Leśne duchy
Jewgienij
Mosołow
Ten, kto często bywa w prawdziwie dziewiczym lesie, zgodzi
się ze mną – czuje się w nim jakaś tajemnicza siła. Las może zażartować. Las
może przestraszyć. A może także prawdziwie nastraszyć. Wprawdzie duch lasu jest
bezsilny wobec buldożerów i całej techniki, ale z pojedynczymi naruszycielami
spokoju potrafi się rozprawić. Opowiem o kilku zdarzeniach, o których słyszałem
od mojej znajomej o imieniu Swietłana.
Powrót do domu
Dzieciństwo Swietłany przebiegało w Rżewskim Rejonie Obwodu
Swierdłowskiego (Syberia Zachodnia). Lasów tam dużo i miejscowa dzieciarnia
przez całe lato bawiła się w Naturze. Zabłądzić się nie bały, a to dlatego, że
wieśniacy od małego wiedzą jak dać sobie radę w lasach i okolice znają jak
swoją własną kieszeń. Poza tym nigdy nie chodzili w pojedynkę.
Był, a jakże, pewien obszar lasu, który cieszył się złą
sławą. Był tam gęsty podszyt i światła niewiele. No i krążyły różne plotki o
ludziach, którzy tam zbłądzili.
Pewnego razu Swietłana z przyjaciółmi wracała do domu znad
rzeczki. Szli przez las, po wąskiej ścieżce. Było już późno – już się
ściemniało. Dźwięki lasu powoli cichły. Leśny narodek gotował się do nocnego
życia.
Krzak, który ożył
Droga do wsi była niedaleka, ale jak raz przebiegała koło
tego nieprzyjemnego obszaru lasu. Ale kompania była dość duża – sześcioro czy
siedmioro dziewczynek i chłopców. Nie było bojno! Dzieci rozgadały się nie na
żarty. Głośno krzyczały, śmiały się, skacząc wesoło po ścieżce. Uderzały kijami
w rosnące obok niej krzaki wyrastające z trawy.
I tak hałasując grupka dzieci pokonała już połowę drogi.
Biegnąca im pod nogami ścieżynka omijała stojący im na drodze krzak. Nie
odróżniał się niczym od tych, których rosło tam bez liku. Ale kiedy dzieci
zrównały się z nim, krzak naraz ożył!
Zamarłe z zaskoczenia, dzieciaki wytrzeszczyły oczy i
ujrzały, jak liście zatrzęsły się naraz jednocześnie. Z takim dziwnym
zjawiskiem, że liście zadzwoniły jak tysiące małych dzwoneczków, się jeszcze
nie spotkały! I to w całkowicie bezwietrzny wieczór!
Kiedy opadło pierwsze wrażenie, cała kompania rzuciła się do
ucieczki. Pełnym gazem i w milczeniu pognały do swej wioski. I chociaż w
rzeczywistości nic strasznego tam nie ujrzały, ale hałasować przestały i
wybiegły z lasu w mgnieniu oka. Być może to jakiś chochlik z lekka postraszył
dzieci. Jak widać nie wolno zakłócać spokoju mieszkańców lasu i tak to się
zdarzyło…
Zastygły olbrzym
Drugie spotkanie z Niewyjaśnionym w tym samym lesie zdarzyło
się Swietłanie o wiele później, kiedy ona już dorosła. Wracała ona z psem
(mieszańcem boksera z dobermanem) ze spaceru po lesie. Naraz pies zaszczekał i
rzucił się w stronę gęstwiny, w którą wpadł i zaczął głośno ujadać. Na wszelkie
wołania Swietłany w ogóle nie reagował.
Tak więc przyszło jej iść za psem przedzierając się przez
gęsty zagajnik. Naraz wyszła na niewielką polankę i stanęła w stuporze. Jej
pies obszczekiwał stojącego na środku polanki… półnagiego olbrzyma!
Chłop miał ponad 2 metry wzrostu stał wyprostowany i
nieruchomy. Z nieporuszoną twarzą patrzył wprost przed siebie nie zwracając
najmniejszej uwagi na pojawiającą się z gęstwiny krzaków kobietę, ani na
szczekającego u jego bosych stóp dużego psa. Nieznajomy olbrzym był odziany
jedynie w rodzaj szerokich spodni, które dochodziły do kostek. Przezwyciężając
strach, Swietłana powoli zbliżała się do nieruchomego jak jakaś figura
mężczyzny. Złapała psa za obrożę i pociągnęła za sobą.
Nie wytrzymała i obejrzała się. Skamieniały mężczyzna stał jak
stał na swoim miejscu. Nawet głową nie ruszył, jakby nie był żywym w ogóle…
Swietłana nie spotkała kogoś takiego ani przed ani po tym spotkaniu w lesie.
Jej znajomi także. Kimże on był? I czy to w ogóle był człowiek? Te pytania
nadal pozostają bez odpowiedzi…
Źródło – Tajny XX
wieka, nr 7/2020, s. 24