Margarita Kapskaja
Długość pasa startowego portu
lotniczego Mataveri na Wyspie Wielkanocnej wynosi 3318 m, był przedłużany w
1986 roku na prośbę USA, by lotnisko było rezerwowym lądowiskiem dla promów
kosmicznych.
Ten niewielki skrawek lądu jest
uważane za jeden z najbardziej tajemniczych miejsc naszej planety. Zagadki dla
uczonych napotyka się tutaj na każdym kroku. Jak tutaj znaleźli się krajowcy –
a do tego ludzie różnych ras: i biali i ciemnoskórzy? Jak oni byli w stanie
przeżyć, skoro na wyspie nie było dużych drzew i jej mieszkańcy nie mieli opału
w chłodne i wietrzne zimy? O oczywiście największa zagadka tego miejsca:
ogromne kamienne figury. Mnóstwo figur. Kto i dlaczego je stworzył i ustawił w
dziwnym porządku?
Jasnoskóry
tubylec
Wyspa była odkryta w niedzielę
wielkanocną w 1722 roku, przez ekspedycję niderlandzkiego żeglarza Jacoba Roggevena.[1]
Europejczycy byli tam wszystkiego tylko jeden dzień – ale zapisy w dzienniku
pokładowym świadczą o tym, że oni od razu zetknęli się z nierozwiązanymi
zagadkami. Pierwsza z nich: pośród krajowców, którzy weszli na pokład statku
jeden z nich był białoskórym! Druga: tubylcy mieli ciała pokryte tatuażami
wyobrażającymi ptaki i zwierzęta, których na wyspie nie było. No i najdziwniejsze
– na brzegu oceanu, plecami do wody stały ogromne, kamienne figury, którym
krajowcy oddawali cześć, ale o powstaniu których niczego nie potrafili
powiedzieć.
Ekspedycja Jacoba Roggevena
oceniła liczbę krajowców na ok. 2000 osób. I oczywiście Europejczycy nie byli w
stanie zrozumieć, jak miejscowi – którzy nawet łódki robili z kawałków drewna
(ówcześnie na wyspie rosły tylko krzewy) mogli wyrąbać w skale monolityczne
figury i przemieścić je do miejsca przeznaczenia.
Przez całe stulecia uczeni łamali
sobie głowy nad tą zagadką. Kamienne figury, które wyspiarze nazywają moai, sięgają do 10 m wysokości.
Wykuwano je w kraterach wygasłych wulkanów (tam do dziś dnia znajdują się
nieukończone figury). Ogólnie rzecz biorąc, jest ich około 900. Rozmieszczenie
niektórych z nich wydaje się być chaotycznym, zaś inne stoją w dokładnym porządku.
Są one do siebie podobne: ogromne głowy z wystającymi podbródkami, z długimi
uszami, z grubymi i wyraźnymi rysami twarzy. Wulkaniczny tuf, z którego zostały
wyrzeźbione jest stosunkowo lekkim materiałem, ale że na wyspie nie ma drzew
(to znaczy nie ma jak i z czego zrobić dźwignie i sanie transportowe) praca nad
przemieszczeniem kamiennych gigantów wydaje się współczesnym uczonym niemożliwą
dla krajowców. To dało niektórym badaczom powód do wygłaszania opinii, że
figury wycinali z kamienia, transportowali i ustawiali jacyś przedstawiciele wysoko
rozwiniętej cywilizacji. Tym bardziej, że zgodnie z legendami, kamienne figury
samodzielnie dochodziły do miejsc, na których dzisiaj się znajdują.
Łodzie
i ziemniaki
Zadziwiające jest to, że w 2012
roku rozpoczęto prace odkopywania niektórych figur. I okazało się, że mają one
nie tylko głowy, ale także ciała pokryte różnymi wzorami! Przy czym są one
podobne do tatuaży krajowców – wyobrażenia niektórych przedmiotów, a także
zwierząt i ptaków, których na wyspie nie ma.
Wyjaśniło się, że ciał tych kamiennych
posągów nikt nie zakopywał – to one same zapadły się w ziemię pod wpływem swego
ciężaru.
Rysunki na nich pomogły
odpowiedzieć na cały szereg pytań. Przede wszystkim na to, kiedy na wyspie
pojawili się ludzie. Na niektórych figurach wyrzeźbione są ogromne łodzie
płynące na morzu.[2]
To potwierdziło domysły uczonych, że Rapa Nui została zasiedlona przez
Polinezyjczyków (mieszkańców wysp środkowej i zachodniej części Pacyfiku).
Tak więc nie ma żadnych
wątpliwości, że kolonizacja Wyspy Wielkanocnej miała kilka etapów i z wielu
miejsc zasiedlonych przez ludzi.
Pozostało tylko wyjaśnić, w jaki
sposób ona przebiegała.
Bogowie
z długimi uszami
Zgodnie z miejscowymi przekazami,
kiedyś na wyspie mieszkali ludzie z długimi uszami – oni wstawiali w małżowiny
uszne kamienie, które je rozciągały nawet do barków. W dżunglach Ameryki
Południowej do niedawna znajdowały się plemiona robiące podobnie, tak że można
powiedzieć, że byli to uchodźcy z tych miejsc (z największą wiarygodnością z dzisiejszego Peru, na co wskazywał Thor
Heyerdahl). Ale wraz z nimi na wyspie mieszkali krótkousi – potomkowie tych,
którzy przybyli tam z Polinezji.
Rozszyfrowane dosłownie kilka lat
temu drewniane deseczki z miejscowym pismem (kohau rongo-rongo), a także badania paleontologów pozwoliły nam na
opracowanie historii ten wyspy.
Wyspa została zasiedlona przez
Polinezyjczyków około roku 400 n.e. Rosły na niej banany, ziemniaki, trzcina
cukrowa. Przesiedleńcy przywieźli ze sobą kury, które doskonale się zaadoptowały
do warunków. Wyspa wyglądała wtedy jak rajski zakątek – subtropikalny las z
dużymi palmami i smacznymi owocami. Wielkość populacji mogła wynosić 20.000
ludzi, którzy zajmowali się nie tylko rolnictwem, ale także łowieniem ryb.
Około roku 1200, pojawili się tam
przybysze z Ameryki Pd. – długousi ludzie. No i miejscowi uznali ich za bogów –
bowiem posiadali oni wysoką wiedzę. Długousi z Peru przejęli władzę na wyspie
nad potomkami Polinezyjczyków. Nakazali oni krótkouchym wycinanie ze skał
kamiennych kolosów, które podkreślały prestiż rasy rządzącej.
W czasie wykopalisk przy posągach
znaleziono resztki powrozów i drewnianych dźwigni – a to oznacza, że na wyspie
rosły wielkie drzewa. Stało się oczywiste, skąd wzięła się legenda, że posągi
kroczyły samodzielnie: przesuwano je w pozycji pionowej wykonując niewielkie
„kroki” o długości 20-30 cm (tak jak przemieszcza się ciężki mebel).
Niezorientowanym mogło się wydawać, że moai
same przemieszczają się po brukowanych drogach, trzy z których zachowały się do
naszych czasów.
Katastrofa
ekologiczna
W XIV-XV wieku, życie na wyspie się
załamało. Potomkowie pierwszych długouchych podzielili się na klany i zaczęli
ze sobą wojny. Ale co najważniejsze – każdy chciał mieć na własność największe,
a więc najsilniejsze kamienne idole. Las został całkowicie wyrąbany do ich
transportowania. Jako że nie było już owoców, to spowodowało, że Rapa Nui
opuściły ptaki. Przybrzeżne ryby i delfiny odeszły na inne miejsca – w wodzie
przy wyspach nie starczyło dla nich pokarmu. Wśród mieszkańców wyspy zaczął się
głód i kanibalizm. Populacja wymierała i w końcu krótkousi się zbuntowali.
Trudno powiedzieć, jak długo trwało powstanie - niektórzy badacze mówią o
dziesiątkach lat. W rezultacie tego, wszyscy długousi zostali wybici. Przestano
wykuwać kamienne figury, część z nich pozostała w kamieniołomach.
Ale dla zniszczonej przyrody
straty okazały się nie do odrobienia. Nie było drzew i ludzie nie mieli
materiałów konstrukcyjnych do chat i łodzi. Długousi nie raczyli przekazać
krótkouchym sekretów efektywnej uprawy roślin, na wyspie panował głód – i w
konsekwencji kanibalizm. Populacja zmniejszyła się co najmniej 10 razy.
W 1862 roku, przybyli z Peru
łowcy niewolników porwali niemal wszystkich mieszkańców w niewolę.
Dukaty
w sakiewce
Udało się rozwiązać zagadkę
powstania kamiennych figur. Ale wyspa kryje w sobie wiele innych tajemnic.
Jedna z nich – niepojęte i niewyjaśnione zniknięcie tego skrawka lądu,
niejednokrotnie odnotowane w dziennikach pokładowych przepływających tamże statków.
I tak np. w sierpniu 1908 roku, chilijski statek SS Gloria skierował się na
Rapa Nui, by uzupełnić zapas słodkiej wody. No, ale w pożądanym miejscu wyspy
po prostu… nie było. Wedle obliczeń, statek po prostu przeszedł przez nią na
wylot!
Podobna historia miała miejsce w
1928 roku z turystycznym liniowcem.
A w czasie II Wojny Światowej dwa
niemieckie U-booty podpłynęły do Wyspy Wielkanocnej, gdzie ich powinien spotkać
okręt zaopatrzeniowy – i także nie odnalazły Rapa Nui.
W 1922 roku, po silnym tsunami,
piloci wysłanych na rozpoznanie samolotów oświadczyli, że cała wyspa skryła się
pod wodą. Ale po kilku dniach Rapa Nui znów znajdowała się na swoim miejscu.
Wielu badaczy przypuszcza, że
Wyspy Wielkanocne znajdują się w anomalnej strefie, w której mogą pojawiać się
ludzie i/albo przedmioty z innych wymiarów – i zaczarowane wyspy mogą na jakiś
czas znikać.
Ale to nie wszystko. Pod koniec
lat 80-tych ubiegłego wieku, australijska ekspedycja odkryła tam pozostałości
średniowiecznego rycerza i jego konia. Wykopaliska przebiegały na skraju
niewielkiego bagna i ciała jeźdźca i jego konia doskonale się zachowały. Sądząc
po artefaktach, rycerz był członkiem tzw. Zakonu Inflanckiego[4]
z XIV-XV wieku, a w jego sakiewce znajdowały się złote dukaty wybite w 1326
roku. Jakim sposobem znalazł się on na tej zagubionej pośród oceanu wyspie? Jedyne
przypuszczenie jakie wysunęli uczeni: jakieś mistyczne siły przeniosły go tutaj
z miejsca, w którym uległ on śmiertelnemu niebezpieczeństwu.
To jest jedynie mała część
zagadek tajemniczych wysp, i będziemy czekać na następne odkrycia ich badaczy.
Źródło – „Tajny XX wieka” nr
33/2019, ss. 20-21
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz
Zdjęcia - ©W.Leśniakiewicz
[1]
W rzeczywistości są tam cztery wyspy: wyspa główna - Rapa Nui, i mniejsze: Motu
Kau Kau, Motu Iti i Motu Nui – wyspa Ludzi Ptaków.
[2]
Na Wyspie Wielkanocnej do dziś używa się łodzi zrobionych nie z drewna, ale z
trzciny tortora rosnącej w jeziorkach
w kraterze Rano Kao.
[3] Rafa
Raroia.
[4]
Livoński Zakon (pełna nazwa — Bractwo
Rycerzy Chrystusa Livonii, łac.: Fratres
miliciae Christi de Livonia, niem.: Brüder
der Ritterschaft Christi von Livland — oddział (landmaisterstwo) Zakonu
Teutońskiego (Krzyżaków) w Livonii (dzisiejsze terytoria Łotwy i Estonii) w
latach 1237—1567. Założony w 1237 roku z pozostałości rozgromionego przez ludy
bałtyckie Zakonu Kawalerów Mieczowych. Miał on szeroką autonomię. Rezydencją
Wielkiego Mistrza Zakonu był Wenden Schloß (Zamek w Cesis - Kiesi) na
Łotwie.