środa, 22 marca 2017

Tajemnicza katastrofa „Beechcrafta” w Australii



Beechcraft Super King Air 200


Prowadzący kronikę tajemniczych katastrof lotniczych mgr inż. Stanisław Bednarz znów podesłał mi informację na temat kolejnego tajemniczego wypadku lotniczego, w którym wziął udział samolot dyspozycyjny Beechcraft Super King Air 200 należący do Central Air, nr rej. VH-SKC, który w dniu 4.IX.2000 roku wystartował do lotu rejsowego z 8 osobami na pokładzie z Perth, WA (PER) do Waszyngtonu – Lenora Airport, WA (LNO) – S 28°52’02,85” – E 121°18’15,98, zaś odległość pomiędzy nimi wynosi 614 km. 

Samolot spadł w odległości 40,6 mi/65 km na wschód – południowy wschód od miejscowości Burketown, QLD – S 17°50’47,94” – E 139°37’53,35” – w odległości ok. 2900 km na północny-wschód od Perth. 

Ostatni lot VH-SKC

Samolot wystartował o godzinie 18:09 AWST/10:09 GMT i do godziny 18:32 utrzymywał łączność z wieżą ATC. Jednakże krótko po tym, jak samolot osiągnął wymagany pułap, pilot zaczął mówić niewyraźnie ale był w stanie wykonywać polecenia ATC. Po kolejnych 8 minutach stan łączności pogorszył się mimo tego, ze w kokpicie był cały czas włączony mikrofon, aż do jej zaniku i braku jakiejkolwiek aktywności w kokpicie. Samolot milczał już dalej w czasie dalszego lotu. W 5 godzin później, o godzinie 23:09 AWST/01:09 AEST samolot spadł na ziemię w okolicach miejscowości Burketown w Queensland. Zginęli wszyscy na jego pokładzie.

Władze lotnicze są zgodne co do tego, że samolot leciał sterowany przez autopilota, przy czym maszyna leciała na znacznie wyższej wysokości od zadanej jej przez ATC i wynoszącej 25000 ft/~8330 m. Słyszalny z kokpitu głos i oddech pilota wskazywał na jego niedotlenienie, niemniej jednak nie słyszano odgłosów wybuchowej dekompresji i do gwałtownej zmiany ciśnienia tam nie doszło. 

Badanie zwłok wykazało, że nie doszło tam do zatrucia tlenkiem węgla czy cyjanowodorem, także brak podrażnień dróg oddechowych wykluczył pożar na pokładzie. Istnieje małe prawdopodobieństwo, że pilot uległ zawałowi serca czy udarowi mózgu, ponieważ nie stwierdzono tego w czasie korespondencji radiowej. 


                     Wraki dwóch innych tego typu samolotów po katastrofach w USA i Australii

Dochodzenie ATSB wykazało, że mimo tego iż istniało kilka innych możliwych powodów, wypadek był skutkiem hipobarycznego niedotlenienia. Niestety – ze względu na duże zniszczenia samolotu po uderzeniu w ziemię oraz braku urządzeń rejestrujących (tzw. czarnych skrzynek) w toku śledztwa nie udało się ustalić przyczyny spadku ciśnienia w kabinie i kokpicie i dlaczego ludzie nie otrzymali dodatkowego tlenu do oddychania ze względu na wysoki pułap lotu. 

ATSB określiło dwie prawdopodobne przyczyny katastrofy:
1.      Samolot został rozhermetyzowany z nieokreślonych przyczyn
2.     Pilot i pasażerowie stracili świadomość z powodu hipobarycznego niedotlenienia na dużej wysokości i braku dodatkowego tlenu.

 Zastanawiającym jest fakt, że jest to któryś już z kolei wypadek niewielkiego samolotu, który ulega rozhermetyzowaniu powodując śmierć pasażerów i załogi wskutek niedotlenienia. Przypominają się także inne wypadki tego rodzaju opisane na tym blogu. A przecież zamontowanie alarmu włączającego się automatycznie w przypadku spadku ciśnienia w kokpicie odpowiadającemu wysokości 10.000 ft/~3300 m mogłoby zapobiec takim wypadkom.

Ale czy to na pewno był taki wypadek? To pytanie nadal pozostaje otwarte.