Powered By Blogger

czwartek, 3 lutego 2022

Wybuch atomowy

 


Lidia P. Pietrowskaja

 

Miałam wtedy siedem lat. Był zwyczajny, słoneczny, letni dzień. Ludzie zajmowali się swoimi sprawami. I naraz ziemia się zatrzęsła!

Zadzwoniły szyby w oknach, zaszczekały psy, zakrzyczały domowe ptaki. Na ulicy zrobiło się mrocznie, a od strony miasta Bałaszowa (Obwód Saratowski, N 51°34’31” – E 043°09’55”) podniosły się płomienie na pół nieba. Ludzie wybiegli na ulicę. Wszyscy pytali jeden drugiego:

- Co to takiego? Znowu wojna?

Uczepiłam się ojcowej ręki – tylko tak uważała się za bezpieczną. Ojciec długo patrzył na ognistą łunę, a potem uspokoił wszystkich:

- Nie! To nie jest wojna! To jest podobne, ale w Bałaszowie eksplodowała cysterna z benzyną.

Mieszkaliśmy jakieś 70 km od Bałaszowa. We wrześniu ludzie pojechali tam na zakupy dla uczniów szkoły i przy okazji rozpytywali miejscowych o wybuch, ale nikt niczego nie wiedział, i żadnego wybuchu – jak mówili – nie było.


Minęło ponad 50 lat. Mieszkałam już w mieście Mineralnyje Wody. Pewnego razu włączyłam telewizor, a tam szedł program o stworzeniu broni jądrowej i jakiś uczony powiedział:

- W latach 1953-1954 na saratowskich stepach my prowadziliśmy testy bomby atomowej.

Byłam po prostu w szoku. To znaczy, że widziałam jeden z takich wybuchów. Przez tyle lat wszystko było utajnione!

A co z ludźmi? Przecież oni wciąż mieszkali w niebezpiecznej, skażonej strefie – i nadal mieszkają. Niczego im nie powiedzieli o niebezpieczeństwie prób nuklearnych…

 

Źródło – „Niewydumannyje Istorii”, nr 35/2021, s. 15.

Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz