wtorek, 3 maja 2022

Na północnym stoku Tatr (8)

 


VIII.                 Najwyższa ofiara Klemensa Bachledy

 

Dnia 5.VIII.1910 roku na północną ścianę Małego Jaworowego szczytu weszło dwóch polskich taterników – Jan JarzynaStanisław Szulakiewicz.  Pokonali ponad połowę jej dziewiczego terenu, kiedy stało się nieszczęście. Jarzyna odpadł od ściany i pociągnął za sobą towarzysza od liny. Na szczęście lina zahaczyła się o występ skalny i obaj uderzyli o ścianę. Obydwaj byli solidnie potłuczeni, ale Szulakiewicz nie był w stanie odwiązać się od ściany. Kolega spuścił go na małą skalną półkę i zabezpieczył przed spadnięciem, a sam spuścił się po linie w kierunku Morskiego Oka, skąd około godziny 22. telefonicznie poprosił o pomoc.

W pół wieku później Jan Jarzyna w jednej z rozmów dokładniej opisał te ciężkie godziny: Dwa razy zjeżdżałem po linie i wbijałem haki. Potem przyszła burza z gradobiciem. Dosłownie nawała lodowa. Cała ściana się zmieniła w wodne kaskady, w szczelinach było pełno lodu po gradobiciu. Woda wlewała mi się za kołnierz i wyciekała przez buty. Dwukrotnie się pośliznąłem  i tylko cudem udało mi się utrzymać.[1]                      

Ratownicy pod dowództwem Mariusza Zaruskiego doszli na miejsce rankiem, 6 sierpnia i znaleźli tam Jana Jarzynę, który tam powrócił mimo zmęczenia i ran po tym, jak poprosił o pomoc w Morskim Oku. Dzielni mężczyźni, wśród których był słynny ratownik górski Klemens Bachleda (1851-1910) zaczęli się wspinać po tej ścianie, o czym w Księdze Wypraw Ratunkowych Mariusz Zaruski pisze tak: Około godziny 12:30 Klimek odwiązał się od liny asekuracyjnej. Padał deszcz zmieszany z gradem i śniegiem, biły pioruny. Mimo zimna i wyczerpania wciąż powoli posuwaliśmy się do przodu. Klimek, który był najcieplej ubrany wysforował się do przodu i wspinał coraz wyżej. Kiedy się zorientowałem, że trzęsący się z zimna nie możemy nadal dalej iść w tej lodowej zamieci, dałem sygnał do odwrotu, chociaż byliśmy od Szulakiewicza oddaleni o jakieś 100 m. Czekaliśmy na Klimka jakieś trzy kwadranse, aż zauważyliśmy, że wspina się na grzbiecie Jaworowego, i jeszcze dwa razy poprosiłem go, żeby wrócił. Nie słuchał. W tym czasie zostawiłem mu linę i z wielkim trudem zszedłem ze ściany około szóstej wieczorem, padając ze zmęczenia.[2]

Poniższy wpis pochodzi z 7 sierpnia i jest równie wymowny, co zwięzły: Z powodu sobotniego wyczerpania poszukiwania rozpoczęły się dopiero w niedzielę, ale do niczego nie doprowadziły.[3]  

I znowu, 8 sierpnia, jak czytamy w gazecie: W poniedziałek o szóstej rano awaryjna ekspedycja kierowana przez p. Zaruskiego na ścianę i o wpół do drugiej jej członkowie dotarli do miejsca, gdzie leżał Szulakiewicz. Jednak znaleźli go martwego. Śmierć była prawdopodobnie spowodowana wychłodzeniem. [4] 

Kolejne odkrycie dotyczące nieustraszonego Klemensa Bachledy było szokujące, chociaż miało miejsce prawie tydzień później. Jego ciało znaleziono w jednym ze stromych żlebów spadających z grzbietu Małego Jaworowego do Jaworowej Doliny aż do 16 sierpnia, jak pisał przybity szef służby górskiej w oficjalnym raporcie: Klimek leżał w żlebie, przywalony kamieniem. Jedyne, co pozostało z jego głowy, to połamane ręce i nogi. Ubranie zostało zerwane z ciała podczas upadku i podarte na kawałki. Zaszyliśmy zwłoki do śpiwora i opuściliśmy je na linach.[5]                

W Polsce Klimek Bachleda stał się kultowym bohaterem – przykładem skrajnego poświęcenia się dla drugiego człowieka nawet kosztem swego zdrowia i życia. Pamiętam, jak nasza mama czytała nam relację Zaruskiego ze smutkiem i zgrozą. W latach 60. były to wciąż żywe wspomnienia. Tak to było w Polsce Ludowej. Niestety, dziś w tzw. „wolnej Polsce“ postać ta jest nieco zapomniana, a szkoda. Przykre jest to, że Klimek Bachleda powinien być wzorem dla młodzieży, a na niego miejsce przyszli tępomordzi, mięśniakowaci herosi z amerykańskich tandetnych filmów nie potrafiący niczego poza waleniem po mordzie i strzelaniem. Przykre to jest, ale zgodne z prawem Kopernika głoszącym, że zły pieniądz wypiera dobry pieniądz. Dokładnie tak.[6]



[1] Kossak, Ewa: Najslynniejsza tatrzańska tragedia, Przekrój, 815 (1960).

[2] Księga wypraw ratunkowych, s.21-22.

[3] tamtiež, s.22

[4] Katastrofa na Malym Jaworowym, Taternik, 4 (1910).

[5] Zaruszki, Mariusz: Sprawozdanie z wyprawy ratunkowej po Stanislawa Szulakiewicza i Klimka Bachlede w dniach 6.-16. sierpnia 1910.

[6] Uwaga tłumacza.