środa, 30 grudnia 2020

Bidaki i UFO

 


Stanisław Bednarz

 

Do napisania tego postu skłoniła mnie lektura znakomitej książki  J.D. Vance’a „Elegia dla bidaków”, a także obawa  że pas rdzy  pojawić się może wszędzie. Są różne pasy w USA: pas słońca, pas biblijny, pas kukurydzy

Najgorszy jest pas rdzy.  Horror USA  czyli pas rdzy. Pas rdzy – określenie terenów, obejmujący stany Michigan, Indiana, Ohio, Pensylwania, charakteryzujących się dawniej  znacznym rozwojem przemysłu ciężkiego. Był to kiedyś pas stali.

Termin pas rdzy narodził się w latach 80., a słowo „rdza” symbolizuje rozpad. Bogactwo surowców spowodowało powstanie wielu fabryk i rozwój przemysłu motoryzacyjnego czy obronnego. Był on w tym czasie silnikiem amerykańskiej gospodarki. Na świecie zaszły jednak zmiany, które spowodowały, że przemysł ten zaczął tracić na znaczeniu. W latach  80-tych  XX wieku fabrykom dała się we znaki globalizacja i automatyzacja produkcji. Amerykańskich pracowników zastępowały maszyny lub tańsza siła robocza za granicą.

Powstające jak grzyby po deszczu fabryki, stalownie, huty kusiły (obecnie już nie kuszą, gdyż większość z nich zamknięto), a dziś dosłownie zardzewiały. Do dziś w wielu miastach stoją dowody tego upadku – opuszczone fabryki i zakłady pracy, zniszczone domy, opustoszałe place w miejscach, gdzie stały kiedyś wieżowce (wyburzenie odkupionego budynku i przekształcenie terenu w parking).

Wyrazistym przykładem „zardzewiałego” miasta jest Detroit. Upadek fabryk motoryzacyjnych  sprawił, że miasto opustoszało – od 1950 do 2010 roku liczba jego mieszkańców spadła o 60 proc. Był to też region tradycyjnie głosujący raczej na demokratów, jako że robotnikom - lub byłym robotnikom - bliższe były hasła głoszone przez to ugrupowanie. Tę ścianę w 2016 roku rozbił Trump, wygrywając w trzech stanach pasa rdzy - Michigan, Wisconsin i Pensylwanii. Trump intensywnie podróżował po miastach pasa rdzy, obiecując mieszkańcom odrodzenie przemysłu oraz, jak zapewniał, powrót miejsc pracy z Chin. Obietnica Trumpa się nie spełniła. Nowe miejsca pracy  powstają raczej na południu kraju. Na przykład w Teksasie  przybyło więcej miejsc pracy w przemyśle niż w Ohio, Michigan, Wisconsin i Pensylwanii razem. Trump zderzył się tutaj z tendencją, która jest od niego niezależna - środek ciężkości amerykańskiej gospodarki przesuwa się z północno-wschodnich i środkowych stanów do regionu tzw. pasa słońca (od Kalifornii na zachodzie, przez Arizonę i Teksas do Florydy) poprzez napływ taniej siły roboczy z Meksyku.

Obecnie region pasa rdzy zamieszkują tzw. bidoki. Bidoki to próba przetłumaczenia słowa angielskiego hillbillies oznaczającego białego robotnika  pochodzenia szkoto-irlandzkiego bez stabilizacji finansowej. Przybyli tu kiedyś z regionów kopalń Apallachów  za stabilizacją. Bidoki mają własny akcent, kodeks honorowy. Są nieufni wobec przyjezdnych, niechętnie wyciągają ręce po pomoc i źle znoszą, gdy ktoś z zewnątrz ocenia ich zachowanie oraz styl życia. Kiedy sprzedawca zwróci uwagę ich dziecku, że jest niegrzeczne  – mogą zdemolować cały sklep.








„Robotnicy  bez wyższego wykształcenia”, dla których „bieda to rodzinna tradycja”, bo bidoki (hillbillies) to przedstawiciele zubożałej białej klasy robotniczej, o której waszyngtońska administracja wolała w ostatnich dekadach nie pamiętać, a przemysł wolał wyprowadzić się do Azji. Wśród mieszkańców górują długi, chwilówki, lichwiarze, lombardy, przemoc domowa, narkotyki, brak perspektyw. Np. w Midletown małym mieście w Ohio była wielka stalownia - Armco Steel. Budowała ona parki, galerie, boiska i utrzymywała kluby. W 90-latach wyniosła się, galerie zabito dechami, parki zdziczały, kluby splajtowały. Współczuję…

 

Moje 3 grosze

 

Pamiętam, jak w latach 80-tych, w czasie reaganowskiego zbrojeniowego boomu, to właśnie pas stali był oczkiem w głowie rządu. Oczywiście wiadomo dlaczego – USA gotowały się do walnej rozprawy z ZSRR, więc stal była potrzebna do rozbudowy instalacji wojskowych na całym świecie. Potem przyszedł koniec prosperity z wiadomym skutkiem – pas stalowy zardzewiał.

A co ma do tego UFO? A ma, bo w latach 70. i 80. To właśnie nad tymi stanami obserwowano pojawienia się NOL-i. Nie dziwota, skoro to właśnie tam znajdowały się kuźnie produkujące elementy wszelkich broni Ameryki, a jak dowodzą badania Roberta Hastingsa, to właśnie instalacje obronne zawsze interesowały Ufiastych.

No i jeszcze jedna uwaga – USA nie chwali się bidokami – bo to jest w jawnej sprzeczności z lansowanym przez amerykańską propagandę państwa powszechnego dobrobytu i nieograniczonych możliwości, na co dało się nabrać wielu naiwnych ludzi. I nadal się daje nabierać, bowiem magia dolara wciąż działa…

Ameryce potrzebny jest kolejny impuls rozwojowy – kolejna wojna na miarę II Wojny Światowej, więc od czasu do czasu wywołuje lokalne wojenki tu i tam. Niestety, po 1989 roku my także staliśmy się elementem tej polityki, czego doświadczyliśmy w Iraku i Afganistanie, a wkrótce (oby nie!) w Iranie, bo wojna z Persami to tylko kwestia czasu. A teraz każda wojna może stać się przyczyną ogólnoświatowego konfliktu, w którym albo skończy się nasza cywilizacja, albo wyjdzie z niego wzmocniona – w co wątpię, bo nie ma takiej wojny, która Ludzkości wychodzi na zdrowie, a nakręca tylko spiralę nienawiści i przemocy…