niedziela, 30 grudnia 2018

Sekrety Królowej Beskidów (11)





Ten materiał otrzymałem od Pana Krzysztofa Dreczkowskiego, zajmującego się badaniami zjawisk związanych z manifestacjami Istot Zmiennokształtnych, z którym wymieniam korespondencję dotyczącą Babiej Góry i dziwnych zjawisk tam zachodzących. W jednym z e-maili przysłał mi fragmenty opracowania Pani Evy Kuriakovej pt. „Povesti spod Babej hory” (Studio F, 2008) dotyczącego Królowej Beskidów, które zawiera interesujące informacje na temat tuneli, które przebiegają w i pod jej masywem.


Jaskinie Babiej Góry


Ludzie mieszkający pod Babią Górą opowiadają, że na Babiej Górze znajdują się jaskinie, do których mało kto odważy się wejść, bowiem tutejsi ludzie bardzo boją się smoków, które w nich mieszkają. Ale gdyby się nie bali, to szybko by się zorientowali, że te jaskinie są właśnie korytarzami, którymi można się przedostać z jednej strony Babiej Góry na drugą.

O jednym takim przejściu przekonał się odważny wolarz.

Pewnego razu pasąc owce znalazł on wejście do jakiejś jaskini. Długo stał przed wejściem do niej. Bał się do niej wejść, bo przyszły mu na myśl wszystkie opowieści o smokach, które usłyszał od starszych ludzi we wsi. Wreszcie zebrał się na odwagę, i wszedł do tego wejścia. Szedł wąskimi korytarzami pomiędzy ogromnymi skalnymi ścianami. Kiedy w jaskini zapanowała ciemność, zapalił smolną pochodnię i macając ściany szedł dalej.

Po pewnym czasie odwaga go opuściła i rad by wrócić z powrotem, ale stwierdził że zabłądził i nie potrafi znaleźć drogi powrotnej. Wrócić nie mógł, więc nie pozostało mu nic innego, jak iść dalej naprzód. Błądził pod ziemią długo, aż przeszedł trzy wierchy. Już myślał, że przyjdzie mu pod ziemią zostawić swe kości, kiedy nad sobą usłyszał jakieś ludzkie głosy. Zaczął tedy krzyczeć, wołać, uderzać w skały wokół siebie, aż usłyszeli go wołoscy pasterze, którzy paśli tam owce. Kiedy usłyszeli pod ziemią ludzki głos, to najpierw się zlękli, ale kiedy głos nie przestawał wołać, zaczęli kopać, aż biednego wolarza wykopali a z nim jeszcze jedno przejście... Kiedy im wolarz opowiedział, jak to błądził we wnętrzu Babiej Góry i skąd przyszedł, to mu nie wierzyli. Ale później zdecydowali, że wejdą wraz z nim do jaskini, do której wejście sobie wykopali. Mądry baca z tej obcej hali dał im na drogę kłąb wełnianych nici, żeby pod ziemią nie zabłądzili i mogli łatwo znaleźć drogę powrotną.

Kiedy przeszli przez trzy wierchy, to wyszli na hali, na której przedtem orawski wolarz pasł owce i tak się przekonali, że mówił on prawdę. Na orawskim pastwisku ugoszczono ich serem, odświeżyli się żętycą i poszli z powrotem. Orawski baca dał im na pamiątkę serduszka z wędzonego owczego sera i drewniane czerpaki, aby im na drugiej stronie uwierzyli, że przeszli podziemnym korytarzem aż na orawskie pastwiska. Takie pięknie zdobione serowe serduszka wyrabiali tylko bacowie na orawskiej stronie Babiej Góry, a czerpaki wycięte z drzewa były ozdobione pięknym orawskim ornamentem.

Idąc za nicią wolarze z polskiego pastwiska wrócili przejściem przez Babią Górę na swoją halę, a kiedy zmierzyli potem nić to stwierdzili, że jest ona niesłychanie długa.[1]    

Ciekawy jest ten wątek nici Ariadny, dzięki której juhasi mogli powrócić do siebie. Mnie to przypomina metody stosowane przez gwarków i poszukiwaczy skarbów, których pełno wtedy pałętało się w górach.

A teraz legenda o tunelu w Babiej Górze z tego samego źródła:

W Rabczycach każde dziecko wie, że we wsi znajdują się dwa cmentarze – stary i nowy. Na starym cmentarzu w przeszłości chowano nie tylko Rabczyczanów, ale także katolików z wiosek z okolicy, którzy należeli do kościoła katolickiego w Rabczycach. W tych dawnych czasach były w okolicy same ewangelickie kościoły, ale w wioskach żyli katolicy i ewangelicy. Rabczyca była wsią z jedynym kościołem katolickim na całej Białej Orawie[2] , a budowę tego kościoła zlecił sam węgierski król.

A każdy Rabczycanin wie, że na tamtym starym cmentarzu rośnie jedno, bardzo stare, być może nawet 600-letnie wypróchniałe drzewo, o którym w Rabczycy opowiadają całe legendy.

Jedna z nich mówi, że jak ktoś się odważy wejść do tego pustego w środku pnia, to dostanie się do tunelu, który wiedzie pod rabczyckim chotarzem aż na wierzchołek Babiej Góry. Inni zaś twierdzą, że tunel ten wiedzie do jakiejś jaskini w Babiej Górze, która służyła Rabczyczanom jako schron na wypadek niebezpieczeństwa…

Pod koniec II Wojny Światowej wieś Rabczyca leżała na linii frontu i mieszkańcy musieli ewakuować się do okolicznych wsi. Wtedy właśnie wielu Rabczyczanów użyli tego tunelu poprzez to stare drzewo i ukrywali się w jaskini, gdzie przeczekali najgorsze czasy. Ten tajny chodnik od kościoła do Babiej Góry został wykonany w pradawnych czasach, że nikt już nie pamięta kto go wykopał i po co. Niektórzy Rabczyczanie wierzyli w to, że w tej jaskini dawno temu mieszkały czarownice. W ciemne noce tym właśnie tajnym tunelem wychodziły one na nocne spotkania na szczyt Babiej Góry, gdzie się zabawiały tańcząc ze strzygami, uczyły się czarować, by umiały szkodzić ludziom i odebrać pożytki z gospodarstwa.

Jeszcze inni twierdzą, że z tego tunelu wyjdzie śpiące niebiańskie wojsko w Babiej Górze, które ochroni Rabczyce, kiedy znajdzie się w największej biedzie.
Teraz wejście do tunelu jest zalany betonem, i tak więc nie da się sprawdzić, czy był ten tunel prawdziwy czy wymyślony.[3]      


Wojsko w Babiej Górze


Legendy o wojskach uśpionych w górach są popularne wśród wielu ludów zamieszkujących Tatry i Beskidy. Tym razem legenda ze słowackiej strony Babiej Góry:

Kiedyś, dawno temu, pewien baca pasł owce na Rabczyckiej Hali. Pewnego dnia w jego szałasie pojawił się jakiś podróżny. Jak to było wtedy w zwyczaju, baca poczęstował go serem i żętycą, ba! – nawet podzielił się z nim kabaczem, który na pastwisko doniosła mu żona w zawiniątku. Przybyły się najadł, odświeżył i pięknie podziękował bacy za dobre jedzenie. Chciał mu się jakoś odwdzięczyć i zaprosił go do Babiej Góry na roraty. Baca się zdziwił, boż wiedział, że roraty odbywają się nie w górach ale w kościołach. Ale potem sobie przypomniał to, o czym rozprawiali starzy Rabczyczanie o Babiej Górze. Wszyscy – nie tylko oni, ale także ludzie z okolicznych wiosek wiedzieli, że pod Babią Górą znajduje się całe miasto – zatopione od czasów potopu światowego w bagnach. Miasto to musiało być kiedyś bardzo bogate, bowiem z kosodrzewiny wystawał w tym czasie krzyż, który cały był ze złota…

Baca się upewnił, że roraty się odbędą w tym zamulonym kościele i że przechodzień nie był zwyczajnym człowiekiem, ale czarnoksiężnikiem, bowiem tylko oni poznali dokładnie jaskinie, tunele i chodniki we wnętrzu Babiej Góry. Ale do teraz nie wiedział nikt, jak się dostać do tego kościoła , więc baca zapytał nieznajomego, jak się doń dostaną.
- Nie łam sobie nad tym głowy – rzekł do niego czarnoksiężnik. – Zaprowadzę cię tam.
I zaprowadził uczynnego bacę do Palkoczy pod Babią Górą. Tak klęknął i zaczął się modlić. Naraz usłyszeli potężny łomot, otworzył się przed nimi tunel, który wiódł do kościoła. Czarnoksiężnik przykazał bacy, by zwracał uwagę na to, by się nie bał i nie odzywał cokolwiek by się stało, aby się o nikogo nie potknął, bowiem tam właśnie śpi niebiańskie wojsko. Baca z czarnoksiężnikiem usiedli w pustych ławach, a po chwili wyszedł z zakrystii ksiądz z ministrantami i odsłużyli mszę świętą.
Po skończeniu mszy, czarnoksiężnik z bacą udali się z powrotem, ale baca niechcący potrącił nogą śpiącego wojaka. Ten uniósł głowę i zapytał:
- Czy już czas?
Czarnoksiężnik szybko podszedł do niego i powiedział:
- Jeszcze spij, twój czas jeszcze nie nadszedł.
I niebieski żołnierz znów zasnął. Ale oni już nie poszli korytarzem do Palkoczy, tylko zupełnie innym. Kiedy bardzo długim tunelem wyszli w Rabczycy pod kościołem, czarnoksiężnik wyjaśnił bacy, że wojsko wstanie przy końcu Trzeciej Wojny Światowej, którą ono zakończy. Potem czarnoksiężnik pożegnał się z bacą i nikt go nigdy nie widział.[4] 

Szczególnie ciekawie tu brzmi wzmianka o III Wojnie Światowej – ale to jest chyba dodatek do legendy dopisany już w roku 2003. Przy masowym użyciu broni jądrowej i termojądrowej jedyne schronienie można będzie znaleźć tylko we wnętrzu Ziemi albo poza Ziemią. Co ciekawe, że kiedy spotkałem się z MiB-em gdzieś na początku lat 80-rych ubiegłego wieku, to ten wypytywał mnie właśnie o możliwości uratowania się ludzi w jaskiniach po masowym użyciu BMR.[5].  

Niestety, nie udało mi się ustalić lokalizacji miejscowości Palkoč – prawdopodobnie jest to jakiś przysiółek, który dzisiaj może już nie istnieć, albo nazwa została zmieniona – tak też bywało...

Będziemy szukać dalej.

CDN.



[1] Krótką wzmiankę opublikował ksiądz i historyk Jozef Kohút w drugiej połowie XIX wieku. Znajduje się ona w jego spuściźnie literackiej w Słowackim Archiwum Narodowym.
[2] Słowacka część Orawy.
[3] Podstawą opowiadania była relacja księdza, rodaka Matúša Pajduššáka o pracach, które wykonano w zakrystii zubrohlawskiego kościoła (p.w. św. Piotra i Pawła). Opowiadanie było uzupełnione o rozmowę z Marią Tkačovą z Zubrohlavy.
[4] Opowieść tą opublikował Andrej Čurljak – nauczyciel z Zubrohlavy – w roku 1895. Do tej publikacji została ona przeredagowana i uzupełniona. 
[5] Zob. R. Leśniakiewicz – „Projekt Tatry” (Kraków 2002) albo w Internecie na stronie - https://hyboriana.blogspot.com/2014/06/projekt-tatry-15.html.

piątek, 28 grudnia 2018

Żelazo-60 motorem ewolucji?




Nie tak dawno kanał TV Discovery Science wyemitował film na temat odkryć związanych z ujawnieniem na dnie Pacyfiku warstw zawierających zwiększoną ilość radioizotopu 60Fe* czyli żelaza-60. Według realizatorów filmu, badający je uczeni doszli do wniosku, że wybuchy gwiazd Supernowych stanowią czynnik ewolucyjny, dzięki któremu istniejemy. A oto materiał na ten temat:


Około 2 miliony lat temu, gdy ludzki przodek Homo erectus „schodził z drzew”, dwie supernowe wybuchły w pobliżu Ziemi i obsypały ją odłamkami…

To klasyczny scenariusz dnia ostatecznego. Pobliska gwiazda eksploduje jako efektowna supernowa, emitując w ułamku sekundy więcej energii niż Słońce w przeciągu milionów lat. Strumień promieniotwórczych cząstek dociera do warstwy ozonowej, niszczy ją i powoduje mutacje genetyczne ziemskiego życia.
Astronomowie uważają, że w odległości około 100 lat świetlnych od Ziemi, czyli w naszym najbliższym otoczeniu, do eksplozji dochodzi przeciętnie raz na milion lat. Pomimo tej wiedzy ostateczny dowód tezy, że około 2 miliony lat temu doszło do takiego wybuchu był bardzo trudny do przeprowadzenia.

W ciągu ponad pół wieku, naukowcy znaleźli dowody, które potwierdzają hipotezę wybuchu pobliskiej supernowej. Pierwsza wskazówka leży na dnie Oceanu Spokojnego[1], gdzie izotop żelaza-60 jest osadzony w skorupie. Podczas formowania się Ziemi również był produkowany izotop 60Fe* - radioaktywnego żelaza-60, jednak jego czas połowicznego rozpadu wynosił tylko 2,6 miliona lat, więc musiał zniknąć już dawno temu. A zatem warstwa żelaza-60 musi być rezultatem czegoś niedawnego, a wybuch pobliskiej supernowej jest prawdopodobnym sprawcą tego zamieszania.

Kolejną wskazówką jest Bąbel Lokalny – obszar przestrzeni kosmicznej o małej gęstości, w którym znajduje się Słońce. Wybuch pobliskiej supernowej mógł spowodować powstanie takiego obszaru.

Zespół naukowców połączył te dwie wskazówki aby sprecyzować prawdopodobne położenie antycznych supernowych. Wyniki badań opublikowane 7 kwietnia w czasopiśmie Nature pokazują, że doszło do dwóch wybuchów. Oba miały miejsce 300 lat świetlnych od nas: pierwszy z nich nastąpił 2,3 miliona lat temu, a kolejny 1,5 miliona lat temu.

Aby znaleźć gwiazdy, które prawdopodobnie zginęły 2 miliony lat temu, zespół naukowców zaczął od poszukiwań ocalałych członków rodziny. Wszystkie gwiazdy rodzą się w gromadach liczących od setek do tysięcy gwiazd o różnych masach. Najmasywniejsza gwiazda w gromadzie wybucha pierwsza, podczas gdy rodzeństwo o mniejszej masie żyje o wiele dłużej. Gdy astronomowie znajdą gromadę składającą się tylko z lekkich gwiazd, zakładają, że brakujące masywne gwiazdy stały się już supernowymi.

Podczas przeszukiwania archiwalnych danych zebranych przez satelitę Hipparcos, naukowcy znaleźli rodzinę, jakiej właśnie szukali: grupę 70 mało masywnych gwiazd. Następnie zespół oszacował masę brakujących, cięższych gwiazd, aby określić jak długo mogły one żyć. Dzięki temu naukowcy dowiedzieli się kiedy nastąpiła ich eksplozja. Z obliczeń wynikło, że w gromadzie nastąpiło do 16 wybuchów supernowych. Zespół badaczy przeprowadził symulację komputerową, aby dowiedzieć się, która z nich mogła wytworzyć Bąbel Lokalny.

Wynik pracy był ekscytujący. Kierownik zespołu pragnął również sprawdzić, czy można powiązać rezultaty pracy z osadzonym na dnie oceanu żelazem-60. Obecność żelaza-60, izotopu, który prawie wyłącznie powstaje podczas wybuchów supernowych, pozwoliła naukowcom ustalić specyficzny przedział czasu, w którym musiało dojść do eksplozji supernowej. Warstwa na dnie oceanu rośnie bardzo powoli, co oznacza, że każdy wybuch supernowej zwiększa ilość izotopu żelaza-60. Astronomowie oszacowali ilość żelaza-60 i doszli do wniosku, że na dnie oceanu znajdują się dwie warstwy tego izotopu. Jedna z nich powstała około 2,2 miliona lat temu.

To był natychmiastowy dowód na to, że w tamtym czasie pojawiły się dwie supernowe. Jednak w celu sprawdzenia, czy te supernowe były prawdziwymi winowajcami, zespół musiał najpierw obliczyć, w jakim stopniu żelazo-60 skondensowane w jądrze gwiazdy wmieszało się w falę uderzeniową, która ostatecznie trafiła w Ziemię. Obliczenia pokazały, że dwie supernowe przyczyniły się do nagromadzenia około połowy żelaza-60 znajdującego się na dnie oceanu. Natomiast reszta pochodzi od wszystkich innych wybuchów supernowych razem wziętych.

Te pobliskie wybuchy supernowych miały miejsce niedługo po tym jak przodkowie człowieka zeszli z drzewa. Czy eksplozje mogły jakoś wpłynąć na naszych przodków?

Adrian Melott (University of Kansas) próbuje znaleźć odpowiedź na to pytanie. Opisane powyżej wybuchy miały miejsce setki lat świetlnych od Ziemi. Supernowe muszą znajdować się o wiele bliżej aby wyrządzić realne szkody. Według naukowca strefa śmierci rozpoczyna się od około 26 do 33 ly od nas.

Tak więc skutki supernowych odległych o kilkaset lat świetlnych nie będą duże. Ale czy będą zauważalne? Pomijając genialny rozbłysk na niebie, może okazać się, że te kosmiczne wybuchy mogły rozegrać się nad głowami naszych przodków.


Artystyczna wizja Bąbla Lokalnego (zawierającego Słońce i gwiazdę Murzim [β Canis Maioris]) oraz sąsiedniego bąbla Loop I (zawierającego Antares [α Scorpionis], po lewej widoczna Betelgeza [α Orionis])

Bąbel Lokalny – obszar przestrzeni kosmicznej o małej gęstości materii międzygwiazdowej wewnątrz Ramienia Oriona w Drodze Mlecznej, wewnątrz którego aktualnie znajduje się Słońce. Rozciąga się na co najmniej 300 ly i ma średnią gęstość około 0,05 atomu/cm³, czyli około 1/10 średniej gęstości ośrodka międzygwiazdowego w Drodze Mlecznej.

Bąbel Lokalny jest wynikiem eksplozji supernowych z ostatnich 2-4 milionów lat. Wcześniej sądzono, że Bąbel jest pozostałością po wybuchu supernowej, która utworzyła Gemingę – pulsar w gwiazdozbiorze Bliźniąt.[2]

Układ Słoneczny porusza się przez obszar rozrzedzonego gazu od około 5-10 milionów lat. Od kilkudziesięciu tysięcy lat znajduje się wewnątrz obłoku o nieco większej gęstości 0,1 atomu/cm³ (wciąż pięciokrotnie mniejszej niż średnia gęstość ośrodka w Drodze Mlecznej), powstałego na granicy Bąbla Lokalnego i sąsiedniego bąbla Loop I.

Bąbel Lokalny prawdopodobnie nie ma kulistego kształtu, ale rozciąga się szerzej nad i pod płaszczyzną Galaktyki, przypominając kształtem klepsydrę. Styka się z okolicznymi bąblami, wytwarzanymi przez wiatry gwiazdowe większych gwiazd i supernowych.

Bąbel Loop I – obszar przestrzeni kosmicznej o małej gęstości materii międzygwiazdowej, wewnątrz Ramienia Oriona Drogi Mlecznej, wypełniony gorącym, zjonizowanym gazem. Patrząc z pozycji Słońca bąbel jest położony w kierunku centrum Galaktyki i połączony z Bąblem Lokalnym dwoma wyraźnymi tunelami. Bąbel Loop I jest superbąblem.

Bąbel Loop I znajduje się powyżej płaszczyzny Galaktyki, w odległości około 100 pc od Słońca. W pobliżu tego bąbla odkryto inne, rozszerzające się bąble, nazwane Loop II i Loop III. Bąbel Loop I powstał w wyniku działalności wiatrów gwiazdowych i wybuchów supernowych w asocjacji Skorpiona–Centaura, około 500 ly od Słońca. Bąbel Loop I zawiera gwiazdę Antares (α Scorpii). Kilka tuneli łączy wnęki Bąbla Lokalnego z bąblem Loop I (tzw. „Tunele Wilka”).

A co z tego wynika?

Izotop żelazo-60 ma bardzo długi czas rozpadu – jego T1/2 = 2,62 mln lat. Produktem jego rozpadu są szybkie elektrony powstające w wyniku reakcji:
60Fe* => β- + 60Co* (T1/2 = 5,27 roku)
- produktem rozpadu jest radioaktywny kobalt-60, który emituje szybkie elektrony i kwanty gamma – promieniowania jonizującego, wg wzoru:
60Co* => β-, γ + 60Ni
- i to jest właśnie niebezpieczne. Nikiel-60 jest już stabilny, ale kobalt-60 miał być używany w bombach kobaltowych i „brudnych” bombach radiacyjnych, którym zamierzano obrzucić wrogie terytoria. Promieniowania beta i gamma są wysokoenergetyczne i mutagenne, a zatem obecność tych izotopów w biosferze Ziemi może mieć działanie mutagenne.

Czyżby więc bliskie wybuchy supernowych rzeczywiście oddziaływały na przebieg ewolucji na naszej planecie? Na to wygląda…  

Źródła:
·        Astronet/Sky & Telescope - https://news.astronet.pl/index.php/2016/04/08/n7807/
·        Wikipedia
·        Wielka Encyklopedia Powszechna PWN




[1] Na dnie Pacyfiku w Polinezji Francuskiej.
[2] Inne oznaczenia - SN 437, PSR B0633+17, PSR J0633+1746, pulsar. Zmierzony okres obrotu Gemingi równy był 237 ms. Rotacja wskazywała na to, że pulsar jest gwiazdą neutronową, i najprawdopodobniej pozostałością po supernowej, która zakończyła swój żywot wielką eksplozją ok. 340.000 lat temu. Odległość do Gemingi udało się ustalić jako ok. 250 pc, czyli ok. 815 ly. Promień Gemingi oszacowano jako 19 km. Obliczenia dotyczące oddziaływania protonów na powierzchni Gemingi wskazały, że jej masa jest równa ok. 1,44 masy Słońca (2,86×1030 kg). Gęstość można oszacować jako 3,13×1017 kg/m³. Temperatura powierzchni gwiazdy została oszacowana na 560.000 K.

sobota, 15 grudnia 2018

Kometa świąteczna!




Koniec roku przyniósł nam w darze jasną kometę oznaczoną jako 46P/Wirtanen, która dwa dni temu przeszła przez peryhelium swojej orbity i jest jeszcze widoczna jako obiekt o jasności +4 mag. przesuwającego się na tle konstelacji Byka. A oto dane na jej temat:

46P/Wirtanen – kometa krótkookresowa należąca do rodziny Jowisza, okrążająca Słońce w ciągu ok. 5 lat i 156 dni. Kometę tę miała badać sonda kosmiczna Rosetta, jednak zrezygnowano z tego celu na rzecz innej – 67P/Czuriumow-Gierasimienko.

Promień: 600 m
Okres orbitalny: 1.986 dnia
Data odkrycia: 17.I.1948 r.
Absolutna wielkość gwiazdowa: 15,2
Grupa komet: rodzina Jowisza.

Kometa 46P/Wirtanen to astronomiczny hit grudnia, który będzie wyjątkowym, wizualnym i fotograficznym zjawiskiem. Kiedy niebo w grudniu zafunduje nam takie atrakcje? Wyjątkowo zapowiada się weekend 14-16 grudnia, kiedy kometa 46P/Wirtanen będzie już wysoko na niebie. Peryhelium i perygeum zapowiada się zjawiskowo. Te historyczne momenty uczynią kometę 46P/Wirtanen niesamowitym widowiskiem i będą najprawdopodobniej najkorzystniejsze do jej obserwacji od samego początku śledzenia tej komety.

Te dwie daty należy zapamiętać, chcąc cieszyć się obserwowaniem komety 46P/Wirtanen. Bardzo bliskie perygeum oraz korzystne peryhelium to wymarzone warunki do śledzenia grudniowego astronomicznego hitu. O jakich datach zatem mowa? peryhelium - 13 grudnia 2018 - to data, gdy kometa 46P/Wirtanen znajdzie się w najmniejszej odległości o Słońca - 1,048 AU perygeum - 16 grudnia 2018 - wyniesie dokładnie 11.566.350 kilometrów, będzie to dziesiąte najbliższe podejście komety w erze kosmicznej. Widowisko na grudniowym niebie, które zapewni nam przelot komety 46P/Wirtanen będzie wyjątkowe z tego względu, że będzie ona możliwa do zobaczenia nawet gołym okiem. Zazwyczaj zobaczenie komet, które są obiektami rozproszonymi, trudniej zobaczyć niż gwiazdy, nawet jeśli ich jasność jest porównywalna. Na początku grudnia kometa 46P/Wirtanen będzie znajdować się w Erydanie - gwiazdozbiorze, które znajduje się na południowy zachód od Oriona 10 grudnia kometa 46P/Wirtanen przekroczy równik niebieski 12 grudnia 46P/Wirtanen wkroczy w gwiazdozbiór Byka 18 grudnia 46P/Wirtanen znajdzie się w okolicach zenitu. Czeka nas wyjątkowo bliskie perygeum, które wystąpi 16 grudnia. Odległość wyniesie 0,0776 AU, co daje 11 mln kilometrów od naszej planety. Jeśli zachmurzenie nie utrudni obserwacji, to czeka nas wielkie grudniowe widowisko, które sprawi nam kometa.

Niestety, pogoda nie daje nam – jak na razie – szans dostrzeżenia tej komety. Gęste chmury i opady śniegu nie pozwalają nam na obserwacje… Kometa porusza się po trajektorii od konstelacji Erydanu poprzez Wieloryba do Byka. 16.XII przejdzie koło Hiad, a następnie w dniach 21-24.XII przejdzie w koło jasnej gwiazdy Capella w konstelacji Woźnicy, by następnie lecieć w kierunku Wielkiej Niedźwiedzicy… Jej maksymalna jasność może wynosić nawet +3 mag.


Źródła:
·        Wikipedia
·        Dziennik Zachodni - https://dziennikzachodni.pl/kometa-wirtanen-juz-widoczna-golym-okiem-kiedy-ogladac-peryhelium-i-perygeum-1416122018-to-daty-do-obserwacji-46pwirtanen/ar/13720956  


Odgłosy z KKK

Już wkrótce na zimowym niebie.
Tym razem najpewniej sprzęt nie będzie potrzebny. Już dawno w pobliżu Ziemi nie przelatywała kometa tak jasna jak 46P/Wirtanen. Co więcej, odległość, w jakiej obiekt minie Ziemię, pozwala zaliczyć ją do dziesiątki najbliższych nam komet od 1950 r. oraz dwudziestki – od początku XIX w. (Stanisław Sawkiewicz)


Dzisiaj wieczorem pomiędzy 18. a 19. obserwowałem gwiazdozbiór Byka. Kometa tam jest, ale nie udało mi się jej zidentyfikować. Z jednej strony nie różni się niczym specjalnym od chmary gwiazd o podobnej jasności, a z drugiej strony przeszkadza blask rosnącego Księżyca... (Daniel Laskowski)



piątek, 14 grudnia 2018

Ofiary Łokniańskiej Polany




Jelena Łjakina


Miasteczko Chavinda w Meksyku jest znane dzięki swej zagadkowej sile. Mówi się, że tam właśnie nasz świat krzyżuje się z równoległym światem, i dlatego ich mieszkańcy polują na ludzi mamiąc ich niewiarygodnymi cudami.

W dzisiejszych czasach na naszej planecie znajduje się wiele anomalnych stref – AS, a każda z nich ma swe własne indywidualne osobliwości. Jednakże pośród nich są miejsca „zastrzeżone” z „rekordową ilością” zdarzeń, przy których bledną nawet najstraszniejsze filmy grozy. Jedną z takich krwawych AS, dzisiaj można nazwać zagadkową Łokniańską Polanę w Obwodzie Pskowskim, której negatywny wpływ odegrało niepoślednią rolę w zagładzie całej wsi.[1]

Łoknianskij Rejon

Czarna ziemia


Na początku lat 60-tych ubiegłego wieku, dwóch chłopaków z niewielkiej wsi Łokniańskiego Rejonu Pskowskiego Obwodu poszło do lasu w celu poszukiwań krów, które odbiły się od kołchozowego stada. Przez czas jakiś oni bezowocnie błąkali się wśród drzew, póki nie usłyszeli trwożnego muczenia zagubionego bydła. Chłopcy poszli kierując się na głos i wkrótce przed nimi ukazał się następujący obraz. Na dziwnej, całkowicie pozbawionej jakiejkolwiek roślinności polanie, pokrytej czarną, z pozoru zwyczajna ziemią, nieśpiesznie poruszały się zagubione zwierzęta. Ten widok niemało zdumiało młodzików – przecież oni doskonale znali okoliczne lasy, w którym był im znany każdy krzaczek, ale to czarne miejsce chłopaki widziały po raz pierwszy. Ale najdziwniejsze było jeszcze przed nimi. Kiedy tylko krowy doszły do środka polany, wybuchły jaskrawymi płomieniami i na oczach przerażonych dzieciaków w ciągu minuty przeistoczyły się w kupki popiołu. Nie mając się z przerażenia, chłopcy rzucili się do nieprzytomnej ucieczki, a kiedy przyszli do siebie już we wsi, opowiedzieli rodzicom o strasznym wydarzeniu. Dorośli najpierw nie chcieli wierzyć w ich opowieść, ale dziadek jednego z naocznych świadków naraz potwierdził: jest takie miejsce w lesie, tylko mówić o nim nie można, bo takiego człowieka, który mówi o tym, czeka straszliwa śmierć.


Przewrócona wieża


Historia horrorów Łokniańskiej Polany zaczyna się jeszcze w XVI wieku. Wtedy stał tam bogaty, bojarski terem[2], który otaczało mnóstwo chat, stodół, psiarni, obór i stajni. Poza rodziną szlachetnie urodzonego mieszkało tam mnóstwo kmieci, zaś gospodarz cieszył się wielkim poważaniem u samego cara Iwana IV Groźnego. Ale pewnego razu nad lasem rozpętała się straszliwa burza, i naraz kilkadziesiąt (!!!) piorunów uderzyło w leśny zamek. Co ciekawe, terem nie zapalił się od takiego „podarunku niebios”, ale zapadł się pod ziemię wraz ze swymi mieszkańcami, końmi i psami. Tam, gdzie on stał ziemia stała się czarna, zaś las gęsto porósł wokół przeklętego miejsca, a gałęzie drzew ciasno przeplotły się ze sobą, ukrywając je przed wzrokiem postronnych.

Jednakowoż od czasu do czasu Czarna Polana przejawia swą straszną aktywność. Bywało tak, że przez kilka dekad ona nie ujawniała mieszkańcom okolicznych wsi i osiedli swego istnienia – i naraz, ni stąd ni zowąd „objawiała się” pochłaniając nowe ofiary.

Po raz ostatni pik aktywności przypadł na lata 60-te XX wieku, i pierwszymi świadkami jej przebudzenia byli właśnie ci dwaj chłopcy szukający w lesie krów. A rezultatem było zniknięcie z mapy rejonu niewielkiej wioseczki, położonej w odległości 16 km od tego złowrogiego miejsca. Jej nazwa nawet nie przetrwała w archiwach badaczy.[3]

Ruiny wioski z okolic Czarnej Polany

Zaginione ekspedycje


Po zgubie kołchozowego bydła na oczach świadków, wielu miejscowych mieszkańców zaczęło napotykać Czarną Polanę, która była wprost usłana trupami dzikich zwierząt i truchełkami ptaków. One, w odróżnieniu od nieszczęsnych krów, nie obracały się w popiół, ale się mumifikowały i nabierały dziwnego, różowego koloru, co przeczyło wszelkim prawom Przyrody.

Niepojęte zdarzenia w Łoknianskim Rejonie wywołały zainteresowanie uczonych i wkrótce w stronę tajemniczej polany zostały wysłane dwie ekspedycje naukowo-badawcze. Trzeba powiedzieć, że uczestnicy tylko jednej z nich powrócili w pełnym składzie, zaś wielu uczestników drugiej ekspedycji znikli w lesie w dziwnych okolicznościach, i ich poszukiwania nie przyniosły rezultatów.

Jednakże wracający z Łoknianskiej Polany „szczęśliwcy” nie uniknęli bliższej znajomości z przeklętym miejscem. Tak więc wszystkim członkom tej ekspedycji na początku wypadły włosy, potem pojawiła się dziwna, czerwona wysypka na ciele, i wkrótce wszyscy oni zmarli w miejskim szpitalu na dziwną chorobę, której lekarze nie byli w stanie zdiagnozować.


Zaniepokojone monstrum


Już po tym, jak Polana „weszła w interakcję” z wchodzącymi na jej obszar ekspedycjami, obróciła ona swój gniew na znajdującą się w pobliżu wioskę. Trudno w to uwierzyć, że wkrótce doszło do kilku tragedii. Najpierw utonął w rzece 13-letni chłopiec, a potem miejscowemu kowalowi koń rozwalił kopytem głowę. Spokojny i leniwy byk ni stąd ni zowąd śmiertelnie zranił idącą obok niego dojarkę. Potem poważny i niepijący mężczyzna zabił się spadając z dachu domu mieszkalnego. Jednakże wszystkie te nieszczęścia były zaledwie pierwszymi jaskółkami. Wkrótce we wsi zaczął się pomór bydła, ludzie zaczęli zapadać na niepojęte choroby i bez przyczyny wybuchały pożary. Jest interesującym ten fakt, że przeklęta polana nie wypuszczała nowych ofiar ze strefy swego działania. Oczywiście mieszkańcy przeklętej wioski chcieli zmienić miejsce swego zamieszkania i osiąść w spokojniejszym rejonie, ale odjechawszy od niej na kilka kilometrów w niepojęty sposób zawracali.

W tych na pozór beztroskich lasach czai się dawne zło i czeka na nowe ofiary...

I wszystkie te śmierci i choroby sceptycy mogą nazwać łańcuchem przypadków, ale ich przyczyn nijak nie mogą dojść. Rzecz w tym, że w czasie aktywności polany w powietrzu nad nią mieszkańcy wsi widzieli jakieś dziwne świecenie, w którym miotały się jakieś ciemne sylwetki przypominające stworzenia z fantastycznych filmów. Niejednokrotnie w biały dzień nad wioską na niebie pojawiały się zagadkowe miraże, gdzie „rozgrywały się” całe sceny z życia w latach minionych.

Także ludzie widzieli, jak nad przeklętą polaną zawisały jakieś obiekty latające, z których padały promienie ostrego światła na krwiożerczą, anomalną polanę. A do tego jeszcze do dziś dnia nie znaleziono zadowalającego wyjaśnienia dla fenomenu zniknięcia wody w miejscowej rzece. A jak tylko znikła, to wzdłuż jej koryta porosła jakaś dziwna trawa o jakimś niesamowitym zielonkawym odcieniu. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że nie ma w tym niczego złego, ale bydło uciekało w panice od tej trawy.[4]

Końcowym kadrem tego sielskiego „filmu grozy” stało się osuwisko, które zniszczył miejscowy cmentarz. Ku zdumieniu świadków, pochowane tam kilka stuleci wcześniej zwłoki nie nosiły najmniejszych oznak rozkładu. Mało tego, ich odzież i trumny znajdowały się w doskonałym stanie, jakby je przed chwilą złożono w ziemi!


Granica pomiędzy światami


Zebrawszy swą straszliwą daninę, Polana Grozy i już od pięciu dekad nie przejawia nawet najmniejszego znaku swej aktywności. Miejscowi mówią, że teraz nie jest łatwo ją znaleźć w lesie, bo drzewa znów zasłoniły gałęziami to straszne miejsce.

Teraz tylko jej ofiarę – małą wioskę – można znaleźć na dawnych mapach Łoknianskiego Rejonu. Jak tylko Przeklęta Polana się uspokoiła, ocalali mieszkańcy wyprowadzili się jak najdalej od leśnego potwora.

I chociaż dzisiaj znajdą się ochotnicy wśród uczonych, chcący zwołać nową ekspedycję w Łoknianskie Lasy, to ezoterycy opublikowali swój werdykt, w którym wyjaśnili krwiożerczość Czarnej Polany. Wedle ich poglądów, straszliwa burza w XVI wieku i kilkadziesiąt uderzeń piorunów w jedno i to samo miejsce, naruszyło granicę pomiędzy światem a Czasem. To właśnie dlatego odbijały się obrazy Przeszłości na niebie nad wioską, a roślinność ze świata równoległego zasypała jej mieszkańców chorobotwórczymi mikroorganizmami. A żeby uniknąć „zmieszania narodów”, nieznane, lojalne wobec nas siły dokładnie oddzielają polanę od ludzi.

I pomimo to nadal jest niemało ochotników do rozwiązania tajemnicy Łoknianskiej Polany. Każdego roku przyjeżdża tutaj wielu badaczy-amatorów, którzy wynajmują domy w sąsiednich wsiach i zajmują się poszukiwaniami tego przeklętego, zapowietrzonego miejsca. Miejscowi opowiadają, że niektórzy z tych śmiałków przepadają w lasach bez śladu i obawiają się, że któryś z tych domorosłych uczonych nieopatrznie zaktywizuje śpiącego potwora.


Źródło – „Tajny XX wieka” nr 25/2018, ss. 32-33
Przełożył z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz          



[1] Łokna znajduje się 160 km na SE od Pskowa i 483 km na NE-E od Moskwy, na N 56°50’ – E 030°09’.
[2] W dawnej Rosji budynek w kształcie wieży lub baszty.
[4] Przypomina to opowiadanie „Kolor z przestworzy” H.P. Lovecrafta.