Od wielu lat interesuję się niemieckimi
broniami V z II Wojny Światowej. Odbyłem podróże uczone do wyrzutni pocisków V
w Peenemünde, gdzie dzisiaj jest Muzeum Rakietnictwa, potem do działobitni
broni artyleryjskiej V-3 Tausendfüßler/Schnelle Eliske/Hochdrückpumpe
w Zalesiu k./Międzyzdrojów, następnie zaliczyłem Muzeum Wyrzutni Rakietowych w
Łebie – Rąbce, gdzie poza pociskami A-4/V-2 znajdowały się rakiety plot.
Rheintochter
1 i 3 oraz czterostopniowy Rheinbote, które mogły
unieszkodliwić nawet pociski V-2 i prawdopodobnie właśnie były
takimi przeciwpociskami. Naziści mając miecz pomyśleli także o tarczy, bowiem
wiedzieli, że część pocisków Fiesseler Fi-103/A-2/V-1 oraz A-4/V-2
wpadła w ręce Aliantów, którzy mogliby zrobić z nich użytek przeciwko III Rzeszy,
najbardziej obawiając się połączenia broni V z głowicami atomowymi.
Należy dodać, że tamże miały miejsce
próby w polskimi rakietami meteorologicznymi, które były w stanie dolecieć do
linii Kálmána czyli na pułap 100 km nad Ziemią, co tak przeraziło „towarzyszy”
z Moskwy, że doprowadzili do zamknięcia poligonu i zablokowania prac nad Meteorami,
które po pewnych przeróbkach mogły stanowić doskonałą broń antyrakietową…
Czwartą podróż uczoną przedsięwzięliśmy
zatem do poligonu broni V-2 w rejonie podkarpackich wsi
Pustków i Blizna, gdzie dzisiaj znajduje się Park Historyczny Blizna. Z domu
wyjechaliśmy o godzinie 07:05 do „zakopianki” a następnie autostradą A-4 do
Dębicy, skąd drogą lokalną 985 w stronę Mielca, by skręcić na wschód ku Woli
Ocieckiej i Bliźnie. Pogoda – marzenie: temperatura +16°C, lekki wiatr z N-NE,
zachmurzenie umiarkowane, w sumie pogoda idealna na wycieczkę.
Na miejscu byliśmy o godzinie 09:45. Park
był otwarty i za bilety za 8,- PLN (ulgowe za 5,- PLN) weszliśmy na jego teren
i ekspozycje. A było co oglądać! Przede wszystkim na środku rozległego placu
stoi makieta rakiety V-2 oraz pocisku odrzutowego V-1
w wersji podstawowej – Fi-103 A-1 – w skali 1 : 1. Wokół
nich znajdują się eksponowane szczątki rakiet V, czepiec balistyczny z V-2,
fragmenty zbiorników paliwowych, dysz silników rakietowych, itd. itp. Oprowadziła
nas bardzo miła Pani Renata Rusin,
która robiła to niezwykle kompetentnie i z ogromną wiedzą.
Poza nimi jest tu ekspozycja niewypałów i
niewybuchów z pocisków artyleryjskich, min moździerzowych, min ppanc., granatów
ręcznych, bomb lotniczych i wszelkiego strzelającego i wybuchającego żelastwa
znalezionego w rejonie poligonu.
W specjalnym pawilonie znajduje się ekspozycja
poświęcona tym, którzy walczyli z tą bronią – żołnierzy AK. Niestety nie mogłem
zrobić zdjęć ze względu na zakaz, a szkoda. Uważam, że temu muzeum należy się
jak najszersze rozpropagowanie i to w czasach w których usiłuje się zanegować
lub osłabić znaczenie polskiego udziału w walce z broniami V, które – nie ma co
tego ukrywać – miały być wektorami dla triady broni masowego rażenia (BMR) – czyli
broni atomowej, biologicznej i chemicznej (ABC). I temu wszystkiemu zapobiegli
żołnierze polskiego państwa podziemnego. Tych wszystkich ludzi upamiętniono
tablicą znajdującą się poza terenem Parku – upamiętniono tym sposobem żołnierzy
AK i współpracujących z nimi mieszkańców tutejszych mieszkańców, leśników i
księży, więźniów i robotników przymusowych z obozu pracy w Pustkowie.
Jeszcze à propos II Wojny Światowej, to Churchill prosił Stalina
o to, by ten przyspieszył ofensywę i jak najszybciej zajął ten poligon i w ten
sposób przerwał prace nad broniami V, które obracały w ruiny Londyn…
Po zwiedzeniu Parku i pożegnaniu się z
Panią Rusin, pojechaliśmy dalej – na obiad. I tutaj minus tej miejscowości –
nie ma tam żadnego baru czy restauracji. Najbliższą knajpą okazała się znajdująca
się o 10 km na północ restauracja Przecławska
Kuźnia w Przecławiu. Pojechaliśmy tam i zostaliśmy przyjemnie zaskoczeni. Małe
miasteczko mniejsze od Jordanowa, zielony zadbany rynek, parterowa
architektura. Najwyższym budynkiem jest tam żłobek Psotna Andzia. Poza tym pomnik rzeczonej kuźni oraz Jana Ligęzy z
Przecławia, który wprowadził „Bogurodzicę” jako hejnał – wygrywany teraz przez
kuranty. No i – co nie uszło naszej uwagi – brak ukraińskich flag, które
zostały zdjęte na żądanie mieszkańców.
I jeszcze słówko o samej restauracji. Obiad
był stosunkowo tani, obfity i smaczny. Obsługa grzeczna i uprzejma. Polecam wszystkim
turystom, którzy zawędrują w te strony.
Powrót był bez wydarzeń i sensacji. Po powrocie
sprawdziłem komputer pokładowy naszego samochodu, który pokazał, że pokonaliśmy
405 km w ciągu 5 godzin. Wcale niezły wynik!