Dr wet. Miloš Jesenský PhD (ur. 1971) pisarz i
publicysta.
Jest on
laureatem nagrody „Kryształowego Tygrysa” (1998), „Nagrody Webera” (2013) i
„Nadzwyczajnej Międzynarodowej Nagrody im. E.E. Kischa (2015). Był lub wciąż
jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Słowackich, Słowackiego PEN Centrum i
Słowackiego Syndykatu Dziennikarskiego.
Wykształcenie
zdobył na Uniwersytecie Medycyny Weterynaryjnej w Koszycach, który ukończył w
1995 roku. Od dzieciństwa interesowały go nierozwiązane zagadki przeszłości,
natury i społeczeństwa oraz specjalności, którą studiował. Po ukończeniu
studiów do roku 1999 pracował w Dziale Historycznym Muzeum Wschodniosłowackiego,
gdzie się specjalizował w historii farmacji i medycyny. Od roku 1998 studiował
eksternistycznie jako aspirant Wydziału Historii SAV, a swoje studia zakończył
przedstawiając pracę doktorską pt. „Dzieje alchemii na Słowacji”.
Od 2008
roku pracuje jako dyrektor Kysuckiego Muzeum w Czadcy i eksternistycznie
wykłada muzeologię w Uniwersytecie Żylina.
Dr
Jesenský już ponad dwie dekady zajmuje się publicystyką w obszarze rozmaitych
zjawisk z pogranicza nauki nie tylko na Słowacji, ale i za granicą – jak na to
wskazuje jego bogata bibliografia. Pisze on do szerokiego spektrum prasy
codziennej i specjalistycznej. W pełni poświęcił się także twórczości
literackiej, o czym można przeczytać w „Słowniku pisarzy słowackich” w 2001
roku: Aktualnie jako autor i współautor
wydał ponad 40 książkowych tytułów.
A oto ten
wywiad:
Sokol: Napisać skomplikowaną książkę o
zagadkach, nie próbując wejść na fale sensacji, a jednocześnie zwracając się do
szerszej publiczności, to kawałek roboty, której nie podoła byle kto. „Statki
umarłych” w pełni potwierdziły legitymację „Dalekiej misji”, która przypięła
łatkę poczytnej tej książce, ale jej oceny są faktycznie wysokie. Jeśli te dwie
książki można porównać, to w czym leży specyfika ich powstania?
Dr Jesenský: „Daleka misja” dotyczyła
problematyki, którą zazwyczaj sytuujemy w przestrzeni, gdzieś bardzo daleko, w
niezbadanych głębinach Wszechświata, kiedyś w nieznanej przyszłości, która nam
przyniesie – jak wierzymy – kontakt z inną, pozaziemską cywilizacją. I chociaż
ta chwila może nadejść dzisiaj, albo jutro albo za sto czy tysiąc lat, to nadal
ją postrzegamy jako możliwe, ale już przestarzałe wydarzenie. Wbrew temu
powinniśmy być przygotowani na taką sytuację. Jak to przyjmiemy? Jak nie
dopuścimy do tego, by ten potencjalny kontakt nie przedzierzgnął w konflikt? A
co będzie dla nas znaczył pozaziemski kontakt z religijnego, czy w szerszym
tego słowa znaczeniu, duchowego punktu widzenia? Czy staniemy się kosmicznymi
misjonarzami albo zostaniemy skonfrontowani z duchowością innych światów? Wbrew
temu, „Statki umarłych” mówią o fenomenie, który jest znany nam od paru wieków.
Mówiąc o nim nie możemy machnąć ręką i powiedzieć, że będziemy o tym mówić, jak
się coś stanie. Przecież to dzieje się już teraz – rzeczywiście giną samoloty,
okręty podwodne i statki w Trójkącie Bermudzkim czy innych akwenach, gdzie
obserwujemy wciąż niewyjaśnione, tajemnicze zjawiska. To jest właśnie to, co
możemy wyprzeć poza nasze życie codzienne. Ale to nie oznacza, że tym samym
wyprzemy niepokojące zapytania z naszego realnego świata. (…) „Daleka misja”
mówi nam, co będziemy robić w przypadku konfrontacji z wizytą z odległych
światów, zaś „Statki umarłych” konfrontują nas z tym, że ten „inny świat”
niejednokrotnie jest na naszej planecie. Różnice są tylko w literackim ujęciu
tych tematów. Książka o kosmicznych misjonarzach kompiluje cytaty starych ojców
Kościoła od Augustyna poprzez Tomasza z Akwinu aż do współczesnych teologów i
astrofizyków, którym sekundują także autorzy science-fiction, natomiast historia załogi zaginionej w niezwykłych
okolicznościach na morzu - choć jest faktem literackim - wykorzystuje elementy technothrillera. Poza listą niemal
nadprzyrodzonych wydarzeń, znajdziemy w niej także spojrzenia za kulisy
globalnej polityki, przestępczości zorganizowanej, gier wywiadowczych czy
historii Zimnej Wojny, zaobserwowane z innych kątów widzenia i w sposób nietradycyjny.
S.: Długotrwały twórczy autorski tandem,
który wciąż działa, jest rzadkością. Jak przebiegała transgraniczna współpraca
z Robertem Leśniakiewiczem?
M.J.: Z Robertem znamy się,
koresponduję i spotykam się już od 1993 roku, kiedy to wymieniliśmy pierwszy
list. Także wtedy zacząłem pracować jako zagraniczny współpracownik polskiego
miesięcznika „Nieznany Świat”, z którego redakcją mam zaszczyt współpracować do
dnia dzisiejszego. Robert w tym czasie intensywnie pracował nad swoim projektem
„UFO na granicy” (Kraków 2000), w ramach którego wyszukiwał i dokumentował
obserwacje Nieznanych Obiektów Latających i rozmaitych zjawisk paranormalnych
na m.in. polsko-słowackim pograniczu. Miał po temu tą sposobność, że w tym
czasie służył jako oficer Wojsk Ochrony Pogranicza (później Polskiej Straży
Granicznej), jednakże z drugiej strony nie mógł publikować niektórych rzeczy aż
do ukończenia aktywnej służby. Te początki nie były łatwe, ale miło je
wspominam. Emailowa korespondencja w II połowie lat 90-tych nie była jeszcze
dla nas dostępna- listy i pakiety posyłane za granicę strasznie długo szły do
adresata, albo w ogóle nie dochodziły. Kiedy mu wysyłałem rękopisy albo
dokumentację jakiegoś przypadku, to w zasadzie były to kopie, bowiem nie miałem
pewności czy w ogóle dojdą. Wreszcie to było najlepsze, kiedy w Kral’ovanach
wysiadłem z pociągu pośpiesznego i przesiadłem się do dychawicznego pociągu
lokalnego do Trsteny, skąd z wielką sportową torbą poszedłem do przejścia
granicznego w Chyżnym, gdzie słowacki celnik wybałuszał oczy na jej zawartość
składających się z książek, plików papierów i fotografii. „Na linii”
wymienialiśmy z Robertem materiały, potem on szedł z powrotem a ja jak przyszedłem,
do domu. Dzisiaj wszystko jest o wiele prostsze – współpraca on-line ma niewiarygodny kooperacyjny
komfort. Poza ostatnią książką „Statki umarłych” mam z Robertem wydane trzy
wydania „Wunderlandu…” (Warszawa 2001), „Tajemnicę Księżycowej Jaskini”
(Cackatoo 2008) czy „Powrót do Księżycowej Jaskini” (Tolkmicko 2010) – a
wszystko to były udane tytuły, które kilkakrotnie publikowano po czesku i po
polsku.
S.: Trójkąt Bermudzki możemy bez przesady
nazwać „zagadkologicznym evergreenem” i nie jest dziwnym, że mamy wrażenie iż
wszystko już na ten temat napisano i to niejednokrotnie. „Statki umarłych” tej
odwiecznej zagadce są poświęcone z niezwykłą dokładnością – jak to się nam
udało znaleźć kilka mało znanych wydarzeń i umieścić je w tak ekskluzywnej
ramce?
M.J.: Skoro tak pan to ujmuje, to nas
jako autorów to bardzo cieszy. Ten komplement cieszy jeszcze bardziej, bowiem
włożyliśmy w to mnóstwo pracy. Nie szło nam tylko o to, by ukazać wiele faktów,
dlatego że istnieje ogromna baza danych na ten temat, ale chodziło o to, byśmy
problematykę Trójkąta Bermudzkiego zrozumieli kompleksowo, z wszelkimi
możliwymi związkami. Przecież chodzi tam o wyjątkowo złożony fenomen. Zagadkowe
wydarzenia, które się tam – jak także na innych akwenach świata – rozgrywają,
mają swe wielce skomplikowane tło, w większości stworzone przez kulisy Zimnej
Wojny, przestępczości zorganizowanej, piractwa, rozmaitych aktywności służb
specjalnych, lokalnych wojen albo machinacji narkotykowych karteli na obszarze
Karaibów. A do tego dodajemy oceanograficzne i meteorologiczne właściwości oraz
także wszelkie czynniki podwyższonego ryzyka komunikacji morskiej i lotniczej.
A potem tutaj mamy wszelkie okoliczności, które opierają się zwyczajnemu,
przyrodzonemu albo – jak to nawet możemy nazwać – ziemskiemu wyjaśnieniu. Ale
do czego nas ta próba może przywieść? Do możliwości działania innej
Inteligencji? Czy Pozaziemian? Czy do anomalii czasoprzestrzeni i wyjaśnienień
o istnieniu równoległych światów? Jednym słowem nie wiemy, a w bliskiej
Przyszłości ledwie się dowiemy, co było dla nas wielkim autorskim wyzwaniem. W
ten sposób wynik naszej pracy może się spotkać z niechęcią Czytelnika, do czego
– śledząc recenzje i opinie – nie doszło, co jest dla nas największą nagrodą.
Wraz z Czytelnikami stoimy przed wielką zagadką, ale także historią, której
nikt nie dopisał do końca, a przecież którą chcemy obejrzeć, chociaż może nam
zabraknąć parę rozdziałów do końca. Ale kogoś to frustruje? Cieszy nas to, że
nie!
S.: Książka ma 13 rozdziałów naładowanych
informacjami, przy czym zawiera mało znane naszej społeczności czy zupełnie
nieznane fakty. Np. to, że Słowacja ma fragment dna oceanicznego w okolicy
Hawajów?
M.J.: Chociaż się o tym u nas nie
mówi, to właśnie tak jest. Przed kilkoma latami Słowacja – podobnie jak Czechy
i Polska[1] – przejęło rozległy obszar
oceanicznego dna w okolicy Wysp Hawajskich, za który płaci 150.000 USD rocznie,
co jest relatywnie śmieszną sumą w porównaniu z bogactwa surowcowego, które
skrywa się pod lustrem wód Pacyfiku. Powodem utrzymywania tej „słowackiej
podmorskiej kolonii” są polimetaliczne konkrecje, co w tym akurat przypadku nie
są żadne pozaziemskie artefakty, ale geologiczny termin oznaczający naturalne
twory, które powstawały w czasie 2-3 mln lat wychwytywania minerałów z morskiej
wody około jądra krystalizacji, którym mógł być nawet jakiś ząb, kawałek
korala, kostka słuchowa wieloryba czy nawet kamyk. Według szacunków, na
„słowackim dnie” znajdują się konkrecje mineralne w ilości od 5 do 40 kg na
metr kwadratowy. Analizy bowiem zakładają, że na 75.000 kilometrach
kwadratowych powierzchni dna leży bogactwo o wartości 200 mld USD! Wydobycie
konkrecji jest kwestią gospodarki przyszłości, ale gdyby Słowacy, Czesi i
Polacy nie interesowali się tym bogactwem, mogą swe udziały sprzedać tak, by
dało się na nich dobrze zarobić, bowiem nie jest łatwo eksploatować
powierzchnię dwukrotnie większą od Słowacji[2]. Jak to będzie, to już
jest sprawa dla kompetentnych urzędników z Ministerstwa Ochrony Środowiska.
S.: Sama książka odpowie na to pytanie
wyczerpująco, ale jeśli jest zupełnie inaczej, to jakie są te „tajemnicze
zaginięcia statków, samolotów i tysięcy ludzi”? Nie chcemy tego wszystkiego
sprowadzić do płaszczyzny: „za tym wszystkim szukaj pozaziemskiej interwencji”,
ale przecież człowiek się nie obroni przed oczywistym zapytaniem o to, jaka
nieznana siła stoi za tymi incydentami?
M.J.:
To zależy od tego, jak naszą książkę przyjmie Czytelnik, gdzie ją
zaszereguje i czego od niej oczekuje. Już to samo w sobie stanowi zagadkę, bo „Statki
umarłych” jest trudno zaszufladkować. Osobiście widziałbym ją na półce z książkami
o zagadkach i tajemnicach, co jest jeszcze trochę mylące jako że dzisiaj w tej
dziedzinie dominuje ezoteryka. Ale jak chodzimy po księgarniach, to naszą
książkę znajdujemy pomiędzy faktograficznymi tytułami o historii, a czasami i
pomiędzy skandynawskimi kryminałami, a to dzięki swej osobliwej okładce i
tytułowym napisom, które można wyjaśnić także w ten sposób. 😀 Podobnym rzeczom jest
trudno zaradzić, jako że można tym wywołać różne skutki. Czy ma związek tonięcie
okrętów podwodnych w Morzu Karaibskim z manewrami wojskowymi Supermocarstw w
ramach Zimnej Wojny? Tak więc mamy książkę z działu militariów. Czy stoi za tym
zorganizowana przestępczość, współczesne piractwo czy narkotykowi baronowie? Mam
zatem thriller z wątkami kryminalnymi! A jak są do tego wydarzenia nie z tego świata,
to przychodzi nam na myśl literatura spekulatywna albo wręcz sci-fi. Prawdą jest to, że za tą
mieszaniną działów, ale także za wyjaśnieniem tajemnicy Trójkąta Bermudzkiego
stoją te wszystkie czynniki, obejmujące i te nadprzyrodzone. Ale to już musi
wybrać każdy sam za siebie.
S.: Obserwacje UFO i USO są na akwenach
Trójkąta Bermudzkiego bardzo częste. W światowym fantomie ufologicznym jest
tajemnicą Poliszynela, że próba zestrzelenia obiektów z innego wymiaru,
tymczasowo przebywających w naszym, jest jakby strzelaniem do cieni na ścianie.
Szczególnie w przeszłości była to standardowa procedura. Czy jest dzisiaj coś
takiego jak zalecany protokół podczas kontaktowania się z nieznanym obiektem?
M.J.: Czy pamięta pan książkę Michaela Crichtona pt. „Kula”, do
której filmowej adaptacji odwołujemy się w naszej książce? W niej renomowanego
uczonego Normana Goodmana, którego
gra Dustin Hoffman, nieoczekiwania
powołują do badania jakiegoś podmorskiego obiektu, które US Navy wykryła w
głębinie Oceanu Spokojnego, przy czym wszyscy sądzą, że nie pochodzi on z
naszego świata. Ale czy jest to jakiś pozaziemski obiekt? Czasolot? Czy może
statek kosmiczny? Zabawne jest to, że dr Goodman znajdzie w tej sytuacji dzięki
temu, że jeszcze przed paru laty opracował na zamówienie protokół, o tym, co
mieliby ludzie robić w przypadku pierwszego kontaktu z inną cywilizacją. A na
pytanie swego kolego po co to zrobił odpowiedział, że miał w tym czasie pusto w
kieszeni, a władze dały mu za to solidne honorarium. 😀 Ale prawda jest taka, że nie istnieje żaden uniwersalny przepis
na pierwszy kontakt bez względu na to, jakby miał być honorowany. Nie mamy nic
takiego, jak jakiś protokół przy kontakcie z nieznanymi obiektami, ale dla
wojskowych sprawa jest jasna – chodzi o naruszyciela/i ze wszystkimi przedsięwzięciami,
które należy podjąć w celu jego przechwycenia czy eliminacji (czytaj:
likwidacji).
S.: Statystyczny bilans ofiar Mórz Diabelskich[3] wynosi stratę nieco ponad 1 jednostkę dziennie. Mimo tego, w rzeczywistości w
Japonii ten fenomen jest niemal nieznany, a Japończycy dowiedzieli się o nim z…
amerykańskich gazet…
M.J.: To mnie nie zaskakuje, wszak
mówią, że jak wiadomo nemo propheta in patria.
Wiadomym jest, że o wielu bieżących rzeczach nie wiemy. Kiedy już w 2000 roku
poszukiwały Księżycowej Jaskini na Słowacji dwie ekspedycje prywatnie
finansowane z Niemiec i USA, nie zwróciło to u nas niczyjej uwagi. Podobnie jak
było z ludźmi, którzy w tajemniczy sposób znikali w Tatrach czy paśmie górskim
Tribeč, którymi zajmowali się polscy i czescy badacze. Książka o tytule „Góry
umarłych”, którą aktualnie przygotowuję wraz z Robertem Leśniakiewiczem, jak
mam nadzieję – skutecznie wypełni lukę w naszej literaturze i w słowackich
badaniach w tej tematyce.
S.: Dziękuję za rozmowę i czekam na pańskie
nowe tytuły!
Cez okno –
rozmawiał Sokol - https://www.cez-okno.net/clanok/exkluzivny-rozhovor-s-dr-jesenskym-zo-zakulisia#comment-26452
[1]
Polska strefa dna Pacyfiku – zob.: http://www.zadruga.pl/polskie--terytorium--zamorskie----.html,
https://www.fxmag.pl/artykul/czy-polska-zacznie-wydobywac-surowce-z-dna-atlantyku
[2] Na
średniej głębokości ponad 3000 m.
[3]
Pod tą nazwą należy rozumieć akweny Trójkąta Bermudzkiego, Trójkąta Smoka na
Morzu Diabelskim i inne niebezpieczne akweny Wszechoceanu.