Ślady Diabła z Devonshire
Pragnę powrócić do
wydarzeń, które przebiegły w hrabstwie Devonshire 163 lata temu, a które tak
opisano w Wikipedii i innych źródłach kryptozoologicznych.
*
W piątek, 8 lutego 1855
roku, ludzie zamieszkujący hrabstwo Devon w Anglii, obudzili się i znaleźli
osobliwość czekającą na nich na świeżym śniegu. Małe odciski podków, jedna za
drugą ułożone w prostej linii, osiem i pół cala każda. Szerokość śladów
wynosiła od 1,5 do 2 cali. Ślady wydawały się wykonane przez zwierzę bardziej
dwunożne, niż czworonożne.
Jeśli byłaby to prawda,
to to nieznane zwierzę podróżowałoby przez blisko 100 mil/160 km, przez 18 osad
i przekraczałoby akweny wodne, takie jak np. rzeka Exe w Exmouth. W pewnych
miejscach ślady podobno pojawiały się na szczytach dachów, a także
przeskakiwały (lub jak chcą niektórzy, przechodziły) przez wysokie mury.
Wnioskując ze śladów, zwierzę zaglądało do okien, innym razem zbliżyło się i
nagle zawróciło od drzwi domu. Ślady zdawały się być wykonane po godzinie
19:00, nocą 7 lutego, kiedy śnieg przestał padać.
Przybysze chodzili po
okolicy przez całe mile. Tysiące świadków widziało ślady. Po tym niezwykłym
wydarzeniu, drzwi domostw były na noc zamykane, a kilku śmiałków narażało się
po zapadnięciu ciemności w celu odnalezienia autorów śladów. Londyński Times
wspomniał o tym wydarzeniu w artykule z 16 lutego, a do Illustrated London News
nadesłano list pt. „Devil’s Footprints (Ślady Diabła)”. Niektórzy świadkowie
szkicowali później to, co widzieli. Niektórzy twierdzili, że odciski wykonał
diabeł we własnej osobie. Inni obwiniają o wykonanie śladów od ropuchy do
kangura. Nigdy więcej nie stwierdzono pojawienia się już w okolicy takich
śladów.
Opisy śladów Diabła z Devonshire
Jednak przypadek z
Devonshire nie jest tak wyjątkowy, jak by się mogło zdawać. Według „Illustrated
London News” z 14 marca 1855 r. podobne ślady miały się pojawiać co roku na
pewnym wzgórzu w pobliżu granicy niemiecko-polskiej. Ślady mniej regularne i w
ogóle mniejsze odkryto w 1945 roku w Belgii, natomiast od XIX wieku na plażach
New Jersey grasuje tzw. „diabeł z New Jersey”, pozostawiający tropy bardzo
podobne do tych pochodzących od jego „kuzyna” z Devonshire. W 1924 roku James Alan Rennie, przemierzający
zamarznięte jezioro w północnej Kanadzie, widział co prawda jak powstawały
niezwykłe ślady, ale nie dostrzegł co je wykonywało. Po prostu tropy pojawiały
się nagle bez żadnej widocznej przyczyny. Podróżnik pisał później: „Mimo że nie
było widać żadnego zwierzęcia ani innej żywej istoty, ślady pojawiały się jeden
za drugim zbliżając się niepowstrzymanie właśnie w moim kierunku. Stałem jak
skamieniały i ze zgrozy nie byłem w stanie zdobyć się na żadną jasną myśl.
Ślady było widać w odległości pięćdziesięciu metrów, potem dwudziestu, dziesięciu.
Wreszcie rozległ się plusk. Krzyknąłem głośno, kiedy woda opryskała mi twarz.
Wytarłem oczy, odwróciłem się i zobaczyłem, jak ślady biegną dalej po
powierzchni jeziora...” Opowieść Rennie uznano za opis halucynacji człowieka
zbyt długo pozostającego w izolacji od innych ludzi, co nie wydaje się zbyt
przekonujące, bo przecież nie był on niedoświadczonym nowicjuszem, jeżeli
chodzi o samotne wędrówki.
Znacznie wcześniej, w
maju 1840 roku, kapitan Clark Ross
dowodził dwoma statkami biorącymi udział w wyprawie badawczej południowych
rejonów arktycznych. Kpt. Ross w swoich wspomnieniach zatytułowanych „Voyages
of Discovery and Research in Southern Arctic Regions (Podróże Badawcze i
Odkrywcze Po Południowych Regionach Arktycznych” z 1847 roku, wspomina, że
podobne ślady zostały odnalezione na wyspie Kerguelenie.
„Nie widzieliśmy żadnego
lądowego zwierzęcia; jedynym co mogliśmy odnaleźć na tej wyspie, były
pojedyncze ślady kuca lub też osła, znalezione przez oddzielony od nas oddział
porucznika Birda i opisane przez doktora Robertsona
jako mające 3 cale długości i 2,5 cala szerokości, o dwóch wgłębieniach po
każdej stronie i mających kształt podków”. Było całkowicie nieprawdopodobne, że
zwierzę zostało wyrzucone na ląd z jakiegoś statku. Śledzili je przez jakiś
czas w ostatnio spadłym śniegu, mając nadzieję ujrzenia stworzenia, ale zgubili
je na obszarze skalistym, pozbawionym śniegu.
*
Jedna z najmłodszych
relacji dotyczących tajemniczych śladów pochodzi z października 1950 roku. W
owym czasie pewien człowiek o nazwisku Wilson
natrafił na odludnej plaży na zachodnim wybrzeżu Devon, na dosyć duże, znane
już nam ślady. Nietypowa była tylko ich wielkość, odstępy między poszczególnymi
odciskami wynosiła ok. 2 m, a także to że sprawiały one wrażenie jakby
usypanych z piasku. Odciski „kopyt” zaczynały się tuż obok bardzo stromej
ściany skalnej i dalej biegły wprost do morza. Wilson wykluczył tutaj działanie
człowieka, ponieważ na pewno był pierwszą osobą, która zeszła do zamkniętej z
trzech stron ścianami skalnymi zatoki tuż po odpływie.
Sto lat później po
tajemniczym „diable z Devonshire”, podobne dziwne zdarzenia miały miejsce na
angielskim wybrzeżu. Pierwszy wypadek miał miejsce w listopadzie 1953 roku na
wyspie Cafey, gdzie morze wyrzuciło na brzeg ciało dziwacznej istoty.
Stworzenie miało 80 cm wysokości, i zdawało się za życia poruszać na dwóch
nogach. Głowa zwierzęcia była nieforemna i zaopatrzona w wyłupiaste oczy.
Istota pokryta była grubą, brunatną skórą o czerwonawym odcieniu. Sprawą tych
niezwykłych zwłok zajęli się zoolodzy sprowadzeni przez lokalne władze z
Londynu. Przeprowadzili oni szereg różnych badań, zmierzyli, sfotografowali
stwora i stwierdzili, że jest on nieznany nauce i nie przypomina jakiegokolwiek
znanego gatunku. Niestety, z niewiadomych przyczyn ciało istoty zostało
spalone, co być może miało zatrzeć dowody na istnienie tych stworzeń.
Jednakże rok później w
sierpniu 1954 roku, wielebny Joseph
Overs natknął się na podobne szczątki unoszące się na powierzchni wody w
kałuży utworzonej przez przypływ. Padlina ta była później badana przez lokalną
policję. To znalezisko było większe, miało 4 stopy długości, krótkie nogi,
cienką różową skórę (przypominającą świńską) zamiast łusek i ważyło około 12
kilogramów. Na głowie stwór posiadał bardzo duże oczy, szerokie
(,,ziewające") usta z ostrymi zębami, i dwie dziury tam, gdzie powinien
być jego nos. Zwierzę posiadało również skrzela. Ważne było to, że stworzenie
miało pięć palców na stopach, przypominających wklęsły łuk, pasujący do śladów
znalezionych w hrabstwie Devonshire i na Kerguelenie. Sprowadzeni eksperci
również nie byli w stanie stwierdzić, do jakiego gatunku należało dziwne
zwierzę.
Niezwykłe ślady były
brane za pozostałości stworzeń z innych wymiarów, obecność ekstraterrestiałów
lub też widmowego jeźdźca.
Nie wydaje się być
prawdopodobne to, że miejscowi ludzie sfałszowali ślady. Po co mieliby to
robić? Na pewno nie chcieliby wychodzić na dwór nocą w taką pogodę. Większe
prawdopodobieństwo sfałszowania śladów jest w przypadku ekspedycji kapitana
Rossa, z tego powodu, że widziało je niewielu świadków. Niemniej jednak teoria
głosząca, że w głębiach oceanów żyją inteligentne być może istoty, które od
czasu do czasu urządzają sobie przechadzki po lądach, wydaje się być
interesująca.
17 marca 1855 roku
korespondent ,,Illustrated London News'' pisał z Heidelbergu − powołując się na
autorytet nie wymienionego z nazwiska „polskiego doktora medycyny” − że na
Piaskowej Górze, niewielkim wzniesieniu na granicy Galicji, ale jeszcze w
granicach Królestwa Polskiego, takie ślady na śniegu widać każdej zimy, a
czasami także na piasku i że „miejscowa ludność przypisuje to siłom
nadprzyrodzonym”.[1]
*