Stany Zjednoczone oskarżają Rosję
o traktowanie elektrowni w Enerhodarze jak "tarczę nuklearną".
Ukraińcy mają związane ręce. Nie mogą atakować, by nie doszło do
"strasznego wypadku nuklearnego". Antony Blinken nazwał takie działania "szczytem
nieodpowiedzialności".
Sekretarz stanu USA Antony
Blinken nazwał w poniedziałek działania Rosji wokół największej ukraińskiej
elektrowni atomowej w Enerhodarze "szczytem nieodpowiedzialności",
oskarżając Moskwę o wykorzystanie jej jako "tarczy nuklearnej" w
atakach na siły ukraińskie.
Rosjanie
atakują z terenu elektrowni
- Waszyngton jest głęboko
zaniepokojony, że Moskwa używa teraz elektrowni jako bazy wojskowej i strzela
do ukraińskich sił z jej terenu - powiedział Blinken dziennikarzom po rozmowach
w ONZ w Nowym Jorku na temat nierozprzestrzeniania broni jądrowej.
- Oczywiście Ukraińcy nie mogą
tam atakować, by nie doszło do strasznego wypadku nuklearnego – podkreślił i
dodał, że działania Rosji wykraczają poza używanie "ludzkich tarczy"
do stosowania "tarczy nuklearnej".
Agencja Reuters przypomina, że
wcześniej władze Ukrainy oskarżały Moskwę o stacjonowanie wojsk i składowanie
sprzętu wojskowego na terenie Zaporoskiej Elektrowni Atomowej.
Ukraina
chce "zamknięcia nieba"
Podczas poniedziałkowych rozmów
wiceminister spraw zagranicznych Ukrainy Mykoła
Toczycki powiedział, że "potrzebne są solidne wspólne działania, aby
zapobiec katastrofie jądrowej" i wezwał społeczność międzynarodową do
"zamknięcia nieba" nad ukraińskimi elektrowniami atomowymi za pomocą
systemów obrony powietrznej.
Jak pisze Reuters, 20 lipca Rosja
oskarżyła Ukrainę o atak dwoma dronami w okolicach zaporoskiej elektrowni, ale
potem poinformowała, że żaden z reaktorów nie jest uszkodzony.
Na spotkaniu Rady Bezpieczeństwa
ONZ w piątek zastępca ambasadora Rosji przy ONZ Dmitrij Poljański oskarżył kraje zachodnie o "celowe"
ignorowanie ataku z 20 lipca, w którym rzekomo użyto "wyładowanych
materiałami wybuchowymi dronów zagranicznej produkcji do ataku na
elektrownię". Ukraińska państwowa firma jądrowa Enerhoatom nie skomentowała tych doniesień.
Blinken
ostrzega
Blinken powiedział też, że
Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) powinna odzyskać dostęp do
elektrowni. Stanowisko to potwierdził szef MAEA Rafael Grossi, który na Twitterze napisał: Jeżeli
dojdzie do wypadku w elektrowni jądrowej Zaporoże w Ukrainie, nie będziemy
mogli obwiniać żadnej klęski żywiołowej. Będziemy musieli wziąć
odpowiedzialność za to tylko na siebie.
Zaporoska Elektrownia Atomowa w
Enerhodarze, największa tego typu w Europie i trzecia na świecie, została
zajęta przez wojska rosyjskie na początku marca. Obecnie stacjonuje tam ok. 500
Rosjan, są tam także materiały wybuchowe i artyleria ciężka.
Moje
3 grosze
No i to jest dokładnie to, czego się
obawiałem i co przewidziałem już 24 lutego – Putler zamierza wykorzystać te elektrownie jądrowe jako „brudne”
bomby A przeciwko całej Europie. Szantażyk wyjątkowo wredny, jako że od 1986
roku słowo Czarnobyl jest synonimem niebezpieczeństwa, jakie nam grozi ze
strony nieokiełzłanej siły atomu. Atomu, który wyrwał się spod kontroli i
zaczął zabijać i kaleczyć ludzi i wszystkie inne istoty na terenie
promieniotwórczego opadu. Ludzie zaczęli sobie zdawać sprawę z tego, czym
byłaby wojna nuklearna – nawet taka ograniczona, o której marzą różni pomyleńcy
na Wschodzie i Zachodzie. Niektórzy z nas pamiętają ohydny smak płynu Lugola i
strach przez Nieznanym. I to właśnie ten strach jest kartą przetargową
rosyjskich militarystów marzących o powrocie ZSRR – Czerwonego Imperium Zła i
czasów Zimnej Wojny, kiedy to cały świat obawiał się przekształcenia jej w
wojnę gorącą z użyciem wszystkich BMR. Tylko że wtedy mimo wszystko atom
znajdował się pod kontrolą i rządy robiły wszystko co w ich mocy, by ochronić
ludność przed skutkami tej katastrofy – o stopniu zagrożenia INES 8.
Jak podaje Wikipedia: Poziom
promieniowania w najbardziej dotkniętych katastrofą częściach budynku bloku nr
4 ocenia się na 5,6 R/s (0,056 Gy/s), czyli 20 kR/h (200 Gy/h). Dawka
śmiertelna to około 500 R, co oznacza że w niektórych miejscach niezabezpieczeni
w żaden sposób pracownicy przyjęli śmiertelną dawkę promieniowania w ciągu
kilku minut. Dozymetr zdolny do pomiaru promieniowania na poziomie 1000 R/s (10
Gy/s) był niedostępny z uwagi na zniszczenia, a drugi egzemplarz okazał się
wadliwy. Pozostałe dozymetry działały w zakresie do 0,001 R/s (0,00001 Gy/s),
przez co nieprzerwanie podawały odczyt „poza skalą”. W wyniku tego obsługa
reaktora nie była świadoma jak wielką dawkę promieniowania przyjmuje.
Forum Czarnobyla 2003–2005, w skład
którego wchodziły Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (IAEA), Światowa
Organizacja Zdrowia (WHO), Program Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP),
inne ciała Organizacji Narodów Zjednoczonych i rządy Ukrainy, Białorusi i
Rosji, udostępniło szczegółowy raport dotyczący skutków katastrofy reaktora.
Według opublikowanych danych, spośród
134 pracowników likwidujących awarię, u których wystąpiła ostra choroba
popromienna, 28 osób zmarło z jej powodu w 1986 r., a 19 w kolejnych w latach
1987–2004 (niektóre z tych śmierci nie miały związku z napromieniowaniem). W
trakcie akcji ratowniczej 2 osoby zginęły z powodu wypadków niezwiązanych z
promieniowaniem, a jedna osoba zmarła z powodu zakrzepicy.
Według niektórych badań w wyniku
katastrofy ok. 600.000 osób na świecie narażonych zostało na podwyższoną dawkę
promieniowania rzędu 1 mSv. Jest to równoważnik dwóch zdjęć rentgenowskich.
Przeciętny mieszkaniec Polski otrzymuje rocznie dawkę około 3–4 mSv od źródeł
naturalnych, jak promieniowanie kosmiczne czy naturalne pierwiastki promieniotwórcze
w glebie. Z kolei występują na Ziemi takie miejsca, gdzie tło naturalne osiąga
wartość powyżej 100 mSv (np. Ramsar w Iranie, czy Guarapari w Brazylii) i nie
obserwuje się negatywnych skutków zdrowotnych wśród dziesiątek tysięcy ludzi
mieszkających tam od pokoleń.
Liczbę śmiertelnych nowotworów, które
rozwinęły się i mogą rozwinąć się w przyszłości w grupie silnie
napromieniowanej po awarii w Czarnobylu oszacowano na ok. 4000. Wśród
mieszkańców skażonych terenów wzrost ryzyka zachorowań na nowotwory inne niż
tarczycy nie jest obserwowany (jednak ze względu na długi okres rozwoju takich
chorób nie można wykluczyć przyszłego wzrostu zachorowań na raka i, szacowanego
na poniżej 1%, wzrostu śmiertelności z tego powodu). W raporcie wskazano liczbę
ponad 4000 zdiagnozowanych nowotworów tarczycy, które w większości można
przypisać wchłonięciu jodu-131, głównie u dzieci. Z tej przyczyny do roku 2002
zmarło 15 osób. Oczekuje się dalszego wzrostu zachorowań na raka tarczycy.
Nie stwierdzono wzrostu nieprawidłowych
urodzeń ani efektów dziedzicznych u osób z terenów napromieniowanych, natomiast
wiele osób poszkodowanych ma problemy psychologiczne związane z wypadkiem i
przesiedleniem (np. depresje, alkoholizm, trauma, choroby psychiczne,
radiofobia podsycana przez media). Dodatkowo nie obserwuje się jakichkolwiek
anomalii wśród dzieci, których matki w czasie ciąży (lub wcześniej) narażone
były na opad czarnobylski.
Raport Lekarzy Przeciw Wojnie
Nuklearnej szacuje liczbę wypadków raka tarczycy powstałych z powodu katastrofy
na 10.000 i szacuje, że istnieje możliwość kolejnych 50.000 przypadków, do tego
doszło do 10.000 deformacji płodów i śmierci 5000 niemowląt. Jednak do tej pory
nie zaobserwowano jakichkolwiek negatywnych skutków wśród dzieci urodzonych po awarii.
Związek Czarnobyla, organizacja zrzeszająca likwidatorów elektrowni podaje, że
10% z 600.000 osób pracujących przy tym procesie już nie żyje (20 lat po
tragedii), a kolejnych 165.000 jest niepełnosprawnych. Z kolei profesor Wade Allison z Uniwersytetu
Oksfordzkiego oszacował liczbę śmierci nowotworowych z powodu Czarnobyla na 81.
Współcześnie status osoby poszkodowanej w wyniku katastrofy w Czarnobylu ma 1
milion dzieci i 2 miliony dorosłych.
Cytowane raporty są wygładzone i
złagodzone. Prawda jest taka, że ludzie chorują na choroby nowotworowe i jest
ich coraz więcej. Prawdziwe liczby ofiar katastrofy czarnobylskiej są wciąż
utajniane przez atomowe lobbies, co ma na celu wprowadzenie np. w Polsce
elektrowni atomowych zamiast termicznych, wodnych czy wiatrowych. Dlatego dane
te są – delikatnie mówiąc – niewiarygodne.
Podobnie jest w przypadku innej
tragedii jaką jest katastrofa w japońskiej elektrowni atomowej w
Daichii-Fukushimie I, w której eksplodowały trzy reaktory, a skażenie ogarnęło
znaczną połać Japonii i Oceanu Spokojnego. Rząd Japonii i koncern TEPCO nadal
utajnia wyniki pomiarów skażeń po tej katastrofie, co nie przydaje
wiarygodności tym instytucjom.