Nikołaj Sosnin
Błędy w wykazie błędów w komputerach mają swoje numery.
Pośród nich jest Błąd 451 – to zakaz dostępu do danych na żądanie organów
państwowych. Jego numer to odsyłacz do powieści Ray’a Bradbury’ego –
„Fahrenheit 451”.
Od czasu do czasu wśród znalezisk archeologicznych znajdują
się przedmioty, które każą spojrzeć inaczej na nasze bytowanie i historię
naszego gatunku oraz rozwoju Ludzkości. Okazuje się przy tym, że nasi dalecy
przodkowie mieli technologie praktycznie nie ustępującym dzisiejszym. Jaskrawym
przykładem wysokiego poziomu dawnej nauki i techniki jest tzw. „kalkulator z Rodos”
albo „kalkulator z Antikythery”…
Znalezisko nurka
W 1900 roku, grecki statek, którego załoga zajmowała się
wydobywaniem gąbek z morskich głębin w Morzu Śródziemnym, wpadł w silny sztorm
u północnych wybrzeży Krety. Kapitan Dimitrios
Kondos zdecydował się przeczekać niepogodę koło niewielkiej wyspy Antikythery
(N 35°51’40” – E 023°18’17”). Kiedy fale się uspokoiły, wyprawił grupę nurków na
połów gąbek w tym rejonie. Jeden z nich Likopanitis wypłynął i opowiedział, że
widział na morskim dnie wrak jakiegoś statku, a w jego sąsiedztwie wielką ilość
zwłok koni, które znajdowały się w różnych stadiach rozkładu. Kapitan mu nie
uwierzył, sądząc iż nurkowi się to przywidziało wskutek niedotlenienia mózgu,
ale postanowił osobiście sprawdzić otrzymaną informację.
Po zejściu na dno, na głębokość 43 m, Kondos zobaczył
zupełnie fantastyczny obraz. Przed nim leżał wrak antycznego statku. Obok niego
leżały na dnie brązowe i marmurowe rzeźby, wystające spod warstwy iłu, gęsto
porośnięte gąbkami, wodorostami, pąklami i innymi przydennymi mieszkańcami
morza. To właśnie je nurek uznał za trupy koni.
Kapitan uznał, że ta antyczna galera mogła przewozić coś
znacznie cenniejszego, niż brązowe rzeźby i statuy. Wysłał swoich nurków na
oględziny wraku. Rezultat przeszedł wszelkie oczekiwania. Zdobycz okazała się
być bardzo bogatą: złote monety, drogocenne kamienie, różna biżuteria i mnóstwo
innych przedmiotów, które wprawdzie nie były interesujące dla kapitana, ale
można je było sprzedać muzeom. Marynarze zabrali co tylko się dało, ale wiele
przedmiotów jeszcze zostało na dole. Miało to związek z tym, że nurkowanie w
taką głębinę bez specjalnego sprzętu jest bardzo niebezpieczne. W czasie
podnoszenia skarbów jeden z 10 nurków zginął, a dwóch przypłaciło to swoim
zdrowiem. Dlatego też kapitan rozkazał przerwanie prac i statek powrócił do
Grecji. Znalezione artefakty przekazano do Archeologicznego Muzeum Narodowego w
Atenach.
Znalezisko wywołało ogromne zainteresowanie greckich władz.
Po zbadaniu przedmiotów uczeni stwierdzili, że statek zatonął w I wieku p.n.e.
w czasie rejsu z Rodos do Rzymu. Na miejsce katastrofy wysłano kilka ekspedycji
i w ciągu dwóch lat Grecy podjęli z dna morskiego niemal wszystko, co dało się
podnieść.
Pod warstwami wapnia
17.V.1902 roku, archeolog Valerios Stanis, który zajmował
się analizą znalezionych u wyspy Anikythery artefaktów, wziął do reki kawał
brązu pokrytego wapieniem i wąsonogami. Naraz ta bryła się rozłamała, bowiem
brąz bardzo był skorodowany, i w bryle ujrzał on jakieś sześcioboki. Stanis
założył, że jest to fragment jakiegoś antycznego chronometru i napisał na ten
temat pracę naukową. Ale koledzy-archeolodzy od razu wzięli tą pracę na
celownik. Od razu oskarżyli Stanisa o oszustwo. Krytycy Stanisa oświadczyli, że
w Antyku nie mogły istnieć tak wyrafinowane technicznie mechanizmy.
Przeprowadzono wywód, że ten przedmiot znalazł się na miejscu katastrofy w o
wiele późniejszych czasach i nie ma niczego wspólnego z zatopioną galerą.
Stanis został zmuszony do ustąpienia pod naporem opinii publicznej i o
tajemniczym przedmiocie zapomniano na długo.
Odrzutowiec w grobowcu
Tutenchamona
W 1951 roku, na artefakt z Antikythery natknął się historyk
z Uniwersytetu Yale – Derek John de
Solla Price. Badaniem tego artefaktu zajmował się on przez ponad 20 lat
swego życia. Dr Price rozumiał, że ma do czynienia z bezprecedensowym
znaleziskiem.
- Nigdzie na świecie nie zachował się jeszcze jeden egzemplarz
tego rodzaju instrumentu – powiedział on. – Wszystko, co wiemy o nauce i technologiach epoki hellenizmu,
całkowicie przeczy istnieniu tak złożonego urządzenia technicznego w tym
czasie. Znalezienie takiego artefaktu można śmiało porównać do znalezienia
samolotu odrzutowego w grobowcu Tutenchamona.
Rezultaty swoich badań dr Derek Price opublikował w 1974
roku w magazynie „Scientific American”. Według jego poglądów, tenże artefakt
był częścią większego mechanizmu, składającego się z 31 wielkich i małych
przekładni (pozostało po nich 20) a służył on do przewidywania położenia Słońca
i Księżyca.
Pałeczkę od dr Price’a przejął w 2002 roku Michael Wright z Londyńskiego Muzeum
Nauki. W swych badaniach posłużył się komputerowym tomografem, co pozwoliło mu
na dokładniejsze otrzymanie obrazu architektury tego urządzenia. Odkrył on, że
mechanizm z Antikythery poza Słońcem i Księżycem pokazuje także położenie
pięciu planet znanych w Starożytności: Merkurego, Wenus, Marsa, Jowisza i
Saturna.
Współczesne badania
Rezultaty nowszych badań zostały opublikowane w „Nature” w
2006 roku. W opracowaniu pod kierownictwem prof. Marka Edmondsa i prof. Tony’ego Freeta z Uniwersytetu Cardiff miało swój wkład wielu znaczących uczonych. Przy
pomocy najnowocześniejszego sprzętu stworzono trójwymiarowy obraz badanego
przedmiotu. Przy użyciu najnowszych technik komputerowych zostały odczytane
napisy zawierające nazwy planet. Rozszyfrowano prawie 2000 symboli. Na
podstawie kształtu liter ustalono, że mechanizm ten został wytworzony w II
wieku p.n.e. No i wreszcie informacje uzyskane w toku badań pozwoliły uczonym
na zrekonstruowanie tego urządzenia.
Maszyna ta znajdowała się w drewnianej skrzynce z dwoma
drzwiczkami (zob. schemat urządzenia na ryc. 4) Za pierwszymi drzwiczkami znajdowała się
tarcza, na której można było obserwować ruch Słońca i Księżyca na tle znaków
Zodiaku. Drugie drzwiczki znajdowały się na tylnej części skrzynki. A za nimi
znajdowały się dwie tarcze, z których pierwsza pokazywała zależność pomiędzy
kalendarzem solarnym i lunarnym, a druga prognozowała zaćmienia Słońca i
Księżyca. W dalszej części mechanizmu powinny znajdować się koła (które
zaginęły) odpowiedzialne za ruch dwóch planet, czego można się było dowiedzieć
z napisów wykonanych na kalkulatorze.
To był – jak widać – swoisty, antyczny AC - analogowy komputer.
Jego użytkownicy mogli wprowadzić dowolną datę, a urządzenie z absolutną
dokładnością pokazywało pozycje Słońca, Księżyca i pięciu planet, które znali
greccy astronomowie (i oczywiście astrolodzy – przyp. tłum.) Fazy Księżyca,
zaćmienia Słońca – wszystko to można było przewidzieć z dokładnością do
godziny, i z poprawkami na lata przestępne.
Geniusz Archimedesa?
Ale kto, jaki geniusz mógł skonstruować w Antyku taki cud
techniki? Na początku postawiono hipotezę, że twórcą kalkulatora z Antikythery
mógł być wielki Archimedes z Syrakuz (287-212
r. p.n.e.) – człowiek, który o wiele wyprzedził swe czasy i bardziej pasowałby
nie do antyku, ale do Przyszłości, albo jeszcze dawniejszej, legendarnej
Przeszłości. W rzymskiej historii jest zapis o tym, jak on oszołomił audytorium
zademonstrowawszy „niebieski globus” pokazujący ruch planet, Słońca i Księżyca,
a także korelujący fazy Księżyca z zaćmieniami Słońca. Jednakże mechanizm z
Antikythery został zrobiony już po śmierci Archimedesa. Chociaż nie jest
wykluczone, że ten wielki matematyk i inżynier stworzył prototyp, na podstawie
którego zbudowano pierwszy na świecie AC.
W dzisiejszych czasach za miejsce skonstruowania tego AC
uważa się Rodos. To właśnie stamtąd płynął statek, który zatonął u brzegów
Antikythery. W tym czasie Rodos była
centrum greckiej astronomii i mechaniki. A twórcą tego cuda techniki uważa się Posidoniosa z Apamei/Rodos (135-51 r.
p.n.e.), który wedle słów Cycerona
był odpowiedzialnym za skonstruowanie urządzenia pokazującego ruch Słońca,
Księżyca i innych planet. Nie jest wykluczone, że greckie statki mogły być
wyposażone w dziesiątki jak nie setki takich mechanizmów, ale do dziś dnia
uchował się tylko jeden.
Tak czy owak, pozostaje zagadką to, jak ludzie Antyku byli w
stanie skonstruować takie cudo. Nie mogli oni posiadać tak głębokiej wiedzy –
szczególnie z zakresu astronomii i takiej technologii! Jest całkiem możliwe, że
w ręce antycznych mistrzów znalazło się urządzenie, które dotarło do nich z
głębokiej Przeszłości, z czasów legendarnej Atlantydy, której cywilizacja była
równie rozwinięta jak nasza. I właśnie na jego podstawie zbudowano replikę
znaną dzisiaj jako kalkulator z Antikythery.
Jakby to nie było, słynny badacz głębin naszej cywilizacji Jacques Yves Cousteau nazwał to
znalezisko skarbem równym obrazowi Mony Lizy. Szczególnie takie niezwykłe
artefakty przewracają do góry nogami nasze wyobrażenia i całkowicie zmieniają
obraz świata.
Moje 3 grosze
O kalkulatorze z
Rodos dowiedziałem się w książce Arnolda
Mostowicza „My z Kosmosu”. Uznałem, że nie jest to artefakt pozostawiony na
Ziemi przez jakichś Kosmitów, ale właśnie pozostały po cywilizacji Atlantydy, a
użytkowany przez niektóre grackie kolonie na wybrzeżach Morza Śródziemnego –
np. Feaków opisanych przez Homera w Odysei, którzy po wieloletniej tułaczce
dostarczają Ulissessa-Odyseusza do rodzinnej Itaki…
To oczywiste, że
kalkulator był użyteczny tylko i wyłącznie na Ziemi, bowiem pokazywał on tylko
i wyłącznie obraz nieba widziany z naszej planety, a zatem z kosmitami niewiele
mógł mieć wspólnego. Poza tym trudno przypuszczać, że Kosmici posługiwali się
tak prymitywnym AC do nawigacji po powierzchni Ziemi. Na pewno mieli lepsze
komputery nawigacyjne…
Sprawa trzecia – czy
ów AC z Rodos nie mógł być – jak sugerował to dr Pierce – częścią jakiegoś
większego mechanizmu? Odpowiedź brzmi: mógł. A kto wie, czy nawet nie był
częścią znacznie większego astronomiczno-astrologicznego zegara? Czy znamy
takie? Oczywiście – jeden z nich znajduje się do dziś dnia w czeskiej Pradze.
Jest to słynny Oroloj skonstruowany gdzieś w połowie XIV wieku. (Zob. - http://wszechocean.blogspot.com/2012/01/sprawa-nr-010x-tajemnica-orloja-1.html i dalsza) przez
niejakiego Hanuša - jednego z
najznamienitszych zegarmistrzów tych czasów. Podobne zegary powstały także w
Norymberdze i kilku miastach niemieckich oraz w
Gdańsku. Pytanie zatem brzmi: skąd tenże Mistrz Hanuš miał wiedzę to
budowy tak dokładnych i wyrafinowanych technicznie czasomierzy? Czy doszedł do
niej sam, czy znalazł jakieś dokumenty i plany, na podstawie których sporządził
swe wielkie dzieła? Z tego, co o nim wiemy, to że był z pochodzenia
Toruńczykiem (jak i Mikołaj Kopernik)
i podróżował po Europie: był w Lubece, Norymberdze, Pradze i Poznaniu,
Wrocławiu i Krakowie. Potem udał się do Gdańska, gdzie zbudował swój
super-zegar i wreszcie dokonał żywota. Uczył się fachu u najlepszych mistrzów i
wreszcie sam został mistrzem zagarmistrzowskim.
Tak czy inaczej –
jest wielce prawdopodobnym, że zegary te były budowane wedle jednego schematu
ideowego dostosowywanego do położenia miasta, w którym powstawały. Ale ich
źródło znajdowało się daleko, na wyspie Rodos – i tam powinno się zacząć
poszukiwania dokumentacji, która doprowadziłaby nas do rozwiązania tej zagadki.
Od KKK
Robercie,
- dzięki za ciekawy
artykuł. Uważam, że nie dość, że cywilizacja Atlantydy, albo jakakolwiek
gdziekolwiek, o której słyszeliśmy bądź nie, na zbliżonej płaszczyźnie
dorównywała naszej osiągnięciami technologicznymi, choć na pewno nie tylko
takowymi, to - przypisując choćby część z poważnej liczby artefaktów odkrytych
do tej pory - uważam, że znacznie nas przebijali swoimi osiągnięciami i stażem
jako cywilizacja światowa. Kto wie, ile ich było tak naprawdę, ile i której
należy przypisać najnowszej poza naszą, a ile i które artefakty mogą pamiętać
miliardy wręcz lat... bo czemu i nie? Datowanie niektórych artefaktów podaje
wiek już w takiej skali.
Za sto lat będziemy
także pewnie mówić, że Atlantydzi dorównywali nam, więc można się pokusić o
stwierdzenie, że działa tutaj zeitgeist - każdy wiek rozwoju ludzkości ocenia
inne według własnych ram czasowych. Wczoraj były demony i sukkuby, dzisiaj są
kosmici, a jutro? Chcemy, by nasz świat nas gloryfikował, nam przyświecał
mocniej, tymczasem co, jeśli to nasz jest mizerny i słaby? Co, jeśli to, co
widzimy, jest słabym cieniem ruiny dawnych zdobyczy potęg, o jakich śnią ledwie
fantaści sci-fi? Niech to będzie upomnienie, że i nas czeka restart, jeśli
komuś/czemuś się nie spodobamy, albo nie spełnimy założeń, albo popędzimy ku
samozagładzie, itd. Może jutro okaże się, że to pierwsze cywilizacje
ludzkie/gadzie/inne panują tu mimo wszystko. Eony eonów po punktach zwrotnych
swoich/swoich cywilizacji... (Smok Ogniotrwały)
Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 49/2015, ss. 8-9
Przekład z rosyjskiego - ©Robert K. F. Leśniakiewicz