Kilka dni temu furorę na FB zrobił krótki
filmik ukazujący jak samolot przestaje zrzucać chemtrail. Polecił mi go Jurek
Ostoja-Owsiany, który skomentował to krótko – wyłączono opryskiwacze i smuga
znikła… Ale czy na pewno tak było?
Samolot – z daleka wyglądający jak
normalny Boeing 737 – leci pozostawiając za sobą smugi – dwie smugi z
dwóch silników odrzutowych. W pewnym momencie obie smugi urywają się i samolot
leci dalej nie emitując tych smug. Wielbiciele STD od razu stawiają sprawę
jasno: smugi znikły, bo wyłączono urządzenia do oprysków. Niestety, czym nas
spryskiwano – o tym historia milczy, ale na pewno czymś paskudnym, od czego
człowiek starzeje się, choruje i umiera. Koniec, kropka, punkt.
Ale nie akurat w tym przypadku. Jestem
przekonany, że mamy tutaj do czynienia z wejściem samolotu w strefę tzw. komina
– słupa ciepłego, lżejszego powietrza, przemieszczającego się do góry od
nagrzanego słońcem gruntu. Takie kominy wykorzystywane są w szybownictwie do
„wyrabiania” wysokości. Szybowce są unoszone w górę nawet na duże wysokości,
gdzie kominy rozpraszają się w chłodniejszej atmosferze…
Czegoś takiego doświadczyłem w czerwcu
1977 roku na wrocławskim poligonie
WSOWZmech, gdzie było zrzutowisko spadochroniarzy. Wyskoczyłem z samolotu ze
spadochronem SD-1M na tzw. „wędkę” i z grupą kolegów zacząłem opadać w dół z
wysokości kilometra. Naraz zobaczyłem coś bardzo dziwnego – otóż poczułem silny
prąd nagrzanego powietrza, który zaczął mnie unosić do góry! Trwało to czas
jakiś i udało się nam wyjść z tego komina i po ok. 10 minutach wylądowałem
wśród kolegów.
Podobnie w opisywanym przypadku: samolot
leciał w masie chłodnego i wilgotnego powietrza. W takim powietrzu zawsze
wytrąca się para wodna z gazów spalinowych silników odrzutowych czy
turboodrzutowych. Im chłodniejsze i im bardziej wilgotne powietrze, tym jest
jaśniejsza i dłuższa.
Przeciwnie jest w masie ciepłego i
suchego powietrza, jaki znajduje się w kominie. Właśnie dlatego smuga
kondensacyjna zanika – jak było w opisywanym przypadku. Gdyby to była chemtrail,
to nie znikłaby ona w ciepłym powietrzu… Tak więc w tym konkretnym przypadku
nie ma mowy o chemtrail. Co wcale nie znaczy, że ich nie ma!
Tworzenie i zasiewanie chmur ma głęboki
sens w odmianie wojny hybrydowej – wojnie meteorologicznej, gdzie jako broń
wykorzystuje się manipulacje pogodą. I tu się całkowicie zgadzam z Leszkiem
Ostoją-Owsianym. Próby takie, jak na razie w małej skali, miały miejsce m.in. w
Wietnamie. Rzecz i cały problem w tym, że takie głębokie i drastyczne
ingerencje człowieka w Naturę zawsze odbijają się niekorzystnie dla człowieka.
Natura zawsze sobie poradzi, człowiek jest od Niej uzależniony i dlatego zawsze
obrywa po głowie… Ale dużym chłopcom w mundurkach marzą się wielkie podboje i
dyndały na piersiach, więc wszelkie głosy rozsądku będą skutecznie tłumione. Jak
zwykle.