Na trasie naszych wakacyjnych wędrówek znalazły
się dwa ciekawe obiekty, które Czytelnikowi polecam. Pierwszym z nich jest
Bałtowski Park Jurajski, w którym można zobaczyć realistycznie oddane modele
zwierząt z naszej Przeszłości, i to nie tylko dinozaury.
Natomiast nieopodal
rezerwatu dinozaurów w Bałtowie znajduje się inna osobliwość Ziemi
Świętokrzyskiej. Jest to kopalnia krzemienia pasiastego w miejscowości
Krzemionka - położona w odległości około 6 km od Bałtowa. Kopalnia ta powstała i
doskonale prosperowała ok. 4.500 - 4.000 lat p.n.e. Tak naprawdę, to było to
całe zagłębie wydobywcze, bowiem w okolicy znajduje się kilkaset szybów
wydobywczych. Kilka z nich połączono podziemną sztolnią i tak właśnie powstało
to Muzeum Kopalnia Krzemienia Pasiastego, które teraz zwiedziliśmy.
Kopalnię zwiedza się z przewodnikiem. Na samym
początku robi on mały wykład wprowadzający na temat zastosowań krzemieni
pasiastych. Okazuje się, że kopalnie Gór Świętokrzyskich zaopatrywały w
krzemień praktycznie rzecz biorąc całą ówczesną Europę - narzędzia znaleziono
na Nizinie Panońskiej i na Słowacji (skrobaczki i groty strzał można zobaczyć na ekspozycji w Muzeum Vychodoslovenskeho
Kraju w słowackich Koszycach), poza tym artefakty znaleziono w tak odległych
krajach, jak Anglia czy Hiszpania! Doprawdy – krzemień był tym kamieniem, który
wpłynął w sposób znaczący na historię Ludzkości!
Notabene, zastosowanie i obróbkę krzemienia
interesująco pokazał czeski pisarz Eduard
Štorch w swej książce „Łowcy mamutów” (Warszawa 1952) z tym, że opisuje on
świat jeszcze wcześniejszy, bo sprzed 20.000 lat (Dyluwium, Pleistocen) na
terenie dzisiejszego Krasu Morawskiego i ludzi łączących się dopiero w gromady
zbieracko-łowieckie – Łowców Libeńskich i Wiestonickich...
Według tego autora obrabianie krzemienia wyglądało następująco:
- A tu kamień
– zwrócił uwagę Kopacz i dłubał kością dookoła kamienia, by go wydobyć. Żabka
pomagała mu gorliwie. Po chwili z jaskini wyleciał kamień wielki jak dwie
męskie pięści.
W tym samym
czasie wracał do jaskini Kudłacz z upolowanym rysiem. Rzucony kamień uderzył go
w nogę. Łowca cisnął rysia i podniósł kamień. […]
Łowca
podskakiwał przed jaskinią z nogi na nogę, podrzucał kamień w powietrze i wcale
nie był rozgniewany, wprost przeciwnie: twarz miał uradowaną i wykrzykiwał
wesoło, jakby się z czegoś cieszył. Dzieci wybiegły z pieczary patrzeć, jak
stary Kudłacz tańczy.
- Krzemień,
krzemień! – radował się Kudłacz podrzucając kamień do góry i chwytając go w
ręce. […]
Teraz będą
mieli krzemienne noże, ostre groty, ostre skrobaczki, ostre świdry i ostre
szydła. […]
Jak widać, niewiele zmieniło się od tego czasu
do czasów uruchomienia zagłębia krzemienia pasiastego. Natomiast obróbka
krzemienia i wyrób narzędzi w tym czasie wyglądały następująco:
Oczywiście
nikt inny, tylko wódz gromady miał pierwszy spróbować rozłupać krzemień. Sknera
ujął go w rękę, uważnie się jemu przyglądał i naradzał z najdoświadczeńszymi
łowcami, w jaki sposób rozbić krzemień. Kiedy zauważyli na kamieniu kilka
nieznacznych rys, Mamucik objaśnił:
- Krzemień w
ogniu… i w wodzie!
Oznaczało to,
że krzemień był kiedyś rozgrzany w ogniu i następnie wrzucony do zimnej wody.
Tą czynność powtarzano zapewne wielokrotnie, póki zwarte jądro krzemienne nie
popękało.
Teraz bardzo
to im ułatwi sprawę. Sknera wziął krzemień do ręki i ruszył między skały. Łowcy
poszli za nim otaczając go zwartym kręgiem. Wódz podniósł kamień obu rękami
wysoko ponad głowę i z całej siły uderzył nim o skałę. Krzemień odskoczył w
stronę Pazura. Pazur stanął na miejscu Sknery i również rzucił krzemieniem o
skałę. Z kolei rzucali nim Zabijaka, Ukmas a na końcu Mamucik. Wreszcie kamień
rozpadł się na trzy kawałki.
Wódz Sknera,
Kudłacz i Mamucik wzięli po kawałku i usiadłszy na zrębie skalnym obtłukiwali z
krzemienia ostre płytki. […] Przy zręcznym obtłukiwaniu, z krzemiennej buły
odłupywały się cienkie ostrza nożów i kanciaste przeświecające na brzegach
ostrosłupy, które doskonale mogły służyć jako skrobaczki do kości i skór.
(E. Štorch - „Łowcy mamutów” –
op. cit. ss. 104-106)
Tak było w roku 20.000 – 30.000 p.n.e. Metody
obróbki krzemienia niewiele się zmieniły, ale rzecz w tym, że w rejonie
Ostrowca Świętokrzyskiego 6000 lat temu pełną parą szła produkcja na skalę
przemysłową narzędzi i biżuterii z krzemienia pasiastego! A potem nastała era
metali…
Weszliśmy w podziemia. Tunele kopalni
przebiegają ok. 12 m
pod ziemią. Wykute są w białej, wapiennej skale. Strop od spągu dzieli około 2 metrów, dzięki czemu
można tam chodzić nie schylając się. Ówcześni górnicy musieli przeciskać się w
korytarzach i sztolniach o rozmiarach 50 x 50 cm. Prace prowadzono
głównie zimą. W korytarzach panuje stała wilgotność i temperatura +7°C. Cisza i chłód. Ciemność w
owym czasie rozświetlały tylko blade światełka kaganków.
Po wyeksploatowaniu jednego szybu zasypywano go
urobkiem - białą skałą wapienną. Właściwy surowiec - potężne buły krzemienia, o
masie kilku kilogramów, dzielono na mniejsze części, które stanowiły podstawę
do produkcji właściwej: ostrzy noży i siekier, grotów strzał, skrobaczek do
wyprawiania skór a także... ozdób. Tak już nawiasem mówiąc, zastanawiam się,
czy w tych pokładach skał zasadowych nie znalazłoby się jeszcze jakichś
meteorytów żelaznych i kamiennych, które spadły wtedy, kiedy te osady się
formowały, a zatem w Triasie? Gdyby tak dobrze poszukać, to zapewne znalazłby
się niejeden! Kto wie, czy takie znaleziska nie natchnęły naszych
Pra-pra-pra-przodków do wytapiania żelaza? Wszak niedaleko leży staropolskie
centrum hutnicze, w którym wytapiano żelazo domowym sposobem, przy użyciu
dymarek. Metoda ta jest prymitywna, ale skuteczna. Jeszcze nie tak dawno
stosowana na skalę przemysłową w Chinach!
Poza tym nie
zapominajmy, że w ziemi świętokrzyskiej znajdują się poza krzemieniem pasiastym
także pokłady rud żelaza {chalkopiryt – CuFeS2, piryt – FeS2,
syderyt – Fe[CO3], rzadko wezuwian – Ca10(Mg,Fe)2Al4[(OH)4](SiO4)3|[(Si2O7)2]
i ruda darniowa: limonit – FeO(OH)), pokłady miedzi (miedź rodzima – Cu, kowelin – CuS, kupryt – Cu2O,
azuryt – Cu3[OH|CO3]2, malachit – Cu2[OH|CO3],
chryzokola – Cu[SiO3] · nH2O, konichalcyt – CaCu[OH|AsO4]}.
I uran!
Poza Sudetami obecność
uranu stwierdzono jedynie właśnie w Górach Świętokrzyskich. W latach 1958-1965
Zakład Pierwiastków Rzadkich i Promieniotwórczych prowadził w tym regionie
badania uranonośności osadów paleozoicznych i mezozoicznych. Stwierdzono wiele
anomalii oraz kilka punktów mineralizacji uranowej. Z ważniejszych złóż uranu w
Górach Świętokrzyskich wymienić należy rejon Rudek, Miedzianej Góry,
Miedzianki, Daleszyc i Winnej. Wystąpienia o wyraźnie zwiększonej zawartości
uranu mają charakter gniazdowy i związane są zawsze ze strefami dyslokacji
waryscyjskich. Wydobycie na niewielką skalę prowadzono jedynie w Rudkach k.
Nowej Słupi. (W. Rejman – „Kopalnie
uranu w Polsce” w „Wiedza i Życie” nr 9/1996). W tym rejonie występuje autunit
– CaO(UO3)P2O5 · 12H2O,
pitchblenda – UO2, carnolit – K2(UO2)2(VO4)2
· 3H2O i sklodowskit – Mg(UO2)2(HSiO4)2
· 5H2O. (IEA, wykład „Cykl paliwowy w energetyce jądrowej” - http://www.iea.cyf.gov.pl/rysunki/energetyka/energetyka_03.ppt)
Nawiasem mówiąc, rudy
uranu w tym regionie Polski odkryli Rosjanie, zaś Niemcy w czasie II Wojny
Światowej zamierzali je eksploatować i być może wykorzystać do budowy swych
bomb atomowych i innych „urządzeń jądrowych”…
A w ogóle zastanawia mnie jedno: KTO, KIEDY i
JAK wskazał ludziom, że to właśnie tutaj należy wykopywać ten cenny (dla nich)
surowiec, który decydował o ich przeżyciu? Komu ci ludzie to zawdzięczają? Bo
dla mnie, to jest taki „daenikenowski cud”, dzięki któremu Ludzkość przetrwała
w zmaganiach z twardymi prawami Natury. Istnieje jednak zasadnicza różnica
pomiędzy poglądami Ericha von Dänikena,
a moimi. Von Däniken twierdzi, że jest to wiedza, którą Ludzkość otrzymała od
naszych Kosmicznych Braci, i która została zastosowaną przez ludzi w ich życiu
codziennym. Ja sądzę, że jest to wiedza nabyta przez długoletnie doświadczenia,
które były warunkiem sine qua non
przeżycia Ludzkości po katastrofie Atlantydy.
Otóż nie było żadnych Kosmitów. Była natomiast
dorównująca naszej, a może i ją nieco przewyższająca cywilizacja Atlantydy,
która zginęła w wyniku nie jednego – jak twierdzi Platon (Arystokles), ale
dwóch kataklizmów. (Inni autorzy, jak np. sir Brinsley le Poer-Trench twierdzą, że była to cała seria
kataklizmów, z których ostatni spowodował zatopienie Poseidii – ostatniej wyspy
Atlantydy.) Pierwszym z nich było przesunięcie się pióropusza gorącej magmy
spod Atlantydy i w rezultacie jej zatonięcie wskutek obniżenia się dna
Atlantyku, zaś drugim – kolizja komety z Ziemią nad Ameryką Północną. Obydwa te
wydarzenia miały miejsce krótko po sobie około 13.000 lat temu. Niedobitki
Ludzkości musiały sobie jakoś radzić. Te katastrofy cofnęły je do stanu
kamienia jeszcze nie rozłupanego i w rezultacie po wspaniałej cywilizacji
pozostały tylko legendy. Zainteresowanych odsyłam do doskonałej monografii Ludwika Zajdlera – „Atlantyda”. Ludzie
musieli zacząć wszystko od nowa. Wiedza o świecie i Wszechświecie stawała się
stopniowo zbiorem mitów religijnych i dotrwała do dnia dzisiejszego jako różne
religie świata. I nie tylko. Pozostały po niej nie tylko wspomnienia, ale
również konkretne informacje użyteczne dla potomków Atlantów. Niektóre z nich
rozumiemy dopiero dzisiaj, w XXI wieku. W tym kontekście jest zrozumiałe
paranoiczne zainteresowanie hitlerowskiej „wierchuszki” wiedzą i religiami
Wschodu. Po prostu szukano konkretnych przekazów z przeszłości w kwestii
uzyskania nowych źródeł energii. Nowe bronie i środki masowej zagłady stanowiły
margines tych poszukiwań. Najważniejsza była energia! Bez niej III Rzesza nie
mogłaby prowadzić wojny i podboju świata, co zakładała jej obłędna ideologia.
Ale powróćmy do Krzemionek. Wrażenia są
niezapomniane, szczególnie dotyczy to postaci górników pracujących przy pomocy
prymitywnych narzędzi z drewna, kamienia i kości zwierzęcych. Z białych ścian
wystają ciemne buły krzemienia, niektóre z nich przypominają huby. I nie chce
się wierzyć, że 6.000 lat temu ludzie potrafili sobie poradzić z takimi
problemami, jak szalowanie ścian i wzmacnianie ich sztucznymi filarami. I to
nie drewnianymi, bo te łamały się pod ciężarem nadkładu, ale z misternie
ułożonych kamieni, dzięki czemu były one bardzo trwałe i stosunkowo bezpieczne.
Dlatego uważam, że mówienie o nich „ludzie pierwotni” czy „ludzie prymitywni”
brzmi pejoratywnie, bowiem niejednego moglibyśmy się od nich nauczyć. Nawet
dzisiaj - w XXI wieku!
Naprawdę nie mamy się czego wstydzić, nasi
przodkowie nie byli w niczym gorsi od budowniczych piramid czy innych budowli
megalitycznych, które są chlubą innych narodów. Co więcej, nasze kopalnie zaopatrywały
w narzędzia ludzi na całym niemal kontynencie i to właśnie dzięki nim mogło
dojść do pierwszej rewolucji naukowo-technicznej. Brzmi to może bombastycznie,
ale taka jest prawda… Krzemionki i inne miejscowości, gdzie wydobywano krzemień
pasiasty były ówczesną Doliną Krzemową, która napędzała postęp w czasie
świtania naszej cywilizacji.