w czymś, co przypominało współczesne aptekarskie półki i szafki.

Oprócz tego, znaczną część receptur zajmują wskazówki do ich używania, a więc: ich ciepło (tak ciepłe jak palce) oraz częstotliwość podawania leku (od razu, przed snem, bardzo często) albo jego indykacja (póki chory nie wyzdrowieje, do ugaszenia pragnienia, żeby chory się ochłodził). Do tego autor recepty nierzadko daje wskazówki lekarzowi (zrób, a zobaczysz, czy wprost  pospiesz się!).

Papirus Ebersa

Leki zewnętrznego zastosowania w formie maści czy olejków wcierali wprost do skóry albo nakładali w formie okładów. W przypadku np. raka piersi kobietom zalecano: Rozpuść grudkę soli w miodzie i z wiązką leczniczych roślin.

Przywiązywano także znaczenie dla inchalacyjnej terapii, prz której oprócz pary wodnej stosowano także aromatyczne żywice. Ulubioną mieszaniną była „kyphi“ – mieszanina jałowca, mirry i korzenia tataraku. W Papirusie Ebersa znajduje sie przepis na proste domowe inhalatorium: Przynieś siedem kamieni i rozgrzej je do czerwoności, potem weź jeden z nich i posyp go leczniczą mieszanką, a na kamieniu postaw garnek z dziurawym dnem, włóż do środka ustnik i oddychaj oparami.

A teraz dajmy przykład środka uspokajającego używanego do usypiania małych dzieci – też zaczerpniętego z Papirusu Ebersa: Ziarna maku utrzyj i zmieszaj z porostami na murach, zlej i daj pić przez cztery dni. Krzyk ustanie natychmiast. O skuteczność preperatu nie musimy się martwić, bowiem opiaty z maku są silnym środkiem uspokajającym.[1] Jednakże trzeba bardzo uważać, bowiem dziecku może grozić przedawkowanie.  

Aby naprawić ubytki zębów, lekarze stosowali mieszankę drobno zmiażdżonego malachitu, ochry i mączki kamiennej, inny przepis zalecał mieszankę żywicy i miodu. „Efekt tej procedury był oczywiście oparty na mechanicznych właściwościach mieszaniny, aby stworzyć masę do zamocowania zęba lub stworzenia prymitywnej plomby“, powiedział czeski ekspert Martin Šodek w swoim opracowaniu „Leki, produkty lecznicze i ich zastosowania w kontekście antropologicznym“.

I tam moglibyśmy jeszcze mnożyć przykłady.

I chociaż zważywszy na postępy współczesnej medycyny, mogły sie ona wydawać dziwne, to wedle rady K. Pollaka oceniając je z punktu widzenia współczesnej medycyny zachowajmy właściwe proporcje:

To, co dziś wydaje się być niezrozumiałe i niejasne w starożytnej egipskiej farmacji, może zostać całkowicie wyrzucone. Nawet kilka dekad temu, kiedy nikt nie znał skuteczności antybiotyków, moglibyśmy się uśmiechnąć, że starożytni Egipcjanie zalecali kłedzenie na  zainfekowane rany opatyrunków ze starego drewna lub chleba. Dziś patrzymy na ten przepis znacznie bardziej realistycznie. I że wiele leków działa psychicznie, jest tak samo dobrze jak pięć tysięcy lat temu.

Przekład ze słowackiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz  
            


[1] Z maku otrzymuje się opium.

czwartek, 26 lipca 2018

Tajemnica zatonięcia USS „Scorpion”

USS Scorpion


Nikołaj Walentinow


W dniu 11.II.1992 roku, u wejścia do Zatoki Kolskiej amerykański SSN-689 USS Baton Rouge zderzył się z rosyjskim SSN typu Sierra.[1] Od katastrofy nuklearnej uratowała je jedynie niska prędkość ich poruszania się.

Pięćdziesiąt lat temu, w dniu 22.V.1968 roku, w Oceanie Atlantyckim zatonął amerykański SSN-589 USS Scorpion z załogą liczącą 99 osób. A dwa miesiące wcześniej taki sam los spotkał radziecki SSB K-129.[2] Czy istnieje jakaś więź pomiędzy tymi dwoma tragediami? Odpowiedź jest ukryta w pancernych safesach wojskowych służb i raczej nie zostanie opublikowana za naszego życia…


Do spotkania nie doszło


W dniu 27.V.1968 roku, na pirsie bazy US Navy w Norfolk zebrali się członkowie rodzin i przyjaciele marynarzy służących na USS Scorpion. Wszyscy ze zniecierpliwieniem czekali przybycia okrętu, zwłaszcza dzieci i kobiety w nadziei, że ich ojciec, mąż, syn czy narzeczony zejdzie na brzeg jako pierwszy. Wedle tradycji amerykańscy podwodniacy przed powrotem do bazy grają w swojego rodzaju loterię, której zwycięzcy – trzech załogantów – otrzymują prawo do zejścia na ląd w pierwszej kolejności, aby uzyskać „prawo do pierwszego pocałunku”. Pocałunku słodkiego i oczekiwanego, zważywszy fakt, że marynarze nie widzieli swych bliskich od 15 lutego – czyli od dnia, w którym okręt wyszedł w rejs.

Atomowy okręt podwodny o wyporności 3100 ton[3] uczestniczył w ćwiczeniach amerykańskiej VI Floty[4]. 21 maja jego dowódca Francis Slattery zameldował przez radio o powrocie do bazy, podał współrzędne, prędkość i kurs. Więcej radiogramów z okrętu nie było. Ale dowództwo US Navy w ciągu następnych 6 dni nie zaniepokoiło się tym faktem, bowiem zgodnie z procedurami ustanowionymi dla okrętów podwodnych z napędem atomowym poruszającymi się pod wodą. Skorpion nie powinien wychodzić w eter.

Zgodnie z porządkiem ćwiczenia, okręt powinien wejść do portu Norfolk o ETA[5]  na godzinę 17:00 EDT. Ale minął ETA, potem godzina, druga, trzecia… - a okrętu nadal nie było. Dowództwo zrozumiało, że coś złego się wydarzyło. O godzinie 19:00 powiedziano oczekującym, że okręt się opóźnia, jednakże w tym samym czasie 35 okrętów i 35 samolotów już prowadziło jego poszukiwania.


Szczątki na dnie oceanu


Poszukiwacze przeczesywali pasy oceanu o szerokości 50 mn/~93 km po obu stronach przypuszczalnego kursu tego „atomowca”, łapali sygnały radiowe i odbicia sygnałów hydrolokatorów obserwując, a nuż pojawią się jakieś szczątki czy plamy oleju na powierzchni oceanu. Ale niczego się nie dopatrzyli. Stało się jasne, że okręt poszedł na dno. Pozostała nadzieja, że to się stało na odcinku, gdzie głębina była mniejsza od średniej i póki zapasy żywności, wody i powietrza zapewniały załodze 70 dni przeżycia w oczekiwaniu na pomoc.

Promyk nadziei na pomyślne zakończenie rozbłysnął, kiedy niedaleko od wybrzeży stanu Wirginia, na dnie ratownicy znaleźli okręt podwodny o wymiarach mniej-więcej takich jak Scorpion. Ale rychło okazało się, że znajduje się tam on jeszcze od czasów II Wojny Światowej. Kilka razy w przekazach radiowych pokazywało się słowo „Branntwein” – kodowa nazwa Scorpiona. Jednakże kontrola wykazała, że tą nazwę nosi co najmniej osiem jednostek…





Szczątki USS Scorpion na dnie oceanu

Po dziesięciu dniach dowództwo US Navy uznało okręt za „przypuszczalnie zaginiony”, a po pięciu miesiącach poszukiwań, w dniu 30 października z pokładu oceanograficznego okrętu USNS Mizar MA-48/T-AGOR 11/T-AK 272 do sztabu US Navy napłynął radiogram specjalnego znaczenia: Obiekty rozpoznane jako części kadłuba SSN USS Scorpion odnaleziono około 400 mn/~741 km na SW od Wysp Azorskich na głębokości ponad 3000 m. Okręt był rozerwany na dwie części w okolicach centrali, a jego część rufowa była pogięta do środkowej części. Kiosk był nie uszkodzony, jednak leżał na boku w odległości nie mniejszej niż 100 ft/~33 m od dziobu okrętu. Podniesienie szczątków Scorpiona na powierzchnię było niemożliwe.


Wersje tragedii


Komisja śledcza pod kierownictwem vice-admirała Bernarda Austina postawiła cztery możliwe hipotezy o przebiegu tej tragedii:

·        Pierwszą możliwą przyczyną była niesprawność aparatury sterowania. Założono, że stery poziome (głębokości) w czasie wykonywania ostatniego manewru mogły zablokować się w położeniu „do zanurzenia”, a poruszający się z dużą prędkością Scorpion bez tego znajdował się na dużej głębokości, załoga nie zdążyła czegokolwiek przedsięwziąć, kiedy okręt osiągnął głębokość krytyczną.
·        Drugą przyczyną mogło być pęknięcie jednej z rur z rurociągu, podobne do tego, co zaszło z SSN-593 USS Thresher pięć lat wcześniej.
·        Trzecia przyczyna – eksplozja głowicy torpedy wewnątrz okrętu.
·        I na koniec – czynnik ludzki, ktoś z załogi mógł pociągnąć nie tą dźwignię, czy nacisnąć nie ten guzik…     

Ale do tego komisja orzekła, że nie ma jakichkolwiek podstaw do stwierdzenia, że do katastrofy USS Scorpion doszło wskutek dywersji czy sabotażu. Tym sposobem zdjęto podejrzenia Amerykanów, że za tą katastrofą znajdowała się „ręka Moskwy”. Poza tym komisja nie dysponowała danymi, które by wykluczyły możliwość zderzenia Scorpiona z innym okrętem podwodnym czy nawodnym, bowiem żaden amerykański czy inny statek nie zameldował o zderzeniu tego typu. Końcowy wniosek komisji był następujący:
Okręt zanurzył się poniżej maksymalnej dozwolonej głębokości zanurzenia i zatonął z nieznanej przyczyny.

Kierownictwo US Navy także oświadczyło, że tragedia Scorpiona jest zagadką, której nie dało się rozwiązać.


Straszna zemsta


Jednakże tak czy inaczej wszystko stało się jawnym. W czasie swego 25-letniego dochodzenia, amerykański dziennikarz wojskowy Ed Offlie doszedł do wniosku, że Skorpion został zniszczony przez radziecki okręt podwodny. Według tego publicysty, była to zemsta radzieckich podwodniaków za zatopienie radzieckiego SSB K-129, staranowanego przez amerykański okręt podwodny w 1968 roku na Oceanie Spokojnym. Po tym rządy USA i ZSRR dogadały się w sprawie dochowania tajemnicy zatonięć obu jednostek, zwalając to na awarie.

A zatem co tam się naprawdę stało? Dnia 17.V.1968 roku USS Scorpion ukończywszy trzymiesięczny rejs w Morzy Śródziemnym w składzie amerykańskiej VI Floty, powracał do Norfolk, kiedy otrzymał on zaszyfrowany rozkaz od vice-admirała Arnolda Shade’a dowodzącego podwodnymi siłami morskimi USA na Atlantyku. Okrętowi polecono pełną parą udać się w rejon Wysp Kanaryjskich w celu obserwowania poczynań radzieckiego zespołu okrętów, które ćwiczyły we wschodnich sektorach Atlantyku. Amerykański wywiad ustalił, że w toku tych manewrów dwa okręty naukowo-badawcze i okręt poszukiwawczo-ratowniczy okrętów podwodnych prowadziły badania nad efektami dźwiękowymi w środowisku oceanicznym. Poza tym jest niedawny wywiad z vice-adm. w st. spocz. Phillipa A. Beshany’ego, który był w tym czasie oficerem sztabowym, odpowiadającym za programy wojny podwodnej i mającym dostęp do najtajniejszych danych. W wywiadzie tym oświadczył, że:

Bardzo Ważne Osobistości z Pentagonu wiedziały o tym, że Rosjanie opracowywali sposoby wspierania wysokiej autonomii okrętów nawodnych i podwodnych w warunkach niemożności dostępu do obcych portów morskich. Oczywiście Amerykanie nie mogli pozostawić tego rodzaju działań swego głównego przeciwnika bez zainteresowania, dlatego też posłali na Atlantyk ten okręt podwodny. 


Miejsce zatonięcia USS Scorpion według amerykańskiej prasy

Tylko nie byli w stanie założyć, że to ultratajne zadanie będzie znane radzieckim marynarzom. Nasi mieli możliwość kontrolowania wymiany korespondencji radiowej Scorpiona z Norfolkiem, w tym szyfrogramów wysyłanych w toku wypełniania zadania rozpoznania, a to dzięki kodom, które przekazał nam agent radzieckiego wywiadu uplasowany w US Navy – John Walker. Tak więc radzieckie okręty szybko namierzyły amerykański okręt podwodny i nie tylko go śledzili, ale także – być może – atakowali go. Najprawdopodobniej dokonał tego radziecki atomowy okręt podwodny, który znajdował się w tym zespole okrętów.

W czasie prezentacji swej książki na przedmieściu Waszyngtonu – Fairfaxie, Ed Offlie oświadczył:
- W dniu 22.V.1968 roku miało miejsce krótkie i nadzwyczajnie tajne starcie pomiędzy naszymi a radzieckimi siłami podwodnymi.
Być może konfrontacja pomiędzy USS Scorpion a radzieckim okrętem podwodnym klasy Echo-II mogła być uznana za izolowaną potyczkę bez większego znaczenia, która wymknęła się spod kontroli – pisze on.

On rozpatruje czynności radzieckich marynarzy jako odwet za zatopienie okrętu K-129. Wedle jednej z wersji, ten dieslowski rakietowy okręt podwodny, którzy potem Amerykanie podnieśli na powierzchnię w rezultacie ultrasekretnej operacji[6], zatonęła po zderzeniu z amerykańskim SSN-579 USS Swordfish w dniu 8.III.1968 roku, w czasie bojowego patrolu w Pacyfiku.

W odpowiedzi weterani radzieckich podwodniaków nie dali im czekać na odpowiedź na wersję Offlie’a:
- Autor-konspirolog pragnie zrobić kasę na dawnych tragediach, a o przyczynach tragedii amerykańskiego i radzieckiego okrętu podwodnego można mówić tylko w trybie przypuszczającym.

Ale tak czy owak, po tym jak Skorpion znalazł się na dnie oceanu, obie strony doszły do bezprecedensowego porozumienia w pogrzebaniu prawdy o K-129 i USS Scorpion.



Moje 3 grosze


Tragedie te są szekspirowsko patetyczne i zawiłe jak kryminały Agaty Christie + sir Arthura Conan-Doyle’a. Z jednej strony tragedia setek ludzi i ich najbliższych, z drugiej napuszone dyrdymały o ojczyźnie, obowiązku, walce, itp. pierdołach, które służą tylko do wciskania ciemnoty ogłupiałej publiczności. Jak to działa, to wiem najlepiej – przekonałem się na własnej skórze, ile są warte te wszystkie brednie wygłaszane przez politykierów. Ale to tak na marginesie.

Do tego, co napisał autor mogę dodać dwie inne hipotezy miłośników Spiskowej Teorii Dziejów, dla których takie wydarzenia, to manna z nieba. Pierwsza z nich dotyczy katastrofy K-129. Z katastrofą K-129 jest związana ciekawa teoria spiskowa, która zakłada, że K-129 miał wystrzelić SLBM w kierunku Honolulu, co miało spowodować III Wojnę Światową. Obawiam się jednak, że jest to tylko teoria spiskowa, choć z drugiej strony obecność na pokładzie K-129 8 dodatkowych członków załogi świadczy o tym, że okręt ten mógł wykonywać jakąś tajną misję np. wywiadowczą czy techniczną…Kenneth R. Sewell i Clint Richmond w swej książce „K-129 zaginął” (Bellona, Warszawa 2007) twierdzą wprost: to było uprowadzenie przez KGB radzieckiego boomera i przejęcie przez nich klucza do rakiet, a następnie wystrzelenie ich na Hawaje po to, by rozpętać III Wojnę Światową. Przedstawiona argumentacja jest tylko sensacyjna i przypomina wypociny niejakiego Wiktora Suworowa alias Władimira B. Rezuna, ex majora GRU, który zdezerterował i uciekł na Zachód, a teraz produkuje pseudo-fakty i mity. Nie wyobrażam sobie, by radzieckie kierownictwo dało zgodę na taką akcję nawet w czasach Zimnej Wojny. Ale te brednie znajdują posłuch i niezorientowani ludzie podniecają się tymi głupotami wyssanymi z palców miłośników STD.

Druga teoria spiskowa dotyczy zatopienia USS Scorpion. Wedle fanów STD USS Scorpion został celowo zatopiony przez… Izraelczyków w odwet za omyłkowe zatopienie izraelskiego okrętu podwodnego INS Dawar. Potem tenże Dawar został zatopiony w odwecie przez okręty VI Floty…Kompletna bzdura, ale kogoś to podnieciło do tego stopnia, że usunął materiał na ten temat z mojego bloga. Być może ktoś to usunął, by nie rozpowszechniać tych bredni szkalujących przecież państwo Izrael? Swoją drogą czy ktoś w nie wierzy? Jak widać, tak.

No a na koniec oczywiście trzecia teoria spiskowa – oczywiście wszystkie tutaj wymienione okręty padły ofiarą USO i operujących nimi Obcych – już to Kosmitów, już to Wodnych Ludzi – tym ostatnim się nie dziwię, bo sam czułbym się zagrożony, gdyby w moim domu pałętały się okręty wyładowane minami, torpedami i rakietami zdolnymi unicestwić połowę kontynentu na jeden sztos.
I to mógłby być prawdziwy powód.  
     

Źródło – „Tajny XX wieka” nr 18/2018, ss. 4-5
Przekład z rosyjskiego i angielskiego – ©R.K.F. Leśniakiewicz                   



[1] Był to okręt B-276 Kostroma z bazy morskiej w Siewieromorsku, później znany jako K-276 Krab. 
[2] Był to okręt podwodny klasy Golf II wyposażony w 3 SLBM o mocy 1 Mt każdy.
[3] Wyporność w zanurzeniu.
[4] Jest to tzw. Flota Morza Śródziemnego.
[5] Przypuszczalny czas przybycia.
[6] Były to dwie operacje CIA o kryptonimach Azorian i Jennifer, w trakcie których wykorzystano statek dźwigowy USNS Hughes Glomar Explorer T-AG-193 obecnie GSF Explorer.