środa, 16 września 2020

Spadają i znikają…

 

Wieś Iwięcino w Zachodniopomorskim - miejscowość w której spadł niezwykły "meteoryt"...

O dziwnych „meteorytach”, które spadają z nieba i znikają po upadku dowiedziałem się po raz pierwszy w latach 90., kiedy to zbierałem materiały do książki „Projekt Tatry” (Kraków, 2002). Wtedy to miało miejsce ciekawe wydarzenie w niewielkiej miejscowości Iwięcino na Pomorzu Środkowym, w powiecie koszalińskim, N 54°17’45” – E 016°16’33”. Opisałem to tak w mojej książce:

 

Mimo tego, że wioska Iwięcino leży koło Suchej Koszalińskiej w województwie zachodniopomorskim, to zainteresowały mnie wydarzenia, które tam się rozegrały w dniu 18 lutego 1998 roku, około godziny 04:00 CET. Opisał je najpierw tygodnik „Chwila dla Ciebie” i pozwolę sobie zacytować fragmenty tego raportu:

Z KOSMOSU DO IWIĘCINA

Coś takiego może zdarzyć się raz w życiu! - Zdarzyło się to 18 lutego br. około 4 nad ranem - mówi pani Beata z Iwięcina.

- Wstałam, by nakarmić dziecko. Nagle w oknie ukazało się światło! Żółtawe, podobne do światła żarówki, ale bardzo ostre. Podeszłam do okna. Zobaczyłam świecący półksiężyc. Spadał z nieba z dużą prędkością. Najpierw szybko, potem  wolniej.  Nad ziemią 3 razy światło zapaliło się i zgasło.(!!!) Jak twierdzą inni świadkowie - zjawisko było znakomicie widoczne także w Darłowie, około 15 km od Iwięcina.

Następnego dnia pani Beata opowiedziała o wszystkim matce. Obie postanowiły poszukać tego, co spadło z nieba. Wkrótce znalazły spory, ciepły, błyszczący w dotyku kamień. Mama pani Beaty pracująca w miejscowej szkole zaniosła znalezisko do dyrektora szkoły - jednocześnie nauczyciela fizyki.

- Zastanawialiśmy się, co to jest - mówi dyr. Zimnowłodzki - rozważałem, czy nie jest to fragment meteorytu? (...)

Dyrektor mgr inż. Włodzimierz Zimnowłodzki posłał „meteoryt” do mgr Andrzeja S. Pilskiego z Fromborka, który orzekł, że to jest zwyczajny ziemski kamień,  a nie meteoryt. No cóż - dyrektor Zimnowłodzki zaciął się jednak i obiecał, że będzie szukał tego meteorytu...

Poprzez redakcję „Chwili dla Ciebie” skontaktowałem się z dyrektorem Zimnowłodzkim i w czerwcu 2001 roku otrzymałem od niego list z informacjami uzupełniającymi relacje zamieszczone w tym czasopiśmie. Potwierdzało to moje przypuszczenia - na terenie Polski Obcy zaczynali jakieś tajemnicze działania, w których kamienie odgrywają czołową rolę!... i to już od 1991 roku.

 

Tak mi się wtedy wydawało. Byłem pod urokiem teorii Wilka-Bzowskiego o kanałach i sieciach nawigacyjnych UFO, i wydarzenie to pasowało do tej hipotezy. Rzeczywistość jednak okazała się inna i – jak zwykle – ciekawsza. Okazało się bowiem, że nie był to żaden meteoryt, a jeżeli nawet, to bardziej może spokrewniony z pwdre ser – odchodami gwiazd niż z uczciwymi kamieniami z nieba.

O innym ciekawym incydencie opowiedziała mi pewna osoba z Jordanowa, która na wiosnę 2019 roku zaliczyła niezwykle ciekawą obserwację świecącego „kamienia”, który spadł pod mur sąsiedniej posesji. Około godziny 02:00 CET świadek wyszła z domu na podwórko. W pewnej chwili zauważyła lecący powoli z ciemnego nieba świecący czerwono przedmiot, który bezgłośnie spadł pod mur stodoły na sąsiedniej posesji i powoli zgasł. Kiedy się rozwidniło, kobieta poszła poszukać domniemanego „meteorytu” i mimo dokładnych poszukiwań nie znalazła nic…

Z kolei ja zaliczyłem kolejną obserwację w nocy 15/16.IX.2020 r., kiedy to o godzinie 02:05 CEST obudziła mnie moja suczka Nina prosząc o wypuszczenie na podwórko. Wstałem więc i wyszedłem z nią na zewnątrz. Stanąłem w półotwartych drzwiach wiodących na podwórko. Nina stanęła przy mojej nodze. Trochę mnie to zdziwiło, bo zazwyczaj wypadała na podwórko, a teraz stała patrząc na mnie. Spojrzałem przed siebie i nieco w prawo i mój wzrok wychwycił niewielką plamkę dość silnego światła jakieś półtora metra od nas.

Owa plamka białego światła miała długość 2-3 cm i skojarzyła mi się z jakimś odłamkiem gałęzi przerośniętym świecącą grzybnią opieńki miodowej. Jednakże szybko przypomniało mi się, że grzybnia świeci zielonym lub niebiesko-zielonym światłem, zaś to „coś” świeciło białym światłem, które szybko przygasało i może po 15 sekundach całkiem zgasło. Ninę jakby odblokowało – smyrgnęła w krzaki, a ja poszedłem do domu po latarkę. Po pół minucie wróciłem na to miejsce uważnie świecąc po trawie i ziemi. Nie znalazłem niczego.

Ponownie wszcząłem poszukiwania po wschodzie słońca. Rezultat był identyczny – nic, nawet kawałków gałęzi, które Nina przynosiła czasem z ogródka… - a jestem absolutnie pewien, że mi się to nie przyśniło.

Dlaczego skojarzyło mi się to z pwdre ser? – zapytacie. Ano dlatego, że pwdre ser też po jakimś czasie paruje, schnie, słowem znika. Tak samo jak te świecące „meteoryty”. Zagadka jak na razie jest nierozwiązana.

I co najciekawsze – nasze psy starają się unikać tych miejsc, jakby coś im tam zagrażało. Ale co???

Czy moi Czytelnicy spotkali się z takim zjawiskiem? Bardzo proszę o odzew.   


Opinie z KKK

 

Wiesz, co mi przyszło do głowy? To, że możemy mieć do czynienia z jakimiś przejawami działania tzw. ciemnej materii. Mogłeś widzieć taki niewielki fragment ciemnego świata, który na Twych oczach ulotnił się, a raczej wrócił do niewidzialności… Coś takiego opisałem w jednym z moich opowiadań pt. „Świetlana”, które właśnie publikujesz na blogu „Xsięgi niewydane”. Nie mam dowodów, ale coś takiego może być możliwe… (Daniel Laskowski)