wtorek, 9 sierpnia 2022

Podróż uczona do Pustkowa-Blizny

 


Od wielu lat interesuję się niemieckimi broniami V z II Wojny Światowej. Odbyłem podróże uczone do wyrzutni pocisków V w Peenemünde, gdzie dzisiaj jest Muzeum Rakietnictwa, potem do działobitni broni artyleryjskiej V-3 Tausendfüßler/Schnelle Eliske/Hochdrückpumpe w Zalesiu k./Międzyzdrojów, następnie zaliczyłem Muzeum Wyrzutni Rakietowych w Łebie – Rąbce, gdzie poza pociskami A-4/V-2 znajdowały się rakiety plot. Rheintochter 1 i 3 oraz czterostopniowy Rheinbote, które mogły unieszkodliwić nawet pociski V-2 i prawdopodobnie właśnie były takimi przeciwpociskami. Naziści mając miecz pomyśleli także o tarczy, bowiem wiedzieli, że część pocisków Fiesseler Fi-103/A-2/V-1 oraz A-4/V-2 wpadła w ręce Aliantów, którzy mogliby zrobić z nich użytek przeciwko III Rzeszy, najbardziej obawiając się połączenia broni V z głowicami atomowymi.

Należy dodać, że tamże miały miejsce próby w polskimi rakietami meteorologicznymi, które były w stanie dolecieć do linii Kálmána czyli na pułap 100 km nad Ziemią, co tak przeraziło „towarzyszy” z Moskwy, że doprowadzili do zamknięcia poligonu i zablokowania prac nad Meteorami, które po pewnych przeróbkach mogły stanowić doskonałą broń antyrakietową…


Czwartą podróż uczoną przedsięwzięliśmy zatem do poligonu broni V-2 w rejonie podkarpackich wsi Pustków i Blizna, gdzie dzisiaj znajduje się Park Historyczny Blizna. Z domu wyjechaliśmy o godzinie 07:05 do „zakopianki” a następnie autostradą A-4 do Dębicy, skąd drogą lokalną 985 w stronę Mielca, by skręcić na wschód ku Woli Ocieckiej i Bliźnie. Pogoda – marzenie: temperatura +16°C, lekki wiatr z N-NE, zachmurzenie umiarkowane, w sumie pogoda idealna na wycieczkę.   

Na miejscu byliśmy o godzinie 09:45. Park był otwarty i za bilety za 8,- PLN (ulgowe za 5,- PLN) weszliśmy na jego teren i ekspozycje. A było co oglądać! Przede wszystkim na środku rozległego placu stoi makieta rakiety V-2 oraz pocisku odrzutowego V-1 w wersji podstawowej – Fi-103 A-1 – w skali 1 : 1. Wokół nich znajdują się eksponowane szczątki rakiet V, czepiec balistyczny z V-2, fragmenty zbiorników paliwowych, dysz silników rakietowych, itd. itp. Oprowadziła nas bardzo miła Pani Renata Rusin, która robiła to niezwykle kompetentnie i z ogromną wiedzą.  

Poza nimi jest tu ekspozycja niewypałów i niewybuchów z pocisków artyleryjskich, min moździerzowych, min ppanc., granatów ręcznych, bomb lotniczych i wszelkiego strzelającego i wybuchającego żelastwa znalezionego w rejonie poligonu.

W specjalnym pawilonie znajduje się ekspozycja poświęcona tym, którzy walczyli z tą bronią – żołnierzy AK. Niestety nie mogłem zrobić zdjęć ze względu na zakaz, a szkoda. Uważam, że temu muzeum należy się jak najszersze rozpropagowanie i to w czasach w których usiłuje się zanegować lub osłabić znaczenie polskiego udziału w walce z broniami V, które – nie ma co tego ukrywać – miały być wektorami dla triady broni masowego rażenia (BMR) – czyli broni atomowej, biologicznej i chemicznej (ABC). I temu wszystkiemu zapobiegli żołnierze polskiego państwa podziemnego. Tych wszystkich ludzi upamiętniono tablicą znajdującą się poza terenem Parku – upamiętniono tym sposobem żołnierzy AK i współpracujących z nimi mieszkańców tutejszych mieszkańców, leśników i księży, więźniów i robotników przymusowych z obozu pracy w Pustkowie.



Jeszcze à propos II Wojny Światowej, to Churchill prosił Stalina o to, by ten przyspieszył ofensywę i jak najszybciej zajął ten poligon i w ten sposób przerwał prace nad broniami V, które obracały w ruiny Londyn…






Po zwiedzeniu Parku i pożegnaniu się z Panią Rusin, pojechaliśmy dalej – na obiad. I tutaj minus tej miejscowości – nie ma tam żadnego baru czy restauracji. Najbliższą knajpą okazała się znajdująca się o 10 km na północ restauracja Przecławska Kuźnia w Przecławiu. Pojechaliśmy tam i zostaliśmy przyjemnie zaskoczeni. Małe miasteczko mniejsze od Jordanowa, zielony zadbany rynek, parterowa architektura. Najwyższym budynkiem jest tam żłobek Psotna Andzia. Poza tym pomnik rzeczonej kuźni oraz Jana Ligęzy z Przecławia, który wprowadził „Bogurodzicę” jako hejnał – wygrywany teraz przez kuranty. No i – co nie uszło naszej uwagi – brak ukraińskich flag, które zostały zdjęte na żądanie mieszkańców.







I jeszcze słówko o samej restauracji. Obiad był stosunkowo tani, obfity i smaczny. Obsługa grzeczna i uprzejma. Polecam wszystkim turystom, którzy zawędrują w te strony.

Powrót był bez wydarzeń i sensacji. Po powrocie sprawdziłem komputer pokładowy naszego samochodu, który pokazał, że pokonaliśmy 405 km w ciągu 5 godzin. Wcale niezły wynik!