Powered By Blogger

środa, 24 czerwca 2015

I zadrżały domy…



Oleg Fajg


Dnia 24.I.1978 roku radziecki sztuczny satelita Ziemi należący do Morskiego Systemu Wywiadu i Określania Celów Kosmos-954 z jądrowym zasilaniem na pokładzie spadł na terytorium Kanady. Na szczęście obyło się bez ofiar.

W dniu dzisiejszym historia ufokatastrofy w Kecksburgu, PA, jest doskonale znaną. Między innymi zainteresował się tą zagadką sprzed niemal pół wieku amerykański ufolog Stan Gordon. Opracowawszy i zbadawszy wiele informacji, doszedł on do tej wersji tych dalekich wydarzeń…

Lokalizacja Kecksburga na mapie Pensylwanii

Rekonstrukcja trajektorii lotu UFO z Kecksburga


Operatywność wojskowych


Wieczorem, dnia 9.XII.1965 roku, w głębi lasu otaczającego półkolem miasteczko Kecksburg, PA, rozległ się przenikliwy gwizd, który przeszedł w gromowy ryk i zakończył się głuchym uderzeniem. Od niego zatrzęsły się ściany domów i zakołysały żyrandole. Wkrótce przed siedzibą burmistrza zebrała się gromada przerażonych tym mieszkańców miasteczka. Burmistrz i szeryf polecili ludziom się rozejść wyjaśniając, że na las spadła rakieta i wkrótce powinno przybyć wojskowi specjaliści ze specjalistycznym sprzętem. I rzeczywiście, w pół godziny później przyleciały dwa helikoptery z komandosami, którzy szybko okrążyli fragment lasu zwany Curve Ravine od strony miasta i przylegającej doń szosy międzystanowej. Potem przybyło kilka ciężarówek i autobusów. Tak zaczęła się operacja ewakuacji zagadkowego obiektu.

I sam Gordon, i inni badacze zwrócili uwagę na zadziwiającą operatywność, z jaka wojsko odizolowało teren przylegający do miejsca spadku nieznanego obiektu. Jednakże żaden z nich nie wyciągnął żadnego wniosku z tego dziwnego faktu.

Tak wyglądała katastrofa tego UFO...


Świadkowie z „meteorytowej drogi”


Swoje dochodzenie w sprawie ufokatastrofy w Kecksburgu, Stan Gordon rozpoczął od tradycyjnych poszukiwań najbardziej wiarygodnych świadków naocznych i tutaj natknął się na różne wersje przebiegu wydarzeń. Nie wiedzieć czemu, większość mieszkańców Kecksburga niczego nie widziała i nie słyszała, a o lądowaniu „niebiańskiego żołędzia” w Curve Ravine dowiedziała się z mediów. Do tego, kiedy do Kecksburga przybyli reporterzy z głównych gazet krajowych i dziennikarze ze stolicy, mogli oni dostać relacje z pierwszej ręki. Spektrum poglądów był bardzo szeroki – od przekonania, że z nieba nic nie spadło, aż do opisu wyrzucenia „małych, zielonych ludzików” – LGM - z otwartego „niebiańskiego żołędzia”.

W gruncie rzeczy, sam termin „niebiański żołądź” sądząc ze wszystkiego powstał jak zwykle, chociaż nikt nie widział tego, co spadło w Curve Ravine. W materiałach Project Blue Book spotykamy jedynie terminy „aparat”, „agregat” czy „obiekt w ramach dochodzenia”.

Jedno, w czym zbiegały się wszystkie relacje mieszkańców Kecksburga, to tylko to, że katastrofa rzeczywiście miała miejsce. dlatego też, jak tylko dziennikach radiowych oznajmiono, że w okolicach Kecksburga miało miejsce lądowanie UFO, zaś odcinek międzystanowej szosy, którą miejscowi nazwali „meteorytowa droga” (ze względu na mknące po niej samochody jak meteoryty) zapełnił się ciekawskimi. To właśnie byli ci naoczni świadkowie kecksburgskiego incydentu, którzy widzieli jedynie konwój wojskowych ciężarówek wywożących coś z leśnego masywu…

...a tak onże sam... (rekonstrukcja)


Wnioski z Błękitnej Księgi


Gordon uważa, że tymczasowy punkt dowodzenia operacją znajdował się w pożarowym depo, zaś na polu fasoli postawiono specjalne centrum łączności. Jego schemat ukazuje relacja miejscowego farmera Hey’a, którego grunty leżały pomiędzy leśnym cyplem a międzystanową szosą. Wojskowi zainstalowali w jego domu punkt radiotelefonicznej łączności i mając namiary z wieży ppoż., organizowali przeczesywanie okolicznych pól i skrajów lasu z przyrządami przypominającymi dość dokładnie saperskie wykrywacze min.

Wszystkie drogi wiodące do farmy Hey’a i do Kecksburga były zamknięte przez żandarmerię (MP), która zabezpieczała także wszelkie prace poszukiwawcze. Jednak kilku korespondentów widziało przez lornety pracę na tych miejscach saperów z wykrywaczami min. To było dziwne, wszak na własne pytanie Gordona Dowództwa Wojsk Inżynieryjno-Saperskich USA, gdzie udały się jednostki wojsk saperskich specjalnego przeznaczenia, DWI-S odrzucało swoje uczestnictwo w podobnych operacjach. Tedy Gordon znalazł pośród mieszkańców Kecksburga emerytów, którzy wyjaśnili, że owszem – operację przeprowadzały wojska lądowe, ale wśród nich znajdowali się oficerowie USAF.

Między innymi, w jednym z rozdziałów Blue Book znajduje się krótki odsyłacz do grupy specjalistów złożonej z trzech osób dowodzących w Kecksburgu, będących z 662. Eskadry Wywiadu Radiolokacyjnego znajdującej się w Pittsburgh AFB, PA. W krótkim raporcie do kierownika Projektu policja stanowa twierdziła, ze w lesie nie znaleziono niczego, zaś na niebie ludzie widzieli meteoryt, który oczywiście spłonął w atmosferze i nie doleciał do Ziemi.


„Ognista kropla”


I eksperckie wnioski Blue Book, i wywody późniejszych badaczy takich jak: autor książek o UFO Frank Edwards, konspirolog Gerald Hains, internetowy poszukiwacz Leonard David, były kierownik aparatu Białego Domu John Podesta i prezes kanału fantastyki naukowej Sony Sci-Fi Bonny Hammer, są jedynymi opisującymi wydarzenia w Kecksburgu.

Tego grudniowego wieczoru wielu mieszkańców Kecksburga i jego okolic, widzieli na niebie ognistą kulę zostawiającą za sobą dymny ślad. Rozsypywała ona iskry i płonące odłamki leciał na wysokości kilku kilometrów, od czasu do czasu zwalniająca i rozsypująca we wszystkie strony płonące fragmenty. A do tego „meteor” zmieniał kierunki lotu, obejmowały go płomienie i słychać było głuche wybuchy. Nad kecksburskim lasem od „bolidu” oderwała się „ognista kropla”, która spadła na ziemię, zaś sam „bolid” po raz któryś zmienił kierunek lotu i poleciał w kierunku pn-zach. Po kilku sekundach ziemia drgnęła od uderzenia, a z miejsca impaktu podniósł się słup niebieskawego dymu…

Po upływie kwadransa zaczęły się telefony od strwożonych mieszkańców do biura szeryfa, do miejscowej rozgłośni radiowej w pobliskim Greensburgu, redakcji gazet i nawet FBI. Ktoś tam opowiadał o zderzeniu na niebie dwóch meteorytów, ktoś widział płonący samolot, a nawet katapultowanych lotników pod płonącymi spadochronami.

Radziecka ASM Kosmos-96 i...


Odyseja „kecksburskiego żołędzia”


Następnym etapem swego dochodzenia, Gordon poświęcił marszrucie ewakuacji „niebiańskiego żołędzia”. Udało mu się znaleźć żołnierza z ochrony Lockbourne AFB, OH. On doskonale pamiętał, jak w dniu 10.XII.1965 roku przyjechał do nich konwój z jakimś masywnym ładunkiem. Po zatankowaniu i zmiany kierowców wczesnym rankiem on dowiedział się, że konwój ten wyjechał do Wright-Patterson AFB w Dayton,  OH.

Należy dodać, że Wright-Patterson AFB  jest uważana przez ufologów za centrum badań „pozaziemskich artefaktów”, a ich dawni i dzisiejsi pracownicy lekko zapracowują sobie na wiarygodnych badaczy UFO. Dlatego też Gordon szybko znalazł niejakiego Mayrone’a opowiadającego, jak to przez kilka dni po incydencie w Kecksburgu, jego zakład materiałów budowlanych otrzymał od bazy lotniczej Wright-Patterson zlecenie na partię „cegieł antyradiacyjnych”. Specjalne, dwustronne glazurowane, dwuwarstwowe brykiety posłużyły – według słów Mayrone’a – do budowy ochronnego sarkofagu wokół obiektu, który przywieziono specjalnym konwojem. Na terenie bazy na ładunek cegieł czekali ludzie w białych kombinezonach ochronnych.

Wewnątrz hangaru Mayrone ujrzał zalany jaskrawym światłem obiekt w kształcie dzwonu o rozmiarach 3 x 3 m. Był on owinięty jakąś metaliczną folią jakby z miedzi czy brązu, która miejscami była pokryta plamami jakby sadzy. Mayrone podszedł do robotnika z palnikiem acetylenowym, który opowiedział ciekawskiemu budowlańcowi, że nijak nie może rozciąć pokrywę kokonu, żeby dostać się do środka. Wcześniej bezskutecznie próbował on zrobić to przy pomocy silnych kwasów i diamentowej piły…

Wychodząc Mayrone obejrzał się i ujrzał… małe ciało przykryte całunem. Spod tkaniny wysuwała się brązowa ręka jak u jaszczurki z trzema palcami.  


Katastrofa ASM - Automatycznej Stacji Międzyplanetarnej  


Wiele wniosków Gordona zgadza się z wnioskami ekspertów z Blue Book. Przede wszystkim musimy wspomnieć zdumiewającą operatywność wojskowych. Odnosi się wrażenie, że wojskowi z USAF śledzili to UFO i dokładnie wiedzieli kiedy i gdzie spadnie. No i oczywiście doskonale wiedzieli, co leci na niebie Pensylwanii!

A właśnie wtedy na wokółziemskiej orbicie zepsuł się radziecki aparat kosmiczny Kosmos-96. Ta masywna ASM przeznaczona była do badań Wenus i po awarii weszła jak raz w gęste warstwy atmosfery prawie nad kontynentem północnoamerykańskim, rozpadając się nad Południowo-wschodnią Kanadą, w dniu 9.XII.1965 roku. Zgadzają się tu nie tylko data i miejsce, ale także sam kształt aparatu przypominający dzwon albo wielkiego żołędzia.

Nie muszę chyba mówić, że ocalałe fragmenty tej ASM wywołały wielkie zainteresowanie NASA. Poza tym radziecki aparat był wyposażony w nowy generator radioizotopowy i mógł doprowadzić do radioaktywnego skażenia atmosfery i gruntu w miejscu upadku.

Gordon i ufolodzy odrzucają zdecydowanie tą wersję wydarzeń, jednakże astronom Bob Schmidt z Pittsburga w polemice z „niezależnymi badaczami” przywodzi ten fakt, że jego koledzy z NASA pod koniec 1965 roku badali otrzymany skądinąd fragment dziobowego stożka spadłej „rosyjskiej rakiety”.
W zasadzie pokrywające się miejsce i czas upadku Kosmosu-96, który wszedł w atmosferę nad Kanadą o godzinie 03:18 w nocy – na 13 godzin przed katastrofy pod Kecksburgiem. Rzecz w tym, że awaria ta zaczęła się od odłączenia paneli baterii słonecznych i następującym potem rozpadem ASM na mniejsze fragmenty. Jeden z nich – bardziej aerodynamiczny dziobowy przedział – zdołał wykonać kilka obrotów wokół Ziemi i wyhamowawszy wpadł do kecksburgskiego lasu 9 grudnia.

A do tego pokrywające ją napisy w języku rosyjskim i cyrylicą, wpółzatarte w czasie przelotu przez atmosferę mogły być wzięte za „hieroglify Kosmitów”.



...tajemnicze niemieckie urządzenie "bell-jar" zwane "dzwonem" wyprodukowane podobno w laboratoriach na Dolnym Śląsku w ostatnich dniach II Wojny Światowej...


Moje 3 grosze


Rzecz ciekawa, bo obiekt, który spadł w okolicach Kecksburga dość dokładnie przypomina osławioną (i tyle razy obśmianą) konstrukcję Der GlockeDzwon, która łączy ze sobą cechy pojazdu latającego w przestrzeni – także kosmicznej – i straszliwej broni. Ile w tym prawdy? – tego nie wie nikt. 

Ale powyższy materiał daje do myślenia przede wszystkim tym, którzy piszą na temat ufokatastrof i wojny w kosmosie. Jakże te wszystkie tu opisane fakty pasują do tego, co miało miejsce na polskim wybrzeżu w dniu 21.I.1959 roku, kiedy to do basenu portowego nr 4 wpadł nieznany obiekt latający, który mógł być ni mniej ni więcej ale amerykańskim satelitą łączności 1958 Zeta z programu SCORE. Był to pierwszy satelita telekomunikacyjny… W pracy pt. „UFO i Kosmos” (Tolkmicko 2010) przeprowadziłem dowód na to, że to właśnie dlatego mógł on być zestrzelony przez Rosjan, co doprowadziło kilku historyków do histerii… - jako że nie wyobrażali sobie, by pociski rakietowe klasy ziemia – przestrzeń kosmiczna mogły istnieć w późnych latach 50. i wczesnych latach 60. XX wieku.

W świetle powyższego, całkiem możliwe jest to, że Amerykanie chcieli się odegrać i uszkodzili na orbicie Kosmos-96, a potem czekali tylko na jego spadek na terytorium USA czy Kanady. Resztę znamy, bo jest podobna do historii z Roswell, Maury Island, Laredo/Aztec, Spitzbergenu czy Gdyni: przyjechało wojsko, zebrało wszystkie szczątki i…

I naraz pojawiły się pogłoski o UFO, które dziwnym trafem uległo tam katastrofie. Mistrz Lucjan Znicz-Sawicki nazywa to celowanym rykoszetem: spadają najzupełniej ziemskie aparaty kosmiczne, ale gmin jest przekonany o tym, że są to uszkodzone UFO, ergo USA posiada technologie Kosmitów, które może różnie wykorzystać. Pospólstwo się z tego cieszy, wojsko też się cieszy, bo nikt nie będzie dochodził, co naprawdę przykrywa ta Legenda i wszyscy są zadowoleni: pismacy mają o czym pisać, media mają swoją sensację – wszak to dowód na istnienie Innych, służby mają przykrywkę dla swych niecnych poczynań, a gawiedź ma igrzyska, a wszyscy przekonanie o tym, że Ameryka jest największym, najwspanialszym, najsilniejszym krajem świata i tylko ona jest godna go reprezentować w Kosmosie. To przekonanie cały czas wylewa się choćby z kinowo-telewizyjnej produkcji Hollywood. Wystarczy obejrzeć sobie amerykańskie filmy i seriale sci-fi o tematyce Kontaktu z Obcymi…

Wszystko wskazuje na to, że wszystko tam, w Pensylwanii, rozgrywało się wedle scenariusza opracowanego i wykorzystanego już w 1947 roku w Nowym Meksyku – oczywiście z pewnymi istotnymi modyfikacjami.

I wszyscy są szczęśliwi.


Uwagi z KKK


Czytając o tej relacji z prób dostania się do ów pojazdu przy pomocy kwasów itp. odniosłem silne wrażenie, że akurat ta część jest mocno... naciągana. Według mnie takie operacje mają już klauzulę tajności i nawet swobodne rozmowy pracowników ze sobą nawzajem są zakazane. Jakoś nie wierzę, że po tylu latach nie wdrożono podobnej procedury, albo że podobny dialog się zwyczajnie odbył. Pasuje mi to najbardziej do treści wymyślonej przez jakiegoś 'artystę', bowiem ta fabuła skacze po tych samych falach, jeśli mogę się tak wyrazić i być zrozumianym. Jest coś, co daje podobne odczucie - lektura powieści s-f. Opis faktologiczny niesie inny ładunek i jest to dla czytelnika s-f jasne. (Smok Zorzakowy)

Mnie to od początku do końca pachnie humbugiem. Albo czymś jeszcze gorszym, bo celowym oszustwem. Takim, jak to kiedyś nazwałeś „UFO-matactwem”. Pomyślmy – coś spada w las, to coś zabiera wojsko i dowozi do swej bazy – tyle fakty. To jest oczywiste, bo wielu to widziało, ale teraz zaczyna się legenda: jakiś budowlaniec widział dziwny obiekt w hangarze, a żeby było ciekawiej, to do tego jakiegoś gadoludka, który był dokładnie przykryty celtą, ale widać było jego rękę czy łapę trójpazurną, a więc gadzią… A ten materiał, którego nie można było przeciąć diamentową piłą? Nie przypomina to innej bajeczki o UFO z Roswell? Metal, który się sam regeneruje i wraca do poprzedniego kształtu. No i obowiązkowo hieroglify – a już najlepiej AurekBesh… Osobiście uważam, że to jednak było twarde lądowanie tego Kosmosa, do którego w celach komercyjnych dorobiono legendę o UFO-katastrofie. (Daniel Laskowski)  

Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 50/2014, ss. 6-7
Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©