Dziura ozonowa w latach 1979-2008 nad Antarktydą
Roman Rzepka
Gdyby
rozproszony w całej atmosferze ziemskiej ozon uporządkować w postać jednorodnej
warstwy (pod normalnym ciśnieniem atmosferycznym) i ulokować go na wysokości
około 20 km
nad Ziemią, utworzyłby się 3 milimetrowej grubości przeźroczysty niebieski kokon. Nie zdajemy sobie sprawy od jak
niewielkiej ilości niezwykłego gazu zależy nasze istnienie na Ziemi.
Słońce
i jego błękity
Energia promieniowania Słońca docierająca
do Ziemi w 91% mieści się w paśmie widzialnym, i jest tym, co potocznie
nazywamy światłem.
Pozostałe 9% to ultrafiolet. Ze względu na
swoje właściwości i znaczenie dla życia naszej planety można o nim powiedzieć ,
że jest w pewnym sensie promieniowaniem kontrowersyjnym.
Pasmo promieniowania ultrafioletowego UV,
dzieli się na cztery główne zakresy:
1. UV A -
promieniowanie w zakresie fali 380-315 nm.
2. UV B - promieniowanie w zakresie fali 315-280 nm
3. UV C –
promieniowanie w zakresie fali 280-200 nm
4. UV V –
promieniowanie w zakresie fali 200-100 nm
Pierwsze dwa rodzaje promieniowania odpowiedzialne
są za opalanie skóry poprzez stymulację procesów pigmentacji. Ważną rolę
odgrywają również w syntezie przekształcającej ergosterol ( prekursora witaminy) w witaminę D2. Ogólnie mówiąc
umiarkowana ekspozycja tym promieniowaniem działa pożytecznie i leczniczo.
Inaczej sprawa ma się z zakresem UV C i UV V. Są to tzw. twarde pasma promieniowania ultrafioletowego. Uważa się, że najgroźniejszym
z nich jest pasmo UV C, bowiem w nadmiarze działa mutagennie. Jego działanie w
swej istocie polega na ingerencji w utrwalony porządek sekwencji zasad kwasu
dezoksyrybonukleinowego (DNA). Dzieje się to w procesie reakcji fotochemicznej
prowadzącej do tworzenia się diamerów
, a w pierwszej kolejności diamerów Tyminy. Konsekwencją tego zjawiska jest
blokowanie syntezy Adeniny. Powoduje to wiele przypadkowych mutacji
prowadzących do chorób nowotworowych lub
przy dużej ekspozycji do prawie natychmiastowej dezaktywizacji organizmu.
Zjawisko wykorzystano np. do dezynfekcji wody. Proces można porównać do mechanicznego cięcia
łańcucha DNA w żywej komórce i
przypadkowego łączenia się porozcinanych jego fragmentów. To w oczywisty sposób
prowadzi do zmiany informacji w kodzie podczas replikacji , wywołuje
informacyjny chaos.
Bardzo ważną właściwością promieniowania UV
C jest
jego rola w tworzeniu się trójatomowego tlenu czyli ozonu .
I wreszcie
pasmo niezwykłe, a mianowicie promieniowanie UV V graniczące
bezpośrednio z promieniowaniem
rentgenowskim . Ten rodzaj promieniowania występuje wyłącznie w próżni
kosmicznej, toteż nie bierze się go pod
uwagę jako pasma mogącego mieć wpływ na zjawiska dokonujące się na Ziemi,
głównie z powodu braku zdolności
przenikania w głąb atmosfery ziemskiej. Pasmo UV V jest niezwykle groźnym rodzajem
promieniowania z racji swojej ogromnej energii – to promieniowanie zabija
natychmiast! Jeśli już się o nim wspomina, to tylko w kontekście potencjalnych
zagrożeń czyhających na astronautów podczas ich kosmicznych misji. Warto tu
wspomnieć, że używane w kosmosie skafandry są nieprzepuszczalne dla tego
rodzaju promieniowania, podobnie zresztą jak i metalowe kapsuły statków
kosmicznych. Wydaje się jednak, że
właśnie ten, lekceważony przez naukę, rodzaj promieniowania stanowić
może klucz do rozwikłania zagadki powstawania dziur ozonowych, ale o tym nieco
później...
Podniebna
retorta
Na to, że
promieniowanie ultrafioletowe może mieć związek z ozonem zwrócono uwagę już pod
koniec XIX wieku, ale dopiero w latach dwudziestych XX wieku opracowano
pierwszy jakościowo poprawny opis mechanizmów
tworzenia się i rozpadu ozonu w atmosferze ziemskiej. Dokonał
tego, jako pierwszy, angielski
matematyk i geofizyk Sidney Chapman.
Zdaniem Chapmana w górnych warstwach
atmosfery ziemskiej dwuatomowa cząsteczka tlenu (naturalna, stabilna postać
tlenu) w wyniku pochłonięcia wysokoenergetycznego fotonu UV ulega
fotodysocjacji na dwa atomy tlenu zgodnie z poniższą reakcją:
O2 + UV => O + O
Tworzą się dwa atomy wysokoreaktywnego
tlenu, z których każdy ma prawie pewną
szansę spotkania dwuatomowej stabilnej cząsteczki tlenu O2. Takie spotkanie
musi się skończyć powstaniem cząsteczki trójatomowej. Powstaje ozon (O3).
O + O2 +M (dowolna cząsteczka materii,
która odprowadza nadmiar energii) =>
O3 + M
Należy tu mocno podkreślić, że proces
powstawania ozonu odkryty przez Chapmana nie jest incydentalnym zjawiskiem.
Jest procesem ciągłym, trwającym nieprzerwanie odkąd Ziemię spowiła atmosfera zawierająca tlen i
trwać będzie nieprzerwanie, w każdej sekundzie, do czasu istnienia układu :
Słońce – atmosfera ziemska. Dotyczy to
nie całej planety jednocześnie, a jej części aktualnie oświetlanej przez
Słońce, co wydaje się chyba oczywiste.
Łatwo więc zauważyć, że w każdej sekundzie
po oświetlonej Słońcem stronie Ziemi produkowane są gigantyczne ilości ozonu
gdyż proces jest niezwykle wydajny (im krótsze pasmo UV tym proces
wydajniejszy) i jednocześnie
samoregulujący się, ale tylko do momentu, kiedy
nie zostanie zakłócony stan chwiejnej równowagi jakimś istotnym
czynnikiem. Proces cały czas dąży do stanu równowagi, czyli produkcja ozonu
równoważona jest jego rozchodami a
mianowicie niewielka część produkowanego
ozonu spożytkowywana jest do utleniania wielu substancji znajdujących się jako
zanieczyszczenia atmosfery, a większość
migrując w kierunku Ziemi (ozon
jest cięższy od każdego ze składników powietrza), ulega szybkiej degradacji do
tlenu atomowego i cząsteczkowego. Pewna ilość ozonu osiąga szybko powierzchnię planety wraz z
opadami atmosferycznymi. Łatwo więc zauważyć, że gdyby zachwiana została
równowaga i zaczęłoby przybywać w atmosferze ozonu ponad ustalone przez Naturę
potrzeby, groziłoby to całkowitym odcięciem Ziemi od promieniowania UV. Byłoby
to zjawisko równie niekorzystne co jego niedobór, gdyż ozon jako taki (w stanie czystym ) jest gazem trującym i
jego nadmierne stężenie w atmosferze stałoby się śmiertelne dla życia
biologicznego na Ziemi. Tak więc niska stabilność cząsteczki ozonu, mówiąc
nieco żartobliwie, – ma sens . W warunkach tzw. domowych ozon powstały podczas np.
świecenia lampy ultrafioletowej
lub jakiegoś wysokonapięciowego wyładowania
w urządzeniach elektrycznych ulega bardzo szybkiemu rozpadowi, jego
żywotność nie przekracza zwykle kilkudziesięciu minut, i zależy to od wielu
czynników, głównie temperatury.
Nobel
za wielkie (?) odkrycie
Systematyczne
obserwacje i pomiary zawartości ozonu w atmosferze wskazywały na okresowe jego
zmniejszanie się prowadzące do występowania obszarów w atmosferze przez które swobodnie docierało do Ziemi
promieniowanie UV /A,B,C/ w ilościach mogących wywierać istotny wpływ na życie
biologiczne planety. Obszary te nazwano dziurami ozonowymi.
W roku 1995 trzem uczonych - Paulowi
Crutzenowi, Sherwoodowi Rowlandowi i Mario
Molinie przyznano Nagrodę Nobla
za stworzenie teorii wyjaśniającej
mechanizm powstawania w atmosferze Ziemi dziur ozonowych. Winowajcą groźnego
zjawiska zdaniem Noblistów miał się okazać człowiek, a ściślej jeden z jego produktów uważanych za milowy
krok w rozwoju cywilizacji, czyli freon.
Ponad 60 lat temu międzynarodowy koncern
chemiczny Du Pont wprowadził na rynek produkt o tej właśnie nazwie. Z
chemicznego punktu widzenia freon jest
węglowodorem nasyconym należącym do perhalogenoalkanów.
Freon bardzo łatwo w określonych warunkach zmienia stan skupienia:
gaz-ciecz-gaz, i dzięki tej właściwości stał się doskonałym medium do urządzeń
obniżających temperaturę (chłodnie, lodówki, klimatyzacja), a także jako czynnik atomizujący w przemyśle
kosmetycznym – np. dezodoranty. Jego
dużej trwałości, jako pierwszorzędnej cesze, przypisuje się główną rolę w
niszczeniu warstwy ozonowej atmosfery.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że aczkolwiek cząsteczka freonu jest dużo
cięższa od powietrza to twierdzi się, że uwolniona np. z dezodorantu
migruje w górne warstwy atmosfery nawet przez 20 lat by tam dotarłszy,
dokonywać spustoszenia warstwy ozonowej.
Niszczycielski mechanizm działania freonu zgodnie z teorią „wycenioną” na
Nagrodę Nobla przebiega następująco:
Freon +UV => C (spala się do CO2)
+ F + Cl
Uwolnione atomy chloru (Cl) reagują z
ozonem (O3) tworząc tlenek chloru ClO i cząsteczkowy tlen (O2) – zmniejsza się
ilość ozonu, czyli dochodzi do
tworzenia się dziury ozonowej.
Otwiera się droga dla głębokiej penetracji promieniowania UV wszystkich jego
zakresów . ... Ale przecież w tej „dziurze” jest znowu tlen (!) i znowu działa
na niego promieniowanie UV, gdyż ma otwartą szeroko drogę! Czyż teraz w tej
dziurze nie będzie się natychmiast tworzył ozon?! – Takie retoryczne pytanie
łatwo musi się tu nasunąć. Odpowiedź więc może być tylko jedna: ozon po prostu
powinien się wytworzyć w powstałej dziurze, ... ale przecież nie zawsze tak się
dzieje ....!
Dziury
ozonowe nad biegunami i nie tylko
Od kiedy chemią atmosfery zaczęto zajmować
się w sposób systemowy, zauważono pewne niespójności w teorii powstawania dziur
ozonowych ogłoszonej przez wcześniej wspomnianych Noblistów. Okazało się
bowiem, że największe braki ozonu a tym samym najokazalsze dziury ozonowe
odkryto nad biegunami Ziemi, najpierw południowym, później północnym. Jak więc
wytłumaczyć ten zaskakujący fakt? Zjawisko wystąpiło najsilniej tam, gdzie
zgodnie z „teorią freonową„ praktycznie nie powinno nigdy wystąpić! Aby być
konsekwentnym w twierdzeniu, że winien jest wyłącznie człowiek, (a ściślej jego freon), uzupełniono szybko teorię
freonową o pewne „uściślenia”. Jak łatwo
zauważyć raczej trudno w tym momencie byłoby mówić o bezpośrednim
antropogenicznym wpływie na powstawanie dużych dziur ozonowych nad biegunami, ... no bo w końcu ileż
wypuszczonego do atmosfery freonu można przypisać garstce przebywających tam
polarników!
Poradzono
sobie z tym problemem dość sprytnie ,
Założono bowiem, że sprawcą
zjawiska są zawieszone w arktycznej atmosferze cząsteczki chlorowodoru (HCl) i
zestalonych kryształków hydratu kwasu azotowego (ClONO2) na których to
substancjach zachodzą pewne procesy fizyczne i reakcje chemiczne, w rezultacie czego powstaje
cząsteczkowy chlor (Cl2) , który reagując z ozonem atmosferycznym tworzy tlenek
chloru (ClO) i cząsteczkowy tlen (O2). Ubywa znowu ozonu, a dzieje się to w
sposób następujący:
ClO + ClO => Cl2 + O2 (dimer)
Powstałe dimery bardzo łatwo rozkładają się
pod wpływem światła (bez uściślenia jakiego światła?) na cząsteczkowy tlen (O2)
i atomowy chlor (Cl). Zdaniem Noblistów cykl rozkładu ozonu może się zacząć od
nowa bo „odzyskany” atom chloru może z powrotem wchodzić w reakcję z ozonem i
reakcja może „kręcić się” w nieskończoność...
I wszystko wydawałoby się w najlepszym
porządku, bo produkcja ozonu praktycznie ustaje wobec braku promieniowania UV
(arktyczna noc) , a wiosną jego resztki
w pierwszych promieniach Słońca, gdy uruchomiona zostaje sublimacja substratów (HCl i ClONO2), zostają szybko pożarte przez wspomniane wyżej reakcje. Może tak i mogłoby
być, gdyby nie małe „ale”.
To „ale” jest przecież najczyściejsza
enklawa jaką można znaleźć na Ziemi, skąd raptem w najczystszej na Ziemi
atmosferze znalazły się potrzebne do przebiegu niszczycielskich reakcji
substraty – akurat właśnie tam?
„Zanieczyszczenia zawierające chlorowce (
np. freon ) transportowane są do
biegunowej atmosfery przez wiatr...” –twierdzą Nobliści. Hmm...
Zrodzić się też może pytanie następne: jak
to się dzieje, że mimo znacznego zmniejszenia
zużycia freonów (spadło z 1,3 mld kg w roku 1988 do 0,5 mld kg w roku
1993), to jakby na przekór temu, zmniejszenie jego emisji nie miało żadnego wpływu na zwiększenie się
koncentracji ozonu w atmosferze ziemskiej, wręcz obserwowano sezonowe
powiększanie się dziur ozonowych nad niektórymi obszarami Ziemi. Nobliści
wyjaśnili ten fakt bardzo długim okresem wędrówki cząsteczek freonu w górne
warstwy atmosfery ziemskiej, okresem trwającym nawet 20 lat. Tak długi czas
migracji cząsteczki freonu w atmosferze ziemskiej wydaje się mimo wszystko trudny
do zaakceptowania, bo freon jako substancja cięższa od powietrza, mimo chwilowych „wzlotów” w wstępujących
prądach powietrza musi w końcu opaść na Ziemię, i na pewno opadnie dużo prędzej
niż w ciągu tych dwudziestu lat. Na Ziemię szybko sprowadzić go też mogą opady
atmosferyczne i wpłukać do gleby lub umieścić w jakimś zbiorniku wodnym, a tam – szczególnie w glebie, freon jak każda substancja organiczna szybko
ulegnie mineralizacji. Gleba to
niezwykle skomplikowane „laboratorium” fizykochemiczne i na dodatek żywe,
którego ostatecznym celem jest właśnie mineralizacja substancji
organicznych. Nie wzięto tu również pod
uwagę pewnego faktu znanego od dawna, a mianowicie , że zanieczyszczenia takie
jak chlorowodór czy też hydrat kwasu azotowego , zresztą nie tylko one, czyli
substancje, które „ulepszyły” teorię ozonową, są skwapliwie wykorzystywane
przez Naturę jako inicjatory opadów atmosferycznych, a mówiąc dokładniej jako
jądra kondensacji. Te i inne związki (np. jodki srebra itp.) wykorzystuje się w
eksperymentach sztucznego wywoływania deszczu.
Tak na marginesie mówiąc, to gdyby takie długodystansowe (również w
górę) wędrówki ciężkich cząstek były możliwe, już dawno nasze niebo zakryłaby
nieprzenikniona warstwa ziemskich śmieci – już dawno byłoby „po wszystkim” !
Przedstawiona przez Noblistów teoria
powstawania dziur ozonowych z
pewnością jako teoretyczny model, przy
pewnych założeniach, jest poprawna, i co do tego nawet nie wypada mieć
wątpliwości, lecz skala zjawiska, jeśli ono nawet w takiej postaci zachodzi, z pewnością jest na tyle znikoma
ilościowo, że nie może być znaczącą przyczyną powstawania ogromnych dziur
ozonowych. Zmniejszanie się warstwy
ozonowej nad ziemskimi biegunami wydaje się być wcale nie takie sensacyjne, a
nawet w pewnym sensie jest to proces przebiegający cyklicznie i zupełnie
prawidłowo. Zmniejszenie warstwy
ozonowej nad biegunami spowodowane jest ujemnym bilansem cyklu ozonowego w
czasie długich polarnych nocy. Ozon jako niestabilna odmiana alotropowa tlenu
posiada bardzo krótki czas trwania – o czym wcześniej wspomniano. Zjawisko występowało z całą pewnością zawsze,
ale ujawnione zostało od niedawna, od kiedy możliwa stała się jego obserwacja i
pomiar – stąd sensacyjność i groza
zjawiska.
Jeśliby przyjąć teorię autorstwa
wspomnianych Noblistów, wskazującą działalność człowieka jako jedyną w tym
przypadku przyczynę powstawania dziur ozonowych należałoby szybko przedsięwziąć
jakieś radykalne działania. A zatem co należałoby natychmiast uczynić ? Wyrzec
się lodówek, chłodni, klimatyzacji, wycofać się z zaawansowanych technologii?
Wyrzec się produkcji i stosowania freonu . Ja w każdym razie, póki co , nie
wyrażam zgody na odebranie mi mojej lodówki, mogę co najwyżej zrezygnować z
różnych psiukanych kosmetyków, ale też tylko wtedy, kiedy byłbym przekonany
o słuszności teorii freonowej. A, że daleko mi do takiego przekonania, więc
dopóki nie znajdzie się inny sposób obniżania temperatury, dopóty świadom jego
znikomego, albo żadnego wpływu na powstawanie dziur ozonowych, będę bronił
freonu. Nie oznacza to, co chciałbym mocno podkreślić, że nie widzę wielu
zgubnych dla środowiska skutków
działalności człowieka a głownie w sferze wytwarzania energii. Niczym nie
okiełznana obłąkańcza idea zysku za wszelką cenę, widoczne „gołym okiem”
blokowanie wszelkich poważnych idei w kierunku powszechnego wykorzystania
energii odnawialnych (słońce, wiatr, kinetyka wód), często niezrozumiała
głupota pseudoekonomistów, musi
doprowadzić do katastrofy. Chociaż wierząc w nieograniczoną mądrość Natury, to
tylko czekać, kiedy straci ona cierpliwość, i ...wciśnie funkcję „Napraw”.
Wracając jednak do technologii obniżania temperatury należy
przypuszczać, że pomysł wprowadzenia nowych , szybciej rozkładających się
mediów chłodzących opartych na węglowodorach nienasyconych, zaprowadzi w ślepą uliczkę, bo ich chemiczna natura jest
taka , że są po prostu aktywniejsze
chemicznie i to znacznie, a wtedy dopiero może powiać grozą...
Rubinowa
poświata
Nasza egzystencja na błękitnej planecie
przypomina ciągły marsz przez nie mające końca pole minowe, i choćby nie
wiedzieć ile mielibyśmy szczęścia podczas tego marszu, to rachunek
prawdopodobieństwa jest okrutnie bezlitosny...
We wrześniu 1980 roku i październiku 2000 roku w godzinach południowych obserwowałem bardzo dziwne zjawisko. Byłem w obydwu przypadkach na otwartej szerokiej przestrzeni w okolicach Giżycka. Niebo było nieskazitelnie czyste, lazurowe, bez najmniejszej chmurki – to bardzo ważne w tym momencie! Nagle otaczająca mnie przestrzeń przybrała dziwne, monochromatyczne rubinowe zabarwienie. Było to światło nienaturalne, wręcz niesamowite. Odruchowo spojrzałem na słońce i oto okazało się, że to ono świeciło takim kolorem! Wyglądało jakby ktoś nałożył na jego tarczę gigantyczny filtr fotograficzny o takim właśnie kolorze. Zjawisko trwało około 3-4 minut i również dość nagle się skończyło. Jak się później dowiedziałem wiele osób potwierdzało obserwację podobnych zdarzeń.
Nie bez przypadku
przywołałem dziwne zjawisko świetlne , bo wspomniany fenomen może mieć kluczowe
znaczenie w wyjaśnieniu rzeczywistej przyczyny powstawania dziur ozonowych. W
tym jednak miejscu należy włączyć w całą
sprawę ...komety. Otóż te tajemnicze
obiekty kosmiczne, kiedy w swojej niezmierzonej wędrówce po wszechświecie
przecinają wewnętrzny Układ Słoneczny, pod wpływem słonecznego ciepła
odparowują i uwalniają gigantyczne
ilości gazów i pyłów, które zerwane z bryły kosmicznego przybysza i
rozciągnięte wiatrem słonecznym na wiele
milionów kilometrów tworzą błękitno białe spektakularne ogony komet. Te
gigantyczne ilości gazów i pyłów zgubione przez komety pozostają niestety w
mrocznej kosmicznej przestrzeni niczym smugi kondensacyjne odrzutowców, znacząc
w kosmosie swoje niebiańskie szlaki. Z czasem powoli ubywa „zguby”, bo część
materii jest przechwytywana przez grawitacje dużych kosmicznych obiektów (ostatnio
odkryto gazowe księżyce) lub wtedy, kiedy ich trajektorie mają okazję przeciąć
się. Kiedy Ziemia wpada w taką zaśmieconą drogę liczymy na spełnienie naszych
marzeń, obserwując spadające z nieba „gwiazdy”. Zjawisko powtarza się na Ziemi cyklicznie kilka razy w roku, bo
i śladów tych dalekich gości jest wiele np. Leonidy.
Drogi Czytelniku, jestem przekonany, że
wiele razy obserwowałeś słoneczną tarczę przez dymną zasłonę , choćby przez dym
palącego się ogniska – czyż wtedy słońce nie przybiera barwy bursztynowej lub
rubinowej! Co z tego wszystkiego wynika ?
Musimy się tu cofnąć do początku
niniejszego tekstu, a mianowicie przypomnieć sobie, że promieniowanie UV V o
długości poniżej 200 nm istnieje tylko w kosmicznej próżni i zdaniem nauki nie
ma żadnego wpływu na zjawiska zachodzące
na Ziemi, w tym również na problem
bilansu ozonowego. Nasuwa się tu jednak pytanie, wręcz ciśnie się ono na usta:
dlaczego właśnie ten rodzaj promieniowania istnieje tylko tam, w kosmicznej
pustce, a nie propaguje w głąb atmosfery ziemskiej?
Odpowiedź może być tylko jedna: – bo istnieje bariera, która go zatrzymuje!
I żeby było ciekawiej taką barierę pasmo UV V ( <200 nm ) buduje sobie samo! (Omawiany tu mechanizm ilustruje załączony w
tekście rysunek). Mianowicie, jako promieniowanie o najwyższej energii spośród zakresu obejmującego wszystkie
rodzaje promieniowania UV, bo wynoszącej
99 x 10^22 J, czyli energii
dwukrotnie wyższej od zakresu
„opalającego” skórę, jest ono najwydajniejszym
„producentem” ozonu. Dzieje się to w
procesie jednoczesnym in statu nascendi –
UV V tworzy ozon, który
staje się w tym momencie nieprzenikliwą dla tego promieniowania barierą.
Proces rozpoczyna się już na początku stratosfery z wykorzystaniem pierwszych
napotkanych tam atomów tlenu. Mówi się więc, że UV V istnieje tylko w
kosmicznej próżni, to tak jakby z natury rzeczy nie miało „ochoty” na dalszą,
ku Ziemi wędrówkę. Dłuższe pasma fal UV (A,B,C) pokonują jednak w znacznej części ozonową barierę, bo
taka jest prawidłowość wynikająca z właściwości fal. One to nas opalają i katalizują syntezę witaminy
D2. I jeszcze jedno, panuje powszechna zgoda – bo nie może być
inaczej – , że ozon jako gaz cięższy od pozostałych składników atmosfery,
powoli opada w dolne jej warstwy. Ale przypomnijmy sobie „teorię freonową”!
mówiącą, że podobno i inne gazy równie ciężkie (np.freon), potrafią wznosić się
do góry, nawet przez 20 lat tam wisząc! Można tu zapytać: to jak to wreszcie
jest z migracją cząsteczek cięższych od powietrza ?
Wróćmy jednak do komet. Co mają one w końcu
wspólnego z ozonowymi dziurami?
Ano mają! Ich pozostawione na osi Słońce –
Ziemia, gazowe i pyłowe śmieci w pewnych miejscach kosmosu działają jak fotograficzny
filtr UV, odcinając emitowane przez naszą dzienną gwiazdę pasmo UV V –
najwydajniejszego producenta ozonu . To tam
i wtedy , tworzą się de facto dziury ozonowe. Bez większych
zaś strat pozostałe pasma UV (A,B,C) nie zatrzymywane kometarnym „filtrem” ani
dostatecznym stężeniem ozonu w atmosferze (wiadomo dlaczego) docierają do
powierzchni Ziemi, a w tej sytuacji w znacznie zawyżonych ilościach. Jako zakresy o niższej energii nie są w
stanie wytworzyć w atmosferze
dostatecznej ilości ozonu , który mógłby zatrzymać ich głęboką, do
powierzchni Ziemi włącznie, penetrację.
Od zarania dziejów pojawienie się na niebie
komety budziło strach i przerażenie, i nie bez przypadku, bo po każdym takim
przelocie, ludzi na Ziemi gnębiły p r z e z
l a t a choroby i śmierć – motyw
znany chyba wszystkim kulturom .
Po
stwierdzeniu w roku 1985 znacznych ubytków ozonu nad Australią i Nową
Zelandią zaobserwowano w tych rejonach
świata wielokrotny wzrost chorób nowotworowych skóry – ach te legendy ...!
Może w tej sytuacji warto byłoby coś
zrobić?
Może warto byłoby przeanalizować „rozkłady jazdy” komet, ich
trajektorie, czyli zaśmiecone obszary kosmosu, i korelację tych zdarzeń, i porównać to z natężeniem i rozkładem dziur
ozonowych w atmosferze Ziemi. Może w ten sposób udałoby się stworzyć precyzyjny
system prognozowania groźnego zjawiska. I na koniec taka konstatacja: czy ludzki
strach zaklęty w legendach o kometach,
czy to li tylko barwny folklor? A no właśnie, gdyby podjąć badania o jakich wspomniałem
wyżej, to również i antropolodzy otrzymaliby ciekawą odpowiedź. Kapitule Noblowskiej
też dałoby to dużo do myślenia, jeśli chodzi o typowanie naukowców do tego
wielkiego zaszczytu, jakim jest Nagroda Nobla.