niedziela, 23 maja 2021

U progu Nieznanego (1)

 


Leśne duchy


Jewgienij Mosołow

 

Ten, kto często bywa w prawdziwie dziewiczym lesie, zgodzi się ze mną – czuje się w nim jakaś tajemnicza siła. Las może zażartować. Las może przestraszyć. A może także prawdziwie nastraszyć. Wprawdzie duch lasu jest bezsilny wobec buldożerów i całej techniki, ale z pojedynczymi naruszycielami spokoju potrafi się rozprawić. Opowiem o kilku zdarzeniach, o których słyszałem od mojej znajomej o imieniu Swietłana.

 

Powrót do domu

 

Dzieciństwo Swietłany przebiegało w Rżewskim Rejonie Obwodu Swierdłowskiego (Syberia Zachodnia). Lasów tam dużo i miejscowa dzieciarnia przez całe lato bawiła się w Naturze. Zabłądzić się nie bały, a to dlatego, że wieśniacy od małego wiedzą jak dać sobie radę w lasach i okolice znają jak swoją własną kieszeń. Poza tym nigdy nie chodzili w pojedynkę.

Był, a jakże, pewien obszar lasu, który cieszył się złą sławą. Był tam gęsty podszyt i światła niewiele. No i krążyły różne plotki o ludziach, którzy tam zbłądzili.

Pewnego razu Swietłana z przyjaciółmi wracała do domu znad rzeczki. Szli przez las, po wąskiej ścieżce. Było już późno – już się ściemniało. Dźwięki lasu powoli cichły. Leśny narodek gotował się do nocnego życia.

 

Krzak, który ożył

 

Droga do wsi była niedaleka, ale jak raz przebiegała koło tego nieprzyjemnego obszaru lasu. Ale kompania była dość duża – sześcioro czy siedmioro dziewczynek i chłopców. Nie było bojno! Dzieci rozgadały się nie na żarty. Głośno krzyczały, śmiały się, skacząc wesoło po ścieżce. Uderzały kijami w rosnące obok niej krzaki wyrastające z trawy.

I tak hałasując grupka dzieci pokonała już połowę drogi. Biegnąca im pod nogami ścieżynka omijała stojący im na drodze krzak. Nie odróżniał się niczym od tych, których rosło tam bez liku. Ale kiedy dzieci zrównały się z nim, krzak naraz ożył!

Zamarłe z zaskoczenia, dzieciaki wytrzeszczyły oczy i ujrzały, jak liście zatrzęsły się naraz jednocześnie. Z takim dziwnym zjawiskiem, że liście zadzwoniły jak tysiące małych dzwoneczków, się jeszcze nie spotkały! I to w całkowicie bezwietrzny wieczór!

Kiedy opadło pierwsze wrażenie, cała kompania rzuciła się do ucieczki. Pełnym gazem i w milczeniu pognały do swej wioski. I chociaż w rzeczywistości nic strasznego tam nie ujrzały, ale hałasować przestały i wybiegły z lasu w mgnieniu oka. Być może to jakiś chochlik z lekka postraszył dzieci. Jak widać nie wolno zakłócać spokoju mieszkańców lasu i tak to się zdarzyło…

 


Zastygły olbrzym

 

Drugie spotkanie z Niewyjaśnionym w tym samym lesie zdarzyło się Swietłanie o wiele później, kiedy ona już dorosła. Wracała ona z psem (mieszańcem boksera z dobermanem) ze spaceru po lesie. Naraz pies zaszczekał i rzucił się w stronę gęstwiny, w którą wpadł i zaczął głośno ujadać. Na wszelkie wołania Swietłany w ogóle nie reagował.

Tak więc przyszło jej iść za psem przedzierając się przez gęsty zagajnik. Naraz wyszła na niewielką polankę i stanęła w stuporze. Jej pies obszczekiwał stojącego na środku polanki… półnagiego olbrzyma!

Chłop miał ponad 2 metry wzrostu stał wyprostowany i nieruchomy. Z nieporuszoną twarzą patrzył wprost przed siebie nie zwracając najmniejszej uwagi na pojawiającą się z gęstwiny krzaków kobietę, ani na szczekającego u jego bosych stóp dużego psa. Nieznajomy olbrzym był odziany jedynie w rodzaj szerokich spodni, które dochodziły do kostek. Przezwyciężając strach, Swietłana powoli zbliżała się do nieruchomego jak jakaś figura mężczyzny. Złapała psa za obrożę i pociągnęła za sobą.

Nie wytrzymała i obejrzała się. Skamieniały mężczyzna stał jak stał na swoim miejscu. Nawet głową nie ruszył, jakby nie był żywym w ogóle… Swietłana nie spotkała kogoś takiego ani przed ani po tym spotkaniu w lesie. Jej znajomi także. Kimże on był? I czy to w ogóle był człowiek? Te pytania nadal pozostają bez odpowiedzi…

 

Źródło – Tajny XX wieka, nr 7/2020, s. 24

Przekład z rosyjskiego i zdjęcia - ©R.K.F. Leśniakiewicz