Jeden z satelitów z serii Kosmos
Walerij
Jerofiejew
Pod koniec maja 1972 roku, w Moskwie doszło do
bezprecedensowego ze względu na swe znaczenie, wydarzenia: do stolicy ZSRR
przyleciał z oficjalną wizytą prezydent USA Richard Nixon. Do tego czasu, w ciągu 200-letniej historii
rosyjsko-amerykańskich i radziecko-amerykańskich stosunków, zaoceaniczny
przywódca przebywał w naszym kraju tylko raz – na słynnej konferencji w Jałcie
w lutym 1945 roku, kiedy Franklin D.
Roosevelt przyleciał na Krym na spotkanie z Josifem Wissarionowiczem Stalinem i Winstonem Churchillem. A do tego czasu w stolicy Rosji amerykański
prezydent nie był ani razu.
Za
kulisami wielkiej polityki
Celem tej oficjalnej wizyty Richarda Nixona w Moskwie
było podpisanie Traktatu o Ograniczeniu Zbrojeń Strategicznych, który wszedł w
życie pod nazwą OSB-1/SALT I. w imieniu strony radzieckiej, podpis pod
Traktatem złożył Sekretarz Generalny KC KPZR Leonid I. Breżniew. To historyczne wydarzenie miało miejsce w dniu
26.V.1972 roku, i było ono jak przyznały obie strony rezultatem dogonienia
przez nasz kraj wojskowego parytetu z USA, w pierwszym rzędzie w sferze zbrojeń
rakietowo-jądrowych.
I tylko wąskiemu kręgowi specjalistów było wiadomo o
wielkiej roli, jaką w zabezpieczeniu tej kruchej międzynarodowej równowagi
odegrało ultrasekretne w tym czasie, przedsięwzięcie, które teraz nazywa się AO
Rakietno-Kosmicziesskij Centr Progress i znajduje się w Samarze (wtedy
Kujbyszew). Od momentu jego powstania w 1959 roku jego dyrektorem był zastępca
głównego konstruktora – dr n. techn. Dimitrij
Ilicz Kozłow, późniejszy dwukrotny Bohater Pracy Socjalistycznej.
Ze wspomnień ówczesnych pracowników MSZ ZSRR, w tym
także szefa radzieckiej dyplomacji Andrieja
Gromyko, wiemy dzisiaj, że tajne negocjacje na temat tekstu SALT I i o
warunkach jego podpisania toczyły się w Moskwie, Waszyngtonie, Genewie, Wiedniu
i Helsinkach w czasie wielu lat. Zasadniczą sytuacją, z którą partnerzy nijak
nie mogli sobie dać rady, dotyczyło porozumienia stron co do kontroli
wypełniania tego Traktatu. No i w rzeczy samej – jak oszacować dokładną liczbę
rakiet i głowic jądrowych w armii drugiego państwa, kiedy politycy obu stron –
mówiąc delikatnie – sobie nie dowierzali podejrzewają siebie i zatajanie przed
nimi jakiejś części strategicznego potencjału?
Dzisiaj niektórzy analitycy uważają, że właśnie
wskutek nieosiągnięcia porozumienia w sprawie szacowania potencjałów Traktat
SALT I mógł być nie podpisany w 1972 roku. I tak by było, gdyby nie tajne prace
ultrasekretnego kujbyszewskiego centrum w dziedzinie obserwacji satelitarnych
powierzchni Ziemi. Kiedy na biurko ministra obrony ZSRR, a potem samego
genseka, położono dokładne zdjęcia amerykańskich stanowisk startowych rakiet Titan
i Minuteman,
tajnych lotnisk strategicznych bombowców, baz morskich z rakietowymi okrętami
podwodnymi, wykonane przez nasze satelity zwiadowcze, dla radzieckich
przywódców stały się one lepszym argumentem dla SALT I.
Te zdjęcia o niesłychanej jak na owe czasy jakości, i
to faktycznie uchroniły świat przed zagrożeniem jądrowym konfliktem, którego
następstwa byłyby katastroficzne dla całej Ludzkości. Znany dziennikarz i
pisarz Jarosław Gołowanow w swych publikacjach odniósł się do tej sytuacji tak:
- Dimitrij Ilicz Kozłow został, wedle oceny swej pracy,
wszechświatowym twórcą pokoju… Satelity Kozłowa tworzą „nadzwyczaj
problematyczną” III Wojnę Światową… on wypełnił wielkie – nie techniczne, ale
polityczne zadanie…
W góry
lepiej widać
A wszystko zaczęło się jeszcze w latach 50-tych, kiedy
radzieckiemu wywiadowi wpadły w ręce informacje o pracach amerykańskich
uczonych z NASA nad kosmicznym satelitą szpiegowskim. Kierownictwo ZSRR już
wtedy zdawało sobie sprawę z tego co będzie, kiedy CIA zacznie dostawać z
kosmosu zdjęcia najbardziej ukrytych zakątków terytorium naszego kraju.
Przecież nawet kamery fotograficzne zamontowane w samolotach zwiadowczych U-2
z wysokości 20-22 km doskonale obfotografowywały Semipałatyński Poligon Atomowy
oraz nasze fabryki broni A i C oraz kosmodrom Tiuratam (ówczesny Bajkonur) oraz
inne podobnie sekretne obiekty. No to co mówić o kosmicznym fotozwiadowcy,
który z wysokości 200 km mógłby zobaczyć połowę europejskiej części ZSRR?
Na te amerykańskie prace należała się szybka i
adekwatna reakcja. Praktyczna praca radzieckich aparatów zwiadowczych
rozpoczęła się dnia 17.III.1962 roku, kiedy na orbitę wokółziemską został
wystrzelony obiekt DS-2, który w radzieckiej prasie został nazwany Kosmos-1.
W krótkim czasie zostały wprowadzone na orbitę satelity Kosmos-2 i Kosmos-3.
Pierwsze trzy loty Kosmosów miały czysto testowy charakter i miały za zadanie
sprawdzić zmiany wprowadzone do rakiet nośnych, po niepowodzeniach w 1961 roku,
i kontrola wszystkich systemów (11.XII.1961 roku, start aparatu kosmicznego
zakończył się awarią III stopnia, a satelita został zniszczony – przyp. red.
„Tajn XX wieka”)
Pierwszy radziecki satelita, który stał się
autentycznym obserwatorem, został wprowadzony na orbitę 26.IV.1962 roku.
Wystrzelony tego dnia Zenit-2 wraz z blokiem E
był przygotowany w Kaliningradzie (teraz Korolew), a jego dwa pierwsze stopnie
jak u poprzednich, powstały w zakładzie Progress w Kujbyszewie. Oficjalnie
satelita ten otrzymał nazwę Kosmos-4.
Podstawową część swego zadania – sprawdzenie działania
kamer fotograficznych w warunkach przestrzeni kosmicznej – aparat wypełnił, ale
tym niemniej jego lot nie obył się bez przykrych problemów. Już wkrótce po
wejściu na orbitę dzięki ulotowi powietrza z butli doszło do niesprawności
systemów orientacji przestrzennej, z tego też powodu lądownik po trzech dobach
został spuszczony na Ziemię. I chociaż czas lotu Kosmosu-4 mijał w trybie
pracy, to udało się uzyskać wiele zdjęć powierzchni Ziemi o dużej
rozdzielczości, w tym terytoriów państw członków NATO.
Nasza
odpowiedź Ameryce
Przez wiele lat Dimitrij Ilicz Kozłow nie raz
opowiadał o wysokim poziomie technicznym naszych pierwszych fotozwiadowców.
- W Stanach Zjednoczonych – wspominał on – analogiczne aparaty orbitalne pojawiły się
dopiero po udanych startach naszych pierwszych Zenitów-2. Oczywiście, że Amerykanie bardzo szybko zrozumiali, że
radzieckie satelity fotografują z kosmosu ich ważniejsze obiekty obronne, i
dlatego zaczęli je dokładnie maskować. Ale ta „maskirowka” nie zawsze była
udana. Pamiętam, jak jeden z naszych obiektów pewnego razu odnotował
zadziwiający fakt: on złapał na film jak w jednym z rejonów USA z jednej
niepozornej góry wyleciał … samolot wojskowy. Okazało się, że w tym miejscu
Amerykanie zbudowali podziemne lotnisko, które z orbity widoczne nie było. Ale
startu samolotu nie udało się im ukryć, no i tym samym amerykański obiekt
wojskowy dzięki naszej technice zwiadowczej został wykryty i zlokalizowany.
A w środku lat 60-tych miało miejsce całkowicie niezwykłe
wydarzenie: do radzieckiego rządu zwrócili się przedstawiciele amerykańskiego
kierownictwa z prośbą o … sfotografowania z naszego satelity terytorium 8
stanów USA, co było im potrzebne do stworzenia dokładnych map geograficznych
tych obszarów. Jak mi potem powiedziano, prośbę tą spełniono, przekazano
zdjęcia o doskonałej jakości, za co Amerykanie zapłacili w walucie. A
Amerykanie poszli na taki krok dlatego, że w tym czasie u nich nie było takich
satelitów, które mogłyby robić z kosmosu takie zdjęcia powierzchni Ziemi z taką
ostrością.
W następne lata, w CSKB zostały opracowane i puszczone
do produkcji seryjnej różne typy aparatów kosmicznego zwiadu – cała rodzina Zenitów,
różne typy satelitów Jantar, Orlec i in. Już potem –
jak w tajemnicy opowiadali weterani kosmicznego wywiadu – te satelity z
wokółziemskiej orbity łatwo mogły odczytać np. numer limuzyny prezydenta USA.
Z okazji 20-lecia powstania CSKB za zasługi w rozwoju
specjalistycznej techniki dekretem Prezydium Rady Najwyższej ZSRR z 25.VII.1979
roku przedsiębiorstwo zostało odznaczone Orderem Lenina. Na mocy tego samego
dekretu za wybitne zasługi w zakresie stosowania technik specjalnych Dymitrij
Kozłow został odznaczony Orderem Lenina i Złotym Medalem Sierpa i Młota.
Pierwszątaka nagrodę otrzymał on jeszcze w 1961 roku po locie Jurija Gagarina.
A po drugiej „gwiazdeczce” w ojczyźnie Kozłowa – mieście Tichorieckie,
Krasnodarskiego Kraju – odsłonięto jego brązowe popiersie.
Dwukrotny Bohater Pracy Socjalistycznej Dimitrij Ilicz
Kozłow zmarł w wieku 89 lat i 6 miesięcy. Zmarł w Samarze w dniu 7.III.2009
roku i został pochowany z honorami na miejskim cmentarzu. Na jego pogrzeb
przybyło dziesiątki tysięcy ludzi, pracujący i służący w zakładzie Progress i CSKB
– tych placówek, w których pracował on przez pół wieku.
Źródło – „Siekrietnyje archiwy”, nr 11/2018, ss. 10-11
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz