Syreny na dawnej mapie świata - jest to jeden z najczęstszych motywów ich zdobienia...
Tomáš Chalupa
Relacje o Syrenach
Ludzkość zna od zawsze. Pisał o nich Homer i Hans Christian Andersen. Widzieli ich żeglarze i marynarze, podróżnicy i awanturnicy. Miedzy
nimi byli ci najsławniejsi: Henry Hudson,
John Smith i także sam Krzysztof Kolumb.
Henry Hudson wsławił
się tym, że jako pierwszy przepłynął rzekę do jej źródeł. Teraz rzeka ta nazywa
się Hudson River a zatoka Hudson Bay. W czasie swego rejsu, którego dokonał w
1608 roku zapisał w dzienniku okrętowym, że niektórzy załoganci meldowali iż
obok statku płynęły Syreny. Według nich były to istoty obdarzone piersiami,
takimi jakie mają kobiety, ale kiedy zanurzały się pod wodę, widać było rybi
ogon.
Syrena z dzieła któregoś z XVII-wiecznych kosmografów
Podobne obserwacje
odnotował także John Smith, słynny kapitan, który pływał po wielu morzach
świata. W 1611 roku przepływał koło jednej z wysp Indii Wschodnich, i ujrzał w
morzu kobietę, która w nim pływała z nieopisaną gracją. Miała
długie, zielone włosy, które były dla niego „całkiem ładne”. Zaskakująco zdał
sobie sprawę, że kobieta była rybą od talii.
Nie
jest dziwnym także i to, że Krzysztof Kolumb nie uniknął spotkania z tymi
morskimi dziewczętami. Ujrzał on mianowicie aż trzy Syrenki płynące wspólnie.
Miało to miejsce w dniu 9.I.1493 roku u brzegów dzisiejszej Republiki
Dominikany. Według niego w przeciwieństwie do Smitha – Syrenki nie były nawet w
połowie takie piękne jak je opisywano…
Pytaniem
pozostaje nie to, czy Syrenki były piękne czy nie, ale to kim w rzeczywistości
one były. Specjaliści są zgodni co do tego, że słynni żeglarze widzieli wodne
zwierzę zwane manatem (Trichechus manatus).
Oczywiście nie mają one piersi ani zielonych włosów, ale kiedy migają w
morskich falach, to mogą żeglarzom, którzy od miesięcy nie widzieli kobiety,
przypominać Syrenę. Wszak żeglarze w portowych karczmach i tawernach słyszeli
opowieści i Syrenach, zaś o manatach morskie wilki raczej nie rozmawiały.
Ludzka fantazja stworzyła te wyimaginowane morskie kobiety, które przeżyły aż
do dni dzisiejszych.
Manat
W
izraelskim nabrzeżnym mieście Kiryat Yam dziesiątki świadków zgłosiło w 2009
roku obserwację Syreny pływającej w falach. Doszło tak daleko do tego, że
miejski urząd oferował pół miliona dolarów temu, kto sfotografuje Syrenę.
Pieniędzy tych, niestety, nikomu nie wypłacono do dziś dnia, bowiem nikt nie
zgłosił się ze zdjęciem...
Moje 3 grosze
A może właśnie dlatego, że ludzie przestali wierzyć
urzędom? Gdyby ktoś sfotografował Syrenę, to urzędy zrobiłyby wszystko, by nie
wypłacić tych pieniędzy, bowiem urzędy są od tego, by brały, a nie wypłacały.
To raz.
Po drugie – gdyby urzędy uznały prawdziwość tego
zdjęcia, to zostałby stworzony precedens: Syreny istnieją i kropka! - bowiem
urzędowo uznano by ich istnienie, ergo uznano je de facto i de iure. A
tego „prawdziwi” uczeni boją się jak diabeł święconej wody, bo musieliby zmieniać
podręczniki i anulować prace, w których udowadniali, że ich nie ma…
I wreszcie po trzecie – uznanie istnienia Syren stawia
nas w sytuacji, w której musielibyśmy wreszcie skonfrontować się z faktem
istnienia innych istot rozumnych na naszej planecie i to zamieszkujących niemal
¾ jej powierzchni! A to byłby bardzo poważny problem dla filozofów, biologów,
etnologów, etyków, polityków, wojskowych, a nade wszystko prawników, którzy
musieliby dostosować nasze prawa do faktu istnienia równoległej rozumnej rasy
we Wszechoceanie…
Jak więc widać z powyższego – przed nami jest cały
ocean… problemów, które musielibyśmy rozwiązywać już nie jako poszczególne
państwa czy bloki państw, ale jako Ludzkość. I nie byłoby to łatwe. Stąd
oczywistym jest, że jeżeli nie da się problemu rozwiązać, to trzeba go
zignorować – dokładnie tak, jak w przypadku problemu istnienia UFO i innych
dziwnych rzeczy z tego i nie z tego świata.
Źródło - Extrastory - http://extrastory.cz/tri-slavni-moreplavci-historie-hlasili-ze-v-oceanu-spatrili-morske-panny.html?fbclid=IwAR38MRIX8zcUeNZ6e06_6O272F2R78hWxqjBaDKY6Zzws914U7M3P8FAs_M
Przekład z czeskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz