Kilka dni temu
media podały ciekawą informację o tym, że na plaże niemieckiej wyspy Langeoog.
Jak podaje MSN wydarzenia miały następujący przebieg:
Do
niecodziennego zdarzenia doszło na plaży w niemieckim Langeoog. W związku z
trudnymi warunkami pogodowymi z duńskiego frachtowca wypadł kontener, w którym
znajdowały się dziesiątki tysięcy plastikowych jajek z zabawkami w środku.
Langeoog to
wyspa wchodząca w skład wysp Wschodniofryzjskich znajdująca się w Dolnej
Saksonii w powiecie Wittmund. Jest ona znana przede wszystkim z piaszczystej 14
kilometrowej plaży oraz wysokich wydm. Po tym jak w środowy wieczór w północne
wybrzeże Niemiec uderzył sztorm Axel, na plaży pojawiło się dziesiątki tysięcy
plastikowych jajek, w których znajdowały się niewielkie zabawki. Jak podaje
niemiecka stacja Deutsche Welle, silny sztorm sprawił, że z należącego do
duńskiej firmy Reederei Maersk frachtowca wypadła ogromna skrzynia, w której
znajdowały się plastikowe jajka.
Burmistz
Langeoog Uwe Garrels zachęcał dzieci z lokalnego przedszkola, aby wybrały się
na spacer i pozbierały kilka jajek, w których znajdowały się zabawki. Na
portalach społecznościowych pojawiły się zdjęcia, na których widać zadowolone
dzieci zbierające plastikowe jajeczka z zabawkami. – Synek jest zachwycony.
Zbieranie tych małych plastikowych jajeczek sprawiło im ogromną radość –
stwierdziła jedna z mieszkanek niemieckiego miasteczka. Część mieszkańców wioski
była jednak oburzona, twierdząc, że zbieranie jajeczek jest formą kradzieży.
Garrels tłumaczył jednak, że chciał w ten sposób sprawić dzieciom trochę
radości, a ponadto morze wyrzuciło na brzeg także wiele worków foliowych i
opakowań, które wraz z plastikowymi jajkami muszą zostać usunięte przez służby
porządkowe ze względu na konieczność ochrony środowiska naturalnego.
Sprawa ta
przypomina mgr inż. Stanisławowi
Bednarzowi pewien incydent, który wydarzył się przed paroma latami. Chodzi
dokładnie o gumowe kaczuszki, które zostały wyrzucone na środku Pacyfiku przez jeden
ze statków. Pisze on:
10 stycznia 1992 w wyniku sztormu na Płn.
Pacyfiku ze statku MV Ever
Lauer płynącym z Hong-Kongu do USA został zmyty kontener
zawierający 29 tysięcy gumowych zabawek
głownie żółtych kaczuszek. tzw „Friendly Flotes” Zabawki rozpierzchły się po świecie zgodnie z
trasami prądów morskich. Około 10 tysięcy
skierowało się na północ pokonując nawet cieśninę Beringa. Niektóre
kaczki utknęły na całe lata w arktycznym lodzie aby w końcu 2007 roku dotrzeć
do Wielkiej Brytanii i Irlandii. Kaczki rekordzistki po okrążeniu bieguna znów znalazły się na Grenlandii, wybrzeżu USA, Hebrydach , a
nawet z powrotem na Hawajach. Producent zabawek w roku 2007 wypłacał 100
dolarów za każda kaczkę znalezioną w Nowej Anglii, wschodnim wybrzeżu USA i
Islandii. Tak to kaczki pomogły oceanografii i prof. Curtissowi Ebesmayerowi w
śledzeniu prądów morskich. Kaczki zamiast w wannie pływały po oceanach. Były
też znikome ilości zabawek żab, ryb, jeżowców. Nie było lepszego oznakowania
tras przepływu.
To oczywiste. Oba
te wypadki pokazują nam, że cała masa wód Wszechoceanu jest w ruchu i właściwie
nie ma takiego miejsca na Ziemi, do którego jego wody nie przeniosą przedmiotów
wrzuconych na antypodach. To – jak widać z obu przykładów – tylko kwestia
czasu… Podobnie jak w powieści Nevila
Shute’a – „Ostatni brzeg”, w której Ludzkość ginie wskutek wojny nuklearnej,
która zakończyła się katastrofą ekologiczną i zlikwidowaniem wszelkiego życia
na naszej planecie.
Dlaczego to
wszystko piszę? Dlatego, że koszmar opisany przez Shute’a zaczął się realizować
w dniu 11.III.2011 roku, kiedy to potężne fale tsunami zalały elektrownię
jądrową Daiichi-Fukushima I, w której wszystkie cztery reaktory jądrowe uległy
częściowemu lub całkowitemu zniszczeniu i zrzucają dziennie tysiące litrów
skażonej wody z pierwotnego obiegu do Pacyfiku.
Ktoś mógłby
powiedzieć, że Wszechocean jest tak wielki, że jest w stanie zaabsorbować to
skażenie. Owszem, ale nie zapominajmy, że radioaktywna trucizna działa powoli,
a jej działanie rozkłada się na całe pokolenia. To jest prawda, której nie
przyjmują do wiadomości tzw. „uczeni” kupieni przez wielkie lobby atomowe,
głoszący jego „prawdy” na temat energetyki jądrowej i możliwości prowadzenia
ograniczonej wojny atomowej.
Postępowanie skażenia wód Pacyfiku cezem-137 po katastrofie w Daiichi-Fukushima 1 EJ
Oba wspomniane wyżej wypadki pokazują, że skażenie
– jakiekolwiek: atomowe, biologiczne czy chemiczne – czy prędzej czy później
nas dosięgnie, gdziekolwiek byśmy nie byli!
Czy dowodem na
powyższe mogą być stwierdzone pomory zwierząt morskich u wybrzeży Kanady, w
dniu 2.I.2017 roku:
Po tym, jak
tysiące stworzeń morskich zostało wyrzucone na wybrzeże Nowej Szkocji, naukowcy
chcą ustalić, co było przyczyną ich śmierci. Masowe zgony sięgają listopada,
kiedy tysiące martwych i umierających śledzi zaczęły pojawiać się na plażach w
południowo-zachodniej części kanadyjskiej prowincji. Niedługo po tym zdarzeniu
fale zaczęły wyrzucać na brzeg trupy homarów, krabów, rozgwiazd i innych ryb.
Aż 20 tys.
homarów, ryb, rozgwiazd, małży, krabów i innych morskich stworzeń znaleziono w
Parku Savary – donosi CNN. „To, co wiemy, że w jednym miejscu duża liczba liczba
gatunków, która nie jest ze sobą powiązana, była martwa” – powiedział ,
naukowiec i profesor biologii Ted Leighton. „Ale prawie wszystkie są
bezkręgowcami żyjącymi na dnie oceanu, dzieląc siedliska” – dodał.
Pojawiły się
spekulacje, że masowe zgony zostały spowodowane przez ogromne podwodne turbiny,
który zostały zamontowane w Zatoce Fundy w listopadzie. Turbinę zamontowano do
zwiększenia mocy przepływu wody w zatoce w celu wytworzenia energii
elektrycznej. Jednak najbliższa turbina znajduje się blisko sto kilometrów od
miejsca śmierci zwierząt, a stworzenia nie wykazują żadnych obrażeń przez
wirniki urządzeń.
Ekolog Marine Kent Smedbol powiedział CTV Atlantyk,
że być może choroba, morska burza czy ludzkie zanieczyszczenia mają coś
wspólnego z masową śmiercią zwierząt. Jednak wszystkie wykonane do tej pory
badania nie wskazują na obecność bakterii, ale w najbliższych dniach zostaną
przeprowadzone testy wirusowe.
W czwartek
naukowcy federalni pobrali próbki wody i zrobili testy na tlen rozpuszczony,
stopień zasolenia i temperaturę wody – podaje CBC News. Wszystkie wyniki nie
wykazują jakichkolwiek odchyleń. Skanowano również obrazy dna St. Mary’s Bay i
Zatoki Fundy i nic szczególnego nie zarejestrowano.
Czy też ostatni
wypadek masowego pomoru rozgwiazd i krabów u wybrzeży Kornwalii w dniu
22.XII.2016 roku. W obu tych przypadkach czynnik letalny mógł być wpuszczony do
wód Wszechoceanu o tysiące mil od Zatoki Fundy czy brzegów Kornwalii. To, że go
nie znaleziono wcale nie oznacza, że go tam nie ma. Przecież coś zabiło te
organizmy!
A nasz Bałtyk?
Polacy zrobili sobie z niego ściek do którego odprowadzają wszelkie paskudztwa
chemiczne i biologiczne – podobnie jak Finowie i Łotysze, a po zbudowaniu
Żarnobyla i innych elektrowni jądrowych (oby nie!) także i nuklearne. Jego wody
już są skażone radioaktywnym cezem-137 o T1/2 = 30,07 lat, a jest tego 40 Bq/m³
(1 Bq = 1 rozpad/s). Jak widać z załączonej mapki z 2008 roku (teraz dane się
zmieniły po katastrofie w Daiichi-Fukushima 1 EJ), bardziej zaświnione jest
tylko Morze Irlandzkie – 61 Bq/m³ - no, ale tam Brytyjczycy topili radioaktywne
odpady i „popioły” z elektrowni jądrowych wraz z przedatowanymi BŚT… Ciekawe,
że Morze Czarne ma tylko 16 Bq/m³, choć to też niemało. W Bałtyku mamy za to
toksyczny koktajl BŚT i bomb zapalających. Tylko skąd się tam wzięło tyle
Cs-137? Nad tym też się trzeba zastanowić i nie mam złudzeń, że nastąpi to
szybko przy rządach, które nie potrafią dojść do ładu same ze sobą, a co dopiero
z całym krajem i otaczającą go Przyrodą…