Powered By Blogger

piątek, 29 września 2023

Słowo przed wyborami

 


Idą wybory, temperatura dyskusji politycznej rośnie. Kandydaci obrzucają się inwektywami i oblewają pomyjami. Pojawiają się coraz bardziej wymyślne bajki i bajeczki – byle tylko dołożyć konkurencji, byle zdeptać i poniżyć adwersarza. Pojawiają się nawet reklamowe, przedwyborcze spoty, ale wszystko przebił film Agnieszki Holland pt. „Zielona granica”.

Co do filmu Holland, to mojego negatywnego zdania nie zmieniam - to przedwyborcza reklamówka PO i ohydny paszkwil na polskie służby mundurowe, a konkretniej na Straż Graniczną. To oczywiste - stara żydowska metoda wpędzania nas w kompleks winy, bo rzecz ma drugie dno. Biedni „migranci” i „uchodźcy” przed wojną i biedą z jednej strony, a z drugiej strony rasistowsko-faszystowskie wojsko, policja i straż graniczna. A przy okazji rozsiewane plotki o 60.000 zabitych na granicy w masowych mogiłach kopanych przez leśników. Na kogo są obliczone te brednie???

Na kogo obliczone? Ano na statystycznego Polaka. On łyka takie brednie, że jedna więcej nie uczyni mu różnicy. Nie przypadkiem film wszedł na ekrany właśnie teraz.

Zohydzenie mundurowych to kolejny element czynienia wrogów ze WSZYSTKICH. Gdzie nie spojrzysz - wróg! Ruski? Wróg! Litwin? Wróg. Niemiec? Wróg! Katolik? Wróg! Socjalista? Wróg! Sąsiad? Wróg! Brat? Wróg...

Spójrzcie, jak łatwo ludziom wmówić takie slogany. Jakże łatwo jest ogłupić i podzielić ten naród! Jakże jednej cwanej celebrytce łatwo przyszło spowodować to, że Polacy skoczyli sobie do oczu za sprawą jej „dzieła”!

Bohaterów też się kreuje na konkretne zapotrzebowanie. Nie tylko u nas. Spójrzcie na aferę w kanadyjskim parlamencie z bandytą z SS-Galizien... Gdyby się nie wściekli Żydzi, wszyscy by milczeli. Oni potrafią dbać o swoje! TEGO im należy pozazdrościć.

Mimowolnie przypomina mi się Jedwabne i żydowskie kłamstwa. Najpierw podano, że zamordowano tam 6.000 żydów. Ktoś się zorientował, że tylu nie było w całej okolicy, to odjęto zero i powstało 600. Tyle, że 600 osób nie upchnie się w jednej stodole - nie ma bola! No to zredukowano o kolejne zero... Taka to i „prawda” o Jedwabnem. Podobny schemat zastosowano w przypadku granicy. Agencja jedna pani drugiej pani wymyśliła jakieś straszne rzeczy i poszły one między ludzi w III obiegu. I zaczęło się dzielenie ludzi na dobrych i złych. Jak za komuny!  Stara dobra szkoła KGB, a kino jest najważniejszą ze sztuk… Jednym słowem, to już przerabialiśmy.

A to druga strona żydowskiej „racji stanu”. Jak pisał Finkelstein - nic nie zastąpi „Holocaust industrie”. To idea wieczna, bo ciągle przynosząca mamonę z „odszkodowań”.

Gorzej, że to wciąż działa.

I na Zachodzie, który już nas ma za bandę oczadziałych religijnie hipokrytów i półgłówków, dopiszą nam miano zbrodniarzy. Co tylko utwierdzi wiadomych propagandzistów w słuszności określeń typu „naziści z Polski” i „polskie obozy śmierci”... Zawsze się jakaś Holland znajdzie. Jej nienawiść do Polaków i Polski bije na łeb nienawiść żydowsko-ukraińsko-polskiej noblistki, p. Tokarczuk. Dziwne tylko, iż przypomnienie sobie o żydowskim pochodzeniu i potępianie polskości ma u p. Holland miejsce dopiero od czasu, gdy amerykańska diaspora żydowska po latach przerwy wróciła do tematu naszych „win” za Shoah i, rzecz jasna, n-tych rat „zadośćuczynienia”.

Wiele razy spotkałem się w czasie mej służby na granicy z nienawistnymi wypowiedziami żydów na temat Polski i Polaków. A chodziło - jak zawsze - o pieniądze, które im się wciąż należały. Czekam na kolejny film p. Holland na temat jak to Polacy mordowali żydów, a niemcy tyko się przyglądali i nic nie mogli zrobić! No i będzie oczywiście za to nagroda z Berlina i Tel Awiwu.

Oj tak, jeden cyrk zastąpi kolejny! Jak pisał śp. Jeremi Przybora - TAKA GMINA!

czwartek, 21 września 2023

Trzęsienia Bałtyku

 


Stanisław Bednarz

 

Trzęsienia ziemi w Polsce są rzadkie, ale żeby wystąpiły w Zatoce Gdańskiej, obszarze generalnie asejsmicznym  to już ewenement. 

21 września 2004 roku ziemia trzęsła się dwa razy. Pierwszy wstrząs wyniósł około 4,5 stopnia; drugi, wtórny był silniejszy - zanotowano 5,3 stopnia w 10 stopniowej skali Richtera. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Epicentrum znajdowało się w Zatoce Gdańskiej, niedaleko Królewca. To pierwszy taki przypadek zanotowany w tej części świata. W mieszkaniach trzęsły się żyrandole, szklanki i meble. Wstrząsy były jednak odczuwalne głównie na wyższych kondygnacjach budynków. Zdaniem specjalistów z dziedziny geofizyki, trzęsienie ziemi było spowodowane pęknięciami skorupy ziemskiej. Bardzo enigmatyczne sformułowanie. 

W Gdańsku pojawiły się również plotki, że wstrząsy to skutek wybuchu bomby atomowej w Obwodzie Królewieckim w Rosji. Od razu wykluczyły to służby wojewody pomorskiego: „Pomiary promieniowania radioaktywnego nie wykazały przekroczenia dopuszczalnych norm”. Epicentrum wstrząsu znajdowało się w odległości około 40 kilometrów od brzegu Bałtyku, mniej więcej na linii granicy polsko-rosyjskiej. Odczuli je nie tylko mieszkańcy obwodu kaliningradzkiego i Warmii i Mazur, ale także Pomorza, Kujaw i Podlasia oraz Białorusi, Litwy i Czech. Wstrząsy, choć słabe, sprawiały, że w mieszkaniach przesuwały się meble, ze stołów spadały naczynia, pękały szyby. W niektórych miejscach zdecydowano się na ewakuację ludzi z budynków.

W Braniewie ewakuowano uczniów Szkoły Podstawowej nr 3 im. Senatu RP.

W Lidzbarku Warmińskim wstrząsy odczuwali przede wszyscy pracownicy urzędu miejskiego i straży pożarnej, których biura umieszczone są na wyższych piętrach budynku.

- Siedziałem przy komputerze i czułem, jak mi nogi drżą - mówi kpt. Rafał Szymukowicz z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Lidzbarku. - Początkowo myślałem, że to od przejeżdżających pod oknami tirów. Później dowiedziałem się, że było to trzęsienie ziemi.

Uczono mnie że obszar platformy prekambryjskiej jest wolny od trzęsień. Znów geolodzy wyrażają się ogólnikowo. Dlaczego jest zwiększona geodynamika podłoża? Cytuję: Południowo-wschodnie obrzeża syneklizy bałtyckiej to obszary o zwiększonej geodynamice podłoża i możliwych lokalnych wstrząsach, które mogą sporadycznie, raz na 50-100 lat, gwałtownie wzrastać. Ich magnituda może osiągać nawet ponad 5 stopni w skali Richtera. 

Według mnie przyczyna jest taka: Tarcza skandynawska na skutek obciążenia lądolodem o grubości 3,0–3,5 km, a następnie odciążenia, podlega ruchom izostatycznym. Szybkość podnoszenia terenu w centrum dochodziła do 40–50 cm rocznie, tj. 1,4 mm/dzień. Glacizostazja (podnoszenie się) Skandynawii trwa nadal. Centrum ruchu znajduje się w Skuleberget, na zachodnim obrzeżu Zatoki Botnickiej, gdzie szybkość podnoszenia litosfery dochodzi obecnie do 14,0 mm/rok. Proces wypiętrzenia zachodzi generalnie wielkopromiennie, jednak częste są gwałtowne przemieszczenia na liniach uskoków, czyli trzęsienia ziemi.






Zasięg obecnego wielkopromiennego podnoszenia Skandynawii zaznacza się w kierunku południowym aż do linii Królewiec – Smołdzino – Łeba, obejmuje także Bornholm i północną Danię, czyli miejsca występowania trzęsień ziemi w ostatnich 100 latach. Podnoszący się, centralny obszar w rejonie zatoki Botnickiej jest otoczony obszarem o zmiennych tendencjach ruchów pionowych. Gwałtowne wstrząsy skorupy ziemskiej na terenie Polski północnej nie są uwarunkowane jedynie ruchami tarczy skandynawskiej. Pewną rolę odgrywają też ruchy soli (halotektonika).

 

Moje 3 grosze

 

Moi znajomi mieszkający na Pomorzu poinformowali mnie, że trzęsienie ziemi z września 2004 roku spowodowało powstanie lokalnego tsunami w Zatoce Gdańskiej i Puckiej. Nie były one zbyt wielkie, ale odczuwalne. Podobnie w czasie trzęsienia ziemi na morzu zaobserwowano pojawienie się nietypowych fal, które różniły się wielkością i kierunkiem propagacji się od zwyczajnych fal wiatrowych. Poza tym faktycznie, w kilku miejscach wstrząsy wywołały panikę.

NB, w 2004 roku wydarzyło się także trzęsienie ziemi na Podhalu, które odczuwaliśmy w Jordanowie, a także mega trzęsienie ziemi na Oceanie Indyjskim i tsunami, które spustoszyło brzegi wysp archipelagów Indyka, Malezji, Indii, Bangladeszu, Śri Lanki i było odczuwalne także na Madagaskarze i Kenii. Ofiarą tego bożonarodzeniowego kataklizmu padło prawie 300.000 ludzi!  

środa, 20 września 2023

Paskudne efekty szczepionki na COVID

 


Przeczytałem wstępniaka red. Anny Ostrzyckiej-Rymuszko w ostatnim numerze „Nieznanego Świata”. Przyznaję się do tego, że nie wierzyłem w te wszystkie głosy protestu przeciwko szczepieniom na COVID-19. Niestety musiałem zmienić punkt widzenia i chciałbym się podzielić z Czytelnikami z moimi doświadczeniami z tym paskudztwem.

Najpierw zaszczepiłem się dwoma dawkami szczepionki AstraZeneca. Musiałem to zrobić, bo bez tego nie mógłbym wyjechać za granicę. Najzabawniejsze jest to, że nikt, dosłownie nikt mnie o te szczepienia nie zapytał. No ale mniejsza o to. Po zastrzyku trochę bolała mnie lewa ręka i przez dwa dni miałem stan podgorączkowy. Potem wszystko powróciło do normy.

Trzecią dawkę szczepionki zaaplikowano mi w czerwcu ub. roku. Tym razem nie była to AstraZeneca ale Pfizer. No i się zaczęło. Znów ból lewej ręki, gorączka, które minęły po dwóch-trzech dniach. I wszystko wydawało się, że będzie OK., aliści po kilku dniach zaczęły się schody. Najpierw zaczęły pokazywać się przed oczami jakieś mroczki – czarne plamy, które latały mi w polu widzenia. Do tego dołączyły się jakieś dziwne stany lękowe i nieuzasadnionego niepokoju: coś złego czaiło się w ciemności, to coś emanowało chłodem i powodowało zimne dreszcze. Poza tym pojawiły się stany lękowe na widok odbić światła słonecznego na np. maskach samochodowych czy opakowaniach plastykowych… Po pewnym czasie do tego dołączyły się nocne koszmary, po których budziłem się mokry od zimnego potu, choć w sypialni było +20°C.

Ale nie to było najgorsze. Do wyżej wymienionych objawów dołączyło się jeszcze zjawisko deja vú. To było bardzo ciekawe i męczące zarazem. Zaczynało się od lodowatego dreszczu i uczucia strachu. Potem następowało kilka rzeczy naraz: odczuwałem coś w rodzaju uderzenia w splot słoneczny i falę mdłości, a jednocześnie przed moimi oczami pojawiała się wizja. Jakieś krajobrazy przypominające niemieckie landszafty przedstawiające zachód słońca w górach, a ja widziałem jakąś miejscowość w dolinie, której domy zaczynały rozbłyskać światłami. Raz widywałem tą dolinę, innym razem jakąś pustynię czy coś jakby równinę z wypaloną trawą aż po horyzont i oświetloną jakimś upiornym światłem zamglonego słońca na zachodzie… Po ułamku sekundy wizja znikała, a ja pokrywałem się potem i znów czułem przerażenie. Wszystko to trwało kilka sekund i było męczące. Po tych wszystkich sensacjach wszystko wracało do normy, tylko przez parę minut serce łomotało jak szalone…

Trwało to wszystko do września czyli 3 miesiące – deja vú się skończyły, mroczki przestały latać i koszmary powróciły do zwyczajnej normy. Pozostał mi tylko męczący kaszel, co zwaliłem na alergię, a który trwał aż do kwietnia tego roku.

Wszystko to mógłbym złożyć na karb mojego wieku, ale przepytywałem moich znajomych, którzy też się zaszczepili i niemal wszyscy opowiedzieli mi dokładnie o takich samych dziwnych objawach, które stały się i moim udziałem. Oczywiście jedni odczuwali je mocniej inni słabiej – to chyba zależało od indywidualnej odporności na szczepionkę. Przekonałem się zatem, że poza szczepionką w tych zastrzykach było jeszcze coś innego, co działało na mózg. No i zwracam honor przeciwnikom szczepień na COVID-19 – tam rzeczywiście coś było! Jakiś depresor albo halucynogen i to o długotrwałym działaniu. Wszystkie te niepokojące objawy pojawiły się u mnie po zaszczepieniu szczepionką Pfizera.

Jest jeszcze druga strona tego medalu, a mianowicie – wszystkie moje przeżycia dziwnie kojarzyły mi się z opisami tego, co widzieli ludzie Średniowiecza i Odrodzenia w czasie wielkich epi- i pandemii różnych Czarnych i Czerwonych Morów, grypy, czerwonki, cholery, rozmaitych infekcji bakteryjnych i wirusowych. Te wszystkie znane z kronik mamidła, diabły pukające do drzwi domostw, morowe dziewice, demony rażące chorobami, etc. etc. – to wszystko mogło być wytworem porażonych przez wirusy czy bakterie mózgów ludzkich. Szczepionki Pfizera mogły być takim wyzwalaczem tego, co trzęsie katakumbami naszej podświadomości – tego ID.

 

Info z ostatniej chwili:

 

Zaszczepieni dwukrotnie Pfizerem nie będą spać spokojnie. Naukowcy z Oksfordu…

 

Naukowcy ujawnili nowe, ale tym razem bardzo niepokojące informacje na temat skuteczności szczepionki Pfizer. Osoby, które przyjęły obie dawki jednak nie będą spać spokojnie.

Uniwersytet Oksfordzki pozbawił złudzeń zaszczepionych Pfizerem

Wariant Delta koronawirusa jest już dominującym na świecie. Jest wyjątkowo zjadliwy i atakuje osoby młodsze. Często też omija przeciwciała, które powstały w wyniku szczepień lub po przechorowaniu. W dodatku okazało się, że nawet zaszczepieni roznoszą wirusa w społeczeństwie.

Te niepokojące informacje podważają sens szczepień i burzą nadzieje, że kiedykolwiek uda się wygrać z koronawirusem. O odporności zbiorowej tez chyba można pomarzyć. Takie są ostatecznie wnioski z opublikowanych 20 sierpnia badań. Przeprowadzono na Uniwersytecie Oksfordzkim.

Naukowcom z Oksfordu udało się przebadać aż 2,5 mln testów przeprowadzonych u ponad 700 tys. osób mieszkających w Wielkiej Brytanii. Do tej pory to największe tego typu badanie wykonane na świecie.

Szczepionki były skuteczne, ale na wariant alfa?

Kiedy na świecie szalał wariant Alfa, wspomniane szczepionki były wyjątkowo skuteczne. Niestety wariant ten został już wyparty przez Deltę. Szczepionki mają o wiele mniejszą zdolność do powstrzymywania tego wirusa. W dodatku nawet osoby po szczepieniu dwiema dawkami mogą zostać zakażone i zakażają pozostałych.

Skuteczność Pfizera w nowym badaniu wyniosłą 85 proc., co jest mimo wszystko o wiele lepszym wynikiem, niż w przypadku preparatu AstraZeneca (68 proc.). Niepokojące jest jednak to, że skuteczność Pfizera spadała w szybszym tempie z biegiem czasu. Kolejną złą informacją jest to, że u osób, że poziom wirusa Delta w organizmach zaszczepionych i niezaszczepionych osób może być bardzo zbliżony.

W przypadku wariantu Delta prawdopodobnie niemożliwe będzie osiągnięcie odporności zbiorowej i naukowcy tym badaniem potwierdzają ten fakt. – Fakt, że osoby te mogą mieć wysoki poziom wirusa sugeruje, że ludzie, którzy nie są jeszcze zaszczepieni, mogą nie być tak chronieni przed wariantem Delta, jak mieliśmy nadzieję – wskazała prof. Walker z Uniwersytetu Oksfrodzkiego.

Preparaty – zgodnie z nowymi badaniami – mimo wszystko chronią przed ciężkim przebiegiem choroby oraz śmiercią, dlatego warto się szczepić.

Oficjalny koniec epidemii koronawirusa w 2023?

– Jestem przekonany, że w 2023 roku będziemy mogli ogłosić, że pandemia Covid-19 zakończyła się i przestała stanowić zagrożenie dla zdrowia publicznego na skalę globalną – ogłosił w poniedziałek 13 marca dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia Tedros Adhanom Ghebreyesus.

 

Źródło: https://buzzday.info/pl/2023/03/20/zaszczepieni-dwukrotnie-pfizerem-nie-beda-spac-spokojnie-naukowcy-z-oksfordu/?utm_medium=cpc&utm_source=mgid.com&utm_campaign=buzzday_pln_desk&utm_term=57707089s3731763360&utm_content=15755950&adclid=c75aa6a54434e3b699ab54767fb6ca00    


Przedruk z "Nieznanego Świata" nr 9/2023, s. 65

Chemtrail czy contrail? – oto jest pytanie!

 


Kilka dni temu furorę na FB zrobił krótki filmik ukazujący jak samolot przestaje zrzucać chemtrail. Polecił mi go Jurek Ostoja-Owsiany, który skomentował to krótko – wyłączono opryskiwacze i smuga znikła… Ale czy na pewno tak było?

Samolot – z daleka wyglądający jak normalny Boeing 737 – leci pozostawiając za sobą smugi – dwie smugi z dwóch silników odrzutowych. W pewnym momencie obie smugi urywają się i samolot leci dalej nie emitując tych smug. Wielbiciele STD od razu stawiają sprawę jasno: smugi znikły, bo wyłączono urządzenia do oprysków. Niestety, czym nas spryskiwano – o tym historia milczy, ale na pewno czymś paskudnym, od czego człowiek starzeje się, choruje i umiera. Koniec, kropka, punkt.

Ale nie akurat w tym przypadku. Jestem przekonany, że mamy tutaj do czynienia z wejściem samolotu w strefę tzw. komina – słupa ciepłego, lżejszego powietrza, przemieszczającego się do góry od nagrzanego słońcem gruntu. Takie kominy wykorzystywane są w szybownictwie do „wyrabiania” wysokości. Szybowce są unoszone w górę nawet na duże wysokości, gdzie kominy rozpraszają się w chłodniejszej atmosferze…

Czegoś takiego doświadczyłem w czerwcu 1977 roku na wrocławskim  poligonie WSOWZmech, gdzie było zrzutowisko spadochroniarzy. Wyskoczyłem z samolotu ze spadochronem SD-1M na tzw. „wędkę” i z grupą kolegów zacząłem opadać w dół z wysokości kilometra. Naraz zobaczyłem coś bardzo dziwnego – otóż poczułem silny prąd nagrzanego powietrza, który zaczął mnie unosić do góry! Trwało to czas jakiś i udało się nam wyjść z tego komina i po ok. 10 minutach wylądowałem wśród kolegów.






Podobnie w opisywanym przypadku: samolot leciał w masie chłodnego i wilgotnego powietrza. W takim powietrzu zawsze wytrąca się para wodna z gazów spalinowych silników odrzutowych czy turboodrzutowych. Im chłodniejsze i im bardziej wilgotne powietrze, tym jest jaśniejsza i dłuższa.

Przeciwnie jest w masie ciepłego i suchego powietrza, jaki znajduje się w kominie. Właśnie dlatego smuga kondensacyjna zanika – jak było w opisywanym przypadku. Gdyby to była chemtrail, to nie znikłaby ona w ciepłym powietrzu… Tak więc w tym konkretnym przypadku nie ma mowy o chemtrail. Co wcale nie znaczy, że ich nie ma!

Tworzenie i zasiewanie chmur ma głęboki sens w odmianie wojny hybrydowej – wojnie meteorologicznej, gdzie jako broń wykorzystuje się manipulacje pogodą. I tu się całkowicie zgadzam z Leszkiem Ostoją-Owsianym. Próby takie, jak na razie w małej skali, miały miejsce m.in. w Wietnamie. Rzecz i cały problem w tym, że takie głębokie i drastyczne ingerencje człowieka w Naturę zawsze odbijają się niekorzystnie dla człowieka. Natura zawsze sobie poradzi, człowiek jest od Niej uzależniony i dlatego zawsze obrywa po głowie… Ale dużym chłopcom w mundurkach marzą się wielkie podboje i dyndały na piersiach, więc wszelkie głosy rozsądku będą skutecznie tłumione. Jak zwykle.

sobota, 9 września 2023

Tajemnica UFO-katastrofy w Kecksburgu: wciąż nierozwiązana tajemnica

 


LUFOS

 

Był chłodny wieczór 9.XII.1965 roku, kiedy niebo nad Kecksburgiem, PA, otworzyło się przed tajemniczą kulą ognia. Spektakularne smugi światła przerywały niebo, widoczne nie tylko w Pensylwanii, ale także w kilku stanach USA, a nawet w Kanadzie. Dla wielu był to być może przelotny moment niebiańskiej wspaniałości, ale dla mieszkańców Kecksburga był to początek trwającej dziesięciolecia układanki, w którą zaangażowany był personel wojskowy, naukowcy, badacze UFO i teoretycy spiskowi. Wydarzenie to, znane jako incydent z UFO w Kecksburgu, pozostaje jednym z najbardziej tajemniczych i dyskutowanych przypadków UFO w historii.

 

Ogniste zejście

 

Osoby, które widziały obiekt, twierdzą, że wyglądał on jako ognista kula z ogonem, poruszająca się po niebie w sposób wyraźnie odróżniający go od typowego meteorytu. Naoczni świadkowie podali, że obiekt zdawał się nawigować i zmieniać kierunek, aż w końcu uderzył w las w pobliżu małego miasteczka. W ciągu kilku godzin okolica stała się centrum szaleńczej aktywności. Wojskowe ciężarówki i personel przybyły szybko, odgradzając teren i uniemożliwiając ciekawskim mieszkańcom wejście na miejsce katastrofy.

 

Obiekt w kształcie żołędzia

 

Ci, którym udało się dostrzec rozbity obiekt, opisali go jako kształt żołędzia, mniej więcej wielkości volkswagena garbusa, ozdobiony oznaczeniami i symbolami przypominającymi hieroglify. Z pewnością nie był to typowy samolot, a oficjalne wyjaśnienie – że był to meteoryt – nie zgadzało się z relacjami świadków. Tutaj tajemnica się pogłębia. Według doniesień wojsko szybko usunęło obiekt i przetransportowało w nieznane miejsce.

 

Zatuszowanie

 

Niemal natychmiast zaczęły krążyć szepty o tuszowaniu sprawy. Agencje rządowe wydawały się powściągliwe, jeśli chodzi o otwarte omawianie wydarzenia. Wstępne raporty USAF sugerowały, że nic nie znaleziono, w przeciwieństwie do relacji naocznych świadków o wojskowych ciężarówkach przewożących duży obiekt przykryty plandeką. Wojsko zmieniło później swoje oświadczenie, twierdząc, że spadł rosyjski satelita lub śmieci kosmiczne, jednak opinii publicznej nie pokazano żadnych fragmentów potwierdzających tę tezę.

 

Teorie i wyjaśnienia

 

Przez lata powstało wiele teorii. Niektórzy uważają, że obiektem był eksperymentalny samolot wojskowy. Inni sugerują, że mogą to być pozostałości nieudanej radzieckiej sondy Wenus, Kosmos 96. Bardziej egzotyczna teoria zakłada, że obiektem był pozaziemski statek kosmiczny.

 

Związek z nazistowskim dzwonem

 

Bliska teoria łączy nawet incydent w Kecksburgu z rzekomym tajnym nazistowskim projektem znanym jako Die Glocke (Dzwon), urządzeniem opisywanym jako w kształcie dzwonu i mającym zdolność zakrzywiania czasu. Legenda głosi, że technologia ta została przejęta przez Stany Zjednoczone w ramach operacji Paperclip i była testowana w tajemnicy.

 

Związek z Roswell

 

Teoretycy spiskowi często dokonują porównań między Kecksburgiem a niesławnym incydentem w Roswell w 1947 r. W obu przypadkach niezidentyfikowane obiekty rozbiły się, szybko przybyło wojsko, a wydarzenia były owiane tajemnicą.

 

Dziesięciolecia poszukiwania prawdy

 

Na przestrzeni lat złożono liczne wnioski wynikające z ustawy o wolności informacji (FOIA), wyprodukowano filmy dokumentalne, a organizacje takie jak Mutual UFO Network (MUFON) przeprowadziły dochodzenia. Pomimo tych wysiłków nie pojawiło się żadne ostateczne wyjaśnienie. Upublicznione skąpe dokumenty są często mocno zredagowane, co podsyca dalsze spekulacje.

 

Humanizowanie nierozwiązanego

 

Wśród wszystkich teorii spiskowych i oświadczeń rządowych łatwo zapomnieć o elemencie ludzkim. Dla mieszkańców Kecksburga to wydarzenie jest nie tylko fascynującą zagadką; to część folkloru ich społeczności. Rodziny przekazują historie o tym tajemniczym wieczorze jako cenioną, choć kłopotliwą część swojego dziedzictwa. Dla nich pytania bez odpowiedzi to nie tylko kwestie naukowe lub konspiracyjne, ale fragmenty wspólnej pamięci, które mogą nieść głębokie implikacje dotyczące naszego miejsca we wszechświecie.

Incydent z UFO w Kecksburgu przypomina bogaty, misternie zaprojektowany gobelin tajemnic, utkany z wątków zagadek naukowych, tajemnicy rządowej i ludzkiej ciekawości. Niezależnie od tego, czy jest to sonda kosmiczna, eksperymentalny samolot, czy coś znacznie bardziej nieziemskiego, obiekt, który spadł tamtego pamiętnego wieczoru w 1965 roku, pozostaje niepokojącą zagadką. Do dnia, w którym odkryte zostaną bardziej rozstrzygające dowody, niebo nad Kecksburgiem będzie nadal kryć nierozwiązaną zagadkę, zachęcając nas wszystkich do patrzenia w górę i zastanawiania się.

Czy jest to historia utkana z półprawd i oszustw, czy też jest to okruszek chleba w nieustannym dążeniu ludzkości do zrozumienia tego, co leży poza naszym ziemskim królestwem? Tylko czas i być może dalsze ujawnienia pokażą.

 

Moje 3 grosze

 

Na temat wydarzeń w Kecksburgu pisałem już na tym blogu – zob.:

https://wszechocean.blogspot.com/2015/06/i-zadrzay-domy.html

https://wszechocean.blogspot.com/2021/07/die-glocke-tajemnicza-technologia-iii.html

i zasadniczo jestem niemal pewien, że ma to coś wspólnego z niemieckimi broniami V, co więcej – tradycyjne bronie V – te rakietowe i odrzutowe – są jedynie pewnym odpryskiem tego, nad czym naziści pracowali naprawdę!

O czym mowa? Oczywiście o możliwościach przemieszczania się w Czasie, a nie tylko w Przestrzeni. Niemcy nie byli idiotami i zdawali sobie sprawę z tego, że by wygrać II Wojnę Światową potrzeba czegoś bardziej rewolucyjnego niż samoloty odrzutowe, drony V-1, rakiety V-2 czy inne BMR. Przemieszczanie się w Czasie dawało nazistom absolutną przewagę nad Aliantami i właśnie nad tym pracowano w tajnych laboratoriach Gór Sowich i innych. A że nie ma na to dokumentów? Albo je zniszczono, by nie wpadły w ręce wroga, albo zabrano je i ukryto. Być może jakiś ultratajny i udany eksperyment wymknął się im spod kontroli i ten bell-jar przeleciał z Dolnego Śląska w 1945 roku do USA w 1965 roku. Ot i cała tajemnica, zakładając, że takie urządzenie zostało skonstruowane…   

 

Źródło - https://www.latest-ufo-sightings.net/2023/09/the-enigma-of-the-kecksburg-ufo-crash-1965s-unsolved-mystery.html#comment-660067

Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz

czwartek, 7 września 2023

Gwiezdne wojny – dzisiaj

Laserowy Gatling

 

Jurij Daniłow

 

Laser błysnął białoniebieskim światłem, błyszczący, pulsujący promień przeciął powietrze. Ochoniarze, którzy przywarli do korpusu transportera obrócili się w kłębki płomieni. Od oślepiającego światła Grayson mocno zamknął oczy, ale wciąż miał przed nimi obraz oficera ochrony upieczonego w luku transportera w tej chwili, kiedy stal wokół niego pociekła ognistymi strumykami.

William Kate – „Bitwa”

 

Od teleskopu do bomby

 

Pod koniec listopada 1989 roku, w Belgii miał miejsce incydent: myśliwiec F-16 wystartował na przechwyt UAP emitującego kolorowe promienie. Wprawdzie przybyli na miejsce lotnicy stwierdzili, że chmury podświetlone były promieniami laserowymi pochodzącymi z dyskoteki. W parę lat później podobny przypadek zdarzył się i w ZSRR: w Rydze wielu ludzi stało się świadkami tajemniczych zielonych błysków na niebie. Jak się później wyjaśniło, winnym tego był laserowy teleskop.

W ogóle, to widać, laser stanowił „gotowe wyjaśnienie jeszcze nieistniejących problemów” i od samego początku zwrócił na to uwagę wojskowych.  Wprawdzie humaniści od razu wstawili zakutym łbom kij w szprychy: w „Protokole o oślepiającej broni laserowej” do Konwencji Genewskiej już w pierwszym artykule zabroniono użycia laserowej broni radiacyjnej (LBR) do oślepiania człowieka nie używającego przyrządów optycznych. Jednak kiedy wojskowych obchodziły jakieś tam konwencje!?

Pierwsze na co oni zwrócili uwagę, to możliwość oślepiania promieniami lasera nie tylko przyrządów obserwacyjnych pojazdów pancernych, ale i samych obserwatorów. Przede wszystkim broni małego kalibru karabiny przeznaczone dla piechoty opracowane w USA i Chinach, zaś w amerykańskiej policji działają nie tylko „oślepiacze” (do tego wielolufowe, dlatego zwane laserami Gatlinga) ale także elektroszokery, które poprzez kanał zjonizowanego przez laser powietrza przekazują do celu elektryczny impuls (to takie elektryty z „Zagubionej przyszłości” K. Borunia i A. Trepki). Poza tym generatory kwantowe pomagają precyzyjnie naprowadzać na cel  rakiety i bomby, obliczać odległość do celu a nawet tworzyć bojowe hologramy. Ale nas interesują systemy bojowe.

 

Gdzie my, tam… leser!

 

Pionierami w zakresie zastosowania kwantowych wzmacniaczy światła stali się amerykańscy specjaliści z USMC – piechoty morskiej, w 1976 roku na ich amfibii LVTP-7 zamontowano gazodynamiczny laser CO2 o mocy 30 kW. Próby wykazały, że może on razić niewielkie cele, co jednak nie zapewniło całkowitej obrony plot. wysadzanego desantu. Program przekazano USAF, wszak poręczniej jest zamontować laser w samolocie.

Tymczasem marynarze zmniejszyli swe apetyty i przy pomocy dwóch laserów o mocy 1-2 kW też można było oślepić przeciwnika, kiedy okazało się, że amfibia pod wagą nowej broni zmieniła swe właściwości, co wojskowych wcale nie zadowalało. W rezultacie, w 1983 roku projekt został zamknięty definitywnie.

Kurz z archiwów na temat LBR został zdmuchnięty w 1986 roku, kiedy to przedstawiciele wojsk lądowych USA, których oświeciła idea – dać saperom nie tylko wyszkolone psy i detektory min, ale coś nowszego. W 1994 roku nowopowstały system MODS (Mobilny Kompleks Wykrywania Urządzeń Wybuchowych) laser z lampowym uchwytem na pokładzie transportera opancerzonego M-113 A1 pokazano, że można tym nie tylko wyciąć monogram na korpusie miny, ale także zapalić materiał wybuchowy w niej bez podkopywania. Opracowania (Gerald Wilson z Oddziału Badań nad Ukierunkowaną Energią Dowództwa Obrony Przeciwkosmicznej i Przeciwbalistycznej (OPB) US Army i Owen Hoffer z amerykańskiej firmy SPARTA) już zacierali ręce, przewidując pojawienie się swego dzieła na lotniskach, gdzie rozbraja pozostałości po nalotach – np. niewybuchy bomb, jednakże niedostateczna efektywność laserowej techniki pancernej zniechęciła wojskowych. I znów przyszło siąść do obliczeń.

 

„Zeus”-laserowładny

 

Już w nowym, XXI wieku udało się dopracować systemy – ZEUS albo HLONS mieścił się na zwykłym hummerze i mógł on unieszkodliwiać samodziałowe fugasy terrorystów nie tylko na stacjonarnych obiektach, ale i samochodach i kolumnach transportowych. Ciekawe, że wojskowy laser ZEUSA (jest jeszcze sprzężony z bliźniaczym laserem) z tej przyczyny, że optyczny generator kwantowy w waszym odtwarzaczu DVD oświetla 9 szklanych dysków pokrytych neodymem.

W grudniu 2002 roku, system ten przywieziono do Afganistanu i chciano wypróbować w warunkach bojowych. W ich procesie zostało zdetonowanych 200 składów Talibów, co pozwoliło na wystawienie pozytywnych ocen przez wojskowych.

W 2004 roku, do samochodu zamontowano laser o mocy 1 kW, a potem 2 kW.  Taki agregat – to jest dokładnie ten, który w fabrykach samochodów wykrawa detale. Jeszcze ciekawszym jest ten fakt, że kompania od techniki laserowej bazuje na … 2 rosyjskich instytucjach naukowych. Pierwszy z nich to Instytut Radioelektroniki RAN a drugi INN „Polius”. Znaj naszych!

W roku 2005 trójca ZEUSÓW wyjechała do Iraku, by podjąć tam zbożne dzieło rozminowania kraju i zabezpieczenia konwojów. W czasie służby zostało unieszkodliwionych 1600 urządzeń wybuchowych, których było aż 40 typów. Przy czym aż w 98% przypadków zostało to dokonane bez eksplozji. To tak zachęciło konstruktorów, że już mają w planach zamontowanie na samochodzie laser o mocy 100 kW, przy pomocy którego będzie można nie tylko neutralizować urządzenia wybuchowe, ale także pociski, rakiety i kierunkowe miny już w czasie dolotu!

Kiedy ZEUS pracował w Iraku i Afganistanie, koncern Boeinga także prowadziła próby nad nową wersją systemu oplot. Avanger, wyposażonego w laser o mocy 1 kW. Wersja próbna pojawiła się w 2007 roku.

Jak twierdzi Boeing Aircraft Corporation, Avanger może nie tylko unieszkodliwiać urządzenia wybuchowe i niewypały oraz niewybuchy, ale może walczyć także z bezpilotowymi maszynami latającymi – dronami. W celu rozszerzenia możliwości nowej broni, skonstruowanej w programie AMWS (Wysokomanewrowy wielozadaniowy system uzbrojenia), z którym może być dodatkowo sprzężony system wyrzutni pocisków rakietowych i karabiny maszynowe).

 

Przodują na całej planecie

 

Najnowsza na dzień dzisiejszy samochodowa LBR są to cztery lasery o mocy 25 kW każdy, zamontowane na podwoziu 19-tonowego samochodu pancernego HEMIT A4 pod swoją nazwą HELTD, którego opracowaniem zajmował się także Boeing. Wtedy projekt ten był w fazie opracowania, zaś dzisiaj (w 2018 r.) jest on w stadium próbnym na poligonie we White Sands (NM).

Co do samochodowych dział laserowych, to powiemy o dokonaniach kolegów zza granicy. Kilka lat temu rada koncernu PWO „Diament-Anteusz” pokazało egzemplarz urządzenia do precyzyjnego kierowania promieniem potężnego lasera, a mówiąc dokładniej laser OPLot. i OPB. Kwantowy wzmacniacz światła o mocy 250 kW został umieszczony na 22-tonowym chassis samochodu pancernego MA3-543M.

 

Źródło: „Siekrietnyje archiwy” nr 6/2018, ss. 40-41

Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Sas – Leśniakiewicz              

wtorek, 5 września 2023

Rusałki, Panny Wodne, Syreny, Okeanidy, etc.

 


 

JIUFOTK (Amazon)

 

Szukając w Internecie materiałów na temat rozumnych istot we Wszechoceanie natknąłem się na poster pt. „Wiedza o Pannach Wodnych”, na którym przedstawiono dokładne rozpracowanie anatomii i fizjologii tych dziwnych stworzeń morskich czy wodno-lądowych.

Znajduje się tam tablica ukazująca anatomię Rusałki vel Panny Wodnej. Zasadniczo podobnej do anatomii człowieka, z tymże wyjątkiem, że zamiast nóg ma ona rybi ogon. Ale nie jest to stricte rybi ogon, ale delfini! Ryba porusza się w wodzie machając ogonem na boki, delfiny i inne ssaki machają ogonami w górę i w dół.

Następnie następuje rozróżnienie pomiędzy Rusałkami a Syrenami. I tak…

 

Budowa anatomiczna Rusałki

…Rusałki charakteryzują się tym, że:

 

·        Mają normalne „ludzkie” zęby;

·        Ogon różni się od ogonów gatunków drapieżnych;

·        Są przyjazne dla ludzi;

·        Są naiwne;

·        Są kolorowe;

·        Nie mogą rozmawiać z Syrenami;

·        Nie posługują się jakąkolwiek magią.

 

Syreny


Oceanidy

Panna Wodna - Rusałka

Syreny charakteryzują:

·        Ostre zęby;

·        Ogony mają taki kształt jak wodne drapieżniki;

·        Są niebezpieczne;

·        Podstępne;

·        Zazwyczaj w kolorze zielonym;

·        Nie opuszczają głębin;

·        Posługują się ciemną magią;

·        Manipulują ludźmi przy pomocy śpiewu;

·        Maja ostre skrzela;

·        I są zalotne.

 

Spotkanie z manatem na Florydzie

Manat - krowa morska

11 zdumiewających faktów o Pannach Wodnych:

 

1.       Najwcześniejsze legendy o Rusałkach pochodzą z Syrii sprzed 1000 r. p.n.e. Oryginalną Rusałką była Atargatis z Syrii. Legenda mówi, że kiedy zanurzała się w jeziorze to stawała się rybą, ale transformacji ulegała tylko dolna połowa ciała.

2.     Krowy morskie (manaty) często mylono z Rusałkami. Są to duże morskie ssaki i często były mylone przez marynarzy na morzu. Krzysztof Kolumb opowiadał o tym, że widział „brzydkie i tłuste Rusałki”. Kiedy pracowałem w Fokarium Stacji Morskiej UG na Helu, to spotkałem się z takim hasłem: „Foki i manaty są zwierzakami domowymi Syrenek”. Jestem zdania, że morświny i delfiny też…

3.       Rusałki mają 4 główne moce:

·        nieśmiertelność,

·        możliwość widzenia przyszłości,

·        telepatia…

·        …i hipnoza.

4.     Istnieją 4 typy Rusałek:

·        tradycyjne Rusałki – żyjące tylko w morzu;

·        irlandzkie Rusałki mogące zrzucać ogon i mieć nogi;

·        zmieniające kształty – mogące przybierać postać ludzką w razie potrzeby;

·        Morski Lud – amfibie wyglądające jak ludzie, które zamieszkują lądy i wody. Wiele odmian tych istot opisano w relacjach i przekazach historycznych.

5.       Akwamaryn (niebiesko-zielonkawy przejrzysty kamień szlachetny) jest z łez Panien Wodnych. Wierzono, że te oceaniczne gemy pochodzą z łez Rusałek.

6.      Słowo Rusałka (z ang.: Mermaid) znaczy „kobieta z morza”. W staroangielskim „mer” oznacza morze, a „maid” dziewczynę, kobietę. 

7.      Pocałunek Rusałki ma moc uwodzenia. Zgodnie ze starymi przekazami, pocałunek Rusałki daje możliwość oddychania pod wodą.

8.      Mężczyzna-rusałka (Merman) był pierwszy. Wodny babiloński bóg Oannes pojawił się na 7000 lat przed Atargatis.

9.      Rusałki nie mają silnych, śpiewnych głosów. Silne i śpiewne głosy mają Syreny.

10. Najdroższy ogon Rusałki kosztuje 10.000 GBP. Ten hydrodynamiczny ogon ważący ok. 17,5 kg posiada Linden Wolbert z Los Angeles (CA), który przemierzył cały świat jako całkowicie profesjonalny Merman.

11.   Kolor ogona Rusałki zdradza jej charakter. Zdradza on jej chwilowy nastrój, a także jej osobowość. 

 


Trzy sympatyczne Panny Wodne z Mako

Moje 3 grosze

 

Nie wierzyłem w istnienie Morskiego Ludu, aż do pewnego wrześniowego popołudnia, kiedy to ujrzałem je w jeziorze Wicko u brzegów Wielkiego Krzeku w 1987 roku. Było tam kilka osób, które kąpały się w jeziorze. Trzy czy cztery – nie miałem lornetki, by widzieć je dobrze. Ale zapamiętałem jeden szczegół, ci ludzie nie mieli nóg…

Nie zapominajmy, że gdzieś tam w dawnych czasach, w tym jeziorze, mieszkała Panna Wodna zwana Świetlaną. Po drugiej stronie, już w Bałtyku została złapana Zielenica, którą ludzie zamęczyli w Trzęsaczu… Czy jest coś w tych legendach? Oczywiście – to są ślady spotkań ludzi z Wodnymi Ludźmi. Czy teraz mieszkają Oni w Bałtyku? Być może, ale raczej wynieśli się do czystych wód jeziornych lub na Atlantyk…

I co z tego wynika? Rusałki i Syreny zrobiły się modne – o czym świadczą seriale w rodzaju „H2O – wystarczy kropla”, filmy takie jak „Piraci z Karaibów”, „Syrena” i inne. Nie zapominajmy, że Syrena – a właściwie Panna Wodna znajduje się w herbie Warszawy. Poza tym zrobiła się moda na Syreny – w powłóczystych szatach… - co widać na zdjęciu.


Moda "na Syreny:"

Dlaczego piszę o tych mitycznych stworzeniach? Ano dlatego, że nie są one tak mityczne, jak to się wydaje. Znamy jedynie 10% powierzchni dna naszego Wszechoceanu i na pozostałych 90% może być wszystko. Poza tym polecam Czytelnikowi bardzo ciekawą pracę Kevina Petera Handa – „Pozaziemskie oceany”, w której stawia on tezę, że we wszechoceanach księżyców gazowych i lodowych olbrzymów może znajdować się życie – w tym nawet rozumne! Dlaczegóżby nie? Czy mogłoby ono mieć formy takie, jakie znamy z marynarskich gadek i legend? Niewykluczone. A zatem badania i poszukiwania takich form życia wodnego na Ziemi mają sens, bo możemy je spotkać także w Kosmosie!   

 

Przekład z angielskiego – R.K.F. Sas - Leśniakiewicz