Powered By Blogger

sobota, 29 czerwca 2019

Argentyński black-out



W  ufologii termin black-out czyli „zaciemnienie” oznacza całkowite wyłączenie prądu elektrycznego na określonym obszarze. Mistrz Lucjan Znicz-Sawicki w swych „Gościach z Kosmosu” opisał dziwne zjawisko tzw. „elektrycznych epidemii” wyłączeń prądu dotykających od czasu do czasu niektóre części świata. Takim sztandarowym przykładem są wydarzenia z USA w 1965 roku. Pisze on:

Wieczorem, 9.XI.1965 roku, miało miejsce masowe odłączenie energii elektrycznej, które objęło 8 wschodnich stanów USA, w tym miasto Nowy Jork i 4 prowincje Kanady.

W Nowym Jorku prąd wyłączono niespodziewanie. Dla ludzi był to prawdziwy szok. Wielu z nich sądziło, ze doszło do wojny nuklearnej albo zaczął się koniec świata. W wielomilionowym mieście stanęły pociągi metro. Zatrzymały się tysiące wind. Zgasły światła sygnalizacyjne powodując gigantyczne korki na ulicach.

Przyczynę awarii ustalono w ciągu tygodnia. Okazało się, że w kanadyjskiej prowincji Ontario doszło do uszkodzenia przewodów na linii wysokiego napięcia biegnące z niewielkiej elektrowni. Ale ta błaha, jakby kto myślał, awaria doprowadziła do przepięcia na innych liniach przesyłowych. Powstał klasyczny efekt domina: zaczęły się łańcuchowo wyłączać linie przesyłowe od innych elektrowni, w tym i amerykańskich (wszystkie one należały do energetycznego systemu CANUSE – CANada-US East, stąd właśnie ten efekt kuli śnieżnej.

- Jeżeli to była dywersja, to doskonale obliczona – oświadczył Michael Reppon, jeden z inżynierów prowadzących dochodzenie w tej sprawie.

Według oświadczeń i zeznań dwudziestu naocznych świadków, tego wieczora nad uszkodzoną kanadyjską linią przesyłową zawisły trzy dyskokształtne obiekty. Z jednego z nich na przewody padł biały promień. Po minucie promień zgasł, a NOL-e gdzieś przepadły. Czasowo wypadło to dokładnie z chwilą rozpoczęcia „zaciemnienia” czyli black-out’u…

Fakty wskazujące na obecność UFO w czasie awarii kanadyjskiej linii przesyłowej były tak oczywiste, że amerykańskie i kanadyjskie władze musiały przeprowadzić specjalne dochodzenie w tej sprawie. Ciągnęło się to przez całe 25 lat. W jego rezultacie doszli do wniosku, że nie ma żadnych wskazań, co do działania jakichś pozaziemskich sił i na tym sprawę zamknięto. Tak czy owak, była to generalna próba końca świata.[1]



Historia ta powtórzyła się niemal detalicznie w 1989 roku. I tym razem elektryczny paraliż objął część USA i Kanady.Poza tym wydarzenia takie miały miejsce we Francji, Gruzji, Azerbejdżanie, RFN i kilku innych krajach świata.

- Zaledwie sześć dni po wielkim zaciemnieniu Nowego Jorku – pisze dalej Mistrz Lucjan – w nocy 15/16.XI.1965 roku następuje cała seria awarii elektrowni w Wielkiej Brytanii.

2.XII zostają pozbawione prądu miasta Juarez (Meksyk) oraz El Paso (TX) i Alamogordo  (NM) w USA. Katastrofa obejmuje razem 700.000 osób zamieszkałych w Teksasie i Nowym Meksyku. […]

Zaledwie trzy dni później, 5.XII, następuje kolejna awaria sieci energetycznej w USA, która tym razem nie tylko obejmuje 40.000 domów we wschodnim Teksasie, ale w dodatku szereg znajdujących się tam baz wojskowych (Ft. Bliss, Holloman AFB, White Sands AFB i poligon rakietowy White Sands Missiles Test Range).

26.XII zostaje pogrążona w ciemnościach stolica (uwaga!!!) Argentyny, Buenos Aires i obszar położony w promieniu 40 km wokół niej, a także 4 wielkie miasta w Finlandii.

13.I.1966 roku, wg miejscowej prasy z Portsmouth (NH) stacja łączności satelitarnej z Telstarem w Andover (ME) na wiele godzin zostaje pozbawiona prądu wskutek uszkodzenia urządzeń, które – według późniejszego oświadczenia rzecznika Spółki Elektrycznej w Maine – „samorzutnie nieznanym sposobem się naprawiły”.

Kolejny elektryczny black-out dosięgnął Nowego Jorku w dniu 13.VIII.1977 roku, pod koniec upalnego i niezwykle parnego dnia, o godzinie 21:38 EDT/03:38 CEST, przy temperaturze powyżej +30ºC miasto ogarnęły egipskie ciemności… Burmistrz Abraham Beame ogłosił stan wyjątkowy. Miasto odzyskało prąd dopiero po 25 godzinach, dopiero przed północą w nocy 14/15.VII. Do dziś dnia nie wiadomo, jak właściwie doszło do tej awarii sieci elektrycznej. 

11.IV.1978 roku, wskutek uszkodzenia linii energetycznych kanadyjski Quebec zostaje pozbawiony prądu na 4 godziny. Z niewyjaśnionych przyczyn trzy linie wysokiego napięcia – po 735 kV każda – obniżyły napięcie, wskutek czego ucierpiał Montreal.

19.XII.1978 roku taki „zawał elektryczny” dotyka także Francję. Niemal w całym kraju padła elektryczność” poza Alzacją i Lotaryngią, które otrzymywały prąd z Fessenheim EJ (RFN), poza tym awaria dotknęła część Belgii i Szwajcarii. Szczególnie oberwało się dużym miastom: Paryż, Lyon, Marsylia. Na szczęście trwało to tylko 2 godziny. Straty oszacowano na 5 mld ₣ (koszt budowy dwóch elektrowni jądrowych), i – jak zwykle – nie ustalono przyczyn awarii. 

20.XII o godz. 09:30 CET następuje awaria sieci we Frankfurcie nad Menem (RFN) i znowu – była to awaria transformatora z nieznanych przyczyn. I dalej:

9.X.1979 roku wskutek tajemniczego uszkodzenia generatora pod Tel Awiwem został pozbawiony prądu cały Izrael. 

W ciągu dwóch lat w USA odnotowano 33 przypadki „przerwania dostaw energii elektrycznej” przy czym częstotliwość ich wzrasta zupełnie nieproporcjonalnie: podczas gdy w roku 1978 odnotowano „tylko” 9 takich olbrzymich awarii, a w 1979 roku było ich aż 24!







I następne kwiatki na tej łączce:

W kwietniu 1973 roku nastąpiła awaria, która pogrążyła w ciemnościach cały stan Floryda – w tym czasie zaobserwowano jedno (lub kilka) niebieskozielonych świateł zmierzających w kierunku Turkey Point EJ…

3.VIII.1958 roku podobny wypadek zdarzył się nad Rzymem. Jedna dzielnica została pozbawiona prądu, a w tym czasie nad nią zawisł Nieznany Obiekt Latający. Coś podobnego miało miejsce nad miastem Salta w Argentynie, w dniu 22.VII.1958 roku. 

23.VIII.1965 roku podobne zjawisko miało miejsce nad miastem Cuernavaca (Meksyk) – UFO był obserwowany przez wiele osób znanych z uczciwości. 

Identyczny przypadek miał miejsce w 1957 roku w miejscowości Tamaroa (IL). Tam też zaobserwowano przelot NOL-a w czasie elektrycznego black-out’u. 

Kolejny przykład na interakcję UFO z ziemską energetyką miał miejsce w Saint Paul (MN) w dniu 26.XI.1965 roku. W czasie elektrycznego „zaćmienia”, nad miastem widziano przelatującego NOL-a. UFO widziano także nad pobliską elektrownią Totem Town. Tym razem były to 2 NOL-e w kształcie dysków, które na moment wyłączyły elektrownię… 

Listopad 1953 rok, New Haven (CN) – według wielu świadków widziano tam przelatujące UFO w kształcie piłki nożnej w kolorze pomarańczowym. W czasie przelotu NOL-a pod nim gasły światła domów. Pokazano to na filmie „Bliskie Spotkania Trzeciego Stopnia” Stevena Spielberga (1977).

Podobna historia wydarzyła się w miejscowości Mogi Mirim (Brazylia), gdzie pogasły światła domów nad którymi przeleciały 3 UFO.

Polonicum: 11.II.1979 roku, w godzinach 06:06-06:08 CET w Zakopanem, a dokładniej w Kuźnicach nad miejscową elektrownią przeleciał czerwono świecący BOL, który na pewien czas wyłączył elektrownię – tzn. elektrownia pracowała, ale generatory nie dawały prądu. Oczywiście polscy „uczeni” unisono orzekli, że była to… planeta Wenus. 

Rzecz w tym, że Wenus wisiała wtedy nad południowo-wschodnim wschodnim horyzontem, ale nie mogła być widoczna w Kuźnicach, bowiem zasłaniały ją masywy górskie Nosala i Nosalowa Przełęcz oraz Skupniów Upłaz i Kopy Królowe. Obiekt przemieszczał się ze wschodu na zachód i został sfotografowany przez chorążego MO Antoniego Schredera – technika kryminalistyki KMMO Zakopane.[2]

Podobny, niemal identyczny przypadek miał miejsce w stanie Minais Gerais (Brazylia), w dniu 17.VIII.1959 roku, gdzie formacja NOL-i leciała wzdłuż linii energetycznej „wyłączając” prąd tam, gdzie się tylko pojawiła…

I wreszcie incydent w elektrowni Eureka (UT), która została wyłączona przez czerwono świecące UFO, (które wylądowało w obrębie elektrowni wyłączając ją) obserwowane od Oneida (NY) aż do Mesquite Range (NV), gdzie NOL ścigany przez myśliwce po prostu eksplodował wydzielając silne światło „jak wielka lampa błyskowa” o godzinie 19:35 PDT, co zaobserwowano aż w pięciu stanach! 

Tyle Mistrz Lucjan.

Od siebie dodam tylko tyle, że Ufiaści interesują się naszą energetyką atomową oraz militarnymi i cywilnymi instalacjami nuklearnymi. Szczególnie interesują Ich miejsca wielkich katastrof nuklearnych takich jak Czarnobyl i Fukushima. UFO widziano niejednokrotnie właśnie w rejonie czy wręcz nad tymi instalacjami. Ale to już temat z innej ballady…

Ostatnie wydarzenia w Ameryce Południowej wskazują na to, że być może mamy ponownie do czynienia z kolejną „elektryczną epidemią”, która ponownie dotknęła Argentynę. 

To, co wydarzyło się w niedzielę, dnia 16.VI.2019 roku, o godzinie 07:07 ART/12:07 CEST zjawiskowo przypomina to, co działo się w czasie „wielkiego zaciemnienia” w Nowym Jorku i innych miastach świata. Na 50 min przed wschodem słońca, padła cała przestarzała sieć energetyczna w Argentynie, a także częściowo w krajach ościennych: Chile, Urugwaju, Paragwaju. Prawdopodobną przyczyną awarii było trzęsienie ziemi, które nawiedziło okolice elektrowni wodnych Yacyretá na Paranie i Salto Grande na rzece Urugwaj. Twierdzi się także, że przyczyną mogłyby być gwałtowne wezbrania tych rzek wskutek intensywnych opadów deszczu. 

Usuniecie potężnej awarii nie było proste ze względu na pogodę, ale do 18 czerwca dostawa energii została przywrócona. Tym niemniej przedsiębiorcy ponieśli znaczne straty, a 50 mln ludzi było bez prądu.[3]
 
Czy zauważono w okolicach elektrowni jakieś UFO? Jak na razie nie mam na ten temat żadnych danych i moi amerykańscy znajomi też nie. Nie oznacza to jednak, że ich tam nie było. Być może jednak była to „zwyczajna” awaria obu elektrowni i nic nadzwyczajnego w tym nie było…

Opracował - ©R.K.F. Leśniakiewicz


[1] Tu i dalej – L. Znicz-Sawicki – „Goście z Kosmosu – NOL” t. 2, op. cit. ss. 103-115.
[2] Incydent ten opisałem w opracowaniu „Projekt Tatry” (Kraków 2002).
[3] Na podstawie „50 mln ludzi bez prądu” w  „ANGORA” nr 26/2019, s. 75.

piątek, 28 czerwca 2019

Astronomowie ustalili pochodzenie cygarokształtnej kosmicznej skały




Rhian Deutrom


Tak wedle artystycznej wizji wygląda międzygwiezdna asteroida 1I/2017 U1‘Oumuamua:


Naukowcy odkryli prawdę o tajemniczej kosmicznej skałce zwanej ‘Oumuamua, która przeleciała przez Układ Słoneczny i została odkryta w 2017 roku. Grupa znanych astronomów, w tym członkowie NASA, ESA i niemieckiego Instytutu Astronomii im. Maxa Plancka wydała ostatnio Raport na temat pochodzenia tej cygaro-kształtnej asteroidy, którą zaobserwowano po raz pierwszy w październiku 2017 roku. 

Nazwa ‘Oumuamua w języku Hawajczyków oznacza „posłańca z dalekich stron” i nazwano ją tak na cześć miejsca jej odkrycia – Hawajów. Zgodnie z tym Raportem, „szybko poruszający się obiekt po niezamkniętej orbicie został odkryty w pobliżu Ziemi” przez silny teleskop znajdujący się na Hawajach.

W Raporcie tym stwierdza się, że ‘Oumuamua jest metalicznym lub skalnym obiektem w przybliżeniu długim na 1312 ft/433 m i szerokim na 131 ft/44 m. Ma on „gęstość jak kometa” i powierzchnię w ciemnoczerwonym kolorze.

Czerwony kolor powierzchni sugeruje albo powierzchnię bogatą w związki organiczne, jak u komet i asteroid z peryferii Układu Słonecznego, albo na powierzchni znajdują się minerały zawierające nanocząstki żelaza, jak to występuje na najciemniejszych obszarach Iapeta – jednego z księżyców Saturna – jak podaje Raport.

Raport sugerował, że ‘Oumuamua opuścił swój macierzysty układ planetarny miliony lat temu i najwidoczniej został wysłany w swoją długą podróż, kiedy został „wyrzucony wskutek układu planet albo przepływu materii” i być może został przekierowany do czterech możliwych systemów gwiezdnych.

Wyliczono także, iż ‘Oumuamua poruszał się szybciej, niż wynikało to z praw mechaniki niebieskiej. Raport ten został przyjęty przez „Astrophysical Journal”.

Odkrycie ‘Oumuamua wywołało międzynarodową debatę, kiedy on został odkryty po raz pierwszy, jak uczeni borykali się z wyjaśnieniem czym była właściwie ta długa, cienka asteroida i dlaczego leciała ona tak blisko Ziemi.

Odkrycie to nawet spowodowało sugestię, że ta skała była ni mniej ni więcej tylko obcym statkiem kosmicznym albo próbnikiem, używanym do eksploracji naszego Układu Słonecznego.

Jeden fakt pozostał bezdyskusyjnym: ‘Oumuamua jest pierwszym obiektem, który był zaobserwowany, a który przyleciał do naszego Układu Słonecznego z głębokiego kosmosu.

Raport stwierdza, że ‘Oumuamua jest zapewne „jednym z wielu” miedzygwiezdnych obiektów, które regularnie przeleciały przez nasz Układ Słoneczny.  


Moje 3 grosze



No niestety, Raport jak widać nie wyjaśnił, skąd ta skała przyleciała do Układu Słonecznego – wiadomo jedynie, że z kierunku konstelacji Lutni (Lyra) i że odleciała w kierunku Pegaza. I to wszystko. W sumie niewiele. Pech polega na tym, że to „coś” leciało z prędkością hiperboliczną czyli jakieś 46 km/s, a więc znacznie powyżej VIII i jak na razie nie mamy żadnych możliwości technicznych, by „to” dogonić. 


Poza tym wcale nie jest powiedziane, że obiekt ten pochodzi akurat z Vegi. Mógł on pochodzić skądkolwiek, a przechodząc koło tej gwiazdy dostał grawitacyjnego „dubla”, który wyrzucił go w kierunku Słońca, ergo i tak jest on niewiarygodnie stary (zakładając, że jest to statek kosmiczny czy sonda międzygwiezdna), bo taka podróż trwałaby jakieś 127.000 lat – tylko z Vegi, a skąd ten blok stalny pochodzi, to możemy tylko zgadywać…Jeżeli porusza się w kosmosie korzystając z grawitacyjnych karamboli, to może on pochodzić równie dobrze spoza naszej Galaktyki Drogi Mlecznej. Jaka szkoda, że nie możemy go zbadać!


Pozostaje mieć nadzieję, że nie jest to jedyny „posłaniec z daleka” i kiedyś znów trafi nam się okazja zbadania takiego obiektu – być może spoza naszej Galaktyki, bo coś mi się widzi, że jest ich więcej. Być może jest to produkt zderzenia się ze sobą dwóch „wędrownych planet”, których jest w Galaktyce jak maku. A zatem jest nadzieja…   
   

Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz

czwartek, 27 czerwca 2019

Zaginiony jacht




Wadim Ilin


W historii Ludzkości - tej starej i nowej – odn0towano niemało wydarzeń niewyjaśnionych i bezpowrotnych zaginięć ludzi – jak pojedynczych osób, jak i załóg samochodowych, statków morskich i powietrznych, a także całych pododdziałów wojska. Tym niemniej przepadają nie tylko samochody, statki, samoloty ale nawet całe pociągi. Prawda, rezultaty badań większości tych i im podobnych zniknięć pozwalają wyrażać mniej czy więcej prawdopodobne przypuszczenie o ich naturze i mechanizmach. Jednakże bywają takie incydenty. Których wyjaśnić na podstawie zdrowego rozsądku się nie da. A oto właśnie jeden z takich przypadków:


Brakuje lokalnych atrakcji


Z początku nikt nie uważał tego wydarzenia, które miało miejsce w 1956 roku, za zagadkowe – ani właściciel jachtu, ani towarzystwo ubezpieczeniowe, ani detektyw poproszony o zbadanie sprawy. A sprawa wyglądała tak, że wielki – rozmiarami przypominający barkę – luksusowy jacht spacerowy, pewnej nocy znikł bez śladu ze swego basenu. 

Zaginiony jacht był największą jednostką na akwenie zbiornika wodnego Sardis Dam/Sardis Lake znajdującego się w odległości 10 mi/16 km od miasteczka Batesville, MS – w północnej części stanu.[1] Miejscowi uważali ten zbiornik za wspaniałe miejsce dla odpoczynku  i łowienia ryb. Prawda, niektórym się nie podobało, kiedy na wodzie pojawiło się coś tak wielkiego z pomrukiem silników i publiką na pokładzie. 

Oczywiście jednostka była solidnie ubezpieczona na wysoką sumę. Należało on do pewnych właścicieli – w tym znanego pisarza Williama Foulknera zamieszkałego w Oksfordzie, MS – w miasteczku leżącym nieopodal jeziora.
Zanim zapadła krytyczna noc, jeden z właścicieli jachtu pływał nim cały dzień po jeziorze wraz ze swymi gośćmi. Wieczorem zakotwiczył go w odległości ok. 150 m od zapory i był on doskonale widoczny z brzegu. A następnego ranka okazało się, że jachtu na miejscu kotwicowania NIE BYŁO!

 Sardis Lake
 Tama i elektrownia wodna Sardis Lake Dam
 Sardis Lake - widok z powietrza

Ocena sytuacji


W ciągu następnej doby w celu zbadania sprawy przyjechał detektyw Stan Reynolds dobrze znany w Nowym Orleanie, Los Angeles i Atlancie. Miejscowe władze powitały go z radością, ale szczególnego zainteresowania sprawą nie przejawiały.  

Także i detektywowi ta sprawa wydawała się być rutynową – znalezienie zatopionego jachtu w jeziorze czy ukrytego w przybrzeżnych zaroślach nie było trudne. W zakwaterowanym w okolicy pododdziałem wojsk inżynieryjnych zdobył dokładne plany dna jeziora i jego głębin.[2] Przejrzawszy plan, a także okolicę wokół jeziora zaporowego doszedł do wniosku, że jacht powinien znajdować się na obszarze tego akwenu – na wodzie albo pod wodą. Jedyna istniejąca tam rampa do podnoszenia statków i spuszczania ich na wodę była doskonale widoczna ze wszystkich stron. Rzeczka zasilająca jezioro[3] była całkiem wąska i płytka, a podnieść taką jednostkę na brzeg i taszczyć ją po gliniastym porośniętym lasem brzegu było niemożnością.


Początek bezskutecznych poszukiwań


W pobliskim aeroklubie Reynolds wynajął lekki samolot z pilotem i latając na małej wysokości metodycznie przeglądali całą powierzchnię jeziora i jego strefę przybrzeżną. I niczego tam nie znaleźli. Gdyby jacht zatonął na niedużej głębokości, to byłby on widoczny z góry. Ponadto, gdyby jacht zatonął, to na powierzchni jeziora pływałyby różne nieumocowane przedmioty, które znajdowały się na jego pokładzie: meble, kamizelki i koła ratunkowe, naczynia, itd. A nawet gdyby nawodna część jachtu spłonęła do samej linii wodnej, to w wodzie pływałyby jego niespalone fragmenty, albo wreszcie zgliszcza i węgielki. Ale niczego takiego nie udało się odkryć…  

Po tym niepowodzeniu detektywa, śledztwo utknęło w miejscu. Reynolds dogadał się z miejscowym najstarszym mieszkańcem, znawcą tych miejsc i jego łodzią opłynęli oni całe jezioro. Najgłębsze miejsca przeszukali przy pomocy niewielkich czteroramiennych kotwiczek. Jednakże podnieśli oni z dna tylko wodorosty i rozmaite śmieci. 

W takiej sytuacji zdrowemu rozsądkowi pozostała tylko jedna wersja: w nocy Jach został wytaszczony na ląd na pochylni. Ale byłoby to widoczne w doskonałym oświetleniu, a poza tym sama ta operacja jest bardzo hałaśliwa. Reynolds przepytał miejscowych mieszkańców, których domy znajdowały się w pobliżu pochylni. Żaden z nich w tą noc nie słyszał i widział niczego podejrzanego. 

Wieczorem detektyw udał się na zaporę i rozmawiał z wędkarzami. Wielu z nich wędkowało także i w tamtą noc, i opowiadali że do zapadnięcia ciemności widzieli ten jacht stojący na kotwicy nieopodal tamy.  Wokół było cicho i spokojnie – żadnego wybuchu, żadnego pożaru, czy choćby jakiegoś szumu. I u wszystkich ryba dobrze brała.


Niepowodzenia się przeciągają


Historia,  która wyglądała na pierwszy rzut oka na prostą i nudną, okazała się być całkowicie niezrozumiałą. Wszystkie fakty wskazywały na to, że jacht nie znajdował się ani w głębinach jeziora, ani w jeziorze. Ale jak mógł zniknąć niepostrzeżenie? A nawet skoro znalazł się sposób wywleczenia go z wody bez użycia pochylni, to tam, gdzie to miało miejsce powinny być głębokie bruzdy w bagiennym gruncie, złamane gałęzie i pnie młodych drzew, no ale na brzegach żadnych takich śladów nigdzie nie znaleziono…

Detektyw znowu uważnie zbadał pochylnię. Gdyby złoczyńcom udało się wytaszczyć po niej jacht tak, że miejscowi mieszkańcy niczego nie widzieli i słyszeli (co jest mało wiarygodne), czy pod groźbą nakazali im trzymać to, co widzieli w tajemnicy (co jest jeszcze mniej wiarygodne), to przed nimi stanął jeszcze jeden problem: do przewozu jachtu musieliby oni mieć trailer z przyczepną platformą, a jego kierowca musiałby mieć zezwolenie na przewóz niegabarytowego ładunku. Ale do miejscowej jednostki policji nikt nie zgłosił się po takie zezwolenie, a koło posterunku, który znajduje się obok jedynej drogi wiodącej do tamy, taki pociąg drogowy nie przejeżdżał.


Machinacje Kosmitów?


I tak właśnie jachtu nie można było wywieźć z akwenu jeziora. Czyli on zatonął, a próby odnalezienia go na dnie były nieskuteczne. Trzeba było przedsięwziąć coś innego. 

Następnego dnia rano, dno w najgłębszych miejscach jeziora miał obejrzeć nurek. Po kilku godzinach stało się jasne, że jachtu na dnie jeziora NIE MA!

Pozostało założyć, że w ciemnościach nocnych jakiś bezgłośny statek powietrzny zaczepił liny do jachtu i zabrał go z jeziora. Ale takich pojazdów nie ma do dziś dnia. I tak śledztwo w tej dziwnej sprawie skończyło się na niczym. Towarzystwo ubezpieczeniowe nie wypłaciło właścicielom odszkodowania. Ubezpieczyciele wyszli bowiem z założenia, że ubezpieczenie nie obejmowało zniknięcia jachtu w niewyjaśnionych okolicznościach. 

Należałoby tu jeszcze dodać, że w latach 50-tych ludzie często zgłaszali swe obserwacje UFO i Reynolds pomyślał, że jacht mógł być porwany przez jakiś statek kosmiczny. Tym bardziej, że znanym mu się stał incydent potwierdzający taką możliwość. U wybrzeży Zatoki Meksykańskiej, w rejonie Pascagoula, MS z łódki zostało porwanych dwóch rybaków. Oni twierdzili, że Kosmici przenieśli ich na swój statek kosmiczny, obejrzeli ich ze wszystkich stron i odstawili z powrotem na łódź. Rybacy byli znani jako uczciwi i prawdomówni ludzie, i pozytywnie przeszli testy na detektorze kłamstw. 

Czy więc jest możliwe, że Kosmici wyprzedzający technicznie Ziemian, mogli niepostrzeżenie i cichcem porwać ogromny jacht z jeziora Sardis? Ale po co? I co się potem z nim stało? 

Odpowiedzi na te pytania nie ma do dziś dnia…


Źródło – „Tajny i zagadki” bn/2019, ss. 6-7
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz  


[1] Zapora znajduje się na: N 34°24'32.0" – W 089°47'45.0". Rozmiary jeziora 30 x 4 km.

[2] Maksymalna głębokość 23 m.
[3] Little Tallahatchie River.