Powered By Blogger

środa, 27 grudnia 2017

Diabeł z Dewonu (1)

Ślady Diabła z Devonshire

Pragnę powrócić do wydarzeń, które przebiegły w hrabstwie Devonshire 163 lata temu, a które tak opisano w Wikipedii i innych źródłach kryptozoologicznych.

*

W piątek, 8 lutego 1855 roku, ludzie zamieszkujący hrabstwo Devon w Anglii, obudzili się i znaleźli osobliwość czekającą na nich na świeżym śniegu. Małe odciski podków, jedna za drugą ułożone w prostej linii, osiem i pół cala każda. Szerokość śladów wynosiła od 1,5 do 2 cali. Ślady wydawały się wykonane przez zwierzę bardziej dwunożne, niż czworonożne.

Jeśli byłaby to prawda, to to nieznane zwierzę podróżowałoby przez blisko 100 mil/160 km, przez 18 osad i przekraczałoby akweny wodne, takie jak np. rzeka Exe w Exmouth. W pewnych miejscach ślady podobno pojawiały się na szczytach dachów, a także przeskakiwały (lub jak chcą niektórzy, przechodziły) przez wysokie mury. Wnioskując ze śladów, zwierzę zaglądało do okien, innym razem zbliżyło się i nagle zawróciło od drzwi domu. Ślady zdawały się być wykonane po godzinie 19:00, nocą 7 lutego, kiedy śnieg przestał padać.

Przybysze chodzili po okolicy przez całe mile. Tysiące świadków widziało ślady. Po tym niezwykłym wydarzeniu, drzwi domostw były na noc zamykane, a kilku śmiałków narażało się po zapadnięciu ciemności w celu odnalezienia autorów śladów. Londyński Times wspomniał o tym wydarzeniu w artykule z 16 lutego, a do Illustrated London News nadesłano list pt. „Devil’s Footprints (Ślady Diabła)”. Niektórzy świadkowie szkicowali później to, co widzieli. Niektórzy twierdzili, że odciski wykonał diabeł we własnej osobie. Inni obwiniają o wykonanie śladów od ropuchy do kangura. Nigdy więcej nie stwierdzono pojawienia się już w okolicy takich śladów.



Opisy śladów Diabła z Devonshire

Jednak przypadek z Devonshire nie jest tak wyjątkowy, jak by się mogło zdawać. Według „Illustrated London News” z 14 marca 1855 r. podobne ślady miały się pojawiać co roku na pewnym wzgórzu w pobliżu granicy niemiecko-polskiej. Ślady mniej regularne i w ogóle mniejsze odkryto w 1945 roku w Belgii, natomiast od XIX wieku na plażach New Jersey grasuje tzw. „diabeł z New Jersey”, pozostawiający tropy bardzo podobne do tych pochodzących od jego „kuzyna” z Devonshire. W 1924 roku James Alan Rennie, przemierzający zamarznięte jezioro w północnej Kanadzie, widział co prawda jak powstawały niezwykłe ślady, ale nie dostrzegł co je wykonywało. Po prostu tropy pojawiały się nagle bez żadnej widocznej przyczyny. Podróżnik pisał później: „Mimo że nie było widać żadnego zwierzęcia ani innej żywej istoty, ślady pojawiały się jeden za drugim zbliżając się niepowstrzymanie właśnie w moim kierunku. Stałem jak skamieniały i ze zgrozy nie byłem w stanie zdobyć się na żadną jasną myśl. Ślady było widać w odległości pięćdziesięciu metrów, potem dwudziestu, dziesięciu. Wreszcie rozległ się plusk. Krzyknąłem głośno, kiedy woda opryskała mi twarz. Wytarłem oczy, odwróciłem się i zobaczyłem, jak ślady biegną dalej po powierzchni jeziora...” Opowieść Rennie uznano za opis halucynacji człowieka zbyt długo pozostającego w izolacji od innych ludzi, co nie wydaje się zbyt przekonujące, bo przecież nie był on niedoświadczonym nowicjuszem, jeżeli chodzi o samotne wędrówki.

Znacznie wcześniej, w maju 1840 roku, kapitan Clark Ross dowodził dwoma statkami biorącymi udział w wyprawie badawczej południowych rejonów arktycznych. Kpt. Ross w swoich wspomnieniach zatytułowanych „Voyages of Discovery and Research in Southern Arctic Regions (Podróże Badawcze i Odkrywcze Po Południowych Regionach Arktycznych” z 1847 roku, wspomina, że podobne ślady zostały odnalezione na wyspie Kerguelenie.

„Nie widzieliśmy żadnego lądowego zwierzęcia; jedynym co mogliśmy odnaleźć na tej wyspie, były pojedyncze ślady kuca lub też osła, znalezione przez oddzielony od nas oddział porucznika Birda i opisane przez doktora Robertsona jako mające 3 cale długości i 2,5 cala szerokości, o dwóch wgłębieniach po każdej stronie i mających kształt podków”. Było całkowicie nieprawdopodobne, że zwierzę zostało wyrzucone na ląd z jakiegoś statku. Śledzili je przez jakiś czas w ostatnio spadłym śniegu, mając nadzieję ujrzenia stworzenia, ale zgubili je na obszarze skalistym, pozbawionym śniegu.

*

Jedna z najmłodszych relacji dotyczących tajemniczych śladów pochodzi z października 1950 roku. W owym czasie pewien człowiek o nazwisku Wilson natrafił na odludnej plaży na zachodnim wybrzeżu Devon, na dosyć duże, znane już nam ślady. Nietypowa była tylko ich wielkość, odstępy między poszczególnymi odciskami wynosiła ok. 2 m, a także to że sprawiały one wrażenie jakby usypanych z piasku. Odciski „kopyt” zaczynały się tuż obok bardzo stromej ściany skalnej i dalej biegły wprost do morza. Wilson wykluczył tutaj działanie człowieka, ponieważ na pewno był pierwszą osobą, która zeszła do zamkniętej z trzech stron ścianami skalnymi zatoki tuż po odpływie.

Sto lat później po tajemniczym „diable z Devonshire”, podobne dziwne zdarzenia miały miejsce na angielskim wybrzeżu. Pierwszy wypadek miał miejsce w listopadzie 1953 roku na wyspie Cafey, gdzie morze wyrzuciło na brzeg ciało dziwacznej istoty. Stworzenie miało 80 cm wysokości, i zdawało się za życia poruszać na dwóch nogach. Głowa zwierzęcia była nieforemna i zaopatrzona w wyłupiaste oczy. Istota pokryta była grubą, brunatną skórą o czerwonawym odcieniu. Sprawą tych niezwykłych zwłok zajęli się zoolodzy sprowadzeni przez lokalne władze z Londynu. Przeprowadzili oni szereg różnych badań, zmierzyli, sfotografowali stwora i stwierdzili, że jest on nieznany nauce i nie przypomina jakiegokolwiek znanego gatunku. Niestety, z niewiadomych przyczyn ciało istoty zostało spalone, co być może miało zatrzeć dowody na istnienie tych stworzeń.

Jednakże rok później w sierpniu 1954 roku, wielebny Joseph Overs natknął się na podobne szczątki unoszące się na powierzchni wody w kałuży utworzonej przez przypływ. Padlina ta była później badana przez lokalną policję. To znalezisko było większe, miało 4 stopy długości, krótkie nogi, cienką różową skórę (przypominającą świńską) zamiast łusek i ważyło około 12 kilogramów. Na głowie stwór posiadał bardzo duże oczy, szerokie (,,ziewające") usta z ostrymi zębami, i dwie dziury tam, gdzie powinien być jego nos. Zwierzę posiadało również skrzela. Ważne było to, że stworzenie miało pięć palców na stopach, przypominających wklęsły łuk, pasujący do śladów znalezionych w hrabstwie Devonshire i na Kerguelenie. Sprowadzeni eksperci również nie byli w stanie stwierdzić, do jakiego gatunku należało dziwne zwierzę.

Niezwykłe ślady były brane za pozostałości stworzeń z innych wymiarów, obecność ekstraterrestiałów lub też widmowego jeźdźca.

Nie wydaje się być prawdopodobne to, że miejscowi ludzie sfałszowali ślady. Po co mieliby to robić? Na pewno nie chcieliby wychodzić na dwór nocą w taką pogodę. Większe prawdopodobieństwo sfałszowania śladów jest w przypadku ekspedycji kapitana Rossa, z tego powodu, że widziało je niewielu świadków. Niemniej jednak teoria głosząca, że w głębiach oceanów żyją inteligentne być może istoty, które od czasu do czasu urządzają sobie przechadzki po lądach, wydaje się być interesująca.

17 marca 1855 roku korespondent ,,Illustrated London News'' pisał z Heidelbergu − powołując się na autorytet nie wymienionego z nazwiska „polskiego doktora medycyny” − że na Piaskowej Górze, niewielkim wzniesieniu na granicy Galicji, ale jeszcze w granicach Królestwa Polskiego, takie ślady na śniegu widać każdej zimy, a czasami także na piasku i że „miejscowa ludność przypisuje to siłom nadprzyrodzonym”.[1]

*


CDN.

[1] Źródło: WWW.kryptozoologia.prv.pl  i Wikipedia.