Margarita J. Nosowa
Historia, którą się chcę z
Wami podzielić, miała miejsce bardzo dawno – jeszcze przed rewolucją.
Choroba
młodszego syna
Mój dziadek Taras Ilicz i babcia Anna Jegorowna byli prostymi chłopami. Pragnę
podkreślić, że moja babcia nigdy nie odznaczała się skłonnościami do
fantazjowania. Była zawsze kobietą myślącą, rzeczową i konkretną.
Dziadkowie mieszkali w
chutorze w głuchym lesie, daleko od cywilizacji. Starszego syna Wanię wyprawili do wsi, gdzie mieszkali
ich krewni, a z nimi pozostał młodszy. Miły i grzeczny chłopczyk Miszeńka nie stwarzał im kłopotów
- Nasze słoneczko – mówili o nim rodzice, a chłopczyk mówił do mamy maminka a do ojca tato.
Pewnego razu, pod koniec
jesieni Miszka zaczął kaszleć i gorączkować. Mama leczyła go jak umiała:
ziołami, mlekiem i kompresami. O pomocy lekarskiej nie było o czym mówić, bo
kogo wtedy obchodziły wiejskie dzieci? Chłopczyk gorączkował, dyszał ciężko,
miotał się w swym łóżeczku i nie spał w nocy. Jego stan wciąż się pogarszał.
Dziwna
Cyganka
I oto pewnego razu Anna
Jegorowna upadła na kolana przed ikonami, w modlitwie o wyzdrowienie syna. A
ojciec machinalnie wziął łopatę i zaczął kopać na zagonie, na którym nigdy
niczego nie zasiał. Tam rosły tylko chwasty. Anna Jegorowna zobaczyła przez
okno swego męża i zaczęła się zastanawiać, co on tam robi? A Miszeńka w
malignie zaczął wołać:
- Tato, tatusiu mój, chodź do mnie!
Anna Jegorowna rzuciła się ku
mężowi:
- Taras! Chodź do domu! Szybciej! Miszka ciebie woła!
Ale on nie słyszał, nie
reagował, tylko kopał jak szalony. Widząc, że nie panuje nad sobą, babcia
powróciła do domu. I naraz widzi: od strony lasu ku domowi zmierza jakaś
wysoka, czarna postać. Twarzy nie widać, tylko nisko opuszczony kaptur. I nie
widać było dłoni, wsunięte były do rękawów i skrzyżowane na piersiach. Ubrana w
czarną szatę do ziemi. Idzie tak po bezdrożu porośniętym burzanem i kępami
traw. I to idzie tak, jak po równej drodze.
- Cyganka – pomyślała babcia – przestraszy
Miszkę.
- Cyganko! – krzyczała babcia – napoję
cię i nakarmię, tylko nie wchodź do domu, bo tam jest chore dziecko!
Ale czarna postać literalnie
niczego nie słyszała.
Weszła
pierwsza
I co ciekawe: babcia stała
przy domu, a potem rzuciła się do środka, ale Cyganka pierwsza weszła do izby i
ukryła się za drzwiami.
Anna Jegorowna wpadła do domu
zaraz za nią i przeszukała wszystkie izby – nieznajomej nigdzie nie było.
Pochyliła się nad łóżeczkiem, a w nim leżał spokojnie już martwy Miszeńka.
Babcia przeżyła 89 lat,
wychowała troje dzieci, zaś sześcioro pochowała. Tą historię opowiadała wnukom
i prawnukom niejeden raz – tak nią wstrząsnęła wtedy. I na koniec nas
straszyła:
- No i powiedzcie mi wy uczeni – za uczonych babcia uważała tych, co
skończyli choćby osiem klas – wy wszystko
wiecie. A według was, co to było?
Milczeliśmy.
- A ja wiem, kto wtedy wszedł w mój dom. To była Śmierć. Widziałam Śmierć
na własne oczy. To ona zabrała Miszeńkę!
Czytając ostatni wpis na
Pańskim blogu autorstwa Margarity Nosowej przypomniałem sobie podobną historię
zasłyszaną od mojego ojca, a którą to przekazał jego z kolei ociec, którego
nigdy nie miałem okazji poznać. Zmarł kilka lat przed moimi narodzinami. Ojcowizna
znajdowała się w niedużym siole sąsiadującym z trzech stron z lasem. Dziś jest
to pełnoprawna dzielnica miasta gminnego, skąd rzut beretem do Rzeszowa z racji
budowy S19 Via Carpathia.
Ale do rzeczy.
Ojciec mi opowiadał, jak to
jego ojciec z kolei przekazał mu historię, kiedy jeszcze mieszkali pod jednym
dachem (mój ojciec przez 18tką wybył na Śląsk), że wracał pod wieczór, kiedy
było już ciemno, ze stodoły. W pewnym momencie ujrzał, jak koło sąsiedniej
chałupy przemieszczała się postać kobiety. Przemieszczała w znaczeniu - niczym
nad gruntem sunęła niczym obłok. Widziadło skierowało się w stronę lasu, gdzie
znikło.
I co?
I okazało się, że w tym mniej
samym mniej więcej momencie kobieta z tego domu właśnie oddała ducha.
Trudno podejrzewać mojego dziadka
o fantazjowanie. Nie znałem go osobiście, jak mówiłem, ale z opowieści mojego
ojca słyszałem, że ten Piłsudczyk, służący w Tarnopolu, to twardo stąpający po
ziemi racjonalista. Zresztą, jak i mój ojciec, któremu również zdarzyło się
dostrzec dziwne cienie. Jedna z takich sytuacji miała miejsce jeszcze na
ojcowiźnie, w stajni. Czy była to tylko gra świateł i cieni? Czy mózg czasem
płata figle? Trudno dziś ocenić tą sytuację.
Także i mnie zdarzyło się
widzieć 17 lat przed pożarem naszego domu dziwny cień kątem oka. Była piękna,
wiosenna pogoda. Potężne, drewniane drzwi do piwnicy były lekko uchylone. Lecz
przysiągłbym, że coś mającego kształt ludzkiego cienia przemknęło do piwnicy. W
tym samym roku, w jesieni, o mało co nie zaspałem do szkoły. Była to klasa
maturalna. W przejściu do mojego pokoju stała matka i wołała, bym się szykował
do szkoły. Gdy udała się do kuchni... przysiągłbym, że w drzwiach stał wysoki
czarny cień. W tym wypadku jestem jednak w stanie wyjaśnić to gwałtownym
wyrwaniem ze snu, kiedy świadomość ludzka wciąż balansuje jeszcze pomiędzy
światami. Niemniej było to bardzo intrygujące. (M.K.)
Coś podobnego przeżył także mój
pradziadek, który wracał do domu ze stacji kolejowej w Jordanowie oddalonej od jego domu o
jakieś 2 km. Otóż przechodził on obok pewnego domu na ulicy Kolejowej i naraz ujrzał przed sobą
jakąś kobietę, która szła właśnie do tego domu. Weszła tam i …
…I następnego dnia dowiedział
się, że właśnie o tym samym czasie i w tym właśnie domu zmarła pewna osoba –
kobieta chorująca od dłuższego czasu.
Także mój ojciec miał podobne
spotkanie w czasie powrotu do domu. Rzecz w tym, że kobieta owa zapytała go o
osobę, która ongi mieszkała na ulicy Kolejowej, i od pewnego czasu mieszkała w
Nowym Targu. Kiedy ojciec powiedział to tej nieznajomej, ta bez słowa rozwiała
się w powietrzu. Po pewnym czasie ojciec dowiedział się, że w tym samym czasie
w Nowym Targu zmarła osoba, o którą dopytywała się ta nieznajoma. Później ojciec
opowiadał, że spojrzał Śmierci w twarz i to przeżył… NB, w naszej rodzinie
krąży wiele podobnych historii o Śmierci i jej znakach. (Arystokles)
Źródło – „Niewydumannyje
Istorii” nr 35/2021, s. 24
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F.
Leśniakiewicz