ROZDZIAŁ 7
- Obrzydliwości.
Nasza świadomość posiada
ciekawą właściwość. Gdy jesteśmy w stanie szoku, nie jesteśmy w stanie
zapamiętać dobrze tego, co obserwujemy i co więcej – zdarzenie przedstawia się
nam w zgoła w innym świetle, niż to było w rzeczywistości. Doskonałym
przykładem na powyższe są relacje świadków i ofiar wypadków lub zbrodni.
Prowadzący śledztwo niejednokrotnie gubią się w gmatwaninie zeznań do tego
stopnia, że trudno im jest ustalić rzeczywisty przebieg wydarzenia.
7.1. CE2 z Bigfootem.
W ufologii takim
ekstremalnym przykładem są CE0, CE3 i CE4, w czasie których dochodziło do
spotkań z groteskowymi potworami, które czasami znajdowały się w pobliżu
przyziemionego NOL-a.[1]
Najczęstszym powodem milczenia na ten temat był strach i obrzydzenie – co jest
zrozumiałe. Dobrze ilustruje to poniższa historia 70-letniego Williama
Bosaka z miejscowości Frederick (WI), który milczał na temat tego, co
widział osobiście i dopiero po paru tygodniach odważył się opowiedzieć o tym
wydarzeniu reporterowi lokalnej gazety „Pionier Press” ze St. Paul (MN), a było
to tak:
Pewnego grudniowego
wieczoru 1974 roku, pan Bosak wracał ze spotkania z kooperantami. Była godzina
22:30. Wieczór był mglisty, po jezdni sunęły szerokie pasma mgieł, spowodowane
przez strumienie ciepłego i wilgotnego powietrza, stykającego się z chłodnym
gruntem. Bosak jechał powoli, uważnie wpatrując się w drogę, którą oświetlał
światłami mijania, a nie drogowymi czy jodami. Kiedy zbliżył się na pół mili od
domu, zobaczył coś na poboczu drogi i zatrzymał się. W odległości kilku stóp zobaczył coś bardzo
dziwnego – jakąś Istotę w niezwykłym pojeździe. Bosak powiedział później
naszemu reporterowi:
- Ta dziwna istota w
pojeździe trzyma ręce w górze, jakby chciała pokazać, że nie ma broni lub złych
zamiarów. Jej oczy były przerażone!
Według Bosaka Istota ta
miała porośniętą włosem głowę po obu stronach twarzy, z tym, że twarz ta była
bezwłosa. Włosy sterczały jej jak kolce jeża. Nie mógł niczego powiedzieć o jej
ubraniu, bowiem porastały ją włosy o kolorze czerwono-brązowym. Jej uszy
przypominały uszy cielaka i odstawały od czaszki na jakieś 6-8 cm. Istota ta
mogła mieć około 180 cm wzrostu, co nie jest takie pewne, jako że pojazd unosił
się 60 cm ponad ziemią. Bezwłosa twarz, długie uszy i zjeżone włosy nadawały
jej przerażający wygląd – powiedział Bosak. Ręce Istoty pokrywało również futro
– jak resztę ciała.
- Gdy zrównałem się z
prawą stroną obiektu, który był odległy o 2 m ode mnie, ta Istota obserwowała
mnie bacznie. W momencie mijania NOL-a wydawało mi się, że NOL ruszył w moją
stronę i w samochodzie zrobiło się ciemno.
NOL wystartował, gdy
Bosak go wyminął – rozległ się świszczący głos, a obiekt niemal otarł się o
auto.
Na pytanie, czy Istota ta
wyglądała bardziej na zwierzę czy na człowieka, Bosak odparł, że na człowieka.
Nie mógł niczego powiedzieć o jego oczach, ale stwierdził, że były one ludzkie
w kształcie. Szyja była średniej długości, głowa wielkości głowy dorosłego
człowieka. Nie pamięta rysów twarzy. Ogólnie rzecz biorąc, opis tego stworzenia
nie odbiega daleko od opisów istot w rodzaju Yeti, czy jego amerykańskiego
odpowiednika – Bigfoot.[2]
NOL mierzył ok. 2 m
średnicy. Z powodu mgły Bosak nie mógł precyzyjnie określić, czy NOL leżał na
ziemi, czy wisiał nad gruntem. Mgła zasłaniała jego dolną część. W ogóle NOL
przypominał laboratoryjny szklany dzwon. Nie posiadał swego oświetlenia, a
oświetlały go jedynie światła samochodu.
Inne przypadki napotkania
„szklanych dzwonów”[3] z
„prawie ludzkimi” pasażerami były również opisywane na łamach prasy
ufologicznej. Rok wcześniej, w październiku 1973 roku, podobny incydent zdarzył
się w Cincinatti (OH), gdzie pani Reafa
Heitfield poinformowała prasę o przerażającym stworze zamkniętym w czymś w
rodzaju szklanego dzwonu.
„Canadian UFO Report” nr
21/1975 zamieszcza raport pp. Wymanów z Columbia Falls (MT), którzy
zaobserwowali i udokumentowali fotograficznie spotkanie z dziwną istotą
zamkniętą w szklanym dzwonie.[4]
Czy ta „metoda szklanego dzwonu” jest używana przez Ufonautów w celu zrzucania
dziwnych istot na Ziemię? A może jest to metoda podróżowania z innego
czasoprzestrzennego wymiaru do naszego? [5]
Czy tajemnica potworków w szklanym dzwonie jest częścią tajemnicy NOL-i? Być
może kiedyś się tego dowiemy – a kto wie, czy nawet może wcześniej, niż się
tego spodziewamy?
7.2. Potworek w bańce
Nocą 21 października 1973
roku, 48-letnia rozwódka i jej trzej synowie spali twardo w swym domu na
kołach. Pani R.H. obudziła się około godziny 02:30 i wstała z łóżka, by się
czegoś napić. Zauważyła światło płynące zza zaciągniętych zasłon, a gdy je
odsłoniła, to zauważyła rządek świateł uformowanych w łuk, znajdujący się nie
dalej, niż 1,8 m od jej okna.
- Każde światło było tej
wielkości, że można je było nakryć rozczapierzoną dłonią – zeznała później przesłuchującemu ją Leonardowi
Stringfieldowi, ufologowi współpracującemu ze „Skylookiem”.[6]
Te sześć świateł znajdowało się na wysokości 1,3 m nad ziemią i świeciły
różnymi kolorami – od soczyście niebieskiego do srebrzystego – Były piękne
jak światełka na choince. Wydawały się być podświetlone od wewnątrz i nie
rzucały światła na powierzchnię gruntu.
W chwili, gdy „światełka
choinkowe” wisiały na zewnątrz, jej uwagę przyciągnął daleki, silny strumień
światła na parkingu oddalonym znacznie od jej przyczepy, w zachodnich
dzielnicach Cincinatti. W strumieniu światła stał samochód zaparkowany na
chodniku. W jego pobliżu pani R.H. zauważyła naraz jakąś małpopodobną istotę.
Mimo przerażenia obserwowała ją przez jakieś 2-3 minuty. Istota ta stała przy
samochodzie i pomyślała ona, że coś przy nim majstruje. Wbiegła do pokoiku jej
syna Carla i próbowała go obudzić – bezskutecznie. Powróciła więc do
okna i stwierdziła, że Istota przeszła tymczasem na inne miejsce, oddalone ok.
12 m od domu, gdzie znowu znalazła się w strumieniu światła lub bańce
świetlnej, która wg pani R.H. przypominała damską parasolkę spływająca z jej
ramion. Jaskrawe światło zawierało się w granicach określonych przez tą
parasolkę. Istota ta była wyraźnie widoczna i pani R.H. była w stanie opisać ją
dość dokładnie. Stwór ten nie miał szyi, za to był szeroki w pasie. Twarz była
pozbawiona znaków szczególnych. Świadek utrzymuje, że ta „bańka” miała jakieś
210 cm średnicy, i była dostatecznie wielka dla kilku Istot, jak ta, którą
obserwowała. Chociaż nie widziała żadnych narzędzi czy maszyn w środku „bańki”
widziała, jak Istota wykonywała rękami jakieś ruchy sugerujące prowadzenie
jakiejś manipulacji. W chwili, gdy pani R.H. zdecydowała się wezwać policję i
spróbowała to uczynić, dziwny „stwór w bańce” znikł.
Czy stwór widziany przez
nią był tego samego pochodzenia, co Yeti i Bigfoot? Być może czas i dalsze
obserwacje powiedzą nam coś więcej.
7.3. ...a poznacie Ich po
zapachu...
Niemal integralną częścią
zjawisk związanych z obserwacjami „potworów” jest nieprzyjemny, często mdlący
odór. Coś takiego przydarzyło się dwóm młodym małżeństwom pewnej księżycowej
nocy w styczniu 1967 roku w Elfers k./New Port Richey (FL). Wracali oni z
potańcówki i zamierzali zatrzymać się na parkingu. Na krótko przed zatrzymaniem
się, jedna z kobiet zaczęła uskarżać się na nieprzyjemny smród. Jej towarzysze
początkowo docinali jej ze śmiechem, że jest to naturalny zapach lasu, ale ona
uparła się, ze ten zapach jest zupełnie inny. Później przestali, bo też poczuli
ten zapach, który przybrał na sile i stał się mdlący. Zanim jednak zbadali tą
sprawę, to ujrzeli stworzenie wielkości małej małpy, które wskoczyło na maskę
samochodu. Cała czwórkę ogarnęła panika. – To stworzenie wyglądało jak
małpiatka – oświadczyło jedno z nich – ale było szare z płonącymi,
zielonymi oczami.[7]
Kierowca zapalił silnik,
a „małpiatka” zeskoczyła z maski i pognała w las. Czwórka naszych bohaterów
zawróciła na tańce i tam opowiedziała tę historię funkcjonariuszowi policji,
który miał tam służbę. Oględziny maski samochodu przyniosły rezultat w postaci
śladów zielonkawej lepkiej wydzieliny, którą można było zebrać zwykłym
scyzorykiem.
Ufolodzy, którzy badali
tę sprawę stwierdzili, że cała czwórka zeznaje niemal słowo w słowo to samo, co inni świadkowie. Takie
zdarzenia nie są czymś niezwykłym na terenach przyległych do rzeki Anclote. W
samej rzeczy – niejednokrotnie meldowali lokalnej policji o czymś, co nazywano
„odrażający” czy „przerażający człowiek piasku”. Wielokrotnie spotykali go
turyści, myśliwi i plażowicze. Wielu z nich opisywało go/ją/to (???) jako
istotę o wzroście 180-210 cm, ciężką, szarą pokrytą długim włosem i
wydzielającą niemożliwy do zniesienia smród. Wygląda na to, że nasza czwórka
widziała młodego osobnika tego gatunku.
Nieco wcześniej – w dniu
30 listopada 1966 roku, w godzinach 21:00-22:00 pewna kobieta wymieniająca
oponę w okolicach Brooksville (FL), poczuła dziwny, nieprzyjemny zapach.
Jednocześnie usłyszała trzask gałęzi krzaków rosnących po obu stronach
autostrady. Odwróciła się i ujrzała ogromne, porośnięte długim, szarym włosem
stworzenie zmierzające w jej stronę. Na szczęście potwór interesował się
bardziej rozmontowanym kołem, niż nią samą. Opowiedziała ona potem ankieterom,
że istota ta była wyprostowana jak człowiek i obserwowała z zainteresowaniem
jej czynności. Kobieta była zbyt przestraszona, by krzyknąć, zamarła w
przerażeniu i modliła się tylko, by podjechał ktoś. Niebiosa wysłuchały jej
modlitwy, bowiem po krótkim czasie pojawił się jakiś samochód, a dziwna istota
dała nura w krzaki. Pani owa opisała potem ja jako małpoluda z płonącymi,
zielonymi oczami, pokrytego szarym włosem.
Gazety na Florydzie
wielokrotnie podawały relacje o spotkaniu z „Sandmanem”, jak je nazwano, ale
nikt jak dotąd nie zabił jej czy złapał żywcem...[8]
Pani Eula Lewis,
zamieszkująca od dłuższego czasu w okolicach Brooksville, powiedziała
ankieterowi i badaczom tego fenomenu, że jest na tropie tego stworzenia, od
czasu, kiedy po raz pierwszy zauważyła je w 1964 roku, krótko po incydencie Johna
Reveesa z NOL-em, który miał miejsce w tym samym rejonie. Wg pani Lewis,
ślady pozostawione przez te stworzenia przypominają ślady bosych ludzkich stóp
, ale w żadnym przypadku nie są to ślady niedźwiedzia. W czasie swego spotkania
z tym humanoidem pani Lewis nie czuła żadnego zapachu, ale przyznała, że stała
na nawietrznej stronie od Sandmana[9].[10]
7.4. Druga tajemnica
Yeti.
Przenieśmy się teraz do
Turcji. 14 maja 1964 roku miało tam miejsce zadziwiające wydarzenie, którego
bohaterem był Ismir Bey i jego żona, którzy jadąc drogą zauważyli na
niebie srebrny dysk, który był wielki jak dom.[11]
Nagle dysk gwałtownie
„spadł z nieba” i uderzył w grunt w wybuchu płomieni. Jesty to jeden z wielu
raportów o katastrofach NOL-i, ale to, co później nastąpiło jest już zupełnie
nietypowe. Ze szczątków rozbitego dysku wynurzył się wielki włochaty stwór i
zbliżył się do Bey’ów. Bey wyskoczył z auta i starł się z dziwnym stworem,
który uderzeniem łapy pozbawił go przytomności. Pani Bey powiedziała potem, ze
stwór uciekł do pobliskiego lasu i nie wyrządził im już żadnej krzywdy.
Inny raport o obserwacji
„monstrum” napłynął z drugiej strony Atlantyku, z miejscowości Dalles (OR).
7.5. Monstrum z Dalles.
Było to w maju 1971 roku,
a bohaterem tego wydarzenia był Joe Madeiros, który podlewając kwiaty
przed swym biurem ujrzał stworzenie, które opisał w biurze szeryfa w
następujący sposób: ... było ono wysokie na 3 m, owłosione szaro, a jego
ramiona były długie do kolan. Było ono podobne do małpy i jestem pewien, że nie
był to niedźwiedź.
Nazajutrz Joe oraz trzej portlandzcy biznesmeni jadąc na
konferencję zauważyli coś stojącego w polu, obok wielkiego głazu narzutowego.
To „coś”, wedle ich relacji, zeszło z erratyku i poszło polami w stronę
samotnego drzewa, którego wysokość wynosiła 240 cm, a gdy zrównało się z nim,
to wzrost humanoida przewyższał jego wysokość o jeszcze 2 stopy, czyli wynosił
3 m! Joe początkowo nie mówił niczego nikomu o humanoidzie z obawy, że zostanie
wyśmiany. Dopiero następnego dnia „puścił farbę”.
W tej samej części miasta odnotowano więcej doniesień o
zaobserwowaniu tajemniczego potwora. Dwie noce później, nauczyciel muzyki w
miejscowej szkole średniej – Richard Brown wracając ze swą żoną do domu,
w światłach reflektorów samochodu dojrzał zarys sylwetki stojącej obok
samotnego dębu pośród pól. Była mniej więcej godzina 21:30. Brown zatrzymał
samochód i z bagażnika wydobył sztucer z 4-krotnym celownikiem optycznym.
Stworzenie stało nieporuszenie przez 5 minut, dając Brownowi sposobność
przyjrzenia mu się przez celownik. Opis stworzenia był identyczny z opisem podanym
przez Medeirosa. I tak, jak w tamtym przypadku – Humanoid ulotnił się z tego
terenu i nic więcej o nim nie można było powiedzieć.
Takie raporty o tego rodzaju spotkaniach nie są niczym
nowym. Te datowane sprzed 1947 roku (pierwsza obserwacja NOL-i) mają wiele
tradycji w różnych częściach świata. I tak w Tybecie i Himalajach mówi się o
Yeti czy Mi-go lub Mi-tenh – czyli „odrażającym Człowieku Śniegu”, w USA i
Kanadzie słyszy się o Bigfoot (dosłownie: „Wielkostopy”) czy o Sasquatch. Parę
lat temu obserwowano w stanie Missouri potwora zwanego tam MoMo.
Fakty rodzą pytania, a z pytań rodzą się hipotezy. Jedna z
nich głosi, że potwory te są brakującym ogniwem pomiędzy małpą a człowiekiem,
których Obcy używają jako swe zwierzęta doświadczalne lub domowe i desantują je
na Ziemię w celu zbadania tamtejszego
środowiska przed mającą nastąpić inwazją. Natomiast inne hipotezy głoszą, że to
właśnie one mają być samymi Obcymi.
7.6. NOL i małpolud z Pensylwanii.
18 maja 1975 roku, o godzinie 22:00, państwo Arlotta
zajmowali miejsca w swym samochodzie gotując się do powrotu do swego domu od
swych krewnych w Gettysburgu (PA).[12]
Pani Arlotta zapaliła silnik wozu i naraz zauważyła dziwny obiekt na niebie
lecący nad nimi. Mąż poprosił ją o wyłączenie silnika, a gdy to zrobiła, to
oboje usłyszeli dziwny dźwięk. NOL poruszał się ze wschodu na zachód i opisali
go jako wielki owal, który był jasnożółty na dole i ciemniejszy na górze. W
ciemniejszej części znajdowało się 6 okienek, oświetlonych od wewnątrz
czerwonym światłem. Okienka te były kwadratowe. Arlottowie obserwowali dziwny
obiekt, a w minutę później zawołali swych krewnych i później już 5 osób
oglądało NOL-a, który zbliżał się do nich, lecąc na wysokości ok. 200 m nad
ziemią. Nagle NOL wykonał gwałtowny zwrot pod kątem 90o w lewo i w
tym czasie jego kolor zmienił się z żółtego na pomarańczowy, jednocześnie NOL
zaczął nabierać wysokości. Świadkowie pognali za nim samochodem, ale stawał się
on coraz bardziej pomarańczowy i mniejszy, a gdy skręcili na drogę nr 130, to
stracili go z oczu. Wszyscy zgodnie oceniali, ze widzieli tego NOL-a w czasie 4
minut.
Następnego dnia samotny kierowca jechał do swego domu w
Jeanette. Gdy wjechał on na ten sam teren przyległy do drogi nr 130, coś
przykuło jego uwagę po lewej stronie szosy. Zatrzymał się i cofnął swój
samochód. W odległości kilkuset metrów zauważył on coś, co przypominało mu
owczarka alzackiego, ale w chwilę później zorientował się, że to „coś” było
raczej małpą, a nie owczarkiem. Po paru sekundach stworzenie to stanęło na
tylnych nogach i jak człowiek pobiegło do pobliskiego lasu. Opis stworzenia
wyglądał następująco: wzrost 210-240 cm, pokryte było ono gęstą, czarną sierścią.
Świadek, który był zatwardziałym sceptykiem i nie wierzył w opowieści o
Bigfootcie, teraz uwierzył w nie.
Obserwacja NOL-a pierwszej nocy i obserwacja Bigfoota w
drugą noc miały miejsce na terenach oddalonych od siebie o ćwierć mili.[13]
Była to pierwsza obserwacja takiego stworzenia na tym terenie w czasie ponad
jednego roku.
7.7. Ociężały gigant na Presque Isle.
31 lipca 1966 roku, wielu mieszkańców Erie (PA) poczuło
naraz, że „coś” wylądowało na brzegu Presque Isle Penninsula Park.[14]
Około godziny 22:00, dwaj strażnicy – Robert Loeb jr. i Ralph E.
Clark udali się samochodem w kierunku Szóstego Sektora Brzegowego. Tam
znaleźli oni ugrzęzły w piasku samochód, w którym znajdowali się: Douglas
Tibbets (lat 18), Betty Jean Elem (16) oraz Anita Haifley
(22). Powiedzieli oni strażnikom, że czwarty członek ich grupy – Gerard La
Belle (26) udał się w poszukiwaniu pomocy, więc strażnicy nie muszą im jej
udzielać. Strażnicy odpowiedzieli, że wrócą tu za 40 minut, aby zobaczyć, czy
samochód jest już uwolniony.
Kiedy powrócili oni znów na teren Szóstego Sektora
stwierdzili, że La Belle jeszcze nie powrócił do zakopanego samochodu, a w
dodatku Doug Tibbets oświadczył, że stało się coś strasznego. Coś dziwnego
wylądowało na Siódmym Sektorze i wtedy pasażerowie usłyszeli jakiś dziwny
dźwięk dochodzący stamtąd. Strażnicy poszli więc z Tibbetsem we wskazanym
kierunku i po przebyciu około 300 metrów plażą nie znaleźli źródła dźwięku.
Chociaż było ciemno i nie można było zidentyfikować żadnych śladów, ludzie
postanowili zbadać kilka z nich. Nagle rozległ się klakson ze strony zarytego
samochodu. Gdy wrócili na miejsce, znaleźli obie dziewczyny w różnych stadiach
histerii. Clark uspokajał pannę Elem, która krzycząc usiłowała uciec plażą.
Odtworzono później to wydarzenie, i wg oświadczenia całej trójki przebiegło ono
następująco:
Krótko po odjeździe strażników, parę minut po 22:00,
automobiliści ujrzeli jasne światło „wielkie jak dom” opadające na Siódmy
Sektor. Zgodni oni byli co do tego, że ów NOL miał kształt grzyba i miał szereg
okienek w tylnej części. Gdy NOL wylądował na brzegu, zmienił swój kolor na
czerwony, natomiast ich samochód „zatrząsł się i zawibrował” wskutek uderzenia
NOL-a o brzeg. Po wylądowaniu obiekt zaczął wydobywać z siebie dźwięk „taki jak
dzwonek telefoniczny”. Przerażeni świadkowie przycupnęli w samochodzie, gdzie
zdjęci strachem obserwowali „promienie świetlne” wydobywające się z UFO i
omiatające plażę „tak, jakby czegoś szukały”. W tym momencie ukazał się
samochód patrolowy. Czerwone światło NOL-a rozbłysło, zaś „promienie świetlne”
pociemniały. A w czasie, kiedy Tibbets ze strażnikami przeszukiwali plażę na
Siódmym Sektorze, panna Elem ujrzała „monstrum”.
Była to wysoka, wyprostowana sylwetka, która ja okropnie
przeraziła. Wtedy nacisnęła klakson i trzymała go tak długo, aż istota ta
znikła w krzakach. Oczy panny Elem były jeszcze czerwone od płaczu, gdy na
scenie pojawili się dziennikarze. Szef strażników Parku Narodowego Dan
Dascanio przesłuchał całe towarzystwo i oświadczył, że nie ma on podstaw do
podejrzeń ich o głupie żarty. Poza tym znaleźli się inni świadkowie, którzy
widzieli także NOL-a i przerażające światła krytycznego wieczoru.
Następnego dnia badacze odnaleźli na piasku kilka
śladów, wskazujących na przypuszczalne miejsce lądowania NOL-a. znaleziono
kilka trójkątnych wgnieceń i odcisków stóp, prowadzących od miejsca lądowania
do punktu odległego o 4 m od zarytego w piachu samochodu. Zdjęcia odcisków
pazurzastych łap opublikowano szeroko w krajowej prasie.
7.8. Upiorki przy moście.
Poniższy raport pochodzi od Roberta Hunnicutta i
dotyczy incydentu, który miał miejsce w marcu lub kwietniu 1955 roku. Raport
ten został opublikowany w „Skylook”, w jego numerze listopadowym 1974 roku. A
oto, co mu się przydarzyło:
Hunnicutt jechał drogą na trasie Madeira – Loveland
Pike, gdy naraz zauważył on trzech ludzi stojących na poboczu drogi, plecami do
okalających drogę krzewów. Był on zmęczony, wracał z pracy, była godzina 03:30.
w pierwszej chwili pomyślał, że mężczyźni modlą się na poboczu drogi. Zdumiony
zatrzymał samochód i wtedy zrozumiał swój błąd – to nie byli mężczyźni – to nie
byli nawet ludzie! Postacie te były niewielkiego wzrostu i stały w równych
odstępach, patrząc na przeciwległą stronę drogi. Postać stojąca na skraju nagle
uniosła ręce ponad głowę z czymś w rodzaju pręta czy łańcucha w dłoniach. Wtedy
Hunnicutt zobaczył białe i niebieskie iskry przeskakujące poniżej i powyżej
pręta, pomiędzy rękami.
Wydarzenie to miało miejsce na odludnym terenie. Na
zachód od drogi znajdowały się duże obszary leśne. Istota zniżyła pręt do
swoich stóp i Hunnicuttowi wydawało się, ze przymocowała go do swych kostek.
Naraz wszystkie postacie wykonały zwrot w lewo, stając twarzą do Hunnicutta,
który tymczasem wyszedł ze swego auta, i bez żadnego dźwięku ruszyły na niego.
Świadek widział je doskonale, bowiem oświetlały je światła jego wozu. Postacie
te były wysokie na metr i ubrane w kombinezony o kolorze ich twarzy – czyli
szarawe. - Byli Oni średnio brzydcy – lapidarnie opisał Ich świadek.[15]- Ich twarze miały
bezwargie usta i spłaszczone nosy. Oczy były normalne, choć bez brwi. Górna
część głowy była łysa i miała fałdę tłuszczową przebiegającą przez środek. Ich
ciała były jeszcze dziwniejsze: ręce były nierównej długości – prawa dłuższa od
lewej. Po prawej stronie klatki piersiowej znajdowała się wypukłość. Ubrania
powyżej pasa były obcisłe i właściwie nie bardzo było wiadomo, gdzie kończy się
ubranie a gdzie zaczyna skóra, która była tego samego koloru, co ubiór. Poniżej
pasa Stwory nosiły luźne spodnie. Biodra i pasy tych Istot wyglądały ciężko.
Zdumienie odjęło Hunnicuttowi mowę i zarazem strach
przed dziwnym trio. Stał on po lewej stronie auta, a potem zaczął iść w
kierunku zbliżającej się trójki. Opisując Ich chód użył on słowa «wdzięczny». W
pewnym momencie świadek wyczuł telepatycznie, że powinien stanąć. Obserwował on
dziwne trio przez parę minut i w końcu postanowił poszukać kogoś, kto byłby mu
za świadka. Ale kiedy już dostał się do swego wozu, został uderzony falą
silnego zapachu «świeżo siekanej lucerny i migdałów». Gdy odjechał z miejsca
CE, dopiero wtedy poczuł strach. Była prawie 04:00 i Hunnicutt pełnym gazem
pojechał do domu, skąd udał się do Johna K. Fitza – szefa policji w
Loveland. Tam opowiedział, co mu się przydarzyło. Fitz powiedział później, że
Hunnicutt miał taki wygląd, jakby zobaczył ducha i relacjonował zbyt
gwałtownie. Policjant podszedł do niego i sprawdził, czy świadek jest trzeźwy.
Był trzeźwy i nie sprawiał wrażenia «naćpanego» narkotykami. Obiecał mu, że
sprawdzi teren, a jemu samemu polecił udać się do domu. Fitz ubrał się, zabrał
aparat fotograficzny oraz pistolet i pojechał na poszukiwania. Przejechał tą
trasę 4 czy 5 razy, ale nie znalazł niczego podejrzanego. Skomentował to
później, że czuł się jak nabity w butelkę największy głupiec w Lovelandzie.
Jednakże zapytany, co zrobiłby, gdyby spotkał tych trzech humanoidów odpowiedział,
że wysiadłby z auta i starał się z nimi dogadać. Zakonkludował: Zresztą ktoś
musi to zrobić prędzej czy później...
Strach jest najgroźniejszy wtedy, kiedy ma ludzkie
oblicze...
a
[1] Lub
NOL (czy nawet kilka NOL-i) unosił(o) się nad takim stworzeniem, jak to miało
miejsce w Dobrej k./Szczecina w 1978 roku – uwaga tłum.
[2]
Środkowo-azjatycka odmiana Yeti nazywa się Ałmas lub Ałmasny. Radziecka i
rosyjska literatura ufologiczna także wiąże obecność NOL-i z tymi istotami –
przyp. tłum.
[3] W
światowej literaturze ufologicznej takie urządzenie określa się jako urządzenie
typu „bell-jar” – przyp. tłum.
[4] „Canadian UFO Report”, vol. 3, nr 4/1975 –
przyp. aut.
[5]
Istnieje możliwość, że zrzucane są przez nich nie tylko istoty opisane w
rozdziale, ale również inne tzw. zwierzęta reliktowe, które mogą pochodzić nie
tyle z innej planety, ile w dalekiej Przeszłości lub Przyszłości geologicznej
naszej planety i dostawać się w naszą Rzeczywistość wskutek chronoklazmu, a nie
celowego działania – uwaga tłum.
[6] „Skylook” nr 12/1973 –
przyp. aut.
[7] J. Whitenour i B. Steiger – „Saga”, luty 1968 –
przyp. aut.
[8] Ch. Carter
wykorzystał ten motyw w jednym z odcinków swego serialu „Z Archiwum X” – przyp.
tłum.
[9]
Zajmujący się humanoidalnymi istotami z UFO i tematami pokrewnymi amerykański
ufolog Albert Rosales z Miami (FL) potwierdził wszystkie tutaj
wymienione i opisane relacje o spotkaniu z „Abominable Sandmanem”, które miały
miejsce na Florydzie w opisywanym czasie. Faktycznie istnieje tam nieznany
nauce, bardzo ostro śmierdzący gatunek małpy zwany przez miejscowych „skunk
monkey” – skunksią małpą, którą obserwowano niejednokrotnie na półwyspie
Floryda – przyp. tłum.
[10] To
właśnie m.in. o takich istotach pisał w swych opowiadaniach słynny „Cień z
Providence” amerykański pisarz horrorów H. Ph. Lovecraft. Jak widać, nie
pisał on z głowy, ale w oparciu o relacje z realnych zdarzeń, które miały
miejsce w USA – uwaga tłum.
[11] Zob. „Canadian UFO Report”, vol. 2, nr 4/1975
– przyp. aut.
[12] S. Gordon – „UFO and Creature Observed in Same Area in Pennsylvania” w
„Skylook” nr 11/1975 – przyp. aut.
[13] Czyli ok. 400 m – przyp.
tłum.
[14] Jest to teren parku
narodowego, którego część znajduje się na półwyspie Presque – przyp. tłum.
[15] T. Bloecher – „Occupant Case Detailed” w
„Skylook” nr 11/1974 – przyp. aut.
