piątek, 30 września 2022

UFO i okaleczenia zwierząt (1)

 


Elżbieta Boroń vel Bronisław Rzepecki

 

- Mówią, że jakaś strzała zabiła mojego byka, ale ja nie wierzę w to – powiedział Rene Bosc. – Cokolwiek to było, pozostawiło dużą dziurę w tyle tułowia byka, zbyt dużą jak na strzałę…

Incydent, o którym mówił Rene Bosc zdarzył się pewnej listopadowej nocy 1978 roku w pobliżu Spillimeechen w Górach Skalistych. Ma byku ważącym 1700 funtów dokonano również kastracji i usunięcia połowy penisa. Gdy zwierzę znaleziono, wyglądało jakby było pozbawione krwi, chociaż na trawie pozostała jej tylko mała plama, tam gdzie zwierzę leżało.

Podobne zdarzenie okaleczenia zwierzęcia – tym razem krowy – miało miejsce na farmie Nicka Chomiaka z Hornogate, BC, Kanada, ok. 15 mil na północ od farmy Bosca. Brak było jednego oka, chociaż powieka była zamknięta nad oczodołem, połowy ucha, a poniżej jednego rogu, który wydawał się być skręcony, zauważono ślad jakby coś penetrowało skórę. Policja odcięła łeb zwierzęcia, przekazując go do badań. Stwierdzono, że to, co przebiło skórę przeszło przez pysk i prawdopodobnie uchodząc do nozdrzy zmieniło kierunek aby spenetrować pewien odcinek kanału nosowego w końcu powodując śmierć. Cokolwiek to było pozostawiło kanał szerokości dwóch palców, biegnący przez mięśnie głowy, powodując poważne krwotoki.

A oto jeszcze kilka innych przypadków okaleczeń zwierząt hodowlanych z Alberty w Kanadzie, które podaję za periodykiem „Stigmata” 1/1980:

v 23.IX.1979 r. – na południe od Brooks – 5-miesięczne źrebię – usunięto sutki, skórę pachwiny, prawe oko, ucho i część pyska.

v 21.IX.1979 r. – na pd.-zach. od Clares-Holm – byk – usunięte genitalia, język, koniuszek prawego ucha i prawa noga.

v 26.IX.1979 r. - pd.-zach. od Nanton – 3-letni byk rasy Hereford – usunięte: moszna, prawe ucho i część języka.

v 29.IX.1979 r. – Gem – 6-letni byk rasy Hereford – usunięty penis, widoczna linia nakłuć wzdłuż mostka.

v 29.IX.1979 r. – na zach. od Kipp – roczna jałówka – usunięty język, prawe ucho i część odbytnicy.

v 30.IX.1979 r. – Parkland – młody wół – usunięta odbytnica i końce obu uszu.

v Początek października 1979 r. – koło Elk Island NP. – 3-letni byk – usunięte genitalia.

v Połowa października 1979 r. – koło Malville – młody wół – brak języka i jednego ucha, rozcięte gardło, brak krwi.

 

Dnia 17.XI.1979 roku na konferencji ufologicznej w San Diego, CA, dyrektor APRO[1] Jim Lorenzen powiedział:

Dr Howard Burgess, członek APRO studiujący tą sytuację (tzn. przypadki okaleczeń zwierząt, ang.: cattle mutilations – przyp. aut.) zauważył, że 90% okaleczonych zwierząt stanowiło szczególną grupę. Były to 4 lub 5-letnie krowy i jałówki do roku. Prawie wszystkie były rasy Charolais/Hereford. Bydło (…) posiadało ślady podnoszenia za pomocą liny owiniętej wokół jednej nogi. W miejscu tym sierść była wytarta, a noga zwykle złamana. W wielu przypadkach ofiary musiały być zrzucane na ziemię z pewnej wysokości, ponieważ ciała zawierały wiele złamanych kości.

Dr Burgess dowodził, że bydło, które było zabierane w nocy bez ostrzeżenia, musiało być wcześniej w jakiś sposób znaczone. Polecił miejscowemu farmerowi (z płn. regionów Meksyku lub pd. Kolorado, gdzie miała miejsce największa aktywność cattle mutilations – przyp. aut.) aby ten przeprowadził pewną ilość bydła w miejsce, gdzie jest całkowicie ciemno w nocy. (…) Odkryto około 20 krów, które (…) były oznakowane w sposób widoczny w ciemności. Pomimo, że przeprowadzono wiele testów, powód tej luminescencji nie został nigdy wyjaśniony. Jak zauważono, istnieje pewna różnica pomiędzy bydłem, które padło od okaleczeń, a tym umierającym w sposób naturalny. Żywe zwierzęta bezwzględnie unikają tych miejsc, w których padły od okaleczeń

 

Te dziwnie oznaczone zwierzęta zostały przebadane w Schoenfield Clinical Laboratories w Albuquerque, NM, USA. Wraz z odkryciem, że że materiał organiczny na skórze zwierzęcia zawierał dużo więcej potasu (K) niż próbki ziemi z tej części kraju odkryto również, że w wewnętrznych organach tych zwierząt brakowało całych połaci tkanek. Stwierdzono także, że do wnętrza zwierzęcia został wprowadzony jakiś rodzaj cylindrycznego przyrządu, który wybuchając – prawdopodobnie przypadkowo – zdruzgotał całkowicie kość miednicową ofiary. Więcej szczegółów nie podano.

Interesujący przypadek zdarzył się w 1977 roku na rancho Davida Wagnera, w pobliżu Sterling, CO. Farmer szukając swego zaginionego cielaka, zauważył przy bramie leżącą krowę, która wyglądała tak, jakby miała się cielić. Nie zwrócił na nią zbytniej uwagi sądząc, że właściciele zawiadomili już weterynarza. W tym samym miejscu znalazł się następnego dnia i mniej więcej o tej samej godzinie. Krowa była okaleczona:

Oni odcięli krowie język, jeden sutek (strzyk), ucho i oczyścili dokładnie szczękę. Weterynarz L.L. Rieke który wykonał autopsję krowy powiedział: „Gdy ja badałem stwierdziłem brak macicy, którą usunięto od wewnątrz, co było niezwykłe.”

Można przytoczyć jeszcze wiele podobnych przypadków, ale w żadnym z nich nie ma świadków, że odpowiedzialnymi za okaleczenia zwierząt nie są UFO lub też ich Pasażerowie. Nikt nie widział Ufonautów przeprowadzających operacje na zwierzętach – czy rzeczywiście nikt?

Film pt. „A Strange Harvest” (Dziwne żniwa) zrealizowany przez Lindę Moulton-Howe dyrektora ds. F/X (efektów specjalnych) stacji TV w Denver, CO, poświęcony jest problemowi okaleczania zwierząt. Przedstawia on m.in. sesję hipnotyczną z Judy Doraty, która miała CE z obcymi istotami. Były one – wg świadka – zajęte pobieraniem różnych części ciała z żywego zwierzęcia. Zdarzenie to miało miejsce w maju 1973 roku, niedaleko Houston, TX. Hipnozę przeprowadził dr Leo Sprinkle, a oto fragment wypowiedzi Judy Doraty z sesji hipnotycznej:

Doraty: …Widzę jakieś zwierzę, które jest wyciągane do góry. Widzę, że próbuje się uwolnić. To wygląda tak, jakby było wsysane. (…) Robi mi się niedobrze patrząc jak oni rozcinają ciało tego zwierzęcia. Jest to robione bardzo szybko i cielę nie od razu umiera. Z jakiegoś powodu serce cielęcia nie jest wyjęte… Nie wiem. Wydaje mi się jakby cielę ciągle żyło i to mnie przygnębia. Następnie widzę, jak cielę jest spuszczane… Jakby zostało zrzucone w dół i gdy jest na ziemi, jest martwe. Widzę, że nie porusza się. (…)

Sprinkle: Widzisz pocięte zwierzę?

D.: Tak.

S.: Jak zostało pocięte?

D.: Zrobiono sekcję.

S.: Nożami?

D.: Instrumentami jakiegoś rodzaju.

S.: Możesz opisać te instrumenty?

D.: Wyglądają jak noże, ale mają inne uchwyty. Jak oprawki nożyków do golenia. To nie ma części ruchomych i przypomina nożyki do golenia. Jest tam jakiś materiał… tkanka i są tam igły w tym, lub coś co podobnie wygląda. Mogą to być jakieś sondy, nie wiem. Są połączone ze zbiorniczkami. Igła, sonda lub coś innego, umieszczone wewnątrz prowadzi do tych cylindrycznych zbiorników. (…)

 

CDN.     



[1] Aerial Phenomena Research Organization – Organizacja Badań Fenomenów Atmosferycznych.

Gaz w bałtyckich wodach

 

Zdjęcie wycieku gazu na Morzu Bałtyckim wykonane z wysokości orbity. NASA

No i stało się to, czego się skrycie obawiałem. Tydzień temu w słowackiej Zázrivej wygłaszałem referat, w którym wyraziłem obawy przed położeniem na dnie Bałtyku gazociągu Nord Stream 1 i Nord Stream 2. Powiedziałem dosłownie:

 Problem rurociągów na dnie Morza Bałtyckiego. Z przedstawionej mapki wynika, że rurociągi NORD STREAM 1 i NORD STREAM 2 są realnym zagrożeniem dla całego basenu Bałtyku, bowiem przebiegają przez obszary dna, na których składowano broń C oraz materiały wybuchowe zawarte w bombach, minach i torpedach. Gazociągi zagrażają przede wszystkim polskim plażom i polskiej strefie połowowej oraz polskiej energetyce, dlatego Polacy tak intensywnie protestują przeciwko nim. Na zdjęciu członkowie polskiego GREENPEACE protestujący na dnie Bałtyku. Już mamy pierwsze efekty prac na dnie morza – martwe focze szczeniaczki znalezione w Finlandii. Zabiły je Bojowe Środki Trujące z dna Bałtyku.

No i spełniło się w poniedziałek, 26.IX.2022 roku… Tego dnia doszło do wybuchów i wycieku gazu z obu gazociągów w odległości 13 mn/24 km na SE od Bornholmu.  

 


Jestem pewien, że wyciek gazu z rurociągów Nord Stream nie został spowodowany przez trzęsienie ziemi, to była eksplozja w wodzie odpowiadająca sile wybuchu 100-200 kg dynamitu - oświadczył w rozmowie z gazetą „Expressen” sejsmolog z Uniwersytetu w Uppsali Bjoern Lund.

Eksplozja odpowiadająca sile wybuchu 100-200 kg dynamitu. Nord Stream został zniszczony celowo?

Według Lunda "trzęsienie ziemi wywołuje pewne charakterystyczne fale, które nie występują w przypadku eksplozji".

- Wszystko wskazuje na to, że to był podwodny wybuch na dnie lub w pobliżu dna morskiego - podkreślił.

Szwedzka Narodowa Sieć Sejsmologiczna (SNSN) poinformowała we wtorek, że dzień wcześniej zarejestrowała dwie silne podwodne eksplozje na obszarach, gdzie stwierdzono wyciek z gazociągów Nord Stream 1 i 2. Jeden z wybuchów miał magnitudę 2,3 i został zarejestrowany w 30 stacjach pomiarowych w południowej Szwecji.

Według naukowców pierwszy wybuch odnotowano w nocy z niedzieli na poniedziałek o godz. 2:03, a drugi w poniedziałek wieczorem o godz. 19:04.

Ostrzeżenia dla żeglugi o zagrożeniu spowodowanym wyciekiem gazu szwedzka Administracja Morska opublikowała w poniedziałek o godz. 13:52, a następnie o godz. 20:41. We wtorek szwedzka policja wszczęła śledztwo w związku z możliwością wystąpienia sabotażu na obszarze szwedzkiej wyłącznej strefy ekonomicznej, przez którą przebiega gazociąg. W sprawę zaangażowane są służby specjalne SÄPO oraz siły zbrojne. („Niezależna”)

 


W podobnym tonie wypowiada się „Dagens Nyheter”:

 

MALMÖ/BERLIN/SZTOKHOLM. Wycieki odkryte na gazociągach Nord Stream 1 i 2 poza Bornholmem są prawdopodobnie związane z sabotażem, mówi kilku europejskich przywódców.

- To nie było trzęsienie ziemi, ale coś, co eksplodowało w wodzie - mówi sejsmolog Björn Lund dla DN.

Spadek ciśnienia w dwóch przewodach gazowych został odkryty w poniedziałek wieczorem. W poniedziałek zarejestrowano również dwie wyraźne eksplozje szwedzkich stacji pomiarowych, o których jako pierwsza poinformowała SVT.

Björn Lund, wykładowca sejsmologii, mówi DN, że jedna z eksplozji miała siłę 2,3 mag, gdyby była trzęsieniem ziemi. Ale ponieważ ruchy fal są inne w przypadku trzęsień ziemi i eksplozji, Björn Lund jest pewien swojego przypadku.

- Podczas eksplozji energia jest wystrzeliwana we wszystkich kierunkach. Więc to musi dotyczyć wybuchu, eksplozji, czy jakkolwiek chcesz to nazwać.

Duńskie samoloty myśliwskie zrobiły zdjęcia z powietrza, jak woda bulgocze w jednym z przecieków. Według duńskiej obrony, największy wyciek musi dotyczyć powierzchni o średnicy ponad kilometra.

 






- Obecnie badamy przyczyny tego stanu rzeczy. Dojedziemy na miejsce, ale zajmie to trochę czasu. Jesteśmy w kontakcie z odpowiedzialnymi władzami – powiedział we wtorek rzecznik Nord Stream dla DN.

Na pospiesznie zwołanej konferencji prasowej we wtorek wieczorem kilku członków duńskiego rządu przemówiło:

Minister energetyki i środowiska Dan Jørgensen powiedział, że rząd nie wie, jak długo może trwać przeciek, ale chodzi o „przynajmniej tydzień”.

Godzinę później szwedzki rząd skomentował incydent.

- Doszło do detonacji i prawdopodobnie jest to sabotaż - mówi premier Magdalena Andersson, która dodaje, że doszło do nich poza terytorium Szwecji i że Szwecja nie jest atakowana.

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen powiedziała we wtorek wieczorem, że niedopuszczalne jest umyślne sabotowanie europejskiej infrastruktury energetycznej i że incydent zostanie zbadany.

Tego lata amerykańskie służby wywiadowcze CIA ostrzegły niemiecki rząd przed możliwymi atakami na gazociągi na Morzu Bałtyckim, donosi niemiecka gazeta „Der Spiegel”, powołując się na kilka osób znających tę sprawę. Rzecznik rządu nie chce jednak komentować sprawy.

„Der Tagesspiegel” spekuluje, że zarówno Rosja, jak i Ukraina mogą być zainteresowane sabotowaniem gazociągów. Gdyby miało to nastąpić z inicjatywy Rosji, to według gazety mogłaby to być tak zwana operacja pod fałszywą flagą, mająca na celu ukierunkowanie podejrzeń o atak na Ukrainę i wywołanie dalszej niepewności na europejskim rynku energetycznym.

Dmitrij Pieskow, rzecznik prezydenta Władimira Putina, określa incydent jako „niepokojący”, donosi agencja Reuters.

- To sprawa, która dotyczy bezpieczeństwa energetycznego całego kontynentu - powiedział we wtorek.

Z kolei sekretarz stanu USA Antony Blinken wyjaśnił na innej konferencji prasowej, że nie sądzi, aby przecieki miały większe znaczenie dla dostaw energii do Europy.

Gazociągi Nord Stream 1 i 2 biegną równolegle przez Morze Bałtyckie z zachodniej Rosji do północnych Niemiec.

 


Szwedzka Administracja Morska wydała ostrzeżenia nawigacyjne wzywające statki i samoloty do trzymania się z dala od tego obszaru. Początkowo stwierdzono, że wyciek miał miejsce na wodach szwedzkich, ale w rzeczywistości miał miejsce w szwedzkiej strefie ekonomicznej na wodach międzynarodowych.

Incydent spowodował, że szwedzka policja podjęła decyzję o zbadaniu przestępstwa, o czym jako pierwsze poinformowało Sveriges Radio Ekot.

- W tej chwili klasyfikacja to rażący sabotaż, ale to może się zmienić - mówi w rozmowie z DN rzeczniczka policji Karin Styrenius.

Według „Aftonbladet” w środę prokuratorzy zdecydują, kto poprowadzi śledztwo.

Duńska Agencja Zarządzania Kryzysowego stwierdziła, że ​​stężenie gazu, które może dotrzeć do lądu, jest znacznie poniżej limitu zagrożenia dla zdrowia. Poza strefami bezpieczeństwa na morzu nie powinno też być żadnego zagrożenia dla życia i zdrowia.

We wtorek premier Polski Mateusz Morawiecki mówił o przeciekach, donosi Reuters.

- Nie znamy wszystkich szczegółów tego, co się wydarzyło, ale widać wyraźnie, że chodzi o sabotaż, związany z eskalacją sytuacji na Ukrainie.

Morawiecki nie przedstawił jednak żadnych dowodów.

Duńska TV2 donosi, że norweskie władze na kilka dni przed wybuchami pod Bornholmem ostrzegły o kilku niezidentyfikowanych dronach widzianych w pobliżu krajowych platform naftowych i gazowych.

W następstwie wycieku Nord Stream cena gazu ziemnego po czterech dniach spadała, donosi TT. Na giełdzie towarowej w Amsterdamie cena wzrosła o około 6 proc. (DN)


Od Czytelników

 

Obawiam się, że to część wojny dobrze przemyślanej. Przeczytałam Twój artykuł oraz komentarz na końcu. Tak, masz rację. Wie o tym każdy polityk oraz wojskowy. Nord Stream 1 i 2 w czasach pokoju jest OK., ale w czasie wojny to pułapka. Trwała już „operacja wojskowa” na Ukrainie – koniec lutego 2022 roku, gdy nieoczekiwanie zobaczyłam w wizji płonący pas wielkiego ognia na Bałtyku… Pomyślałam co tam jest i co to znaczy?! Zrozumiałam – Nord Stream 1 i 2 . Byłam w szoku, gdyż skutki tego będą tragiczne dla wszystkich krajów nad Bałtykiem. Dymy w zależności od wiatrów będą wiały nad Zatokę Gdańską. Żaden statek nie przepłynie. Powiedziałam o wizji kilku osobom z nadzieją, że to się nigdy nie stanie. Teraz ta wizja nabrała sensu. Znajomy z Gdyni – i Ty również - powiedział: „żeby ktoś nie zaprószył ognia.” Resztę dopowiedzcie sobie sami. Pozdrawiam! (Eleonora)

Przeczytałem ten materiał z niejakim przerażeniem, bowiem wszystko wskazuje na to, że zaczęła się III wojna światowa. To normalne, że atakowane są różne urządzenia na i poza terytorium wroga – to jest oczywiste. Gorsze jest to, że Putin wykonał dziwny krok – ogłosił mobilizację, co już jest wywołaniem wojny – i… pozwolił ćwierć milionowi poborowych wyjechać za granicę. Dziwne, czyż nie? I po co?

Odpowiedź jest oczywista – w celu utworzenia V kolumny w krajach, które mają być zaatakowane jako następne: Gruzja, Osetia, i inne „stany”. Polska i Bałtywia ich nie wpuszcza i słusznie. Mogłoby dojść do zatargów pomiędzy nimi a Ukraińcami, a Dziki Wschód to jest ostatnia rzecz, jaką sobie może życzyć myślący człowiek. (Baron Brambeus jn.) 

Bardziej Ukrom by zależało na tym, by przez ich terytorium szła nitka gazu, by pobierać kasę za tranzyt. Niezbędny na odbudowę gospodarki po wojnie. Ale to tylko moja opinia.  Z geopolityki jestem jak Sasin z gospodarki. Nie radzili sobie na wschodzie liczyli na wyciągnięcie NATO do wojny. Za cenę 300 osób vide katastrofa MH017. Teraz mają broń z zachodu. Bez takiego wsparcia byłoby szybko po wojnie i mapa Europy wyglądałaby inaczej. (M.K.)

Panie Robercie,

Swego czasu wymienialiśmy na FB myśli na różne tematy aktualne wydarzenia. Czy dobrze pamiętam, w marcu tego roku doszło do „trzęsienia ziemi” na Bałtyku, na wysokości Słupska? Niestety nie jestem w stanie odszukać tych materiałów gdyż zlikwidowałam swoje konto. Ale może warto by było odkopać tamto wydarzenie. odnalazłam link do artykułu. Proszę spojrzeć na epicentrum. Miałam wówczas dziwny sen wskazujący na Bałtyk. Dlatego zwróciłam na to "wydarzenie" uwagę - https://dziennikbaltycki.pl/zatrzesla-sie-ziemia-na-dnie-baltyku-sejsmografy-odnotowaly-26-w-skali-richtera-to-przyklad-gniewu-morskiego-niedzwiedzia/ar/c8-16036623  (A.G.)

No i jednak hipoteza sabotażu się potwierdza – przeczytaj sobie wywiad z członkiem FORMOZ-y na ten temat - https://www.o2.pl/informacje/weteran-formozy-o-mozliwej-dywersji-na-baltyku-odpowiedz-brzmi-tak-6817242466057024aA tak już nawiasem, to Ukraińcy nie mieliby tego czym wykonać i jak – nie to morze. A Rosjanie mają siły, środki i Morską Brygadę SPECNAZ-u. Jakieś pytania? (Baron Brambeus jn.)


Moje 3 grosze

 

Wydaje się być oczywistym, że to jest akt sabotażu wymierzony w dostawy gazu do Europy Zachodniej i stoi za tym albo Rosja, albo Ukraina. Nie wiem, kto na tym zyskał, jedno jest pewne – w tej bezpardonowej wojnie został przekroczony kolejny stopień jej eskalacji – zaczęto niszczyć infrastrukturę energetyczną Europy – a zatem komuś chodzi, by wciągnąć UE w wir wojny na Ukrainie.

Tak samo ma się sprawa zajmowania przez Rosjan elektrowni jądrowych na terytorium Ukrainy – to jest element atomowego szantażu Putina. Wystarczy rozwalić reaktory jądrowe i cała Europa zostanie pokryta radioaktywnym fall-out’em. Plan jest obłędny, bowiem oberwie się także europejskiej części Rosji…

Przypomina mi to sprawę zestrzelenia nad Ukrainą malezyjskiego Boeinga 777 z lotu MH017. I w tym przypadku ktoś liczył na pognębienie przeciwnika i zrobienie z niego mordercy niewinnych ludzi. Obłędna logika tej wojny sprowadza się do tego, by sprowokować działania wojenne i na siłę wciągnąć w nie UE i NATO, by mieć pretekst do użycia broni jądrowej. I jest tylko jedna taka strona tego konfliktu – Federacja Rosyjska. Nie można wykluczyć, że wycieki z gazociągów Nord Stream są częścią wojny hybrydowej Rosji przeciwko NATO i ZBiR przeciwko Polsce i krajom bałtyckim - stwierdził minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau podczas wizyty w Waszyngtonie, gdzie wziął udział w dyskusji w Center for Strategic and International Studies. Dodał jednak, że "obecnie nie widzi żadnych oznak, że jedność kontynentu jest zagrożona".[1]

Eskalacja tej wojny będzie trwała nadal i należy się liczyć z tym, że na obszarze UE pojawią się GDR i GDS, których celem będzie europejski przemysł i transport, a także przesył energii elektrycznej, gazu, ropy, itd. I tego należy się obawiać.

 

Przekład ze szwedzkiego - ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz 

Zdjęcia i mapki – „Dagens Nyheter”

poniedziałek, 26 września 2022

Dziennik łowcy upiorów (3)

 


Pandemonium pod Tatrami

 

W centrum wyobrażeń Váchala, pobudzonych lekturą książki Calmeta, znajdują się także autentyczne świadectwa o wilkołakach, o których sam pisał:

Wilkołak, Lupus raptus, Laccerator agriothymiae, to najstraszniejsza i najstraszniejsza istota wśród duchów, to ludzka dusza, która żyjąc w ludzkim ciele, w okrucieństwie i mękach, rozlewie krwi i morderstwach, upodobała to sobie, aż w końcu została ugryziona przez innego wilkołaka. Z cząstek grzesznych dusz, a także z astralnych i materialnych ciał zwłok powstaje ciało na wzór wilka. Wilkołak, oprócz ciała podobnego do wilka, może również nosić ciało ludzkie, wykorzystując płynne siły żywych istot (życie zmagazynowane w emanacji krwi) poprzez wysysanie krwi, aby utrzymać się przy życiu. Właściwie jego jedynym celem jest utrzymanie się przy życiu kosztem żyjących ludzi. Nie znoszą zapachu czosnku. Najstraszniejsza infekcja astralna, ukąszona przez wilkołaka za życia, prowadzi do śmierci ciała, a jeśli serce zmarłego nie było żywe, przebite kwadratowym kołkiem z osiki, to samo ożywa w nocy, nie ma spokoju w grobie i tak długo swoim ciałem astralnym wychodzi z grobu i gryzie wszystkie żywe istoty, aż zamienia swoją substancję z materii cielesnej w prawdziwie diabelską, nadającą się do nawiedzenia przez całą wieczność. Dopiero wtedy przybiera postać prawdziwego wilkołaka i staje się prawdziwym potworem.

 

Vlkolak (vlkodlak, vrkolak, vilkolak, wilkołak) to dawne określenie rozpowszechnione w prawie wszystkich językach słowiańskich. Powstała z połączenia starosłowiańskich słów „wilk” i „dlaka”, czyli „owłosiona zwierzęca skóra”. Wilkołak, w przeciwieństwie do wampira, był żywym człowiekiem z magiczną zdolnością przemiany w wilka. Mógł stać się człowiekiem zrodzonym ze związku kobiety i wampira, podczas gdy było odwrotnie – dziecko wilkołaka i czarownicy stało się wampirem. Inne warianty wspominają o noworodkach w nowiu księżyca lub urodzonych stopami do przodu. W Zamaguri i Spiszu dominowała opinia, że ​​człowiek o dwóch sercach stał się wilkołakiem. Innym razem wystarczyło napić się z wilczej łapy i człowiek zyskał zdolność do przemiany.

Istnienie wilkołaków, oczyszczonych z nalotu i brudu demonologicznych skrybów minionych stuleci, można rozumieć jako pewien rodzaj ludzkiej angelofagii wśród tych, którzy przestali być nie tylko teistami i deistami, ale także świadomymi stanu wojny między teraźniejszością a nieznanym – zauważa Josef Váchal.

 

Na Słowacji wilkołaki były tradycyjnie przekształcane przez przechodzenie przez pięć kołków wbitych w ziemię w dowolnym momencie po pierwszej transformacji, ale najczęściej w czasie przesilenia zimowego lub letniego. Pod postacią wilka lub człowieka z głową wilka atakowały ludzi i zwierzęta, rozrywając je i dusząc. Mieli zwierzęce serce, a ich natura była okrutna: często zjadali własne dzieci.

 

Váchal przebywał na Słowacji, a w miejscowym folklorze badał także fenomen zmór, znanych jako gnava, hnetuch, prilihač, mara, mura, nora, sedielko, sedlisko, zmora czy zmor. Najczęściej zmora była uważana za żywą osobę o wrodzonych lub nabytych zdolnościach magicznych, stworzenie, złowrogi byt duszący śpiącego człowieka, który jako uosobiona przyczyna choroby wysysał z niego krew lub energię życiową. Idee te kojarzyły się przede wszystkim z żywą kobietą, od której dusza odchodziła w nocy, by skrzywdzić śpiących w zoomorficznej postaci ropuchy, kota, myszy, rozmaitych obrzydliwych stworzeń czy bezkształtnego ciężaru. Idee pisarzy na temat kształtu zmory znacznie się różnią: niektórzy twierdzą, że jest okrągła, inni twierdzą, że jest kanciasta; jednak wszyscy zgadzają się co do koloru, że jest cętkowany i żywy. Siła jej wyglądu jest często niezwykle przerażająca i zaciekła – komentuje Váchal.

 

Szczególny wariant tej tradycji został przedstawiony w Zamaguri i Kysucach gdzie zmora jako materializacja pożądania seksualnego dziewczyny, która w postaci ciężaru umartwiała adresata swojej namiętności, objawiającą się bladością, utratą wagi i nieznośnym naciskiem w okolicy klatki piersiowej. Váchal wspomina o tym w swoich notatkach słowami: Ćma, Pularda succuba komunalna lub inaczej katolicka, tak zwana, ponieważ nie jest widoczna dla luteranów i innych heretyków, jak to jest dla tych, którzy upierają się przy samozbawieniu się katolików wiary, pojawia się w nocy z czasem osobom śpiącym na gardle, piersi lub leżącym na plecach i powodując ogromny ucisk na barki, z którego niezwykle trudno jest wybudzić się z otępienia, a nie przyczynia się do łatwiejszego trawienia w jakikolwiek sposób.

 

Jednocześnie etiologia zmory jest niezwykle zróżnicowana w tradycji: może nią zostać noworodek (siódma córka w rodzinie, dziecko o dwóch sercach), dziecko niepoprawnie ochrzczone lub niemowlę po odstawieniu od piersi. W północnej i wschodniej Słowacji panuje opinia, że ​​te plagi powstają z dusz ludzi, którzy nie mogą znaleźć spokoju po śmierci, jak np. tzw. nieczyści zmarli (samobójstwa, straceni przestępcy, itp.). W pewnych okolicznościach wiedźma, upiór typu wampirycznego lub wilkołak może również zabić, co wskazuje na wzajemne powiązania wyobrażeń o tych istotach.

 

Praktyki obronne i lecznicze skoncentrowane na ich odpieraniu. W pobliżu chorego składano rzeczy święte (uświęcone haluki, kreda Trzech Króli), wieńce czosnkowe, a na Spiszu skropiono go wodą święconą. O ile w Szaryszu zawieszali na szyi ofiar worek z okruchami ze stołu wigilijnego, gdzie indziej jako zawartość woleli glinę z grobu, a praktyka ta zaowocowała mrocznymi groteskowymi rytuałami, w których ofiara wypijała wywar z czaszki zmarłego.

 

Ponieważ zmora, podobnie jak wampir, mogła też przedostawać się przez wąską szczelinę lub dziurkę od klucza, przyjęło się wbijać w nie igłę, na progu umieszczać skrzyżowane siekiery, pod łóżkiem szydło lub sierp, a plewy rozsypywać przed dom. Wierzono, że łuski zboża przykleją się do jej wnętrzności, które zostawiła na progu przed wejściem do domu i po powrocie nie będzie już w stanie zabrać ich z powrotem do swojego ciała. Nasi pomysłowi przodkowie nie pozostawiali nic przypadkowi, jeśli chodzi o możliwości walki ze zmorą. W Trenczynie figurę uformowaną z jego własnych ekskrementów nałożyli na klatkę piersiową dziecka, gdzie indziej owinęli dom nitkami splecionymi przez siedmioletnią dziewczynkę. Jednak za najskuteczniejszy uznano pentagram namalowany jednym pociągnięciem na drzwiach, zwany jako „muria noha ”.

  

Z cmentarza na sabat czarownic

  

Widoki cmentarzy i miejsc pochówków, zwłaszcza w górach, są wzruszające. Ogrodzony kilkoma listwami lub deskami, aby bydło nie zniszczyło i nie pokaleczyło się o wypasione krzyże, wiele z nich także „nowoczesnym” drutem kolczastym, sprawia wrażenie pastwiska. Zwłaszcza cmentarze leśne są bardzo malownicze; zmarli pod rosnącymi korzeniami jodeł i świerków nie mogą opłakiwać wilgoci ostatniego łóżka, jak w Olšanach, gdzie trupy leżą w wodzie. Często przegapisz krzyże w wysoko rosnącej trawie, a drewniana komnata śmierci wydaje się być zwyczajną szopą; celujesz w ogrodzoną drutem, pozorną kulturę leśną, aby odkryć w tej chacie jakąś nową pszczołę miodną i dopiero na miejscu zorientujesz się, gdzie jesteś - znajdujemy w notatkach Váchala romantyczne, ale w końcu drobiazgowo trafne opisy lokalne cmentarze na Donovalach, tak jak można by się wreszcie spodziewać po znawcy wampiryzmu. Miejsca ostatniego spoczynku, a właściwie ostatniego spoczynku zmarłych, to magiczna arena między strażnikami starożytnego zakonu a zmarłymi, którzy odmawiają lub nie mogą odejść. Łowca wampirów przemykający przy świetle latarni wśród pochylonych nagrobków i zardzewiałych krzyży zaniedbanego cmentarza, po kolana w przyziemnej mgle i niosący torbę z narzędziami, od dawna jest postacią z horrorów, ale zawsze było mu znacznie bliżej rzeczywistości niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. A procesje żałobne, rytuały pożegnalne czy metody pogrzebowe, zwłaszcza na terenie niekonsekrowanym, były przedmiotem szczególnej uwagi znawców tego zawodu. Wreszcie Josef Váchal był podobnie spostrzegawczy podczas swojego pobytu na Donovalach:

Mniej więcej tydzień po naszym przybyciu do Bull zmarła tu stara kobieta i tak cicho, jak żyła, została również pochowana. Biedny Šimlík zabrał trumnę zmarłego po równie biednej drabinie do Donoval, gdzie najbliższy cmentarz, przyzwoicie otoczony białym murem, z najwspanialszym pomnikiem Zwolenia z tyłu.

 

W opisie tej skromnej ceremonii nie ma nic szczególnego poza empatycznym makijażem odsłaniającym uważne oczy i współczujące serce, ale wszystko zmienia się, gdy dowiadujemy się, że Váchal natychmiast wykorzystał swoje wrażliwe zdolności i spojrzał na sytuację swoim wewnętrznym wzrokiem: Stara kobieta, właściwie jej astral, usiadła na trumnie. Duch ludzi idących za trumną był niezwykle poważny, bo w takich momentach nie może być inaczej. Większość obecnych, przekonana o słynnym zmartwychwstaniu, myślała o nim, jak również o niebie i piekle; żaden z nich nie był pewien, dokąd pójdzie po śmierci. W końcu, jeśli o mnie chodzi, myślałem tylko o cmentarzu nad Dunajem, który jest pełen piasku i kamieni; obserwowałem w myślach cały proces rozkładu martwego ciała, od naturalnego pękania czaszki i powstawania zwłok w pojedynczych wnętrznościach, po nagły rozpad ciała i ścięgien.

 

Diagnostyka okultystyczna tego przypadku była kontynuowana dzięki niezwykłym predyspozycjom wspomnianej już towarzyszki Váchala, Anny Mackovej, która była nie tylko utalentowaną artystką, ale w ramach swoich parapsychologicznych zdolności opanowała również technikę odrywania się od ciała, trywialnie zwaną „podróżą astralną”. I to właśnie tą techniką kontaktowała się ze zmarłymi z osady Bully.

W sposób, który jest dość prosty i łatwy do wyjaśnienia przez osoby badające okultyzm, podczas jednej ze swoich nocnych podróży w swoim ciele astralnym spotkała zmarłą z Bull, która właśnie odłączyła się od jej fizycznego ciała. Jeśli ona skarżyła się, stąd w pełnym sensie swojej fizyczności, pierwsza będąca na chłód, który (podobno) przenika ją nie tylko w grobie, ale także za nocną strażą na cmentarzu, uważała za swój obowiązek pomóż jej, słuchając ducha. To naturalne, że chłopka z Bull, z pewnością za życia pobożna i poprawna kobieta, teraz, gdy nie żyje, nie miała tam nic więcej do roboty poza jej ciałem, które powoli rozkładało się na cmentarzu Donoval, kiedy była odpowiednio wyposażona jak ciało astralne.

 

Wymagało to w końcu uwagi samego Josefa Váchala, którego ta sprawa doprowadziła do przeszukania miejsca rzekomych sabatów czarownic i zgromadzeń strzyg z okolicy, o których istnieniu był w pełni przekonany jako autor „Ogrodu Diabła“:

Kiedy śmierć przychodzi do takich obrzydliwości, wtedy wszystkie formacje nieuporządkowanych, za życia, myśli, jak również części złamanego przez czary ciała astralnego, spajają się, ożywają ponownie i chociaż są niematerialne, ale z przywilejem ukazania się śmiertelnikom, nadal się wściekają. Dlatego pozostając sługami diabła, wędrują po krajach i osadach, siadając na czymś w rodzaju konia, którego mają od diabła, bo jak niektórzy tego chcą, sam diabeł jest tym. Wiele już wiarygodnych osób widziało, jak stryga jeździ konno, głównie o zmierzchu lub o świcie, kiedy stryga jedzie na sabat, dając nauczkę żyjącym czarownicom. W sabaty strygi obcują z diabłami, zachodzą w ciążę i tej nocy rodzą na miejscu. Rzeczywiście, owoc przodków był godny: piekielne dasy i manasas, gryzące ludzkie głowy, w wielkiej liczbie i formach tak strasznych, że Bodin, który ujrzał te potwory w zachwycie, przeraził się nimi i zawołał do diabła: „Beatus, qui tenebit, et allidet parvulos tuos ad petram!” Co Pepríček tłumaczy na czeski: „Błogosławiony ten, kto burzy chwałę, kto wbija te młode potwory w skałę!”

 






Polowanie na donovalskie strzygi

 

Wydarzenia, których świadkiem był Josef Váchal w Donovalach, a także jego zawodowa ciekawość, sprawiły, że późnym wieczorem udał się na górę do miejsca, gdzie według starożytnych przekazów zbierały się strzygi. W tym czasie z pewnością studiował już przesądy przypisywane tym demonicznym istotom przez literaturę ludową. Zgodnie z tradycją niektóre kobiety rodziły się już strzygami lub stopniowo uczyły się umiejętności i uroków zapisanych w czarnej księdze. Ważną rolę odegrały w tym sabaty lub trzciny, czyli ciemne zgromadzenia odbywające się zwykle o północy od soboty do niedzieli. I to właśnie do jednego z tych miejsc Josef Váchal udał się z miejscowym przewodnikiem, zaniepokojony przypadkiem niepokojących objawień duchów na cmentarzu na Donovalach, gdzie niedawno dobudowano nowy grób. Ale przeczytajmy jeszcze raz z jego pamiętnika:

Wygląda na to, że nieboga z Bull zamierzała pozostać w sferze duchowej z ludzkimi instynktami, jak gdyby jeszcze żyła. Jednak bardziej zainteresowany losem zmarłej, czy już wpadła w ręce wilkołaków, zjednoczonych w powiecie bańskobystrzyckim, zamierzałem udać się o północy na spotkanie strzyg i wilkołaków, na skałę Baraňa Hlava. Na Baraňí Hlavie byłem dwukrotnie, pierwszy raz z towarzyszem, a drugi raz tylko z psem. Objechaliśmy tę skałę później w nocy od Bull do Prašivy wraz z pracownikami firmy; Janko Bulla niosący latarkę zauważył skaczącą w naszą stronę dużą żabę i zanim udało nam się ją uratować, ktoś z firmy dźgnął ją kijem. Żałowałem, że nie pozwolono mi wypróbować przepisu Calmeta, zmuszając strzygi do zrzucania kokonów w ciałach zwierząt. Nie było jeszcze dziesiątej wieczorem; w ciągu dwóch godzin, które pozostały do ​​północy, jedna z kobiet mogła z łatwością poczynić przygotowania do zwyczajnego spotkania o północy w Głowie Barana, podobnego do tych, które zwykle muszą zrobić w nieludzkim ciele. Zabita żaba była świętoszkowato tym piekielnym kościele opiekunem szatańskiego ołtarza; mógłbym sobie wyobrazić oburzenie strzyg przybywających o północy, gdyby nie znalazły przygotowanego na uroczystość czubka Głowy Barana i oczyszczonego z wszelkich śladów ludzi, a także ich zamordowanego członka i damy od ceremonii w ciele żaby.

 

Mimo dziwaczności tego incydentu i rozważań na temat granic zaklęć zoomorficznych Josef Váchal zachował jednak logikę współczesnego człowieka mierzącego się z mrocznymi klątwami starożytnego zła, wyciągając pazury z mrocznych otchłani czasu, a raczej ludzkiej podświadomości:

Człowiek jest naprawdę potężnym stworzeniem. Może bezkarnie zabić przyjaciela, jeśli ten znajduje się w skórze innego stworzenia i jeśli nie był on cennym zwierzęciem należącym do kogoś. Ponieważ w okolicy w następnych dniach nic nie było wiadomo, ani o odnalezieniu martwej osoby zadźganej (według rany patyka w żabę) od pleców, ani o zniknięciu człowieka, wierzę, że to prawdopodobnie była tylko naturalną żabą, polującą nocą na owady, a nie o przebraną strzygą. Nie pojawiła się nawet zwykła burza z piorunami, która towarzyszy każdemu atakowi ludzkości na inny świat strzyg, wampirów i nieumarłych, i in. istot niszczących dzieła ludzkich rąk.

 

Podróż tam i z powrotem

 

W połowie września 1930 roku Josef Váchal wrócił do Pragi wraz z Anną Mackovą. Efektem ich podróży był bogato ilustrowany pamiętnik, który zaczął powstawać już w trakcie podróży. Jednak w przeciwieństwie do innych dzieł autor nie wydał jej, a jedynie związał w dwa tomy obszerne. Mimo stwierdzenia Váchala, że ​​„Podróż po Słowacji“ jest jego najpiękniejszą książką, doskonale zdawał sobie sprawę z technicznej niemożliwości druku. Pierwsza edycja odbyła się więc osiemdziesiąt lat później dzięki wspomnianemu już badaczowi Váchalov Petrowi Hrušce. Książka została wydana w 2012 roku, a Petr Hruška był nie tylko redaktorem tekstu, autorem komentarzy, ale także zaprojektował oprawę i formę graficzną dzieła. Reprezentacyjna księga z transkrypcją tekstu wzbogacona jest o wszystkie ilustracje z oryginalnego rękopisu, uzupełnione nie tylko inicjałami i rysunkami marginalnymi, ale także ilustracjami z kopii pamiętnika wykonanej przez Annę Mackovą w latach 1930-1931. Váchal ponownie zilustrował kopię nowymi, w większości odmiennymi rysunkami, tak więc wydanie bibliofilskie z 2012 roku stanowi dzieło skompilowane z obu rękopisów i łącznie czterech tomów w pełnej i po raz pierwszy opublikowanej formie. O ile oba tomy oryginału wciąż znajdują się w Miejscu Pamięci Literatury Narodowej w Pradze, to obie opisane przez nich książki z poprawkami językowymi i topograficznymi zostały odnalezione podczas przygotowań do druku „kilka zbiegów okoliczności” w bibliotece Muzeum Narodowego. Rezultatem jest ekskluzywne świadectwo Josefa Váchala o Słowacji w niewoli własnych aniołów i demonów, tak jak je postrzegał - choć przez okulary ekscentrycznego twórcy - w ówczesnych warunkach Czechosłowacji.

 

Moje 3 grosze


Początkowo miałem zamiar wysłać ten przekład do redakcji „Nieznanego Świata“, ale po namyśle zrezygnowałem. Po pierwsze - dlatego, że nie wiem, czy by tam przeszedł ze względu na tematykę (pamiętam moje boje ze śp. red. Rymuszko o publikację tekstów o „krwawej hrabinie“ i Kubie Rozpruwaczu, które uznał je za zbyt okrutne i krwawe – jakby nasza rzeczywistość była lepsza – sic!), po drugie – przekład jest kulawy, bowiem stara czeszczyzna z początków ubiegłego stulecia jest niezbyt zrozumiała, a na dodatek trzykrotna translacja z francuskiego/niemieckiego na czeski, potem na słowacki i finalnie na polski też nie pomogło w prawidłowym odczytaniu tekstów z książki o. Calmeta, dlatego jest on jaki jest – mam nadzieję, że w miarę zrozumiały. 

 

Przyznaję, kiedy po raz pierwszy usłyszałem ten referat w czasie Konferencji Phoenix w Zazrivej, to po grzbiecie przewszedł mi rój zimnych mrówek. Akurat tak się składa, że byliśmy w większości z tych miejsc i w dzień piękne i widokowe – w nocy zamieniały się w tajemnicze uroczyska tchnące mistyczną grozą. A szczególnie w te bezksiężycowe. Kiedy wychodzi się poza zasięg światła z ludzkich osad, naraz otacza nas ciemność nakłuwana tu i ówdzie światłem gwiazd czy zielonkawą poświatą Księżyca. I wtedy przypominamy sobie te wszystkie historie, o których mówił dr Jesenský... I nie dziwię się temu, skąd poszły te wszystkie opowiadania, gadki i legendy. Po prostu zrodziły je siły Natury, które tak ukształtowały Słowację, że znajdując się wśród jej lasów i gór myśli człowieka samochcący kierują się ku sprawom niesłychanym. Choć nie tak całkiem i nie do końca tak. Dla mnie słowackie noce zawsze kojarzyły się i kojarzą z magiczną atmosferą szekspirowskiego „Snu nocy letniej“. Słowacja po prostu ma to „coś“, co mogłoby być natchnieniem dla Shakespeare‘a, Verne’a, Stokera, Le Fanu czy Potockiego i im podobnych. No ale quod libet – co kto lubi.

 

Jestem materialistą dialektycznym i racjonalistą. I powinienem nie wierzyć w takie rzeczy i uznawać je za religijne brednie. I w rzeczy samej, ale... uważam, że w tych wszystkich opowieściach jest racjonalne jądro. Mamy do czynienia z mało zbadanymi, czy wręcz nie zbadanymi zjawiskami, które – czy tego chcemy czy nie – istnieją. Istnieją i są zjawiskami fizycznymi, które są subtelne i nieuchwytne (wszak są to przede wszystkim zjawiska energetyczne) ale realne i wyczuwane przez ludzi i zwierzęta – np. psy czy koty, co dotyczy duchów, widm i innych fenomenów PSI. 

 

Chciałbym w tym miejscu dodać także i to, że książki o. Calmeta z całą pewnością trafiły w ręce takich pisarzy jak Jan hr. PotockiJoseph Sheridan Le Fanu – autorów takich utworów jak „Rękopis znaleziony w Saragossie“ (polecam Czytelnikowi znakomity film Wojciecha Jerzego Hasa pod tym samym tytułem) i „Carmilla“, która doczekała się kilku adaptacji Teatru TVP i filmowych. Tam właśnie wspominane są Morawy (wtedy północno-zachodnia Słowacja była traktowana jako część Moraw) jako ojczyzna wampirów i innych upiorów. Do tego można jeszcze podłączyć niektóre utwory Aleksieja hr. Tołstoja – np. „Upiór“ i Aleksandra Puszkina. To właśnie stąd poszły legendy o „upiorach śląskich i polskich“ – dziś nazwalibyśmy je zombies – DrakuliVladzie Palowniku, który był postacią historyczną, a z którego zrobiono wampira... I tak dalej, i temu podobnie. Dzisiaj to już tylko kultura masowa i hollywoodzka szmira. Tak myślimy siedząc w ciepłych domach, przed ekranami pecetów i laptopów. Ale kiedy znajdziemy się tam wtedy czujemy zimny powiew strachu na karku...

 

Przekład z czeskiego i słowackiego - ©R.K.F. Sas-Leśniakiewicz 
Fotokopie – ©dr Miloš Jesenský