niedziela, 22 stycznia 2017

Kaczuszki, jajka i Fukushima





Kilka dni temu media podały ciekawą informację o tym, że na plaże niemieckiej wyspy Langeoog. Jak podaje MSN wydarzenia miały następujący przebieg:

Do niecodziennego zdarzenia doszło na plaży w niemieckim Langeoog. W związku z trudnymi warunkami pogodowymi z duńskiego frachtowca wypadł kontener, w którym znajdowały się dziesiątki tysięcy plastikowych jajek z zabawkami w środku.

Langeoog to wyspa wchodząca w skład wysp Wschodniofryzjskich znajdująca się w Dolnej Saksonii w powiecie Wittmund. Jest ona znana przede wszystkim z piaszczystej 14 kilometrowej plaży oraz wysokich wydm. Po tym jak w środowy wieczór w północne wybrzeże Niemiec uderzył sztorm Axel, na plaży pojawiło się dziesiątki tysięcy plastikowych jajek, w których znajdowały się niewielkie zabawki. Jak podaje niemiecka stacja Deutsche Welle, silny sztorm sprawił, że z należącego do duńskiej firmy Reederei Maersk frachtowca wypadła ogromna skrzynia, w której znajdowały się plastikowe jajka.

Burmistz Langeoog Uwe Garrels zachęcał dzieci z lokalnego przedszkola, aby wybrały się na spacer i pozbierały kilka jajek, w których znajdowały się zabawki. Na portalach społecznościowych pojawiły się zdjęcia, na których widać zadowolone dzieci zbierające plastikowe jajeczka z zabawkami. – Synek jest zachwycony. Zbieranie tych małych plastikowych jajeczek sprawiło im ogromną radość – stwierdziła jedna z mieszkanek niemieckiego miasteczka. Część mieszkańców wioski była jednak oburzona, twierdząc, że zbieranie jajeczek jest formą kradzieży. Garrels tłumaczył jednak, że chciał w ten sposób sprawić dzieciom trochę radości, a ponadto morze wyrzuciło na brzeg także wiele worków foliowych i opakowań, które wraz z plastikowymi jajkami muszą zostać usunięte przez służby porządkowe ze względu na konieczność ochrony środowiska naturalnego. 





Sprawa ta przypomina mgr inż. Stanisławowi Bednarzowi pewien incydent, który wydarzył się przed paroma latami. Chodzi dokładnie o gumowe kaczuszki, które zostały wyrzucone na środku Pacyfiku przez jeden ze statków. Pisze on:

10 stycznia 1992 w wyniku sztormu na Płn. Pacyfiku  ze statku MV Ever Lauer płynącym z Hong-Kongu do USA został zmyty kontener zawierający  29 tysięcy gumowych zabawek głownie żółtych kaczuszek. tzw „Friendly Flotes”  Zabawki rozpierzchły się po świecie zgodnie z trasami prądów morskich. Około 10 tysięcy  skierowało się na północ pokonując nawet cieśninę Beringa. Niektóre kaczki utknęły na całe lata w arktycznym lodzie aby w końcu 2007 roku dotrzeć do Wielkiej  Brytanii  i Irlandii. Kaczki rekordzistki  po okrążeniu bieguna znów znalazły się  na Grenlandii, wybrzeżu USA, Hebrydach , a nawet z powrotem na Hawajach. Producent zabawek w roku 2007 wypłacał 100 dolarów za każda kaczkę znalezioną w Nowej Anglii, wschodnim wybrzeżu USA i Islandii. Tak to kaczki pomogły oceanografii i prof. Curtissowi  Ebesmayerowi w śledzeniu prądów morskich. Kaczki zamiast w wannie pływały po oceanach. Były też znikome ilości zabawek żab, ryb, jeżowców. Nie było lepszego oznakowania tras przepływu.





To oczywiste. Oba te wypadki pokazują nam, że cała masa wód Wszechoceanu jest w ruchu i właściwie nie ma takiego miejsca na Ziemi, do którego jego wody nie przeniosą przedmiotów wrzuconych na antypodach. To – jak widać z obu przykładów – tylko kwestia czasu… Podobnie jak w powieści Nevila Shute’a – „Ostatni brzeg”, w której Ludzkość ginie wskutek wojny nuklearnej, która zakończyła się katastrofą ekologiczną i zlikwidowaniem wszelkiego życia na naszej planecie.

Dlaczego to wszystko piszę? Dlatego, że koszmar opisany przez Shute’a zaczął się realizować w dniu 11.III.2011 roku, kiedy to potężne fale tsunami zalały elektrownię jądrową Daiichi-Fukushima I, w której wszystkie cztery reaktory jądrowe uległy częściowemu lub całkowitemu zniszczeniu i zrzucają dziennie tysiące litrów skażonej wody z pierwotnego obiegu do Pacyfiku. 





Ktoś mógłby powiedzieć, że Wszechocean jest tak wielki, że jest w stanie zaabsorbować to skażenie. Owszem, ale nie zapominajmy, że radioaktywna trucizna działa powoli, a jej działanie rozkłada się na całe pokolenia. To jest prawda, której nie przyjmują do wiadomości tzw. „uczeni” kupieni przez wielkie lobby atomowe, głoszący jego „prawdy” na temat energetyki jądrowej i możliwości prowadzenia ograniczonej wojny atomowej. 





Postępowanie skażenia wód Pacyfiku cezem-137 po katastrofie w Daiichi-Fukushima 1 EJ
 
Oba wspomniane wyżej wypadki pokazują, że skażenie – jakiekolwiek: atomowe, biologiczne czy chemiczne – czy prędzej czy później nas dosięgnie, gdziekolwiek byśmy nie byli! 

Czy dowodem na powyższe mogą być stwierdzone pomory zwierząt morskich u wybrzeży Kanady, w dniu 2.I.2017 roku:


Po tym, jak tysiące stworzeń morskich zostało wyrzucone na wybrzeże Nowej Szkocji, naukowcy chcą ustalić, co było przyczyną ich śmierci. Masowe zgony sięgają listopada, kiedy tysiące martwych i umierających śledzi zaczęły pojawiać się na plażach w południowo-zachodniej części kanadyjskiej prowincji. Niedługo po tym zdarzeniu fale zaczęły wyrzucać na brzeg trupy homarów, krabów, rozgwiazd i innych ryb.

Aż 20 tys. homarów, ryb, rozgwiazd, małży, krabów i innych morskich stworzeń znaleziono w Parku Savary – donosi CNN. „To, co wiemy, że w jednym miejscu duża liczba liczba gatunków, która nie jest ze sobą powiązana, była martwa” – powiedział , naukowiec i profesor biologii Ted Leighton. „Ale prawie wszystkie są bezkręgowcami żyjącymi na dnie oceanu, dzieląc siedliska” – dodał.

Pojawiły się spekulacje, że masowe zgony zostały spowodowane przez ogromne podwodne turbiny, który zostały zamontowane w Zatoce Fundy w listopadzie. Turbinę zamontowano do zwiększenia mocy przepływu wody w zatoce w celu wytworzenia energii elektrycznej. Jednak najbliższa turbina znajduje się blisko sto kilometrów od miejsca śmierci zwierząt, a stworzenia nie wykazują żadnych obrażeń przez wirniki urządzeń.

Ekolog Marine Kent Smedbol powiedział CTV Atlantyk, że być może choroba, morska burza czy ludzkie zanieczyszczenia mają coś wspólnego z masową śmiercią zwierząt. Jednak wszystkie wykonane do tej pory badania nie wskazują na obecność bakterii, ale w najbliższych dniach zostaną przeprowadzone testy wirusowe.

W czwartek naukowcy federalni pobrali próbki wody i zrobili testy na tlen rozpuszczony, stopień zasolenia i temperaturę wody – podaje CBC News. Wszystkie wyniki nie wykazują jakichkolwiek odchyleń. Skanowano również obrazy dna St. Mary’s Bay i Zatoki Fundy i nic szczególnego nie zarejestrowano.

Czy też ostatni wypadek masowego pomoru rozgwiazd i krabów u wybrzeży Kornwalii w dniu 22.XII.2016 roku. W obu tych przypadkach czynnik letalny mógł być wpuszczony do wód Wszechoceanu o tysiące mil od Zatoki Fundy czy brzegów Kornwalii. To, że go nie znaleziono wcale nie oznacza, że go tam nie ma. Przecież coś zabiło te organizmy! 

Poziom radioaktywnego cezu-137 w wodach powierzchniowych Wszechoceanu w 2008 roku

A nasz Bałtyk? Polacy zrobili sobie z niego ściek do którego odprowadzają wszelkie paskudztwa chemiczne i biologiczne – podobnie jak Finowie i Łotysze, a po zbudowaniu Żarnobyla i innych elektrowni jądrowych (oby nie!) także i nuklearne. Jego wody już są skażone radioaktywnym cezem-137 o T1/2 = 30,07 lat, a jest tego 40 Bq/m³ (1 Bq = 1 rozpad/s). Jak widać z załączonej mapki z 2008 roku (teraz dane się zmieniły po katastrofie w Daiichi-Fukushima 1 EJ), bardziej zaświnione jest tylko Morze Irlandzkie – 61 Bq/m³ - no, ale tam Brytyjczycy topili radioaktywne odpady i „popioły” z elektrowni jądrowych wraz z przedatowanymi BŚT… Ciekawe, że Morze Czarne ma tylko 16 Bq/m³, choć to też niemało. W Bałtyku mamy za to toksyczny koktajl BŚT i bomb zapalających. Tylko skąd się tam wzięło tyle Cs-137? Nad tym też się trzeba zastanowić i nie mam złudzeń, że nastąpi to szybko przy rządach, które nie potrafią dojść do ładu same ze sobą, a co dopiero z całym krajem i otaczającą go Przyrodą…   


Najgorszy problem - plastykowe wyspy na środku oceanów...