piątek, 7 stycznia 2022

Strącił grabiami samolot

 


Stanisław Bednarz

 

Wertując stare numery „Przekroju” natknąłem się na tak śmieszną opowieść, że aż trącącą absurdem. Opowieść o Polaku, który zniszczył niemiecki samolot Fieseler Fi 156 Storch…. grabiami. Tak śmieszne ze momentalnie przypomniała mi się przyśpiewka studencka „A mój wujek spod Sosnowca strącił  nosem odrzutowca”.

Nosem nie nosem. Źródło na temat tego, sprowadza się do wydania czasopisma „Przekrój” z lat 70-tych, w którym to pojawiła się opowieść Bronisława Jarosza ze Szczakowej, z nagłówkiem : „Jedyny wypadek w świecie – samolot zniszczony grabiami”.

W tej ponoć prawdziwej historii głównych bohaterów jest dwóch. Jednym jest rolnik i jednocześnie autor Bronisław Jarosz ze Szczakowej, który podesłał redakcji „Przekroju” swoją opowieść, a drugim pilot w samolocie rozpoznawczo-łącznikowym Fieseler Fi 156 Storch.







Ten zaczął podbijać przestworza w 1936 roku, a jego produkcja trwała przez 11 lat w wariantach uzbrojonych i nieuzbrojonych. Trzy samoloty w  połowie czerwca 1942 roku  wyruszyły z lotniska Czyżyny około godziny siedemnastej i po krótkim patrolu, dotarły nad głowy rolników w Niepołomicach, którzy zajmowali się zbiorami siana. Krowy i konie na okolicznych łąkach zaczęły szaleć, nieprzyzwyczajone do warkotu silników, a ludzie chowali się i padali na ziemię, kiedy trzej piloci uznali tego typu nękanie za świetną zabawę. Wykonali dwa przeloty, obniżając raz co raz pułap lotu do tego stopnia, że powietrze rozwiewało przesuszone na wiór siano. Przy trzecim już jeden z pilotów Luftwaffe dostrzegł stojącego w polu Bronisława Jarosza, który nie zważał na zagrożenie i czekał. Nie ugiął się jednak nawet pomimo tego, że samolot leciał na wysokości może trzech metrów. Czekał, aż hajlujący przez boczne okno pilot zbliży się wystarczająco blisko, aby z wściekłości rzucić w jego kierunku zaostrzone grabie, niby oszczepem. Ku zdziwieniu samego rzucającego, najpewniej grabie trafiły pilota, znajdując drogę ku jego twarzy przez boczne okno. Ten wzniósł się momentalnie w przestworza, szamocząc się z nieoczekiwaną bronią w kabinie. Chociaż zdołał się od niej uwolnić, odleciał w stronę Krakowa, a jeden z jego towarzyszy rozpoczął poszukiwania sprawcy. Nie udało mu się, bo przepełniony strachem Bronisław czmychnął do jednego z łanów żyta, a próby odnalezienia go w ciągu kolejnych dni przez spełzły na niczym. Mieszkańcy go kryli.

Co jednak stało się z potraktowanym grabiami pilotem Luftwaffe i jego samolotem. Jak się okazało, ranny lotnik nie doleciał do lotniska i „ostatkiem sił próbował przymusowo lądować w Pobiedniku”. Nie ukończył jednak manewru, bo stracił przytomność i spadł z wysokości na pola obok lotniska, rozbijając swego Fieselera Fi 156 Storch. Dalszych losów pilota nie znamy, ale koledzy ponoć próbowali mu pomóc, podczas gdy rozbity samolot czekał na sprzątnięcie do następnego dnia. Strata tego samolotu nie była podana w komunikatach wojennych prawdopodobnie z braku odpowiedniej rubryki “zniszczony przez grabie”.  Naprawdę czy "ku pokrzepieniu serc" Fieselerów Fi 156 używało polskie lotnictwo wojskowe i cywilne. Polskie lotnictwo używało 12 sztuk tego samolotu – w tym na pięciu Fi 156 widniały szachownice.