Pamiętam, jak w latach 70.
obejrzałem w TV film grozy o jakiejś mumii egipskiej, która ożywiona magiczną
siłą powstała z martwych i do pełnego zmartwychwstania potrzebne jej były
kanopy z organami wewnętrznymi. Coś podobnego ukazali potem twórcy filmów
„Mumia” i Powrót mumii”. We wszystkich tych filmach, kluczowymi okazały się być
kanopy zawierające zmumifikowane organy wewnętrzne zmumifikowanych ludzi.
Czym były kanopy? Kanopy (także
wazy lub urny kanopskie) – w starożytnym Egipcie rytualne naczynia, w których
umieszczano wnętrzności, wyjęte z ciała przed mumifikacją i zakonserwowane.
Nazwa pochodzi od greckiej nazwy
starożytnego egipskiego miasta Kanopos (Kánōbos) w Delcie, w okolicach dzisiejszej
Aleksandrii, w którym odnaleziono te naczynia po raz pierwszy. Zwykle wykonane
były z alabastru lub gliny, spotyka się również naczynia drewniane, kamienne i
fajansowe. Zawsze występowały w liczbie czterech.
Gliniane kanopy znane są już z
okresu Starego Państwa. Początkowo zamykane były płaskimi pokrywami, na
początku Nowego Państwa nakrywkami wyobrażającymi głowę zmarłej osoby (lub
głowy Synów Horusa w postaci
ludzkiej – według innej wersji), a w Epoce Późnej zaczęto je przyozdabiać
głowami Synów Horusa w postaci zwierzęcej: Imseta
(głowa ludzka – dla wątroby), Hapiego
(głowa pawiana – dla płuc), Kebehsenufa
(głowa sokoła – dla jelit) i Duamutefa
(głowa psa podobnego do szakala – dla żołądka). Każdy z geniuszy opiekuńczych
zmarłego był z kolei pod ochroną bogiń opiekuńczych: Izyda strzegła wątroby, Neftyda
– płuc, Neit – żołądka, a Selkit – jelit.
Egipskie kanopy
Kanopy zwykle umieszczane były w
specjalnie na ten cel wykonywanej skrzyni-kaplicy, na ścianach której
umieszczano rzeźbione wizerunki bogiń opiekuńczych. Pozy bogiń, ich kolejność
oraz przyporządkowanie do kierunków świata, ściśle określały święte teksty.
Etruska urna kanopijska
Później nazwę tę stosowano także
dla etruskich urn z nakryciem
wyobrażającym głowę ludzką.
Zmarłego mumifikowano i wkładano
do trumny, a trumnę do sarkofagu, zaś kanopy kładziono obok.
Starożytny Egipt przyciąga nas swoją
tajemniczością i bogactwem. Jego mieszkańcy od samego początku przykładali
ogromną uwagę do tego, żeby po śmierci nie rozpłynąć się zwyczajnie w
powietrzu. To właśnie dlatego przez cały czas trwanie tej starożytnej
cywilizacji udoskonalali sposoby na zachowanie w jak najlepszym stanie ciała po
śmierci. Mumie – jak i dlaczego je robiono?
Już od najdawniejszych czasów w
Egipcie powszechne było przekonanie o tym, że na ludzi czeka życie w pośmiertnej
wiecznej krainie. Co więcej, aby się tam dostać, nie wolno było dopuścić do
uszkodzenia ciała zmarłego. Wiara ta doprowadziła do tego, że starożytni
Egipcjanie niezwykle dużo energii poświęcali na ciągłe udoskonalanie metod
balsamowania zwłok.
To ciało w piasku wyschło!
Jaki wpływ na wprowadzenie tego
sposobu zachowywania zwłok miała obserwacja, że ciała osób zmarłych zakopanych
na pustyni wysychają, zamiast gnić? Czy kiedyś ktoś natrafił na takie zwłoki i
pomyślał sobie „Hej! To ciało w piasku wyschło!”? Według wierzeń pierwszej
mumifikacji dokonał bóg Anubis na
ciele zmarłego Ozyrysa.
Mumifikacja pojawiła się w
starożytnym Egipcie już w czasach II dynastii, czyli około 2800 roku p.n.e. i
stanowiła już wtedy ważny element obrządku pogrzebowego. Jednak to dopiero
około 200 lat później, w czasach IV dynastii, osiągnęła poziom, który nazwać
możemy „prawdziwą mumifikacją”.
W Średnim Państwie (około
2050-1710 p.n.e.) balsamowanie zwłok stawało się coraz bardziej popularne i
zaczęło się rozprzestrzeniać na większą skalę. Jednak sam proces mumifikacji
nie został doprowadzony jeszcze do perfekcji, a ciała z tego okresu nie
zachowały się zbyt dobrze. Metody jednak ciągle ulepszano i ostatecznie
starożytni Egipcjanie osiągnęli perfekcję w balsamowaniu ciał swoich zmarłych.
Boskie mumii początki. Według
wierzeń egipskich wynalazcą mumifikacji był bóg Anubis. Dokonał jej po raz
pierwszy, balsamując zwłoki boga Ozyrysa. Ta tradycja była tak silnie
zakorzeniona w umysłach Egipcjan, że przez cały okres, kiedy wykonywano
mumifikację zwłok, jeden z kapłanów nosił na głowie maskę szakala. Informacje
na temat przebiegu mumifikacji czerpiemy ze źródeł greckich. Z pomocą
przychodzą nam tu Herodot, Diodor, Plutarch i Porfiriusz.
Naszą wiedzę na ten temat uzupełniły badania m.in. mumii Ramzesa II, a także anonimowej mumii z Okresu Późnego, które
przeprowadzili naukowcy w 1986 roku. Podczas mumifikacji wnętrzności wyciągano
i umieszczano w urnach kanopskich
Co zatem trzeba było zrobić, aby
poprawnie zabalsamować ciało? Zabrać zmarłego do specjalnego domu nazywanego
domem oczyszczenia.
Wydobyć mózg. Według Herodota
robiono to przez nos za pomocą żelaznego haczyka, którym całość rozdrabniano, a
następnie wydobywano na zewnątrz. Współczesne badania sugerują jednak, że
zawartość czaszki wydobywano dzięki grawitacji poprzez umieszczony w niej pręt.
Zrobić krzemiennym nożem nacięcie
na prawym boku i po przerwaniu przepony, wyciągnąć na zewnątrz wszystkie
narządy. Organy poddać osobnemu balsamowaniu, a następnie umieścić w czterech urnach
zwanych kanopskimi. W ciele pozostawić jedynie serce i nerki.
Następnie ciało należało
„posolić”. Zajmował się tym specjalnie wykwalifikowany w tej dziedzinie taricheuta. Ciało umieszczano w natronie
(naturalna soda – Na2CO3 · 10H2O) i
pozostawiano na około 35 dni. Aby zniwelować czernienie skóry, nakładano na nią
hennę lub ochrę – odpowiednio czerwoną dla mężczyzn i żółtą dla kobiet. Otwór w
ciele wypełniano bandażami, a na samym przecięciu umieszczano plakietkę
poświęconą czterem synom Horusa.
Zwłoki należało teraz umyć i
oczyścić, a następnie owinąć bandażami. Krok ten przebiegał według ściśle
określonego rytuału i podzielony był na kilka następujących po sobie etapów. Na
początku ciało przykrywano płachtą i owijano lnianymi bandażami wszelkie członki.
Osobno zatem bandażowano palce czy fallusa. W następnym etapie przechodzono do
zawijania całego ciała. Pomiędzy kolejne zwoje wkładano amulety, klejnoty czy
płatki róż. Od czasów Nowego Państwa dodatkowo wkładano między zwoje święte
teksty. I tak np. między nogami zmarłego odnaleźć możemy „Księgę umarłych”.
Na samym końcu na twarz zmarłego
zakładano maskę pośmiertną. Maska ta ewoluowała i z czasem stała się rodzajem
planszy pokrywającej całe ciało.
Skoro ciało zmarłego zostało już
zabezpieczone przed zniszczeniem, należało teraz wyposażyć go w odpowiednie
sprzęty. Egipcjanie wierzyli bowiem, że na tamtym świecie będą prowadzić życie
podobne do tego na ziemi. Do grobu trzeba było zatem włożyć wszystko, co było
niezbędne do spokojnej i dostatniej egzystencji.
Złota maska faraona Tutenchamona
To właśnie dlatego, w grobach i
grobowcach odnajdujemy tyle przedmiotów codziennego użytku. Już w okresie
predynastycznym zmarłych chowano ze skromnymi ozdobami, naczyniami czy
paletkami do szminek. Zmarły potrzebował także jedzenia i napojów, najgorszym
bowiem losem było pozostanie bez nich w zaświatach. Musiałby on w takim wypadku
żywić się ekskrementami i pić urynę. Rodzina regularni przynosiła zatem swoim
bliskim jedzenie, napoje, kadzidła, a nawet ubrania. Najbardziej znaną maską
pośmiertną jest ta, która przykrywała zmumifikowaną głowę Tutanchamona.
Egipcjanie byli w tej kwestii tak
bardzo zapobiegliwi i przewidujący, że na wszelki wypadek umieszczali w
widocznym miejscu grobu inwokację do Ozyrysa. Po jej przeczytaniu na głos
ujawniać się miała magia słów, a bóg miał dzięki temu zmaterializować wszelkie
produkty niezbędne zmarłemu w zaświatach.
W starożytnym Egipcie proces
mumifikacji przeprowadzany był z największą starannością i dokładnością.
Potrzeba zachowania ciała była tak ważna, że w samym przebiegu balsamowania nie
było tutaj rozróżnienia na biednych i bogatych. To jedynie jakość bandaży,
bogactwo amuletów czy maski pośmiertnej, a także rodzaj i ilość darów grobowych
pozwalała na określenie, kto był ważniejszy, bogatszy czy biedniejszy.
Odnajdywane w grobach mumie od
zawsze napawał świat fascynacją i lekkim niepokojem. Egipcjanie proces
balsamowania zwłok doprowadzili do takiej perfekcji, że czasem można mieć
wrażenie, że zmarły zwyczajnie wstanie i zaatakuje nas za mącenie jego spokoju.
Nie bez przyczyny powstało tyle wytworów naszej kultury opowiadających właśnie
o takich przypadkach.[1]
Tyle wyczytać można w źródłach.
Jednakże żadne źródło nie odpowiada na pytanie: skąd się wziął pomysł
balsamowania zmarłych i robienia z nich mumii. Oczywiście wszyscy odpowiedzą,
że z religii Egipcjan. Owszem, to prawda, ale skądże ten właśnie element znalazł
się w tejże religii? Na to pytanie nie ma już jasnej odpowiedzi. Odpowiedź
ginie w pomroce dziejów.
Jestem zdania, że jednak
odpowiedź taka istnieje, ale jest dziwaczna i nie wszystkim przypadnie do
gustu. Jestem bowiem pewien tego, że balsamowanie zwłok ma związek z podróżami
kosmicznymi Ziemian z dawnych, właściwie bardzo dawnych cywilizacji Preantyku.
Żeby to zrozumieć musimy cofnąć
się do opisywanej przez Dogonów tajemniczej przeszłości. Do czasów lotów
kosmicznych do układu Syriusza. Nie Z, ale DO. Któraś z preantycznych
cywilizacji – nieważne która – opanowała technikę lotów kosmicznych poza Układ
Słoneczny. Do układu gwiezdnego Syriusza i zapewne Tolimana C – Proximy
Centauri. Syriusz jest jedną z gwiazd najbliższych do Słońca, dzisiaj to jest
tylko 8,601 ly. Ale nie - Syriusz jest najjaśniejszą gwiazdą na nocnym niebie
nie dlatego, że jest niezwykle jasny (jest jaśniejszy niż Słońce, ale wiele
gwiazd ma znacznie wyższą jasność absolutną), lecz dlatego, że znajduje się tak
blisko. W swoim ruchu dookoła Centrum Galaktyki Syriusz zbliża się do Słońca i
za 60.000 lat minie je w minimalnej odległości 7,8 ly; będzie wówczas świecił z
jasnością −1,64 mag. Od 90 tysięcy lat jest on najjaśniejszą gwiazdą nocnego
nieba, ale za 210 tysięcy lat jaśniejszą stanie się Vega.
A zatem Syriusz wciąż zbliża się
do Słońca, a nie oddala. Lecąc do Syriusza z VIII sonda Voyager
2 minie tą gwiazdę w odległości 4,3 ly za około 296.000 lat, lecąc z
prędkością 15,327 km/s robiąc 3,233 AU/rok w kierunku konstelacji Pawia. Przy
okazji, w roku 40.176 minie gwiazdę Ross 248 w konstelacji Andromedy.
Tymczasem lecąca z prędkością
16,967 km/s sonda Voyager 1 za 300 lat osiągnie Obłok Oorta, którego przebycie
zajmie mu następne 30.000 lat, NB po 18.000 lat oddalając się od Ziemi na
odległość 1 ly. W roku 40.272 sonda minie gwiazdę Gliese 445 (AC +79.3888) w
Żyrafie odległej o 17,5 ly, w odległości 1,64 ly, natomiast sonda Voyager
2 za około 44.000 lat zbliży się do niej na odległość 2,77 ly. Sytuacja
ta będzie głównie wynikiem zbliżenia Gliese 445 do Słońca na odległość ok. 4 ly,
a nie dotarcia sond kosmicznych Voyager na znaczną odległość od
Słońca.
To daje pojęcie o ogromie
kosmicznych odległości! Tak więc to jest ślepy zaułek – żaden żywy organizm nie
przeżyje tak długiego okresu czasu.
Żywy nie, ale martwy?
Ongi założyłem, że do eksploracji
Kosmosu Obcy używają automatów – już to cyborgów, już to robotów. To oczywiste
– śmierć biologiczna nie zagrozi czemuś/komuś, co ex definitio jest już martwe. Dlatego eksploracja Wszechświata
przeprowadzana przy ich użyciu ma sens. Nie naraża się ludzi i automaty są w
stanie robić to samo, co ludzie. Poza tym można uzupełniać ich programy w
czasie lotu, co zwiększy ich zorganizowanie, a co za tym idzie uniwersalność.
To wszystko da się zrobić.
A jednak starodawne przekazy
mówią o wysyłaniu ludzi. I teraz do tego włączają się Egipcjanie i ich antyczna
religia, a w szczególności wierzenia na temat życia pozagrobowego i
przygotowania człowieka do życia pozagrobowego. Jednakże jestem pewien, że nie
chodzi tu o życie pozagrobowe, ale poza-globowe. Pamiętam różne rozważania na
temat wysłania w Kosmos ludzi w stanie głębokiej anabiozy. Rzecz w tym, że
człowieka łatwo dawało się zamrozić, ale już takiego odmrożeńca nie dało się
(jak na razie) przywrócić do życia. Organizm człowieka to wielce skomplikowana
maszyna i to, co robi się ze szczurami w laboratorium, nie da się zrobić z
ludźmi.
A co będzie, jeżeli postąpi się
tak, jak robili starożytni Egipcjanie: rozkładali człowieka na czynniki
pierwsze i pakowali w kanopy – czyli indywidualne naczynia na narządy
wewnętrzne, zaś wypatroszone ciało konserwowali i kładli do trumny, zaś
wszystko do sarkofagu i do komory grobowej.
Tylko dlaczego Egipcjanie
traktowali tak po macoszemu mózg delikwenta? Tego nie wiem, ale jak widać, że uważali
oni, że mózg nie jest potrzebny człowiekowi po TAMTEJ stronie…? W skrócie
wyobrażam sobie to tak: astronautę wprowadza się w stan odwracalnej śmierci,
następnie wyjmuje się wszystkie narządy, a nie zapominajmy, że one żyją przez
jakiś czas po śmierci. Potem konserwuje się je i pakuje do pojemników. Ciało
astronauty także zabezpiecza się i ładuje do przetrwalnika, a potem ładuje do
statku kosmicznego, który leci w kierunku odległego obiektu kosmicznego.
Po przylocie w okolicę celu
astronauta jest kompletowany i ożywiany przez uniwersalne automaty medyczne.
Dalej dowodzenie statkiem przejmuje już żywa załoga, która dokonuje eksploracji
czy kolonizacji nowego świata. Na papierze wygląda to nader ciekawie, ale czy
da się zrealizować? Może kiedyś, kiedy postęp medycyny pozwoli na tak skomplikowane
operacje chirurgiczne, a postęp robotyki na stworzenie takich automatów, które
będą je mogły przeprowadzić…
Z pewnego punktu widzenia rzecz
ma sens i jest do zrobienia. Tylko kto starożytnym Egipcjanom powiedział, że
ludzi trzeba posłać w podróż w zaświaty w zmumifikowanym stanie i co więcej, że
ta śmierć jest odwracalna? Bo przecież wystarczy mniej czy bardziej kompletny
łańcuch DNA, by odtworzyć organizm, który zmarł przed tysiącami lat? Ale to już
inna kwestia.
Opracował - ©R.K.F. Leśniakiewicz