Walerij Safronow
Czy istnieje życie po śmierci? Religia
na to pytanie odpowiada twierdząco, oficjalna nauka – przecząco. Kto ma rację,
kto nie – oto pytanie! – wszak z Tamtego Świata, jak to się powiada, nikt jeszcze
nie wrócił. Tym niemniej stamtąd przychodzą wieści, np. przy użyciu pisma
automatycznego, kiedy to człowiek pomimo swej woli zapisuje na papierze różne
informacje, która bierze się sama z siebie. I co to są za „posłania z Tamtego
Świata”?
Dwoma
rękami
W drugiej połowie XIX wieku przez
kontynent europejski przeleciała sława Amerykanki Elizabeth Hope, bardziej znanej pod pseudonimem Madame d’Esperanza. Medium i
jasnowidka, wróżka i przepowiadaczka przyszłości najbardziej zdumiewała
publiczność swymi psychograficznymi możliwościami. Madame d’Esperanza mogła
zajmować się pismem automatycznym i pisać jednocześnie obydwoma rękami, w
zupełnej ciemności zapisywała napływające skądinąd teksty w różnych językach,
rysowała także dokładne portrety nieznanych jej ludzi. Pracowali z nią znani
uczeni, w tym niemiecki prof. Friedrich
Zolner i prof. Barcas z
Newcastle. Oni twierdzili, że otrzymywali od Hope dokładne odpowiedzi na różne
pytania z historii, anatomii i sztuki.
Na
głos wyższej siły
W literaturze światowej znajduje
się niemało pisarzy i poetów, którzy tworzyli swe dzieła pod myślowe dyktando
albo w stanie jakiegoś ekstatycznego transu. Tak angielski poeta William Blake przyznał się pewnego
razu, że swe poematy „Milton” i „Jeruzalem” napisał pod dyktando z jakiegoś
innego świata. Założycielce Towarzystwa Teozoficznego – Jelenie Bławatskiej – podyktowano z góry jej założycielską i
całkiem obszerną pracę „Sekretna doktryna”. Według jej słów, teksty te
„naszeptali” jej mahatmowie - wielcy indyjscy nauczyciele. Za pośrednictwem
pisma automatycznego otrzymywali wskazówki Emmanuel
Svedenborg i Jelena Roerich. Sam
Albert Einstein twierdził, że także
posługiwał się tą mistyczną metodą – sic!
W
transie
Jeden z najbardziej jaskrawych
przykładów pisma automatycznego jest związany z amerykańskim pisarzem Morganem Robertsonem. Większą część
życia spędził na żegludze morskiej, a potem osiadł w Nowym Jorku. Jego
opowiadania marynistyczne cieszyły się u czytelników wielka popularnością. Pewnego razu przyznał się reporterowi, że
został pisarzem całkiem zwyczajnie. Tak to w czasie rejsów, kiedy nie mógł
spać, wziął blok i zaczął pisać list do domu. A następnego dnia obudziwszy się,
ze zdumieniem odkrył, że zamiast listu napisał opowiadanie o statku, który
wpadł w sztorm. Jak to się stało, tego Robertson nie pamiętał.
Potem, już jako znany pisarz,
siadał za maszyną do pisania nie mając najmniejszego pomysłu na to, co chciałby
napisać. Po prostu siedział położywszy dłonie na klawiaturę. Mijały godziny, po
których Morgan pogrążał się w trans, nastrajając się na określoną falę i
zaczynał klepać w klawisze absolutnie nie wiedząc, o czym będzie jego nowe
opowiadanie.[1]
Zadziwiające jest to, że na 14
lat przed katastrofą Titanica, Morgan Robertson
opublikował opowiadanie „Zagłada Tytana”[2]
o ogromnym, przepięknym liniowcu, który zatonął wskutek zderzenia z górą
lodową. W nim w detalach opisał to, to rzeczywiście zdarzyło się ze słynnym
parowcem RMS Titanic w 1912 roku, i nawet dokładnie przewidział liczbę
pasażerów na tym statku – 3000 ludzi. Jak to się stało, tego Robertson wyjaśnić
nie mógł.
Posłania
od mnichów
W 1907 roku angielski archeolog i
psychotronik Frederick Bligh-Bond
postanowił rozkopać ruiny opactwa w Glastonbury w Wk. Brytanii. Wedle podań, to
tam właśnie został pochowany legendarny król Artur i jego ukochana Ginevra.
Glastonbury Abbey zostało zburzone przez króla Henryka VIII, który był zajadłym przeciwnikiem Kościoła
katolickiego, dlatego główna trudność polegała na tym, że archeolog nie miał
punktu początkowego dla prac wykopaliskowych, a bez tego rozpoczynanie robót
ziemnych nie miało jakiegokolwiek sensu. Poszukiwania z starych archiwach
niczego nie dały. I wtedy Bligh-Bond zdecydował zaprosić do poszukiwań swego
starego przyjaciela – kpt. Bartletta,
który twierdził, że może on przyjmować wskazówki przy pomocy pisma
automatycznego.
W czasie pierwszego seansu ołówek
psychografa napisał jedyną, nierówną linijkę: Wszelka wiedza jest wieczna i dostępna szczerym wysiłkom
umysłu.
Ale potem posłania z Tamtego Świata posypały się jak z rogu obfitości.
Posiłkując się danymi medium, robotnicy Bligh-Bonda szybko rozkopali ruiny
dawnych budowli opactwa i innych im towarzyszących.
W ciągu 10 lat, póki trwały
wykopaliska, Bligh-Bond i Bartlett za pomocą pisma automatycznego otrzymali
setki wiadomości od nieznanych korespondentów. Przede wszystkim zdumiewała
dokładność, z którą opisano różne budowle, literalnie co do cala.
Oczywiście, że w czasie trwania
tak długiej „współpracy”, Bligh-Bond i Bartlett nie mogli nie zainteresować
się, kto też dzieli się z nimi wyczerpującymi danymi. W odpowiedzi ołówek
napisał, że odpowiadają mnisi zamieszkali w opactwie od dnia jego założenia.
W 1933 roku, Frederick Bligh-Bond
wydał książkę „Wrota pamięci”, w której zacytował on te posłania z Tamtego
Świata, które były całkowicie potwierdzone przy wykopaliskach.
Mamy
kontakt!
Psychotronicy twierdzą, że
psychografowie otrzymują swe informacje z noosfery, albo innymi słowy z ψ-oceanu
czyli globalnego pola informacyjnego.[3]
Ale jakbyśmy to nie nazwali, to wiadomo, że chodzi o jedno i to samo: o bank
danych, gdzie zebrano wszystko, co się wydarzyło w obecności Ziemian. I właśnie
stamtąd można czerpać wszelkie informacje. Wszak w globalnym polu informacyjnym
znajdują się świadectwa o wszystkim, co było w Przeszłości na naszej planecie,
dzieje się teraz i stanie się w Przyszłości i być może w całym bezkresnym
Wszechświecie.
Aktualnie wielu parapsychologów
skłania się do myśli, że u każdego człowieka jak u każdego biologicznego
systemu jest energoinformacyjny sobowtór. Powstaje on w chwili jego narodzin w
rodzaju swoistej matrycy komputerowej, która zabezpiecza prawidłowe funkcjonowanie
swego biologicznego przedmiotu. A do tego, by zabezpieczyć człowieka, tenże
sobowtór powinien istnieć niezależnie od swego biologicznego systemu, tzn. nie
znajduje się w środku, ale poza jego ciałem fizycznym. Ponadto ów
energoinformacyjny sobowtór, czy jak to nazywają jeszcze - energetyczna esencja
nie ginie w chwili śmierci naszego ciała fizycznego, pozostając wciąż aktywnym
przedmiotem.
Z punktu widzenia religii, to
jest nic innego jak dusza. Oczywiście o żadnym Raju czy Piekle jako o miejscu
jej przebywania nie ma co mówić. Znajduje się ona w tym informacyjnym polu i
jest jedną niezliczonej liczby komórek tego banku danych. W czasie życia
człowieka do takiego energetycznego sobowtóra nieprzerwanie płyną dane o
wszystkim, co doświadcza jego „podopieczny” w otaczającym go świecie. Dane te
tworzą bezbrzeżne morze informacji, które tworzy globalne pole, skąd trafiają
one do psychogramów.
Jeżeli ten nasz sobowtór istnieje
wiecznie, to można założyć, że po śmierci ciała jest on w stanie ustanowić informacyjny
kontakt z innymi żywymi ludźmi. Do tego wirtualni korespondenci maja zwyczaj
występować incognito, jakby dając do
zrozumienia, że jest im dokładnie wszystko jedno, co pomyślą o nich ludzie.
Słaba
ochrona
A co się dzieje z „osieroconymi”
duszami posyłającymi wiadomości bez odpowiedzi w nasz świat, dlaczego
psychogramy wysyłane są do nich albo innych konkretnych ludzi? Odpowiedzią jest
najnowsze odkrycie biofizyków i neurofizjologów. Nie wdając się w detale, sens
tego odkrycia kryje się w tym, że nasz mózg sam z siebie ekranuje się od
zewnętrznych promieniowań elektromagnetycznych, w tym także od fal
napływających od globalnego pola, inaczej by zginął od nadmiaru informacji.[4]
Jednakże niektórzy ludzie mają osłabioną tą ochronę – od czasu do czasu albo
stale i dlatego przyjmują oni psychogramy, których autorami są wirtualne
sobowtóry z Tamtego Świata. Staje się to dla nich jasne, kiedy te posłania ktoś
„przeczyta”, i oni wciąż i wciąż kierują je do takich adresatów.
Przy
pomocy pośrednika
W światowych mediach co jakiś
czas pojawiają się doniesienia, mówiące wprost o tym, że niektórym indywiduom
udaje się nawiązywać kontakt z kosmicznymi strukturami informacyjnymi. Znany
rosyjski psychotronik W.I. Safonow
spotykał się ze znaną bułgarska jasnowidką Wangą
i potwierdził jej możliwości podłączania się do komórki pola informacyjnego
dowolnego indywiduum poprzez przedmiot, który miał on w rękach. Podczas tego
wzywała ona swego rodzaju pośrednika z bliskich tego człowieka (on mógł być
żywym i mógł znajdować się w innym świecie), który odpowiadał na jej wszystkie
pytania, w tym o wydarzenia z przeszłych lat. Sam W.I. Safonow stworzył w swym
stworzeniu „sobowtóra” człowieka, jego „polowego fantoma”, który stał się dla
niego źródłem informacji poprzez „pole znaczeniowe”, gdzie znajduje się jego
personalna komórka. Można przypuszczać, że w niedalekiej przyszłości zostanie
zrobiona specjalna aparatura, która pozwoli odnotowywać intelektualne
promieniowanie ludzi i łatwo nawiązywać łączność z informacyjną skarbnicą
planety Ziemia.
Moje 3 grosze
Kiedy przekładałem
ten artykuł, to przypomniała mi się książka sir Brinsleya le Poer-Trencha „Operacja Ziemia”, w której pisze on o
skorupie astralnej (nazywając ją an auric
envelope) i o tym, że jest ona przede wszystkim źródłem z którego do
naszego świata przylatują UFO. Pisze on tak:
Ogromna większość NOL-i pojawiających się w naszej atmosferze
jest niewyczuwalna naszymi zmysłami i ma swe pochodzenie z niewidzialnej „aury”
otaczającej naszą planetę. Zgodnie z informacją z książki T. Jamesa pt. „They Live in the Sky” – „aura” ta rozciąga się na
200.000 km od powierzchni Ziemi. Jessup
dodaje, że NOL-e operują tylko w systemie planety podwójnej Ziemia – Księżyc i
przybywają z „przestrzennych wysp” tego obszaru. Wynika z tego, że NOL-e nie
mogą opuścić tej przestrzeni, leżącej poniżej owego granicznego dystansu
200.000 km, tj. poza skorupą astralną naszej planety. Obaj autorzy są zgodni,
co do tego, że ta skorupa astralna jest źródłem NOL-i.
Mistycy przez stulecia twierdzili i nadal twierdzą, że każdy
przedmiot – obojętnie, żywy czy martwy – ma swego rodzaju otoczkę auryczną,
czemu już nie zaprzecza oficjalna nauka. W tej aurze są odzwierciedlone
wszelkie cechy przedmiotu lub osoby. Aura nie kłamie! Mówi się, że oczy są
zwierciadłem duszy, ale tak naprawdę, to jest nią aura. Wyobraźmy sobie, jak
ciemną jest aura naszej planety!!!... I raczej trudno byłoby sobie wyobrazić
piękne i eteryczne istoty zanurzone w niej...
Ivan T. Sanderson – znany biolog – w swej książce pt. „Uninvited Visitors”
omawiał zdjęcia Jamesa. Twierdzi on, że najwięksi eksperci nie mogli zarzucić
mu fałszerstwa. Zgodnie z informacjami Jamesa – mieszkańcy skorupy astralnej są
bardziej rozwinięci technologicznie, ale ich poziom etyczno-moralny jest niższy
od naszego. Potrafią Oni posługiwać się za to w wyższym stopniu zjawiskami typu
psi. Wyglądałoby zatem na to, że Oni nie mogą zaatakować nas otwarcie,
przynajmniej jeszcze nie teraz. Powyższe tłumaczy także niewyjaśnione
zaginięcia i porwania ludzi, statków i samolotów.
Mamy na to wiele dowodów, m.in. 5 grudnia 1945 roku, piątka
samolotów TBM Grumman Avanger z bazy lotniczej US Navy w Forcie
Lauderdale, FL, wyleciało na rutynowy lot szkoleniowy na trasie 160 mil na
wschód od Wysp Bahama, potem 40 mil na północ i powrót do bazy. O godzinie
15:45, dowódca lotu – por. pil. Charles
Taylor podał przez radio, że nie jest pewny swej pozycji, co było o tyle
dziwne, bo wszystkie kompasy były sprawne przed startem. W 40 minut później
następna wiadomość dotarła do bazy od zagubionych nad oceanem samolotów. Piloci
wciąż szukali kursu do bazy. Wysłano więc załadowanego sprzętem ratunkowym PBY
Martin-Marinera w celu sprowadzenia do bazy Avangerów lub uratowania
ich załóg. Wysłano po pewnym czasie wezwania radiowe do wszystkich, ale nie
otrzymano żadnej odpowiedzi, ani od zaginionej piątki Avangerów, ani od Martina-Marinera...
Potem 20 okrętów i 200 samolotów czesały ocean do oporu. Bez żadnego śladu, bez
żadnego znaku – nic! Żadna radiostacja nie odebrała sygnału MAYFAIR czy MAYDAY
albo SOS. W tym ekstremalnie dziwnym wydarzeniu zginęło bez śladu 6 maszyn i
kilkanaście osób. A przecież wszyscy mieli kamizelki ratunkowe maewestki, i w krótkim czasie mogli
wydostać się z tonących samolotów.
Jak nam wiadomo, NOL-e mogą wpływać na pracę radia, kompasów i
silników. Wygląda na to, że samoloty unieruchomiono w powietrzu, a następnie
wciągnięto na pokład „statku-matki” przy użyciu pól siłowych czy strumienia
promieniowania. Brzmi to wszystko fantastycznie, ale nie ma żadnego innego
logicznego wytłumaczenia tego incydentu, a przecież jest jeszcze więcej relacji
o porwaniach samolotów lub niewyjaśnionych ich zniknięciach właśnie w podobnych
okolicznościach, jak w przypadku „Lotu 19”. Jest sprawą wysoce dyskusyjną, czy
samoloty te zostały porwane przez NOL-a, w celu nawiązania z ludźmi przyjaznego
kontaktu. Trzeba bowiem pamiętać o tym, że ludzi zmuszano do wejścia na pokład
NOL-i i tam poddawano badaniom wbrew ich woli. Poza tym jest więcej przykładów
działania „wrogich” NOL-i.
Jednym z nich jest incydent, który wydarzył się w listopadzie
1957 roku w miejscowości Itapu w Brazylii. W tę listopadową noc, szczytową
część fortyfikacji patrolowało dwóch żołnierzy. NOL pojawił się nagle i zawisł
nad jedną z wież. I naraz z obiektu wystrzelił promień światła, uderzając falą
żaru w obu wartowników, którzy poczuli, że pala się na nich mundury. Znany
ufolog brazylijski dr Olavo Fontés
wysunął na tej podstawie hipotezę, że był to atak strumieniem ultradźwięków.
Światło rozjaśniło na moment resztę fortecy wywołując panikę, a później zgasło.
Wtedy kilku żołnierzy mogło dostrzec błyski pomarańczowego światła, które
ulatywały z ogromną prędkością. Wartownicy mocno poparzeni zostali zabrani do
szpitala, a następnego dnia otrzymali oni rozkaz zabraniający im jakichkolwiek
rozmów na temat tego wydarzenia!
Incydenty te są spowodowane przez nasze wybuchy nuklearne.
Istoty zamieszkujące skorupę astralną obawiają się naruszenia równowagi obydwu
continuów materii. W samej rzeczy nasze testy jądrowe i termojądrowe
przyciągają Ich uwagę bardziej, niż inne obszary naszej działalności lub
badania przestrzeni kosmicznej poza Układem Słonecznym. Dlatego też Oni tak
często patrolują naszą atmo- i hydrosferę. W wielu historiach opowiadanych
przez kontaktowców pojawia się i namolnie powraca pytanie: Czemu wy wciąż używacie tych bomb?
Bieg wydarzeń sprawia, że w tej chwili, kiedy piszę te słowa,
Argentyna znajduje się w przededniu wielkiej inwazji NOL-i, a swój osąd opieram
na korespondencji nadchodzącej z tego kraju. Jednakże były wydawca „BUFORA
Journal” – dr J. Cleary-Baker ma
odmienny pogląd na tę sprawę, i tutaj pozwolę sobie zacytować jego myśli:
Żywię wątpliwości, czy
interwencja (albo inwazja) będzie miała postać masowego lądowania wielkiej
armady NOL-i, wyposażonych w >>promienie śmierci<< i inne ponure
piekielności rodem z >>Wojny światów<< H. G. Wellsa. Raczej należy spodziewać się intensyfikacji wojny
psychologicznej, wzrostu nacisku na umysły i świadomość mas ludzkich w
celu u w s t e c z n i e n i a Ludzkości.
Krótko mówiąc możliwe jest, że
Istoty zamieszkujące naszą aurę planetarną – lub jak kto woli skorupę astralną
– planują zniszczenie nas, ale nie poprzez siłę fizyczną, lecz mentalnie –
poprzez wyzwolenie w nas wszelkich negatywnych cech naszego ID.
Wielu ufologów jest zdania, że Istoty te są już na Ziemi i
bazują w jakichś odległych, a niezbadanych i bezludnych rejonach globu, jak np.
Mato Grosso w Brazylii, czy w Himalajach. Istnieje także inna szkoła, której
zwolennicy wskazują na niezbadane dotąd obszary Arktyki i Antarktyki. Wiele
faktów obserwacji NOL-i stwierdzono właśnie na kontynencie Antarktydy. Kilka
lat temu, kmdr Augusto Vars-Orrego z
chilijskiej marynarki wojennej przebywał ze swą eskadrą na wodach Antarktydy.
Naraz pojawiło się kilka NOL-i, które okrążyły jego okręty, a następnie
poleciały w kierunku kontynentu. Wykonano wiele zdjęć tych obiektów.
A teraz zreferuję teorię, którą konserwatyści traktują podobnie,
jak teorię skorupy astralnej. Zacznę od tego, że kilka lat temu napisałem w FSR,
że problem NOL-i jest ogromny, a napisałem to wiążąc ze sobą NOL-e i
parapsychologię wraz z szeregiem niewyjaśnionych dotąd zjawisk. Nie jest
dobrze, gdy problemy te rozpatrujemy li tylko z wąskiego punktu widzenia tzw.
współczesnej nauki. Istoty, które przybywają do nas na pokładach Latających
Talerzy, będące już to Kosmitami, już to Istotami niewiele od nas biologicznie
zróżnicowanymi, doskonale wiedzą o tym, że jesteśmy ograniczeni naszą wiedzą i
jej możliwościami.
Istnieje zatem alternatywna – do teorii skorupy astralnej –
możliwość, że Ziemia przypomina ni mniej, ni więcej, tylko pusty w środku
orzech z czasowo otwierającymi się przejściami do jej wnętrza w rejonie
Biegunów (!!!) oraz to, że wnętrze Ziemi zamieszkuje jakaś podziemna rasa...
Wielu pisarzy-fantastów użyło tej koncepcji jako kanwy dzieł
beletrystycznych i naukowych, jak np. Bulver
Lytton w książce pt. „The Coming Race”, (Oxford 1871). Pisarz William Reed ukończył swą powieść „The
Phantom of the Poles”, (Nowy Jork 1906), w chwili, kiedy Marshall B. Gardner napisał swoją „A Journey to the Earth’s
Interior”, wydaną w Chicago, IL, 1920 (II wydanie), nie mówiąc już o Julesie Verne i jego kultowej powieści
„La Voyage au la centre de la Terre” czy „Plutonii” I. Obruczewa. Także słynny twórca postaci Tarzana Edgar Rice Borroughs opisał królestwo
Pellucidaru leżące we wnętrzu naszej planety... Współczesnymi obrońcami tej
Teorii Pustej Ziemi są Raymond Bernard
– autor książki pt. „The Hollow Earth”, (Nowy Jork 1969), i amerykański
publicysta Raymond A. Palmer, który w
magazynie „Flying Saucers” wyciągnął na światło dzienne pewien fakt z
transarktycznego lotu adm. Byrda i Duffeka. Otóż w pewnym momencie adm.
Byrd oświadczył: Widziałem ten ląd! Ten
ląd na Biegunie! Ten kraj jest centrum wielkiego nieznanego!... Zgodnie z
relacją Byrda i jego towarzyszy, a podaną przez Palmera, ci – którzy przebywali
na pokładzie jego samolotu – przeżyli coś zdumiewającego, a mianowicie widzieli
oni: Wolny od lodów ląd, jeziora i góry, które pokrywały drzewa i monstrualne
zwierzęta. Obserwację tą przekazali drogą radiową do bazy. Zgodnie z naszą
wiedzą drzewa nie porastają północnej Alaski, Syberii i Kanady, tak więc adm.
Byrd nie mógł ich widzieć na terenach, nad którymi przelatywał. (Później okazało
się, że była to bajeczka mająca na celu zainteresowanie szerokiej publiczności
badaniem obu Biegunów.)
13 stycznia 1956 roku, samolot US Navy przeleciał 3.700 km ponad
Arktyką, gdzie zaobserwował podobny fenomen. Palmer jest zdania, że Ziemia jest
pustym orzechem otoczonym pasami Van Allena – Wiernowa, a loty tych samolotów
odkryły wejścia do wnętrza Ziemi na obu jej Biegunach, gdzie te pasy nie
występują.
Co można zrobić z tą teorią? We „Flying Saucers Story” idea
Pustej Ziemi została w zasadzie odrzucona, jako zbyt nieprawdopodobna i trudna
do akceptacji. Jednakże nie można odrzucić jej całkowicie, jest ona bowiem
prawdopodobna, jak każda inna.
Jak więc należy rozumieć wypowiedź Alberta Bendera po uciszeniu go przez trzech Ludzi w Czerni, która
brzmiała właśnie tak: Zabrnąłem w
fantazję i otrzymałem odpowiedź... -
a jednak NOL-e z wnętrza Ziemi, to fantastyka. Bender i jego grupa byli
przekonani co do tego, że NOL-e są czymś realnym i przybywają one do nas z
głębokiego Kosmosu. Ale musimy też pamiętać, że Bender, Jarrold i Fulton
opracowali teorię powiązań ufozjawiska z Antarktydą. Być może odpowiedź, jaką
otrzymał Bender była odpowiedzią ultymatywną i dotyczyła właśnie wnętrza
Ziemi?... Nie znamy jej, i tylko Bender mógł ją podać. Ale jego książka wydana
parę lat temu zbija nas z tropu i niczego nie wnosi do sprawy.
Z drugiej zaś strony, hipoteza o Istotach zamieszkujących
skorupę astralną jest równie fantastyczna. Na dobrą sprawę nie mamy żadnego
przekonywującego dowodu na potwierdzenie lub zanegowanie obu tych hipotez. Taki
pogląd głosi większość ufologów, jak np. Gordon
Creighton, dr J. Cleary-Baker (BUFORA),
John A. Keel, Jerome Clark, Lucius Farish
i inni. A teraz popatrzmy na to z nieco innej perspektywy.
Charles Fort – zbieracz kamieni, ryb, żab i innych spadających z nieba
przedmiotów i istot żywych, a także zdjęć obiektów, które my określamy mianem
NOL-i, wypowiedział onegdaj pewne znaczące zdanie: My tu jesteśmy tylko
rekwizytami... Możliwe, że tak właśnie jest w rzeczywistości. Wszak pisałem w
poprzednich rozdziałach, że to bogowie stworzyli istoty rozumne do własnych
celów. Być może wciąż trwa „wojna w niebie”, a nasze umysły są negatywnymi
śladami porażek i zwycięstw Niebian. Wszak wiadomo, że istnieje dualność umysłu
ludzkiego, której przejawami jest rozróżnianie: dobro – zło, noc – dzień, czerń
– biel, i wreszcie ego i ID. Możliwe, że zdegenerowanymi Istotami z
niewidzialnych przestrzeni są właśnie MiB, których działalność ma na celu
przejęcie kontroli nad mentalnością Ludzkości. Czy tak należałoby tłumaczyć ich
działalność?
Ufolodzy przypuszczają, że Oni są wśród nas, a Ziemia jest sceną
gigantycznej konfrontacji Dobra i Zła. Musimy więc nabyć wiedzę o tym, jak
chronić nasze człowieczeństwo utrzymując równowagę psychiczną i fizyczną. To
jest najlepsza forma obrony w tych złych czasach. Jeżeli to zrobimy, wtedy
Ludzie w Czerni nigdy nie przejmą nad nami władzy. Tak będzie!...
Tyle sir Brinsley.
To też jest jakieś wyjaśnienie, ale czy na pewno? UFO widziano na Księżycu i
Marsie, zatem dalej niż te 200.000 km od Ziemi, bowiem Księżyc jest odległy
średnio o 384.400 km, a Mars o 56.000.000 km.
Poza tym, czy
skorupa astralna byłaby w stanie pomieścić wszystkie informacje zebrane przez
4,5 mld lat istnienia Ziemi? Bo od razu rodzi się pytanie: co jest nośnikiem
tej ilości energii – próżnia kosmiczna? Atmosfera? Jeżeli atmosfera, to która
jej warstwa? itd. itp. I jak dotąd nie ma na nie odpowiedzi.
I długo nie będzie.
Komentarz Czytelnika
Bardzo interesujący
materiał. A także równie lub nawet bardziej - komentarz tłumacza. We
współczesnej filmografii dużo jest o tym. A św. Paweł pisał przecież o Mocach,
Tronach etc. - złożonych hierarchiach, tych, których nie sposób dostrzec.
W kontekście tego
uśmiechnąć mi się przyszło ostatnio po przeczytaniu koncepcji jednego z
uczonych, że Kosmici byli na Ziemi, ale jakieś 5 mln temu - może i tak. A, że
dopiero za jakiś czas powrócą ponownie. Może i tak.
Tyle, że całkiem
niedaleko- ,,za lasem, za rzeką" możemy mieć Od Zawsze Swoich Sąsiadów -
Panów ? Sprzymierzeńców ? Nadzorców ? Istoty dla, których jesteśmy: ważni,
nieważni, potrzebni, zbędni. A może w różnych proporcjach po trochę.
I niekoniecznie muszą
być z takiej samej ,,twardej" materii jak my. Albo jeśli nawet - to nie
białkowo-węglowej. A na przykład krzemowej. Stąd dłuższe życie, inna
mentalność, moralność, etyka,
Błękitna Krew i
błękitny odcień skóry etc, etc itp. (Tadeusz
Filar)
Źródło: „Siekriety i archiwy” nr
1/2019, ss. 16-18
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz
[1]
Podobnie pisali także m.in. Robert Edwin
Howard i Howard Phillips Lovecraft
– mistrzowie powieści grozy i fantasy.
[2]
W oryginale „Futility” – „Próżność”, choć w zasadzie bardziej na miejscu byłoby
tu słowo „marność” czy „daremność”...
[3] Zwana
także skorupą astralną, auryczną kopertą czy kroniką akaśną.
[4]
Efekty te opisał Jacek Sawaszkiewicz
w swej tetralogii „Kronika Akaszy” (Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1981-1986).