Powered By Blogger

sobota, 22 czerwca 2019

Smoleńsk – jeszcze jedna hipoteza




Janusz Młynarski



Kiedy pisaliśmy nasze opracowanie na temat tajemniczych katastrof lotniczych, to zwróciliśmy uwagę na pewne dziwne zjawiska zaobserwowane w 2010 roku, a które – jak się wydaje – mogłyby mieć związek z katastrofą prezydenckiego Tupolewa. A dokładniej chodzi o błędne wskazania GPS. I okazuje się, że nie tylko my... A zatem:


Teoria alternatywna, czyli, jak Amerykanie zabili Lecha Kaczyńskiego


Jeśli niektórzy - nie mając ku temu najmniejszych podstaw - mają prawo, z pełnym przekonaniem twierdzić, że Lech Kaczyński zginął w zamachu sprokurowanym przez Putina, to ja mam prawo twierdzić, że stoją za tym Amerykanie. W każdym razie moja teoria nie jest bardziej kretyńska od macierewiczowej, a rzekłbym nawet, że mniej.

Przez cztery lata dzielące nas od katastrofy smoleńskiej rzadko i niechętnie zabierałem głos na temat katastrofy smoleńskiej. Budziło w mnie niesmak, to, co Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz oraz wyznawcy „religii smoleńskiej” z nią wyprawiają. Drażniła mnie zaciekłość i zapiekłość „smoleńczyków”, obrzucanie tych, co myślą inaczej obelgami. Przez te cztery lata byłem prawie pewien, że katastrofa była skutkiem całego ciągu zaniedbań, bałaganiarstwa, chorych ambicyjek i nieszczęśliwych zbiegów okoliczności. Wersja, iż, to robota Rosji, kompletnie do mnie nie przemawiała i tak jest nadal, ale – jak zaznaczyłem – byłem „prawie pewien”, bo od czasu, do czasu nachodziły mnie różne myśli. Najpierw mgliste (nie mające nic wspólnego ze „sztuczną mgłą smoleńską) - jednak z czasem coraz wyraźniejsze. I nie biegły one w kierunku wschodnim, lecz zachodnim Mijały Europę, a później długo krążyły nad Ameryką.


Prezydent i prezes stają okoniem


Jest rok 2008, PiS już nie rządzi, ale prezydentem RP jest nadal Lech Kaczyński, choć jest on wiernym sojusznikiem USA, we wszystkim co dotyczy współpracy wojskowej, to jednocześnie staje okoniem, kiedy Amerykanie żądają dalszej liberalizacji polskiej gospodarki. Ta liberalizacja ma pomóc międzynarodowej finansjerze w dorwaniu się do istniejących jeszcze polskich banków, fabryk, kopalni oraz pomóc w sprywatyzowaniu polskiej służby zdrowia.

Pamiętajmy - Lech Kaczyński aż 18 razy wetował w Sejmie ustawy dające globalistom wolną rękę w ogałacaniu Polski z resztek majątku narodowego. Ostatnie jego weto dotyczyło reformy emerytalnej wiodącej wprost do prywatyzacji ubezpieczeń społecznych. Dodatkowym argumentem przemawiającym za amerykańskim sprawstwem zamachu jest obecność na pokładzie Sławomira Skrzypka – prezesa NBP.

Przypomnijmy pewne fakty. Na początku roku 2010 pomiędzy NBP i rządem zaistniał się spór w związku z zamiarem odnowienia przez rząd elastycznej linii kredytowej, ale Skrzypek nie zgadzał się na to, nie chcąc, by Polska zadłużała się w najbardziej złodziejskim banku na świecie. Kto rządzi w MFW? Wiadomo.

Po śmierci Sławomira Skrzypka, jego miejsce zajął Marek Belka, który zaraz po zaprzysiężeniu złożył wniosek do MFW o dostęp do kredytu. Idźmy dalej. Co jeszcze zyskiwały USA na śmierci prezydenta Kaczyńskiego? O, bardzo wiele. Sprawiły np. to, że w dającej się przewidzieć przyszłości, żadna siła polityczna nie odważy się polepszać stosunków z Rosją, by nie narazić się na potępienie. Antyrosyjskie resentymenty łatwo w Polsce rozbudzić i łatwo je eskalować i tak się dzieje. Nie trzeba chyba dodawać, że takie działania są na rękę Amerykanom, a po części i UE. Widzą bowiem, jak łatwo Polakami manipulować, jak ich rozgrywać i przeciwko sobie i innym. Dlatego, to nas, a nie Węgrów, Czechów, czy Słowaków napuszcza się na Rosję, na Białoruś. W ten sposób Ameryce, przy wsparciu naszych polityków udało się w Polsce uzyskać przychylny klimat do umieszczenia np. tarczy antyrakietowej. Mało kto myśli o tym, że owa tarcza jest dla Polski większym zagrożeniem niż jej brak, podobnie jak obecność obcych wojsk na terenie Polski. Dodatkową korzyścią dla „naszych amerykańskich przyjaciół” jest możliwość pozbywania się wszelkiego militarnego złomu i na dodatek za dobre pieniądze.

Sądzę, że Lech Kaczyński naiwnie myślał, że mącąc w Gruzji i na Ukrainie (wspierając banderowca i amerykańskiego agenta Juszczenkę), a kąsając Rosję, ugra coś dla Polski, ale się przeliczył, co należy zapisać po stronie błędów.


Co Rosjanie znaleźli w Gruzji?


Kolejne pytanie: Jeśli, zamachu dokonali Rosjanie, to dlaczego nie odpalili tej „bomby” na wysokości np. 10 tys. metrów, lecz nad lotniskiem? Debile? Nie, ponieważ, to nie byli Rosjanie, ale wszystko urządzono tak, by wskazywało na nich. Rosjanie odpaliliby zdalnie ładunek w powietrzu, jeszcze nad Polską – nie byłoby ciał, nie byłoby wraku. Nie zrobili tego, ponieważ nie mieli żadnego powodu, by dybać na życie Lecha Kaczyńskiego.

A teraz cofnijmy się kilka lat wstecz. Rok 2008. Trwa agresja Gruzji na Osetię Południową, na jednym z odcinków granicy dochodzi do starcia pomiędzy oddziałami gruzińskimi, a rosyjskimi. Tym drugim sztab podaje gdzie jest najlepsze miejsce do zajęcia pozycji. Żołnierze korzystają z cywilnego GPS, który przez chwilę „wariuje”, ale po chwili znów działa i doprowadza ich do miejsca, w którym dostają się pod silny ostrzał ze strony gruzińskiej. Wycofują się. W obozie zdają raport dowództwu z całego zdarzenia, żołnierze mają pretensje, że wysłano ich prosto pod ogień wroga, dowództwo nie daje wiary opowieści o GPS, bo wydając rozkaz zajęcia pozycji wskazali miejsce najlepsze z możliwych opierając się na obrazie z satelity.

Żołnierze zostają ukarani za niewykonanie rozkazu. Mija kilka dni i podobny przypadek spotkał rosyjskich artylerzystów – ogólnodostępny sygnał GPS został przekierowany – współrzędne zostały przesunięte o 300 metrów. Gdy Rosjanie wkroczyli do Gruzji w ich ręce trafił gruziński hummer. Po dokładnym przeszukaniu samochodu znaleziono w nim dyski twarde i kopią zapasową oprogramowania do zarządzania GPS oraz notatki. Sprzęt pochodził z USA, a obsługiwali go żołnierze amerykańcy, co wynikało z zapisów w notatkach. Dzięki temu Rosjanie dowiedzieli się, że Amerykanie dysponują sprzętem, który potrafi fałszować wskazania GPS i przekierowywać system nawigacji satelitarnej.


Co pomyślał Putin 10 kwietnia 2010?


Katastrofa była szokiem nie tylko dla Polaków. Dla Władymira Putina również, choć może z tą różnicą, że raczej nie żałował ofiar. Zapewne pierwszą jego myślą było: „kto?”,a drugą, będącą jednocześnie odpowiedzią na pierwsze pytanie, była: „Ameryka”. Trzeciego pytania: „Dlaczego?” - zadawać sobie już nie musiał, bo druga odpowiedź odpowiadała również na trzecie. Do akcji wkroczyły rosyjskie służby specjalne, które prowadziły równoległe śledztwo do oficjalnego. Po kilku tygodniach Putin wiedział już co się stało z prezydenckim tupolewem.

Otóż samolot ten wyposażony był w system nawigacji satelitarnej produkcji USA. GPS podał fałszywe współrzędne geograficzne i równie fałszywe dane o odległości od miejsca lądowania. W złych warunkach pogodowych pilot nie miał czasu, aby zareagować i wyciągnąć samolot z nurkowania. Samolot na 500 m przed lotniskiem znajdował się na wysokości 5 m podczas, gdy piloci byli przekonani, że znajdują się na 60 metrach! Bzdury? Cztery lata temu portal Niezależna.pl, podał mniej więcej to samo, tyle, że winę za fałszowanie danych przypisali Rosjanom, powołując się na opinię, jakiegoś eksperta o inicjałach K.M. - Polaka mieszkającego od lat za granicą. Ów ekspert miał nawet dowodzić tego przed Parlamentem Europejskim.


Milczenie mediów, czyli niewygodna hipoteza


Jest jednak pewien problem – otóż system nawigacji satelitarnej, w który wyposażony był feralny samolot, był - jak się już rzekło – produkcji amerykańskiej i tylko Amerykanie mogli wprowadzać do niego zmiany, czyli fałszować wskazania GPS. Wspominały też o tym inne media i eksperci, ale ciągle ze wskazaniem na Rosjan. Wzmianki o tym pojawiły się również na rosyjskich portalach internetowych, ale szybko zniknęły. Dziwnym trafem polskie środki przekazu również w tej kwestii zamilkły, za to zaczęły się mnożyć „sztuczne mgły”, „hele” „trotyle” i inne niestworzone teorie. Dlaczego? Można, by tu snuć różne domysły – wygląda na to, że nikomu nie jest na rękę badanie tego wątku.

Amerykanie - cały czas zakładam, że to ich robota – bardzo tego nie chcą, bo prawda jednak mogłaby wyjść na jaw, jakie miałoby to skutki - lepiej nie myśleć. A Rosjanie? Dysponują dowodem, lub dowodami, że zamach jest dziełem Amerykanów – mają wrak, mają oryginalne czarne skrzynki, mają wszystkie dane z wieży kontrolnej i wreszcie – mają GPS z rozbitego samolotu. Mają to wszystko i czekają, a na razie robią, co im się podoba i jak będzie trzeba, to ujawnią. Warto też zastanowić się dlaczego NATO nie pomogło nam w śledztwie, dlaczego „nasi amerykańscy przyjaciele” nie udostępnili nam zdjęć satelitarnych, nagrań z nasłuchu i w ogóle nie udzielili nam żadnej pomocy?


Kaczyński nie twierdzi, że Putin


Myślę, że Jarosław Kaczyński postawił sobie podobne pytania jak Putin: „Kto i dlaczego?”. Jako człowiek – bez wątpienia – inteligentny, dość szybko musiał dojść do wniosku, że najwięcej na śmierci jego brata i Sławomira Skrzypka korzystają Amerykanie. Zwróćmy teraz uwagę na fakt, że Kaczyński bardzo rzadko i oględnie wypowiada się na temat winowajców. Powiedział wprawdzie, że „Tusk ma krew na rękach”, ale – jak później wyjaśnił – chodziło mu – o niedopilnowanie przez rząd spraw związanych z podróżą prezydenta do Katynia, z bezpieczeństwem lotu, zaniedbania, których konsekwencją była katastrofa. W 2012 roku, w „Uważam Rze" ukazał się wywiad z Jarosławem Kaczyńskim, który stwierdził, on, że „na 99 procent doszło do zamachu”oraz, że "Motywów mogło być wiele. Mogło chodzić o zemstę - Leszek naraził się bardzo różnym wpływowym ośrodkom politycznym, biznesowym, powiązanym ze służbami albo składającym się z ludzi służb."

To bardzo ogólne i niewiele mówiące stwierdzenie i właściwie można je dopasować do każdej teorii. Może, to być Rosja, mogą też i Stany Zjednoczone, ale mogą to być równie dobrze rodzime „ośrodki polityczne, biznesowe, powiązane ze służbami specjalnymi”. Wszystko jednak wskazuje na „przyjaciół” zza oceanu.

Dlaczego Jarosław Kaczyński, nie rozważał głośno takiej ewentualności? Jeżeli nadal bierze pod uwagę powrót do władzy i budowę IV Rzeczpospolitej, to nie może zrazić do siebie USA, bo lepszy taki sojusznik niż żaden. Może wydaje mu się, że za jego rządów Ameryka zrobi z Polski swojego przedstawiciela i powiernika w Europie? A może – po prostu - nie wierzy w żaden zamach?


Macierewicz i „błazenada smoleńska”


Antoni Macierewicz jest znacznie mniej wstrzemięźliwy w wygłaszaniu opinii na temat przyczyn katastrofy. On nie przypuszcza, on wie, że to był zamach i nie ma wątpliwości, że to robota Putina, oraz współpracującego z nim Tuska. Próbuje, to udowodnić przy pomocy ekspertów-klaunów, którzy słyszą głosy dobywające się wiadra, dla których pryzma spróchniałych desek, to brzoza, a eksperymenty z puszką po piwie, czy gotowanie parówek, to dowody naukowe. Cała ta błazenada ma na celu dostarczanie pożywki wyznawcom „religii smoleńskiej”. Dopóki jest ich czym karmić, dopóty są. A Macierewicz jako „zaopatrzeniowiec”, jest niezastąpiony. Wiele z tego co mówi, Kaczyńskiemu nie przeszłoby przez gardło, a on nie ma oporów i radykalna część elektoratu PiS łyka te brednie i jeszcze po rękach całuje. I właśnie tych radykałów ma trzymać przy PiS Macierewicz.

Tak jest lepiej dla prezesa, ponieważ Macierewicz ma już w PiS tyle zwolenników, że mógłby stworzyć samodzielną partię, a to jest najgorsza rzecz, jaka Kaczyńskiego mogłaby spotkać.


Kiedy Rosja ujawni prawdziwą prawdę?


Czy zagadka katastrofy pod Smoleńskiem zostanie kiedykolwiek wyjaśniona? Istnieje taka szansa, ale tylko wówczas, gdy Amerykanie bardzo czymś wkurzą Rosją, ale – jak widać – są na dobrej drodze.


                                                      *******
 
Być może to, co napisałem, to jedna wielka bzdura, być może informacje, na których się opierałem są fałszywe, a wnioski błędne i nie mające z logiką nic wspólnego, ale jednego jestem pewien – moja teoria w niczym nie jest bardziej kretyńska niż teoria Macierewicza. Dodam jeszcze, że nie jest to, tak do końca moja hipoteza, ponieważ i taki wariant część opinii publicznej brała pod uwagę, a w internecie naprawdę jest sporo materiałów na ten temat. A mnie do tej wersji dodatkowo przekonuje, to, co „nasi amerykańscy przyjaciele” zrobili 11 września 2001 roku – zabili prawie 3 tys. własnych obywateli, tylko po to, by mieć pretekst do interwencji w Afganistanie i wojny w Iraku.


Moje 3 grosze



Brzmi to wszystko jak powieść political fiction, ale… 


Chodzi o to, że rzeczywiście, we wrześniu 2010 roku zetknąłem się – i to kilkakrotnie – z dziwnym zjawiskiem: otóż mój pokładowy GPS podawał dziwne wskazania, pokazywał moją pozycję w stosunku do przebywanej drogi z błędem wynoszącym 200-250 m! Dla samochodu to nic, wszak ma drogę przed sobą, ale dla samolotu lecącego we mgle może mieć (i ma) kolosalne znaczenie! A zatem istnieje możliwość, że ktoś gmerał przy urządzeniach systemu GPS owego fatalnego ranka 10.IV.2010 roku… 


Czyżby więc Janusz Młynarski miał rację???