Widok na Slavkovsky Stit
Jedną z najciekawszych
tatrzańskich zagadek wszechczasów jest wydarzenie, które rozegrało się w
południe dnia 6.VIII.1662 roku w dzisiejszych słowackich Tatrach Wysokich. Jak
pisze dr Jacek Kolbuszewski w swej
książce:
Dzień 6 sierpnia 1662
roku na długo pozostał w pamięci mieszkańców północnej części Słowacji. Tego
bowiem dnia ziemia nagle zadrżała – trzęsienie było tak silne, że nie tylko
zarysowały się ściany domów w Lewoczy, Kieżmarku i Spiskiej Nowej Wsi, ale
nawet zapadały się (zasobne w szlachetne trunki!) piwnice. Ci zaś, których oczy
w momencie trzęsienia zwrócone były w stronę Tatr, mogli na własne oczy
dostrzec, jak wali się w gruzy cały wierzchołek Sławkowskiego Szczytu, jak
skalna lawina miażdży lasy, jak nad górami tworzy się wielka, czarna chmura.
Obdarzeni zaś największą spostrzegawczością widzieli sprawcę całego incydentu –
ogromnego smoka, lecącego wysoko nad Tatrami. Wydarzenie to upamiętnił Gaszpar Hain, kronikarz miasta Lewoczy,
człowiek opanowany i rozsądny, imponujący dociekliwością umysłu. Oto bowiem
ustalił on bezbłędnie, że smok wybrał sobie na leże tak zwany Hochwald czyli
okolice dzisiejszej wsi Štrba. Tam jednakże – niestety – nie ma już żadnych po
owym smoku śladów, chcąc się zatem dowiedzieć czegoś o jego wyglądzie, znowu
zawierzyć musimy dawnym podaniom. (…)
Ale mimo istnienia tak
skutecznych metod, pozwalających na zmniejszanie pogłowia smoków, jeszcze sto
lat temu górale twierdzili, że „smok zawsze przynajmniej jeden w Tatrach być
musi”![1]
Tyle prof. Kolbuszewski. W
Wikipedii sprawę tajemnicy Sławkowskiego Szczytu ujęto tak:
W przeszłości Sławkowski Szczyt był uważany za
najwyższy szczyt w Tatrach. Twierdzono też, że szczyt miał rozpaść się 6 (lub
9) sierpnia 1662 na skutek gigantycznego obrywu spowodowanego długotrwałymi
opadami i być może lokalnym trzęsieniem ziemi, przez co wierzchołek straciłby
ok. 300 m. Śladem obrywów skalnych miały być rumowiska na stokach góry.
Hipoteza ta nie została jednak potwierdzona przez badania naukowe.
W kronikach już 1664 r.
(25 lipca – taką datę przyjęto na znajdującej się na szczycie tablicy
pamiątkowej 350-lecia zdobycia szczytu – lub 16 lipca) odnotowano pierwsze
wejście na szczyt Georga Buchholtza
z towarzyszami i przewodnikami, do których należeli Martinus Jani, Martinus Veisser i nieznany przewodnik. Kilku innych
towarzyszy nie dotarło wówczas do szczytu. Było to pierwsze zdobycie
tatrzańskiego wierzchołka, wymienione wraz z jego nazwą w pisanych źródłach.
Opis znalazł się dopiero po 100 latach w tekście „Besteigung der Schlagendorfer
Spitze” (1774). Drugie potwierdzone wejście należy do Stanisława Staszica (12 sierpnia 1805 r.). Zimą jako pierwszy na
szczycie był Eduard Blásy z
przewodnikiem J. Gellhofem 15
stycznia 1873 r.
Nazwa szczytu pochodzi
od spiskiej wsi Wielki Sławków. Szlak turystyczny na szczyt wybudował w latach
1901–1908, w znacznej części własnym kosztem, Maximilian Weisz. Wykonana przy tej trasie platforma widokowa na
krawędzi Sławkowskiego Grzebienia nazywana jest „Maksymilianką”. Panorama
widokowa ze Sławkowskiego Szczytu jest bogata, szczególnie dobrze prezentuje
się stąd Dolina Staroleśna i jej otoczenie, widoczne są stąd niemal wszystkie
(liczne) Staroleśne Stawy. Bogata jest też flora w piętrze turniowym.[2]
Dla nas najważniejszy jest
pierwszy akapit. Chodzi o to, że szczyt Sławkowskiego rozleciał się w skalne
bałwany wskutek jakiegoś kataklizmu. Idąc tym śladem postawiłem hipotezę, że
chodziło tutaj o jakieś zjawisko kosmiczne – spadek meteorytu lecącego mniej
więcej z kierunku NE na SW. Rzeczony meteoroid trafił w szczyt Sławkoskiego
Szczytu rujnując go i zmniejszając o jakieś 200-300 m do aktualnej wysokości
2452 m n.p.m. Gdyby nie ten tajemniczy wypadek – Sławkowski Szczyt wznosiłby
się dzisiaj na jakieś 2700 m i byłby de
facto najwyższym szczytem Tatr Wysokich, przypominam bowiem, że Gerlach
mierzy jedynie 2655 m n.p.m.!
Czy mógł to być meteoroid?
Mógł. Jak to wyglądało mogliśmy widzieć w dniu 15.II.2013 roku nad Czelabińskiem
w Rosji. Energia jego wybuchu w atmosferze wynosiła 0,5 Mt TNT. Na szczęście
eksplodował on na wysokości 29.700 m n.p.m., dzięki czemu miasto i jego
mieszkańcy wyszli niemal bez szwanku, jeżeli nie liczyć rozbitych szyb i
zranionych ich odłamkami ludzi… Meteoryt lecąc zostawił na niebie dwie smugi
dymu, które wyglądały niezwykle spektakularnie.
Jeżeli idzie o Sławkowski
Szczyt, to mogło być coś podobnego. Niestety, jego szczątków nie znaleziono, a
przecież nie mogły ulec anihilacji. Nie znaleziono także śladów impaktu: kwarcu
szokowego, śladów wysokiej temperatury na skałach, itd. itp. Nawet gdyby to był
jakiś megakriometeoryt, to pozostawiłby ślady wtopionego w lód pyłu
kosmicznego, a tych też nie znaleziono, ale czy ich szukano? Tego niestety nie
wiem.
Niezwykle ciekawą hipotezę
postawił polski fotografik Lesław Obłój
na stronach swego bloga, który polecam. Stawia on tam hipotezę, że w dniu 6 lub
9 sierpnia 1662 roku na Spiszu doszło do potężnej powodzi opadowej. Wskutek
ogromnego opadu deszczu doszło do osunięcia się szczytu Sławkoskiego Szczytu i
w rezultacie doszło do wszystkich opisywanych przez kronikarzy zjawisk. Pisze
on, że:
W opracowaniu Wiesława Siarzewskiego (naukowca z TPN
- geomorfologa, taternika i speleologa) „Śmiertelny oddech smoka” Tatry 3/2005
pojawiają się rozbieżności co do daty i godziny trzęsienia ziemi. Różne są daty
w zależności od cytowanego źródła. Trzęsienie ziemi miało by nastąpić o 11
wieczorem i to nie 6 sierpnia a 9 sierpnia. (Czy to tylko błąd piśmienniczy
wynikający z symetrii 6 i 9, czy coś więcej ?) Autor podaje ją za „Historią
szkoły Pijarów prowincji polskiej od roku 1642 do roku 1686”. Co ciekawe
wspomniana „Historia szkoły Pijarów ...” potwierdza zawalenie się Sławkowskiego
Szczytu w wyniku wspomnianego trzęsienia ziemi. Ponoć było na to świadectwo
naocznych świadków. Nic mi o tych świadkach nie wiadomo. Ale kroniki klasztorne
ze swej natury powinny być wiarygodnym źródłem informacji. Słynna Szkoła
Pijarów mieściła się w Podolińcu, to w linii prostej nieco poniżej 30 km od
Sławkowskiego Szczytu, ale w stosunku do wspomnianej góry kąt widzenia z
Podolińca jest niekorzystny. A na pewno inny niż z Lewoczy. Więc jeśli
rozpatrujemy to w kontekście zawalenia się wierzchołka góry raczej powinno
chodzić o sam wierzchołek i to w ujęciu spektakularnym. Dlatego iż było by to
obserwowane i z Lewoczy i z Podolińca. Nie jest jednak powiedziane iż
obserwacji dokonywano z Podolińca, więc znów nie można z całą pewnością
wywodzić stąd daleko idących wniosków. Wspomniana kronika sugeruje także
możliwą inną przyczynę zawalenia się szczytu. Mianowicie powódź - katastrofę o
niespotykanej skali. Wątek powodzi potwierdza także Kronika Miasta Lewoczy, a
ściślej niemal współczesne wydanie, czy może raczej jej opracowanie dokonane
przez Jeromosa Bala: J. Baremos, J. Forster, A. Kauffmann,
„Löcsei krönikäja” (Kronika Miasta Lewoczy), Levoca 1910-1913. Pozwolę sobie
przytoczyć tłumaczenie z powyższego oryginału dokonane przez Wiesława
Siarzewskiego zamieszczone we wspomnianym powyżej artykule „Śmiertelny oddech
smoka”:
„5 sierpnia pomiędzy godziną 12 a pierwszą w południe, przyszła
gwałtowna burza w czasie której zwalił się aż do podstawy narożnik wieży
kościelnej. [...] Później przyszedł deszcz ulewny i woda zalała wszystko, co
nie wydarzyło się jeszcze za ludzkiej pamięci (6 sierpnia w nocy). W innych
miejscowościach i w okolicy miasta znikły nie tylko ogrody z drzewami, folwarki
i domki garbarskie, ale także ogrody warzywne i pola orne, tak że nie można
było rozeznać, gdzie się przed powodzią znajdowały. Strat w okolicach miasta
(nie mówiąc o Kiezmarku i innych miejscowościach), nie dałoby się wyrównać kwotą
kilku tysięcy florenów. I co najważniejsze, że w Górach Śnieżnych [Wysokich
Tatrach] było tak wielkie trzęsienie ziemi, że olbrzymia skała lub raczej góra
stoczyła się i upadla, rozbijając się otworzyła nowe wielkie jezioro wypełnione
wodą.
W powyższym opisie nie
ma podanej ani daty ani godziny trzęsienia ziemi. Zastanawia tylko zbieżność
godziny zawalenia się wieży kościelnej (w powyższym tekście) z godziną
zawalenia się Sławkowskiego Szczytu u Jesenský’ego.
Trudno określić czy jest to nieporozumienie czy przypadek, albo też
dopowiedzenie wynikające z przeprowadzonego rozumowania, które wcale nie musi
być poprawne i prowadzić do wniosków zgodnych z rzeczywistością. Może to
sugerować też iż albo Jesenský (współautor „Tajemnicy Księżycowej Jaskini”)
studiował inną kopię Kroniki Lewoczy albo w odmienny sposób przetłumaczył
niemieckojęzyczny tekst Baremosa, Forstera, Kauffmanna. Nie znajduję tu również
wzmianki o Sławkowskim Szczycie, co wyraźnie podkreślił Kolbuszewski („Skarby
Króla Gregoriusa”) jak i wspomniana powyżej „Historia szkoły pijarów ...”. Nie
wiem czy w tekście studiowanym przez W. Siarzewskiego brak takiej informacji w
ogóle czy tylko brak jej w ustępie który został przytoczony (to z całą
pewnością). Rozważając jednak praktycznie, cóż mogłaby Hajna obchodzić jakaś góra w Tatrach ledwo widoczna z Lewoczy skoro
za oknem rozgrywał się kataklizm, naznaczony wieloma setkami ofiar w ludziach i
tysiącami florenów w dobytku. Takie humanitarne podejście nie powinno dziwić.
Bowiem i tak biorąc pod uwagę siłę kataklizmu i ogrom zniszczeń, zaś nade
wszystko wielość dramatów ludzkich było co opisywać! Gdyby zamiast tego
kronikarz rozpisywał się o dalekiej górze zamiast o swoich sąsiadach mógłby być
posądzony o znieczulicę i małostkowość. Należy pamiętać także iż inny wtedy był
stosunek ludzi do przyrody a gór w szczególności, a sam Hain raczej nie był
szczególnym znawcą ani miłośnikiem Tatr. Podał więc chyba dodatkową sensacyjną
informację podkreślającą siłę żywiołu, który miał moc zniszczyć nawet Góry
Śnieżne.
I dalej autor dochodzi do
interesującego wniosku, iż:
Moim zdaniem z
przytoczonych opisów można wyekstrahować następujące hipotetyczne przyczyny
zawalenia się szczytu: osuwisko gruntu, trzęsienie ziemi, upadek, tudzież
eksplozję jakiegoś obiektu kosmicznego – takiego jak np. nad Syberią znanego
pod nazwą meteorytu Tunguskiego. Możliwa jest także kompilacja przyczyn. Na
przyczynę kosmiczną górskiej katastrofy którą się tu zajmuję mógłby wskazywać
wątek czarnej chmury i smoka. Z drugiej strony trzęsienie ziemi mogło by być
spowodowane falą uderzeniową powstałą w wyniku wspomnianej eksplozji, czy także
osunięcia się ziemi. Możliwe więc że opisywane wstrząsy były skutkiem zawalenia
się góry nie zaś przyczyną. Upadkom meteorytów bardzo często towarzyszą
spektakularne efekty wizualne – stąd nie dziwi wyobrażenie smoka, gdyby dodano
ognistego smoka też by nie było powodów do zdziwienia. Cała literatura
traktująca o tym zjawisku jest pełna tego typu opisów, np. w książce „Tajemnice
kamieni z nieba” Marek Żbik podaje
wiele obrazów katastrof kosmicznych rozgrywających się nad głowami ziemian,
które można z powodzeniem wziąć za pojawienie się smoka. Południowe godziny
zdarzenia mogą trochę komplikować sprawę. Bo w jasnym świetle dnia takiego
”smoka” za pewne trudniej dostrzec. Z drugiej strony mógł być pochmurny dzień
albo impaktowi, czy wybuchowi towarzyszyły bardzo jasne efekty świetlne.
Kolbuszewski pisze iż smoka mogli dostrzec obdarzeni największą
spostrzegawczością to dobrze się wpisuje w cały kontekst i niejako uwiarygodnia
całą sprawę. Jeśli jednak wszystko to działo się w ulewnym deszczu gdzie nie
widać było raczej szczytu sprawa wydaje się mniej wiarygodna. Przy czym deszcz
mógł ustać – wtedy widoczność mogła się poprawić. Jeśli zaś jak podaje
„Historia szkoły pijarów ...” zawalenie nastąpiło w nocy wówczas smok – meteor
mógł być widoczny w całej okazałości. Wariantów może być więcej, trzeba
podkreślić iż opisy którymi dysponuję nie pozwalają na jednoznaczne określenie
warunków obserwacji w chwili zdarzenia. Trzeba ponadto wiedzieć iż w XVII wieku
nie zdawano sobie spawy z natury zjawiska jakim jest upadek meteorytu. Owszem
obserwowano takie fenomeny ale interpretowano je jako zjawisko meteorologiczne,
nie zaś kosmiczne. Ba cóż pisać o XVII wieku. Osobiście znam przekaz dotyczący
upadku meteorytu z początku XX wieku, w jednej z podrzeszowskich wsi. Świadek
który notabene pokazywał odkopany przez siebie ów meteoryt, nazywał go po
prostu piorunem.[3]
Cóż, oczywiście jako że od
opisywanego wydarzenia upłynęło już 357
lat, nie mamy szans na ustalenie jego przebiegu. Widzimy tylko efekty jego
działania, na podstawie których możemy stawiać mniej czy bardziej udane teorie
i hipotezy. W zasadzie zgadzam się z autorem, jednakowoż wysuwam pewne
obiekcje, a mianowicie:
·
Trzęsienie ziemi – trudno przyjąć, że miałoby
ono miejsce na tak ograniczonym obszarze Tatr Wysokich, że jego główna siła
uderzyła tylko w Sławkowski Szczyt, a pozostałe były nietknięte. W przeszłości
zdarzały się tutaj silne trzęsienia ziemi związane z Pienińskim Pasem
Skałkowym, ale także i z epizodami tektonicznymi w Austrii, i innych krajach[4];
·
Osuwisko poopadowe – rzecz jest możliwa, ale
musiałyby znaleźć się ślady wielkiej powodzi w tym rejonie Tatr. Niestety,
zostały one zapewne zatarte przez czas i czynniki atmosferyczne. Jesteśmy w tym
przypadku skazani na nieprecyzyjne opisy kronikarskie;
·
Superburza i związane z nią tornado plus uderzenia
piorunów. Wedle opisów widziano nad Tatrami chmurę, która przesłaniała ich
widok. Ale dlaczego uszkodzony został tylko Sławkowski Szczyt? Oto jest pytanie
- chyba dlatego, że był najwyższym na tym terenie;
·
Hipoteza impaktowa – w zasadzie możliwa, bo
wskazują na nią opisy tajemniczego smoka jakoby widzianego w czasie i po całym
incydencie. Być może był to meteoryt lub kriometeoryt (meteoryt zbudowany z
lodu) i …
·
…UFO-katastrofa. Podaję to tylko dla porządku,
bo wykluczyć się tego na 100% nie da. Może nie było to UFO, jakie znamy, ale
jakaś pozostałość z Atomowej Wojny Bogów-Astronautów rozegranej na Ziemi i w
kosmosie kilkanaście tysięcy lat temu, o czym wspominają religie całego świata.
Pisałem już o tym w jednym z apendyksów opracowania „Projekt Tatry”.[5]
Tak czy inaczej, rozwiązania
tej zagadki nie ma do dziś dnia i obawiam się, że póki nie wykona się
dokładnych badań pod kątem potwierdzenia bądź zanegowania tychże hipotez, to
nigdy nie dowiemy się prawdy…
Zdjęcia - Wikipedia
[1] J.
Kolbuszewski – „Skarby króla Gregoriusa”, Wyd. Śląsk, Katowice 1972, op. cit.
ss. 17-18.
[5] R.
Leśniakiewicz – „Projekt Tatry”, Wyd. Iris Studio, Kraków 2002 - http://hyboriana.blogspot.com/2014/05/maopolskie-centrumbadan-ufo-i-zjawisk.html